Pokazywanie postów oznaczonych etykietą adam małysz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą adam małysz. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 6 grudnia 2022

Grudniowe premiery

Grudzień – jak zwykle zresztą – nie będzie zbyt obfity, jeśli chodzi o sportowe nowości. Gdyby nie Wydawnictwo SQN w zasadzie nie byłoby o czym pisać. Na szczęście jest inaczej, więc zapraszam na krótki tekst.

Zaczynamy od kolejnej książki Jerzego Chromika „Remanent 3. Piłkarski poker. Przed i po…”. Kolejny tom serii znanego dziennikarza to tematy krążące wokół korupcji w polskim futbolu, która to sprawa dość niespodziewanie powróciła kilkanaście dni temu za sprawą doniesień o ustawionych meczach niższych lig u bukmacherów. Tym razem przedruki słynnych tekstów i wywiadów Jerzego Chromika zajęły 592 strony, a okładkowa cena publikacji to 59 zł. Do końca roku to dzieło z serii SQN Originals można nabyć za 49,99 zł na LaBotiga.pl. Wydaje oczywiście Wydawnictwo SQN, premiera 6 grudnia.

Dla kogo jest ta książka?

  • Osoby lubiące historię sportu
  • Adepci dziennikarstwa sportowego
  • Fani twórczości Jerzego Chromika

Co w niej znajdziesz?

  • Wątek filmu „Piłkarski poker” i okoliczności jego powstania
  • Teksty dotyczące dopingu wykrytego u polskich piłkarzy przez Igrzyskami Olimpijskimi w Barcelonie
  • Korespondencję z Mistrzostw Europy w Szwecji w 1992 roku

Kolejna pozycja to coś dla fanów skoków narciarskich. Chodzi o biografię „Janne Ahonen. Oficjalna biografia legendy skoków narciarskich” napisaną przez Pekkę Holopainena. Jeśli czekaliście na książkę, w której fiński skoczek opowiada o słynnym skoku w Planicy na 240 metr, to jest to właśnie ten tytuł. Liczy 456 stron, a jej tłumaczeniem zajęła się Marta Laskowska. Książka ukaże się 29 grudnia, a wyda ją Wydawnictwo SQN. Okładkowa cena to 49,99 zł, ale w przedsprzedaży można ją nabyć już za 34,99 zł na LaBotiga.pl.

Dla kogo jest ta książka?

  • Fani skoków narciarskich
  • Osoby śledzące konkursy skoków w erze Adama Małysza
  • Ludzi, którzy chcą poznać prawdę o Jannie Ahonenie

Co w niej znajdziesz?

  • Opis kariery Janne Ahonena
  • Oficjalne informacje dotyczące jego życia
  • Nieznane dotąd fakty i anegdoty

piątek, 4 marca 2022

Walter Hofer „An-Tin-Ji. Więcej niż sport”. Recenzja książki

Walter Hofer, będąc obecnie tylko konsultantem przy pracach nad planem organizacji konkursów skoków narciarskich na igrzyskach olimpijskich w Mediolanie w 2026 roku, postanowił wykorzystać czas wolny na napisanie książki, która nie jest do końca ani powieścią, ani opowiadaniem czy nowelą. Nie mamy też do czynienia z podręcznikiem skoków narciarskich czy nawet zbiorem reguł FIS. Rezultatem pracy jest jedna z najsłabszych publikacji, jakie miałem okazję czytać, a jej jedyną zaletą jest to, że wymyka się wszelkim ramom i ciężko ją zaszufladkować.

Od Chochołowa do Zhangjiakou

Akcja „powieści” jest umiejscowiona w różnych częściach świata. Rozpoczyna się w Polsce, a konkretnie w Chochołowie, by następnie przenieść się do Pekinu, Monachium, Planicy, kilku miast austriackich i na koniec do Zhangjiakou. Głównymi bohaterami są: polski skoczek narciarski o imieniu Michał oraz niewidoma chińska studentka pochodząca z Zhangjiakou. Ich relacja dość szybko przemienia się w płomienny romans i oprócz tego niewiele się tam dzieje. To właściwie cała fabuła. Bywa nudno lub nudniej. Mimo że dzieło Hofera liczy zaledwie 150 stron pisanych całkiem sporym fontem, to bardzo ciężko przeczytać książkę za jednym zamachem. Trzeba robić przerwy na kawę, jakiś trucht, samopoliczkowanie i tym podobne zabiegi, aby nie zasnąć.

Niewidoma przygląda się, czyli grafomania i nuda

Zetknąłem się z bardzo topornym językiem. Nie jestem pewien, czy jest to wina samego Waltera Hofera, czy tłumaczki, pani Małgorzaty Skrzydłowskej. Myślę, ze obydwoje mają trochę za uszami. Spotykamy tutaj takie stwierdzenie, jak np. „niewidoma przygląda się”, co samo w sobie jest dość osobliwe. Turniej Czterech Skoczni nazywany jest mistrzostwami, co chyba trzeba zrzucić już na konto tłumacza. Myślę, że gdyby Walter Hofer napisał książkę, w której opisałby swoje przygody, jakie przeżył przez wiele lat pełnienia funkcji dyrektora Pucharu Świata, to w odróżnieniu od „An-Tin-Ji” miałby nam dużo więcej do przekazania.

Czy Walter Hofer jest geniuszem?

wtorek, 4 stycznia 2022

Życie z pasją Włodzimierza Szaranowicza

Włodzimierz Szaranowicz – żywa legenda polskiego dziennikarstwa. Jego głos znają zarówno starsi, jak i młodsi kibice, gdyż przez lata docierał do polskich domów, relacjonując wydarzenia z największych imprez sportowych. Teraz pan Włodzimierz postanowił otworzyć się przed kibicami, wypuszczając na rynek swoją autobiografię zrealizowaną w formie rozmowy z córką Martą. Często się zdarza, że książki napisane w formie wywiadu-rzeki nie są zbyt interesujące. Bardzo dużo zależy od osoby przeprowadzającej rozmowę. „Życie z pasją” jest jednak ciekawe, a momentami wręcz fascynujące.

Chronologicznie i ciekawie

Książka rozpoczyna się od wspomnień tego znakomitego sprawozdawcy dotyczących jego lat dziecięcych i okresu wczesnej młodości. Bardzo rzetelnie i szczegółowo zostało omówione czarnogórskie pochodzenie autora, gdyż zarówno jego mama jak i ojciec byli Jugosłowianami. Mocną stroną publikacji jest zachowanie chronologii. Wszystkie fakty są podane w sposób przystępny i uporządkowany. Narracja jest prowadzona wręcz genialnie. Sprawia to, że książkę czyta się szybko, lekko i przyjemnie, a czytając, słyszymy głos Włodzimierza Szaranowicza. Plastyczność jego wypowiedzi jest tak duża, że bardzo łatwo wyobrazić sobie wydarzenia i sytuacje opisywane w  książce. Pod tym względem „Życie z pasją” stoi na najwyższym poziomie.

Włodzimierz Szaranowicz – komentator boksu

Nie ukrywam, że spodziewałem się głównie opisywania losów autora pod kątem zawodowym. Obawiałem się, że oprócz anegdot związanych z radiowymi lub telewizyjnymi relacjami nie dowiem się wiele więcej o życiu pana Szaranowicza. Na szczęście bardzo się pomyliłem. Marta Szaranowicz-Kusz zadbała o to, aby udowodnić czytelnikom, że nie tylko pracą żyje człowiek. Komentator szczegółowo przedstawił swoje zawodowe początki, umiejętnie przeplatając je ze swoim życiem prywatnym. Niezwykle ciekawy jest rozdział o czasach pracy w Polskim Radiu, które Włodzimierz Szaranowicz wspomina z ogromnym sentymentem. Chwali swoich kolegów, z którymi przyszło mu wtedy współpracować, pisze o mentorach, którymi byli Bohdan Tomaszewski i Bogdan Tuszyński. Zajmował się tam głównie boksem i wielu ludzi ze starszego pokolenia pamięta pana Szaranowicza właśnie z tej dyscypliny sportu. Mój tata zapewnia, że jeśli chodzi o komentarz do tej dyscypliny sportu, w tamtych czasach Włodzimierz Szaranowicz nie miał sobie równych.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Jak to było?

Książka „Jak to było naprawdę”, w której kilkunastu dziennikarzy opisuje niezwykłe sportowe opowieści, to debiut Wydawnictwa Arena. Całkiem udany pod względem jakości, jednak nieco na wyrost, jeśli rozpatrywać go pod względem zgodności treści z tytułem. Publikacja nie wnosi bowiem wiele nowego do wiedzy na temat skandali, zabawnych, głośnych i niesamowitych historii, które miały miejsce w dziejach polskiego sportu.

Autorami tekstów w książce są w znakomitej większości dziennikarze słynnego krakowskiego „Tempa” (z wyjątkiem Stefana Szczepłka, który swoim artykułem otwiera publikację, Janusza Kozła oraz Norberta Tkacza). Już to samo w sobie powinno być wystarczającą rekomendacją do sięgnięcia po lekturę i tak jest w rzeczy samej – pod względem jakości tekstów i ich rzetelności wszystko stoi na bardzo wysokim poziomie. Kolejne opowieści (jest ich łącznie 23) czyta się sprawnie, cieszy spora liczba źródeł, z których korzystają autorzy, a także sposób narracji – dla każdego rozdziału inny, w autorskim stylu, ale jednocześnie niemal zawsze interesujący, nie powodujący znużenia. Mnogość opisywanych tematów (kulisy wielkich imprez, przemyt, słynne mecze polskich drużyn, dieta, wątki polityczne, doping, oskarżenia o szpiegostwo, sympatie między sportowcami) oraz dyscyplin (m.in. piłka nożna, tenis, lekkoatletyka, boks, kolarstwo, skoki narciarskie, zapasy) sprawia, że książka ma niezwykle uniwersalny charakter. Widać, że autorzy nie kierowali się popularnością wydarzeń, które brali na warsztat, ale ich niezwykłym charakterem. Dzięki temu w książce można przeczytać nie tylko o wielokrotnie opisywanych głośnych sprawach, jak afera na Okęciu czy gest Kozakiewicza, ale też mało znanym „handelku” zapaśników czy przedwojennym piłkarzu Karolu Pazurku. Wszystko to sprawia, że czytelnicy otrzymują dobrze usystematyzowaną i ciekawie podaną porcję wiedzy o niezwykłych sportowych historiach.

Czy aby na pewno „naprawdę”?
Poważnym mankamentem – jak na książką zatytułowaną „Jak to było NAPRAWDĘ” (akcent na ostatni wyraz nieprzypadkowy) – jest jednak przewaga źródeł medialnych i literackich nad ekskluzywnymi wypowiedziami osób, które były świadkami danych wydarzeń. Gdy tylko ta tendencja zostaje odwrócona, jak w tekście Stefana Szczepłka, to nawet jeśli bohaterowie opowiadają o tym co przeżyli po raz kolejny, ma to większą wartość niż przytoczenie tych wypowiedzi z gazety lub innych opracowań. Wspomniany dziennikarz „Rzeczpospolitej” opisuje w swoim tekście polityczne tło udziału Polaków w mundialu w Hiszpanii w 1982 roku i choć temat ten był wielokrotnie poruszany przy innych okazjach (najczęściej w kontekście meczu z ZSRR i cenzury zastosowanej podczas transmisji), przedstawiony oczami Zbigniewa Bońka, Andrzeja Buncola, Józefa Młynarczyka i trenera Antoniego Piechniczka, odżywa na nowo. Zresztą wystarczającym potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że dla mnie najlepszym rozdziałem całej publikacji jest opowieść Piotra Płatka o tym, jak polscy zapaśnicy handlowali różnego rodzaju towarami podczas wyjazdów na zawody, co w czasach PRL-u stało się niemal tradycją sportowej braci. W tekście wypowiadają się gęsto sami zawodnicy, wspominając niezwykłe historie ze swoim udziałem, dzięki czemu czytelnik otrzymuje informacje z pierwszej ręki – w najlepszej z możliwych form.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Wydało się: Adam Sosnowski, Andrzej Stanowski „Bieg życia Justyny” (2010)

Adam Małysz doczekał się pięknego albumu o swoim życiu po pierwszym obfitującym w sukcesy sezonie. Justyna Kowalczyk na podobne wydawnictwo musiała pracować nieco dłużej. Nie wystarczyły tytuły mistrzyni świata, ani pierwsza Kryształowa Kula. Pomogło dopiero olimpijskie złoto wywalczone po morderczym biegu na 30 km w Vancouver.

Książka o „Orle z Wisły” ukazała się w 2001 roku. Dziewięć lat później Wydawnictwo Biały Kruk z Krakowa zdecydowało się na publikację w zbliżonej formie poświęconą „Królowej nart”. Tak jak w przypadku Małysza, „Bieg życia Justyny” powstawał przy udziale i z błogosławieństwem rodziny polskiej narciarki. „Wydawca i autorzy serdecznie dziękują rodzicom Justyny Kowalczyk, państwu Janinie i Józefowi Kowalczykom, za pomoc przy realizacji książki” – taką adnotację można znaleźć na pierwszych stronach albumu. Zamieszczono tam też informację, że publikacja wydrukowana została… na Słowacji, a już w Polsce wydano ją pod patronatem Gminy Mszana Dolna, w granicach której leży rodzinna miejscowość Justyny Kowalczyk – Kasina Wielka.

Autorami wydawnictwa mającego upamiętniać pierwszą w historii Polski mistrzynię olimpijską w sportach zimowych są Adam Sosnowski i Andrzej Stanowski, dziennikarze związani z „Dziennikiem Polskim”. Drugi z tych panów przed ponad dziesięciu laty współtworzył wraz z Haliną Zdebską album poświęcony Małyszowi. W 2010 roku zabrał się wraz z kolegą po fachu za książkę poświęconą Justynie Kowalczyk i tak właśnie powstała publikacja „Bieg życia Justyny”. Porównywanie jej do wydanej w 2001 roku poprzedniczki jest jak najbardziej zasadne. Obie pozycje w swojej formie są takie same, obie mają taki sam format i zbliżoną liczbę stron – ok. 160. W przypadku tych dwóch albumów można więc mówić o serii wydawniczej, która, kto wie, być może doczeka się kontynuacji.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Wydało się: Andrzej Stanowski, Halina Zdebska „Małysz: Bogu dziękuję” (2001)

W Polsce wydano dotychczas trzy książki o Adamie Małyszu. Pierwszą pozycją poświęconą naszemu mistrzowi był album Andrzeja Stanowskiego i Haliny Zdebskiej „Małysz: Bogu dziękuję", który ukazał się w 2001 roku nakładem Wydawnictwa Biały Kruk. Co ciekawe, to jedyna publikacja, która uzyskała aprobatę „Orła z Wisły".

Trzy książki o sportowcu, którego nazwisko znało swego czasu każde dziecko, to niewiele. Pamiętać trzeba jednak, że okres „małyszomanii" przypadał na lata 2000-2003, a wtedy rynek literatury sportowej w naszym kraju nie był tak bardzo rozwinięty jak dziś. Bez wątpienia wpływ na stosunkowo niewielką liczbę publikacji poświęconych Małyszowi miał także fakt, że wydanie książki o tym sportowcu wiązało się ze sporym ryzykiem. Skoczek z Wisły pozwał do sądu Wydawnictwo Iskry, które w 2002 roku wypuściło na rynek pozycję „Adam Małysz. Batman z Wisły". Zdaniem skoczka i osób dbających o jego wizerunek, naruszono w publikacji jego dobra osobiste, zamieszczając zdjęcia z życia prywatnego Małysza bez jego zgody, a także próbując wykorzystać popularność sportowca w celach komercyjnych. Żądano od wydawców 50 tys. złotych na cel społeczny, a także przeprosin, o czym powołując się na Polską Agencję Prasową informował portal skokinarciarskie.pl. Ostatecznie skończyło się na pięciu tysiącach złotych zadośćuczynienia i nakazie umieszczenia przeprosin w „Gazecie Wyborczej", jak przeczytać można na portalu Wirtualna Polska.

Pod górkę miało też Wydawnictwo M, które na książkę o Małyszu zdecydowało się w 2004 roku. Pozycja „Adam Małysz. Moje życie" była w zasadzie wywiadem-rzeką z polskim skoczkiem narciarskim, rozmową, którą przeprowadzili dziennikarze TVP: Maciej Kurzajewski i Sebastian Szczęsny. Wydawca wydrukował 60 tys. egzemplarzy tej pozycji, ale sprzedał zaledwie kilkanaście tysięcy. Jak można przeczytać w tekście na stronie sport.pl, promocję publikacji miał zablokować agent Małysza, Edi Federer. Jak twierdzi przedstawiciel wydawnictwa, okazać miało się także, że fani niekoniecznie chcą czytać o polskim mistrzu, więc książka była wielką klapą i przez długi czas wyprzedawana była za grosze. Po latach, przed igrzyskami w Vancouver, jej bohater skarżył się, że został oszukany i rozważał nawet wniesienie pozwu do sądu. Skoczek z Wisły zapowiedział także, że kiedyś napisze swoją autobiografię, ale do dnia dzisiejszego nie doczekaliśmy się wspomnień naszego orła.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Wydało się: Stanisław Marusarz „Na skoczniach Polski i świata” (1955)

Wydawanie wspomnień sportowców ma w Polsce długą tradycję. Prekursorem był Janusz Kusociński, który swoją biografię napisał i udostępnił do sprzedaży jeszcze w okresie międzywojennym, w 1933 roku. Na kolejne tego typu książki kibice musieli poczekać do lat 50., kiedy to na rynku pojawiły się m.in. wspomnienia Stanisława Marusarza „Na skoczniach Polski i świata".

Pozycja napisana przez legendę polskiego narciarstwa miała kilka wydań. W 1955 roku ukazała się premierowo nakładem Wydawnictwa Literackiego z Krakowa, natomiast dwa lata później wydało ją Wydawnictwo Sport i Turystyka z Warszawy. Ta sama firma w 1974 roku zdecydowała się kolejny raz wypuścić na rynek książkę „Na skoczniach Polski i świata", tym razem w zmienionej okładce i nowym formacie. Dwa pierwsze wydania wspomnień skoczka narciarskiego zwanego „Dziadkiem" musiały cieszyć się dużą popularnością, skoro zdecydowano się wydać je po raz trzeci. Nakład obu książek z lat 50. wynosił łącznie ok 20 tysięcy egzemplarzy. Dziś na takie wyniki sprzedażowe może liczyć w Polsce niewielu autorów.

Stanisław Marusarz swoich wspomnień nie napisał sam. Pomagał mu w tym Zbigniew K. Rogowski – dziennikarz „Expressu Wieczornego" i „Stolicy", korespondent „Przekroju" w Hollywood, a także autor kilkunastu publikacji książkowych. Jedną z jego pierwszych książek były właśnie wydane pierwotnie w 1955 roku wspomnienia skoczka z Zakopanego. Rogowski zajął się ich opracowaniem i tak powstała licząca sześć rozdziałów pozycja. Marusarz opowiada w niej o swoich przeżyciach nie tylko związanych ze sportem, ale także życiem osobistym i trudnym okresem II wojny światowej. Książkę czyta się bardzo dobrze, a wpływ ma na to bez wątpienia nietuzinkowa historia zakopiańskiego skoczka.

poniedziałek, 30 maja 2016

28 twarzy Lewego

Nie trzeba być geniuszem, żeby zgadnąć, który polski sportowiec ma obecnie największą wartość marketingową. Indywidualne popisy Roberta Lewandowskiego, idące w dodatku w parze z sukcesami reprezentacji, musiały spowodować pojawienie się na rynku książek o piłce z jego twarzą na okładce. Mało kto mógł się jednak spodziewać, że w ciągu roku ukaże się aż 28 takich publikacji. Oto wszystkie z nich: 28 twarzy Lewandowskiego.

Kiedy jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się zapowiedzi kolejnych książek o polskim napastniku, zapewne niejeden z Was pomyślał: „Ile jeszcze?!”. Przychodzę z odsieczą, prezentując wszystkie publikacje z Robertem Lewandowskim na okładce, które ukazały się w ostatnich kilkunastu miesiącach. Nie liczę książek wydanych tuz po strzeleniu przez niego czterech goli Realowi Madryt – o tym traktował osobny tekst, w którym trochę proroczo przewidziałem, że tylko sukces z reprezentacją może spowodować wysyp kolejnych pozycji na jego temat. Przyznam szczerze, że nie sądziłem wtedy, iż będzie tego aż tyle…

Ale też poniżej znajdziecie nie tylko biografie naszego piłkarza, ale także książki pozornie niemające z nim wiele wspólnego lub tytuły co najmniej wątpliwej jakości. Nie to jest jednak istotne – wydawnictwa założyły, że nawet jeśli jakiś tytuł niekoniecznie traktuje o Lewandowskim, warto pokazać jego twarz na okładce. Czy to przysłuży się lepszej sprzedaży tych wszystkich publikacji? Trudno powiedzieć, ale mamy rzadką okazję zaobserwować zjawisko bez precedensu w historii (?) polskiej literatury sportowej. Adam Małysz i Justyna Kowalczyk mogą tylko patrzeć z zazdrością. Bo gdy Robert Lewandowski spogląda na nas niemal z każdej piłkarskiej pozycji wydanej przed Euro 2016, oni w swoich najlepszych czasach mogli pochwalić się „jedynie” kilkoma książkami.

czwartek, 28 stycznia 2016

Minuta warta 10 euro, 'Ana' Lewandowska i cygaro w Le Scandale. Kulisy wizyty Thomasa Morgensterna w Polsce

To było jedno z największych wyzwań w mojej zawodowej karierze! Thomas Morgenstern – ośmiokrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski i dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli – zawitał do Polski, by promować swoją książkę „Moja walka o każdy metr” wydaną 13 stycznia przez Wydawnictwo SQN. Mimo że spędził nad Wisłą zaledwie 48 godzin, zdążył spotkać się z tysiącami fanów w Warszawie i w Zakopanem, podpisać kilkaset książek i zdjęć oraz udzielić kilkunastu wywiadów. Organizacja jego przyjazdu nie była zadaniem łatwym, ale najważniejsze, że nasi gości wrócili do Austrii zadowoleni.

Do wizyty Morgiego przygotowywaliśmy się w wydawnictwie od dłuższego czasu. I od początku wiedzieliśmy, że nie będą to zwykłe odwiedziny. A przekonaliśmy się o tym, gdy kilkanaście dni przed przyjazdem agent Thomasa, Hans Gschwendtner, poinformował nas, że skoczek poważnie zastanawia się nad przylotem do Polski… własnym śmigłowcem! Ekstrawagancja? Niekoniecznie. Chyba każdy z nas, posiadając takie cacko, chciałby jak najczęściej z niego korzystać. Morgenstern też miał taki zamiar, ale nie wiadomo było, czy na lot śmigłowcem pozwoli pogoda. Decyzja miała zapaść w ostatniej chwili. Czekaliśmy więc w napięciu. We wtorek dowiedzieliśmy się, że na 99% się uda. Kiedy w piątek o 9.19 agent Thomasa napisał: „We are in time”, wiedzieliśmy, że się zaczęło. Za kilka godzin mieliśmy się spotkać z legendą skoków narciarskich.

Piątek, 22 stycznia, godzina 12.35
Na lotnisku Babice stawiamy się we trójkę: ja, Szymon oraz Michał Jeziorny, który podczas wizyty będzie pełnić rolę tłumacza (przynajmniej oficjalnie, bo sprawdzi się też idealnie w roli spikera, kierowcy i… ochroniarza!). Kiedy przejeżdżamy wzdłuż płotu okalającego lądowisko, zauważamy śmigłowiec z flagą Austrii. Dosłownie przed chwilą Thomas szczęśliwie wylądował. Podjeżdżamy pod wieżę lotów, z bagażnika wyciągamy książki i czekamy. Próbujemy się dowiedzieć, w jaki sposób pasażerowie dotrą do wyjścia – obsługa lotniska każe nam czekać. Po kilku chwilach przyjeżdża agent Hans Gschwendtner z bagażami. Za moment dołączają do niego piloci: Stefan Seer oraz oczywiście Thomas Morgenstern. Uśmiechnięty, wyraźnie zadowolony, wita się z nami niemal czystą polszczyzną: „Cześć!”. Uścisk dłoni, pierwsze zdjęcie z książką, które za chwile obiegnie media społecznościowe, i możemy ruszać w trasę. Misja „Warszawa” rozpoczęta!

piątek, 21 lutego 2014

Książkowi rekordziści, czyli o których sportowcach napisano najwięcej?

Zastanawialiście się kiedyś, którzy sportowcy mogą pochwalić się największą liczba publikacji na swój temat? Być może nie, ale ja, jako sportowo-książkowy maniak, postanowiłem przyjrzeć się tej kwestii. Efektem tego ranking, w którym znalazło się dokładnie dziesięć nazwisk.

Wyszło na to, że aby dołączyć do grona dziesiątki sportowców z największą liczbą publikacji na swój temat, wystarczą trzy książki. Tylko albo aż. Z jednej strony to niewiele, biorąc pod uwagę rozwój rynku literatury sportowej w ostatnich latach, ale z drugiej – sporo. Dosyć łatwo wymienić sportowców mogących pochwalić się dwoma pozycjami książkowymi: Robert Korzeniowski, Włodzimierz Lubański, Muhammad Ali, Władysław Komar, Zbigniew BoniekMartina Navratilova, Władysław Kozakiewicz, Mirosław Okoński, Zinedine Zidane, Kazimierz Deyna czy Neymar. Gdyby poszukać dokładnie, znalazłoby się pewnie jeszcze kilkanaście innych nazwisk. Lista jest więc długa. Nieco inaczej jest z tymi, którzy napisali lub o których napisano trzy lub więcej książek*. To grono to dokładnie dziesięć osób i one właśnie stworzyły poniższe zestawienie.

W rankingu brak przypadkowych nazwisk. Wszyscy znajdujący się tam sportowcy byli lub są zaliczani do światowej czołówki w swoich dyscyplinach. Część z nich na książkowy dorobek pracowała sama, wydając wspomnienia w formie autobiografii, część doczekała się sporej liczby pozycji na swój temat pisanych przez innych. Co ciekawe, zestawienia nie zdominowali wcale piłkarze, choć wydawać by się mogło, że o sportowcach uprawiających najpopularniejszą w naszym kraju dyscyplinę sportu pisze się najwięcej. Tak rzeczywiście jest, ale niekoniecznie autorzy skupiają się ciągle na tych samych zawodnikach, stąd też w rankingu czterej piłkarze. Ale wystarczy już tego wstępu, pora przejść do konkretów!

środa, 5 lutego 2014

Prawdziwa historia królowej nart

Uparta dziewczyna z Kasiny Wielkiej, która mimo wielu trudności w wieku 27 lat zdobyła w sporcie wszystko, co było do zdobycia. Tak w skrócie można opisać historię Justyny Kowalczyk – najwybitniejszej postaci polskich biegów narciarskich. Przed kolejną i być może ostatnią wielką imprezą jej życie w biografii „Złota Justyna” postanowił opisać dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, Kamil Wolnicki.

Książka poświęcona Justynie Kowalczyk miała swoją premierę 22 stycznia. Data ukazania się biografii nie jest oczywiście przypadkowa. W najbliższy piątek rozpoczną się XXII Zimowe Igrzyska Olimpijski w Soczi, które mogą być ostatnim wielkim wydarzeniem sportowym, w którym udział weźmie królowa nart. Polscy kibice życzyliby sobie, żeby tak oczywiście się nie stało, ale sama zainteresowana wielokrotnie podkreślała, że organizowane w Rosji igrzyska są jej punktem docelowym. Czy końcowym? Tego do jeszcze nie wiadomo, a decyzja Justyny Kowalczyk będzie zapewne uzależniona od wyników, które uda jej się osiągnąć w zbliżającej się imprezie. Dywagacjom na temat przyszłości polskiej mistrzyni olimpijskiej poświęcony został zresztą ostatni rozdział książki, ale o treści za chwilę. Na początek kilka ogólnych informacji o tej pozycji.