Znacie ten stan, kiedy kończąc książkę czujecie ogromny żal, że nie
będziecie mieli już okazji poznać kolejnych przygód głównego bohatera? Tak
właśnie było w moim przypadku po przeczytaniu pozycji „Ja, kibic”. Publikacja
Jamesa Bannona to kapitalna opowieść o byciu tajnym policjantem, a zarazem kibicem-chuliganem,
która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.
O ile ostatnie książki sportowe
Grupy Wydawniczej Foksal, które czytałem, nie były rewelacyjne („Carlos Tevez. Droga ze slumsów na piłkarski szczyt” czy zwłaszcza „Historia mundialu”), „Ja,
kibic” to pozycja z zupełnie innej bajki. Trafiony wybór przekładu i bardzo
dobre tłumaczenie sprawiają, że trudno odłożyć na bok opowieść Jamesa Bannona.
Kiedy już zacznie się jego książkę, nie chce się przerywać czytania. Przy
okazji recenzowania drugiej części wspomnień Wayne’a Rooneya pisałem, że
lektura mnie wciągnęła. Rzeczywiście tak było, ale porównując tamtą biografię z
pozycją napisaną przez brytyjskiego tajniaka, w przypadku tej drugiej musiałbym
użyć mocniejszego określenia. Bez przesady mogę stwierdzić, że „Ja, kibic” po
prostu mnie pochłonął i już dawno nie czytałem książki w takim napięciu, z
ogromną chęcią dowiedzenia się, co będzie dalej.
Tajniak w szeregach najgroźniejszych chuliganów
Kiedy po raz pierwszy
dowiedziałem się o tej premierze, wiedziałem, że może to być strzał w
dziesiątkę. Wprawdzie dotychczas ukazało się u nas kilka książek o brytyjskich
chuliganach, ale wszystkie one opowiadały o tym zjawisko z punktu widzenia jego
aktywnych uczestników. Ich treść, a także sposób postrzegania rzeczywistości
przez autorów-kibiców był więc podobny. W przypadku „Ja, kibic” jest inaczej,
gdyż głównym wątkiem nie są chuligańskie wybryki, wyjazdy do miast w całej
Anglii, zasadzki i bijatyki z fanami innych zespołów, ale tajne policyjne
śledztwo. Co ważniejsze, prowadzone jest ono w samym sercu brytyjskiej
chuliganki lat 80. – w grupie chuliganów cieszących się najgorszą sławą. Kto
przeczytał choć jedną z książek o podobnej tematyce, jak na przykład
„Hoolifan”, „Guvnors” czy „Congratulations. You have just met the I.C.F”, wie,
że kibice Millwall FC byli tymi, których zawsze obawiano się najbardziej.
Opowieść o policjantach, którzy
rozpracowują to środowisko, przenikając do niego i podając się za kibiców,
zapowiadała się więc genialnie i taka też się okazała. Autor książki, James
Bannon, był właśnie jednym z tych tajniaków, którzy zajmowali się inwigilacją
chuliganów z Millwall i o operacji, w której uczestniczył, opowiada w „Ja,
kibic”. Na początku pisze krótko o swoim dzieciństwie i tym, jak w latach 80.
trafił do Metropolitalnej Służby Policji. Następnie przedstawia swoje początki
w roli tajnego policjanta i jedną z udanych operacji pojmania handlarza
narkotyków. Dzięki temu, że akcja przebiegła bardzo sprawnie, młody adept
szybko zyskał uznanie w oczach przełożonych i już na początku swojej zawodowej
przygody został przydzielony do operacji rozpracowywania chuliganów Millwall
FC. Tak zaczęła się historia, która stała się głównym tematem i przedstawiana
jest na ponad 300 stronach książki.
Zatracona tożsamość
Co sprawia, że pozycję „Ja,
kibic” czyta się tak dobrze? Na pewno duże znaczenie ma jej forma – tajniak
zdradza kulisy swojej pracy. To już samo w sobie, niezależnie od tego, czy dotyczyłoby
chuliganów, handlarzy narkotyków czy członków mafii, brzmi zachęcająco. Tym
bardziej, że książka oparta została na faktach, nie jest wymysłem pisarza,
który puszcza wodzę fantazji. Bannon przeżył to, o czym pisze, więc wszystkie
sytuacje i przedstawione zachowania są niezwykle autentyczne, nie ma się
wrażenia, że autor koloryzuje czy przesadza. Czytelnik znajdzie w książce
kulisy pracy tajnego policjanta – przygotowywanie przykrywek, próby ich
uwiarygodnienia, relacje z partnerem czy przełożonymi, które nie zawsze należą
do najłatwiejszych. Jest także mnóstwo opisów sytuacji, w których autor
zachowuje zimną krew i udaje mu się wyjść z sytuacji pozornie beznadziejnych,
kiedy on i jego partner są bliscy zdemaskowania. To jedna strona książki.
Drugą, równie ciekawą, jest
natomiast świat chuliganów przedstawiony od środka. To chyba jeden z
ważniejszych aspektów książki, gdyż autor, przenikając do środowiska kibiców
Millwall, asymiluje się z nim – nawiązuje przyjaźnie (pojawia się nawet wątek
miłosny), aktywnie uczestniczy w bójkach, zyskuje niemałą renomę wśród
chuliganów. Z czasem jego tożsamość zaczyna się nawet zacierać. Zaczyna mu się
podobać ten świat: wspólne dyskusje i popijanie piwa w barach, wyjścia na
mecze, bójki z innymi kibicami. Choć główny bohater stara się przekonywać
wszystkich, że to duże zaangażowanie ma na celu uwiarygodnienie przykrywek,
wszyscy dookoła, na czele z zrównoważonym i trochę lękliwym partnerem Chrisem
wiedzą, że nie jest to prawdą. To niezwykle ciekawy wątek, gdyż pokazuje, jak
uzależniające może się okazać bycie chuliganem. Nawet policjant, który ma za
zadanie rozpracowywać grupę kibiców, dzięki adrenalinie uzależnia się od tego,
co robi.
Nie tacy straszni, jak ich malują
„Ja, kibic” to lektura, którą
śmiało można polecić wszystkim osobom, które oceniając kibiców piłkarskich,
posługują się stereotypami i uważają to środowisko za złe do szpiku kości.
Owszem, często rządzi tam przemoc, ale tak naprawdę w grupie przedstawionych w
książce osób znajdują się ludzie tacy sami jak my. „Co ja robię tym ludziom?” –
zaczyna się w pewnym momencie zastanawiać autor. Choć jego partner stara się go
przekonać, że działają dla dobra społeczeństwa i rozpracowują osoby, które
stosują wobec innych brutalną przemoc, główny bohater wie, że nie do końca jest
to zgodne z prawdą. Część osób to wprawdzie chuligani, którzy lubią bójki z
fanami innych drużyn, ale inni to prawdziwi kibice, którzy uciekają się do siły
fizycznej jedynie wtedy, kiedy muszą. W książce sytuacji, w których chuligani
Millwall FC używają przemocy bez żadnej przyczyny, jest tylko kilka. Więcej
jest natomiast momentów, w których to policja obstawiająca mecze swoim
zachowaniem prowokuje niebezpieczne sytuacje. Sam autor miał możliwość
przekonania się na własnej skórze, jak chuliganów traktowali brytyjscy
funkcjonariusze. To niezwykle interesujące spojrzenie na zjawisko, które niektórzy
oceniają jednoznacznie źle. W rzeczywistości nie wszystko jest proste, czarno-białe.
Choćby dlatego warto więc sięgnąć
po książkę Jamesa Bannona. To dzieło uniwersalne, które, nie mam co do tego
wątpliwości, zainteresuje każdego. Myślę, że gdybym pozycję „Ja, kibic” dał do
przeczytania osobom niezbyt zainteresowanym piłkarską tematyką – matce,
dziewczynie czy szwagrowi – przeczytaliby ją z ogromnym zainteresowaniem. Są
publikacje sportowe, które mogą trafić do szerszego grona czytelników i książka
Wydawnictwa Ole zdecydowanie do nich należy. Napisana żywym i pasującym do przedstawianych
środowisk językiem, dobrze przetłumaczona, z świetnymi dialogami, skłania do
myślenia, ale jednocześnie w wielu fragmentach jest niezwykle zabawna. Jej dużą
zaletą jest też niespodziewane zakończenie, ale nie będę zdradzał jego
szczegółów. Zachęcam do sięgnięcia po publikację, bo naprawdę jest tego warta.
Myślę, że żaden z czytelników nie będzie żałował godzin poświęconych na tę
lekturę. Wręcz przeciwnie, po jakimś czasie z chęcią wróci do książki, aby znów
potowarzyszyć Jamesowi Bannonowi w jego tajnej operacji. Ja na pewno kiedyś to
zrobię.
CZYTAJ TAKŻE:
- To nie jest lektura dla grzecznych chłopców [Recenzja książki Mickey'a Francisa "Guvnors. Relacja z pierwszej linii chuligańskiego frontu"]
- Książki o kibicach [Artykuł]
- Krzysztof Gosz: "Staram się nie zanudzać czytelników" [Wywiad z założycielem Wydawnictwa ASM, wydającym wspomnienia brytyjskich chuliganów]
- Artur eR: „Kto jest z góry źle nastawiony do ruchu kibicowskiego, nigdy nie zmieni swego nastawienia” [Wywiad z autorem książki "Z pamiętnika Galernika. Magia lat 90-tych"]
Dokładnie tak samo przyjąłem zakończenie tej książki, żal że nie ma dalszej części.
OdpowiedzUsuńJednak postanowiłem również obejrzeć film I.D. jestem w trakcie jego poszukiwania :)
Film to już nie to samo co książka, choć może rzeczywiście warto zobaczyć. Chociażby dla porównania. Boję się jednak, że zburzy wizerunek, który zbudowałem sobie w głowie, a tego nie lubię. ;)
UsuńJak znajdę i obejrze to powiem czy może zburzyć wizerunek ;)
OdpowiedzUsuńObejrzałem dzisiaj film i stwierdzam iż. ... książka zdecydowanie ciekawsza, prawdziwsza. Film nie jest oparty na autentycznych faktach choćby sportowych.
OdpowiedzUsuńTeorie o tym, że książka lepsza od filmu znajdują tutaj chyba swoje potwierdzenie. ;) Dzięki za informację!
UsuńFaktycznie książka jest wybitna. Bardzo przypadła mi do gustu, mimo że łączy ze sobą dwa niełączące się światy... Polecam zarówno kibicom sportowym i piłkarskim, jak i osobą których stosunek do sportu jest całkowicie obojętny.
OdpowiedzUsuń