sobota, 31 grudnia 2016

Słodko-gorzki rok 2016

Jedno z ostatnich zdjęć Andrzeja Niemczyka
zrobione podczas Warszawskich Targów Książki
To było udane dwanaście miesięcy. Zarówno dla polskiego sportu, jak i dla rynku książek sportowych. Dla mnie osobiście mijający rok przyniósł mnóstwo kolejnych zawodowych wyzwań, ale dał też wiele satysfakcji. Szkoda tylko, że nie wszyscy doczekali jego końca – odejście Andrzeja Niemczyka pozostaje wydarzeniem, które położyło się cieniem na 2016 roku…

To była jedna z najwybitniejszych postaci w historii siatkówki. Charyzmatyczny szkoleniowiec, silna osobowość, człowiek z ogromnym doświadczeniem – trenerskim, ale i życiowym. Andrzej Niemczyk odszedł 2 czerwca, przegrywając kolejną batalię z nowotworem. Dla środowiska sportowego w Polsce to był ogromny cios. Dla mnie szczególny, bo w ostatnich miesiącach jego życia miałem z trenerem dosyć częsty kontakt. Przykro było patrzeć, jak po powrocie do świetnej formy i wydaniu autobiografii znów dopadł go rak… Szerzej o moich relacjach z Andrzejem Niemczykiem pisałem już w osobistym wpisie opublikowanym tuż po jego śmierci. Odsyłam do tekstu i mogę zapewnić, że pamięć o tej wielkiej postaci nigdy w wydawnictwie nie zaginie. To był zaszczyt, móc z trenerem współpracować! Właśnie dlatego jego odejście sprawia, że rok 2016 trudno uznać za w pełni udany. Mijające dwanaście miesięcy już na zawsze pozostawi po sobie gorzki smak…

Jeśli chodzi o moją pracę w Wydawnictwie SQN, był to udany okres. Od początku intensywny i pełen wyzwań, ale też niezwykle satysfakcjonujący. Były podczas tego roku dwa momenty, kiedy poczułem, że zrobiliśmy coś wielkiego. Pierwszy z nich miał miejsce podczas wizyty Thomasa Morgensterna w Polsce. O tym, jak przebiegały jego odwiedziny, pisałem tutaj. Dwa miasta, napięty grafik, przylot śmigłowcem, wypożyczony samochód – pod względem logistycznym nie było to łatwe przedsięwzięcie, ale prawie wszystko przebiegło tak jak to zaplanowaliśmy. Wypadło na tyle dobrze, że Thomas chętnie odwiedzi Polskę kolejny raz – być może już niedługo! Wracając jednak do tegorocznej wizyty – do końca życia zapamiętam, jak stanął na scenie pod Wielką Krokwią, a ponad 23 tysiące kibiców razem z Morgim zatańczyło do piosenki „So ein schöner Tag”, którą całe Zakopane śpiewało po jego fatalnym upadku w 2014 roku. Wspaniała chwila, w której dotarło do mnie: „To my sprawiliśmy, że znalazł się na tej scenie i zatańczył wraz ze stolicą polskich Tatr!”. Coś niesamowitego, zobaczcie zresztą sami, jak to wyglądało:

piątek, 30 grudnia 2016

Piątka na piątek: Anegdoty z książki „Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić”

Swego czasu Kent McDill miał najlepszą posadę na świecie – przez 11 lat był dziennikarzem akredytowanym przy Chicago Bulls. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że trafił na okres największych sukcesów klubu, podczas którego Byki zdobyły sześć mistrzowskich tytułów w NBA i przeszły do legendy koszykówki. O tym, jak naprawdę wyglądała drużyna z Michaelem Jordanem, Scottiem Pippenem i Dennisem Rodmanem na czele, dziennikarz opowiedział po latach w książce. Poznajcie pięć anegdot z pozycji „Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić”.

1. Telefon od Jordana.
Wyobraźcie sobie, że na tyle dobrze znacie Michaela Jordana, że gdy nie możecie się do niego dodzwonić, on oddzwania do was, kiedy w końcu może rozmawiać. Nie robi tego jednak w zbyt odpowiednim momencie, a na przykład o 7.00 rano w sobotę. Telefon odbiera zaspana żona i wtedy ma miejsce następujący dialog, który w swojej książce przytacza w całości Kent McDill:

Telefon znajdował się po jej stronie łóżka, więc to Janice odebrała.
„Halo” – powiedziała zaspanym głosem, w którym chyba można było wyczuć lekkie poirytowanie.
„Czy mógłbym rozmawiać z Kentem?” – zapytał głos po drugiej stronie.
„A mogłabym wiedzieć, kto dzwoni?” – odpowiedziała pytaniem Janice.
„Michael Jordan” – usłyszała w odpowiedzi.
Janice przekazała mi słuchawkę ze słowami: „Twierdzi, że jest Michaelem Jordanem”. Była przekonana, że to jakiś kumpel mnie wkręca.
Wziąłem telefon i usłyszałem, jak Jordan głośno się śmieje.
„Przepraszam” – powiedziałem.
„No co ty, bez przerwy mi się to zdarza” – odparł.

Komentarz jest tutaj absolutnie zbędny.

2. Pudełko z butami jak mała lodówka.
Czy zabranie na pokład samolotu pudełka z butami do gry w koszykówkę może stać się wydarzeniem, które wprawi w rozbawienie wszystkich pasażerów? Tak, jeśli buty te należą do mierzącego 216 cm koszykarza i na pudełko mają napisane: „Rozmiar 55”.
W czasach gdy Kent McDill towarzyszył Bullsom, zaprzyjaźnił się z zawodnikami na tyle, że ci zwracali się do niego z przeróżnymi prośbami. Gdy Will Perude, środowy Byków, zapomniał kiedyś butów na wyjazdowe spotkanie, poprosił dziennikarza, by ten zabrał je ze sobą do samolotu (McDill odlatywał na mecz następnego dnia). Posłuchajcie tej opowieści:

środa, 28 grudnia 2016

Klasyczna dziesiątka: Najlepsze powieści sportowe (Ranking)

Nie jest to najpopularniejsza forma pisania o sporcie. Przez lata nazbierało się jednak na tyle dużo sportowych powieści lub powieści ze sportem w tle, że w zupełności wystarczy ich do stworzenia rankingu. Sprawdźcie, które z nich są moim zdaniem najciekawsze!

10. Przemysław Rudzki "Gracz" (Wydawnictwo Buchmann, 2013)

Zestawienie otwiera Przemysław Rudzki z pierwszą ze swoich powieści. „Gracz” to książka, której akcja dzieje się we współczesnym piłkarskim świecie. Kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie reprezentant Polski, Michał Tkaczyk, rozpoczyna się śledztwo i dochodzenie do prawdy. Pomysł na powieść jest jak najbardziej klasyczny i charakterystyczny dla kryminałów, ale trzeba przyznać, że Przemysław Rudzki z zadaniem poradził sobie bardzo dobre. Na ponad 350 stronach redaktor „Przeglądu Sportowego” wprowadza czytelnika w brudny świat futbolu, ale nie tylko – sprawnie opisuje również chociażby środowisko dziennikarskie, swoje dzieło wieńcząc świetnymi opisami Warszawy. Całość prezentuje się niezwykle intrygująco i nie ma co się dziwić, że swego czasu powieść cieszyła się wśród kibiców ogromnym zainteresowaniem. Chociaż ja w swojej recenzji nie byłem aż tak entuzjastyczny jak większość odbiorców, książkę oceniłem pozytywnie. Miejsce w tym rankingu jak najbardziej zasłużone!

9. Maurycy Nowakowski „Okrągły przekręt” (Wydawnictwo Anakonda, 2013)

To pozycja, która ukazała się nieco ponad pół roku wcześniej od „Gracza”, ale nie odbiła się tak szerokim echem wśród czytelników. Z pewnością wpływ miała na to popularność autora – niezbyt dobrze znanego kibicom. „Okrągły przekręt” to jednak równie ciekawa powieść sensacyjna, która swoją treścią nawiązuje do afery korupcyjnej w polskiej piłce. Mamy tutaj szefa piłkarskiej mafii, Zdzisława „Cyrulika” Jakubika, młodego sędziego Macieja Bojarskiego i dziennikarza Marcina Farona. Wszyscy oni odgrywają swoją rolę w nowej piłkarskiej rzeczywistości, pozornie pozbawionej korupcji. Tam, gdzie jednak kończy się jedno bagno, zaczyna się kolejne… Warto sięgnąć także po dzieło Maurycego Nowakowskiego, gdyż to sprawnie napisana powieść, która jest inna niż „Gracz”. Każdy, kto choć trochę interesował się wydarzeniami ostatnich lat, bez problemu znajdzie w niej nawiązania do afery korupcyjnej w naszym futbolu…

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Wydało się: Jarosław Tomczyk „Wisła w europejskich pucharach” (2000)

Jarosław Tomczyk, wydając w 2000 r. książkę o Wiśle Kraków w europejskich pucharach, nie mógł raczej przeczuwać, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat piłkarze „Białej Gwiazdy" regularnie występować będą w międzynarodowych rozgrywkach. Początek XXI w. obfitował w sukcesy klubu z Małopolski i dziś do pozycji „Wisła w europejskich pucharach" dołożyć można kolejne obszerne rozdziały.

W 1998 r. udziałowcem Wisły stał się Bogusław Cupiał. To właśnie pieniądze tego człowieka sprawiły, że „Biała Gwiazda" na długie lata stała się najsilniejszą drużyną klubową w Polsce. Pierwszy mistrzowski tytuł „złotej ery Cupiała" zawodnicy z Krakowa wywalczyli w 1999 r. Dokładnie rok później na rynku pojawiła się książka napisana przez Jarosława Tomczyka. Autor nie mógł jednak dodać do niej rozdziału poświęconego walce Wisły o Ligę Mistrzów, gdyż zespół był zawieszony w europejskich rozgrywkach. Wszystko przez kibica krakowskiego zespołu, który podczas meczu 1/16 finału Pucharu UEFA w sezonie 1998/1999 rzucił z trybun nóż, godząc nim w głowę Dino Baggio. W książce „Wisła w europejskich pucharach" znalazło się więc sześć rozdziałów, w których opisana została taka sama liczba występów „Białej Gwiazdy" w edycjach Pucharu Europejskich Zdobywców Pucharów, Pucharu Europy Mistrzów Klubowych i Pucharu UEFA.

środa, 14 grudnia 2016

Klasyczna dziesiątka: Najlepsi sportowi biografowie spoza Polski (Ranking)

Napisanie dobrej biografii nie jest sprawą łatwą. Nie wystarczy oprzeć się na materiałach prasowych, artykułach w Internecie i wyłącznie odtworzyć przebieg kariery danego sportowca. Tak stworzona książka nigdy nie porwie kibiców i nie stanie się lekturą, którą będą sobie polecać. Do stworzenia znakomitego portretu potrzeba pomysłu, ogromnej reporterskiej pracy i rzetelności. Tym wykazali się autorzy, którzy tworzą poniższe zestawienie dziesięciu moim zdaniem najlepszych sportowych biografów spoza Polski.

Źródło: www.facebook.com/Kent-Babb-143312189045196
10. Kent Babb za „Allen Iverson. Życie to nie gra” (Wydawnictwo SQN, 2016)

Zestawienie otwiera amerykański dziennikarz sportowy piszący dla „Washington Post”. Babb w trakcie swojej reporterskiej kariery aż osiem razy był nagradzany za swoje teksty przez Associated Press Sports Editors. Nic dziwnego, że napisana przez niego biografia „złotego dziecka koszykówki” – Allena Iversona – jest świetną książką. Być może nie robi wrażenia liczba osób, które wypowiadają się w publikacji, ale styl pisania Babba stoi na najwyższym poziomie. Autor niezwykle sprawnie „przemieszcza się” po życiu AI, tworząc liczne retrospekcje i mieszając wydarzenia dawne z tymi aktualnymi. Dzięki temu czytelnik ma okazję poznać, jak wyglądał upadek jednego z najbardziej utalentowanych zawodników w historii koszykówki. Dziennikarz nie trzyma się sztywno chronologicznych ram, dzięki czemu jego dzieło ma niezwykle plastyczny charakter, staje się niemal filmowym dokumentem, w którym sceny z dzieciństwa „The Answer” mieszają się z jego dorosłością. Za tę niezwykle sugestywną książkę Babb otrzymuje dziesiąte miejsce w rankingu najlepszych sportowych biografów. Z chęcią przeczytałbym kolejne dzieło upadłego gwiazdora NBA jego autorstwa!

9. Mark Hodgkinson za „Andy Murray. Niezwykła historia” (Wydawnictwo Bukowy Las, 2013)

Nie jestem wielkim fanem tenisa, ale tę książkę przeczytałem z przyjemnością. Mark Hodgkinson jest ekspertem w opisywanej dziedzinie (to założyciel i redaktor naczelny serwisu thetennisspace.com, a także były korespondent „Daily Telegraph” oraz autor scenariusza filmu o Wimbledonie), ale paradoksalnie nie to miało wpływ na wysoką ocenę biografii Andy’ego Murraya. Autor opisał bowiem historię Szkota w niezwykle zabawny i pełny anegdot sposób. „Niezwykła historia” to coś więcej niż tylko biografia skupiająca się wyłącznie na głównym bohaterze. To opowieść o innych matkach tenisistów i ich relacjach z synami, o trenerach, tenisowych legendach, a nawet społeczeństwie Wielkiej Brytanii. Całość spaja towarzysząca nam od początku do końca historia najważniejszego meczu w karierze Murraya – piątego finału Wielkiego Szlema, którego po czterech porażkach po prostu nie mógł przegrać. Świetnie zbudowana, bardzo dobrze przetłumaczona – to atuty, które zaprowadziły Hodgkinsona i Bukowy Las na dziewiąte miejsce tego zestawienia.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Wydało się: Jan Tomaszewski „Kulisy reprezentacyjnej piłki” (1991)

W ostatnich latach ukazało się sporo autobiografii, w których piłkarze szczerze pisali o wszystkim, o czym dotychczas nie wiedzieli kibice. Jednym z pierwszych zawodników, który bez ogródek napisał o kulisach swojej kariery, był „Człowiek, który zatrzymał Anglię" – Jan Tomaszewski. Swoje wspomnienia zatytułowane „Kulisy reprezentacyjnej piłki” wydał już w 1991 roku.

Choć jeszcze w czasach PRL-u ukazało się kilka książkowych wspomnień piłkarzy czy trenerów (Boniek, Górski, Gmoch), żadna z tych pozycji nie ujawniała całej prawdy o polskim futbolu. Biorąc pod uwagę panujący wtedy ustrój, jest to całkowicie zrozumiałe. Nikt nie chciał narażać się nie tylko wszechmocnym działaczom, ale też krajowym władzom, gdyż groziło to poważnymi konsekwencjami. Dopiero po zmianie ustroju sportowcy stali się bardziej szczerzy, ujawniając całą prawdę o tym, jak tak naprawdę wyglądał sport na najwyższym poziomie. W 1991 roku na wydanie autobiografii zdecydował się Jan Tomaszewski. W książce „Kulisy reprezentacyjnej piłki" stawia wiele zarzutów pod adresem piłkarskich działaczy, a także przedstawia w nie najlepszym świetle kilka postaci związanych z reprezentacją Polski. Nikogo specjalnie nie powinno to dziwić, gdyż były bramkarz należał do grona zawodników, którzy zawsze mieli dużo do powiedzenia. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że dziś ten „Orzeł Górskiego" kojarzony jest przede wszystkim jako nadworny krytyk polskiej rzeczywistości piłkarskiej.

Jak sugeruje tytuł, autor książki skupia się w niej przede wszystkim na swojej przygodzie z kadra narodową. Po krótkim wstępie, w którym Tomaszewski dokonuje podsumowania swojej kariery i zaznacza: „Podaję tu tylko zaistniałe fakty. Wyciąganie wniosków pozostawiam Czytelnikom", były bramkarz przechodzi do rozdziału pod tytułem „Jak to w klubach bywało...". Na kilku stronach porównuje organizację klubów w Polsce do tego, co spotkał za granicą. Tomaszewski jest uprawniony do tworzenia takich analiz, gdyż występował w kilku polskich zespołach (Legia Warszawa, ŁKS, Śląsk Wrocław, Gwardia Warszawa), a także, pod koniec swojej kariery, w zagranicznych drużynach – belgijskim Beerschot i hiszpańskim Hércules Alicante. Jak można się domyślać, porównanie nie wypadło zbyt korzystnie dla Polski. W pierwszym rozdziale „Człowiek, który zatrzymał Anglię" wspomina o wielkiej roli, jaką w podnoszeniu poziomu sportowego polskiej piłki odegrał Kazimierz Górski, a także pisze o kilku niespełnionych talentach, takich jak Dariusz Marciniak z Widzewa Łódź czy Mirosław Pękala z Lechii Gdańsk. Wszystko to jest krytyczną analizą przyczyn kiepskiego stanu rodzimego futbolu, co potwierdza, że już przed ponad 20 laty Jan Tomaszewski miał skłonności do ostrego oceniania piłkarskiej rzeczywistości.

piątek, 9 grudnia 2016

Piątka na piątek: Alex Ferguson „Być liderem”

Stał się legendą Manchesteru United. Z sukcesami prowadził klub przez niemal 27 lat. Wraz z jego odejściem skończył się złoty okres Czerwonych Diabłów, podczas którego byli drużyną podziwianą przez kibiców na całym świecie. Sir Alex Ferguson to jeden z najsłynniejszych menadżerów w historii futbolu. Przeczytajcie, jakimi pięcioma spostrzeżeniami dzieli się w swojej nowej książce „Być liderem”.

1. „Z jakiegoś powodu Bóg dał nam parę oczu i parę uszu, a tylko jedną buzię. Stąd też powinniśmy dwa razy więcej obserwować i słuchać, niż mówić”.

Powyższe słowa mogą wydawać się oczywiste, ale przyznam szczerze, że nigdy w ten sposób nie postrzegałem pracy trenera. Ferguson w „Być liderem” w wielu miejscach udowadnia, że umiejętność dobrego obserwowania i słuchania może okazać się kluczowa w jego zawodzie. Jako przykłady podaje dwie sytuacje: transfer Cantony i grę w „dziada”.
W 1992 roku, po meczu Manchesteru United z Leeds, Ferguson podsłuchał rozmowę swoich zawodników pod prysznicem – ci gorączkowo dyskutowali na temat napastnika rywali, Erika Cantony. Chwalili zalety Francuza, co szkoleniowcowi wydało się dziwne, gdyż nigdy wcześniej piłkarz przeciwników nie wywoływał w szatni takich emocji. Ta rozmowa poskutkowała tym, że Sir Alex zaczął bacznie przyglądać się Cantonie i wkrótce ściągnął go na Old Trafford. Podsłuchana pod prysznicem rozmowa stała się zalążkiem sprowadzenia do United jednego z najlepszych napastników w historii klubu.
W innymi miejscu książki Ferguson zdradza, jak cenny był dla niego jeden trening reprezentacji RFN, zaobserwowany w Kilmarnock w 1969 roku. To podczas niego Szkot zobaczył, że w czasach, gdy przez trenerów cenione były długie treningowe biegi, niemiecka ekipa trenowała zupełnie inaczej – kładła nacisk na posiadanie piłki. Ta obserwacja zaowocowała wprowadzaniem przez Fergusona w kolejnych drużynach tzw. boxes, czyli popularnej gry w „dziadka”, dzięki której podopieczni Sir Alexa doskonalili swoje umiejętności. 90-minutowa obserwacja treningu stała się dla menadżera lekcją na całą późniejszą karierę.

2. „Sprawdzałem, który z rywali po raz pierwszy grał na Old Trafford. Zazwyczaj na nich wywieraliśmy największą presję”.

wtorek, 6 grudnia 2016

Grudniowe premiery

Ten rok nie zakończy się z przytupem. Co najwyżej z lekkim tupnięciem. Po niezwykle obfitym listopadzie wydawnictwa w grudniu skupiają się już niemal wyłącznie na promocji wydanych dotychczas tytułów. Stąd też w najbliższych dniach ledwie trzy sportowe premiery, co nie oznacza jednak, że będzie nudno!

Zaczynamy od książki, o której na tym blogu już pisałem w pierwszym tekście z serii „Piątka na piątek”. „Dekalog Nawałki. Reprezentacja Polski bez tajemnic” to publikacja Marcina Feddka, dziennikarza Polsatu Sport, który przez ostatnie trzy lata był bardzo blisko najważniejszej drużyny narodowej. Niektórzy żartowali nawet, że stał się kolejnym sztabowcem Adama Nawałki, bo też reporter nigdy nie ukrywał, że od początku wierzył w nowego selekcjonera i jego metody. To, jak w minionych 36 miesiącach trener układał sobie relacje z zawodnikami, jak pracował i jakich sztuczek używał, by doprowadzić zespół do ćwierćfinału Euro 2016, wyjaśnia ta książka. Na półki sklepowe trafi ona już 7 grudnia nakładem Wydawnictwa SQN. Jak czytamy w opisie, dzięki niej będziemy mogli niemal stać się częścią reprezentacji Polski: „Posłuchaj mowy motywacyjnej Lewandowskiego przed meczem z Niemcami. Stań w tunelu obok Piszczka tuż przed wyjściem na stadion we Frankfurcie. Weź udział w zamkniętej imprezie tuż po wywalczeniu awansu na Euro 2016. Poczuj przeszywającą ciszę w autokarze po porażce z Portugalią…”. Brzmi zachęcająco? Wydawcy przekonują, że autor w swoim dziele „przybliża metody selekcjonera, tłumaczy jego decyzje taktyczne, a także przedstawia, jak od środka funkcjonuje najważniejsza drużyna narodowa w kraju”. Jeśli macie ochotę poznać tajemnice kadry, koniecznie sięgnijcie po tę pozycję. Zwłaszcza, że po udanych mistrzostwach Europy nie powstała dotychczas ŻADNA książka będąca zwieńczeniem udanego dla Polaków turnieju. Okładkowa cena „Dekalogu Nawałki” to 39,90 zł, co wydaje się być całkiem rozsądną kwotą jak na liczącą 432 strony publikację. W księgarni LaBotiga.pl dzieło Feddka znajdziecie nawet w promocyjnej cenie 28,73 zł. Żal nie skorzystać!

Tego samego 7 grudnia w księgarniach pojawi się również książka „fitREWOLUCJA w 4 krokach. Trening, dieta, moda, relaks” autorstwa pięciu pań. Kasia Dziurska, Paulina Kuczyńska, Sylwia Nowak i Ada Palka piórem Magdaleny Dereweckiej (dziennikarki od 6 lat pisząca o zdrowiu i urodzie. Twórczyni sukcesu myfitness.pl, największego portalu o treningu i diecie w Polsce) odpowiadają w niej na pytania, co należy robić, by „mieć sylwetkę jak gwiazda fitness”, „być wysportowana jak trenerka”, „jeść zdrowo jak fitblogerka” czy „poczuć się lepiej ze sobą”. Nie ma co ukrywać, że jest to poradnik kierowany przede wszystkim do kobiet, o modnej w ostatnich latach tematyce fitnessowej. Facetów może skusić co najwyżej okładka i zachęcić do tego, by kupili książkę swojej wybrance. Jak przeczytać można w opisie, autorki w środku publikacji sporo pokazują: kalendarze, ulubione treningi, jadłospisy i przepisy. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, więc nie jestem w stanie ocenić, na ile będzie to ciekawy tytuł na tle tych o podobnej tematyce. Najlepiej wybrać się do księgarni i zajrzeć do środka – to sprawdzona metoda przy czytelniczych dylematach. Okładkowa cena liczącej 288 stron publikacji to 39,90 zł. Pozycja trafi na księgarskie półki nakładem Wydawnictwa SQN. Na LaBotiga.pl, czyli w internetowym sklepie tej firmy, znajdziecie ją w promocyjnej cenie 25,94 zł.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Wydało się: Janusz Atlas „Sprzedana liga” (1993)

„Sprzedana liga" to książka Janusza Atlasa, która ukazała się w Polsce w 1993 r. Podtytuł „Szmal – gangsterzy i futbol" wiele mówi o jej zawartości. Pozycja dotyczy piłkarskiej rzeczywistości lat 90. w Polsce, która, jak dziś doskonale wiemy, pełna była korupcji i przekrętów. O tym w swoim dziele opowiada dziennikarz.

Bezpośrednim pretekstem do napisania książki była słynna „niedziela cudów", czyli 20 czerwca 1993 r. Właśnie w tym dniu rozgrywane były dwa spotkania w ramach ostatniej kolejki sezonu 1992/1993, które miały zadecydować o mistrzostwie Polski. O tytuł rywalizowały Legia Warszawa i ŁKS Łódź. Żeby było ciekawiej, obu drużynom do wygrania ligi potrzebne było nie tylko zwycięstwo, ale też odpowiednio wysoki wynik w stosunku do bramek zdobytych przez rywala w walce o tytuł.

Przeciwnikiem łodzian była zdegradowana już Olimpia Poznań, Legia rywalizowała z kolei z mającą pewne miejsce w środku tabeli Wisłą Kraków. Spotkanie w Łodzi sędziował Michał Listkiewicz, notabene sędzia ze stolicy, natomiast mecz w Krakowie prowadził Marian Dusza. Jak to wszystko się skończyło, wszyscy zapewne doskonale pamiętają lub o rezultacie tej „rywalizacji" słyszeli. Legia wygrała gładko 6:0, a ŁKS pokonał Olimpię 7:1. Piłkarze obu drużyn strzelali bramki w odpowiedzi na sygnały z drugiego stadionu dotyczące aktualnego rezultatu rywalizacji.

piątek, 2 grudnia 2016

Piątka na piątek: Ciekawostki z książki Marcina Feddka „Dekalog Nawałki”

Przez ostatnie trzy lata nie było dziennikarza, który byłby bliżej reprezentacji Polski niż Marcin Feddek. Dobrze się stało, że reporter Polsatu Sport zdecydował się opisać to, co w tym okresie działo się za zamkniętymi drzwiami kadry. Lektura „Dekalogu Nawałki", który do księgarni w całej Polsce trafi już 7 grudnia, przynosi wiele ciekawostek na temat selekcjonera i jego piłkarzy. Poznajcie pięć z nich.

1. Dlaczego Artur Sobiech przegrał rywalizację z Mariuszem Stępińskim i nie pojechał na Euro 2016?

Po ogłoszeniu przez Adama Nawałkę 23-osobowej kadry na Euro 2016, jednym z największych zaskoczeń była obecność Mariusza Stępińskiego, który wygrał rywalizację o bilet do Francji z bardziej doświadczonym i pięć lat starszym Arturem Sobiechem. Decydująca była postawa obu piłkarzy podczas zgrupowania w Arłamowie. Tak w książce opisuje ją Marcin Feddek:

Nie przekonywał za to Artur Sobiech. Napastnik Hannoveru od początku zgrupowania sprawiał wrażenie, jakby nie pasował do towarzystwa. Na boisku był dużo mniej wyrazisty od Stępińskiego, z którym przecież rywalizował o wyjazd na Euro. Młody piłkarz Ruchu wykazywał większą determinację. Oczywiście obaj są zupełnie innymi typami zawodników. Sobiech to typowa dziewiątka, natomiast Stępiński jest bardziej uniwersalny. Może być jednym z dwóch napastników, ale równie dobrze czuje się na skrzydle. Te dysproporcje były szczególnie widoczne na jednym z wcześniejszych treningów, na którym Zając ćwiczył prosty, wydawałoby się, schemat ofensywny. W polu karnym stały cztery plastikowe chłopki imitujące linię obrony rywali. Na ich wysokości pionowo ustawiali się dwaj napastnicy: Milik i Stępiński.
– Panowie, idzie prostopadłe podanie z głębi pola. Pierwszy z was dynamicznie wychodzi i przepuszcza zagraną piłkę. Drugi, stojąc tyłem do bramki, na przykład Arek, lekko, bez przyjęcia kontruje ją przed siebie, a Patryk z pierwszej piłki zagrywa ją do skrzydła. I obaj gazem ruszacie w pole karne, gdzie dostaniecie ostre zwrotne podanie – tłumaczył założenia Zając.
Pierwsza faza, z przepuszczeniem piłki, wychodziła bardzo sprawnie, szczególnie w parze Milik – Stępiński. Arek, który był głębiej, nabiegał na dalszy słupek, Mariusz na bliższy. Kiedy jednego z nich zmieniał Sobiech, brakowało płynności, zrozumienia.
– Po każdej akcji są dodatkowe strzały! Po pierwszym uderzeniu musisz się wycofać za szesnastkę! – przypominał Sobiechowi Zając.
Było to o tyle dziwne, że przecież Artur w trakcie eliminacji zaliczył kilka zgrupowań i te podstawowe zasady powinien dobrze pamiętać. Niestety, momentami trenował bez wiary. Sprawiał wrażenie, jakby brakowało mu nadziei na końcowy sukces.

2. Jak Tomasz Brzyski skreślił się z kadry.

środa, 30 listopada 2016

Klasyczna dziesiątka: Najbardziej niedocenione książki sportowe (Ranking)

Przyczyny bywają różne: zły moment, nie najlepiej dobrana okładka, kiepska promocja, zawalona dystrybucja, małe zainteresowanie tematem przez czytelników lub po prostu wypadkowa wszystkich tych czynników. Przypadki, w których bardzo dobre książki sportowe pozostają niedocenione przez odbiorców, nie są wcale takie rzadkie. Oto ranking dziesięciu tytułów, które w mojej ocenie powinny stać się bestsellerami, a co najwyżej zdobyły uznanie niewielkiej rzeszy czytelników.

10. James Bannon „Ja, kibic” (Wydawnictwo Ole, 2014)

W recenzji tej książki przyznałem, że dawno nie czytałem pozycji, która tak mnie wciągnęła. Tajny policjant rozpracowujący grupę chuliganów – wydaje się to idealny temat o ogromnym potencjale: zawsze aktualny, intrygujący, sensacyjny, skandaliczny. W dodatku to historia oparta na faktach, opisana naprawdę znakomicie i w kapitalny sposób charakteryzująca środowisko angielskich chuliganów. Możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy premiera pozycji „Ja, kibic” przeszła bez większego echa. Owszem, książka zebrała bardzo dobre recenzje, sięgnęła po nią całkiem spora grupa czytelników (na LubimyCzytać.pl ma 174 oceny i 30 opinii), ale moim zdaniem miała potencjał na absolutny bestseller. Szkoda, że tak się nie stało, bo publikacja Jamesa Bannona to absolutnie lektura obowiązkowa każdego fana literatury sportowej! Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, koniecznie powinien nadrobić zaległości.

9. Radosław Kałużny, Mateusz Karoń „Powrót Taty” (Wydawnictwo Kopalnia, 2016)

To najmłodsza z książek w tym zestawieniu, więc w jej przypadku coś jeszcze może się zmienić. Trudno nie zauważyć jednak, że gdyby ukazała się 5-6 lat temu, wywołałaby znacznie większą burzę. Wspomnienia Radosława Kałużnego są szczerze, mocne, momentami wręcz brutalne, ale ich premiera nie odbiła się takim echem jak chociażby wydanie przez Andrzeja Iwana i Krzysztofa Stanowskiego „Spalonego” ledwie cztery lata wcześniej. Główną przyczyną było zapewne podejście czytelników, którzy – niczym nałogowcy – uzależnili się od piłkarskich wspomnień przesyconych alkoholem, hazardem i zrujnowanym życiem, w związku z czym potrzebują coraz większych dawek emocji. „Powrót Taty” je gwarantuje, ale nie jest tak szokujący, jeśli przeczytało się wcześniej kilka równie mocnych pozycji. Nie jest tak, że książka okazała się niewypałem. Wręcz przeciwnie – w obecnym zalewie publikacji sportowych rozepchała się łokciami i zajęła należne jej miejsce na liście bestsellerów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby Kałużny zdecydował się na szczerość te kilka lat wcześniej, zrzuciłby prawdziwą bombę, która wstrząsnęłaby polskim środowiskiem piłkarskim.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Wydało się: „Andrzej Grubba. Ostatnia piłka” (1998)

Jest uważany za najlepszego polskiego tenisistę stołowego wszech czasów. Był pierwszym polskim zdobywcą Pucharu Świata, na swoim koncie ma też 15 medali mistrzostw świata i Europy, wygrywał wiele innych, mniej lub bardziej ważnych, turniejów. Andrzej Grubba odszedł w 2005 roku. Tytuł jego autobiografii - „Andrzej Grubba. Ostatnia piłka" – w kontekście śmierci nabiera dodatkowego znaczenia.

Autorzy książki z pewnością nie myśleli jednak o tym, nadając swojemu dziełu taki, a nie inny tytuł. Ukazało się ono przecież w 1998 roku, na siedem lat przed odejściem najwybitniejszego polskiego tenisisty stołowego. Wtedy nikt nie mógł przypuszczać, że za kilka lat sportowiec przegra walkę z rakiem. Grubba zmarł w wieku zaledwie 47 lat.

Data wydania książki nie była jednak przypadkowa. W tym samym 1998 roku Grubba zakończył sportową karierę i był to z pewnością idealny moment na wydanie wspomnień. „Ostatnią piłkę" trudno jednoznacznie określić. Większa część tekstu jest bowiem wywiadem przeprowadzonym przez Marka Formelę. Andrzej Grubba wspomina w nim o swoich sukcesach, najważniejszych i najbardziej dramatycznych meczach, charakteryzuje rywali, działaczy, trenerów, a także kolegów z drużyn, w których występował. Te części mają charakter autobiograficzny.

sobota, 19 listopada 2016

Listopadowe premiery (cz. 2)

Druga część tego miesiąca zdecydowanie należeć będzie do Wydawnictwa SQN. Cztery z pięciu książek, które ukażą się w najbliższych dniach, ujrzy światło dzienne dzięki tej właśnie firmie. Co pocieszające, każda z tych pozycji zapowiada się znakomicie! Podobnie jak piąta, która wprawdzie nie dotrze do tak szerokiego grona czytelników, ale ma szansę znaleźć uznanie w oczach ekspertów i stałych czytelników literatury sportowej. A to zdecydowanie bardziej wartościowe niż popularność.

Zaczynamy od książki, która powinna stać się pozycją obowiązkową dla fanów FC Barcelony. No bo czy jakiś kibic Barcy może przejść obojętnie obok książki kapitana i żywej legendy ukochanego klubu? Wydaje się, że wspomnienia Adresa Iniesty zatytułowane „Artysta futbolu. Gra mojego życia” cieszyć się będą dużym zainteresowaniem ze względu właśnie na popularność autora. Trudno bowiem spodziewać się skandalizującej biografii po piłkarzu, który sympatię fanów zaskarbił sobie świetną grą ocierającą się o wirtuozerię oraz spokojnym wizerunkiem ułożonego chłopaka. Ci, którzy czytali pierwszą książkę zawodnika „Rok w raju” z pewnością dwa razy zastanowią się przed sięgnięciem po kolejną, gdyż nie była to porywająca lektura. Z nową ma być jednak inaczej, o czym przekonuje sam Andres w opisie: „Ludzie wpisują moje nazwisko w Google i myślą, że wiedzą o mnie wszystko. Ale to nieprawda. Nic z tych rzeczy. Są epizody, których nie ujawniono, są takie, które wolałbym wyjaśnić, są też wydarzenia, które chciałbym uporządkować”. Wydaje się więc, że piłkarz dojrzał do tego, żeby pod koniec kariery o swoim życiu opowiedzieć nieco bardziej szczegółowo, nie wyłączając nieznanych dotąd faktów, nowych historii. To może przynieść całkiem interesującą pozycję. Tym bardziej, że nie będzie ona typową autobiografią: „W tej książce hiszpański maestro obrazowo maluje portret samego siebie – własnymi słowami, ale także głosami trenerów, kolegów z boiska, rywali, przyjaciół i rodziny. Rezultat jest niezwykle intrygujący…” – przeczytać można w zapowiedzi. Warto dodać, że w pisaniu wspomnień pomagali Inieście dwaj dziennikarze: Ramon Besa oraz Marcos Lopez. Efekt ich prac można będzie poznać już 23 listopada, kiedy liczące 352 strony dzieło trafi na księgarskie półki nakładem Wydawnictwa SQN. Jego okładkowa cena to 44,90 zł, ale już teraz w księgarni LaBotiga.pl można je nabyć 10 zł taniej lub w pakietach z kapitańską opaską, koszulką i e-bookiem. Premierze książki towarzyszy akcja sprowadzenia Iniesty do Polski oraz konkurs, w który do wygrania jest wyjazd na mecz Blaugrany do Barcelony. Szczegóły na www.artystafutbolu.pl.

niedziela, 13 listopada 2016

Prawdziwa historia Cristiano Ronaldo

Jeśli kiedykolwiek chcieliście poznać obiektywną prawdę o życiu i karierze Cristiano Ronaldo, powinniście sięgnąć po tę książkę. Jeśli w futbolu interesuje was coś więcej niż tylko boiskowe wydarzenia, to zdecydowanie lektura dla was. „Cristiano Ronaldo. Biografia” cenionego Guillema Balagué jest kompleksowa, dogłębna, zaskakująca, a przy tym dynamiczna i wciągająca. Nic dziwnego, że w Wielkiej Brytanii została okrzynięta Piłkarską Książką Roku.

Dotychczas ukazało się w Polsce kilka biografii Portugalczyka. Przeczytałem „CR7. Maszyna” – była całkiem niezła, ale skupiała się głównie na osiągnięciach piłkarza. Zapoznałem się z fragmentami „Obsesji doskonałości” – nieźle, ale jednak za dużo opisów meczów i boiskowych wydarzeń, które fani futbolu świetnie znali. Na tle tych książek „Cristiano Ronaldo. Biografia” zdecydowanie się wyróżnia. Już samo nazwisko autora powinno stanowić magnes – Guillem Balagué jest cenionym dziennikarzem oraz autorem książek m.in. o Leo Messim (pierwsza autoryzowana biografia Argentyńczyka „Messi. Biografia”) i Pepie Guardioli („Guardiola. Sztuka zwyciężania”). Ma ogromną wiedzę, ma dobre kontakty i cenne informacje z pierwszej ręki, ma wreszcie komfort pracy – przy przedstawianiu postaci CR7 wybrał się na Maderę, do Manchesteru czy Madrytu i tam rozmawiał z przeróżnymi ludźmi. Nie każdy biograf może pozwolić sobie na taki komfort, a wiadomo, jak zazwyczaj wypadają książki o piłkarzach pisane „zza biurka” – brak w nich reporterskiego zacięcia, a większość informacji jest wtórna. U Balagué jest inaczej, dzięki czemu jego najnowsze dzieło czyta się znakomicie i dostarcza ono cennych informacji oraz spostrzeżeń na temat jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.

Nieautoryzowana biografia
Autor opowieść o Cristiano Ronaldo rozpoczyna od prologu – opisuje w nim, jak to się stało, że książka nie ma charakteru autoryzowanej biografii. Wszystko przez fragment książki Balagué o… Messim! Otóż biograf dwóch najlepszych obecnie piłkarzy świata w publikacji o Argentyńczyku przytoczył opowieść jednego z piłkarzy Realu Madryt, z której wynikało, że CR7 nazwał kiedyś swojego konkurenta „sukinsynem”. Ten właśnie fragment wywołał prawdziwą burzę na Twitterze, na co zareagował sam Cristiano Ronaldo, zaprzeczając tym rewelacjom i zapowiadając pozwanie autora. Mimo że wcześniej Balagué prowadził z Jorge Mendesem, agentem Portugalczyka, rozmowy na temat współpracy piłkarza przy powstawaniu nowej książki, sytuacja zamknęła tę dyskusję. Dlaczego jest to tak ważne w kontekście tej pozycji? Otóż w tym tkwi połowa jej sukcesu, czego zresztą nie ukrywa dziennikarz. Doskonale pamiętamy, jak wyglądał film o CR7, który wyszedł z jego „stajni” – przedstawiał zawodnika jako człowieka bez wad, niemal jak boga. Balagué zdawał sobie sprawę, że jeśli zgodzi się na współpracę, ze strony piłkarza i jego agenta będą naciski, by przedstawić Portugalczyka wyłącznie w pozytywnym świetle. A takiej biografii nie można by nazwać rzetelną i obiektywną.

wtorek, 8 listopada 2016

Listopadowe premiery (cz. 1)

Wkraczamy w decydującą fazę! To właśnie ostatnie dwa miesiące stanowią zazwyczaj o tym, czy dany rok uznamy pod względem książek sportowych za udany, czy też może za przeciętny. Obecny będzie podobny do poprzedniego, a może nawet ciut lepszy. Przynajmniej tak można wnioskować po zapowiedziach na pierwszą część listopada.

Zaczynamy jednak od książki, która swoją premierę miała ostatniego dnia października. Nie sposób było ją pominąć, gdyż dla każdego fanatyka lektur sportowych moment ukazania się nowego tomu Encyklopedii Piłkarskiej Fuji zawsze jest świętem. Najnowsza część istniejącej już ćwierć wieku kolekcji nosi numer 51, ale jest to premierowy tom serii poświęconej rozgrywkom o mistrzostwo Polski. Książkę zatytułowaną „Mistrzostwa Polski. Ludzie. 1918-1939” można porównać do wydanej dwa lata temu pozycji „Herosi Złotej Nike”. W tamtej publikacji znalazły się biogramy „wszystkich ludzi mundiali” w najnowszej są przedstawione sylwetki „piłkarzy II Rzeczpospolitej”. Nie tylko ich zresztą, bo w książce znalazło się miejsce dla trenerów, członków komisji selekcyjnej PZPN, asystentów trenerów kadry narodowej czy nawet postaci uznanych przez twórców tomu za „symbole polskiego futbolu”. Łącznie biogramów nazbierało się dwa tysiące. Tak, tak, Andrzej Gowarzewski ze swoim zespołem po raz kolejny wykonał tytaniczną pracę, zapoczątkowując serię „Mistrzostwa Polski. Stulecie”, która ma być kontynuowana w kolejnych latach. Najnowsze dzieło Wydawnictwa GiA liczy 288 stron, a jego „wyjściowa” cena na stronie www.gia.pl to obecnie 59,00 zł.

Przed Euro 2016 nie brakowało książek na temat Roberta Lewandowskiego. Gdyby ktoś chciał przeczytać wszystkie pozycje z liderem naszej reprezentacji na okładce (pod koniec maja naliczyłem ich aż 28!), musiałby na ich lekturze spędzić więcej czasu niż przed telewizorem, chcąc obejrzeć wszystkie mecze mistrzostw. Jedną z biografii, która miała się wtedy ukazać, była również publikacja Macieja Słomińskiego (współautor wspomnień Grzegorza Króla) i Mariusza Kordka (autor książek: „Lechia – Juventus” oraz „Lechia. Od A-klasy do Ekstraklasy”). Wydawnictwo RM, które szykowało się do tej premiery, doszło jednak do wniosku (skądinąd słusznego), że trochę dużo tych książek o „Lewym” i na następną może zabraknąć miejsca (dosłownie i w przenośni). Stąd też decyzja o opóźnieniu premiery biografii „Robert Lewandowski. Fantastyczna dziewiątka”, która do księgarni trafiła ostatecznie 4 listopada. Książka liczy 360 stron, a jej okładkowa cena to 29,99 zł. Czy z pozycji dowiemy się czegoś, czego dotychczas o piłkarzu Bayernu Monachium nie widzieliśmy? Wydawcy przekonują w opisie, że tak: „Autorzy (…) dotarli do osób, które towarzyszyły Lewemu na każdym etapie jego kariery, począwszy od prezesów klubów, kolegów z boiska, trenerów, skończywszy na dziennikarzach, którzy widzieli, jak Robert strzela cztery gole Realowi Madryt czy pięć Wolfsburgowi w dziewięć minut”, dodając na koniec: „Najnowsze wiadomości ze sportowego życia Roberta Lewandowskiego i wspaniała rozrywka przy lekturze gwarantowane!”. Argument aktualności powinien trafić do czytelników, bo na pewno do sięgnięcia po lekturę nie zachęca toporna okładka. Jeśli jednak macie inny gust niż ja, a książek o Polaku ciągle wam mało, na LaBotiga.pl znajdziecie biografię w cenie 22,49 zł.

wtorek, 25 października 2016

Piłkarze, kolarze, dziennikarze, turboKRZYCH i trener czarnej kadry. Targi Książki w Krakowie pod znakiem sportu

Tak było przed rokiem, kiedy na stoisku Wydawnictwa SQN
książki podpisywał Andrzej Niemczyk.
Zbliżają się kolejne Targi Książki w Krakowie. Jak zwykle odwiedzający mogą liczyć na ogromną liczbę spotkań autorskich, jak zwykle nie zabraknie wśród nich czegoś dla fanów sportu. Warto wpaść do Hali Expo zwłaszcza w sobotę i niedzielę, gdyż wtedy będzie można tam spotkać piłkarzy, kolarzy, polarników, żeglarzy, kierowców rajdowych, a nawet trenera polskiej kadry. Przeczytajcie, które stoiska koniecznie trzeba odwiedzić!

28 października (piątek):
Jeśli ktoś chce zbliżające się targi wykorzystać do maksimum, pierwszą wizytę powinien zaplanować już w piątek. Wprawdzie nie będzie wtedy jeszcze żadnego typowo „sportowego” gościa, ale o godz. 17.00 na stoisku Wydawnictwa Zysk i S-ka swoje książki będzie podpisywał Bogdan Rymanowski. Dziennikarz kojarzony do niedawna wyłącznie z pracy w charakterze prezentera i odpytującego polityków w TVN, przed Euro 2016 napisał pozycję zatytułowaną „Gracze”, traktującą o najlepszych polskich piłkarzach w historii. Między innymi tę publikację będzie podpisywał w Krakowie.

1. Godz. 17.00-17.40 Bogdan Rymanowski podpisuje książkę „Gracze” (Zysk i S-ka, D34)

29 października (sobota):
Zdecydowanie ciekawiej będzie natomiast w sobotę i tak naprawdę dopiero wtedy zacznie się dla fanów sportu cała zabawa. Pierwsze spotkania już od godz. 12.00: najpierw Beata Słama i Wojciech Szatkowski będą podpisywać swoje dwutomowe, monumentalne (bo liczące łącznie 864 strony) dzieło „Magia nart”. Jak więc widać, targi to nie tylko coś dla umysłu, ale i ciała – przepychanie się w tłumie przez resztę dnia z kilkukilogramową księgą pod pachą powinno dać lepsze efekty niż niejeden trening interwałowy! Po wizycie na stoisku Tatrzańskiego Parku Narodowego można niespiesznym krokiem zmierzać w kierunku miejsca, gdzie urzędować będzie Super Siódemka. To tam od 12.00 swoją książkę „Panie… Kończ Pan ten mecz!” podpisywać będzie Tomasz Zimoch wraz z współautorką (a właściwie przepytującą), Anną Bogusz. Na pogawędkę z byłym dziennikarzem Polskiego Radia (obecnie Radio Zet) można poświęcić dłuższą chwilę, gdyż kolejny gość zjawi się na targach o 14.00. Będzie nim nie kto inny jak Czesław Lang, były wybitny kolarz, a obecnie organizator Tour de Pologne. Na stoisku Muzy będzie on podpisywał swoją autobiografię „Zawodowiec”.

niedziela, 23 października 2016

Jak grało się w piłkę na polskim Pomorzu

„Piłka nożna na polskim Pomorzu 1920-1939” – to tytuł drugiego tomu serii „Historia Sportu”, zapoczątkowanej i kontynuowanej przez dwóch piłkarskich pasjonatów: Piotra Chomickiego i Leszka Śledzionę. 25 listopada premiera ich najnowszej książki, w której powstaniu tym razem pomagał Edwin Kowszewicz. Publikacja ukaże się pod patronatem bloga Książki Sportowe.

Autorzy niedawno zaprezentowali czytelnikom okładkę i już zbierają zamówienia na najnowsze ze swoich dzieł. Książkę w przedsprzedaży w promocyjnej cenie można zamawiać poprzez e-mail stal@3xs.mielec.pl lub pod numerem telefonu 501 642 754. Jest ona dostępna również w ofercie Księgarni Kibica Sendsport. Wysyłka zamówionych egzemplarzy nastąpi 25 listopada.
Co o książce mówią autorzy? Oto list do czytelników, który napisali, zachęcając do zakupu:
W mikroświecie pasjonatów historii piłki nożnej jej pojawienie się będzie, mamy nadzieję, faktem ważnym. Co prawda, jak chyba każdy z autorów, mamy ciche pragnienie, aby nasze dzieło pozostało w pamięci czytelników przez długie lata, ale czy ta książka ma szansę stać się takim mikrobestsellerem? Abyś mógł sobie, drogi Czytelniku, odpowiedzieć na to pytanie, powinieneś ją przeczytać. Właśnie do tego chcielibyśmy Cię namówić.

czwartek, 20 października 2016

Alkoholowe opowieści, czyli jak piło się na kadrze

Dopiero po latach piłkarze i trenerzy zdradzają 
w swoich wspomnieniach, jak naprawdę wyglądają
zgrupowania reprezentacji.
„Alkohol w piłce był, jest i będzie”, zwykł mawiać Janusz Wójcik. Jeszcze do niedawna można było przypuszczać, że może i owszem – kiedyś w futbolu piło się dużo, ale teraz nastały czasy pełnego profesjonalizmu, więc piłkarze do kieliszka zaglądają co najwyżej okazjonalnie i to w wolnym czasie, a nie w trakcie sezonu. Po rewelacjach „Przeglądu Sportowego” dotyczących kadrowiczów Adama Nawałki okazuje się, że w tej kwestii przez lata niewiele się zmieniło. A picie alkoholu nawet na zgrupowaniach reprezentacji wciąż jest dobrym sposobem na spędzenie wolnego od meczów czasu.

„Od poniedziałku do środy obóz był jedną wielką popijawą. Wlewaliśmy tyle alkoholu, ile się dało. Nie istniało pojęcie grupek. Na dyskotekę szły 22 osoby plus masażyści. W hotelu zostawali tylko trenerzy” – pisał niedawno w swoich wspomnieniach „Powrót Taty” Radosław Kałużny, podstawowy piłkarz reprezentacji prowadzonej przez Jerzego Engela w latach 1999-2002. Musiało minąć kilkanaście lat, by kibice poznali kulisy awansu tamtej drużyny na mundial w Korei Południowej i Japonii. Kadrowicze dobrze się wtedy bawili nie tylko podczas pierwszych dni zgrupowań, ale też po wygranych meczach. „Wróciliśmy do hotelu o 23.30. Jeszcze w autobusie zapadła decyzja, że nie idziemy spać. Pół godziny później cała drużyna była gotowa” – pisze Kałużny. „– No to jedziemy pobawić się do stolicy – rzucił któryś. – Panie Kierowco, Warszawa Centrum! – dodał. Tak wylądowaliśmy w dyskotece Labirynt przy ulicy Smolnej, gdzie szaleliśmy do rana. Zawiózł i przywiózł nas autokar reprezentacji” – dodaje były piłkarz.

„Piliśmy na potęgę”
Zawodnicy ówczesnej kadry nie wylewali za kołnierz, ale tworzyli prawdziwy zespół. Bawili się wszyscy, nie wyłączając najlepszego strzelca drużyny, Emmanuela Olisadebe, dla którego próby dotrzymania kroku kolegom kończyły się zazwyczaj fatalnie. „Nie chciał odstawać od reszty, więc szybko lądował pod stołem. Potem trzeba było go odnosić. Każda impreza kończyła się tak, że nieśliśmy Emsiego jak denata. Po polsku mówił lepiej, niż pił” – puentuje Kałużny. Taki tryb „pracy” nie przeszkodził Olisadebe w zdobywaniu kolejnych goli i ostatecznie sprawił, że po 16 latach reprezentacja Polski, nie mająca w swoim składzie gwiazd pokroju Roberta Lewandowskiego czy Grzegorza Krychowiaka, awansowała na mundial. W eliminacjach polegała tylko raz, przegrywając w Mińsku 1:4 z Białorusią. „Skoro mieliśmy już awans, mogliśmy ruszyć w tango” – zdradza po latach kulisy tamtego meczu Kałużny. „To, co prasa nazwała hańbą, dla naszego zespołu było najzwyczajniejszym skutkiem radości po pokonaniu Norwegów” – pisze, potwierdzając tym samym przypuszczenia, że Polacy do meczu podeszli zbyt rozluźnieni.

sobota, 17 września 2016

Kukuczka

Jego historia jest niezwykła. Nic dziwnego, że Jerzy Kukuczka, drugi na świecie zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, stał się bohaterem wielu książek i filmów. Wydana niedawno biografia „Kukuczka. Opowieść najsłynniejszym polskim himalaiście” w kapitalny sposób spaja to wszystko w całość. To świetna lektura zarówno dla tych, którzy raz jeszcze chcieliby prześledzić losy Polaka, jak i tych, którzy dotychczas niewiele wiedzieli na jego temat.

Nigdy nie interesowałem się himalaizmem. Zawsze trudno było mi uznać go za sport, więc publikacje na ten temat traktowałem trochę po macoszemu. Co za tym idzie – nie jestem zbyt dobrze zorientowany w tej tematyce. Ale kiedy dowiedziałem się o książce napisanej przez Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego, doświadczenie podpowiedziało mi, że warto się nią zainteresować. Z jednej strony ciekawiła mnie postać Jerzego Kukuczki. Wiedziałem, że był wybitnym himalaistą, że dokonywał niezwykłych rzeczy, że w końcu zginął tragicznie podczas jednej ze swoich wypraw. Chciałem więc dowiedzieć się, kim był i czego dokonał. A że za wydanie książki odpowiadało Wydawnictwo Agora, byłem przekonany, że będzie to znakomite dzieło. Czytałem wcześniej biografie Huberta Jerzego Wagnera i Antoniego Piechniczka, które ukazały się nakładem tego wydawcy. Były to znakomite reporterskie opowieści, jedne z najlepszych książek sportowych ostatnich lat. Instynkt mnie nie zawiódł, bo „Kukuczka” to kolejna pozycja, którą należy zaliczyć do grona lektur obowiązkowych. Po jej przeczytaniu z całą pewnością mogę stwierdzić, że to mocny kandydat to tytułu książki roku. Nie tylko jeśli chodzi o pozycje dotyczące sportu.

Kukuczka i cała reszta
Na wstępie warto podkreślić, że nie jest to wbrew pozorom biografia w stu procentach skupiona na Jerzym Kukuczce. Fakt, poznajemy jego pochodzenie (rodzice przesiedleńcami z Istebnej do Katowic, gdzie urodził się główny bohater), dzieciństwo (przygoda z podnoszeniem ciężarów i ogromny apetyt chłopaka), początki przygody ze wspinaczką (problemy ze zdobyciem sprzętu, nieustępliwość), związek z Celiną, a potem wszystkie wyprawy na ośmiotysięczniki. W książce nie brakuje jednak wątków pobocznych, takich jak obecność kobiet podczas wypraw (o tym, że Wanda Rutkiewicz nie było lubiana przez facetów – kilka prześmiesznych anegdot), są też fragmenty poświęcone zdrowiu himalaistów i temu, co dzieje się z ich organizmami na dużych wysokościach (opowiadają lekarze, jak sami uczestnicy wypraw), a czytelnik dowie się też, jak himalaiści z Kukuczką na czele byli inwigilowani przez służby bezpieczeństwa podczas wyjazdów. Książka ma więc bardzo szerokie tło, dzięki czemu jest kopalnią wiedzy na temat wspinaczki. Wiele mówi także o życiu w PRL-u i problemach, z którymi borykali się organizatorzy wypraw (przede wszystkim trudności ze zdobyciem środków finansowych).

poniedziałek, 12 września 2016

Powrót Taty. Mocna biografia Radosława Kałużnego

Czekałem na tę książkę. Po pierwsze dlatego, że Radosława Kałużnego trudno uznać za postać nijaką – to facet, który ma coś do powiedzenia. Po drugie wyczekiwałem jego biografii z powodów sentymentalnych. Jako 10-letni chłopiec emocjonowałem się meczami kadry Jerzego Engela i do dziś pamiętam trzy bramki wbite przez „Tatę” Białorusi oraz inne trafienia, które przyczyniły się do awansu na mundial w Korei. Moje oczekiwania były duże, ale muszę przyznać, że zostały spełnione. „Powrót Taty” jest biografią momentami brutalnie szczerą, ale dzięki temu czyta się ją jednym tchem.

Niech najlepszą rekomendacją będzie fakt, że książkę napisaną przez Radosława Kałużnego wspólnie z Mateuszem Karoniem pochłonąłem w niemal jeden wieczór. Lubię wspomnienia rodzimych piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy w swoim życiu nie zawsze podejmowali właściwe decyzje. Jest coś fascynującego w śledzeniu ich losów. W ostatnich latach przykładów mieliśmy aż nadto: Andrzej Iwan, Wojciech Kowalczyk, Igor Sypniewski, Grzegorz Król, Arkadiusz Onyszko… Biografia Radosława Kałużnego najbardziej podoba jest chyba właśnie do „Fucking Polaka” – czytając ją, łapiemy się za głowę i zastanawiamy, jak piłkarz mógł to wszystko tak sp… aprać. W przypadku „Taty” to wrażenie życiowej porażki potęguje świadomość tego, jak dziś wygląda życie autora książki: ciężka praca na budowie, walka o każdy grosz, niepewne jutro. A przecież jeszcze niedawno reprezentował Polskę, jechał na mistrzostwa świata, a później grał w jednej drużynie z piłkarzami, który te mistrzostwa wygrali. Kiedy to wszystko poszło nie tak? Właśnie na to pytanie odpowiada „Powrót Taty”.

Kształtowanie charakteru
Książka rozpoczyna się do opisu wydarzeń, przez które zapewne w ogóle ta biografia powstała. Trzy lata temu portal Weszło informował o tym, że Radosław Kałużny pracuje w firmie DHL w Wielkiej Brytanii. Artykuł opatrzony był zdjęciem piłkarza w roboczym ubraniu i wywołał w polskim środowisku spore poruszenie. Ja, podobnie jak zapewne wielu innych kibiców, dopiero wtedy dowiedziałem się, że losy „Taty” po zawieszeniu piłkarskich butów na kołku potoczyły się aż tak źle. Na pierwszych stronach wspomnień były reprezentant Polski wraca do tamtej sytuacji, zdradzając jej okoliczności: jeden ze współpracowników z naszego kraju zrobił mu ukradkiem zdjęcie, które następnie wysłał do portalu. Myślicie, że Kałużny był za to wdzięczny? Wręcz przeciwnie – strasznie się wkurzył i próbował znaleźć winnego, a potem dosyć jasno dać mu do zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu. Już pierwsze strony objawiają nam charakter autora – nie jest to facet, który daje sobie w kaszę dmuchać lub skarży się na swój los. To twardziel, który często odrzuca wszelką pomoc. Ale czy ktoś, kto wychowywał się pod silną ręką byłego boksera, mógłby mieć inny charakter?

poniedziałek, 5 września 2016

Wrześniowe premiery

Szału ni ma. Tak w skrócie można skomentować pierwszą część września. Wydawnictwa przyzwyczaiły nas w ostatnich latach do przynajmniej kilku premier w ciągu dwóch tygodni, a tymczasem na początku tego miesiąca totalna posucha… Dość powiedzieć, że gdyby nie niezawodne jak zawsze Wydawnictwo SQN, nie mielibyśmy praktycznie żadnej sportowej nowości w zbliżającym się okresie! Na szczęście tak się nie stanie, a powodów do narzekania nie mogą mieć zwłaszcza fani Arsenalu, bo akurat oni będą mieli co czytać!

Obie sportowe premiery pierwszej części tego miesiąca będą bowiem poświęcone Kanonierom. Zacznijmy od Tony’ego Adamsa, bo na tę książkę wydawcy kazali nam czekać blisko… 20 lat! Biografia ta w Wielkiej Brytanii ukazała się już w 1998 roku, więc na jej tłumaczenie trochę sobie poczekaliśmy. W międzyczasie było mnóstwo innych „alkobiografii”, ale o wspomnieniach kapitana Arsenalu i reprezentacji Anglii nie było w Polsce ani widu, ani słychu… To wszystko zmieni się 14 września, kiedy do księgarni w całym kraju trafi wreszcie pozycja zatytułowana „Tony Adams. Uzależniony”. Jak łatwo się domyślić, nie jest to biografia grzecznego chłopca, bo też angielski obrońca nigdy do nich nie należał. Jako jeden z niewielu zawodników potrafił jednak otwarcie przyznać się do alkoholizmu i być może właśnie ten fakt sprawił, że nie skończył jak inni piłkarze: Igor Sypniewski, Andrzej Iwan czy Paul Merson. Tego ostatniego wymieniam w tym gronie nieprzypadkowo, gdyż to kolega z szatni Adamsa, który mniej więcej wtedy, kiedy Tony przyznawał przed całą drużyną, że jest chory, wracał do zespołu po odwyku. Jak widać ekipa w tamtym czasie była na Highbury mocno imprezowa…

Potwierdza to opis książki Wydawnictwa SQN, w którym czytamy o wszystkich wyskokach Adamsa: „Nie opamiętał się, gdy za jazdę po pijaku został skazany na dziewięć miesięcy więzienia. Nie powstrzymało go wydanie podczas jednego wieczoru w nocnym klubie prawie sześciu tysięcy funtów ani wypadek, po którym na głowę założono mu 29 szwów. Dopiero gdy po Euro 1996 wpadł w trwający siedem tygodni ciąg, zrozumiał, że musi zmienić swoje życie i poddać się terapii”. Brzmi niewiarygodnie? A jednak! Wydaje się, że było to zaledwie wczoraj, ale dziś podobny styl życia, który wtedy prowadził Tony Adams, byłby dla profesjonalnego sportowca nie do pomyślenia! Anglik potrafił jednak połączyć „12 lat picia z zawodową karierą piłkarza”, co wydaje się wyczynem godnym… opisania. Z takiego założenia wyszedł chyba Ian Ridley, dziennikarz i współautor książki, który przekonał zawodnika do spisania swoich wspomnień, będących dla niego swoistą terapią oraz przestrogą dla innych. Adams swoje życie pełne wzlotów i upadków opisuje na 328 stronach, za co wydawcy życzą sobie okładkowe 34,90 zł. Co ciekawe, książka została wydana w koedycji z Wydawnictwem Duch Sportu, które zadebiutowało autobiografią Stefana Effenberga, po czym… słuch właściwie o nim zaginął. Teraz firma przypomina się kolejną pozycją, choć głównym wydawcą jest tutaj SQN. Czy było to ostatnie tchnienie Ducha Sportu? Przekonamy się już niedługo. Na razie możemy być wdzięczni za książkę, na która czekaliśmy 18 lat. Tłumaczeniem pozycji zatytułowanej w oryginale „Addicted” zajęła się Anna Wajs-Magierska (wcześniej przekładała m.in. autobiografię Roya Keane’a).

piątek, 26 sierpnia 2016

Sierpniowe premiery (cz. 2)

Trochę mnie nie było, ale postanowiłem zrobić sobie krótkie wakacje od książek sportowych. Ale nie musicie się obawiać – powracam z zapowiadaną drugą częścią sierpniowych premier, bo też pod koniec tego miesiąca dzieje się (i będzie się jeszcze działo) sporo ciekawego! Powody do zadowolenia mają kibice piłkarscy i koszykarscy, entuzjaści himalaizmu, ale też fani Krzycha Golonki, który jako pierwszy polski sportowy youtuber wydał swoją książkę. I zaorał system, sprzedając ją na pniu.

Była i się zmyła. Tyle można powiedzieć o książce Krzysztofa Golonki, która weszła do sprzedaży 17 sierpnia. Nie wszyscy mogą kojarzyć człowieka, który postanowił popełnić dzieło zatytułowane „Trenuj z Krzychem”, więc już spieszę ze szczegółami. Pamiętacie taki program „Mam talent”? Przyszedł do niego swego czasu chłopak, który wydziwiał na scenie różne cuda z piłką: podbijał, żonglował – na  stojąco, siedząco, leżąco, w przysiadzie, półprzysiadzie i zwisie. Nie pamiętam już, na jakim etapie programu skończył, ale po jakimś czasie postanowił założyć własny kanał na YouTubie, gdzie prezentował swoje sztuczki. Z miesiąca na miesiąc, dzięki systematycznej pracy, odcinki nagrywane przez Krzycha zyskiwały coraz większą popularność. Obecnie jest ona mierzona w ponad 630 tys. subskrybcji, co sytuuje Golonkę wśród najpopularniejszych polskich youtuberów. Nic dziwnego, że ze strony Wydawnictwa Znak padła propozycja wydania książki, w której autor kanału prezentuje swoje sztuczki (ale nie tylko!). O czym jest ta publikacja najlepiej dowiedzieć się u źródła, czyli oglądając poniższy filmik, w którym autor wyjaśnia, jak doszło do wydania pozycji „Trenuj z Krzychem”:

środa, 3 sierpnia 2016

Sierpniowe premiery (cz. 1)

Trochę mnie nie było, ale też w minionych kilkudziesięciu dniach na rynku książek sportowych nie działo się zbyt wiele. Gorączka Euro 2016 opadła i w lipcu wydawnictwa brały głęboki oddech. Sierpień udowadnia, że był to całkiem spory haust, bo w pierwszej części tego miesiąca do księgarni trafi kilka ciekawych tytułów. Jakich? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Zaczynamy dziś, czyli 3 sierpnia, kiedy to do księgarni trafiają dwie pozycje Wydawnictwa SQN. Pierwsza z nich to coś dla fanów piłki nożnej w rodzimym wykonaniu. „Cracovia znaczy Kraków. Historia w Pasy” to publikacja napisana przez Tomasza Gawędzkiego, byłego rzecznika zespołu grającego przy Kałuży. Jej premiera w tym momencie nie jest przypadkowa – wszak krakowski klub w tym roku obchodzi 110-lecie istnienia! Wprawdzie fani Cracovii rocznicę świętowali w czerwcu, ale zrozumiałym jest, że okres mistrzostw Europy nie był zbyt fortunny na premierę takiej pozycji. Początek nowego sezonu Ekstraklasy wydaje się terminem dużo bardziej trafionym, nawet pomimo szybkiego odpadnięcia Pasów z europejskich pucharów. Dla każdego „pasiastego” kibica powinna być to lektura obowiązkowa, choć akurat sympatycy tego zespołu na brak publikacji o swoim klubie narzekać nie mogą. Największym problemem jest jedynie brak większych sukcesów w ostatnich latach, co idealnie unaocznia okładka książki Gawędzkiego. Widzimy na niej Józefa Kałużę, absolutną legendą nie tylko Cracovii, ale i całego naszego futbolu, a obok mamy Bartosza Kapustkę. Umieszczenie tam zawodnika, który w barwach Pasów rozegrał zaledwie jeden sezon może się wydawać zdumiewające, ale po głębszym zastanowieniu dochodzimy do wniosku, że innych kandydatów brak. Gdyby spytać kibiców spoza Krakowa o piłkarza-symbol Pasów w ostatnich latach, spora ich część miałaby problem ze wskazaniem kogokolwiek. Widnieje sobie więc ten Kapustka na okładce, stając się wyrazem tego, że publikacja łączy to, co dawne, z nowym.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Diabelska biografia! Andrzej Szarmach i jego wspomnienia

W ostatnich latach nie było o nim zbyt głośno. Podczas gdy inne „Orły Górskiego” brylowały w mediach, on zaszył się we Francji i tam wiódł spokojne życie z dala od futbolu. Ale kiedy przemówił, wydając przed kilkoma dniami swoje wspomnienia, spuścił prawdziwą bombę. Autobiografia Andrzeja Szarmacha „Diabeł nie anioł” napisana wspólnie z dziennikarzem TVP, Jackiem Kurowskim, to kopalnia anegdot na temat ludzi polskiej (i nie tylko!) piłki. Żaden kibic nie powinien jej przeoczyć!

W dyskusjach na temat książek sportowych bardzo często pojawia się zarzut, że wciąż aktywni piłkarze spisują swoje wspomnienia. Zdaniem niektórych wydawanie takich książek nie ma sensu, gdyż „prawdziwą biografię” powinno się pisać po zawieszeniu butów na kołku. Dla wszystkich, którzy tak twierdzą, mam zatem idealną lekturę, którą muszą przeczytać: „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł”. Byłem bardzo ciekaw, co po latach powie o sobie i swoich kolegach ten właśnie zawodnik. Inni nie dali kibicom o sobie zapomnieć: Grzegorz Lato został prezesem PZPN, Jan Tomaszewski stał się ulubieńcem mediów, który zawsze powie coś ciekawego, Kazimierzom: Deynie i Górskiemu stawiano pomniki, a Andrzej Strejlau z Jackiem Gmochem często gościli w telewizji w roli komentatorów lub piłkarskich ekspertów. O Szarmachu, zapewne z tego względu, że mieszka we Francji, nie było tak głośno. Był wprawdzie twarzą Euro 2012, pojawił się na losowaniu, od czasu do czasu udzielił jakiegoś wywiadu, ale gdyby zapytać młodszych kibiców, kto kojarzy im się z „Orłami Górskiego”, wskazaliby pewnie na Latę, Tomaszewskiego lub Deynę. Być może dzięki tej książce w końcu dowiedzą się, kim był pan z wąsem, który zwykł głowę wsadzać tam, gdzie inni bali się włożyć nogę…

Jeden z dziesięciu
Na początek kilka słów o formie autobiografii „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł”. Jest to w zasadzie wywiad-rzeka, który przeprowadza Jacek Kurowski, ale nie w stylu chociażby książki „Kici”. Tam autorzy zadawali Lucjanowi Brychczemu wiele pytań, zachowując chronologię, a ten po prostu krótko na nie odpowiadał. We wspomnieniach Szarmacha zostało to rozwiązane znacznie lepiej – pytań jest zdecydowanie mniej, dzięki czemu książkę czyta się de facto jak tradycyjną autobiografię, w której główny bohater opowiada w pierwszej osobie. Trudno nawet nazwać te wspomnienia wywiadem, bo Jacek Kurowski usuwa się w cień. Nie próbuje robić z siebie pierwszoplanowej postaci, opowiadając czytelnikom część historii „Diabła”, tylko od czasu do czasu nadaje ton narracji, poddając pod dyskusję jakiś temat lub dopytując o szczegóły. Jest jak dobry sędzia piłkarski – nie widać go podczas czytania, a świetnie wykonuje swoją robotę. To duża zaleta książki, bo wywiad-rzeka zazwyczaj wypada blado. Zdecydowanie wolę, gdy dziennikarz spisuje i układa w całość wypowiedzi piłkarza, tworząc z nich spójną opowieść. Kurowskiemu tę spójność udało się zachować, za co należą mu się duże brawa. Książkę czyta się świetnie, z dużą uwagą. Trudno powiedzieć, żeby miała słabsze momenty.

niedziela, 5 czerwca 2016

Czerwcowe premiery

No i nastał ten piękny piłkarski miesiąc, w którym doczekamy się wreszcie rozpoczęcia Euro 2016! Jak łatwo się domyślić, czerwiec upłynie nam pod znakiem futbolu nie tylko w telewizji, gdyż w księgarniach też królować będą wyłącznie piłkarskie premiery. Co ciekawe jednak, nie wszystkie wprost nawiązują do mających rozpocząć się za kilka dni we Francji mistrzostw Europy.

Zaczynamy właśnie od jednej z takich pozycji, czyli biografii „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł”. Wydawać by się mogło, że Euro 2016 to idealna okazja do wydania książki o aktualnych reprezentantach Polski, względnie historii turnieju bądź też zawodnikach, którzy byli gwiazdami mistrzostw Europy. Do innego wniosku doszło Wydawnictwo Dolnośląskie, które na 15 czerwca zaplanowało premierę wspomnień jednego z najsłynniejszych „Orłów Górskiego”: Andrzeja Szarmacha. Interesujący zabieg, wziąwszy pod uwagę, że „Diabeł” ma tyle wspólnego ze zmaganiami o prymat na Starym Kontynencie, co niemal każdy inny polski zawodnik – nic. No, może prawie nic, bo brał udział w meczach eliminacyjnych do mistrzostw Europy, ale biało-czerwoni za jego czasów nie mieli okazji wystąpić w turnieju finałowym. Jedynym więc powiązaniem ze zbliżającym się Euro będzie więc futbol, ale trzeba przyznać, że akurat jeśli chodzi o postać Szarmacha, bardzo dobrze się stało, iż ukazuje się jego biografia.

Szarmach, mimo że zawodnikiem był wybitnym, w ostatnich latach nie brylował w mediach. Powstawały książki o Deynie, Tomaszewskim, Lacie, Żmudzie czy Górskim, ale o „Diable” było cicho. Jest on więc postacią nieodkrytą i mam nadzieję, że dzięki tej książce poznamy go trochę lepiej. A opowiadać zdecydowanie ma o czym, bo abstrahując od występów w reprezentacji, grał przecież w wielkich polskich klubach: Górniku Zabrze i Stali Mielec, a gdy wyjechał do francuskiego AJ Auxerre, z miejsca stał się tam jedną z klubowych legend. Nawet w biografii Erica Cantony, wtedy wchodzącego do zespołu młodzieńca, znajduje się informacja, że Polak był dla Francuza wzorem. Jest to piłkarz z ciekawym życiorysem, a do tego barwna postać, więc jego książka nie może być nudna. Wydawcy zapowiadają ją tak: „Gdyby nie piłka nożna, pewnie pracowałby w stoczni. Nie mieściło mu się w głowie, że pojedzie na mistrzostwa świata, a strzelał tam gole najlepszym. Był postrachem bramkarzy i przekleństwem futbolowych potęg. Trudno powiedzieć, co stanowiło jego znak rozpoznawczy – orli nos, blond czupryna, zawadiacki wąsik czy może szelmowski uśmiech”. Licząca 240 stron książka nie będzie klasyczną biografią – to wywiad-rzeka, który z piłkarzem przeprowadził dziennikarz TVP, Jacek Kurowski. Jak spisze się ten duet? Przekonamy się już niedługo. Okładkowa cena publikacji to standardowe 39,90 zł.

czwartek, 2 czerwca 2016

Trenerze, to był zaszczyt!

Jeszcze to do mnie nie dociera. Trenera Andrzeja Niemczyka nie ma już między nami… Kiedy jako nastolatek fascynowałem się występami polskich siatkarek na mistrzostwach Europy, nawet nie marzyłem, że będę miał okazję poznać architekta sukcesów „Złotek”. Nie tylko poznać, ale nawet stać się jego znajomym, od którego telefon będzie odbierał słowami: „Tak, Piotrek?”. Nie mogę przeboleć, że nigdy więcej nie usłyszę już tego zachrypniętego głosu…

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w maju ubiegłego roku podczas sesji zdjęciowej na okładkę jego autobiografii. Choć nie, w zasadzie pierwszy kontakt był nieco wcześniej, gdy dzwoniłem do trenera, by ustalić wszystkie szczegóły sesji. Jak zawsze w takich sytuacjach, przed wybraniem numeru telefonu odczuwałem lekki niepokój – za chwilę miałem rozmawiać z człowiekiem, który kładł podwaliny pod sukcesy żeńskiej siatkówki w trzech krajach: Polsce, Turcji i Niemczech, miałem po raz pierwszy usłyszeć na żywo głos legendy, która doprowadziła biało-czerwone do dwóch złotych medali mistrzostw Europy i wyciągnęła kobiecy volley w naszym kraju z wieloletniego marazmu. Wybrałem dziewięciocyfrowy numer, nacisnąłem zieloną słuchawkę. „Niemczyk”, przywitał mnie głos po drugiej stronie, który nie sposób było pomylić z żadnym innym. Tak zaczęła się nasza współpraca przy książce „Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break”.

Pod warszawskie biuro, w którym mieści się redakcja „CKM”, podjechał jedną ze swoich słynnych „beemek”. To właśnie w tym budynku miała się odbyć sesja zdjęciowa na okładkę. Miał ze sobą cholernie ciężki plecak, do którego zapakował najważniejsze trofea, m.in. dwa Czempiony za tytuły Trenera Roku. Mimo że miał wtedy poważne problemy z kręgosłupem, sam zaniósł je do samochodu i przywiózł na sesję. Widać było, że kosztowało go to wiele wysiłku, ale kiedy tylko zajęła się nim młoda makijażystka, przygotowując go do zdjęć, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Żartom nie było końca i wtedy po raz pierwszy mogłem się przekonać, na czym polega urok Andrzeja Niemczyka, który od zawsze uwielbiał towarzystwo kobiet. I odwrotnie, bo przecież trener miał też duże grono wielbicielek. Zresztą tuż po bardzo udanej sesji, na której brylował, z aktorskim zacięciem pozując do zdjęć i sypiąc dowcipami, przekonałem się, że nie tylko do kobiet miał słabość. Trener bardzo szybko zaopiekował się butelką Johnniego Walkera, którą przywiozłem jako sesyjny rekwizyt. Jak jednak zaznaczył, to dla jego kolegi, który lubi go odwiedzać – on, ze względu na problemy z wyniszczoną chemioterapią wątrobą, musiał odstawić alkohol. Nie śmiałem protestować, więc plecak z trofeami stał się jeszcze cięższy…