sobota, 27 września 2014

Błyskawica

W połowie sierpnia do polskich księgarni trafiły wspomnienia Usaina Bolta zatytułowane „Szybszy niż błyskawica”. Książka napisana przez Jamajczyka nie okazała się może najlepszą sportową autobiografią, jaką kiedykolwiek czytałem, ale była całkiem przyjemna. Odsłania kulisy zawodów, w których startował najszybszy człowiek świata, ale przede wszystkim pozwala dobrze poznać jego osobowość i charakter.

Pozycja wydana przez Bukowy Las to już druga autobiografia Bolta, która ukazała się w Polsce. Rok wcześniej dzięki Wydawnictwu Sine Qua Non kibice mieli okazję zapoznać się ze wspomnieniami Jamajczyka zatytułowanymi „9.58”. Tamta książka miała jednak nieco inną formę. Nie była to klasyczna biografia, a raczej bogato ilustrowany album o podejściu Bolta do życia, jego pasjach, rodzinnej miejscowości, znajomych, trenerach. Owszem, zawierała się w nim także opowieść o kolejnych etapach lekkoatletycznej kariery jamajskiego sprintera, ale publikacja różniła się od pozycji „Szybszy niż błyskawica”. Książkę recenzowałem zresztą na blogu w tradycyjnej, pisemnej formie oraz opowiadałem o niej w recenzji wideo, więc można zapoznać się z oboma materiałami i przypomnieć sobie, jak się prezentowała. Choć, co normalne, sporo wątków w tych wydawnictwach się powtarza, obie pozycje są inne. Czytając nowszą książkę nie miałem wrażenia, że „gdzieś to już słyszałem”, dlatego spędziłem z nią kilka całkiem miłych godzin.

Książka jak bieg
„Szybszy niż błyskawica” rozpoczyna się od opisu wypadku samochodowego, który przeżył Bolt. Działo się to w 2009 roku, kiedy Jamajczyk, spiesząc się na mecz Manchesteru United, wypadł z drogi podczas ulewy, a jego BMW M3, po kilkukrotnym przekoziołkowaniu, wylądowało na dachu. Jakimś cudem jemu oraz dwóm przyjaciółkom, które podróżowały razem z nim, nic poważnego się nie stało, ale całe zdarzenie wyglądało bardzo groźnie. Autor postanowił otworzyć książkę okolicznościami tego właśnie wypadku, gdyż, jak sam twierdzi, zmieniło ono jego podejście od życia. Zrozumiał, że czuwała nad nim opatrzność boska i odtąd postanowił w stu procentach wykorzystywać talent, który otrzymał od Boga. Dobre wprowadzenie do lektury, która w kolejnych rozdziałach cofa się do pierwszych lat życia przyszłego rekordzisty i mistrza świata.

Jak w każdej autobiografii, także w „Szybszym niż błyskawica” nie mogło zabraknąć opisu dzieciństwa autora. Bolt wspomina młodość spędzoną w rodzinnym Coxeath, surowego ojca, który nie dawał mu zbyt wiele swobody oraz opiekuńczą matkę, która, do czego się przyznaje, uczyniła z niego maminsynka. Przedstawia także czytelnikowi swoje pierwsze sportowe sukcesy, na początku w Waldensia Primary, później w szkole średniej imienia Williama Knibba. Na szczęście fragmentów poświęconych tym tematom nie jest zbyt wiele. Piszę „na szczęście”, gdyż nie są one bardzo interesujące. Kumple, wybryki, kary rodziców… Po przeczytaniu mnóstwa sportowych biografii nie robi to już na mnie większego wrażenia – dzieciństwo jak każde inne. Do pewnego momentu myślałem sobie: „średnia książka”. Na szczęście okazało się, że autobiografia Jamajczyka jest jak jego sprinterski bieg – start jest przeciętny, ale dalsza część i finisz okazują się imponujące.

Co myśli mistrz
Triumfy w prestiżowych w ojczyźnie autora zawodach Champs, zwycięstwo w mistrzostwach świata juniorów i wejście w młodym wieku do świata zawodowców – to wątki, które opisywane są na kolejnych stronach książki i są dużo bardziej interesujące. Ich zwieńczeniem są obszernie przedstawione okoliczności największych sukcesów Bolta – rekordy świata, złote medale igrzysk i mistrzostw świata, ale także jego porażek – igrzyska olimpijskie w Atenach czy falstart w Daegu. Wszystko to przeżywamy raz jeszcze, ale tym razem z perspektywy głównego bohatera tych wydarzeń. Dowiadujemy się, czy przed zawodami czuł, że jest dobrze do nich przygotowany, gdzie zdobycie złotego krążka przychodziło mu z łatwością, a gdzie wymagało od niego maksymalnego wysiłku. To największa wartość książki, gdyż przyglądając się sportowcowi na zawodach, możemy się tylko domyślać, co myśli. Bolt szeroko opisuje każdy z najważniejszych biegów, zdradzając, co chodziło mu wtedy po głowie.

Choć sprinterski bieg trwa niespełna 10 sekund, okazuje się, że w tym czasie przez myśl biegacza takiego jak Bolt przechodzą tysiące myśli. Jamajczyk lubi pogadać sam ze sobą w trakcie zawodów i przebieg tych „rozmów” prezentuje w książce. Wie na przykład, że fatalnie wystartował i mobilizuje się do dogonienia rywali. Dzięki tym fragmentom dowiadujemy się na przykład, że podczas igrzysk w Londynie mógł uzyskać wynik w okolicach 9.49 s., gdyby tylko… na pewien moment nie zapomniał o rekordzie świata! Te ułamki sekund, kiedy wiedział już, że wygra, kosztowały go fantastyczny wynik. Fajna sprawa, gdyż oprócz myśli Bolta poznajemy także wszystkie okoliczności jego startów – buńczuczne zapowiedzi Yohana Blake’a, stres, który zjadał Asafę Powella, pewność siebie Justina Gatlina czy negatywne nastawienie Tysona Gaya do największych rywali. Są też reakcje surowego trenera Glena Millesa, który nigdy nie jest do końca zadowolony z wyczynów podopiecznego, nawet jeśli ten bije właśnie rekord świata. To wszystko sprawia, że książka po przebrnięciu przez kilka pierwszych rozdziałów staje się dla fana sportu bardzo ciekawa, gdyż zdradza kulisy imprez takich jak mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie.

Tysiąc kawałków kurczaka w 10 dni
Nie tylko jednak dzięki temu „Szybszy niż błyskawica” to pozycja, która powinna przypaść do gustu wszystkim, którzy pasjonują się biegami sprinterskimi. Dzięki niej bardzo dobrze poznajemy też charakter Usaina Bolta. Jego usposobienie jak na sportowca tej klasy jest dosyć… specyficzne. Jamajczyk przyznaje na przykład, że bywały okresy, kiedy czuł się zmęczony i zdarzało mu się wykonywać niektóre ćwiczenia na pół gwizdka. Miało to później fatalny wpływ na jego formę, ale często jego świetne warunki oraz talent i tak pozwalały mu zwyciężać lub uniknąć kompromitacji. Bolt nie stara się w książce zakłamywać rzeczywistości – przyznaje, że lubi się zabawić do białego rana i nie zawsze przestrzega diety. Wylicza na przykład, że podczas igrzysk w Pekinie w 10 dni zjadł tysiąc kawałków kurczaka z fast foodu! To była w tamtym czasie podstawa jego żywienia. Po takim wyznaniu pozostaje się tylko zastanowić, jakie wyniki mógłby osiągać, gdyby do sportu podchodził tak jak jego kolega Blake, który każde ćwiczenie wykonuje na sto dwadzieścia procent, a dla uzyskania dobrych wyników gotów jest nawet… zrezygnować z seksu, bo trenerzy wmówili mu kiedyś, że taka wstrzemięźliwość działa korzystnie.

Bolt mógłby oczywiście zrezygnować z tego wszystkiego, co tak lubi, pytanie tylko, czy byłby wtedy tym samym uśmiechniętym sportowcem, który z każdego ze swoich startów robi prawdziwe show. Wydaje się, że jamajski sprinter od czasu do czasu musi przemienić się w lekkoducha, gdyż nigdy nie był stworzony do wielkiego wysiłku, co potwierdziły treningi pod okiem pierwszego profesjonalnego trenera – Fitza Colemana. Ostre przygotowania sprawiły, że podczas igrzysk w Atenach doznał kontuzji mięśnia i odpadł z rywalizacji w eliminacjach. Po zmianie trenera i metod treningowych stał się sportowym fenomenem, który w swojej dyscyplinie osiągnął już wszystko, a ma ochotę na jeszcze więcej. Czy podczas igrzysk w Rio sięgnie po kolejny komplet złotych medali? Na ostatnich stronach książki zapowiada, że chciałby to zrobić, choć zdaje sobie sprawę, że nie będzie to łatwe. Pisze też o tym, że widzi dla siebie miejsce na skrzydle któregoś z zespołów Premier League, ale chciałby też przełamać barierę 19 sekund w biegu na 200 metrów. Tysiąc pomysłów na minutę, ale taki właśnie jest najszybszy człowiek świata i jego autobiografia jest najlepszym tego potwierdzeniem.

CZYTAJ TAKŻE:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz