Nastały czasy, kiedy coraz więcej piłkarzy chwyta za pióro. Książka
sportowca nie jest niczym szokującym, nawet jeśli czytelnik ma świadomość, że
rola głównego bohatera ograniczała się wyłącznie do opowiedzenia swojej
historii, którą spisał za niego ghostwriter (najczęściej dziennikarz). W tym
wszystkim Tomasz Łapiński z powieścią „Szmata” jawi się jako chluby wyjątek od
reguły. Nie dość, że stworzył coś od początku do końca sam, to jeszcze zrobił to
w taki sposób, że da się to czytać. Ba, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że eks-zawodnik
zawstydził niejednego pisarza. A to już duży wyczyn!
Po „Szmacie” spodziewałem się
kolejnego piłkarskiego kryminału. Choć nie jest to najpopularniejszy gatunek literatury
sportowej, w ostatnich latach ukazało się sporo książek tego typu, żeby wymienić
tylko „Sam na sam ze śmiercią” Nikodema Pałasza, „Okrągły przekręt” Maurycego
Nowakowskiego czy najbardziej znaną w tym gronie pozycję „Gracz” Przemysława
Rudzkiego. Dzieło Tomasza Łapińskiego jest jednak inne i to pierwsze pozytywne
zaskoczenie. Autor nie poszedł utartym szlakiem, tylko obrał własną drogę,
tworząc historię zupełnie odmienną od schematu: zabójstwo – śledztwo –
rozwiązanie zagadki. W „Szmacie” brak trupów i postaci policjanta/detektywa,
będącej głównym bohaterem akcji. Jest za to ciekawie zbudowany świat, dobrze
poprowadzona fabuła, idealnie oddany klimat piłkarskiej szatni i brudnej
rzeczywistości polskiego futbolu przełomu wieków (akcja dzieje się w 2002 roku).
Książka rozkręca się ze strony na stronę, im dalej w głąb, tym staje się ciekawsza,
a niebanalny finał jest znakomitą puentą całego dzieło. To wszystko wystawia „Szmacie”
bardzo pozytywną recenzję.
Nie daj się zeszmacić
Głównym bohaterem „Szmaty” jest
obrońca Roman Dzwonecki, nieco wiekowy już kapitan stołecznego klubu Centrum,
który powoli zmierza do zakończenia kariery. Wyróżnia się na tle pozostałych
bohaterów rozwagą, uczciwością i twardym stąpaniem po ziemi, można powiedzieć,
że nie pasuje do towarzystwa, które poznajemy na początkowych kartkach książki.
W pierwszej części Łapiński opisuje bowiem świat piłki nożnej od środka: zaznajamia
czytelnika z typowymi piłkarzami, którzy grają w klubie z głównym bohaterem. Mamy
więc zawodnika, który lubi zaglądać do kieliszka i przychodzi na treningi na
bani, jest nałogowy hazardzista, babiarz myślący tylko o seksie, facet, który
ciągle przeklina, zastraszający wszystkich bramkarz, wrzeszczący trener i kilka
innych typów osobowości. Przez prezentację drużyny Centrum Łapiński stara się
pokazać czytelnikowi przeciętną piłkarską szatnię, stara się przekazać, jak ona
wygląda od środka, jak funkcjonuje i z jakimi problemami się boryka (opóźnienia
w wypłatach, niesłowny prezes, niedorzeczni kibice). To z pewnością ciekawe wprowadzenie
do lektury dla osób, które nie interesują się futbolem, ale dla prawdziwych
fanów, którzy mają za sobą kilka mocnych piłkarskich autobiografii, nie ma w
tym nic nadzwyczajnego. Pierwsza część powieści długo nie zapowiadała tak
dobrej pozycji, jaką okazała się „Szmata”, ale kiedy nagle główny bohater staje
przed pokusą łatwego zarobienia dużych pieniędzy, akcja zdecydowanie przyspiesza,
a książka wciąga z każdą kolejną stroną.