Druga część wspomnień Wayne’a Ronneya właśnie trafiła do polskich
księgarni. „Moja dekada w Premier League” to opowieść o jednej z najlepszych
piłkarskich liga snuta przez piłkarza, który przez ostatnie dziesięć lat co
tydzień miał okazję rywalizować z zespołami i zawodnikami najwyższej światowej
klasy. W ogólnej ocenie publikacja wydana przez Sine Qua Non wypada nadspodziewanie dobrze.
Muszę przyznać, że zabierając się
za lekturę książki angielskiego napastnika nie spodziewałem się rewelacji. W
ojczyźnie zawodnika druga część jego wspomnień sprzedała się tak sobie, więc
sądziłem, że nie znajdę w niej zbyt wielu interesujących wątków. Zacząłem
jednak czytać i pozycję „Moja dekada w Premier League” skończyłem w dwa
wieczory. Może nie jest to najlepsza książka sportowa, z jaką miałem okazję się
zapoznać, ale wciąga. A to już dużo. Przyjemnie przebywało się z Rooneyem w
szatni United, słuchało przedmeczowych odpraw sir Aleksa Fergusona czy
wychodziło razem z „Czerwonymi Diabłami” na Old Trafford. Przede wszystkim
dlatego, że napastnik reprezentacji Anglii przez całą lekturę sprawia wrażenie
małego chłopca zafascynowanego tym wszystkim, co wokół niego się dzieje i ten
stan udziela się czytelnikowi. Przypominają się czasy, kiedy godzinami ganiało
się za piłką na boisku i marzyło o karierze, która stała się udziałem „Wazzy”…
O wyższości Premier League nad Ligą
Mistrzów
Lektura książki Rooneya pozwala
przenieść się w świat wielkiej piłki i, co dla wszystkich kibiców bez wątpienia
najważniejsze, zajrzeć za jej kulisy. Czytelnik otrzymuje możliwość śledzenia
oczami piłkarza tego wszystkiego, co on sam przeżył. To chyba największy atut
pozycji „Moja dekada w Premier League”, ponieważ nie jest ona typową biografią.
Wszystko to, co dotyczyły dzieciństwa i młodości Wayne’a, zawarte zostało w
pierwszej części wspomnień. W drugiej można więc zapoznać się wyłącznie z tym,
co dotyczy rozgrywek Premier League i Ligi Mistrzów (nieprzypadkowo w tej
kolejności, gdyż ligę Rooney uważa za najważniejszą), gdyż o nich najczęściej
pisze zawodnik. Jest jeszcze kilka opisów okoliczności najważniejszych spotkań
w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi Angielskiej, ale nie ma praktycznie niczego o
reprezentacji. Podejrzewam, że ten temat zostanie przedstawiony w osobnej książce.
Przez blisko 300 stron Wayne
Rooney snuje więc swoją opowieść, sezon po sezonie przedstawiając swoją
karierę. Nie jest to na szczęście do bólu chronologiczny i uporządkowany opis,
gdyż na przykład okoliczności debiutanckiego meczu w barwach Evertonu zostają
opowiedziane mniej więcej w środku książki, a rozpoczyna ją z kolei fragment
poświęcony wspaniałej bramce przewrotką, którą Anglik zdobył w zwycięskim 2:1
meczu z Manchesterem City. Nawet jeśli jednak w publikacji opisane zostałoby
spotkanie za spotkaniem w następujących po sobie sezonach, nie byłby to raczej
opis szczególnie nudny. Rooney nie skupia się bowiem aż tak bardzo na
boiskowych wydarzeniach. Nie opisuje każdej akcji, tak jak miało to miejsce w
biografii Carlosa Teveza. Pisze raczej o tym, co przeżywał, gdy podchodził do
rzutu karnego mogącego przesądzić o mistrzostwie Anglii, jak się czuł, gdy z
powodu kontuzji musiał odpuścić część sezonu 2009/2010, a także stara się
oddać, jakie to uczucie, kiedy piłkarz siedzi na ławce i choć bardzo chce, nie
może pomóc kolegom.
Futbolowy romantyk
„Moja dekada w Premier League”
nie jest może książką szczególnie odkrywczą, ale na pewno pozwala dobrze
poznać, w jaki sposób futbol postrzegają zawodnicy. Wbrew temu, co się
powszechnie sądzi, nie są oni nastawieni wyłącznie na pieniądze. Nie jest tak,
że nie do końca obchodzi ich wynik sportowy, jeśli zgadza się stan portfela.
Tak przynajmniej stara się to przedstawić Rooney, który sam kreuje się na
piłkarza, dla którego futbol jest najważniejszą rzeczą w życiu i którego nic
nie wkurza bardziej niż porażka. Patrząc na jego boiskową postawę, można
absolutnie zgodzić się z obrazem, który wyłania się z książki. Anglik
rzeczywiście podczas meczów sprawia wrażenie faceta, który chce wygrać za
wszelką cenę, co czasem sprawia, że zachowuje się agresywnie czy przestaje się
kontrolować.
Tak jak wtedy, gdy po zdobyciu
bramki z karnego zaczął rzucać przekleństwa do kamery, za co został w końcówce sezonu
2010/2011 zawieszony na kilka spotkań. Wayne tłumaczy się w książce z tego
zachowania, ale chyba żaden kibic nie ma mu tego za złe. Swoją postawą
zaprezentowaną nie tylko na boisku, ale i w książce, Anglik przywraca bowiem
wiarę, że w futbolu są piłkarze, którzy prawdziwie kochają swój zawód i
potrafią po fantastycznym występie w barwach Evertonu zagrać jeszcze krótki
mecz z kolegami z podwórka. Pieniądze? Na ich temat Rooney też wypowiada się w
swoich wspomnieniach, przekonując, skądinąd słusznie, że to nie zawodnicy
ustalają, ile mają zarabiać. Jest jeszcze kilka podobnych, powiedziałbym
bardziej „przemyśleniowych” wątków, ale tak naprawdę pozycja „Moja dekada w
Premier League” nie jest biografią piłkarskiego filozofa. I bardzo dobrze, bo w
takiej roli Wayne sprawdza się słabo, a poważne przemyślenia raczej nie pasują
do jego boiskowego wizerunku.
Skandali brak
Czy „Moja dekada w Premier
League” jest książką skandalizującą? Nie bardzo. Nie jest to na pewno biografia
pokroju pozycji „Ja, Ibra”, w której Ibrahimovic potrafił ostro potraktować
kilka osób, nie jest to nawet coś w stylu „Drobnej różnicy” Philippa Lahma, w
której piłkarz merytorycznie krytykował Klinsmanna czy Magatha. Rooney nie
pozwala sobie na jakiekolwiek negatywne oceny, ale trudno mu się dziwić – wciąż
gra w Manchesterze United i jest kibicem Evertonu, więc nic dziwnego, że nie
chce źle wypowiadać się o ludziach, których tam pracują lub pracowali. Chyba
„najmocniejszymi” fragmentami są te dotyczące Cristiano Ronaldo i jego lustra
powieszonego w szatni oraz zdanie o tym, że czasem zdarza mu się nie podać do
dobrze ustawionego partnera. Ktoś, kto liczył więc na bezpardonowe przybliżenie
szczegółów dotyczących konfliktów w szatni United, musi chyba poczekać do
zakończenia przez Anglika kariery. Być może wtedy zdecyduje się o niektórych
rzeczach powiedzieć bardziej wprost. Teraz zdecydowanie zdaje sobie sprawę, że
zbyt dużo ma do stracenia.
Skandali w książce więc nie ma,
ale jest sporo innych rzeczy, które powinny zainteresować kibiców i to nie
tylko tych, którzy ściskają kciuki za Manchester United. Rooney pisze o tym,
jak wygląda jego dzień, przedstawia bliżej niektórych kolegów z zespołu
(szczególnie Gary’ego Neville’a, Paula Scholesa czy Ryana Giggsa, którzy
wywarli na niego duży wpływ) oraz sir Aleksa Fergusona (pisze chociażby o tym,
jak to jest być ofiarą jego słynnej „suszarki”), a także przybliża wiele innych
aspektów futbolu. Robi to wszystko z pasją zafascynowanego dzieciaka, któremu w
życiu się poszczęściło i dzięki temu zyskuje sympatię czytelnika. Jego wielkim
atutem jest też oczywiście fakt, że gra w jednym z najlepszych zespołów świata,
więc to, o czym opowiada, chociażby z tego względu staje się interesujące dla
kibica zagłębiającego się w jego biografię. Kto chciałby wskoczyć w skórę
„Wazzy” i choć na kilka godzin spełnić swoje marzenie o wielkiej piłkarskiej
karierze, może to zrobić dzięki książce „Moja dekada w Premier League”.
CZYTAJ TAKŻE:
CZYTAJ TAKŻE:
I am really enjoying reading your well written articles. It looks like you spend a lot of effort and time on your blog. I have bookmarked it and I am looking forward to reading new articles. Keep up the good work.
OdpowiedzUsuńPaul Scholes Biography