środa, 31 grudnia 2014

O roku ów!

To było niezwykle intensywne dwanaście miesięcy. Rynek książek sportowych w Polsce cały czas się rozwija, a wraz z nim rozrasta się niniejszy blog. Nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, że to obecnie najlepsze w Polsce źródło informacji dotyczące publikacji o sporcie. Nie ukrywam, że osiągnięcie takiego stanu rzeczy kosztowało mnóstwo pracy i wymagało poświęcenia niezliczonej liczby godzin. W tym ostatnim dniu 2014 roku warto więc podsumować, co do tej pory udało się osiągnąć.

Patrząc na to, jak blog wygląda obecnie, czuję dumę. Zakładając go w lutym 2012 roku, nie sądziłem, że tak bardzo się rozwinie. Z jego powstaniem wiąże się ciekawa historia. Być może serwis www.ksiazkisportowe.blogspot.com w ogóle by nie powstał, a Wy nie czytalibyście tych słów, gdyby nie… pewien fotoreporter opolskiej „Gazety Wyborczej”. To właśnie on wpadł na pomysł, że zaliczeniem warsztatów internetowych, które prowadził, a w których ja uczestniczyłem, będzie wykonanie kilku zadań na założonym specjalnie na potrzeby przedmiotu blogu. Długo zastanawiałem się nad jego tematyką, a właściwie nad wyborem pomiędzy polskim rapem i książkami sportowymi. Postawiłem na to drugie i dzisiaj nie żałuję tej decyzji. Mogę tylko podziękować Michałowi Grocholskiemu, że poprzez to obowiązkowe zadanie „zmusił mnie” do założenia bloga. Mimo że wcześniej chodziło mi to po głowie, być może nigdy bym się na to nie zdecydował. Skoro jednak strona już powstała i pojawiło się na niej kilka obowiązkowych wpisów, pomyślałem: „Czemu by tego nie kontynuować?”.

Początkowo pisałem wyłącznie hobbystycznie. Jak wpadł mi do głowy ciekawy temat i miałem chwilę wolnego czasu, umieszczałem wpis. Nie było w tym ani specjalnego pomysłu, ani regularności. Mniej więcej w połowie ubiegłego roku zacząłem współpracę z pierwszymi wydawnictwami, które zaczęły podsyłać mi książki do recenzji. Założyłem także fan page na Facebooku, potem konto na Twitterze. Blog zaczął się rozwijać, popularność i liczba odwiedzin zaczęły rosnąć. Zakasałem rękawy i stwierdziłem, że 2014 rok musi być taki, jak końcówka ubiegłych dwunastu miesięcy, kiedy to na blogu umieszczałem po kilkanaście postów miesięcznie. Tak też się stało, dzięki czemu ostatni tegoroczny wpis ma numer 138. Nieźle, bo w poprzednich dwóch latach uzbierało się łącznie… 112 postów. Różnica jest więc ogromna.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Roman Kołtoń: „Boniek to postać, która mnie fascynuje. Napiszę kiedyś jego biografię” [Wywiad]

Roman Kołtoń to typ człowieka, który z książkami jest za pan brat. Zbiera je od dziecka, w swoim autorskim dorobku ma kilka pozycji dotyczących futbolu, ale lubi także spędzić wieczór z dobrą lekturą, niekoniecznie sportową, w ręku. Dość powiedzieć, że jego domowa kolekcja liczy obecnie kilkaset piłkarskich publikacji, wśród których znaleźć można prawdziwe perełki. W wywiadzie dla bloga dziennikarz stacji Polsat Sport opowiada o napisanych przez siebie książkach, zdradza swoje literackie plany i marzenia, a także poleca wartościowe pozycje.

- Pod koniec czerwca do księgarni trafiła najnowsza z pańskich książek – biografia „Deyna, czyli obcy”. Nie ukrywa Pan, że powstała ona nieco przypadkowo. Jak to dokładnie wyglądało?

Często zastanawia mnie, jak ludzie radzą sobie ze swoim życiem. Wpadłem więc na pomysł stworzenia książki zatytułowanej „Mundial życia”, w której chciałem połączyć cztery postaci: Ernesta Wilimowskiego, Kazimierza Deynę, Zbigniewa Bońka i Roberta Lewandowskiego. Szalony pomysł? Może. Natomiast wydaje mi się, że pewne rzeczy – ludzkie wybory, emocje, dramaty, kulisy karier – w przypadku tych piłkarzy się powtarzają. Na przykład takie finanse – były za Wilimowskiego, są za Lewandowskiego. Skala tych pieniędzy się zmieniła, ale one były i są obecne. Kolejny element – walka o przywództwo czy pozycję w drużynie. Wilimowski przeżywał to w Ruchu Hajduki Wielkie i w reprezentacji, doświadczał tego i Deyna, i Boniek, i doświadcza tego teraz Lewandowski. Dzisiaj już wiemy, że będzie kapitanem drużyny narodowej, ale jeszcze niedawno wszyscy debatowali, kto powinien nim zostać. Ktoś powie, że dyskusja jest zamknięta. Ok, jest zamknięta, ale była częścią publicznej wręcz debaty. Ile rzeczy można by napisać na ten temat!

- Zaczął więc Pan pisać, ale nagle okazało się, że życie Deyny godne jest osobnej publikacji.

Zacząłem prace nad Wilimowskim i gromadziłem materiały do Bońka, ale kiedy wszedłem w materię Deyny, zdałem sobie sprawę, że można z tego stworzyć coś więcej niż tylko część książki. Miałem napisanych 200 tysięcy znaków o Wilimowskim, a kiedy po krótkim czasie tyle samo udało mi się napisać o Deynie, miałem otwartych tyle wymiarów, że zadzwoniłem do mojego redaktora Janka Grzegorczyka i przedstawiłem mu ten pomysł. Był bardzo sceptyczny. Powiedział: „Sam Deyna? To już było, ktoś już o nim pisał”. Odparłem: „Ale ja mam inny materiał. Dokopałem się do tego!”. Kazał mi zadzwonić do Tadzia (Tadeusz Zysk, właściciel wydawnictwa Zysk i S-ka – przyp. red.). Zapytałem go więc: „Tadziu, a sam Deyna?”. Odpowiedział krótko: „Biorę”. No i zrobiliśmy to. To była ciężka praca, ale muszę przyznać, że bardzo ciekawa.

sobota, 27 grudnia 2014

Obsesja (nie)doskonałości

Jak zostać legendą sportu? Książka Dawida Piątkowskiego, byłego tenisisty, a obecnie trenera, miała dać odpowiedź na to pytanie. „Obsesja doskonałości” rzeczywiście zawiera mnóstwo porad na temat tego, co należy robić, aby osiągnąć w sporcie sukces. Zbyt wiele znaków zapytania co do formy publikacji i jej zawartości nie wystawia jej jednak najlepszego świadectwa.

Kilkanaście dni temu na blogu pojawił się wywiad z Dawidem Piątkowskim, w którym ten opowiadał o swojej unikatowej i nowatorskiej metodzie rozwoju osobistego sportowców, mającej zaprowadzić ich na szczyt. Już podczas przeprowadzania rozmowy pojawiły się we mnie pierwsze wątpliwości. W tym, co mówił autor „Obsesji doskonałości”, nie potrafiłem odnaleźć niczego oryginalnego, nie byłem w stanie dostrzec, co może sprawić, że „książka zmieni oblicze sportu na całym świecie”. Liczyłem, że lektura tej pozycji rozwieje moje wątpliwości w tej kwestii, zwłaszcza że autor zapewniał, iż będzie to jedna z lepszych publikacji, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Zabrałem się więc za książkę, ale muszę przyznać, że po jej skończeniu w mojej głowie zrodziło się jeszcze więcej znaków zapytania.

O co w tym wszystkim chodzi?
Zanim przejdę jednak do oceny książki, warto chociaż w kilku słowach ją streścić. „Obsesja doskonałości” składa się z 28 krótkich rozdziałów, które z kolei podzielone zostały na cztery moduły: „Nieświadomy wojownik”, „Przebudzony wojownik”, „Rodzice wojownika” oraz „Trener wojownika”. Jak łatwo się domyślić, w każdej z tych części autor pisze o innych aspektach rozwoju osobistego. Najobszerniejsza i najważniejsza jest druga z nich, gdyż wyraża istotę metody stworzonej przez Dawida Piątkowskiego. Jest o pasji, wizji, motywacji, pewności, mowie ciała czy walce. Szlifowanie wszystkich tych elementów pozwala zdaniem autora osiągnąć stan doskonałości, który jest podstawą w drodze do stania się legendą sportu. Tak pokrótce prezentuje się licząca ponad 240 stron książka. Z racji tego, że format nie jest duży, czyta się ją bardzo szybko, więc zgłębienie metody rozwoju wymyślonej przez autora nie powinno zająć przeciętnemu czytelnikowi więcej niż kilku godzin.

środa, 24 grudnia 2014

Top 10: Najlepsze książki sportowe 2014 roku (Polska)

Koniec roku to czas podsumowań, dlatego na blogu nie mogło zabraknąć rankingu najlepszych sportowych pozycji minionych dwunastu miesięcy. W 2014 roku interesujących premier było tak dużo, że postanowiłem podzielić zestawienie na dwie części. W pierwszej subiektywna lista „Top 10” książek o tematyce sportowej napisanych przez polskich autorów.

Podobnie jak przed rokiem, tak i teraz stworzenie rankingu najlepszych pozycji nie przyszło mi łatwo, choć podział zestawienia na dwie części zapewnił mi teoretycznie większy komfort wyboru. Dzięki temu mogłem wytypować nie dziesięć, a aż dwadzieścia tegorocznych publikacji sportowych, które w mojej ocenie zasługują na wyróżnienie. Zdecydowałem się na taki zabieg z prostego powodu – książki zagranicznych autorów, które w tym roku ukazały się w Polsce, pierwszego wydania za granicą doczekały się przeważnie kilka lub nawet kilkanaście lat temu (patrz autobiografia Stefana Effenberga). Stawianie ich w jednym szeregu z pozycjami rodzimych twórców, które do księgarni po raz pierwszy trafiły w ciągu minionych dwunastu miesięcy, nie byłoby do końca sprawiedliwe. Warto bowiem docenić pracę tych, którzy napisali coś o sporcie w naszym ojczystym języku. Na początek więc o dziesięciu polskich premierach, które w 2014 roku, z różnych względów, zrobiły na mnie największe wrażenie.

Miejsce 10.: Dariusz Wołowski „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” (Wydawnictwo Agora) 

Stawkę otwiera Dariusz Wołowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, dzięki któremu tuż przed mundialem kibice mogli zapoznać się z książką o brazylijskim futbolu. Oczywiście pozycja „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” nie może się równać z klasykiem, jakim jest „Futebol” Aleksa Bellosa, ale trzeba przyznać, że polski autor spisał się bardzo dobrze. Nie oparł swojego dzieła wyłącznie na pracy innych, ale sam wybrał się w dwutygodniową podróż po Brazylii i refleksjami z tej wyprawy dzieli się w swojej książce. Wołowski pojawił się na meczach brazylijskich drużyn, odwiedził klubowe muzea, porozmawiał z ciekawymi ludźmi. To sprawiło, że jego publikacja nabrała po części niezwykle wartościowego, reporterskiego charakteru. Dużą zaletą książki wydanej przez Agorę jest także fakt, że posiada ona sporo polskich wątków. O potyczkach z Brazylijczykami opowiadają Marcin Żewłakow, Jan Tomaszewski czy Włodzimierz Lubański, a Wołowski w jednym z rozdziałów przytacza także swój reportaż sprzed lat na temat eksperymentu Antoniego Ptaka, który w Szczecinie chciał stworzyć brazylijską kolonię piłkarską. Być może moja ocena pozycji „Canarinhos” byłaby inna, gdybym najpierw przeczytał „Futebol”, ale wydaje mi się, że autor zasłużył na miejsce w czołowej dziesiątce.
RECENZJA

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozgrywki piłkarskie w Łodzi

Wydawać by się mogło, że wszystko już było. Nawet jeśli chodzi o historię futbolu, pozornie trudno znaleźć temat, który wcześniej nie stałby się przedmiotem jakiegoś opracowania. Kłam temu twierdzeniu zadają jednak Piotr Chomicki i Leszek Śledziona, którzy w książce „Rozgrywki piłkarskie w Łodzi 1910-1919” w ciekawy sposób prezentują dzieje łódzkiej piłki.

Największą wartością publikacji Chomickiego i Śledziony jest fakt, że wnosi ona coś nowego do wiedzy o polskiej piłce. Nie było dotychczas opracowania poświęconego tak wąskiej tematyce, jaką są rozgrywki piłkarskie w Łodzi w latach 1910-1919. Owszem, informacje na ten temat można znaleźć w kilku książkach, chociażby umieszczonych w bibliografii pracach Józefa Hałysa, Andrzeja Bogusza czy Jacka Strzałkowskiego, ale na pewno nie są to tak dokładne dane. Autorzy „Rozgrywek piłkarskich w Łodzi” opierają się bowiem przede wszystkim na źródłach podstawowych, czyli prasie. Są to gazety takie jak „Neue Lodzer Zeitung”, „Ruch”, „Rozwój”, „Gazeta Łódzka” czy „Kurjer Łódzki”. Pod tym względem książka podobna jest do serii Pawła Gaszyńskiego „Zanim powstała liga”. Ten historyk też postanowił od nowa przeprowadzić kwerendę, co wprawdzie wydłużyło czas pracy nad publikacjami, ale pozwoliło uniknąć powielenia pomyłek innych badaczy, którzy tematem zajmowali się wcześniej.

Niczym Gaszyński
Porównanie do cyklu książek Gaszyńskiego nie jest zresztą przypadkowe, gdyż „Rozgrywki piłkarskie w Łodzi’ bardzo przypominają opracowania tego autora. Tutaj również każdy wynik opatrzony jest przypisem, a tekst uatrakcyjniony jest wieloma zdjęciami i skanami najciekawszych informacji znalezionych w prasie. O wizualnej stronie książki za chwilę, teraz kilka słów o zawartości. Książka Chomickiego i Śledziony nie jest zbyt obszerna, gdyż liczy 122 strony. Autorzy w pełni jednak wyczerpują temat. Zaczyna się od kilkustronicowego wstępu, w którym przedstawione jest historyczne tło opisywanych wydarzeń, a także sezon po sezonie przybliżony zostaje przebieg rywalizacji w latach 1910-1919. Tekst dopracowany jest w najdrobniejszych szczegółach, brakuje błędów interpunkcyjnych czy językowych, co w przypadku historyków nie zawsze jest regułą. Wydaje się jednak, że krótkie opisy kolejnych sezonów można było umieścić w części statystycznej, dzięki czemu nie trzeba byłoby wertować tylu kartek za każdym razem, kiedy chciałoby się wrócić do tych fragmentów. To jednak tylko drobna sugestia, w żadnym wypadku poważny zarzut.

piątek, 19 grudnia 2014

„(Sz)koła życia”

Zapewne znacie powiedzenie: „O wszystkim, czyli o niczym”. Maja Włoszczowska we wspomnieniach zatytułowanych „(Sz)koła życia” poruszyła praktycznie każdy aspekt swojej kariery, ale zrobiła to na tyle umiejętnie, że nie można jej zarzucić nudziarstwa. Autobiografia polskiej sportsmenki to bardzo dobra lektura, przede wszystkim dlatego, że to, co opisuje autorka, jest jej wielką pasją.

Przed sięgnięciem po wspomnienia mistrzyni kolarstwa górskiego miałem duże oczekiwania. O książce Włoszczowskiej słyszałem wiele dobrego, więc zasiadałem do niej z nadzieją na pasjonującą podróż przez życie niezłomnej sportsmenki, której historii nie znałem zbyt dobrze. To już samo w sobie było fascynujące, gdyż czytanie książki napisanej przez kogoś, kto bardzo często staje się bohaterem relacji prasowych, nigdy nie będzie szansą na odkrycie wielu ciekawych rzeczy. W przypadku polskiej sportsmenki było dokładnie odwrotnie – słyszałem wprawdzie o jej największym sukcesach i pechowej kontuzji przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie, ale o jej drodze do sławy i dyscyplinie, którą uprawia, nie wiedziałem zbyt wiele. Jeżeli chodzi o te kwestie, pozycja „(Sz)koła życia” okazała się bardzo pożyteczna, choć uczciwie trzeba przyznać, że nie wszystkie jej fragmenty zainteresują kolarskiego laika.

Makabryczny prolog
Zaczyna się mało przyjemnie. Pierwszy rozdział książki to bowiem opis okoliczności wypadku, któremu Maja Włoszczowska uległa w 2012 roku we włoskim Livigno. To właśnie tam, przygotowując się do igrzysk olimpijskim w Londynie, doznała paskudnego złamania nogi, które pogrzebało jej szanse na udział w najważniejszej imprezie czterolecia. Autorka bardzo dokładnie opisuje, jak doszło do wypadku i jak wielki ból towarzyszył jej w tamtym momencie. Słownemu opisowi towarzyszą zdjęcia złamanej niemal pod kątem dziewięćdziesięciu stopni nogi, co pozwala czytelnikowi uzmysłowić sobie, co Polka musiała odczuwać. Zdecydowanie nie są to fotografie dla ludzi o słabych nerwach, a i samą narrację autorki czyta się z grymasem bólu na twarzy. Już od pierwszych stron przekonujemy się, że książka nie będzie lekką opowieścią o sielankowym życiu, ale prawdziwą lekturą, którą można scharakteryzować za pomocą trzech słów: krew, pot i łzy.

wtorek, 16 grudnia 2014

Pożyteczni idioci kontra biznesmen(i)

Ależ wojna, ale się dzieje! Za sprawą dwóch poniedziałkowych „tweetów” Krzysztofa Stanowskiego rozgorzała dyskusja na temat promocji publikacji sportowych. Dziennikarz nazwał pożytecznymi idiotami tych kolegów po fachu, którzy za darmo umieszczają na swoich profilach na Twitterze zdjęcia otrzymanych z wydawnictw książek. Dziś, wyrażoną w poniedziałkowy wieczór myśl, rozszerzył w cotygodniowym felietonie na portalu Weszło, co oczywiście spotkało się z kolejną falą komentarzy i jeszcze bardziej podsyciło dyskusję.

Warto przybliżyć, o co dokładnie w całej sprawie chodzi. Mimo że Stanowski nie pisze tego wprost, pisząc o „wydawnictwie X”, ma na myśli Wydawnictwo Sine Qua Non z Krakowa. Skąd ta pewność? Ano stąd, że kilkanaście dni temu zorganizowało ono akcję (o ile te działania można nazwać akcją, bo przecież SQN nie wysyła książek dziennikarzom od wczoraj), którą autor bloga Praca w sporcie nazwał następująco: „#darylosu”. Gdybyście chcieli przeczytać, jak przebiegała, wpis na ten temat znajdziecie tutaj. W dużym skrócie chodziło o przesłanie najpopularniejszym dziennikarzom sportowym paczki z najnowszymi premierami firmy z nadzieją, że ci w podzięce umieszczą zdjęcie książek na Twitterze.

Jak słusznie zauważa autor wymienionego wyżej bloga, „dzięki prostemu i ekonomicznemu (barter) rozwiązaniu – udało im się wypromować najnowsze książki sportowe, wykorzystując autorytet popularnych dziennikarzy i influencerów”. Fotografie umieścili m.in. mogący pochwalić się dużą liczbą „followersów” Paweł Wilkowicz (26,3 tys. obserwujących) oraz Żelisław Żyżyński (18,5 tys. obserwujących), a o otrzymanych książkach poinformował także Mateusz Borek (135 tys. obserwujących). No i tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy. Zdaniem Stanowskiego dziennikarze nie powinni tego robić, gdyż takim działaniem „psują rynek”.

Wyraz swojemu niezadowoleniu założyciel portalu Weszło dał w poniedziałkowy wieczór, pisząc na Twitterze: „Nie mogę pojąć że dziennikarze w zamian za darmową książkę robią jej reklamę, wrzucają fotki, ekscytują się. Tak to kasy nigdy nie zarobicie. Generalnie to psucie rynku. Wydawnictwa za reklamę powinny płacić. Mają na to budżet. Ale nigdy nie będą, jeśli wystarczy dać egzemplarz”. Dalej działo się oczywiście jeszcze ciekawiej. Pojawiły się kolejne komentarze i wywiązała się gorąca dyskusja, w której udział wzięli także dziennikarze, do których swoje słowa adresował Stanowski. Warto jednak zaznaczyć, że nie atakował on Sine Qua Non, doceniając świetny ruch marketingowy wydawnictwa, a krytykował kolegów po fachu.

niedziela, 14 grudnia 2014

Dawid Piątkowski: „Wierzę, że moja książka zmieni oblicze sportu na całym świecie” [Wywiad]

Choć może się pochwalić ponad 20 medalami mistrzostw Polski, z różnych powodów nie został światowej sławy tenisistą. Zainspirowany pracą dra Jerzego Wielkoszyńskiego postanowił jednak pomagać innym sportowcom w osiągnięciu doskonałości, opracowując unikalną metodę osobistego rozwoju. Niedawno do księgarni trafiła jego druga książka zatytułowana „Obsesja doskonałości”, w której zdradza, jak zostać legendą sportu. Właśnie o niej Dawid Piątkowski opowiada w wywiadzie dla bloga.

- "Metoda rozwoju osobistego dla sportowców, oparta na fundamencie rozwoju duchowego" - co takiego unikatowego jest w pańskiej metodzie, że uważa się Pan za jej twórcę i prekursora?

Jako pierwszy na świecie połączyłem w sporcie dwa obszary: logikę i mistykę. Dzięki temu połączeniu sportowcy mogą po raz pierwszy w historii dosłownie wybrać swoją osobowość. Domyślam się, że nie słyszał pan nigdy hasła: „Wybierz swoją osobowość”. Uczę sportowców, jak dosłownie zmienić poszczególne cechy charakteru, by mogli stać się wybitni. Wiadomo powszechnie, że aby stać się wybitnym sportowcem, a nie tylko przeciętnym, trzeba mieć odpowiednie cechy charakteru. Gdy już uda się pokonać Ego, czyli w dużym uproszczeniu stare i niechciane nawyki, i świadomie stworzyć w ich miejsce nowe, zmienimy się. Zmieniając siebie, zmieni się z kolei nasza przyszłość. To bardzo proste, ale nie jest łatwe, bo trzeba pokonać autodestrukcyjne nawyki. Mnie zajmuje to dwie godziny rozmowy.

- Nie wiem, czy dobrze to odebrałem, ale poprzez „wybieranie własnej osobowości” rozumie Pan dążenie do doskonałości, eliminowanie słabości i pracowanie nad cechami, które decydują o zwycięstwie?

Nie dążenie do doskonałości, tylko bycie doskonałym. Nie eliminowanie słabości, tylko ich brak. Nie praca nad cechami, tylko ich stworzenie. Są dwa rodzaje ludzi: jednym byłoby miło być bogatym, mistrzem świata, czy mieć kochającą rodzinę. Na tym „byłoby miło” się przeważnie kończy, bo nie jest to poparte działaniem. Inni zaś pragną, pożądają, wierzą i robią wszystko, żeby realizować swoje wizje. Każdy niby chcę być najlepszy, jednak mało kto w to faktycznie wierzy. Za wiarą w sukces lub jej brakiem idą działania. Możemy mieć ogromną pewność siebie i być bardzo pracowitymi tylko wtedy, gdy wierzymy, że osiągniemy sukces, gdy podążamy za marzeniem. Wiara daje pewność siebie, pracowitość, determinacje i serce do walki. Wola zrealizowania wizji czy marzeń, daje niezachwianą motywację. Dopóki sporowiec nie zrozumie, że faktycznie może stać się wybitny, dopóty nie będzie w pełni wykorzystywał swojego potencjału. Sprawiam, że sportowcy zaczynają wierzyć, że mogą stać się wybitni, że mogą realizować swoje marzenia sportowe. To jest klucz do sukcesu.

piątek, 12 grudnia 2014

Ligowe gwiazdy

Choć nasza ekstraklasa nie należy do najlepszych i najbardziej emocjonujących lig świata, okazuje się, że o postaciach z nią związanych można napisać całkiem niezłą książkę. Udowodnili to Przemysław Bator i Jakub Radomski, którzy w publikacji „Gwiazdy ligi polskiej” niezwykle barwnie opisali 43 piłkarzy i trenerów rodzimych klubów. Wielka szkoda, że do poziomu autorów nie dopasowali się wydawcy, opakowując ciekawą treść w nie do końca odpowiednią formę.

„Co za hipokryta! Najpierw obejmuje nad książką patronat medialny, a później krytykuje ją w recenzji!” – zakrzyknie ktoś, widząc gorzkie słowa we wstępie tego tekstu. Rzeczywiście, kiedy Wydawnictwo RM zwróciło się do mnie z propozycją objęcia patronatu nad „Gwiazdami ligi polskiej”, zgodziłem się na to bez dłuższego namysłu. Miałem okazję zapoznać się z fragmentami publikacji przed podjęciem decyzji, ale do współpracy przy promocji tej pozycji przekonały mnie już same nazwiska autorów. Przemysław Bator i Jakub Radomski to wprawdzie dziennikarze młodego pokolenia (roczniki, odpowiednio, 1989 i 1987), ale gwarantują, że ich praca nie zejdzie poniżej pewnego poziomu. Zapewne gdyby do współpracy przy tworzeniu tej książki zaproszono mniej znanych autorów, dłużej zastanowiłbym się nad tym, czy warto promować takie wydawnictwo. Wiedziałem jednak, że dziennikarze „Przeglądu Sportowego” podejdą do tematu kreatywnie i nie przeliczyłem się. Jeśli chodzi o sylwetki zawodników i szkoleniowców, jest bardzo ciekawie i właśnie z tego względu warto sięgnąć po „Gwiazdy ligi polskiej”, nawet jeśli „opakowanie” niekoniecznie do tego zachęca.

Pozory mylą
Pierwszą rzeczą, której trzeba poświęcić kilka słów, jest okładka. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale daleki jestem od stwierdzenia, żeby była to dobra wizytówka książki. Patrząc na nią, na myśl przychodzą raczej wątpliwej jakości publikacje przeznaczone dla młodszych czytelników, w których można znaleźć notki biograficzne piłkarzy żywcem wyjęte z Wikipedii. Druga sprawa to okładkowe kolory – bardzo ciemne, które sprawiają, że sylwetki zawodników i trenera Macieja Skorży niemal zlewają się z tłem. Coś też jest nie tak ze światłem, gdyż Łukasz Surma wygląda, jakby był reprezentantem Indii (widać to przede wszystkim na żywo, projekt okładki wydawał się mieć jaśniejszy odcień). To wszystko sprawia, że okładka słabo rzuca się w oczy i raczej trudno zakładać, że przyciągnie wzrok klienta w księgarni. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się już wziąć do ręki książkę i ją przejrzeć, istnieje duże prawdopodobieństwo, że stwierdzi, iż jest to publikacja dla dzieci lub co najwyżej nastolatków.

wtorek, 9 grudnia 2014

Ilustrowana historia Davida Beckhama

To nie jest kolejna biografia najpopularniejszego angielskiego piłkarza w historii. Pozycja „David Beckham”, która do księgarni trafiła w listopadzie, to album prezentujący karierę Becksa za pomocą licznych fotografii. Piłkarz wprawdzie krótko opowiada w książce o najważniejszych momentach w swoim życiu, ale to obraz jest tym, co przede wszystkim przemawia do czytelnika w publikacji wydanej przez Burda Książki.

Najnowsza książka o Beckhamie to już czwarta pozycja o tym zawodniku, która ukazuje się w Polsce. Po autobiografii „O sobie”, która premierę miała w 2004 roku, album „David Beckham” jest jednak dopiero drugą oficjalną książką Becksa. Dwie pozostałe, czyli pozycje „David Beckham. Barwy zdrady” oraz „David Beckham: piłkarz, celebryta, legenda” to klasyczne biografie pisane przez osoby trzecie. Tegoroczna publikacja ma więc nad nimi tę przewagę, że czytelnik znajdzie w niej słowa tytułowej postaci. Nie ma ich wprawdzie zbyt wiele, gdyż w albumie główną rolę ogrywają fotografie, ale można raz jeszcze przeżyć najważniejsze chwile w karierze Becksa i przekonać się, co czuł ich bohater. To z pewnością jedna z zalet najnowszej książki piłkarza Manchesteru United, Realu Madryt i Los Angeles Galaxy, ale nie jedyna, o czym można przekonać się, zagłębiając się w kolejne strony publikacji.

Ekskluzywne wydanie
Już nawet pobieżny przegląd albumu pozwala jednak zauważyć, że ma on wyjątkowo ekskluzywną formę: duży format, twarda oprawa, kredowy papier, a do tego materiałowy grzbiet, który prezentuje się wprost wyśmienicie. Okładka utrzymana w czarno-szarej kolorystyce nadaje publikacji eleganckiego wyglądu, który idealnie pasuje do zawsze dystyngowanego Davida Beckhama. Pod względem designu absolutne mistrzostwo świata, dzięki czemu książka bez wątpienia będzie wyróżniać się na sklepowej półce i sprawdzi się jako świąteczny prezent. Zapewne takie było też założenie wydawców i nie mam wątpliwości, że cel zostanie osiągnięty, nawet mimo sporej ceny okładkowej – 54,90 zł. W okresie świątecznych promocji znalezienie książki w niższej cenie nie powinno przysporzyć wielu problemów, a trzeba przyznać, że akurat w przypadku tej pozycji będą to dobrze wydane pieniądze. Świetne pierwsze wrażenie nie zostało bowiem zepsute przez niedopracowaną zawartość, co zdarzało się już w przypadku kilku publikacji sportowych, choćby opisywanej przeze mnie „Historii mundialu”.

niedziela, 7 grudnia 2014

KONKURS: Wygraj książkę "Gwiazdy ligi polskiej"

Ekstraklasa jaka jest, każdy widzi. Mimo że większość kibiców narzeka na jej poziom, amatorów polskich rozgrywek piłkarskich nie brakuje. Właśnie dla nich stworzona została książka "Gwiazdy ligi polskiej", której autorami są Przemysław Bator i Jakub Radomski. Jako że blog Książki Sportowe objął nad pozycją Wydawnictwa RM patronat medialny, jej cztery egzemplarze możecie teraz wygrać w konkursie.

piątek, 5 grudnia 2014

Mike Tyson i „Jego prawda”

To najmocniejsza autobiografia sportowca, jaką kiedykolwiek czytałem. Wulgarna, ostra, fragmentami wręcz naturalistyczna, ale od pierwszej do ostatniej strony brutalnie szczera. Mike Tyson w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Moja prawda” postanowił rozliczyć się z dotychczasowym życiem oraz przybliżyć czytelnikom swoją fascynującą i przerażającą zarazem historię. "Najbardziej męska autobiografia w historii sportu"? Zdecydowanie tak.

Już pierwszy rzut oka na tę biografię pozwala stwierdzić, że będzie to wyjątkowa opowieść. Blisko 600 zapisanych drobnym maczkiem stron – dotychczas żaden sportowiec nie zdecydował się opowiedzieć o swoim życiu tak obszernie. Były wprawdzie pokaźne publikacje o Muhammadzie Alim czy Henryku Reymanie, ale to inni zdecydowali się napisać o nich. Żaden piłkarz, biegacz czy pięściarz nie przedstawił jeszcze swojej historii w taki sposób, ale też niewiele jest w świecie sportu postaci, które przeżyłyby tyle, co Mike Tyson. Zapewne każdy słyszał o tym pięściarzu, a wielu osobom wydaje się, że dobrze znają jego życie: tytuł najmłodszego mistrza świata wagi ciężkiej w historii, odsiadka w więzieniu za gwałt, powrót na ring, odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi, zwycięstwo z Andrzejem Gołotą. Ja też przed sięgnięciem po wspomnienia „Żelaznego Mike’a” byłem przekonany, że dosyć dobrze znam okoliczności tych wszystkich wydarzeń, tym bardziej, że czytałem kiedyś książkę Przemysława Słowińskiego „Bestia. Historia Mike’a Tysona”. Po lekturze „Mojej prawdy” przekonałem się jednak, jak niewiele wiedziałem dotychczas o życiu „ostatniego prawdziwego króla boksu”.

Młodociany przestępca
Książkę, co jest już standardem w przypadku biografii, rozpoczyna prolog. Mike Tyson opisuje okoliczności procesu i rozprawy końcowej z 1992 roku, kiedy to został przez sąd skazany na sześć lat więzienia za rzekomy gwałt na 18-letniej Desiree Washington. Już ten początkowy fragment bardzo dobrze charakteryzuje „Moją prawdę”. Tragedia łączy się tutaj z komedią, a bolesnemu doświadczeniu, jakim musiało być z pewnością przypomnienie sobie tamtych chwil, towarzyszy dystans i humor opowiadającego. Tyson przekazuje złość, którą czuł w momencie odczytywania wyroku (w myślach o sędzinie: „jebana dziwka”), ale jednocześnie potrafi żartobliwie komentować tę historię po latach („najdłuższa mineta, jaką kiedykolwiek zrobiono podczas gwałtu”). Tak, tak, właśnie takie wyrażenia znaleźć można w książce i trzeba się do tego przyzwyczaić, gdyż na kolejnych stronach nie brakuje nawet jeszcze mocniejszych tekstów. Autobiografia „Bestii” nie jest lekturą dla wrażliwych osób, a od dzieci należałoby ją trzymać z daleka. Tyson nie przemilcza absolutnie żadnej kwestii, nie ma dla niego tematów tabu, co czyni z jego książki niezwykle mocne i brutalnie szczere wspomnienia.

wtorek, 2 grudnia 2014

Grudniowe premiery

Listopad pod względem premier sportowych obfitował w wiele interesujących tytułów. Wydawnictwa zintensyfikowały działania i praktycznie w całości zrealizowały już swoje plany wydawnicze, jeśli chodzi o tegoroczne książki o tematyce sportowej. Z tego względu grudzień nie przyniesie wielu nowych publikacji, ale dwie zapowiedziane do tej pory pozycje prezentują się bardzo ciekawie.

Obie książki wydane zostaną przez to samo wydawnictwo. Tym razem nie będzie to jednak Sine Qua Non, które przyzwyczaiło kibiców do wypuszczania na rynek przynajmniej dwóch pozycji o sporcie miesięcznie. Firma z Krakowa postawiła zdecydowanie na listopad, przygotowując w ubiegłym miesiącu aż sześć nowych publikacji sportowych. SQN chciało zapewne idealnie wpasować się w gorący przedświąteczny okres, wszak nie od dziś wiadomo, że właśnie wtedy wydawnictwa mogą liczyć na najlepszy wynik sprzedażowy. W grudniu królować więc będzie Grupa Wydawnicza Foksal, a konkretnie Wydawnictwo Ole, gdyż właśnie pod tym szyldem 3 grudnia na rynku ukażą się dwie nowe pozycje o sporcie. Jak na razie to jedyne tytuły oficjalnie zapowiedziane przez większe firmy wydawnicze, co nie wyklucza oczywiście tego, że w tym miesiącu do sprzedaży mogą trafić jeszcze jakieś inne książki sportowe. Nic mi jeszcze o nich nie wiadomo, dlatego też w tym tekście ograniczę się do tego, co jest już w stu procentach pewne.

Pierwszą z książek Wydawnictwa Ole, która do księgarni trafi 3 grudnia, jest autobiografia Dennisa Bergkampa. To pozycja, którą przez warszawską firmę zapowiadana była już w sierpniu. Właśnie wtedy pojawiły się pierwsze informacje o jej wydaniu w Polsce i data premiery ustalona na 24 września. Ostatecznie nic z tych planów nie wyszło i kibice musieli poczekać na książkę Holendra kilka miesięcy. Tym razem jednak można stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że biografia trafi do sprzedaży zgodnie z zapowiedziami, gdyż jej egzemplarze pojawiły się już w Oficjalnym Sklepie Weszło, czym księgarnia nie omieszkała pochwalić się na Facebooku. W najbliższych dniach czytelnicy będą więc mogli zapoznać się z książką zatytułowaną „Moja historia”. A że jest na co czekać, przekonuje nominacja, jaką biografia Bergkampa otrzymała w ubiegłym roku. Publikacja została nominowana w prestiżowym brytyjskim plebiscycie William Hill Sports Book of the Year Award. Wygrać się nie udało, ale sam fakt wyróżnienia zasługuje na uwagę i pozwala stwierdzić, że książka musi stać na niezłym poziomie.