Poza piłką nożną, Michał Buczak interesuje się m.in. kulturą Azji Południowo-Wschodniej i Indii Fot. archiwum prywatne Michała Buczaka |
Michał Buczak to jedyna osoba w Polsce, a może i na świecie, która
regularnie pisze i wydaje powieści o kibicach. Pierwsza z jego książek – „Krew na stadionach” ukazała się w 2010 roku. Rok później premierę miała kolejna – „Stadiony w ogniu”, a przed blisko dwoma miesiącami wydana została najnowsza,
zatytułowana „Sieć. Bycie kibicem to (nie) jest przestępstwo”. O tej pozycji,
ale nie tylko, autor opowiada w wywiadzie dla bloga, zapraszam.
- To jak to w końcu jest z tym byciem kibicem? Można to uznać za
przestępstwo czy jednak nie?
Dla każdego kto jest kibicem,
odpowiedź jest oczywista. Nikt z nas nie jest przestępcą tylko dlatego, że oddaje
się takiej pasji. Jednak służby mundurowe i organy administracyjne z miejsca
spychają nas na margines społeczeństwa, w żaden sposób nie próbując zrozumieć.
A przecież w takiej masie ludzkiej możemy znaleźć cały przekrój społeczeństwa.
Oczywiście są osoby będące na bakier z prawem, działające na jego pograniczu,
ale nie jest to duży odsetek. Na trybunach można spotkać również właścicieli
firm, członków zarządów w korporacjach, managerów, lekarzy, prawników czy
nauczycieli.
W przypadku najmniejszego
naruszenia prawa stosuje się wobec kibiców odpowiedzialność zbiorowa, która
przecież nie jest stosowana wobec żadnej innej grupy społecznej. Niestety, nie
mamy żadnej możliwości przedstawienia naszej wersji wydarzeń i z góry jesteśmy
skazani na ostracyzm. Przodują w tym media, dla których "jazda po kibolach"
jest chwytliwym tematem i idealnym sposobem przyciągnięcia uwagi odbiorców.
- Tytuł Pana najnowszej powieści jest nie jednoznaczny. To „nie”
wstawione w nawias ma być zachętą do sięgnięcia po książkę czy za tym zabiegiem
kryje się coś więcej?
Szczerze mówiąc, nie jest to
tytuł książki. Ten brzmi po prostu "Siec". Dalsza część to hasło
przewodnie, które w kilku słowach charakteryzuje tematykę powieści. A
zaznaczenie słowa "nie" kolorem czerwonym i wzięcie go w nawias miało
skłonić czytelnika do zastanowienia się nad statusem kibica w społeczeństwie. W
przewrotny sposób podkreśliło jego wymowę i, jak widać, okazało się to
skuteczne, skoro nawet w naszej rozmowie padło takie pytanie.
- Patrząc na tytuł Pana książki od razu na myśl przychodzi mi sytuacja
z połowy 2011 roku, kiedy to rząd wypowiedział chuliganom wojnę. Wtedy temat
kibiców był na świeczniku, a politycy, media i społeczeństwo podzieliły się na
dwa obozy – zagorzałych antagonistów kibicowskiej braci i ich zwolenników.
Można dopatrywać się w powieści jakiegoś odniesienia do tej sytuacji czy to
zbyt daleko idące skojarzenie?
Moim zdaniem rząd w 2011 roku nie
wypowiedział wojny chuliganom. Przeciwnikami stali się wszyscy kibice, ponieważ
wobec wielu niewinnych ludzi dowody winy były mocno naciągane, żeby nie użyć słowa
fabrykowane. Do tej pory w zakładach karnych przebywa wiele osób, których
jedyną winą było czynne uczestnictwo w zorganizowanym ruchu kibicowskim. To
wszystko było mocno podszyte polityką, w pewnym momencie doszło nawet do tego,
ze temat kibiców stał się kartą przetargową w rozgrywce pomiędzy PO i PiS-em.
To z pewnością nie przyniosło niczego dobrego dla środowiska, a ataki rządowe
stały się jeszcze bardziej zajadłe. Jedynym plusem tej sytuacji stało się
opublikowanie wielu materiałów w prasie prawicowej i stworzenie kilku programów
telewizyjnych, które pozwoliły zdemaskować perfidie nagonki na kibiców. W
powieści z pewnością są pewne odniesienia do tamtej sytuacji, ponieważ temat aż
się prosił, żeby go opisać.
- Akcja „Sieci” została przez Pana umiejscowiona tuż przed EURO 2012.
Powieść trafiła jednak do sprzedaży dopiero w grudniu ubiegłego roku. Kiedy
zaczął Pan nad nią pracę?
Prace nad książka zacząłem na
początku 2012 roku. „Sieć” trafiła do sprzedaży dopiero wtedy, kiedy uznałem,
ze została zakończona i prezentuje taki poziom, jakiego od niej oczekiwałem.
- Nie chciał Pan wydać książki właśnie w czasie mistrzostw Europy bądź
też krótko przed lub po turnieju? Wydaje się, że zainteresowanie tą imprezą
mogło pomóc w jej promocji.
Myślę, że temat książki cały czas
jest aktualny, ponieważ nagonka na kibiców wcale nie uległa zmniejszeniu. Wiosną
tego roku zaobserwowałem nawet pewne symptomy jej zaostrzenia. Prace nad książką
trwały długo, ponieważ pisanie jest dla mnie raczej formą hobby. Mam swoje
bieżące obowiązki zawodowe, osobiście odpowiadam za biznes wart kilkanaście
milionów złotych w skali roku, wiec priorytety musza być odpowiednio ustawione.
Pracą nad książka mogę się zajmować tylko wtedy, kiedy sprawy biznesowe są
odpowiednio poukładane i wieczorami mogę poświęcić godzinę lub dwie na pisanie.
- W wywiadzie dla portalu legioniści.com powiedział Pan, że ma jasno
sprecyzowaną grupę odbiorców, którymi są kibice. Otrzymywał Pan sygnały od
innych grupy czytelników? Napisał do Pana ktoś, kto nieszczególnie interesuje
się tematyką kibicowską i wyraził swoją pozytywną opinię?
Tak, miałem takie sygnały.
Przyznam, ze szczególnie interesowały mnie właśnie opinie osób, które nie maja
nic wspólnego ze środowiskiem kibiców, ponieważ one odbierają tę książkę z
czystym umysłem. Dla każdego choćby średnio zaangażowanego kibica są to sprawy
doskonale znane, wiele osób mogłoby wręcz podać jeszcze drastyczniejsze przykłady,
niż te zawarte w „Sieci”.
Ludzie spoza środowiska, którzy
przeczytali tę książkę, byli dla mnie prawdziwym punktem odniesienia. Większość
z nich była mocno zaskoczona i z reguły pierwsze pytanie brzmiało: „Ile w tym,
co czytali, było prawdy, czy takie sytuacje się zdarzają naprawdę?”. Pomimo
tego wszyscy wyrażali się jak najbardziej pochlebnie o samej książce.
- Pańskie książki docierają na przykład do dziennikarzy sportowych?
Spotkał się Pan z jakąś odpowiedzią, reakcją, pozytywną recenzją kogoś z tego
grona?
Książki z pewnością docierają do
dziennikarzy, bowiem był odzew z ich strony. Miało nawet dojść do jakiejś formy
recenzji i wywiadu, jednak gazeta wycofała się z tego pomysłu. Zapewne temat
był dla właściciela zbyt kontrowersyjny, tak wynikało z pokrętnych tłumaczeń
dziennikarza. Teraz kontakt jest dużo intensywniejszy i w najbliższym czasie
powinno się ukazać kilka materiałów prasowych. Wpływ na to ma z pewnością fakt,
że obecna książka ma dużo szerszy krąg odbiorców.
- Zapewne spotkał się Pan też z głosami, w których czytelnicy dzielili
się negatywnymi odczuciami. Co było najczęstszym z zarzutów? Było coś, co
powtarzało się w opiniach osób, które przeczytały Pana książki?
Jeśli chodzi o najnowsza książkę,
nie spotkałem się jeszcze z żadnymi negatywnymi opiniami, wręcz przeciwnie. Są
jakieś drobne uwagi co do pojedynczych literówek, ale to są drobiazgi. Jeśli
chodzi o poprzednie dwie książki, to sam widzę w nich pewne mankamenty. Teraz
jestem mądrzejszy właśnie o te dwie poprzednie powieści i wiele spraw przedstawiłbym
inaczej, ale są to już zamknięte pozycje i nie będę do nich wracał. Najczęściej
zarzuty dotyczyły odniesień do rzeczywistości i prawdziwych wydarzeń. Spotkałem
się również z zarzutem, że książka przedstawiała zbyt wyidealizowany obraz. Zarówno
jeśli chodzi o życie bohaterów jak i ich przygody kibicowskie, które kończyły się
zawsze pozytywnie. Zgadzam się z takimi opiniami, rzeczywiście coś w tym jest.
- Na podstawie tych sygnałów i recenzji, może Pan określić, która z
trzech powieści została do tej pory najlepiej przyjęta?
Najnowsza powieść tak naprawdę
funkcjonuje na rynku dopiero niecałe dwa miesiące. Jej odbiór jest jednak z
pewnością bardzo dobry i docierające do mnie głosy stawiają ja na pierwszym miejscu.
Najbardziej cieszą mnie pozytywne opinie, które otrzymuję od osób nie mających
żadnego związku ze sportem, a tym bardziej środowiskiem kibicowskim. Ja
osobiście również stawiam "Sieć" na pierwszym miejscu.
- Powieść o tematyce kibicowskiej to gatunek, który rzadko spotykany
jest w naszym kraju. Wie Pan, czy podobne pozycje ukazują się za granicą?
Za granica popularne są książki
dokumentalne, wspomnieniowe. Bryluje w tym zwłaszcza środowisko kibiców z Wysp
Brytyjskich. To tam wychodzi mnóstwo książek, których autorami lub bohaterami
są czynni lub byli kibice, zwłaszcza chuligani. Natomiast o typowej powieści
nie słyszałem, choć zapewne i takie by się znalazły.
Sam osobiście wielu takich
książek nie czytam, ponieważ pasjonuje mnie zupełnie inna forma literacka, inna
tematyka. Czytam mnóstwo książek, ale literatura typowo kibicowska gości w
moich rękach sporadycznie. Oczywiście pewne pozycje, jak np. książki Romana
Zielińskiego są u mnie w bibliotece, ale dominują w niej pozycje z innych
dziedzin. Mam kilka swoich pasji, poza piłką nożną, które również pochłaniają
mój czas i właśnie literatura z nimi związana dominuje w moim księgozbiorze. Są
to przede wszystkim pozycje dotyczące Azji Południowo-Wschodniej i Indii.
- Które z tych nielicznych książek o kibicach, które Pan przeczytał,
podobały się Panu najbardziej?
Z uwagi na sentyment jest to z
pewnością "Pamiętnik Kibica" Romana Zielińskiego. To była pierwsza
książka o polskich kibicach, jaka wpadła w moje ręce. A wtedy, z uwagi na wiek
i duża ilość wolnego czasu, kibicowaniem żyłem jeszcze intensywniej niż obecnie.
Teraz z uwagi na obowiązki służbowe i rodzinne nie mogę sobie pozwolić, żeby
szlak wyjazdowy trwał tydzień lub dwa, tak jak było kiedyś.
- Skąd pomysł na to, żeby pisać o kibicach nie wprost, starając się
opierać na faktach, lecz poprzez fabułę i fikcyjne postaci?
Pomysł narodził się kiedyś
spontanicznie, właśnie po przeczytaniu jednej z książek o kibicach angielskich.
Długo zastanawiałem się, jaka wybrać formę, aż padło właśnie na powieść. A powód
wyboru fikcji literackiej był dość prozaiczny. Wiele sytuacji odbywa się na
granicy prawa, wiec wchodzenie w formę dokumentalna mogłoby wielu osobom
zaszkodzić. Natomiast obróbka literacka i sfabularyzowanie pozwala mi na
dowolne wplatanie sytuacji opartych na rzeczywistych wydarzeniach. Są one
oczywiście poszatkowane, nie zachowują chronologii ani nie przywiązują wagi do
szczegółów, a mimo to część czytelników potrafi rozpoznać pewne odlegle
wydarzenia.
Najnowsza książka została
natomiast napisana w konwencji political fiction, ponieważ są to tematy świeże,
drażliwe i ich przekazanie nie każdemu musi przypaść do gustu. Ta forma
pozwoliła mi nawiązać do wielu mocno nagłośnionych wydarzeń, przez co cała
treść książki stała się bardziej wiarygodna.
- Książki wydaje Pan sam poprzez własne wydawnictwo Tifoso. Zastanawiał
się Pan kiedyś nad wydaniem publikacji innego autora bądź przełożeniem książki
zagranicznej? Krzysztof Gosz z wydawnictwa ASM udowadnia, że nie trzeba na to
wcale wielkich nakładów finansowych czy zaangażowania dużych firm wydawniczych.
Zastanawiałem się nad tym, nawet
pierwsze przymiarki zostały już poczynione. Nie są to jeszcze żadne konkrety,
ale jest szansa coś fajnego stworzyć. Myślałem bardziej o działalności
wydawniczej niż o przekładach. Uważam, że mamy tak wspaniały ruch kibicowski, iż
nie musimy pasjonować się wyłącznie literatura obcą. To z nas Europa powinna
brać przykład i coraz częściej tak właśnie się dzieje. Teraz trzeba to tylko
opisać. Myślałem również o przekładach w druga stronę, czyli z polskiego na języki
obce, jednak jest to dość skomplikowany proces. Nie tyle samo tłumaczenie, co
wejście na obce rynki z taką literaturą.
- Ma Pan już w głowie pomysł na kolejną książkę?
Pomysł na kolejną książkę już
jest, ale to na razie pozostaje w formie projektów. Mam zasadę, że nikomu nie
zdradzam tematyki ani treści dopóki praca nie jest gotowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz