Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dariusz szpakowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dariusz szpakowski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Wydało się: Bogadan Tuszyński "Tytani mikrofonu" (1992)

Wojciech Trojanowski, Bohdan Tomaszewski, Jan Ciszewski oraz Tomasz Hopfer, czyli legendy polskiego dziennikarstwa sportowego, mają szczęście. Mają szczęście, że pojawił się ktoś taki jak Bogdan Tuszyński, który postanowił pochylić się nad ich życiorysami i uwiecznić je w książce „Tytani mikrofonu”. Czy wkrótce ktoś stworzy dzieło poświęcone pamięci samego autora, który odszedł od nas wczoraj rano? Oby znalazł się godny następca...

Publikacja Tuszyńskiego "Tytani mikrofonu", notabene autorstwa dziennikarza sportowego, ukazała się w 1992 roku nakładem Polskiej Oficyny Wydawniczej „BGW”. „Był Mikołajem Rejem radiowego reportażu sportowego! Pamięci Wojciecha Trojanowskiego książkę tę poświęcam” - na pierwszej stronie można znaleźć taką adnotację autora. Właśnie od przedstawienia sylwetki Trojanowskiego swoje dzieło rozpoczyna Tuszyński, na kolejnych stronach przybliżając czytelnikowi życiorysy innych żurnalistów: oprócz wymienionych we wstępie także Witolda Dobrowolskiego i Jacka Żemantowskiego.

Ale nie tylko o redaktorach, których nazwiska znalazły się w tytułach rozdziałów, traktują „Tytani mikrofonu”. Przy okazji opisu poszczególnych osób Tuszyński wspomina również o innych dziennikarzach pracujących w redakcjach Polskiego Radia czy Telewizji. Są chociażby fragmenty o Konradzie Grudzie, Tadeuszu Pyszkowskim czy Stefanie Rzeszocie. Wspominają ich nawet sami bohaterowie, gdyż książka z 1992 roku nie składa się wyłącznie z narracji Tuszyńskiego. Często i gęsto wypowiadają się w niej dziennikarze, którym publikacja jest poświęcona, a autor z dużą częstotliwością cytuje także opinie ich kolegów z branży (m.in. Daniela Passenta, Marka Ołdakowskiego czy Jerzego Cierpiatki). Po części publikacja reportera Polskiego Radia jest więc zbiorem wspomnień Tomaszewskiego, Trojanowskiego czy Hopfera oraz ludzi, z którymi pracowali.

czwartek, 31 grudnia 2015

Ach, co to był za rok!

Gdyby ktoś dwanaście miesięcy temu powiedział mi,
że w 2015 roku będę miał okazję poznać najlepszego piłkarza
świata i jednego z idoli dzieciństwa, popukałbym się w głowę.
A jednak marzenia się spełniają!
To już sylwestrowa tradycja, której pozostaję wierny od trzech lat. Ostatniego dnia każdego roku publikuję wpis będący podsumowaniem minionych dwunastu miesięcy. Jaki był 2015? Niezwykły, naprawdę. Zarówno jeśli chodzi o rynek książek sportowych, jak i moją zawodową karierę. Choć w zasadzie słowo „kariera” śmiało mógłbym zastąpić innym: „hobby”.

Tak się pięknie złożyło, że dziś z dumą mogę przyznać: robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą! Coś, co dwanaście miesięcy temu wydawało się jedynie piękną wizją, teraz jest już rzeczywistością. Nie wiem, ilu z Was wykonuje ulubiony zawód lub działa w branży, w której praca była Waszym marzeniem, ale jeśli znajdą się takie osoby, to z pewnością będą wiedziały, o co mi chodzi. Nie ma nic lepszego niż wstawanie każdego dnia z ekscytującą myślą, że przed Tobą nowe wyzwanie. Nie obowiązek, nie zadanie, ale właśnie wyzwanie, doświadczenie, którego pragniesz. Nawet kiedy pojawia się długa lista rzeczy do zrobienia i w pewnym momencie masz wszystkiego dosyć, na końcu zawsze pojawia się najważniejsze: satysfakcja. To właśnie ona sprawia, że wiesz, iż jesteś odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.

Jak zapewne wiecie, na początku roku rozpocząłem współpracę z Wydawnictwem Sine Qua Non z Krakowa. Pisałem o tym szerzej w tym wpisie i muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak pozytywnych reakcji czytelników. Było mnóstwo gratulacji, co może tylko cieszyć. I mobilizować do ciężkiej pracy nie tylko mnie, ale też wszystkich, którzy chcą spełniać swoje marzenia. Jak widać – można, trzeba tylko chcieć i próbować. Mogę tylko podziękować chłopakom z SQN za ogromne zaufanie, którym od początku mnie obdarzyli. Początkowo byłem przerażony, ale kiedy dziś patrzę na te dwanaście miesięcy, czuję dumę. Wiem, że przeszedłem długą drogę i wiele się nauczyłem. Przeżyłem też mnóstwo wspaniałych przygód. Jakich? Pozwólcie, że wymienię:

piątek, 22 czerwca 2012

Jak to po (nieudanych) turniejach bywało

"Prosta gra" nie przyniosła odpowiedzi
na wszystkie pytania dotyczące
nieudanego mundialu w 2002 roku
Mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie wprawdzie ciągle trwają, ale reprezentacja Polski odpadła już z rywalizacji. Skończyło się jak zwykle w ostatnich latach – na trzech meczach w fazie grupowej i, zgodnie z tradycją, w naszym kraju rozpoczęto rozliczanie piłkarzy i selekcjonera. Sytuacja analogiczna do tej sprzed czterech, sześciu i dziesięciu lat. Czy to spowoduje, że ponownie na rynku książek sportowych ukażą się pozycje, w których autorzy pokuszą się o znalezienie przyczyn porażki drużyny narodowej?


Cztery turnieje w ciągu ostatnich dziesięciu lat, czterech różnych selekcjonerów – Jerzy Engel, Paweł Janas, Leo Beenhakker i Franciszek Smuda. Wielkie nadzieje i apetyty polskich kibiców, a na koniec jeszcze większe rozczarowanie. Tak w najmniejszym skrócie opisać można ostatnie mistrzowskie turnieje polskiej reprezentacji. Do tej pory tylko jeden trener – Jerzy Engel, postanowił wytłumaczyć się osobiście z nieudanego występu jego podopiecznych.