To do dziś jedna z największych zagadek polskiej piłki – dlaczego niezwykle
utalentowany Dawid Janczyk nie zrobił takiej kariery, jaką wróżyli mu niemal
wszyscy eksperci? Fani futbolu z pewnością słyszeli o jego problemach z
alkoholem, ale dopiero autobiografia piłkarza pokazuje, w jak poważne popadł
tarapaty. „Moja spowiedź” na półki w księgarniach trafi 19 września i z miejsca
powinna stać się pozycją obowiązkową dla młodych zawodników, ich rodziców,
trenerów, kibiców i całego piłkarskiego środowiska.
Śmiem twierdzić, że od czasu
premiery „Spalonego”, czyli znakomitych wspomnień Andrzeja Iwana, nie było tak
mocnej książki polskiego piłkarza. Różnica jest taka, że podczas gdy wieloletni
piłkarz Wisły Kraków ma za sobą całkiem udaną karierę, a najpoważniejsze
problemy z nałogami pojawiły się u niego dopiero po jej zakończeniu, Dawidowi
Janczykowi alkohol przeszkodził w osiągnięciu czegokolwiek wielkiego. Przecież
to facet, który we wrześniu skończy dopiero 31 lat, a ledwie 11 wiosen temu,
gdy strzelał gole na młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie, wszyscy
uważali go za największy talent w polskiej piłce. „Moja spowiedź” przynosi
odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że w tak krótkim czasie Janczyk przeszedł
drogę z nieba do piekła. Od pierwszego miliona, który zarobił, gdy miał mniej
niż 21 lat, po sprzedawanie w lombardzie wszystkiego co popadnie, by mieć za co
pić. Od porównań do Sergio Agüero po granie ogonów w I-ligowej Sandecji Nowy
Sącz. Wreszcie – od momentu, który miał go zaprowadzić na piłkarskie salony, do
walki o to, by salon w mieszkaniu na Wilanowie – jednej rzeczy materialnej, która
została mu po przygodzie z futbolem – opuścić o własnych siłach. Książka
napisana wraz z dziennikarzem „Super Expressu” Piotrem Dobrowolskim poraża i
szokuje, a zarazem doskonale pokazuje, na jaką drogę mogą sprowadzić młodych
piłkarzy łatwe pieniądze i niewłaściwe towarzystwo.
Młodzieżowy mundial i Legia
Na młodzieżowych mistrzostwach
świata w Kanadzie Dawid Janczyk zdobył trzy gole. Żaden z nich nie dał
zwycięstwa reprezentacji Polski, ale te trzy trafienia wystarczyły, by polskim
napastnikiem zainteresował się cały piłkarski świat. „Moja spowiedź” nie mogła
zacząć się inaczej niż właśnie od wspomnień dotyczących turnieju życia głównego
bohatera. Janczyk ciekawie opowiada, jak trener Globisz motywował swoich podopiecznych
(m.in. puszczając im muzykę… Michała Bajora), charakteryzuje kolegów (m.in. 17-letnich
wówczas Krychowiaka i dowcipnisia Szczęsnego), a także przyznaje wprost, że Brazylijczycy
zlekceważyli biało-czerwonych w pierwszym spotkaniu i stąd wzięło się historyczne
już zwycięstwo 1:0 uzyskane w osłabieniu. Poznawanie kulis meczów na mundialu
jest niezwykle wartościowe, tym bardziej, że już na pierwszych stronach można poznać
imprezowy charakter Janczyka. Jak zdradza piłkarz, po wygranej z Canarinhos wraz
ze swoim najlepszym kompanem Krzysztofem Królem postanowili dłużej zabawić
się poza hotelem, co nie umknęło uwadze szkoleniowca. Mało brakowało, a obaj
zostaliby odesłani do domów, ale ostatecznie Globisz uzależnił ujawnienie afery
od awansu drużyny z grupy. Ta cała sytuacja dziś nabiera drugiego znaczenia.
Czy gdyby trener młodzieżówki był bardziej surowy i odstawił od składu Janczyka,
ten zdążyłby błysnąć na mundialu i trafił do CSKA Moskwa? Dziś można tylko
gdybać, ale jedno można powiedzieć z pełną stanowczością – rozdział zatytułowany
„Moskwa” to najciekawsza część książki. Niestety to właśnie tam rozpoczęły się
problemy Janczyka…