Kibice ŁKS-u na słynnej Galerze w 1994 roku. Gdzieś w tłumie Artur eR, autor książki Fot. prywatne archiwum Artura eR |
Na początku sierpnia do sprzedaży trafiła książka „Z pamiętnika
Galernika” opowiadająca o kibicowskiej rzeczywistości lat 90. Jej autorem jest
Artur eR, który od ćwierć wieku jako wiernym fan ŁKS-u jeździ za ukochaną
drużyną po całej Polsce. O początkach kibicowskiej przygody, wydanej właśnie
publikacji, a także postrzeganiu piłkarskich fanatyków opowiada w wywiadzie dla
bloga.
- Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że powstaje książka "Z
pamiętnika Galernika", która ma mówić o kibicach ŁKS-u, od razu do głowy
przyszło mi nazwisko Jana Galernickiego. Pod takim pseudonimem pewien autor w
2006 roku wydał pozycję zatytułowaną "Nasza historia staje się legendą",
która traktowała właśnie o ruchu kibicowskim łódzkiej drużyny. Okazuje się
jednak, że chodzi tu o dwóch różnych autorów.
Przede wszystkim chciałbym
przywitać wszystkich czytelników. Tak, autorzy książek wydanych w 2006 i 2014
roku są inni. Zbieżność „pseudonimów artystycznych” ma związek z trybuną, która
jest bijącym sercem stadionu i od połowy lat 70. nazywana jest „Galerą”.
- Nie masz zbyt dobrego zdania o książce wydanej przed ośmioma laty.
Dlaczego?
Bo została zrobiona zbytnio na
siłę. Przed jej wydaniem dałem autorowi kilka propozycji, żeby wszystko było
jak należy. Miałem do tego prawo, gdyż nieświadomie sam zrobiłem mu sporą
robotę do tej książki. Nie skorzystał z pomocy. Poza tym dużo osób od nas
czytających tę książkę stwierdziło, że jest zbyt propagandowa: myślenie pewnymi
schematami, żeby nawet porażkę zamienić w sukces, a w życiu nie zawsze przecież
bywa z górki. Kiedy po słynnej awanturze w Chorzowie mieliśmy sporo
wewnętrznych problemów, autor trochę jeszcze pochodził na mecze, bo przecież
trzeba było ukończyć książkę i sam zakończył swoją karierę kibicowską. Trąci mi
to hipokryzją.
- Jan Galernicki nigdy nie należał więc do grona najwierniejszych
kibiców ŁKS-u, którzy jeździli z drużyną na wszystkie wyjazdy?
Dokładnie. Znałem go dobrze,
podkreślam – znałem, bo był i go nie ma, wcześniej miałem o nim dobre zdanie i
uważałem go za dobrego kumpla. Miał z 3-4 sezony, kiedy w miarę regularnie
jeździł na wyjazdy, ale zmieńmy temat. Nie mówmy o osobach nieobecnych.