poniedziałek, 28 lipca 2014

Wojna światów

Barcelona i Real, Real i Barcelona. Rywalizacja między tymi klubami trwa od wielu lat, za każdym razem elektryzując miliony fanów na całym świecie. Przed rokiem historię oraz przebieg tej „Wojny światów” postanowił opisać francuski dziennikarz Thibaud Leplat. Trzeba przyznać, że wyszła mu świetna książka, która w sposób niezwykle ciekawy opowiada o dziejach ponad stuletnich już starć obu klubów.

Od dwóch miesięcy, za sprawą Wydawnictwa Amber, z pozycją hiszpańskiego korespondenta m.in. „Le Parisien”, Canal+ oraz Eurosportu mogą zapoznać się fani w Polsce. Trzeba przyznać, że na tle niemrawych często biografii piłkarzy FC Barcelony i Realu Madryt książka zatytułowana „Wojna światów” zdecydowanie się wyróżnia. Nawet jeśli ktoś nieszczególnie pasjonuje się hiszpańską piłką, preferując włoskie catenaccio lub wyżej ceniąc angielską Premier League, po dzieło Leplata po prostu powinien sięgnąć. Jest to bowiem bardzo dobrze napisana sportowa publikacja, która wyjaśnia historyczny, polityczny i społeczny kontekst odwiecznej rywalizacji między "Królewskimi" i "Blaugraną". To jedna z tych pozycji, które każdy fan futbolu przeczyta z dużą przyjemnością.

Pisarski kunszt Leplata
Autor książki nie jest nudziarzem. To stwierdzam z pełną stanowczością, gdyż w „Wojnie światów” właściwie brak słabszych momentów. Czasem zdarza się, że choć publikacja napisana jest bardzo dobrze, od czasu do czasu wywołuje u czytelnika znużenie. Zdarza się jakiś zbyt daleko rozwinięty wątek, za długi opis bądź inny fragment, który zwyczajnie nudzi. U Thibauda Leplata tego nie ma – całą książkę od pierwszej do ostatniej strony czyta się z dużą uwagą i trudno nawet zorientować się, kiedy pochłania się kolejne rozdziały. Podkreślić trzeba więc dwie kwestie: z jednej strony ciekawy sposób ujęcia tematu, który zresztą już sam w sobie jest niezwykle interesujący oraz pisarski kunszt autora. Ten drugi aspekt był kluczem do sukcesu książki, gdyż dzięki niemu „Wojna światów” jest czymś więcej niż kolejnym reporterskim dziełem dziennikarza sportowego.

czwartek, 24 lipca 2014

Pogromcy futbolowych mitów

Każdy piłkarski mecz rozkładany jest dzisiaj na czynniki pierwsze. Liczba statystyk, które towarzyszą spotkaniom w najważniejszych rozgrywkach, z roku na rok rośnie w zawrotnym tempie. Chris Anderson i David Sally w książce „Futbol i statystyki” właśnie za pomocą danych obalają wiele piłkarskich mitów, a także udowadniają, że odpowiednie ich wykorzystanie może mieć realny wpływ na wynik sportowy.

Nie każdy musi lubować się w piłkarskich statystykach. Nie każdego interesuje, ile kilometrów w ciągu 90 minut przebył dany zawodnik, ile wykonał celnych podań i w których sektorach boiska poruszał się najczęściej. Dla części kibiców od liczb ważniejsze jest ogólne wrażenie, jakie po swoim występie pozostawił piłkarz. Nawet jednak jeśli ktoś nie przepada za analizowaniem danych, których, co warte podkreślenia, z roku na rok przy okazji najważniejszych spotkań pojawia się coraz więcej, powinien sięgnąć po „Futbol i statystyki”. Jest to bowiem książka – nie boję się tego napisać – odkrywcza. Dwóch facetów postanowiło dokładnie przyjrzeć się piłkarskim statystykom i okazało się, że doszli do wielu interesujących wniosków, które zaskoczą niejednego fana futbolu.

Wyrzuty Delapa
A wszystko zaczęło się od jednego prostego pytania: „Dlaczego oni to robią?”. Właśnie te słowa padły z ust Davida Sally’ego, który słabo orientował się w piłkarskich realiach, preferując baseball, kiedy wspólnie z Chrisem Andersonem oglądał skróty jednej z kolejek Premier League. Amerykanin pytał swojego kolegę, dlaczego za każdym razem, kiedy Stoke City wykonuje wyrzut z autu w okolicach pola karnego rywali, do piłki podchodzi Rory Delap, bierze długi rozbieg i mocny zamach, po czym kieruje futbolówkę w szesnastkę przeciwników. O ile na to pytanie Anderson potrafił znaleźć prostą odpowiedź, tłumacząc, że w ten sposób piłkarze Stoke starają się wykorzystać swoje atuty i stworzyć bramkowe okazje, kolejne słowa Sally’ego dały mu do myślenia. „W takim razie dlaczego inni tego nie robią?”, „Czy nie mogliby kupić kogoś, kto dysponowałby równie silnym wyrzutem i w ten sposób zwiększać swoje szanse na wygraną?” – znajomy nie dawał za wygraną, co skłoniło obu panów do głębszego zbadania sprawy.

niedziela, 20 lipca 2014

Jeden wielki "Przekręt"

Wydawać by się mogło, że masowa korupcja to zjawisko, które po futbolowym świecie panoszyło się dawno temu i obecnie dotykać może co najwyżej niższych poziomów rozgrywek. Myśli tak zapewne większość kibiców i ja sam żyłem w takim przekonaniu dobrych kilka lat, odkąd o korupcyjnych aferach w różnych zakątkach świata, także w Polsce, słychać było coraz mniej. Lektura książki Declana Hilla „Przekręt. Futbol i zorganizowana przestępczość” zmusiła mnie jednak do weryfikacji poglądów.

Dzieło kanadyjskiego dziennikarza – będące efektem kilkuletniego śledztwa – jest przerażające. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że zawarte w nim historie mogą przyprawić o dreszcze – torturowanie, zabójstwa na zlecenie, mafijne porachunki, pobicia, zastraszanie… Między innymi o tym pisze Hill, co sprawia, że jego książkę czyta się jak dobry kryminał lub powieść sensacyjną. Z tą tylko różnicą, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Dla kibiców nie to jest jednak najgorsze. Martwi, a zarazem przeraża fakt, że zorganizowana przestępczość od wielu lat ma mocne związki z futbolem. Wiadomo, że gdzie pojawiają się duże pieniądze – a takimi przecież obraca się w piłkarskich związkach, organizacjach i klubach – tam zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał na tym, niekonieczne legalnie, zarobić. Tak dzieje się także z futbolem, o czym na ponad 300 stronach książki przekonuje Declan Hill.

Zaczęło się w Azji
Na początku nie jest jednak aż tak przerażająco. Autor swoje dzieło rozpoczyna bowiem od opisu korupcji w piłkarskich ligach Azji – w Chinach, Singapurze czy Malezji. Pisze o tym, jak tamtejsze rozgrywki opanowała mafia, która korumpowała sędziów, piłkarzy, trenerów. Kreśli dokładną strukturę zorganizowanej przestępczości, zaznaczając jednocześnie, że, nawet jeśli czasem kogoś przyskrzyniono, nie były to wcale „grube ryby” stojące na czele nielegalnych organizacji, a jedynie „płotki” – na przykład lokalni pośrednicy. Jest kilka zagadkowych historii, jak chociażby losy Michala Vany (Czech, w latach 90. występował w singapurskiej lidze), który przed rozpoczęciem procesu w sprawie korupcji (był tam jednym z oskarżonych), dosłownie zapadł się pod ziemię. Udało mu się wydostać z Singapuru i wrócić do Czech, mimo że państwo mieści się na wyspie, z której wyjazd był ściśle kontrolowany.

czwartek, 17 lipca 2014

Konkurs: Wygraj książkę "Życie sportowe w PRL"

Niedawno na blogu pojawiła się recenzja najnowszej publikacji Krzysztofa Szujeckiego "Życie sportowe w PRL". Autor w dużym skrócie i przystępnej formie streścił największe sukcesy polskich sportowców w latach 1944-1989, czego efektem książka, która na rynku pojawiła się pod koniec maja. Teraz macie szansę wygrać własny egzemplarz pozycji wydanej przez Bellonę.

wtorek, 15 lipca 2014

Sport w PRL-u

Mimo młodego wieku Krzysztof Szujecki w swoim dorobku ma już kilka książek. Najnowsza z jego publikacji nosi tytuł „Życie sportowe w PRL” i opowiada o największych sukcesach polskich sportowców w latach 1945-1989. Autorowi udało się stworzyć ciekawe podsumowanie okresu, który zaowocował wieloma rekordami i mistrzowskimi tytułami Biało-Czerwonych.

W lipcu 2012 roku ukazała się książka „Życie sportowe w Drugiej Rzeczypospolitej”, która, jak wskazuje tytuł, poświęcona była rodzimemu sportowi w latach 1918-1939. Pod koniec maja tego roku Wydawnictwo Bellona wypuściło na rynek kolejną pozycję Krzysztofa Szujeckiego, która jest kontynuacją tego, co przed dwoma laty zapoczątkował autor. Młody historyk w niedawnym wywiadzie dla bloga zapowiadał, że nie zamierza poprzestać na dwóch publikacjach. Marzy mu się trylogia, która wkrótce ma zostać uzupełniona o ostatnią część, tym razem traktującą o sporcie w Polsce po 1989 roku. Umowa z firmą wydawniczą została już podpisana, więc pozostaje tylko czekać na następną publikację Szujeckiego. Przede wszystkim dlatego, że podczas prac nad „Życiem sportowym w PRL” młody autor spisał się całkiem nieźle.

Peerelowski sport w pigułce
Zadanie, którego się podjął, wcale nie było łatwe. Spisanie dziejów polskiego sportu w obfitującym w sukcesy okresie PRL-u musiało nastręczać wielu trudności: Które osiągnięcia wybrać? Na których dyscyplinach się skupić? Czy pisać po raz kolejny o tym, o czym media przypominają przy każdej okazji (Wembley, „Gest Kozakiewicza”, skok Wojciecha Fortuny), czy lepiej więcej miejsca poświęcić temu, o czym nie pisze się tak często? Dylematów było z pewnością sporo, a sprawy nie ułatwiał fakt, że autor do dyspozycji miał stosunkowo niewiele miejsca. Książka liczy ostatecznie nieco ponad 250 stron i choć wydaje się, że na tak przekrojowy temat to niewiele, Krzysztof Szujecki bardzo sprawnie zmieścił na kartkach „Życia sportowego w PRL” wszystko co najważniejsze.

niedziela, 13 lipca 2014

„Futebol”. Piłkarska historia Brazylii

„Piłkarski klasyk, z którym powinien zapoznać się każdy kibic”. Z takim zdaniem spotykałem się najczęściej przed sięgnięciem po książkę „Futebol. Brazylijski styl życia”. Po przeczytaniu pozycji napisanej przez Aleksa Bellosa muszę się zgodzić z tą opinią – dzieło brytyjskiego dziennikarza to kapitalna opowieść o kraju ogarniętym futbolowym szaleństwem.

Miało być zupełnie inaczej. Recenzja książki, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Kopalnia, miała pojawić się na blogu tuż przed finałowym meczem mundialu z udziałem Brazylii. Moje plany pokrzyżowali jednak Niemcy, którzy w półfinale odprawili „Canarinhos”, pokonując ich aż 7:1. Nie ma jednak tego złego, co na dobre by nie wyszło – po lekturze „Futebola” moje wyobrażenie tego, co dzieje się właśnie w kraju organizatora mistrzostw świata (szczególnie po kolejnej kompromitacji drużyny narodowej – porażce 0:3 z Holandią w meczu o trzecie miejsce) jest dziś bardzo klarowne. Alex Bellos, przeprowadzając mnie przez ponad 400 stron swojego dzieła, zabrał mnie w niesamowitą podróż po kraju kawy, dzięki której dobrze zrozumiałem to, w jaki sposób piłka nożna stała się w Brazylii czymś więcej niż zwykłą grą – stylem życia mieszkańców tego kraju.

Brazylijski styl życia
„Futebol” nie jest typową książką sportową. Wprawdzie wszystko kręci się w niej wokół piłki (podobnie zresztą jak życie większości Brazylijczyków), ale spektrum tematów poruszonych przez Bellosa jest znacznie szersze. Dzieło tego dziennikarza, przynajmniej w moim odczuciu, ma bardziej charakter społeczny. Nic dziwnego, że tak właśnie się stało, gdyż pisząc o brazylijskim futbolu, charakteryzuje się jednocześnie tożsamość Brazylijczyków. Nie ma na świecie innego kraju, który byłby tak zakręcony na punkcie piłki nożnej. Wiedziałem to przed sięgnięciem po książkę, ale przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, iż skala tego szaleństwa może być aż tak ogromna. Że „futebol” może w takim stopniu przenikać przez wszystkie dziedziny życia – politykę, gospodarkę, religię, że może stać się najwyższą wartością milionów mieszkańców, warunkującą ich zachowanie, życiowe decyzje, a często także ich egzystencję.

piątek, 11 lipca 2014

Alternatywna „Historia mundialu”

Mistrzostwa świata spowodowały, że na rynku literatury sportowej jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywanego w Brazylii turnieju pojawiło się mnóstwo książek o piłce nożnej. Jednym z takich wydawnictw był album „Historia mundialu”, który do sprzedaży trafił pod koniec maja. Niestety publikacja wydana przez Grupę Wydawniczą Foksal mocno rozczarowuje.

Miłe złego początki
Z zewnątrz wszystko wygląda pięknie – gąbkowa okładka, kredowy papier, ciekawa szata graficzna, wiele zdjęć, a nawet plansza, na której można zapisywać wyniki mundialu. Przeglądając album, można potakiwać z uznaniem głową, zwłaszcza, że okładkowa cena publikacji – 39,90 zł – jak na jakość wydania nie jest zbyt wygórowana. „Idealne wydawnictwo na mistrzostwa świata!” – można pomyśleć i wielu pewnie tak właśnie oceniło książkę, biorąc ją do ręki w księgarni. Cały czar pryska jednak w momencie, gdy zacznie się czytać, co też dla kibiców przygotowali autorzy. Z każdą kolejną stroną brwi wędrują coraz wyżej i wprost nie sposób ukryć pojawiającego się na twarzy zdumienia, gdy natrafia się na kolejne „kwiatki”. A tych – czasem śmiesznych, czasem przerażających – jest niestety cała masa.

Jestem wyrozumiałym czytelnikiem i mogę przymknąć oko na wiele rzeczy. Można polemizować, czy powtarzane w książce z uporem maniaka stwierdzenie „Puchar Świata” jest najbardziej trafne w odniesieniu do turnieju, który w polskiej nomenklaturze sportowej od lat zwykło się określać raczej jako mistrzostwa świata lub mundial. Można wybaczyć literówki, które z Alessandra del Piero czynią Alessandra del Pietro lub które sprawiają, że w metryczce Thierry’ego Henry’ego w rubryce „liczba bramek w reprezentacji” widnieje cyfra „4”. Takie pomyłki zdarzają się przecież w prawie każdej publikacji i często nie sposób ich uniknąć. Można nawet przejść do porządku dziennego obok stwierdzeń, które w odniesieniu do futbolu słyszy się w rodzimym języku po raz pierwszy: „specjalista od martwych piłek” (to o Cristiano Ronaldo), „przejąć puchar” (w sensie zdobyć) czy „zagrać w finałach Ligi Mistrzów” (zamiast: „w finale”, gdyż rozgrywane jest przecież tylko jedno spotkanie).

środa, 9 lipca 2014

Stary, dobry Harry

Po przeczytaniu wspomnień sir Aleksa Fergusona byłem przekonany, że to najlepsza książka, jaką kiedykolwiek napisał menedżer piłkarski i długo nie pojawi się taka, która będzie w stanie jej dorównać. Mając za sobą lekturą autobiografii „Zawsze pod kontrolą” Harry’ego Redknappa muszę jednak zweryfikować ten pogląd. Dzieło szkoleniowca Queens Park Rangers czytało się bowiem równie dobrze jak książkę jego starszego kolegi po fachu.

Podobieństw miedzy tymi trenerami jest zresztą znacznie więcej. Choć Ferguson urodził się ponad pięć lat wcześniej niż Redknapp, można powiedzieć, że obaj są reprezentantami tego samego pokolenia. Co za tym idzie, obaj nadają na podobnych falach, a sposób ich patrzenia na futbol też momentami staje się zbieżny. Można to wyczuć, czytając ich wspomnienia, choć oczywiście trzeba pamiętać, że wieloletni menedżer Manchesteru United jest dużo bardziej utytułowany. O ile jednak „Fergie” pracował przez dobre kilkanaście lat z drużyną z absolutnej światowej czołówki, tego samego nie można powiedzieć o jego młodszym koledze. Zespoły, które prowadził Redknapp, to drużyny o dużo mniejszym potencjale, więc mizerna liczba trofeów na koncie tego szkoleniowca nie może dziwić. W tym aspekcie Ferguson wyprzedza trenera QPR o kilka długości, ale już na poletku pisarskim obaj panowie stają się równorzędnymi konkurentami.

Czasy się zmieniają, Redknapp pozostaje
O tym, jak do spisania swoich wspomnień podszedł sir Alex Ferguson, pisałem jakiś czas temu w recenzji jego „Autobiografii”. Podkreślałem przede wszystkim fakt, że były menedżer „Czerwonych Diabłów” napisał książkę na własnych zasadach. To samo można powiedzieć o Redknappie, choć jego biografia nie cechuje się tak wielką swobodą w kolejności przedstawiania zdarzeń. Autor pozycji „Zawsze pod kontrolą” stara się raczej trzymać chronologii. Zaczyna wprawdzie opisem procesu, który toczył się między innymi przeciwko niemu od 2007 roku, a następnie przechodzi do tematu spekulacji dotyczących objęcia przez niego funkcji szkoleniowca reprezentacji Anglii (2012 rok), a więc zaburza porządek, ale to zabieg, który stosuje wielu autorów wspomnień. Jest to rodzaj wprowadzenia do lektury – na kolejnych stronach menedżer trzyma się chronologii wydarzeń, rzadko pozwalając sobie na wybieganie w odległą przyszłość czy tworzenie długich dygresji na temat tego, co miało miejsce wcześniej.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Podsumowanie akcji „Mój pierwszy mundial”

W miniony piątek zakończyła się akcja „Mój pierwszy mundial”. Zabawa polegająca na przesyłaniu zdjęć pamiątek związanych z pierwszymi mistrzostwami świata oraz opisów tych imprez spotkała się z ciepłym przyjęciem dziesięciu uczestników, którzy wyczerpująco opowiedzieli o pięknych wspomnieniach z dzieciństwa. Kto najbardziej urzekł autora bloga? Pora na krótkie podsumowanie akcji.

Liczba osób, które zdecydowały się wziąć udział w zabawie, nie powala może na kolana, ale przecież nie o ilość chodzi, a jakość. Każdy z uczestników wykazał się dużą kreatywnością, ciekawie opowiadając o tym wszystkim, co towarzyszyło pierwszemu mundialowi jego życia. Dzięki temu powstała mozaika wspomnień związanych z przeróżnymi turniejami mistrzowskimi – od Argentyny i 1978 roku, przez imprezę rozgrywaną w Meksyku w 1986 roku, a na mundialu w Niemczech sprzed ośmiu laty skończywszy.

Zgłoszenia wszystkich dziesięciu kibiców na bieżąco pojawiały się na fan page’u bloga w serwisie Facebook. Każdy konkursowy post został oznaczony hashtagiem #mojpierwszymundial – klikając w niego lub wpisując go w wewnętrznej wyszukiwarce, możecie przyjrzeć się wszystkim zdjęciom pamiątek, które przesłali uczestnicy. Większość z nich decydowała się nawet na kilka fotografii, wiec zdecydowanie jest co oglądać i o czym czytać! Tak w dużym skrócie wyglądały zgłoszenia (klikając na dane uczestnika, można zapoznać się z przesłanym przez niego opisem):

piątek, 4 lipca 2014

Lipcowe premiery

Po niezwykle ożywionym pierwszym półroczu, w którym ukazało się ponad 75 (sic!) książek o sporcie, przyszedł czas na dużo spokojniejszy lipiec. W tym miesiącu kibice raczej nie będą mogli narzekać na nadmiar nowych publikacji, nawet jeśli do dotychczasowych zapowiedzi dołączy jeszcze kilka następnych. Dziś o dwóch lipcowych premierach i pozycjach, które wydane zostały pod koniec czerwca.

Na początek, zgodnie z zasadą, o tym, czego nie udało się zapowiedzieć przed miesiącem. 30 czerwca do sprzedaży trafiły dwie książki, o których dowiedziałem się przed kilkoma dniami. Pierwsza z nich to coś dla tych, którzy gustują w regionalnych monografiach klubowych. „Duma Mazowsza. 65 lat Wisły Płock”. Taki tytuł nosi najnowsza pozycja Zbigniewa Pawłowskiego, autora, który może pochwalić się już jedenastoma publikacjami o tematyce sportowej. Obok książek o płockiej piłce nożnej, Błękitnych Raciąż czy KS Masovii, ten trener i działacz tworzył także albumy poświęcone Blaugranie – „110 lat FC Barcelona”, „Polacy w grach przeciwko Barcelonie” oraz „55 lat Camp Nou”. Teraz, kontynuując opracowywanie dziejów sportu w Płocku, postanowił opisać historię wszystkich sekcji tamtejszej Wisły.

Choć najnowsza publikacja przygotowana została na 65-lecie klubu, ukazuje się… dwa lata po tej rocznicy. Najwidoczniej nie udało się zgromadzić środków, aby wydać książkę w 2012 lub prace nad nią się przeciągnęły, dlatego dopiero 30 czerwca miało miejsce spotkanie autorskie, na którym premierowo można było nabyć tę monografię. Warto dodać, że opracowywanie tej pozycji zajęło autorom sześć lat, czyli szmat czasu. Można więc mieć nadzieję, że dzieje płockiego klubu opisane zostały z wielką starannością i dbałością o każdy szczegół. W pisaniu książki Zbigniewowi Pawłowskiemu pomagało kilku współpracowników, o czym wspomina we wstępie.

środa, 2 lipca 2014

Krakowskie czytanie gry (fotorelacja)

Siedzą od lewej: Łukasz Kwiatek, Piotr Żelazny,
Marek Wawrzynowski, Paweł Czado, Michał Okoński,
Rafał Stec i Bartek Kucharzyk
Pięciu czołowych polskich dziennikarzy sportowych, pięć różnych punktów widzenia, jedna wspólna pasja – futbol. W środę w krakowskiej kawiarni The Revolutionibus odbyło się spotkanie pod hasłem „Czytanie gry”. O piłce nożnej przez blisko trzy godziny opowiadali autorzy książki „Kopalnia – sztuka futbolu”: Paweł Czado, Michał Okoński, Rafał Stec, Marek Wawrzynowski i Piotr Żelazny.

Najnowsze „dziecko” Wydawnictwa Kopalnia było tak naprawdę jedynie pretekstem do pogłębionej rozmowy na futbolowe tematy. Na spotkaniu prowadzonym przez Bartka Kucharzyka i Łukasza Kwiatka mowa była nie tylko o książkach piłkarskich, ale także o wielu innych tematach związanych z najpopularniejszą na świecie dyscypliną sportu. Królował oczywiście mundial, gdyż dla każdemu kibica jest to obecnie sportowe wydarzenie numer jeden.

Dziennikarze nie mogli uciec od pytania, która drużyna ich zdaniem zdobędzie mistrzostwo świata. Zdania w tej kwestii były podzielone, podobnie zresztą jak w kilku innych przypadkach, co sprawiło, że spotkanie przerodziło się w ożywioną dyskusję obfitującą w interesujące spostrzeżenia. Rafał Stec polemizował z Pawłem Czado, który wyraził swoje obawy co do przyszłości piłki nożnej i stworzył wizję futbolowego świata, w którym liczy się jedynie wytrzymałość, a nie piłkarska finezja. Każdy z pięciu uczestników dyskusji wypowiadał się na zadane pytania w nieco inny, charakterystyczny dla siebie sposób, każdy z dziennikarzy wprowadzał do rozmowy nowy wątek i dorzucał kolejne ciekawe obserwacje.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

„Canarinhos” według Dariusza Wołowskiego

Czy Polak może pisać o brazylijskim futbolu z fantazją i brawurą charakterystyczną dla mieszkańców Kraju Kawy? Okazuje się, że tak, a dowodem na to książka Dariusza Wołowskiego „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu”. Dzieło tego dziennikarza sportowego to idealna lektura na mundialowe dni.

Rozpoczynając czytanie książki zastanawiałem się, czy publikacja Wołowskiego będzie kolejną lekturą pisaną „z fotela”. Na odległość też można stworzyć interesującą lekturę, ale jest to zadanie niezwykle trudne i nie każdy jest w stanie mu podołać. Okazało się jednak, że moje obawy były nieuzasadnione, bowiem autor pozycji „Canarinhos” wybrał się z dwutygodniową wizytą do Brazylii i zawarł w swoim dziele wiele obserwacji poczynionych podczas tamtej wycieczki. To zdecydowanie zwiększyło wartość książki i sprawiło, że w pewnym sensie można ją traktować jako publikację reporterską. Oczywiście nie w całości, gdyż w jej opracowywaniu pomogły Wołowskiemu liczne źródła (m.in. „Futebol” Aleksa Bellosa), ale przygody autora, które przeżył w Kraju Kawy, a następnie postanowił opisać, uatrakcyjniają treść i uprzyjemniają czytanie.

Od Friedenreicha do Neymara
Tytuł książki sugeruje, że zostały w niej przedstawione różne oblicza brazylijskiego futbolu. Rzeczywiście tak jest. Autor podzielił swoje dzieło na 11 rozdziałów, z których każdy ma swój temat przewodni. Jest o czarnoskórym Arthurze Friedenreichu, który zdobył pierwszą, historyczną bramkę dla reprezentacji Brazylii, a także był jednym z zawodników udowadniających, że w przypadku umiejętności piłkarskich rasa nie ma żadnego znaczenia; jest o tych, których nie sposób pominąć, pisząc o „Canarinhos” – Pele, Garrinchy, Romario czy Ronaldo; jest wreszcie u wydarzeniach takich jak przemaglowane ostatnio na wszystkie sposoby „Maracanaco”, a dzieło wieńczą rozdziały poświęcone Neymarowi i królom Copacabany, czyli tym, którzy grają w piłkę na piasku. W książce nie zabrakło więc żadnego z ważnych tematów, a każdy przedstawiony został z pomysłem – jest trochę historii, ale też sporo ciekawostek czy odautorskich anegdot.

piątek, 27 czerwca 2014

KONKURS: Wygraj książkę „Futebol. Brazylijski styl życia”!

Mundial wkracza w decydującą fazę. Za kilkanaście dni dowiemy się, która z drużyn sięgnie po tytuł mistrza świata, a która będzie musiała zadowolić się drugim lub trzecim miejscem. Z tej okazji wraz z Wydawnictwem Kopalnia przygotowałem konkurs, w którym do wygrania piłkarski klasyk – „Futebol. Brazylijski styl życia”.

O tym, że dzieło Aleksa Bellosa powinno znaleźć się na półce każdego prawdziwego kibica, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Zwłaszcza teraz, w okresie mundialowej gorączki, książka Wydawnictwa Kopalnia powinna stanowić dla fanów lekturę obowiązkową, którą mogą raczyć się między kolejnymi meczami mistrzostw. Czytelnicy bloga mają więc świetną okazję do tego, aby zgarnąć egzemplarz „Futebola”.


środa, 25 czerwca 2014

Autobiografia najgorszego bramkarza świata

We współczesnej piłce rola bramkarza jest szalenie niewdzięczna. Wie coś o tym Victor Valdes, który nieraz krytykowany był za popełnione błędy. Każdy, kto choć raz zgłaszał pretensje pod adresem zawodnika FC Barcelony, powinien sięgnąć po jego książkę. Piłkarz ujawnia w niej, że bycie zawodowym golkiperem, nawet odnoszącym wielkie sukcesy, nie jest zadaniem łatwym, ani przyjemnym.

Szok. To chyba najlepsze słowo na opisanie moich odczuć po lekturze książki „Samotność bramkarza”. Dotychczas miałem okazję zapoznać się z mnóstwem autobiografii piłkarzy, ale żadna z nich nie była taka, jak dzieło napisane przez Hiszpana. Raz, że jego publikacja nie przybiera tradycyjnej formy wspomnień, dwa, że jej wydźwięk jest bardzo specyficzny. O ile większość zawodników zajmujących się zawodowo kopaniem piłki lubi lub wręcz kocha swoją pracę, z Victorem Valdesem jest nieco inaczej. „Lubiłem futbol, ale nienawidziłem gry na pozycji bramkarza” – pisze autor na jednej z pierwszych stron książki, odnosząc się do swojego dzieciństwa. Po lekturze całej publikacji trudno oprzeć się wrażeniu, że powyższe zdanie wciąż ma wiele wspólnego z odczuciami hiszpańskiego golkipera.

Golkiper z przymusu
To właśnie ta konstatacja płynąca z książki Valdesa sprawia, że po jej skończeniu można być w lekkim szoku. Patrząc na futbol z własnej perspektywy często zapominamy o tym, że nie wszystkie osoby zaangażowane w ten „biznes” muszą być, podobnie jak my, wielkimi futbolowymi maniakami. Owszem, większość piłkarzy, trenerów czy działaczy lubi piłkę nożną, traktuje ją często nie jako pracę, ale przede wszystkim pasję. Warto jednak pamiętać, że istnieje grupa osób, które mogą mieć inne podejście – bycie piłkarzem to dla nich zawód jak każdy inny. Znane są przecież przypadki zawodników, którzy tak naprawdę nie interesują się futbolem, nie śledzą innych rozgrywek, nie oglądają meczów, a kontakt z piłką nożną ograniczają do niezbędnego minimum, które pozwala im dobrze wykonać swoją robotę na boisku. Nie jest tak wprawdzie z Victorem Valdesem, gdyż Hiszpan futbol zwyczajnie lubi, ale jeśli chodzi o jego podejście do wykonywanego zawodu, opiera się ono na zasadzie: „Mimo że tego nie lubię, jestem bramkarzem, bo jestem w tym dobry i dzięki temu mogę zaistnieć w profesjonalnym futbolu”.

niedziela, 22 czerwca 2014

„Kici”. O Legii oczami legendy

Obok Kazimierza Deyny jest jedną z dwóch największych legend Legii Warszawa. Choć o „Kace” powstały do tej pory aż trzy książki (w drodze jest kolejna), Lucjan Brychczy długo nie mógł doczekać choćby jednej. Zmienili to Grzegorz Kalinowski i Wiktor Bołba za sprawą pozycji „Kici”, która w równym stopniu co o tym wyjątkowym piłkarzu, traktuje o klubie, w którym jej bohater spędził większą część swojego życia.

Można powiedzieć, że „Kici” to klubowa monografia przedstawiająca dzieje Legii Warszawa z punktu widzenia jej legendy. W takim stwierdzeniu nie ma nadużycia, bowiem Lucjan Brychczy towarzyszy „Wojskowym” od 60 lat. Do Legii trafił w 1954 roku i choć piłkarską karierę zakończył 18 lat później, pozostał w klubie w roli szkoleniowca. Tę funkcję pełni do dziś, będąc jednym z asystentów trenera, więc nic dziwnego, że jego biografia jest jednocześnie publikacją o zespole, w którym spędził większą część swojego życia. Bohater książki zna klub od podszewki, przeżywał z nim wzloty i upadki, miał okazję poznać pewnie kilkuset zawodników, którzy przez lata przewinęli się przez drużynę ze stolicy. Ktoś, kto sięgnie po pozycję napisaną wspólnie z Grzegorzem Kalinowskim i Wiktorem Bołbą, ma więc okazję nie tylko dobrze poznać przebieg kariery Lucjana Brychczego, ale wiele dowie się także o tym, jak funkcjonowała Legia przez ponad pół stulecia.

Niekończąca się rozmowa
Pisząc o książce, która na początku maja ukazała się nakładem Wydawnictwa Buchmann, nie sposób nie wspomnieć o jej specyficznej formie. Nie wiem, jaka była tego przyczyna, ale autorzy zdecydowali się przedstawić bohatera w wywiadzie-rzece, który ciągnie się od pierwszej do ostatniej strony. Starsi kibice być może pamiętają, że kiedyś, tworząc biografie sportowców, czasem wybierano taką konwencję (patrz: „Kochana piłeczko” Józefa Młynarczyka czy „Wszystko porąbane” Władysława Komara i Jana Lisa). W ostatnim czasie ta forma nieco zanikła, a przynajmniej nie spotkałem się z nią w przypadku książek sportowych, ale przypomnieli o niej Kalinowski i Bołba. Jest więc kilkaset pytań od autorów, na które obszernie odpowiada Lucjan Brychczy i tak w skrócie wygląda narracja w pozycji „Kici”.

piątek, 20 czerwca 2014

Akcja „Mój pierwszy mundial”. Wygraj książkę i autograf Harry’ego Redknappa!

Tegoroczne mistrzostwa świata są niesamowite. Nie brakuje niczego – pięknych akcji, mnóstwa bramek, zaskakujących rozstrzygnięć oraz emocji od pierwszej do ostatniej minuty. Brazylijska impreza jest wyjątkowa i kibice bez wątpienia zapamiętają ją na długo. Czy jednak za kilka lat trwający właśnie turniej będą wspominać z tak wielkim sentymentem, jak pierwszy mundial w swoim życiu?

Pierwsze zawsze jest najlepsze i próbowałem to udowodnić przed kilkoma dniami w tekście poświęconym mistrzostwom świata z 2002 roku. Mundial rozgrywany na boiskach Korei Południowej i Japonii był premierową imprezą tej rangi, którą miałem okazję śledzić jako 11-letni kibic. Z tego też względu wyczyny Ronaldo i jego kolegów z drużyny, podobnie jak mecze reprezentacji Polski prowadzonej przez Jerzego Engela czy drogę Niemców do finału w Jokohamie, do końca życia wspominał będę z sentymentem. Czytelnicy tego bloga są jednak w różnym wieku, więc swoją mundialową inicjację przechodzili w różnych momentach – dla kogoś wyjątkowe mogły być mistrzostwa w Niemczech sprzed ośmiu lat, dla innego fana niezapomniany, bo premierowy, mógł być turniej z 1994 roku. Jeszcze starsi kibice do dziś z łezką w oku mogą wspominać wyczyny Diego Maradony na meksykańskich stadionach, które później starali się kopiować na własnym podwórku.

Bez wątpienia każdy fan futbolu ma piękne wspomnienia związane ze swoimi pierwszymi mistrzostwami świata, a także jakieś gadżety mające związek z tą imprezą – wycinki prasowe, prowadzony przez siebie zeszyt z wynikami, plakat ulubionej drużyny, naklejki, karty, bilety meczowe lub, a jakże, książki. Akcja „Mój pierwszy mundial” ma na celu zachęcenie kibiców do podzielenia się z innymi swoimi przeżyciami, a także zdjęciami pamiątek. To zabawa, która ma pokazać, że futbol jest fantastycznym, wielowymiarowym zjawiskiem, które potrafi dostarczyć wielu wzruszeń oraz wyjątkowych wspomnień. Mistrzostwa świata w piłce nożnej, będące esencją tej gry, są wydarzeniem, które przez każdego fana postrzegane jest inaczej i na tym właśnie polega piękno mundiali. Startująca właśnie akcja może być tego najlepszym potwierdzeniem.

środa, 18 czerwca 2014

Jacek Adamczyk: „Adamek porwał się z motyką na słońce. Nie porównujmy go do Witalija Kliczki” [Wywiad]

Na początku czerwca na rynku pojawiła się pozycja „Wódz. Witalij Kliczko. Ciosy i uniki boksera i polityka". Za spisanie historii ukraińskiego pięściarza wziął się Jacek Adamczyk, dziennikarz związany z Orange Sport i FightBox, właściciel portalu MMAnia.pl oraz Agencji Pressing. W wywiadzie dla bloga autor książki opowiada o pracach nad biografią, ocenia szanse Kliczki na wielką polityczną karierę, a także próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego start polskich sportowców w wyborach do europarlamentu zakończył się totalnym fiaskiem.

- "Wódz. Witalij Kliczko. Ciosy i uniki boksera i polityka" to bardziej książka o sportowcu czy polityku?

To książka o bardzo ambitnym sportowcu, który w pewnym momencie postanowił zająć się wielką polityką. Nawet jeśli Witalij zostanie prezydentem Ukrainy, a wiele wskazuje na to, że w przyszłości może mu się to udać, to i tak będzie rządził krajem jako były pięściarz, zawodowy mistrz świata wagi ciężkiej. Tak właśnie starałem się go przedstawić – jako kogoś, kto po raz pierwszy na świecie, po zrobieniu imponującej sportowej kariery, ma szansę zasiąść za sterami swojej ojczyzny. Aktorów-prezydentów już w historii mieliśmy, boksera-prezydenta nigdy.

- Co skłoniło Pana do tego, aby przedstawić sylwetkę tego człowieka? Mówiąc wprost - jak doszło od powstania książki?

Trochę przez przypadek. Nigdy nie myślałem o napisaniu jego biografii. Raz popełniłem tekst do nieistniejącego już magazynu „Science Fiction” i na tym moje „literackie” próby się skończyły. Aż do momentu, gdy skontaktowała się ze mną Katarzyna Kozłowska, współwłaścicielka wydawnictwa Kurhaus. Znaliśmy się wcześniej, współpracowaliśmy w zupełnie innych okolicznościach, przy okazji podejmowania dziennikarskich wyzwań. Katarzyna uznała, że biografia starszego z braci, gdy zbliżają się prezydenckie wybory na Ukrainie, może być strzałem w dziesiątkę. I tak wykluł się „Wódz”.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Czerwcowe premiery (cz. 2)

W ostatnich miesiącach na rynku literatury sportowej królował futbol. Nie ma się jednak czemu dziwić – w końcu mundial zdarza się tylko raz na cztery lata, więc wydawnictwa starają się maksymalnie wykorzystać nagły wzrost zainteresowania tą dyscypliną. Druga połowa czerwca także przyniesie kilka piłkarskich premier, choć oferta skierowana do kibiców powoli wraca do normalnego stanu i znów staje się nieco bardziej zróżnicowana.

Dowodem tego książka, która na rynku ukazała się 11 czerwca. Nie udało mi się niestety zapowiedzieć jej w pierwszej części comiesięcznego tekstu, a to z tego względu, że jest to pozycja napisana przez Krzysztofa Mecnera. Ten autor słynie z tego, że nigdy nie informuje o pracach nad kolejnymi publikacjami z dużym wyprzedzeniem. Zazwyczaj pierwsza wiadomość o premierze trafia na fan page Wydawnictwa Mecner Media kilka dni przed odebraniem książki z drukarni. Nie inaczej było w przypadku albumu „Piłka ręczna. Wielkie turnieje”, który, ni stąd, ni zowąd, pojawił się na rynku przed kilkoma dniami. Można być pod wrażeniem tego, jak intensywnie w ostatnim czasie pracuje jego autor. Od sierpnia ubiegłego roku wydał już cztery pozycje: „Siatkarskie puchary”, „Siatkarskie mistrzostwa świata. Od Pragi do Katowic”, „Liga Światowa 1990-2013” i „Futbol na igrzyskach”. Najnowsza książka jest jego piątym dziełem, które ukazuje się w ciągu 11 miesięcy! Tempo doprawdy imponujące! Czarno-biały album o szczypiorniaku „przypomina dość skomplikowaną historię najważniejszych turniejów w historii tej dyscypliny sportu”, jak pisze na swoim blogu Mecner. Będzie można w nim znaleźć nie tylko opisy przebiegu turniejów olimpijskich, mistrzostw świata (także odmiany 11-osobowej) czy Europy, ale też sporo statystyk, co powinno ucieszyć kibiców lubujących się w analizowaniu wyników, tabel i zestawień. Aby stać się posiadaczem liczącej ponad 300 stron książki, trzeba wydać 55 zł. Zamówienia można składać, tradycyjnie już, poprzez e-mail: mecner.media@interia.pl.

sobota, 14 czerwca 2014

Mój pierwszy mundial: Chipsy, Engel i „Viva Futbol!”"

Pierwszy mundial to nie tylko wspomnienia wspaniałych
meczów, ale także liczne gadżety. Chyba każdy młody
kibic kolekcjonował podobne suweniry 
Za każdym razem, kiedy rozpoczynają się mistrzostwa świata, odczuwam zazdrość. Nie dlatego, że śledzenie rywalizacji ze stadionów wciąż pozostaje w sferze moich marzeń, nie dlatego też, że ostatnie turnieje finałowe odbywają się bez udziału Polaków. Zazdroszczę przede wszystkim młodym kibicom, którzy mogą powiedzieć, że najbliższy mundial będzie ich pierwszym. Bo pierwsze, niezależnie od obiektywnych przesłanek, zawsze jest najlepsze.

Czym popieram tę tezę? Własnymi doświadczeniami oraz odczuciami innych fanów futbolu. Bo czy mistrzostwa świata z 1990 roku, uznane przez większość kibiców za jeden z najgorszych turniejów w historii, mogą być przez kogoś uważane za najwspanialsze? Okazuje się, że tak – jeśli tylko były dla tej osoby pierwszym mundialem, który śledziła w pełni świadomie. Tak jest i kropka, to właśnie niepisane prawo piłki nożnej: premierowe zmagania o prymat na globie zawsze są wyjątkowe. Kolejne turnieje mogą być niezapomniane, fantastyczne, pełne emocji i wspaniałych spotkań, tyle tylko, że nie ma to większego znaczenia. To pierwszy mundial wspominany będzie po latach, to wyniki tych właśnie mistrzostw zapadną w pamięć na długi czas, a kibic może nawet do śmierci pamiętał będzie to, w którym miejscu oglądał konkretny mecz i jaka była wtedy pogoda. Premierowy mundial ma w sobie coś, co nie tylko nie daje o nim zapomnieć, ale warunkuje także kibicowską przyszłość futbolowego fanatyka.

Mistrzostwa świata z Korei i Japonii doczekały się
dokładnej dokumentacji w moim zeszycie
Zaczęło się na Stade de France
Nie inaczej było w moim przypadku. Piłką nożną na poważnie zacząłem interesować się w wieku 9 lat, dokładnie na początku 2000 roku. Jednym z pierwszych spotkań, które z zainteresowaniem śledziłem, był mecz Francja – Polska na Stade de France. Do dziś pamiętam heroiczną walkę piłkarzy Jerzego Engela, świetną postawę Jerzego Dudka i wielką rozpacz, kiedy pod koniec spotkania Zinedine Zidane strzałem na raty z rzutu wolnego zdobył w końcu bramkę dla gospodarzy, ustalając wynik meczu na 1:0. Rezultat, jak na spotkanie z aktualnymi mistrzami świata i drużyną, która za kilka miesięcy miała sięgnąć po tytuł najlepszej w Europie, całkiem niezły, ale dla mnie jako młodego kibica był rozczarowaniem. Dziś o podobnym wyniku w rywalizacji z tak klasowym zespołem możemy tylko pomarzyć… Były jednak czasy, kiedy Polacy zaczęli grać dobrą piłkę i to właśnie wtedy stawałem się zagorzałym piłkarskim kibicem. Nic dziwnego więc, że jako 9-latek zostałem wielkim fanem ówczesnego selekcjonera i jego „S-kadry”, jak zwykli określać reprezentację dziennikarze „Bravo Sport” (do dziś nie wiem dlaczego), które stało się moją pierwszą prasową lekturą.

środa, 11 czerwca 2014

Mistrzowie marketingu. Najlepsze akcje promocyjne książek sportowych

Mówi się, że wydanie książki nie stanowi większego problemu, a najtrudniejszą rzeczą jest tak naprawdę jej sprzedanie. Ułatwić mogą to skuteczne działania marketingowe, które pozwolą dotrzeć do dużej liczby czytelników. Mimo że w przypadku promocji publikacji sportowych wydawnictwa najczęściej stawiają na tradycyjne metody, można znaleźć kilka kreatywnych akcji promocyjnych, którym warto się przyjrzeć.

Przychodzi Szamo do czytelnika
W listopadzie ubiegłego roku nakładem Wydawnictwa Buchmann ukazały się wspomnienia Grzegorza Szamotulskiego. Były bramkarz m.in. Legii Warszawa i Śląska Wrocław książkę „Szamo” pisał wspólnie z Krzysztofem Stanowskim, założycielem weszlo.com. Publikację obu panów można było przedpremierowo nabyć w oficjalnym sklepie portalu, który powstał niewiele wcześniej. Pomysł na promocję wspomnień piłkarza był prosty, a zarazem bardzo oryginalny: w dniu premiery autorzy zamienili się w kurierów i osobiście dostarczali książkę do wybranych klientów, którzy zamówili ją w internetowej księgarni Weszło. – Akcja miała na celu wypromowanie zarówno sklepu, jak i książki, choć z przechyłem na to pierwsze – mówi Krzysztof Stanowski, jej pomysłodawca. Sądząc po zaskoczonych minach osób, którym autorzy złożyli niespodziewaną wizytę, na pewno udało się osiągnąć zamierzony cel. To nie tylko ci ludzie byli jednak odbiorcami zorganizowanego przez dziennikarza eventu.

Całość została bowiem zarejestrowana, a nagranie trafiło następnie na kanał księgarni w serwisie YouTube. – Cała akcja nakierowana była przede wszystkim na widzów, potencjalnych nowych klientów. Odwiedziliśmy małą liczbę osób, a filmik zobaczyło znacznie szersze grono – tłumaczy Stanowski. – Wyszło fajnie, chociaż szkoda, że o tej porze roku tak wcześnie robi się ciemno – byłoby "ładniej" latem – dodaje. Umieszczone w internecie nagranie zanotowało ponad 21 tys. odsłon. Niestety, dziś nie można już go zobaczyć, gdyż telewizyjne konto sklepu Weszło zostało usunięte „z powodu wielu powiadomień o naruszeniu praw autorskich przesłanych przez osoby trzecie”, jak przeczytać można po wpisaniu linku, pod którym jeszcze niedawno widniał kilkuminutowy film.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Sztuka futbolu

Do 2 czerwca selekcjonerzy reprezentacji narodowych mieli obowiązek ogłosić nazwiska 23 piłkarzy wytypowanych do gry na mundialu. Kilkanaście dni wcześniej – dokładnie 15 maja – swój zespół zaprezentowało Wydawnictwo Kopalnia. Trzeba przyznać, że w takim składzie i w takiej formie 23 dziennikarzy i blogerów sportowych, którzy stworzyli projekt „Kopalnia”, z powodzeniem może walczyć o tytuł mistrzów świata. W dziedzinie piłkarskiej literatury.

Najnowsze „dziecko” firmy założonej niedawno przez Marka Wawrzynowskiego, Piotra Żelaznego i Tomasza Rosłona to publikacja, jakiej jeszcze w Polsce nie było. Czołowi dziennikarze sportowi, m.in. Michał Okoński, Stefan Szczepłek, Paweł Czado oraz dwaj założyciele wydawnictwa wzmocnieni silnym zagranicznym zaciągiem (m.in. Alex Bellos, Ulrich Hesse, Christopher Lash) oraz poczytnymi blogerami stworzyli dzieło, które bez cienia wątpliwości zasługuje na miano „Sztuki futbolu”, jak w podtytule określają je wydawcy. Wrażenie robi nie tylko świetny zespół autorów, który gwarantuje wysoki poziom tekstów, ale także wizualna forma wydania – kolorowa, atrakcyjna dla oka, pełna legendarnych zdjęć i znakomitych rysunków stworzonych przez utalentowanych ilustratorów. Wszystko to sprawia, że projekt „Kopalnia” powinien stać się przed mundialem pozycją obowiązkową fanów futbolu. Przynajmniej takich, którzy piłkę nożną postrzegają nie tylko jako prostą grę, ale także mozaikę historycznych, kulturowych i społecznych oddziaływań.

Drużyna mistrzów
Książka stanowiąca zbiór 22 tekstów nie jest bowiem zwyczajną opowieścią o futbolu. Tak naprawdę wynik sportowy schodzi w niej na dalszy plan. Gdyby liczył się tylko on, autorzy pisaliby wyłącznie o mistrzowskich drużynach i ich zwycięstwach. Czytelnik nie przeczytałby chociażby o maluczkich wśród uczestników mundiali – Jamajce, Haiti czy Zairze (świetny tekst braci Nosalów), nie miałby możliwości zapoznania się z historią meksykańskich startów w mistrzostwach (prosto z Meksyku – Martin del Palacio Langer) czy podsumowaniem występów reprezentantów Czarnego Lądu (to już Michał Kołodziejczyk), którzy w turnieju finałowym zazwyczaj zbierają cięgi od rywali i od lat próbują przeskoczyć pułap ćwierćfinału. O zwycięzcach, a także przegranych faworytach (Brazylia 1950 i Węgry 1954) napisano już wiele i choć teksty o tych zespołach także znalazły się w „Kopalni” (czyż mogło ich tam zabraknąć?), zdecydowana większość to rzeczy mało znane przeciętnemu lub nawet dobrze obeznanemu w tematyce kibicowi, a przez to niesamowicie intrygujące.

sobota, 7 czerwca 2014

KONKURS: Wygraj biegowe poradniki Wydawnictwa Galaktyka!

W maju nakładem Wydawnictwa Galaktyka ukazały się dwa poradniki dotyczące biegania - "Maraton metodą Hansonów" oraz "Sztuka szybszego biegania". Obie książki zawierają praktycznie informacje na temat treningu i z pewnością będą stanowić cenne źródło wiedzy dla wszystkich, którym nieobca jest aktywność fizyczna. Nie trzeba jednak pędzić do księgarni, aby stać się posiadaczem tych pozycji. Wystarczy wziąć udział w konkursie i liczyć na łut szczęścia.

Galaktyka specjalizuje się w książkach poświęconych biegowej tematyce, dlatego kiedy to wydawnictwo przygotowuje jakąś premierę, można mieć pewność, że na rynku ukaże się publikacja o określonej, wysokiej jakości. Nie inaczej jest w przypadku najnowszych poradników tej firmy, dlatego zanim o szczegółach konkursu, kilka informacji o obu pozycjach. W końcu warto wiedzieć, o co się walczy.

czwartek, 5 czerwca 2014

Piotr Żelazny: „Nie jesteśmy wydawnictwem hipstersko-niszowym. Chcemy być dla wszystkich” [Wywiad]

Kilka miesięcy temu na rynku książek sportowych pojawił się nowy gracz. Wydawnictwo Kopalnia, założone przez dwóch dziennikarzy sportowych – Marka Wawrzynowskiego i Piotra Żelaznego, a także grafika Tomasza Rosłona, działa i rozwija się bardzo prężnie. Do tej pory nakładem tej firmy ukazały się trzy piłkarskie pozycje, które wydawcy z dumą prezentowali na Warszawskich Targach Książki. Podczas tej imprezy udało mi się porozmawiać z jednym z właścicieli Kopalni, Piotrem Żelaznym (na zdjęciu).

- Rozmawiamy podczas trzeciego dnia Warszawskich Targów Książki. Jakie dotychczas były to targi dla Wydawnictwa Kopalnia?

Przede wszystkim liczyliśmy, że będzie to dobry moment na pokazanie się szerszej publiczności. Jesteśmy bardzo młodym wydawnictwem i zdajemy sobie sprawę, że jeszcze nie wszyscy o nas słyszeli. Dzięki tym targom na pewno więcej osób miało okazję nas poznać i zobaczyć, czym się zajmujemy. Oddźwięk jest na razie bardzo pozytywny – ludziom podoba się dobór tytułów oraz wygląd książek, co jest dla nas bardzo ważne, gdyż przykładamy dużą wagę do tego, jak prezentują się nasze publikacje. Wiadomo, że najistotniejsza jest dla nas treść i jakość książek, ale chcielibyśmy, żeby one także dobrze wyglądały. Cieszymy się, że ludzie to dostrzegają i są świadomi, że staramy się dać im coś ekstra, nie tylko kolejny bardzo podobny produkt.

- Większość osób, która odwiedziła Was podczas targów, przyszła po jakąś konkretną książkę czy przeważali przypadkowi klienci zachęceni ciekawą okładką lub plakatem?

Była duża grupa osób, które wiedziały, po co przychodzą i wybrały się na targi z zamiarem odwiedzenia naszego stoiska. To dla nas bardzo pozytywny sygnał, bo oznacza, że istniejemy już w ich świadomości i to, co robimy w sieci, trafia do takich ludzi. Dzięki temu wiedzą już, gdzie nas szukać i jakiego chcą produktu. Podczas tych trzech dni zdarzali się również odwiedzający, których udało się zainteresować okładką czy plakatem. Wczoraj miała miejsce bardzo fajna historia: W tłumie ludzi przechadzała się kobieta. Przechodząc obok naszego stoiska, zatrzymała się na chwilę i zaczęła przyglądać się jednej z wywieszonych ilustracji. Był to rysunek z projektu „Kopalnia” autorstwa Dominika Cymera z Cyber Kids on Real. Podszedłem i zapytałem, czy mogę w czymś pomóc, może poopowiadać o książkach. Odparła, że nie trzeba, chciała tylko wiedzieć, czy ta ilustracja to coś o Afryce. Zacząłem więc tłumaczyć, że to rysunek do tekstu o afrykańskiej piłce, który znajduje się w „Kopalni”, że jesteśmy wydawnictwem piłkarskim i takie właśnie książki wydajemy. Pokazałem jej naszą najnowszą publikację. Ona zaczęła ją wertować i bardzo jej się spodobały zdjęcia, ilustracje, layout, wyimki na całą stronę… Ostatecznie osoba, która w ogóle nie interesowała się futbolem, pamiętająca tylko jeden mundial w 1982 roku, który oglądała jako dziecko, kupiła tę książkę i to tylko dlatego, że spodobało jej się, w jaki sposób jest zrobiona. Rozmawialiśmy potem jeszcze dobre pół godziny i skończyło się na tym, że oprócz „Kopalni”, ta pani wzięła jeszcze „Futebol” dla, nie pamiętam już dokładnie, męża, zięcia albo teścia. To był dla mnie piękny przykład tego, jak futbol potrafi połączyć ludzi.

wtorek, 3 czerwca 2014

„Typowy Ferguson”. Sir Alex i jego autobiografia

To jedna z najbardziej wyczekiwanych sportowych premier tego roku. „Autobiografia” sir Aleksa Fergusona na Wyspach Brytyjskich zrobiła furorę, bijąc rekordy popularności. 5 czerwca nakładem Wydawnictwa Literackiego książka byłego menedżera Manchesteru United w końcu trafi także do polskich księgarni. Dla fanów futbolu to zdecydowanie pozycja obowiązkowa.

Kiedy Alex Ferguson podjął decyzję o przejściu na emeryturę i przestał być szkoleniowcem „Czerwonych Diabłów”, jedna z irlandzkich gazet napisała, że opuścił klub w ten sam sposób, w jaki go prowadził – na własnych zasadach. Autor artykułu podsumował pożegnanie z Manchesterem krótko, ale niezwykle trafnie: „Typowy Ferguson”. Po przeczytaniu autobiografii szkockiego menedżera, na myśl ponownie przychodzą te właśnie słowa. Sir Alex napisał bowiem książkę według własnych reguł – zrywając z wszelkimi konwenansami i absolutnie nie kierując się tym, co napisali inni szkoleniowcy. Dzięki temu jego wspomnienia są niezwykle świeże, a z każdą kolejną stroną czytelnik coraz bardziej przekonuje się o ogromnej charyzmie, jaką obdarzony jest były trener United.

Nie tylko o futbolu
Co pozwala stwierdzić, że Ferguson napisał książkę na własnych zasadach? Przede wszystkim fakt, że nie jest ona schematyczna, chronologicznie uporządkowana. Autor wprawdzie dzieli swoje wspomnienia na 25 rozdziałów, tyle tylko, że… tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Przykładowo w rozdziale zatytułowanym „Rooney” menedżer rozpoczyna od przybliżenia okoliczności pozyskania tego zawodnika, ale już kilka fragmentów dalej pisze o zachowaniu Roya Keane’a na treningach czy o tym, że w prowadzonych przez siebie piłkarzach widział cząstkę własnego „ja”. Ferguson często wplata w tekst podobne dygresje, co zaburza wprawdzie strukturę książki, ale w jego przypadku to właśnie nieuporządkowanie jest błogosławieństwem, gdyż sprawia, że dzieło tego trenera czyta się z dużym zainteresowaniem.

niedziela, 1 czerwca 2014

Czerwcowe premiery (cz. 1)

Maj pod względem nowych książek o sporcie był rekordowy. W ciągu minionych 31 dni do sprzedaży trafiło ostatecznie aż 21 pozycji, co jest wynikiem doprawdy imponującym. W czerwcu będzie nieco spokojniej, choć kibice na pewno nie będą mogli narzekać na nudę. Już w pierwszych dniach tego miesiąca ukaże się kilka interesujących tytułów.

Zanim jednak o czerwcowych premierach, na początek jeszcze kilka słów o książkach, które trafiły do księgarni w maju. Dawno już nie zdarzyło się, żebym w tekście z zapowiedziami pominął jakąś pozycję, ale w ubiegłym miesiącu dość niespodziewanie pojawiło się kilka publikacji, o których warto chociaż wspomnieć. Pierwsza z nich to „GKS (wice)mistrzem jest!”, czyli „Opowieść o tyskiej drużynie wszech czasów”. 21 maja miała miejsce oficjalna i uroczysta premiera takiej właśnie książki. Jej autorem jest Piotr Zawadzki, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, który wcześniej związany był z wieloma innymi redakcjami – „Piłką Nożną”, „Tempem”, „Przeglądem Sportowym” czy „Sportem”. Jako że urodził się i wychowywał w Tychach, a także był kibicem tamtejszego GKS-u, postanowił napisać o drużynie, która w 1974 roku wywalczyła awans do ekstraklasy, a dwa lata później wywalczyła wicemistrzostwo Polski. Efektem dwuletnich prac jest zawierające ponad 370 zdjęć i liczące 250 stron dzieło, które wydane zostało przez Miasto Tychy. Więcej informacji o tej pozycji znaleźć można na jej fan page’u w serwisie Facebook.

Oprócz książki o GKS-ie Tychy, pod koniec ubiegłego miesiąca do sprzedaży trafiły jeszcze trzy inne publikacji, których nie zapowiedziałem. 21 maja premierę miała kolejna, szósta już biografia Lionela Messiego. Pozycja „Messi. Mały chłopiec, który stał się wielkim piłkarzem” jest jednak skierowana do dzieci, gdyż właśnie w takich książkach specjalizuje się Egmont Polska, które wypuściło ją na rynek. Autorką liczącej 192 strony publikacji jest Yvette Żółtowska-Darska – do niedawna dyrektor kanału TVN Style. Okładkowa cena napisanej przez nią biografii to 29,99 zł. Nieco więcej trzeba wydać, aby stać się posiadaczem dwóch pozostałych książek. Pozycje „366 dni wokół FC Barcelony” oraz „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” kosztują 34,99 zł. Pierwszą z nich napisali Piotr Olejnik i Lech Piotrowski, dwaj znani kibice „Dumy Katalonii”, którzy stworzyli liczące 312 stron kalendarium klubu z Camp Nou. Pod tym, tym i tym linkiem można zapoznać się z krótkimi fragmentami książki i zobaczyć, jak wygląda efekt końcowy. Aby zajrzeć do publikacji o „canarinhos”, trzeba wybrać się natomiast do stacjonarnej księgarni. Od 28 maja można tam znaleźć 320-stronicowe dzieło Dariusza Wołowskiego, dziennikarza „Gazety Wyborczej” i Sport.pl, które wydała firma Agora S.A.

piątek, 30 maja 2014

Z Los Angeles w stanie Kalifornia - Marcin Harasimowicz

LeBron James to zdecydowanie najlepszy z graczy, którzy biegają obecnie po parkietach NBA. Zawodnik Miami Heat jest jednym z najsłynniejszych sportowców świata, więc nic dziwnego, że sporo się o nim pisze. Niedawno jego biografię zatytułowaną „LeBron James. Król jest tylko jeden?” stworzył polski dziennikarz – mieszkający na co dzień w Los Angeles Marcin Harasimowicz.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tej pozycji, miałem mieszane uczucia. Książki poświęcone NBA, które dotychczas wypuściło na rynek Wydawnictwo Sine Qua Non (biografie O’Neal’a i Rodmana oraz „Dream Team” Jacka McCalluma), miały swoją jakość. Można oczywiście polemizować ze sposobem przedstawienia swojego życia przez ekscentrycznego Dennisa Rodmana, ale nie sposób zaprzeczyć, że jego wspomnienia „Powinienem być już martwy” to dla fanów basketu pozycja obowiązkowa. Kiedy więc usłyszałem, że powstaje publikacja o LeBronie Jamesie tworzona przez Polaka, pomyślałem: „Kolejna biografia pisana z fotela”. Zapoznając się jednak z informacjami o Marcinie Harasimowiczu, a także czytając opis książki, zmieniłem zdanie. Autor to w końcu jedyny polski dziennikarz akredytowany przez NBA, a, jak wynikało z zapowiedzi, jego dzieło było efektem kilkudziesięciu rozmów z samym bohaterem, a także jego rodziną, przyjaciółmi i kolegami z drużyny. To pozwalało wierzyć, że książka będzie miała wysoką jakość.

Niewykorzystane możliwości
Po przeczytaniu pozycji „LeBron James. Król jest tylko jeden?” muszę stwierdzić, że z tą jakością jest różnie. Bywają fragmenty ciekawe, jak rozdział „Miejsce w historii”, w który autor zastanawia się, czy James jest najlepszym koszykarzem w dziejach NBA i przewyższa samego Michaela Jordana, są też niestety zwyczajnie nudne, kiedy Marcin Harasimowicz według podobnego schematu opisuje kolejne etapy kariery koszykarza. Trzymanie się z góry przyjętego szablonu rzutuje na odbiór książki, bowiem zazwyczaj tam, gdzie dziennikarz od niego odbiega, robi się interesująco. Mam wrażenie, że zabrakło trochę pomysłu na to, jak uatrakcyjnić biografię, by stała się czymś więcej niż tylko kolejną pozycją chronologicznie przedstawiającą sportowe wyczyny wybranego bohatera – od przygody z futbolem amerykańskim, poprzez pierwsze występy w Amateur Athletic Union i licealnej drużynie St. Vincent – St. Mary High School, a na meczach i sukcesach w barwach Cleveland Cavaliers i Miami Heat skończywszy.

wtorek, 27 maja 2014

Mateusz Bystrzycki: "Serce dyktowało mi kolejne wersy" [Wywiad]

Mimo że jest młodym dziennikarzem sportowym, może pochwalić się kilkunastoletnim doświadczeniem w tej branży. Od 2010 roku komentuje mecze dla telewizji Sportklub Polska, ale miał okazję współpracować z wieloma innymi redakcjami. Niedawno napisał biografię Gerarda Pique "Urodzony na Camp Nou", która na rynku ukazała się 21 maja. O pracy nad książką, miłości do FC Barcelony, a także ulubionych lekturach Mateusz Bystrzycki opowiada w wywiadzie dla bloga. Zapraszam.

- Dlaczego właśnie Gerard Pique? To dla Ciebie piłkarz szczególny?

Pique to wychowanek FC Barcelony, ikona, niemal synonim złotych pokoleń La Masii, swoiste uosobienie boiskowej tożsamości Katalonii. W jego życiu znajduje się pewna metafora, coś nieokreślonego, budującego przesłanie dla tych, którzy właśnie wchodzą w zakręt, nie wiedząc, czy za chwilę znów wyjdą na prostą. Podoba mi się jego styl i sposób bycia, zarówno na boisku, jak i poza nim. Chcę wyraźnie podkreślić, że przygotowanie biografii jednego z najważniejszych piłkarzy w historii FC Barcelony to dla mnie zaszczyt, pokaźny medal od losu. Z całych sił starałem się wykorzystać daną mi szansę i właściwie wywiązać się z powierzonych obowiązków. 

- Jak doszło do powstania biografii tego zawodnika? Wydawnictwo Sine Qua Non zgłosiło się do Ciebie z propozycją napisania książki?

To była moja inicjatywa. Po krótkiej konsultacji z wydawnictwem sporządziłem odpowiedni konspekt, a następnie treść próbną. Po podpisaniu umowy przygotowałem pozostałą część biografii. Chciałbym w tym miejscu podziękować wydawnictwu SQN za daną mi szansę, zaufanie i wsparcie. Możliwość stworzenia biografii Pique pod banderą tej firmy to dla mnie olbrzymie wyróżnienie.

niedziela, 25 maja 2014

Śladem publikacji sportowych: Warszawskie Targi Książki 2014 (fotorelacja)

Ponad 700 wystawców z Polski i zagranicy, mnóstwo spotkań autorskich, premier i innych atrakcji, a nade wszystko możliwość wymienienia kilku słów z osobami na co dzień zajmującymi się wydawaniem książek. Trwające w dniach 22-25 maja Targi Książki w Warszawie to największa taka impreza w Polsce, więc nie mogło na niej zabraknąć autora tego bloga. Odwiedziłem Stadion Narodowy w trzecim dniu targów, aby ruszyć śladem publikacji sportowych i zobaczyć, co ciekawego czeka tam na fanatyków sportowej literatury. Zapraszam do obejrzenia fotorelacji.


Po dotarciu tramwajem na przystanek "Rondo Waszyngtona" i wyjściu z podziemnego tunelu, oczom ukazuje się spora grupa ludzi kierująca się w stronę Stadionu Narodowego. Jeszcze przed bramą można spotkać osoby, które rozdają ulotki, zachęcając do odwiedzenia konkretnego stoiska. O tym, co dzieje się w tym dniu na arenie wybudowanej na Euro 2012, informuje widoczny na zdjęciu banner Warszawskich Targów Książki.


Po przejściu przez bramę i przemierzeniu kilkunastu schodów, docieram pod sam stadion. Mimo że nie ma jeszcze godziny 12.00, jest tu już bardzo dużo ludzi. Część z nich kieruje się prosto do wejścia na targi.

piątek, 23 maja 2014

Biografia kompletna: „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy”

Mimo że przed premierą tej biografii ukazały się już dwie książki poświęcone Kazimierzowi Deynie, trudno było oprzeć się wrażeniu, że cała prawda o legendzie warszawskiej Legii nie został jeszcze ujawniona. Wiktor Bołba swoją pozycją „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy” zmienił ten stan rzeczy. Kibice w końcu mogą poznać „Kakę” nie tylko jako wybitnego zawodnika, ale także zwykłego człowieka, który, jak każdy z nas, miał swoje słabości.

Kompletna. To chyba najlepsze określenie biografii napisanej przez kustosza muzeum Legii Warszawa. Nie chodzi tutaj wyłącznie o to, że w książce ujawnione zostały pozaboiskowe podboje Kazimierza Deyny, o których dotychczas mówiło się półgębkiem. To oczywiście też wpływa na pozytywną ocenę publikacji Bołby i jest jednym z tych elementów, który z pewnością zachęci czytelników do sięgnięcia po lekturę. Ważniejszy jest jednak fakt, że autor podszedł do życiorysu opisywanego bohatera niezwykle rzetelnie i z kronikarską wręcz dokładnością przybliżył każdy jego etap. Żaden z życiowych rozdziałów „Kaki” nie został zaniedbany, co jest szczególnie istotne w przypadku opisu zagranicznej kariery Deyny, która dotychczas nie doczekała się tak obszernego opracowania.

Odbrązawianie legendy
O życiu Kazimierza Deyny pisali dotychczas dwaj autorzy – Wiesław Wika w książce „Kaka. Chłopak ze Starogardu” oraz Stefan Szczepłek w bardziej znanej biografii zatytułowanej po prostu „Deyna”. Druga z tych pozycji słusznie uważana była dotychczas za bardziej kompleksową, choć nie brakowało w jej przypadku głosów krytyki. Część odbiorców zarzucała znanemu dziennikarzowi sportowemu, że pisał książkę „na kolanach”, nie starając się ukryć osobistej sympatii do opisywanej postaci, przeradzającej się często w uwielbienie. To wpłynęło oczywiście na formę biografii i oczywistym było, że Szczepłek, choć wspominał o późniejszych problemach „Kaki” z alkoholem i hazardem, nie zabiegał o pozyskanie informacji, które mogłyby postawić piłkarza w złym świetle. Z publikacji „Deyna” trudno dowiedzieć się wiele o tym, jakim człowiekiem był legendarny zawodnik Legii, kiedy zrzucał klubowy dres i wracał do domu lub, co zdarzało się częściej, ruszał w miasto.

wtorek, 20 maja 2014

Marcin Najman: „Jeżeli ktoś chce ocenić moją książkę, musi ją najpierw przeczytać” [Wywiad]

Marcin Najman pisze książkę o Jerzym Kuleju. Ta informacja, która jakiś czas temu pojawiła się w mediach, musiała zaskoczyć wielu kibiców. Mało kto wiedział bowiem, że byłego pięściarza, uczestnika programu Big Brother, a także człowieka, który walczył w MMA z Mariuszem Pudzianowskim, Przemysławem Saletą i Robertem Burneiką, łączyła głęboka i wieloletnia przyjaźń z legendą polskiego boksu. To właśnie ona stała się przyczynkiem do powstania wspomnień zatytułowanych „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, które światło dzienne ujrzą 18 czerwca.

- Jak długo trwała Pana znajomość z Jerzym Kulejem?

Znaliśmy się prawie dziesięć lat i mogę powiedzieć, że była to naprawdę bardzo zażyła znajomość. Jestem wielkim szczęściarzem, że miałem okazję poznać tak wybitnego i wspaniałego człowieka, jakim był Jerzy Kulej. To niesamowite, jak bardzo się polubiliśmy i pasowaliśmy do siebie jako przyjaciele.

- W jakich okolicznościach się poznaliście?

To było już po tym, jak przeszedłem na zawodowstwo. Wcześniej walczyłem w kick-boxingu i amatorskim boksie, regularnie tam wygrywając, ale zawodowe pięściarstwo jest czymś zupełnie innym. To jak przejście z gimnazjum na studia wyższe. Podczas pierwszych trzech pojedynków byłem jak dziecko we mgle, więc nic dziwnego, że je przegrałem. Podjąłem jednak decyzję, że wracam na ring po raz czwarty spróbować swoich sił i właśnie wtedy poznałem Jerzego Kuleja. Mimo że odbyliśmy razem zaledwie kilka treningów, jego rady okazały się na tyle cenne, że wygrałem swój pierwszy pojedynek w zawodowym boksie. Przez pięć kolejnych lat zwyciężałem we wszystkich walkach, co oczywiście było efektem wydatnej pomocy Jurka.

- Wspólne treningi to jedno, ale nie zawsze trener i zawodnik muszą zostać przyjaciółmi. Co zadecydowało o tym, że między Wami wytworzyła się specjalna więź?

Nie ma co ukrywać, że główną przyczyną był fakt, iż obaj pochodzimy z Częstochowy. To było punktem wyjścia do naszej przyjaźni. Później, kiedy przebywaliśmy ze sobą częściej, okazało się, że jesteśmy tak naprawdę takimi samymi ludźmi. Choć dzieliło nas trochę lat, nigdy mentalnie nie odczuwałem różnicy wieku między nami – śmialiśmy się z tych samych żartów, fascynowały nas te same rzeczy, podobnie odbieraliśmy świat, tak samo mocno kochaliśmy życie… Byliśmy po prostu bardzo podobni charakterologicznie i to zadecydowało o tym, że tak się polubiliśmy.

sobota, 17 maja 2014

„Fighter”. Autobiografia ekspresowa

3 maja na blogu Tomasza Adamka pojawiła się okładka jego autobiografii. Dzień później pięściarz poinformował, że zaprezentowana książka trafi do sprzedaży w ciągu najbliższych kilkunastu dni. Jak informuje kandydat Solidarnej Polski do Parlamentu Europejskiego, pozycja „Fighter” ma być odpowiedzią na pomówienia dotyczące jego osoby, które pojawiły się ostatnio w mediach.

„Postanowiłem jednak przyśpieszyć prace nad spisywaną od dawna autobiografią” – tak Adamek rozpoczyna informację o premierze książki we wpisie datowanym na 4 maja. „Pomyślałem, skoro są chętni do pisania mojej biografii według własnych, tabloidowych zasad, to dam im odpór i sam wydam książkę” – dodaje. Nieco dalej autor zdradza, co będzie można znaleźć w pozycji „Fighter”. „Będzie tam sporo ciekawostek z mojego życia prywatnego, rodzinnego oraz sportowego. Moja droga życiowa nie była wcale łatwa. Powinna dać wiele do myślenia szczególnie młodym ludziom, którzy chcą mnie naśladować”.

Zdążyć przed wyborami
Tomasz Adamek w cytowanym wpisie nie podał dokładnej daty premiery autobiografii. Zaznaczył jedynie, że ukaże się ona przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, czyli przed 25 maja. W kilku sklepach można już zamawiać książkę, a także znaleźć termin jej wydania, choć nie brak tutaj rozbieżności. Na empik.com, podobnie jak na inbook.pl, widnieje data 16 maja, na stronie weltbild.pl 19 maja, a na taniaksiazka.pl… brak dokładnego terminu premiery. Niestety nie sposób zweryfikować tych informacji na stronie Wydawnictwa Drzewo Babel, którego nakładem ukaże się książka, gdyż brak tam jakiejkolwiek wzmianki o premierze autobiografii Adamka.