piątek, 5 września 2014

Artur eR: „Kto jest z góry źle nastawiony do ruchu kibicowskiego, nigdy nie zmieni swego nastawienia” [Wywiad]

Kibice ŁKS-u na słynnej Galerze w 1994 roku.
Gdzieś w tłumie Artur eR, autor książki
Fot. prywatne archiwum Artura eR
Na początku sierpnia do sprzedaży trafiła książka „Z pamiętnika Galernika” opowiadająca o kibicowskiej rzeczywistości lat 90. Jej autorem jest Artur eR, który od ćwierć wieku jako wiernym fan ŁKS-u jeździ za ukochaną drużyną po całej Polsce. O początkach kibicowskiej przygody, wydanej właśnie publikacji, a także postrzeganiu piłkarskich fanatyków opowiada w wywiadzie dla bloga.

- Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że powstaje książka "Z pamiętnika Galernika", która ma mówić o kibicach ŁKS-u, od razu do głowy przyszło mi nazwisko Jana Galernickiego. Pod takim pseudonimem pewien autor w 2006 roku wydał pozycję zatytułowaną "Nasza historia staje się legendą", która traktowała właśnie o ruchu kibicowskim łódzkiej drużyny. Okazuje się jednak, że chodzi tu o dwóch różnych autorów.

Przede wszystkim chciałbym przywitać wszystkich czytelników. Tak, autorzy książek wydanych w 2006 i 2014 roku są inni. Zbieżność „pseudonimów artystycznych” ma związek z trybuną, która jest bijącym sercem stadionu i od połowy lat 70. nazywana jest „Galerą”.

- Nie masz zbyt dobrego zdania o książce wydanej przed ośmioma laty. Dlaczego?

Bo została zrobiona zbytnio na siłę. Przed jej wydaniem dałem autorowi kilka propozycji, żeby wszystko było jak należy. Miałem do tego prawo, gdyż nieświadomie sam zrobiłem mu sporą robotę do tej książki. Nie skorzystał z pomocy. Poza tym dużo osób od nas czytających tę książkę stwierdziło, że jest zbyt propagandowa: myślenie pewnymi schematami, żeby nawet porażkę zamienić w sukces, a w życiu nie zawsze przecież bywa z górki. Kiedy po słynnej awanturze w Chorzowie mieliśmy sporo wewnętrznych problemów, autor trochę jeszcze pochodził na mecze, bo przecież trzeba było ukończyć książkę i sam zakończył swoją karierę kibicowską. Trąci mi to hipokryzją.

- Jan Galernicki nigdy nie należał więc do grona najwierniejszych kibiców ŁKS-u, którzy jeździli z drużyną na wszystkie wyjazdy?

Dokładnie. Znałem go dobrze, podkreślam – znałem, bo był i go nie ma, wcześniej miałem o nim dobre zdanie i uważałem go za dobrego kumpla. Miał z 3-4 sezony, kiedy w miarę regularnie jeździł na wyjazdy, ale zmieńmy temat. Nie mówmy o osobach nieobecnych.

- W porządku. Może w takim razie opowiesz o swoich kibicowskich początkach?

Piłkarskiego bakcyla zaszczepił we mnie zmarły niedawno przyjaciel mojego ojczyma, zresztą też świętej pamięci, który w 1982 roku zabrał mnie na pierwszy mecz. Grał wtedy Włókniarz Pabianice z BKS-em Bielsko-Biała. Powtórzę jednak, że to był piłkarski bakcyl. Natomiast z czasem zaszczepił się we mnie kibicowski bakcyl. Raczej nikt na to wpływu nie miał. To znaczy w pewnym sensie wpływ na to miało otoczenie. Chodziłem na mecze Włókniarza, starsi kibice jeździli też na ŁKS, więc w końcu i ja się tam wybrałem i zostałem do dzisiaj. Było to w sierpniu 1989 roku, tak więc niedawno obchodziłem ćwierćwiecze mojego pierwszego meczu na Alei Unii. ŁKS grał wtedy z Jagiellonią. Pierwszy wyjazd to z kolei podróż do Wrocławia w październiku 1991 roku. Od następnego sezonu jeździłem już regularnie, z kilkoma przerwami typu wojsko czy emigracja.

- Książka "Z pamiętnika Galernika" dotyczy więc w całości lat 90. Można powiedzieć, że był to "złoty" okres polskiej chuliganki stadionowej?

Książka w 99% dotyczy lat 90. Ten jeden procent to początki, które były jeszcze w końcówce lat 80. Był to ciekawy czas na polskich stadionach i wokół nich. Dlatego też, żeby można było powrócić do tego klimatu lub przybliżyć go młodszym kibicom, książka pisana jest językiem lat 90. Postanowiłem też zrezygnować z korekty specjalisty, więc stylistycznie nie jest to wydawnictwo zbyt wysokich lotów. Ale najważniejsze, że został zachowany klimat tamtych czasów, o czym świadczą wypowiedzi wielu osób, do których ta książka już trafiła.

- Wiele się wtedy działo na stadionach, czego dowodem chociażby kultowe już  książki kibica Śląska Wrocław - Romana Zielińskiego. Jaką pozycję w lidze chuliganów zajmował ŁKS?

Na pewno nie było to miejsce w czołówce. Powoli odbudowywaliśmy naszą kibicowską pozycję z lat 70. i pierwszej połowy lat 80. Późniejsze pokolenie kibiców straciło swoją dobrą pozycję dając się też zepchnąć lokalnemu rywalowi do głębokiej defensywy. Nasze pokolenie zaczęło to naprawiać.

- Twoja książka to jednak nie tylko futbol krajowy, ale także reprezentacyjny i wyjazdy na mecze kadry narodowej. Fani ŁKS-u byli pod tym względem aktywną grupą?

Ogólnie w tamtych czasach sporo ekip było aktywnych na kadrze. W czasie układu można też było się spotkać i pogadać z osobami z innych ekip, z którymi się wówczas korespondowało. Nie było wtedy przecież ani Internetu, ani komórek. My jako ŁKS staraliśmy się pokazywać na kadrze w miarę naszych możliwości i myślę, że byliśmy dobrze widoczni na tych meczach. I to nie tylko za sprawą naszej kultowej flagi „ŁKS Łódź-Polska”.

- Jak dużo miejsca w książce poświęcasz tym wyjazdom?

Sam nie byłem zbyt aktywnym bywalcem spotkań reprezentacji. W książce są trzy rozdziały poświęcone meczom kadry, w tym wesoła wyprawa do Paryża na spotkanie Francja-Polska. Kilka innych meczów, na których nie byłem, jest opisanych jedynie pobieżnie na zasadzie informacyjnej, że coś tam się na nich godnego uwagi wydarzyło.

- Jako kibic zapewne czytałeś jakieś książki chuliganów, które dotychczas ukazały się w Polsce. Do której z nich najbliżej pozycji "Z pamiętnika Galernika"?

Nazwijmy to wprost: fanatyków, bo w latach 90. jak trzeba było pomachać flagą czy odpalić racę, to się to robiło, jak trzeba było prać się z przeciwnikiem po pyskach, to się prało, a jak trzeba było pośpiewać, to się śpiewało. Mówiąc krótko: nie było podziałów. Dlatego też trudno jest mi porównać moją książkę do jakiejkolwiek publikacji, czy to polskich tłumaczeń książek o angielskich ekipach, czy też książek o polskim ruchu kibicowskim. Wolałbym uniknąć porównań. „Z Pamiętnika Galernika” jest jedyna w swoim rodzaju.

- Akcja większości książek pisanych przez chuliganów opiera się przeważnie na podobnym schemacie: "oni gonili nas, my goniliśmy ich". W Twojej książce jest coś więcej? Ciekawe okoliczności wyjazdów, odniesienia do polityki, sytuacji gospodarczej kraju, itd.?

Wiadomo, że duży procent jest poświęcony wyprawom, ale też różnym sytuacjom związanymi z nimi. Gdzieś w tle przewija się w mniejszym stopniu życie osiedlowe, przewijają się też wątki z życia prywatnego. Wszystko to wplecione jest w dany rozdział, a rozdziałami są konkretne mecze. Dodatkowo nie zabrakło różnych imprez, momentami jest wręcz patologicznie. Jeśli chodzi o politykę, to jedynie na początku książki jest odniesienie do wydarzeń, jakie miały miejsce w 1989 roku.

- Książka z pewnością znajdzie odbiorców wśród osób, które należą lub, może nawet bardziej, należały do ruchu kibicowskiego. To właśnie do nich kierowana jest ta publikacja?

Tak. Rzec można, że zdecydowanie tak.

- A czy osoba, która kompletnie nie interesuje się ruchem kibicowskim, a o chuliganach ma jak najgorsze zdanie, znajdzie w książce coś, co może ją zainteresować czy raczej lektura utwierdzi ją tylko w jej przekonaniach?

Kto jest z góry źle nastawiony do ruchu kibicowskiego, jak chociażby pewna antypolska gazeta, która odgórnie ma już ustalone, aby o kibicach pisać jak najgorzej, nigdy nie zmieni swojego nastawienia. Pisząc tę książkę nie miałem zamiaru nikogo na siłę uszczęśliwiać. Lata 90. to są trochę inne czasy w ruchu kibicowskim, nie nagniemy rzeczywistości. W „Z pamiętnika Galernika” są opisane sytuacje, które jednych mogą śmieszyć, a innych gorszyć. Oczywiście jeśli ktoś spoza ruchu kibicowskiego chce ją przeczytać, to może to zrobić. 

- Książka "Z pamiętnika Galernika" ukazuje się w trudnym momencie dla ŁKS-u. Po dawnej, silnej pozycji klubu nie ma już śladu, a obecnie zespół odbudowuje się w niższych ligach. Jakie ma to przełożenie na ruch kibicowski? Trudna sytuacja ŁKS-u spowodowała spadek zaangażowania czy wręcz przeciwnie - zmobilizowała kibiców?

Widmo upadku sekcji piłki nożnej wisiało nad nami niczym topór od dobrych kilku lat. Tak więc mentalnie byliśmy do tego przygotowani. Zostali fanatycy, a słabi się wykruszyli. Pewnie przypomną sobie o klubie, kiedy ten awansuje do wyższej ligi, bo tego, że odbijemy się od dna, jestem pewien. Ale o pajacach nie dyskutujmy. Ważne, że w innych dziedzinach kibicowania utrzymujemy swój stały poziom niezależnie od tego, w której lidze obecnie jesteśmy. Ważne, że wokół mnie są sami Dobrzy Ludzie.

- A czy Artur eR wciąż jest aktywnym kibicem ŁKS-u, czy - jak większość kibiców mających swoje lata - etap szalonych wyjazdów ma już za sobą?

Etap szalonych wyjazdów mam już na pewno za sobą, zresztą nie tylko ja, bo takich wypraw już nigdy nie będzie, ale nadal jestem aktywnym kibicem-wyjazdowiczem. Chciałbym, korzystając z okazji, pozdrowić wszystkich znajomych, których poznałem przez te 25 lat na kibicowskim szlaku. Nie dajmy się antykibicowskiej nagonce serwowanej przez POlityków oraz POlicyjnym represjom. Zapraszam na mojego fanpejdża, a także na allegro, gdzie można zakupić książkę.

CZYTAJ TAKŻE:

2 komentarze: