Usain Bolt – najszybszy człowiek świata to nie tylko wyjątkowy
sportowiec, ale też wielki showman. Na bieżni sprawia wrażenie bardzo pewnego
siebie, momentami aroganckiego. Nie do końca jest to prawdą, o czym można się
przekonać po lekturze całkiem niezłej autobiografii Jamajczyka zatytułowanej
„9.58”.
Książka swoją premierę ma w dniu
dzisiejszym, a za jej wydaniem stoi Sine Qua Non. Wydawnictwo z Krakowa
zdecydowało się wypuścić na polski rynek autobiografię Usaina Bolta po 3 latach
od ukazania się oryginalnej wersji. Okazja do tego nadarzyła się znakomita,
gdyż w niedzielę Jamajczyk ponownie potwierdził status najszybszego człowieka
globu, zdobywając na Mistrzostwach Świata w Moskwie złoty medal w biegu na 100
m, a przed nim przecież jeszcze zawody na dystansie dwukrotnie dłuższym i
udział w sztafecie 4x100 m. Wszystko wskazuje na to, że Bolt po raz kolejny
zakończy rywalizację z trzeba złotymi medalami.
Lektura jego biografii może tylko
umocnić czytelnika w przeświadczeniu, że nie ma obecnie sprintera, który byłby
w stanie pokonać Jamajczyka. Bolt nie należy bowiem do sportowców, którzy swoje
niesamowite wyniki osiągają ciężką, katorżniczą wręcz pracą. Owszem, najszybszy
człowiek świata musi mocno trenować, ale nie ma problemu z tym, żeby opuścić
jeden trening. Bolt przyznaje wprost w swojej książce, że mordercze treningi
nie są dla niego. Ba, mówi, że gdyby w pełni skupił się na przygotowaniach i
podporządkował im całe swoje życie, mógłby osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty.
Sądząc po tym, co opisuje w swojej biografii, nie ma przesłanek do tego, żeby mu
nie wierzyć. Okazuje się na przykład, że podstawą jego diety w czasie Igrzysk
Olimpijskich w Pekinie były… nuggetsy z McDonalda. Bolt jadł je na śniadanie,
obiad i kolację, gdyż, jak twierdzi, było to jedyne pewne jedzenie w stolicy
Chin. Nie przeszkodziło mu to w zdobyciu trzech złotych medali i pobiciu trzech
rekordów świata.
Patrząc na Usaina Bolta i
osiągane przez niego wyniki, można odnieść wrażenie, że jest sportowcem, który
w sport wkłada całe swoje serce, poświęca na trening bardzo dużo czasu, a
także stosuje specjalną dietę. Po lekturze książki „9.58” czytelnik może się
jednak dowiedzieć, że tajemnica sukcesów Jamajczyka tkwi w jego ogromnym
talencie. Nie jest wprawdzie tak, że Bolt je i robi co chce, a potem wychodzi
na bieżnię i deklasuje rywali, ale można odnieść wrażenie, że znakomita postawa
w zawodach nie jest w jego przypadku okupiona samymi wyrzeczeniami. Porównując
opisywany przez niego tryb życia do tego, który prowadzą inni sportowcy, można
być naprawdę zdumionym, że udaje mu się przez tyle lat utrzymywać znakomitą
formę. Jamajczyk nie odmawia bowiem sobie imprez, alkoholu, czasem niezdrowego
jedzenia. Twierdzi, że nie potrafiłby wszystkiego podporządkować sportowi. To
jedna z największych wartości, które niesie autobiografia Usaina Bolta.
Przywraca ona bowiem wiarę w piękno i czystość sportu, a także udowadnia, że
tak naprawdę liczy się przede wszystkim talent, a nie medyczne wspomagacze,
aerodynamiczne stroje czy buty najnowszej generacji.
Książkę „9.58” czyta się
niezwykle przyjemnie. Przyzwyczaić trzeba się jedynie do jej formy. Pozycja
zawiera wiele zdjęć, które przeplatają się z tekstem. To początkowo wybija z
rytmu czytania, gdyż czasem zdanie zostaje urwane, a jego zakończenie znajduje
się kilka stron dalej. W międzyczasie czytelnik może zapoznać się z kilkoma
fotografiami, ale po ich obejrzeniu nie pamięta już, czego dotyczyło poprzednie
zdanie. Z czasem jednak można przyzwyczaić się do tej formy narracji, a
pojawiające się na bieżąco zdjęcia ilustrujące opisywane zdarzenia umilają
czytanie. Właśnie możliwość ciągłego zapoznawania się z obrazkami
towarzyszącymi opisowi jest największą zaletą zastosowanego zabiegu. W
przypadku opisu rodzinnych stron sprintera, czytelnik może zobaczyć, jak
wyglądał dom czy szkoła Bolta. To niezwykle ważne, gdyż pewnie niewiele osób (w
tym także ja) miało przed sięgnięciem po książkę wyobrażenie tego, jak wygląda
życie na Jamajce. Dzięki licznym fotografiom Bolt przybliża tę kwestię, co
pozwala lepiej go poznać. Wydaje się, że forma książki jest też adekwatna do
oczekiwań odbiorców, którzy w większości preferują dziś obraz. Pozycja „9.58”
ma więc szansę trafić do szerokiego grona kibiców – zarówno tych, którzy lubią
o sporcie czytać, jak i takich, których do kupna zachęci duża liczba zdjęć i jej atrakcyjne wydanie.
Przed sięgnięciem po
autobiografię byłem ciekaw, w jaki sposób zaprezentuje się w niej Bolt. Na
podstawie jego sportowych wyczynów uważałem go raczej za człowieka pewnego
siebie, która to pewność momentami przeradzała się w arogancję i brak szacunku
dla rywali. Książka zmieniła jednak mój sposób postrzegania jamajskiego
sprintera. Jawi się on bowiem przede wszystkim jako człowiek niezwykle pogodny
oraz pozytywnie nastawiony do życia i ludzi. Jego pewność siebie na bieżni
wynika przede wszystkim z faktu, że zwyczajnie bawi go bieganie i ściganie się
z innymi. Obraz Bolta, który zostaje zaprezentowany w książce to wizerunek
skromnego, pamiętającego o przeszłości i bliskich chłopca, który traktuje życie
jak wielką przygodę i w pełni korzysta z danego mu talentu. Mimo tego, że
Jamajczyk skończy niedługo 27 lat, momentami przejawia zachowania nastolatka.
Potrafi opowiadać z pasją o grach komputerowych, lubi poimprezować i, jak
przyznaje, nie myśli na razie w ogóle o założeniu rodziny. W tym wszystkim Bolt
jest jednak szczery z czytelnikiem, co przysparza mu sympatii, podobnie jak
podejście do kibiców. Jamajczyk traktuje ich z szacunkiem, zawsze starając się
uatrakcyjnić dla nich zawody, a kiedy jest czas na rozdawanie autografów, stara
się nikogo nie pominąć, o czym pisze.
Bez wątpienia na pozytywny
wizerunek sprintera przedstawiony w książce wpływ miały też wypowiedzi rodziny,
znajomych, przyjaciół i nauczycieli. Dużą zaletą pozycji „9.58” jest fakt, że
znalazły się w niej słowa właśnie takich osób, a nie ludzi związanych ze
sportem. Co bowiem nowego mógłby powiedzieć kolejny rywal z bieżni, oprócz
tego, że Bolt to wspaniały sportowiec, a prywatnie ciekawy człowiek? Zapewne
nic. Zamiast więc kolejnych banalnych wypowiedzi, czytelnik ma możliwość
zapoznania się z opiniami jego najbliższych. Często mówią oni o wpływie sławy
Bolta na ich życie, co jest ciekawą perspektywą, która rzadko prezentowana jest
w książkach. Można dowiedzieć się przykładowo, że Jamajczyk nie zapomina o
miejscach, w których się wychował, często je odwiedzając, a także wspierając
finansowo szkoły, do których uczęszczał. Będąc w rodzinnych stronach zawsze
odwiedza ciocię Lilly, prosząc ją o jego ulubione ciasteczka, a jego najlepszy
przyjaciel z dzieciństwa jest obecnie jego doradcą biznesowym. Wszystkie te wspomnienia i
wypowiedzi najbliższych pozwalają dobrze poznać najszybszego człowieka świata.
Obok życia prywatnego, Bolt w swojej książce prezentuje też własne przemyślenia na wiele tematów - od przyjaźni, przez sławę, po sytuację społeczną Jamajki. Nie jest jednak tak, że jego wspomnienia nie dotyczą w ogóle sportu. Pisze o przebiegu swojej sprinterskiej kariery, wskazując na momenty przełomowe (rozstanie z trenerem Colemanem), popełnione błędy (nieprzygotowany start w Igrzyskach Olimpijskich w Atenach) czy największe sukcesy (trzy złote medale w Pekinie). Wydarzenia sportowe są jednak opisane adekwatnie do czasu ich trwania - krótko. Sprint jest w końcu dyscypliną błyskawiczną, więc trudno oczekiwać rozwlekłych rozpraw na temat poszczególnych biegów. Jamajczyk więcej pisze o całej otoczce swoich startów, co w jego przypadku jest bardzo interesujące.
„9.58” to opowieść o wielkim sportowcu, który dzięki niezwykłemu talentowi i
sposobie zachowania zapisał się już trwale w pamięci milionów kibiców. Mimo
tego, pozostał ciągle tym samym miłym człowiekiem, który po prostu biega
szybciej niż inni. Właśnie to jest chyba najważniejszą refleksją, która wypływa
z lektury autobiografii Usaina Bolta. Książka pozwala dobrze poznać, kim jest najszybszy człowiek świata, a jej ciekawa forma powinna przypaść do gustu tym, którzy lubią, kiedy umila im się czytanie licznymi zdjęciami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz