Czekałem na tę książkę. Po pierwsze dlatego, że Radosława Kałużnego
trudno uznać za postać nijaką – to facet, który ma coś do powiedzenia. Po
drugie wyczekiwałem jego biografii z powodów sentymentalnych. Jako 10-letni
chłopiec emocjonowałem się meczami kadry Jerzego Engela i do dziś pamiętam trzy
bramki wbite przez „Tatę” Białorusi oraz inne trafienia, które przyczyniły się
do awansu na mundial w Korei. Moje oczekiwania były duże, ale muszę przyznać,
że zostały spełnione. „Powrót Taty” jest biografią momentami brutalnie szczerą,
ale dzięki temu czyta się ją jednym tchem.
Niech najlepszą rekomendacją
będzie fakt, że książkę napisaną przez Radosława Kałużnego wspólnie z Mateuszem Karoniem pochłonąłem w niemal
jeden wieczór. Lubię wspomnienia rodzimych piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy w
swoim życiu nie zawsze podejmowali właściwe decyzje. Jest coś fascynującego w
śledzeniu ich losów. W ostatnich latach przykładów mieliśmy aż nadto: Andrzej
Iwan, Wojciech Kowalczyk, Igor Sypniewski, Grzegorz Król, Arkadiusz Onyszko…
Biografia Radosława Kałużnego najbardziej podoba jest chyba właśnie do „Fucking
Polaka” – czytając ją, łapiemy się za głowę i zastanawiamy, jak piłkarz mógł to
wszystko tak sp… aprać. W przypadku „Taty” to wrażenie życiowej porażki
potęguje świadomość tego, jak dziś wygląda życie autora książki: ciężka praca
na budowie, walka o każdy grosz, niepewne jutro. A przecież jeszcze niedawno
reprezentował Polskę, jechał na mistrzostwa świata, a później grał w jednej
drużynie z piłkarzami, który te mistrzostwa wygrali. Kiedy to wszystko poszło
nie tak? Właśnie na to pytanie odpowiada „Powrót Taty”.
Kształtowanie charakteru
Książka rozpoczyna się do opisu
wydarzeń, przez które zapewne w ogóle ta biografia powstała. Trzy lata temu
portal Weszło informował o tym, że Radosław Kałużny pracuje w firmie DHL w
Wielkiej Brytanii. Artykuł opatrzony był zdjęciem piłkarza w roboczym ubraniu i
wywołał w polskim środowisku spore poruszenie. Ja, podobnie jak zapewne wielu
innych kibiców, dopiero wtedy dowiedziałem się, że losy „Taty” po zawieszeniu piłkarskich
butów na kołku potoczyły się aż tak źle. Na pierwszych stronach wspomnień były
reprezentant Polski wraca do tamtej sytuacji, zdradzając jej okoliczności:
jeden ze współpracowników z naszego kraju zrobił mu ukradkiem zdjęcie, które
następnie wysłał do portalu. Myślicie, że Kałużny był za to wdzięczny? Wręcz
przeciwnie – strasznie się wkurzył i próbował znaleźć winnego, a potem dosyć
jasno dać mu do zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu. Już pierwsze strony
objawiają nam charakter autora – nie jest to facet, który daje sobie w kaszę
dmuchać lub skarży się na swój los. To twardziel, który często odrzuca wszelką
pomoc. Ale czy ktoś, kto wychowywał się pod silną ręką byłego boksera, mógłby
mieć inny charakter?