Pokazywanie postów oznaczonych etykietą legia warszawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą legia warszawa. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 lutego 2019

„Szmata”, czyli jak Tomasz Łapiński został pisarzem

Nastały czasy, kiedy coraz więcej piłkarzy chwyta za pióro. Książka sportowca nie jest niczym szokującym, nawet jeśli czytelnik ma świadomość, że rola głównego bohatera ograniczała się wyłącznie do opowiedzenia swojej historii, którą spisał za niego ghostwriter (najczęściej dziennikarz). W tym wszystkim Tomasz Łapiński z powieścią „Szmata” jawi się jako chluby wyjątek od reguły. Nie dość, że stworzył coś od początku do końca sam, to jeszcze zrobił to w taki sposób, że da się to czytać. Ba, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że eks-zawodnik zawstydził niejednego pisarza. A to już duży wyczyn!

Po „Szmacie” spodziewałem się kolejnego piłkarskiego kryminału. Choć nie jest to najpopularniejszy gatunek literatury sportowej, w ostatnich latach ukazało się sporo książek tego typu, żeby wymienić tylko „Sam na sam ze śmiercią” Nikodema Pałasza, „Okrągły przekręt” Maurycego Nowakowskiego czy najbardziej znaną w tym gronie pozycję „Gracz” Przemysława Rudzkiego. Dzieło Tomasza Łapińskiego jest jednak inne i to pierwsze pozytywne zaskoczenie. Autor nie poszedł utartym szlakiem, tylko obrał własną drogę, tworząc historię zupełnie odmienną od schematu: zabójstwo – śledztwo – rozwiązanie zagadki. W „Szmacie” brak trupów i postaci policjanta/detektywa, będącej głównym bohaterem akcji. Jest za to ciekawie zbudowany świat, dobrze poprowadzona fabuła, idealnie oddany klimat piłkarskiej szatni i brudnej rzeczywistości polskiego futbolu przełomu wieków (akcja dzieje się w 2002 roku). Książka rozkręca się ze strony na stronę, im dalej w głąb, tym staje się ciekawsza, a niebanalny finał jest znakomitą puentą całego dzieło. To wszystko wystawia „Szmacie” bardzo pozytywną recenzję.

Nie daj się zeszmacić
Głównym bohaterem „Szmaty” jest obrońca Roman Dzwonecki, nieco wiekowy już kapitan stołecznego klubu Centrum, który powoli zmierza do zakończenia kariery. Wyróżnia się na tle pozostałych bohaterów rozwagą, uczciwością i twardym stąpaniem po ziemi, można powiedzieć, że nie pasuje do towarzystwa, które poznajemy na początkowych kartkach książki. W pierwszej części Łapiński opisuje bowiem świat piłki nożnej od środka: zaznajamia czytelnika z typowymi piłkarzami, którzy grają w klubie z głównym bohaterem. Mamy więc zawodnika, który lubi zaglądać do kieliszka i przychodzi na treningi na bani, jest nałogowy hazardzista, babiarz myślący tylko o seksie, facet, który ciągle przeklina, zastraszający wszystkich bramkarz, wrzeszczący trener i kilka innych typów osobowości. Przez prezentację drużyny Centrum Łapiński stara się pokazać czytelnikowi przeciętną piłkarską szatnię, stara się przekazać, jak ona wygląda od środka, jak funkcjonuje i z jakimi problemami się boryka (opóźnienia w wypłatach, niesłowny prezes, niedorzeczni kibice). To z pewnością ciekawe wprowadzenie do lektury dla osób, które nie interesują się futbolem, ale dla prawdziwych fanów, którzy mają za sobą kilka mocnych piłkarskich autobiografii, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Pierwsza część powieści długo nie zapowiadała tak dobrej pozycji, jaką okazała się „Szmata”, ale kiedy nagle główny bohater staje przed pokusą łatwego zarobienia dużych pieniędzy, akcja zdecydowanie przyspiesza, a książka wciąga z każdą kolejną stroną.

środa, 22 sierpnia 2018

„Moja spowiedź” Dawida Janczyka. Recenzja przedpremierowa

To do dziś jedna z największych zagadek polskiej piłki – dlaczego niezwykle utalentowany Dawid Janczyk nie zrobił takiej kariery, jaką wróżyli mu niemal wszyscy eksperci? Fani futbolu z pewnością słyszeli o jego problemach z alkoholem, ale dopiero autobiografia piłkarza pokazuje, w jak poważne popadł tarapaty. „Moja spowiedź” na półki w księgarniach trafi 19 września i z miejsca powinna stać się pozycją obowiązkową dla młodych zawodników, ich rodziców, trenerów, kibiców i całego piłkarskiego środowiska.

Śmiem twierdzić, że od czasu premiery „Spalonego”, czyli znakomitych wspomnień Andrzeja Iwana, nie było tak mocnej książki polskiego piłkarza. Różnica jest taka, że podczas gdy wieloletni piłkarz Wisły Kraków ma za sobą całkiem udaną karierę, a najpoważniejsze problemy z nałogami pojawiły się u niego dopiero po jej zakończeniu, Dawidowi Janczykowi alkohol przeszkodził w osiągnięciu czegokolwiek wielkiego. Przecież to facet, który we wrześniu skończy dopiero 31 lat, a ledwie 11 wiosen temu, gdy strzelał gole na młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie, wszyscy uważali go za największy talent w polskiej piłce. „Moja spowiedź” przynosi odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że w tak krótkim czasie Janczyk przeszedł drogę z nieba do piekła. Od pierwszego miliona, który zarobił, gdy miał mniej niż 21 lat, po sprzedawanie w lombardzie wszystkiego co popadnie, by mieć za co pić. Od porównań do Sergio Agüero po granie ogonów w I-ligowej Sandecji Nowy Sącz. Wreszcie – od momentu, który miał go zaprowadzić na piłkarskie salony, do walki o to, by salon w mieszkaniu na Wilanowie – jednej rzeczy materialnej, która została mu po przygodzie z futbolem – opuścić o własnych siłach. Książka napisana wraz z dziennikarzem „Super Expressu” Piotrem Dobrowolskim poraża i szokuje, a zarazem doskonale pokazuje, na jaką drogę mogą sprowadzić młodych piłkarzy łatwe pieniądze i niewłaściwe towarzystwo.

Młodzieżowy mundial i Legia
Na młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie Dawid Janczyk zdobył trzy gole. Żaden z nich nie dał zwycięstwa reprezentacji Polski, ale te trzy trafienia wystarczyły, by polskim napastnikiem zainteresował się cały piłkarski świat. „Moja spowiedź” nie mogła zacząć się inaczej niż właśnie od wspomnień dotyczących turnieju życia głównego bohatera. Janczyk ciekawie opowiada, jak trener Globisz motywował swoich podopiecznych (m.in. puszczając im muzykę… Michała Bajora), charakteryzuje kolegów (m.in. 17-letnich wówczas Krychowiaka i dowcipnisia Szczęsnego), a także przyznaje wprost, że Brazylijczycy zlekceważyli biało-czerwonych w pierwszym spotkaniu i stąd wzięło się historyczne już zwycięstwo 1:0 uzyskane w osłabieniu. Poznawanie kulis meczów na mundialu jest niezwykle wartościowe, tym bardziej, że już na pierwszych stronach można poznać imprezowy charakter Janczyka. Jak zdradza piłkarz, po wygranej z Canarinhos wraz ze swoim najlepszym kompanem Krzysztofem Królem postanowili dłużej zabawić się poza hotelem, co nie umknęło uwadze szkoleniowca. Mało brakowało, a obaj zostaliby odesłani do domów, ale ostatecznie Globisz uzależnił ujawnienie afery od awansu drużyny z grupy. Ta cała sytuacja dziś nabiera drugiego znaczenia. Czy gdyby trener młodzieżówki był bardziej surowy i odstawił od składu Janczyka, ten zdążyłby błysnąć na mundialu i trafił do CSKA Moskwa? Dziś można tylko gdybać, ale jedno można powiedzieć z pełną stanowczością – rozdział zatytułowany „Moskwa” to najciekawsza część książki. Niestety to właśnie tam rozpoczęły się problemy Janczyka…

czwartek, 19 lipca 2018

Wydało się: Marek Andrzejewski „Roman Korynt – legenda gdańskiej Lechii” (2004)

„Roman Korynt – legenda gdańskiej „Lechii"". Taki tytuł nosi krótka biografia piłkarza, który, zdaniem Kazimierza Górskiego, był jednym z najlepszych obrońców w Europie przełomu lat 50. i 60. Książkę o piłkarzu Lechii i reprezentacji Polski postanowił napisać i wydać w 2004 r. Marek Andrzejewski – pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Dziś, w dniu pogrzebu Romana Korynta, który odszedł kilka dni temu, koniecznie trzeba przypomnieć o niej fanom futbolu.

Pozycja wydana nakładem Wydawnictwa „Marpress" Gdańsk nie jest obszerna. Sam tekst liczy ok. 90 stron, na których autor przedstawia w kolejności chronologicznej historię życia i sportowej kariery Romana Korynta. Piłkarz ten urodził się w 1929 r. w Tczewie, ale zanim rozpoczął poważną karierę piłkarską, trenował boks. Reprezentował barwy kilku klubów, m.in. Legii Warszawa (1950-1952 – służba wojskowa), z której trafił do zespołu, w którym grał najdłużej i w którego historii zapisał się najmocniej. W Lechii Gdańsk występował przez 14 lat, będąc jej wieloletnim liderem i kapitanem. Taką samą funkcję pełnił czterokrotnie w narodowej drużynie, ostatecznie licznik występów w reprezentacji zatrzymał się na 35.

Meczów międzynarodowych byłoby bez wątpienia znacznie więcej, ale na drodze do ich rozegrania stanęła Koryntowi ludowa władza. Stoper napisał bowiem list do swojego znajomego z Gdańska, który na stałe osiadł w Niemczech, w którym nieopatrznie wspomniał, że za mecz piłkarze dostają po 300 zł. Znajomy informację przekazał niemieckiej prasie bulwarowej, w której ukazał się na ten temat artykuł. Futbol w państwach komunistycznych był amatorski, a informacje pochodzące z tekstu niemieckiej gazety przeczyły idei amatorskich występów i jedynej słusznej ideologii socjalistycznej, więc, decyzją polityczną, Korynt został odsunięty od reprezentacji i nie pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Rzymu. Nigdy więcej nie zagrał już w drużynie narodowej.

niedziela, 15 stycznia 2017

Historia koszykarskiej Legii Warszawa

Pierwszą książką – „Srebrni chłopcy Zagórskiego” – Marek i Łukasz Ceglińscy zawiesili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Genialna pod względem reporterskim publikacja zapewniła im uznanie czytelników, ale też zaostrzyła apetyty. Ich najnowsze dzieło w mojej ocenie nie jest aż tak znakomite jak poprzedniczka, ale to wciąż lektura z najwyższej półki. Dla fanów koszykówki i historii sportu „Zieloni Kanonierzy” to zdecydowanie książka z gatunku „must read”.

Książka została wydana z okazji 100-lecia Legii i 60. rocznicy pierwszego mistrzostwa Polski zdobytego przez koszykarską sekcję tego klubu. Jak się łatwo domyślić, opowiada o historii basketu pod znakiem „eLki”. To zasadnicza różnica w porównaniu ze „Srebrnymi chłopcami Zagórskiego”  - ramy czasowe opowieści są tutaj znacznie szersze i obejmują niemal 90 lat. W poprzedniej książce głównym opisywanym wydarzeniem były rozgrywane we Wrocławiu w 1963 roku mistrzostwa Europy, w których reprezentacja Polski zajęła drugie miejsce. „Zieloni Kanonierzy” są pozycją znacznie szerszą, a do tego wydawnictwem oficjalnym, które ukazało się na rynku we współpracy z klubem. To niejako narzuciło autorom konieczność choć cząstkowego opisania całych dziejów sekcji koszykarskiej Legii. Publikacja zaczyna się więc od rozdziału poświęconego początkom legijnego basketu jeszcze przed wojną (w większości w oparciu o materiały prasowe), potem traktuje o złotym okresie największych sukcesów w latach 50. i 60. (główna i najobszerniejsza część książki), by następnie przedstawić powolny spadek sportowej jakości sekcji i jej reaktywację w ostatnich latach.

Legia to ludzie
Na szczęście oficjalność publikacji nie ma wielkiego wpływu na jej jakość. Widać, że autorzy dostali swobodę w pisaniu, bo książka przedstawia dzieje koszykarskiej Legii nie w formie opisów meczów, statystyk i tabel, ale poprzez ukazanie historii najważniejszych zawodników. To właśnie dzięki temu pozycja „Srebrni chłopcy Zagórskiego” była tak wyjątkowa – mimo że traktowała o odległych czasach, losy reprezentantów zostały przedstawione w niej niezwykle ciekawie i stanowiły największą wartość publikacji. Podobnie jest z „Zielonymi Kanonierami”, którzy w większości stanowią opowieść o gwiazdach Legii i tym, co je spotkało w życiu. Mamy całe rozdziały poświęcone Andrzejowi Pstrokońskiemu, Januszowi Wichowskiemu, Edwardowi Jurkiewiczowi, Włodzimierzowi Tramsowi, Marcinowi Michalskiemu czy Władysławowi Pawlakowi. W pozostałych rozdziałach przybliżone zostały sylwetki innych legionistów. To właśnie największa wartość książki. Można nie znać tych postaci, można nie interesować się w ogóle koszykówką, a fragmenty te i tak zainteresują każdego czytelnika. Bo pomimo że przedstawiają życie koszykarzy, to jednak ukazują ich „ludzką” stronę, a autorzy w kreśleniu portretów wykazują się znakomitym warsztatem reporterskim i wyczuciem.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Wydało się: Janusz Atlas „Sprzedana liga” (1993)

„Sprzedana liga" to książka Janusza Atlasa, która ukazała się w Polsce w 1993 r. Podtytuł „Szmal – gangsterzy i futbol" wiele mówi o jej zawartości. Pozycja dotyczy piłkarskiej rzeczywistości lat 90. w Polsce, która, jak dziś doskonale wiemy, pełna była korupcji i przekrętów. O tym w swoim dziele opowiada dziennikarz.

Bezpośrednim pretekstem do napisania książki była słynna „niedziela cudów", czyli 20 czerwca 1993 r. Właśnie w tym dniu rozgrywane były dwa spotkania w ramach ostatniej kolejki sezonu 1992/1993, które miały zadecydować o mistrzostwie Polski. O tytuł rywalizowały Legia Warszawa i ŁKS Łódź. Żeby było ciekawiej, obu drużynom do wygrania ligi potrzebne było nie tylko zwycięstwo, ale też odpowiednio wysoki wynik w stosunku do bramek zdobytych przez rywala w walce o tytuł.

Przeciwnikiem łodzian była zdegradowana już Olimpia Poznań, Legia rywalizowała z kolei z mającą pewne miejsce w środku tabeli Wisłą Kraków. Spotkanie w Łodzi sędziował Michał Listkiewicz, notabene sędzia ze stolicy, natomiast mecz w Krakowie prowadził Marian Dusza. Jak to wszystko się skończyło, wszyscy zapewne doskonale pamiętają lub o rezultacie tej „rywalizacji" słyszeli. Legia wygrała gładko 6:0, a ŁKS pokonał Olimpię 7:1. Piłkarze obu drużyn strzelali bramki w odpowiedzi na sygnały z drugiego stadionu dotyczące aktualnego rezultatu rywalizacji.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Cała prawda o Bergu

Nigdy nie był wybitnym piłkarzem. Solidnym obrońcą, wyróżniającym się zawodnikiem z Norwegii, który do maksimum wykorzystał swoje możliwości – na pewno. Gdyby jednak przed dwoma laty Henning Berg nie objął Legii Warszawa, polscy kibice nigdy nie przeczytaliby jego biografii. Byłoby szkoda, bo to całkiem niezła książka, która udowadnia, że nawet stosunkowo niewielkim wysiłkiem można stworzyć ciekawą pozycję o piłce.

Przed ukazaniem się w Polsce książki „Henning Berg. Z Manchesteru do Warszawy” miałem wobec niej sporo wątpliwości. Moja najpoważniejsza obawia wiązała się z faktem, że w Norwegii biografia wydana została w 2004 roku, tuż po tym, jak piłkarz zakończył czynną karierę. Oczywistym było, że oryginał nie zawiera ani słowa na temat pracy Berga w naszym kraju. Wydawnictwo RM, które odpowiada za wypuszczenie tej pozycji na polski rynek, zadbało wprawdzie o uzupełnienie informacji i dostosowanie publikacji do oczekiwań czytelnika znad Wisły, ale paradoksalnie nie wpływa to znacznie na odbiór książki. Fakt, Jakub Radomski jak zawsze sprawnie streszcza to, co w życiu szkoleniowca Legii wydarzyło się w ostatnim czasie, a krótki wywiad z Bogusławem Leśnodorskim daje szansę poznać jego zdanie na temat Norwega, ale najciekawsze zaczyna się dopiero później. Od 43 strony poznajemy historię Berga oczami autora książki, dziennikarza Joachima Forsunda, który przybliża nam kolejne szczeble i najważniejsze momenty w karierze norweskiego obrońcy.

Kariera wyciśnięta do ostatniej kropli
Tym, co pozytywnie zaskakuje od pierwszych stron, jest fakt, że autor nie zaczyna książki sztampowo. Nie nastawia się na opisanie w prologu najważniejszej chwili w piłkarskiej karierze Berga, nie rozpoczyna też od jego dzieciństwa. U Forsunda początek to tak naprawdę… koniec! Autor w pierwszym rozdziale przenosi czytelnika do miasteczka Bearsden pod Glasgow, gdzie w trakcie gry w Rangersach mieszkał główny bohater wraz z rodziną. Mało tego, norweski dziennikarz relacjonuje swój pobyt w domu Bergów, opisując okoliczności poznania piłkarza, o którym zdecydował się napisać książkę. To bardzo udanie wprowadza do lektury, bowiem oprócz zawodnika, poznajemy od razu jego rodzinę – żonę Line oraz synów Rio i Lukasa. Już pierwszy rozdział pokazuje, jaka będzie to biografia – reporterska, pisana we współpracy z Bergiem, ale jednocześnie zdystansowana, absolutnie nie będąca laurką piłkarza.

piątek, 21 listopada 2014

Sztuczki piłkarzy Legii [Recenzja+konkurs]

Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Tak można podsumować podręcznik „Legia Warszawa. Sztuczki i triki piłkarzy” stworzony przez dwóch Tomaszów: Bocheńskiego i Borkowskiego. Książka kierowana jest do młodszych czytelników, szczególnie kibicujących stołecznej drużynie, którzy chcieliby podszkolić swoje umiejętności piłkarskie. Dzięki patronatowi medialnego bloga nad tą pozycją, możecie teraz wygrać jej egzemplarze w konkursie.

Książka wydana w połowie listopada przez Wydawnictwo RM nie jest zbyt obszerna. Liczy dokładnie 64 strony, ale z racji tego, że kierowana jest do młodszych czytelników, wydaje się to być objętością jak najbardziej właściwą. Taka liczba stron jest wystarczająca, by przyszłe gwiazdy polskiego futbolu (miejmy nadzieję) mogły poznać 36 trików, zagrań i zwodów, które pozwolą podnieść poziom ich gry. Publikacja nie składa się jednak wyłącznie z części praktycznej, ale pozwala także czytelnikom zapoznać się z sylwetkami 12 piłkarzy w przeszłości lub obecnie związanych z warszawską Legią. Takie urozmaicenie sprawia, że dzieci z pewnością dużo chętniej spróbują wykonać zaprezentowane ćwiczenia na boisku, przekonane, że dzięki temu będą mogły stać się drugim Leszkiem Piszem, Kazimierzem Deyną czy Jakubem Rzeźniczakiem.

Ci piłkarze doczekali się bowiem w książce swoich biogramów. Łatwo się zorientować, że są to zawodnicy trzech różnych pokoleń, co jest niewątpliwie zaletą publikacji. Młodsi czytelnicy mogą dzięki temu poznać nie tylko aktualnych graczy stołecznej drużyny, których pewnie dobrze kojarzą z murawy lub telewizji, ale dowiedzą się także czegoś o dawnych piłkarzach Legii. Takich jak właśnie wspomniana dwójka oraz Artur Boruc, Roger Guerreiro i Jacek Zieliński. Warto dodać, że wiedzę, którą dzieci nabędą podczas lektury książki, można zweryfikować za pomocą trzech quizów umieszczonych w publikacji. Dzięki pytaniom o to, czym jest wolej oraz który z wymienionych zawodników znany jest z wykonywania ruletki, młodzi czytelnicy mogą utrwalić zdobyte informacje.

środa, 27 sierpnia 2014

Deyna. Ten obcy

Przed sięgnięciem po pozycję „Deyna, czyli obcy”, zastanawiałem się, czy czwarta biografia tego samego piłkarza, który w dodatku odszedł dwadzieścia pięć lat temu, może wnieść coś nowego. Okazało się, że tak, gdyż Roman Kołtoń podszedł do tematu zupełnie inaczej niż poprzednicy. Napisana przez niego książka ukazuje postać Kazimierza Deyny na tle epoki, a autor prezentuje własne, świeże spojrzenie na życie i karierę legendy warszawskiej Legii.

Podążając własną ścieżką
Biografie Deyny pisali najpierw Stefan Szczepłek i Wiesław Wika, a niedawno zrobił to także Wiktor Bołba, kustosz muzeum Legii. Jego książkę zatytułowaną „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy” recenzowałem niedawno na blogu. Podkreślałem przede wszystkim fakt, że autorowi udało się przedstawić, jakim człowiekiem był „Kaka”, gdy po meczu lub treningu wracał do domu albo ruszał w miasto. To była niewątpliwie największa zaleta pozycji wydanej przez Wydawnictwo The Facto, podobnie jak skrupulatne, uporządkowane i bardzo dokładne przedstawienie kolejnych etapów życia warszawskiej legendy. Oczywiście z racji tego, że książka Bołby do sprzedaży trafiła wcześniej niż „Deyna, czyli obcy”, Kołtoń nie mógł podążyć tą samą drogą i na szczęście tego nie zrobił. Zamiast kolejnej biografii będącej opisem najważniejszych wydarzeń w życiorysie zawodnika Legii, mamy więc publikację, która owszem, sporo mówi o Deynie, ale ukazuje jego karierę na szerszym tle futbolu i rzeczywistości lat 70. i 80.

Momentami można nawet odnieść wrażenie, że „Deyna, czyli obcy” to… nie biografia tytułowego bohatera, a książka o „Orłach Górskiego”, mundialu w Niemczech z 1974 roku czy Zbigniewie Bońku. Kołtoń, w przeciwieństwie do poprzednich autorów piszących o Deynie, nie stawia piłkarza w centrum zainteresowania. Wątek kariery zawodnika Legii przewija się wprawdzie przez całą książkę, ale dziennikarz Polsatu Sport nie ogranicza się wyłącznie do niego. Kiedy na przykład wspomina występy „Kaki” na mistrzostwach świata, szeroko opisuje mecze Polaków, szuka przyczyn zwycięstw lub porażek, analizuje decyzje Kazimierza Górskiego oraz Jacka Gmocha, ale także przybliża sylwetki Johana Cruijffa i Franza Beckenbauera lub opisuje przebieg finałowych starć z 1974 i 1978 roku. Wszystko, co pojawiało się w książkach Bołby czy Szczepłka, miało związek z osobą Deyny. U Kołtonia jest nieco inaczej, gdyż postanowił on nakreślić szerszy obraz futbolu przede wszystkim lat 70. i na jego tle przedstawić czytelnikowi legendę rodzimej piłki.

niedziela, 22 czerwca 2014

„Kici”. O Legii oczami legendy

Obok Kazimierza Deyny jest jedną z dwóch największych legend Legii Warszawa. Choć o „Kace” powstały do tej pory aż trzy książki (w drodze jest kolejna), Lucjan Brychczy długo nie mógł doczekać choćby jednej. Zmienili to Grzegorz Kalinowski i Wiktor Bołba za sprawą pozycji „Kici”, która w równym stopniu co o tym wyjątkowym piłkarzu, traktuje o klubie, w którym jej bohater spędził większą część swojego życia.

Można powiedzieć, że „Kici” to klubowa monografia przedstawiająca dzieje Legii Warszawa z punktu widzenia jej legendy. W takim stwierdzeniu nie ma nadużycia, bowiem Lucjan Brychczy towarzyszy „Wojskowym” od 60 lat. Do Legii trafił w 1954 roku i choć piłkarską karierę zakończył 18 lat później, pozostał w klubie w roli szkoleniowca. Tę funkcję pełni do dziś, będąc jednym z asystentów trenera, więc nic dziwnego, że jego biografia jest jednocześnie publikacją o zespole, w którym spędził większą część swojego życia. Bohater książki zna klub od podszewki, przeżywał z nim wzloty i upadki, miał okazję poznać pewnie kilkuset zawodników, którzy przez lata przewinęli się przez drużynę ze stolicy. Ktoś, kto sięgnie po pozycję napisaną wspólnie z Grzegorzem Kalinowskim i Wiktorem Bołbą, ma więc okazję nie tylko dobrze poznać przebieg kariery Lucjana Brychczego, ale wiele dowie się także o tym, jak funkcjonowała Legia przez ponad pół stulecia.

Niekończąca się rozmowa
Pisząc o książce, która na początku maja ukazała się nakładem Wydawnictwa Buchmann, nie sposób nie wspomnieć o jej specyficznej formie. Nie wiem, jaka była tego przyczyna, ale autorzy zdecydowali się przedstawić bohatera w wywiadzie-rzece, który ciągnie się od pierwszej do ostatniej strony. Starsi kibice być może pamiętają, że kiedyś, tworząc biografie sportowców, czasem wybierano taką konwencję (patrz: „Kochana piłeczko” Józefa Młynarczyka czy „Wszystko porąbane” Władysława Komara i Jana Lisa). W ostatnim czasie ta forma nieco zanikła, a przynajmniej nie spotkałem się z nią w przypadku książek sportowych, ale przypomnieli o niej Kalinowski i Bołba. Jest więc kilkaset pytań od autorów, na które obszernie odpowiada Lucjan Brychczy i tak w skrócie wygląda narracja w pozycji „Kici”.

piątek, 23 maja 2014

Biografia kompletna: „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy”

Mimo że przed premierą tej biografii ukazały się już dwie książki poświęcone Kazimierzowi Deynie, trudno było oprzeć się wrażeniu, że cała prawda o legendzie warszawskiej Legii nie został jeszcze ujawniona. Wiktor Bołba swoją pozycją „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy” zmienił ten stan rzeczy. Kibice w końcu mogą poznać „Kakę” nie tylko jako wybitnego zawodnika, ale także zwykłego człowieka, który, jak każdy z nas, miał swoje słabości.

Kompletna. To chyba najlepsze określenie biografii napisanej przez kustosza muzeum Legii Warszawa. Nie chodzi tutaj wyłącznie o to, że w książce ujawnione zostały pozaboiskowe podboje Kazimierza Deyny, o których dotychczas mówiło się półgębkiem. To oczywiście też wpływa na pozytywną ocenę publikacji Bołby i jest jednym z tych elementów, który z pewnością zachęci czytelników do sięgnięcia po lekturę. Ważniejszy jest jednak fakt, że autor podszedł do życiorysu opisywanego bohatera niezwykle rzetelnie i z kronikarską wręcz dokładnością przybliżył każdy jego etap. Żaden z życiowych rozdziałów „Kaki” nie został zaniedbany, co jest szczególnie istotne w przypadku opisu zagranicznej kariery Deyny, która dotychczas nie doczekała się tak obszernego opracowania.

Odbrązawianie legendy
O życiu Kazimierza Deyny pisali dotychczas dwaj autorzy – Wiesław Wika w książce „Kaka. Chłopak ze Starogardu” oraz Stefan Szczepłek w bardziej znanej biografii zatytułowanej po prostu „Deyna”. Druga z tych pozycji słusznie uważana była dotychczas za bardziej kompleksową, choć nie brakowało w jej przypadku głosów krytyki. Część odbiorców zarzucała znanemu dziennikarzowi sportowemu, że pisał książkę „na kolanach”, nie starając się ukryć osobistej sympatii do opisywanej postaci, przeradzającej się często w uwielbienie. To wpłynęło oczywiście na formę biografii i oczywistym było, że Szczepłek, choć wspominał o późniejszych problemach „Kaki” z alkoholem i hazardem, nie zabiegał o pozyskanie informacji, które mogłyby postawić piłkarza w złym świetle. Z publikacji „Deyna” trudno dowiedzieć się wiele o tym, jakim człowiekiem był legendarny zawodnik Legii, kiedy zrzucał klubowy dres i wracał do domu lub, co zdarzało się częściej, ruszał w miasto.

sobota, 12 kwietnia 2014

„Nie ma sensu wmawiać światu, że Deyna był postacią krystaliczną” – wywiad z Wiktorem Bołbą

Za kilka dni do sprzedaży trafi trzecia już biografia legendy polskiej piłki nożnej, Kazimierza Deyny. Pozycja „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy” ma być pierwszą książką, z której czytelnicy dowiedzą się, jakim człowiekiem poza boiskiem był „Kaka”. Jej autor – Wiktor Bołba – współpracuje także przy powstawaniu publikacji o innej wybitnej postaci warszawskiej Legii, Lucjanie Brychczym. Kustosz muzeum stołecznego klubu w wywiadzie dla bloga opowiada o obu książkach, zapowiadając… kolejną.

- „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy” to już trzecia, po książkach "Deyna" Stefana Szczepłka i "Kaka. Chłopak ze Starogardu" Wiesława Wiki, pozycja o tym piłkarzu. Czym pańska biografia będzie różnić się od poprzednich?

Wszystkim. Dlaczego? By to wyjaśnić, posłużę się cytatem z Aleksandara Vukovića, który w słowie wstępnym napisał: „Ten obraz jest z pewnością bardziej prawdziwy niż to, co do tej pory o Deynie czytaliście”.

- Często powtarza się, że o zmarłych powinno mówić się tylko dobrze albo wcale. Co spowodowało, że zdecydował się Pan przedstawić Kazimierza Deynę takim, jakim rzeczywiście był – z wszystkimi słabościami i wadami?

Ponieważ bardzo poważnie i rzetelnie postanowiłem przedstawić i przybliżyć czytelnikowi postać człowieka, wielkiego sportowca, podziwianego i nienawidzonego przez tłumy. By to uściślić, moja książka jest czymś w rodzaju dokumentu, w dodatku o człowieku, którego kultu jestem wielkim propagatorem. Mogę śmiało powiedzieć, że mając ogromną wiedzę na temat jego życia, chciałem być przede wszystkim uczciwy. Mówienie o tym, że o zmarłych… To jest wbrew praktyce dziennikarskiej. Czy ktoś w takiej sytuacji kiedykolwiek napisałby słowo o Hitlerze czy Stalinie? Przecież o nich nie da się napisać dobrze, a jednak powstało wiele publikacji na ich temat.

sobota, 15 marca 2014

Książki o kibicach

W przeciągu lat ukazało się w Polsce wiele publikacji poświęconych kibicom piłkarskim. Część z nich to wspomnienia fanów bez pamięci zakochanych w futbolu, lecz większość tego typu książek to pozycje dotyczące chuliganki. To zjawisko od zawsze budziło spore emocje, dlatego nic dziwnego, że wielu autorów zdecydowało się o nim napisać, tworząc ciekawe i cenne opracowania.

Pisząc o literaturze kibicowskiej, nie sposób nie wspomnieć o kilku pozycjach, które z chuliganką nie mają wiele wspólnego. Paru autorów zdecydowało się bowiem ująć fenomen „bycia fanem” w odmienny sposób. Pierwsze nazwisko, które przychodzi do głowy, to oczywiście Nick Hornby. Kibic Arsenalu Londyn napisał swego czasu znakomitą książką zatytułowaną „Fever Pitch: A Fan’s Life”, która w Polsce znana jest bardziej pod przetłumaczonym tytułem „Futbolowa gorączka”. Publikacja będąca wyrazem przeżyć kibica ślepo zakochanego w swojej ulubionej drużynie to literacki klasyk. Zawarte w tej książce przeżycia nie są obce ludziom, których serce zarezerwowane jest dla wyłącznie jednego klubu. Warto dodać, że mimo upływu lat (Hornby wydał „Fever Pitch” po raz pierwszy w 1992 roku), pozycja Brytyjczyka nic nie traci na swojej aktualności. Dlatego też książka doczekała się w Polsce dwóch wydań – pierwszego w 2003 roku, a kolejnego dziewięć lat później. Za wypuszczenie obu odpowiada Wydawnictwo Zysk i S-ka z Poznania.

niedziela, 26 stycznia 2014

"Pisanie jest dla mnie formą hobby" - wywiad z Michałem Buczakiem, autorem powieści o kibicach piłkarskich

Poza piłką nożną, Michał Buczak interesuje się
m.in. kulturą Azji Południowo-Wschodniej i Indii
Fot. archiwum prywatne Michała Buczaka
Michał Buczak to jedyna osoba w Polsce, a może i na świecie, która regularnie pisze i wydaje powieści o kibicach. Pierwsza z jego książek – „Krew na stadionach” ukazała się w 2010 roku. Rok później premierę miała kolejna – „Stadiony w ogniu”, a przed blisko dwoma miesiącami wydana została najnowsza, zatytułowana „Sieć. Bycie kibicem to (nie) jest przestępstwo”. O tej pozycji, ale nie tylko, autor opowiada w wywiadzie dla bloga, zapraszam.

- To jak to w końcu jest z tym byciem kibicem? Można to uznać za przestępstwo czy jednak nie?

Dla każdego kto jest kibicem, odpowiedź jest oczywista. Nikt z nas nie jest przestępcą tylko dlatego, że oddaje się takiej pasji. Jednak służby mundurowe i organy administracyjne z miejsca spychają nas na margines społeczeństwa, w żaden sposób nie próbując zrozumieć. A przecież w takiej masie ludzkiej możemy znaleźć cały przekrój społeczeństwa. Oczywiście są osoby będące na bakier z prawem, działające na jego pograniczu, ale nie jest to duży odsetek. Na trybunach można spotkać również właścicieli firm, członków zarządów w korporacjach, managerów, lekarzy, prawników czy nauczycieli.
W przypadku najmniejszego naruszenia prawa stosuje się wobec kibiców odpowiedzialność zbiorowa, która przecież nie jest stosowana wobec żadnej innej grupy społecznej. Niestety, nie mamy żadnej możliwości przedstawienia naszej wersji wydarzeń i z góry jesteśmy skazani na ostracyzm. Przodują w tym media, dla których "jazda po kibolach" jest chwytliwym tematem i idealnym sposobem przyciągnięcia uwagi odbiorców.