W ostatnich latach nie było o nim zbyt głośno. Podczas gdy inne „Orły
Górskiego” brylowały w mediach, on zaszył się we Francji i tam wiódł spokojne
życie z dala od futbolu. Ale kiedy przemówił, wydając przed kilkoma dniami
swoje wspomnienia, spuścił prawdziwą bombę. Autobiografia Andrzeja Szarmacha
„Diabeł nie anioł” napisana wspólnie z dziennikarzem TVP, Jackiem Kurowskim, to
kopalnia anegdot na temat ludzi polskiej (i nie tylko!) piłki. Żaden kibic nie
powinien jej przeoczyć!
W dyskusjach na temat książek
sportowych bardzo często pojawia się zarzut, że wciąż aktywni piłkarze spisują
swoje wspomnienia. Zdaniem niektórych wydawanie takich książek nie ma sensu,
gdyż „prawdziwą biografię” powinno się pisać po zawieszeniu butów na kołku. Dla
wszystkich, którzy tak twierdzą, mam zatem idealną lekturę, którą muszą
przeczytać: „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł”. Byłem bardzo ciekaw, co po
latach powie o sobie i swoich kolegach ten właśnie zawodnik. Inni nie dali
kibicom o sobie zapomnieć: Grzegorz Lato został prezesem PZPN, Jan Tomaszewski
stał się ulubieńcem mediów, który zawsze powie coś ciekawego, Kazimierzom:
Deynie i Górskiemu stawiano pomniki, a Andrzej Strejlau z Jackiem Gmochem
często gościli w telewizji w roli komentatorów lub piłkarskich ekspertów. O
Szarmachu, zapewne z tego względu, że mieszka we Francji, nie było tak głośno.
Był wprawdzie twarzą Euro 2012, pojawił się na losowaniu, od czasu do czasu
udzielił jakiegoś wywiadu, ale gdyby zapytać młodszych kibiców, kto kojarzy im
się z „Orłami Górskiego”, wskazaliby pewnie na Latę, Tomaszewskiego lub Deynę.
Być może dzięki tej książce w końcu dowiedzą się, kim był pan z wąsem, który
zwykł głowę wsadzać tam, gdzie inni bali się włożyć nogę…
Jeden z dziesięciu
Na początek kilka słów o formie
autobiografii „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł”. Jest to w zasadzie
wywiad-rzeka, który przeprowadza Jacek Kurowski, ale nie w stylu chociażby
książki „Kici”. Tam autorzy zadawali Lucjanowi Brychczemu wiele pytań,
zachowując chronologię, a ten po prostu krótko na nie odpowiadał. We
wspomnieniach Szarmacha zostało to rozwiązane znacznie lepiej – pytań jest
zdecydowanie mniej, dzięki czemu książkę czyta się de facto jak tradycyjną
autobiografię, w której główny bohater opowiada w pierwszej osobie. Trudno
nawet nazwać te wspomnienia wywiadem, bo Jacek Kurowski usuwa się w cień. Nie
próbuje robić z siebie pierwszoplanowej postaci, opowiadając czytelnikom część
historii „Diabła”, tylko od czasu do czasu nadaje ton narracji, poddając pod
dyskusję jakiś temat lub dopytując o szczegóły. Jest jak dobry sędzia piłkarski
– nie widać go podczas czytania, a świetnie wykonuje swoją robotę. To duża
zaleta książki, bo wywiad-rzeka zazwyczaj wypada blado. Zdecydowanie wolę, gdy
dziennikarz spisuje i układa w całość wypowiedzi piłkarza, tworząc z nich
spójną opowieść. Kurowskiemu tę spójność udało się zachować, za co należą mu
się duże brawa. Książkę czyta się świetnie, z dużą uwagą. Trudno powiedzieć,
żeby miała słabsze momenty.