Przed zabraniem się za lekturę zastanawiałem się, czy książka będzie poświęcona głównie najsłynniejszemu pojedynkowi Pietrzykowskiego, czyli olimpijskiej batalii o złoto z Cassiusem Clayem, znanym później jako Muhammad Ali (to sugeruje podtytuł), czy też będzie to pełnoprawna biografia pięściarza. „Pięści anioła” okazały się tym drugim, choć publikację rozpoczyna właśnie opis okoliczności pamiętnej walki, dzięki której główny bohater przeszedł do historii. Kiedy zacząłem czytać o tamtym pojedynku, spodziewałem się, że na pierwszych stronach zostaniemy jedynie wprowadzeni w tę opowieść, a wszystkie jej okoliczności poznamy znacznie później, być może nawet na samym końcu. Trochę zaskoczyło mnie, że temat został w całości wyczerpany zaraz na początku – przeczytać można nie tylko o tym, dlaczego Pietrzykowski przegrał tamto starcie i jak ono wyglądało, ale jest też mnóstwo ciekawostek o znaczeniu tego wydarzenia w dalszym życiu pięściarza. O spotkaniu z Alim po latach nie słyszałem, o ekipie filmowej, którzy przyjechała kręcić reklamę z udziałem Pietrzykowskiego również, podobnie jak o medalu, który Polak otrzymał od Amerykanina (po jego spieniężeniu Pietrzykowski wybudował sporą część domu). To wszystko było dla mnie nowe i ciekawe. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego autor najciekawszy wątek wyczerpał już w pierwszym rozdziale, ale odpowiedź jest chyba dosyć prosta – Leszek Błażyński nie starał się wciągnąć czytelnika w literacką grę, a po prostu rzetelnie przedstawił życie i karierę boksera. Zrobił to bardzo ciekawie, bo choć „Pięści anioła” nie są lekturą, którą można uznać za najlepszą sportową biografię, jaką czytałem, na pewno można je polecić każdemu fanowi sportu.
Opowieść o czasach, gdy Polska
stawała się bokserską potęgą
No dobrze, co zatem znajdziemy w książce oprócz opisu walki, z której słynął Pietrzykowski? Trochę obawiałem się, że ten wątek zdominuje biografię, ale tak się nie stało, a to, co zawarte jest w publikacji dalej, jest jej największą mocą. Błażyński za pomocą wielu anegdot i krótkich wątków pokazuje, jaki był Zbigniew Pietrzykowski – nie tylko w ringu, ale i poza nim. Mamy więc opowieść o rodzinnych korzeniach (nie mogło zabraknąć wątków wojennych), braciach, którzy też uprawiali boks, początkach w boksie (pierwszy pojedynek i od razu przegrana), leworęczności i co się z tym wiązało zaraz po wojnie, długoletniej karierze, powodach odwieszenia rękawic na kołku oraz życiu po tym fakcie: trenerce, polityce, ostatnich dniach Pietrzykowskiego. Krok po kroku poznajemy głównego bohatera nie tylko za pomocą zwykłej narracji, ale też licznych wypowiedzi osób, które go znały i dostępnych źródeł. Lista rozmówców Błażyńskiego jest naprawdę imponująca – od najlepszego kolegi Mariana Kasprzyka, przez żonę, córki i wnuczka, po dziennikarzy sportowych Andrzeja Kostyrę i Janusza Pinderę czy Dariusza Michalczewskiego (Pietrzykowski krótko był jego trenerem). Autor często i gęsto cytuje różne źródła, dzięki czemu jego opowieść jest żywa i różnorodna. Zamiast długich opisów walk Pietrzykowskiego, są wspomnienia np. Feliksa Stamma czy Stanisława Zalewskiego (masażysta reprezentacji Polski). Zamiast nastrojów przed i po walce, mamy prasowe relacje lub cytaty z książek takich jak „Bij mistrza!” Jerzego Zmarzlika. To wszystko sprawia, że w książce bardzo dobrze oddany został klimat Polski czasów komunizmu. Są lata 50. i kraj podnoszący się po wojennej zawierusze (jest też świetne i symboliczne zdjęcie reprezentacji na tle budowanego dopiero Pałacu Kultury i Nauki). Są lata późniejsze i chociażby opowieści o tym, jak trudne dla naszej prasy było opisywanie porażek reprezentantów ZSRR. Przy tym wszystkim autor nie wpadł w pułapkę pisania o tym, co wszyscy dobrze już znają – nie ma chociażby wątków przemytu towarów przy okazji wyjazdów za granicę (pojawia się to niemal w każdej książce o sporcie w tamtym okresie, co stało się już nużące).