Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpinizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpinizm. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Przeżyła. Tragedia Elisabeth Revol na Nanga Parbat

Takie książki nie powstają często. Nie dlatego, że himalaiści nie chcą ich pisać, ale dlatego, że rzadko kiedy wychodzą z takich sytuacji cało. Elisabeth Revol spędziła dwie noce na wysokości powyżej 6800 metrów, bez jedzenia i picia, z odmrożeniami, wcześniej będąc zmuszona zostawić partnera Tomasza Mackiewicza, który zapadł na chorobę wysokościową. To, co wtedy czuła, opisała w niezwykle dramatycznej książce „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”, którą czyta się jak trzymający w napięciu górski thriller.

Rok temu czytelnicy mieli okazję poznać historię wspinaczkowego partnera Revol, Tomasza Mackiewicza, w książce Dominika Szczepańskiego „Czapkins”. Nie mogło tam oczywiście zabraknąć wątku tragedii na Nanga Parbat, a umieszczony pod koniec lektury zapis kolejnych godzin akcji ratunkowej i komunikatów wymienianych pomiędzy osobami próbującymi zorganizować pomoc a Elisabeth Ravol, dał dobre wyobrażenie, co wtedy działo się na ośmiotysięczniku. Dopiero jednak pierwszoosobowa relacja Francuzki pokazuje, jak wielki był to dramat i jak heroiczną postawą wykazała się himalaistka, sprowadzając Mackiewicza kilkaset metrów w dół do szczeliny, a potem podejmując decyzję o samotnym schodzeniu bez jakiegokolwiek niemal sprzętu. Te wyczyny docenia się tym bardziej, gdy weźmie się pod uwagę skromne warunki Revol – licząca 156 centymetrów wzrostu i ważąca w trakcie wyprawy nieco ponad 40 kg himalaistka pomogła zejść dwukrotnie cięższemu koledze, który stracił wzrok i z każdym metrem słabnął. W tym kontekście już samo zejście na poziom 7300 metrów uznać należy za cud i absolutnie nie można zarzucać Francuzce, że zostawiła partnera. Dość powiedzieć, że do tego przekonały ją tylko zapewnienia ekipy ratunkowej, że po Tomka przylecą helikoptery. Gdyby nie to, Revol zapewne zostałaby w szczelinie wraz z Mackiewiczem i podzieliła jego los, a książka „Przeżyć” nigdy by nie powstała. Ale po kolei.

„Éli, co się dzieje z moimi oczami?”
Mówi się, że życie pisze najlepsze scenariusze. W przypadku wyprawy Revol i Mackiewicza napisało najdramatyczniejszy z możliwych. Wspomniałem na początku, że książkę czyta się niczym górski thriller i to niezaprzeczalny fakt. Zaczyna się bowiem niewinnie – para wspinaczy po raz trzeci wspólnie atakuje Nangę Parbat. Revol czyni to po raz czwarty w swoim życiu, a Mackiewicz już siódmy – ten ośmiotysięcznik stał się jego obsesją, ale jednocześnie górą, z która „załapał” wyjątkową więź. Tak przynajmniej mu się wydaje. Po raz pierwszy oboje nie muszą brać udziału w wyścigu z czasem, gdyż Simone Moro dwa lata wcześniej jako pionier zdobył Nangę zimą. Mimo tego wejście na szczyt jest marzeniem i celem Revol oraz Mackiewicza, gdyż wcześniej za każdym razem plany krzyżowała im pogada. Tym razem jest inaczej – góra dzięki oknu pogodowemu otwiera się przed wspinaczami. Mocno wieje, ale para jest zdeterminowana, by dotrzeć na wysokość 8126 m. n. p. m. Nie jest łatwo, ale idą. W pewnym momencie wiedzą już, że jest zbyt późno i jeśli będą kontynuować atak szczytowy, powrót będzie musiał nastąpić w ciemnościach. Wymieniają komunikaty – czują się dobrze i idą dalej. Revol prowadzi, Mackiewicz idzie wolniej. Kiedy Francuzka dociera na szczyt, czuje wielką euforię. Wszystko się zmienia, gdy dociera tam jej partner. Jego słowa: „Éli, co się dzieje z moimi oczami? Éli, nie widzę twojej czołówki, twój obraz jest rozmyty!” są punktem zwrotnym tej historii – zapoczątkowują dramat, który będzie trwał przez najbliższe trzy doby.

sobota, 11 marca 2017

Po drugiej stronie lustra. Historia Adama Bieleckiego

Większość Polaków poznała jego nazwisko w 2013 roku, kiedy podczas zejścia z Broad Peak zginęło dwóch jego towarzyszy: Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. To właśnie Adam Bielecki był przez wielu oskarżany o przyczynienie się do ich śmierci. Ale nie tylko o tych dramatycznych wydarzeniach himalaista opowiada w autobiografii „Spod zamarzniętych powiek”. To przede wszystkim pasjonująca opowieść o wielkiej miłości do gór, największych osiągnięciach i trudnych wyborach, przed którymi staje każdy, kto próbuje zdobywać ośmiotysięczniki.

Ogromną pokusą było postawienie na sensacyjność i rozpoczęcie tej historii od opowieści o ataku na Broad Peak. To najbardziej dramatyczne, najbardziej medialne i wywołujące najwięcej kontrowersji wydarzenie w karierze Adama Bieleckiego. Sportowiec wraz z Dominikiem Szczepańskim, współautorem książki, postanowili jednak inaczej. „Spod zamarzniętych powiek” rozpoczyna się od rozdziału poświęconego próbie zdobycia Gaszerbrum I. To z kolei największy dotychczasowy sukces himalaisty z Tychów – w 2012 roku wraz z Januszem Gołąbem dokonał pierwszego zimowego wejścia na ten szczyt w dziejach himalaizmu. Motyw tej wyprawy przewija się przez całą książkę i przeplatany jest wspomnieniami z dzieciństwa, lat młodości, pierwszych górskich wypraw, a później największych osiągnięć. Dzięki temu poznajemy całościową historię życia tyskiego wspinacza – od książki „Niepotrzebne zwycięstwa” Lionela Terraya, po której przeczytaniu postanowił, że zostanie alpinistą, po nieudany zimowy atak na Nanga Parbat z ubiegłego roku, czyli ostatnią wielką wyprawę Bieleckiego.

Minimum życia prywatnego
Tym, co wyróżnia opowieść himalaisty, jest z pewnością fakt, że niewiele zdradza on ze swojego życia prywatnego, przynajmniej tego obecnego. Na pierwszych kartkach książki jest wprawdzie sporo o dzieciństwie i rodzicach, którzy mimo strachu mocno wspierali go w realizacji pasji, ale wszystko to związane jest w mniejszym lub większym stopniu z karierą Bieleckiego. Opowiada on o tym, jak rozpoczęło się jego zainteresowanie górami i wspinaczką (co warte podkreślenia – dzięki książkom podróżniczym, które podsuwał mu mocno zainteresowany geografią i przyrodą dziadek!) i jakie przeszkody napotkał, kiedy w młodym wieku próbował rozpocząć przygodę z górami. Mimo że miał zaledwie 13 lat, chciał rozpocząć kurs skałkowy. Niestety, jak poinformowano go w Klubie Wysokogórskim w Katowicach, mógł to zrobić dopiero, gdy skończy 15 lat. Kiedy nastąpił ten moment, ponownie wybrał numer klubu, ale chciał już iść w góry – w międzyczasie sam dzięki pomocy nauczycielki nauczył się bowiem wspinać na skałkach. Po raz kolejny spotkało go rozczarowanie – kurs taternicki można było rozpocząć w wieku 16 lat. Mimo tych przeszkód, chłopak nie poddał się, co pokazuje, jak wiele miał w sobie samozaparcia. Nie mogło być zresztą inaczej, bo młody Bielecki nie widział dla siebie innej przyszłości – nie interesowała go szkoła, a na studiach nie myślał o egzaminach i zaliczeniach, tylko marzył o kolejnych szczytach.

sobota, 17 września 2016

Kukuczka

Jego historia jest niezwykła. Nic dziwnego, że Jerzy Kukuczka, drugi na świecie zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, stał się bohaterem wielu książek i filmów. Wydana niedawno biografia „Kukuczka. Opowieść najsłynniejszym polskim himalaiście” w kapitalny sposób spaja to wszystko w całość. To świetna lektura zarówno dla tych, którzy raz jeszcze chcieliby prześledzić losy Polaka, jak i tych, którzy dotychczas niewiele wiedzieli na jego temat.

Nigdy nie interesowałem się himalaizmem. Zawsze trudno było mi uznać go za sport, więc publikacje na ten temat traktowałem trochę po macoszemu. Co za tym idzie – nie jestem zbyt dobrze zorientowany w tej tematyce. Ale kiedy dowiedziałem się o książce napisanej przez Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego, doświadczenie podpowiedziało mi, że warto się nią zainteresować. Z jednej strony ciekawiła mnie postać Jerzego Kukuczki. Wiedziałem, że był wybitnym himalaistą, że dokonywał niezwykłych rzeczy, że w końcu zginął tragicznie podczas jednej ze swoich wypraw. Chciałem więc dowiedzieć się, kim był i czego dokonał. A że za wydanie książki odpowiadało Wydawnictwo Agora, byłem przekonany, że będzie to znakomite dzieło. Czytałem wcześniej biografie Huberta Jerzego Wagnera i Antoniego Piechniczka, które ukazały się nakładem tego wydawcy. Były to znakomite reporterskie opowieści, jedne z najlepszych książek sportowych ostatnich lat. Instynkt mnie nie zawiódł, bo „Kukuczka” to kolejna pozycja, którą należy zaliczyć do grona lektur obowiązkowych. Po jej przeczytaniu z całą pewnością mogę stwierdzić, że to mocny kandydat to tytułu książki roku. Nie tylko jeśli chodzi o pozycje dotyczące sportu.

Kukuczka i cała reszta
Na wstępie warto podkreślić, że nie jest to wbrew pozorom biografia w stu procentach skupiona na Jerzym Kukuczce. Fakt, poznajemy jego pochodzenie (rodzice przesiedleńcami z Istebnej do Katowic, gdzie urodził się główny bohater), dzieciństwo (przygoda z podnoszeniem ciężarów i ogromny apetyt chłopaka), początki przygody ze wspinaczką (problemy ze zdobyciem sprzętu, nieustępliwość), związek z Celiną, a potem wszystkie wyprawy na ośmiotysięczniki. W książce nie brakuje jednak wątków pobocznych, takich jak obecność kobiet podczas wypraw (o tym, że Wanda Rutkiewicz nie było lubiana przez facetów – kilka prześmiesznych anegdot), są też fragmenty poświęcone zdrowiu himalaistów i temu, co dzieje się z ich organizmami na dużych wysokościach (opowiadają lekarze, jak sami uczestnicy wypraw), a czytelnik dowie się też, jak himalaiści z Kukuczką na czele byli inwigilowani przez służby bezpieczeństwa podczas wyjazdów. Książka ma więc bardzo szerokie tło, dzięki czemu jest kopalnią wiedzy na temat wspinaczki. Wiele mówi także o życiu w PRL-u i problemach, z którymi borykali się organizatorzy wypraw (przede wszystkim trudności ze zdobyciem środków finansowych).