Pokazywanie postów oznaczonych etykietą thomas morgenstern. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą thomas morgenstern. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 lutego 2017

Sportowa Książka Roku 2016 – kontrowersyjne rozstrzygnięcie?

Niemałe emocje wzbudziło ogłoszenie wyników plebiscytu na Sportową Książkę Roku 2016. Kilku dziennikarzy na Twitterze nie mogło się nadziwić, że w głosowaniu czytelników zwyciężyła autobiografia Thomasa Morgensterna. Paradoksalnie te protesty powinny schlebiać organizatorom – w końcu dużo gorsza od kontrowersji byłaby zupełna obojętność.

Jeśli plebiscyt wywołuje dyskusje, to wbrew pozorom bardzo dobrze – znaczy to, że wybory traktowane są poważnie. Coroczne głosowanie na zawodnika, który ma zgarnąć Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza minionych dwunastu miesięcy, są od wielu lat przedmiotem sporów, kpin i żywej wymiany argumentów. Nikt nie kwestionuje jednak, że to najbardziej prestiżowa nagroda, jaką może otrzymać kopacz. Dlatego też organizatorzy nie powinni się przejmować krytyką. Jak to się mówi w sportowym żargonie: wynik idzie w świat. Może podawanie rezultatów w wątpliwość nie jest powodem do dumy, ale z rekordowej liczby głosów należy się już jak najbardziej cieszyć. Znaczy to, że wydarzenie się rozwija i ma szansę stać się w przyszłości renomowanym konkursem, traktowanym przez wszystkich równie poważnie.

Żeby jednak wyjaśnić zdziwienie różnych osób, warto przybliżyć, jak doszło do zwycięstwa książki „Moja walka o każdy metr”. Wchodząc na stronę plebiscytu, można dowiedzieć się między innymi, w którym dniu oddano najwięcej głosów. Stało się tak 19 stycznia, kiedy to czytelnicy zagłosowali aż 2381 razy. Przy łącznej liczbie 13 060 głosów daje to wynik na poziomie ponad 18% - niemal co piąty uczestnik plebiscytu zagłosował właśnie wtedy. Skąd ten nagły skok? Żeby to zrozumieć, wystarczy odwiedzić facebookowy profil Thomasa Morgensterna. Właśnie 19 stycznia umieścił on wpis zachęcający do głosowania na jego autobiografię.

Ponad 3800 „lajków”, kilkadziesiąt komentarzy i udostępnień – taki był efekt publikacji. Nic dziwnego, że to właśnie siła fanów Morgiego zadecydowała o jego końcowym triumfie. Wynik 2729 głosów jest naprawdę imponujący. Szczególnie, gdy przyjrzeć się, ile osób przyczyniało się do zwycięstw innych tytułów w poprzednich edycjach:

sobota, 31 grudnia 2016

Słodko-gorzki rok 2016

Jedno z ostatnich zdjęć Andrzeja Niemczyka
zrobione podczas Warszawskich Targów Książki
To było udane dwanaście miesięcy. Zarówno dla polskiego sportu, jak i dla rynku książek sportowych. Dla mnie osobiście mijający rok przyniósł mnóstwo kolejnych zawodowych wyzwań, ale dał też wiele satysfakcji. Szkoda tylko, że nie wszyscy doczekali jego końca – odejście Andrzeja Niemczyka pozostaje wydarzeniem, które położyło się cieniem na 2016 roku…

To była jedna z najwybitniejszych postaci w historii siatkówki. Charyzmatyczny szkoleniowiec, silna osobowość, człowiek z ogromnym doświadczeniem – trenerskim, ale i życiowym. Andrzej Niemczyk odszedł 2 czerwca, przegrywając kolejną batalię z nowotworem. Dla środowiska sportowego w Polsce to był ogromny cios. Dla mnie szczególny, bo w ostatnich miesiącach jego życia miałem z trenerem dosyć częsty kontakt. Przykro było patrzeć, jak po powrocie do świetnej formy i wydaniu autobiografii znów dopadł go rak… Szerzej o moich relacjach z Andrzejem Niemczykiem pisałem już w osobistym wpisie opublikowanym tuż po jego śmierci. Odsyłam do tekstu i mogę zapewnić, że pamięć o tej wielkiej postaci nigdy w wydawnictwie nie zaginie. To był zaszczyt, móc z trenerem współpracować! Właśnie dlatego jego odejście sprawia, że rok 2016 trudno uznać za w pełni udany. Mijające dwanaście miesięcy już na zawsze pozostawi po sobie gorzki smak…

Jeśli chodzi o moją pracę w Wydawnictwie SQN, był to udany okres. Od początku intensywny i pełen wyzwań, ale też niezwykle satysfakcjonujący. Były podczas tego roku dwa momenty, kiedy poczułem, że zrobiliśmy coś wielkiego. Pierwszy z nich miał miejsce podczas wizyty Thomasa Morgensterna w Polsce. O tym, jak przebiegały jego odwiedziny, pisałem tutaj. Dwa miasta, napięty grafik, przylot śmigłowcem, wypożyczony samochód – pod względem logistycznym nie było to łatwe przedsięwzięcie, ale prawie wszystko przebiegło tak jak to zaplanowaliśmy. Wypadło na tyle dobrze, że Thomas chętnie odwiedzi Polskę kolejny raz – być może już niedługo! Wracając jednak do tegorocznej wizyty – do końca życia zapamiętam, jak stanął na scenie pod Wielką Krokwią, a ponad 23 tysiące kibiców razem z Morgim zatańczyło do piosenki „So ein schöner Tag”, którą całe Zakopane śpiewało po jego fatalnym upadku w 2014 roku. Wspaniała chwila, w której dotarło do mnie: „To my sprawiliśmy, że znalazł się na tej scenie i zatańczył wraz ze stolicą polskich Tatr!”. Coś niesamowitego, zobaczcie zresztą sami, jak to wyglądało:

poniedziałek, 8 lutego 2016

Co siedzi w głowie skoczka narciarskiego? "Moja walka o każdy metr" Thomasa Morgensterna

Zawsze kiedy podczas transmisji skoków narciarskich pokazują ujęcie z samego szczytu skoczni, zastanawiam się, co dzieje się w głowie zawodnika, który siada na belce. „Moja walka o każdy metr” Thomasa Morgensterna zaspokoiła tę ciekawość. Mało tego, pozwoliła przekonać się, że skoki to niesamowicie skomplikowana dyscyplina, w której ogromną rolę odgrywają detale. A to tylko jedna z wielu zalet książki austriackiego sportowca.

O tym, że w Polsce ukazała się książka Thomasa Morgensterna, informowałem dwukrotnie. Najpierw w tekście ze styczniowymi premierami, a następnie w podsumowaniu jego wizyty w naszym kraju. Morgi przyleciał do Warszawy i Zakopanego, spotkał się z fanami, udzielił kilkunastu wywiadów, wsiadł w helikopter i tyle go widziano (przynajmniej na razie). Warto jednak trochę dokładniej przyjrzeć się jego wspomnieniom, bo to naprawdę kawał dobrej lektury. Celowo unikam tutaj stwierdzenia „autobiografia”, bo „Moja walka o każdy metr” nią nie jest. Gdyby była, znaleźlibyśmy w książce chronologiczny opis kolejnych etapów życia skoczka, kulisy największych sukcesów, podsumowanie kariery, itd. Ale tego w dziele napisanym wspólnie z Michaelem Roscherem (dziennikarz ORF, publicznej telewizji i radia w Austrii) nie znajdziecie. I bardzo dobrze, bo „Moja walka o każdy metr” w swojej koncepcji jest bardzo oryginalna i to pierwsza z jej zalet. Ta oryginalność wiąże się wprawdzie z największym minusem, czyli objętością publikacji (do połknięcia w 3-4 godziny), ale jak ulał pasuje tutaj wyświechtany slogan: „liczy się jakość, nie ilość”. Lepsze cztery godziny z Morgensternem, niż dziesięć z biografią Carlosa Teveza (do dziś mam koszmary).

Filmowy początek
Dobra książka ma to do siebie, że odtwarza nam się w głowie niczym film i tak właśnie jest z „Moją walką o każdy metr”. Zaczynamy od wizyty w szpitalu, w którym Thomas wylądował po fatalnym upadku na mamuciej skoczni w Kulm: „Otwieram oczy. Nawet tak mały ruch sprawia, że moja twarz zaczyna płonąć”, zaczyna Morgi i już wiemy, że pracując nad książką, musiał na nowo wrócić do wspomnień ze stycznia 2014 roku. Choć rozpoczęcie od tamtych właśnie wydarzeń nie jest specjalnie zaskakujące (uczyniła tak chociażby Maja Włoszczowska, zaczynając autobiografię od fatalnej kontuzji sprzed Igrzysk Olimpijskich w Londynie), jest coś, co sprawia, że lektura wciąga nas od pierwszej strony. To narracja w czasie teraźniejszym, dzięki której mamy szansę „wejść” do głowy Morgensterna, poznać jego myśli, odczucia, a jednocześnie poczuć się, jakbyśmy siedzieli obok jego łóżka. Skoczek próbuje uświadomić sobie, dlaczego znajduje się w szpitalu i zaczyna swoją opowieść.

czwartek, 28 stycznia 2016

Minuta warta 10 euro, 'Ana' Lewandowska i cygaro w Le Scandale. Kulisy wizyty Thomasa Morgensterna w Polsce

To było jedno z największych wyzwań w mojej zawodowej karierze! Thomas Morgenstern – ośmiokrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski i dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli – zawitał do Polski, by promować swoją książkę „Moja walka o każdy metr” wydaną 13 stycznia przez Wydawnictwo SQN. Mimo że spędził nad Wisłą zaledwie 48 godzin, zdążył spotkać się z tysiącami fanów w Warszawie i w Zakopanem, podpisać kilkaset książek i zdjęć oraz udzielić kilkunastu wywiadów. Organizacja jego przyjazdu nie była zadaniem łatwym, ale najważniejsze, że nasi gości wrócili do Austrii zadowoleni.

Do wizyty Morgiego przygotowywaliśmy się w wydawnictwie od dłuższego czasu. I od początku wiedzieliśmy, że nie będą to zwykłe odwiedziny. A przekonaliśmy się o tym, gdy kilkanaście dni przed przyjazdem agent Thomasa, Hans Gschwendtner, poinformował nas, że skoczek poważnie zastanawia się nad przylotem do Polski… własnym śmigłowcem! Ekstrawagancja? Niekoniecznie. Chyba każdy z nas, posiadając takie cacko, chciałby jak najczęściej z niego korzystać. Morgenstern też miał taki zamiar, ale nie wiadomo było, czy na lot śmigłowcem pozwoli pogoda. Decyzja miała zapaść w ostatniej chwili. Czekaliśmy więc w napięciu. We wtorek dowiedzieliśmy się, że na 99% się uda. Kiedy w piątek o 9.19 agent Thomasa napisał: „We are in time”, wiedzieliśmy, że się zaczęło. Za kilka godzin mieliśmy się spotkać z legendą skoków narciarskich.

Piątek, 22 stycznia, godzina 12.35
Na lotnisku Babice stawiamy się we trójkę: ja, Szymon oraz Michał Jeziorny, który podczas wizyty będzie pełnić rolę tłumacza (przynajmniej oficjalnie, bo sprawdzi się też idealnie w roli spikera, kierowcy i… ochroniarza!). Kiedy przejeżdżamy wzdłuż płotu okalającego lądowisko, zauważamy śmigłowiec z flagą Austrii. Dosłownie przed chwilą Thomas szczęśliwie wylądował. Podjeżdżamy pod wieżę lotów, z bagażnika wyciągamy książki i czekamy. Próbujemy się dowiedzieć, w jaki sposób pasażerowie dotrą do wyjścia – obsługa lotniska każe nam czekać. Po kilku chwilach przyjeżdża agent Hans Gschwendtner z bagażami. Za moment dołączają do niego piloci: Stefan Seer oraz oczywiście Thomas Morgenstern. Uśmiechnięty, wyraźnie zadowolony, wita się z nami niemal czystą polszczyzną: „Cześć!”. Uścisk dłoni, pierwsze zdjęcie z książką, które za chwile obiegnie media społecznościowe, i możemy ruszać w trasę. Misja „Warszawa” rozpoczęta!

niedziela, 3 stycznia 2016

Styczniowe premiery

No i nadszedł rok 2016. Rok mistrzostw Europy w piłce nożnej, igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, mistrzostw Europy w piłce ręcznej mężczyzn rozgrywanych w Polsce… Imprez sportowych z udziałem naszych reprezentantów w najbliższych miesiącach nie zabraknie, co powinno mieć pozytywny wpływ na rynek literatury o sporcie. Zwiastunem tego, co dobre, będzie styczeń, kiedy to do księgarni trafią trzy ciekawie zapowiadające się tytuły.

Zaczynamy od gratki dla fanów skoków narciarskich, czyli książki Thomasa Morgensterna „Moja walka o każdy metr”. Tuż po świętach Wydawnictwo Sine Qua Non zapowiedziało, że 13 stycznia publikacja austriackiego skoczka narciarskiego będzie miała polską premierę. Ta informacja ucieszyła z pewnością wszystkich kibiców, gdyż Morgi jest w naszym kraju niezwykle popularny. A że książek poświęconych skokom narciarskim ukazuje się u nas jak na razie bardzo mało (ostatnie – autobiografia Svena Hannawalda i biografia Wojciecha Fortuny – ukazały się w 2014 roku), osoby pasjonujące się rywalizacją skoczków mają powody do zadowolenia. Przypomnę tylko, że we wrześniu ubiegłego roku, dokładnie 12 miesięcy po ogłoszeniu przez Morgensterna decyzji o zakończeniu kariery, w Austrii wydana została jego książka „Über meinen Schatten: Eine Reise zu mir selbst”. Teraz będą mogli zapoznać się z nią czytelnicy w Polsce. Ja miałem już przyjemność spędzenia z tą lekturą wieczoru (bo w zasadzie kilka godzin wystarczy na jej przeczytanie) i muszę przyznać, że to kapitalna publikacja. Jeśli zawsze marzyliście o wniknięciu w umysł skoczka, dzięki „Mojej walce o każdy metr” będzie mieli taką okazję.

To jednak nie wszystko. Jak czytamy w zapowiedzi, „w tej książce Thomas Morgenstern przypomina swoje zwycięskie skoki, opowiada o rywalizacji z Gregorem Schlierenzauerem, tłumaczy, dlaczego nienawidzi skoczni w Planicy, i wyjaśnia, czemu postanowił rozstać się z Kristiną”. Jest więc coś zarówno o rywalizacji na skoczni, jak i życiu prywatnym. Przede wszystkim jednak fani poprzez tę lekturę poznają odpowiedź na pytanie, czy Morgi w wieku niespełna 28 lat musiał zakończyć karierę. Myślę, że po przeczytaniu jego wspomnień nikt nie będzie miał wątpliwości, że sportowiec podjął słuszną decyzję. „Niemal każda strona jest zdjęciem rentgenowskim austriackiego skoczka” – tak liczącą 240 stron publikację ocenił Tomasz Zimoch. Aby przekonać się, czy miał rację, trzeba wysupłać z portfela 34,90 zł, gdyż właśnie taka kwota widnieje na okładce książki. „Moją walkę o każdy metr” już teraz można zamawiać w przedsprzedaży na empik.com w niższej cenie. Mimo że do premiery jeszcze trochę czasu, publikacja przetłumaczona przez Barbarę Toczek od kilku dni znajduje się tam na pierwszym miejscu listy bestsellerów, co świadczy o dużym zainteresowaniu tym tytułem. Na pewno będzie o nim głośno także w dniach 22-24 stycznia, gdyż właśnie wtedy do Polski zawita sam Thomas Morgenstern, by spotkać się z fanami w Warszawie i Zakopanem. Więcej szczegółów dotyczących miejsca i godziny spotkań ma zostać podanych w najbliższym czasie.

czwartek, 31 grudnia 2015

Ach, co to był za rok!

Gdyby ktoś dwanaście miesięcy temu powiedział mi,
że w 2015 roku będę miał okazję poznać najlepszego piłkarza
świata i jednego z idoli dzieciństwa, popukałbym się w głowę.
A jednak marzenia się spełniają!
To już sylwestrowa tradycja, której pozostaję wierny od trzech lat. Ostatniego dnia każdego roku publikuję wpis będący podsumowaniem minionych dwunastu miesięcy. Jaki był 2015? Niezwykły, naprawdę. Zarówno jeśli chodzi o rynek książek sportowych, jak i moją zawodową karierę. Choć w zasadzie słowo „kariera” śmiało mógłbym zastąpić innym: „hobby”.

Tak się pięknie złożyło, że dziś z dumą mogę przyznać: robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą! Coś, co dwanaście miesięcy temu wydawało się jedynie piękną wizją, teraz jest już rzeczywistością. Nie wiem, ilu z Was wykonuje ulubiony zawód lub działa w branży, w której praca była Waszym marzeniem, ale jeśli znajdą się takie osoby, to z pewnością będą wiedziały, o co mi chodzi. Nie ma nic lepszego niż wstawanie każdego dnia z ekscytującą myślą, że przed Tobą nowe wyzwanie. Nie obowiązek, nie zadanie, ale właśnie wyzwanie, doświadczenie, którego pragniesz. Nawet kiedy pojawia się długa lista rzeczy do zrobienia i w pewnym momencie masz wszystkiego dosyć, na końcu zawsze pojawia się najważniejsze: satysfakcja. To właśnie ona sprawia, że wiesz, iż jesteś odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.

Jak zapewne wiecie, na początku roku rozpocząłem współpracę z Wydawnictwem Sine Qua Non z Krakowa. Pisałem o tym szerzej w tym wpisie i muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak pozytywnych reakcji czytelników. Było mnóstwo gratulacji, co może tylko cieszyć. I mobilizować do ciężkiej pracy nie tylko mnie, ale też wszystkich, którzy chcą spełniać swoje marzenia. Jak widać – można, trzeba tylko chcieć i próbować. Mogę tylko podziękować chłopakom z SQN za ogromne zaufanie, którym od początku mnie obdarzyli. Początkowo byłem przerażony, ale kiedy dziś patrzę na te dwanaście miesięcy, czuję dumę. Wiem, że przeszedłem długą drogę i wiele się nauczyłem. Przeżyłem też mnóstwo wspaniałych przygód. Jakich? Pozwólcie, że wymienię: