Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 września 2022

Yoichi Takahashi „Kapitan Tsubasa”. Tom 1 i 2. Recenzja mangi

Wreszcie jest! Po 30 latach od polskiej premiery japońskiego serialu animowanego (pojęcie anime nie było jeszcze wtedy w Polsce znane), w marcu tego roku do naszych księgarń trafił pierwszy, a na początku sierpnia drugi tom mangi „Kapitan Tsubasa”. Jest to wspaniała wiadomość dla pokolenia obecnych czterdziestolatków, którzy w dzieciństwie na kineskopowych telewizorach (często jeszcze czarno-białych) oglądali na kanale Polonia 1 przygody najlepszego piłkarza świata. Bez wahania nabyłem więc mangę o losach drużyny Nankatsu i przeniosłem się do czasów dzieciństwa.

Tsubasa Ozora

Troszkę pół żartem, pół serio postanowiłem napisać recenzję „Kapitana Tsubasy” ale na upartego jest to publikacja spełniająca wymagania książki sportowej. Co prawda mamy do czynienia z fikcyjnymi bohaterami, a także wymyślonym przez Takahashiego klubem z nieistniejącego w rzeczywistości miasta Nankatsu, ale niewątpliwie stykamy się ze sportem. Bohaterem serii jest młody, zaledwie jedenastoletni chłopiec z Japonii: Tsubasa Ozora. Wraz z mamą przeprowadził się do Nankatsu w prowincji Shizuoka. Jest on wielkim fanem piłki nożnej i w przyszłości sam chce zostać zawodowym piłkarzem. Jego ojciec jest marynarzem i rzadko bywa w domu, ale regularnie wysyła listy, pozostając w kontakcie z rodziną. Chłopak zostaje uczniem szkoły podstawowej i od pierwszego dnia pobytu nawiązuje znajomości z rówieśnikami, którzy również interesują się futbolem.

Roberto Hongo

wtorek, 5 lipca 2022

Zbigniew Bródka. Najszybszy strażak świata. Recenzja książki

Zbigniewa Bródki nie trzeba przedstawiać współczesnym entuzjastom sportu. Zdobyty przez niego złoty medal olimpijski z 2014 roku nadal jest dość świeżą sprawą i wielu kibiców doskonale kojarzy rywalizację w łyżwiarstwie szybkim w Soczi i emocjonalny komentarz Piotra Dębowskiego. Biografia Zbigniewa Bródki nie jest moim zdaniem książką, która ma dużą wartość merytoryczną i wątpię, aby kiedykolwiek była traktowana jako kopalnia wiedzy na temat jednego z najlepszych polskich łyżwiarzy w historii. Jest nudno, powtarzalnie i nijako.

Mistrz olimpijski

Najnowsze działo Dariusza Tuzimka pojawiło się dość niespodziewanie w sprzedaży i nie zostało poprzedzone większą promocją. Nie oczekiwałem fajerwerków, ale też spodziewałem się, że autor zgłębi temat i przedstawi nam znacznie szerszy obraz kariery sportowej jedynego polskiego mistrza olimpijskiego w łyżwiarstwie szybkim. Publikacja rozpoczyna się od przybliżenia czytelnikowi najważniejszego sportowego osiągnięcia w karierze Zbigniewa Bródki, czyli złota z Soczi. Dariusz Tuzimek opowiada o wydarzeniach z tego dnia, streszczając transmisję telewizyjną komentowaną przez Piotra Dębowskiego. Jest to dość rzadko spotykany sposób opisywania wydarzeń sportowych, bo nieczęsto się zdarza, że ktoś opisuje komentarz komentatora. Myślę, że ten zabieg się udał, a Pan Tuzimek dość dobrze oddał emocje z tamtych dni.

Zbigniew Bródka – człowiek bez wad?

Niestety tego typu pozytywów nie ma zbyt wiele. W książce jest bardzo mało wypowiedzi autorstwa Zbigniewa Bródki, a te, które są, pochodzą w większości z wcześniejszych lat. Mam wątpliwości, czy autor rozmawiał z mistrzem olimpijskim podczas pisania jego biografii. Bardzo nie lubię książek, które są peanem pochwalnym na cześć opisywanego bohatera oraz jego całego otoczenia, w tym przepadku trenerów oraz kolegów z lodowej tafli. Tutaj niestety tak jest: żadnych wad, same zalety. Można odnieść wrażenie, że to książka z cyklu „Żywoty świętych”, a nie biografia sportowca. Autor skupia się niemal wyłącznie na pozytywach, patrząc na życie przez różowe okulary. Zdaję sobie sprawę, że Dariusz Tuzimek nie chciał wywlekać prywatnych brudów i szkalować postaci mistrza olimpijskiego, ale każdy popełnia w życiu mnóstwo błędów rzutujących na jego losy prywatne i zawodowe. Szkoda, że autor przedstawił tylko wzloty, a pominął upadki, bo otrzymaliśmy mało wiarygodny obraz najszybszego strażaka świata.

Do kogo adresowana jest ta książka?

środa, 26 stycznia 2022

Oddychaj. Życie w stanie flow. Recenzja książki

Biografia jednego z największych wojowników współczesnych czasów - Ricksona Gracie - pojawiła się na naszym rynku trochę niespodziewanie, ale z całą pewnością fakt ten ucieszył wielu kibiców sportów walki, a zwłaszcza tych, którzy pamiętają początki federacji UFC oraz Pride. Pokolenie dzisiejszych 40-latków, którzy w latach 90. interesowali się sportem, doskonale kojarzy to nazwisko, które zresztą do dziś można spotkać u zawodników walczących w dyscyplinach związanych ze sztukami walki. Książka może nie jest wybitna i raczej nie będzie to pozycja obowiązkowa dla współczesnych kibiców MMA, ale z całą pewnością sięgnięcie po nią nie będzie czasem straconym. Jest średnio, ale za to oryginalnie.

Dzieje rodu Gracie

Większość biografii rozpoczyna się od wspomnień z czasów młodości, a nawet z lat dziecięcych. Czasami wspomina się o rodzicach, a nawet dziadkach. Rickson Gracie wraz ze współautorem książki Peterem Maguir’em postanowili pójść kilka kroków dalej i przedstawili dzieje rodu od czasów... starożytnej Szkocji! Autorzy brną przez wieki, opowiadając czytelnikowi zawiłe rodzinne losy i przechodząc przez kolejne pokolenia. Nie jest trudno w tym wszystkim się pogubić. Koligacje rodzinne z każdą kolejną stroną stają się coraz bardziej zawiłe. Apogeum następuje w momencie, gdy dowiadujemy się, że ojciec Ricksona (Helio), wraz ze swoim bratem Carlosem spłodzili w sumie trzydzieścioro dzieci, w tym aż dwudziestu jeden synów z ośmioma kobietami! Od tego momentu sztuką jest się połapać, kto jest czyim bratem, a kto kuzynem.

Ile znaczyła kobieta w rodzinie Gracie?

Patrząc na rodzinę Gracie z naszej polskiej perspektywy, można dojść do wniosku że była to rodzina mocno patologiczna. Kobieta kompletnie nic nie znaczyła dla ojca Ricksona. Jej rolą było tylko siedzenie w domu i rodzenie dzieci, a że niestety matka Ricksona tych dzieci z powodów biologicznych mieć nie mogła, to była tylko kurą domową. Pani Gracie musiała znosić to, że jej mąż płodzi dzieci z innymi kobietami, by mieć jak najwięcej synów, po to by zrobić z nich prawdziwych wojowników. Narodziny każdej z córek były dla ojca porażką i karą od losu. To całe przedszkole dzieci wychowywała oczywiście żona Helio i robiła to bez mrugnięcia okiem. Na wszystko się zgadzała, bo nie miała nic do gadania. Wszyscy chłopcy mieli obowiązek szkolić się w sztukach walki w akademii Carlosa i Helio. Z naszego punktu widzenia brzmi to dość dziwacznie, ale dla dzieci wywodzących się z rodu Gracie było to całkowicie normalne.

czwartek, 30 grudnia 2021

Listek. Michał Listkiewicz i jego autobiografia

W większości komentarzy dotyczących wspomnień Michała Listkiewicza przewijało się jedno pytanie: czy były prezes PZPN ujawni nieznane dotąd fakty na temat afery korupcyjnej w polskiej piłce? Po lekturze biografii napisanej z Piotrem Wołosikiem i Łukaszem Olkowiczem muszę przyznać, że kibice liczący wyłącznie na ten wątek, będą rozczarowani. Nie znaczy to jednak, że pozycja „Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku” jest książką złą samą w sobie – czyta się ją lekko i szybko, zawiera mnóstwo anegdot, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że autorom trochę zabrakło konsekwencji w wyborze formy.

Pierwszą rzeczą, którą warto podkreślić w przypadku wspomnień Michała Listkiewicza, jest forma książki. Historia byłego prezesa PZPN została spisana w postaci krótkich anegdot, co sprawia, że raczej trudno nazwać ją pełnoprawną autobiografią. Narracja jest prowadzona wprawdzie w pierwszej osobie, ale nie została zachowana chronologia. Książka podzielona została tematycznie: zaczyna się rozdziałem poświęconym Kazimierzowi Górskiemu (Listkiewicz był sekretarzem ds. międzynarodowych PZPN w czasach prezesury legendy polskiej piłki), potem jest o finale mistrzostw świata z 1990 roku, czyli największym sędziowskim osiągnięciu głównego bohatera, potem o kulisach pracy w FIFA, itd. Ma to swoje zalety – poznajemy spójne tematycznie obszary życia i kariery Listkiewicza, ale w kilku miejscach czytelnik może czuć się zagubiony. Zdarza się, że historie opisywane po sobie dotyczą zupełnie różnych etapów życia głównego bohatera, bywa też, że trudno znaleźć związek między kolejnymi anegdotami. Jest na przykład rozdział „Panie Michale, to ja, Roman”, w którym mamy historię z meczu z początku lat 90. (Niemcy – ZSRR), następnie dwie anegdotki z meczów sędziowanych drużynom Romana Koseckiego i Jana Furtoka, a potem nagle opowieść o Malinowskim z Polonii Warszawa (bez związku z sędziowaniem), przygotowaniach polskich klubów w latach 90. i Władysławie Żmudzie z czasów, gdy był asystentem Pawła Janasa w reprezentacji Polski.

Niczym Grzegorz Szamotulski i Janusz Wójcik

Pod tym względem miejscami zabrakło mi trochę większej selekcji anegdot, która pozwoliłaby utrzymać narrację w ryzach. Tym bardziej, że czytając niektóre z historii, byłem lekko zażenowany. Uważam, że w przypadku blisko 70-letniego mężczyzny, który przez długi czas zajmował najbardziej prominentne stanowisko w polskim futbolu, pisanie o przyrodzeniu kolegi sędziego i serwowanie opowieści prosto ze stadionowej toalety można było sobie darować. Michał Listkiewicz trochę zbliżył się przez to stylem do wspomnień Grzegorza Szamotulskiego „Szamo” czy Janusza Wójcika „Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie” i choć nie jest to najgorsza rekomendacja (w końcu obie książki sprzedały się znakomicie), to jednak po byłym prezesie PZPN spodziewałem się większego taktu. Obie te pozycje przywołałem nieprzypadkowo – dla tych, którym podobały się owe książki, „Listek” będzie z pewnością trafioną lekturą. Są tutaj smaczki, są kulisy, są anegdotki, jest cała prawda o polskim futbolu ostatnich 30-40 lat. Na szczęście budzące niesmak opowieści to zdecydowana mniejszość i można uznać je za niedopatrzenie. Z lektury dowiadujemy się wielu ciekawych i istotnych informacji na tematy rzadko poruszane w książkach sportowych: funkcjonowanie PZPN, FIFA i UEFA, kariera sędziowska czy przyznanie Polsce i Ukrainie organizacji mistrzostw Europy. Wszystko to okraszone zostało interesującą historią rodzinną, co sprawiało, że wspomnienia „Listka” czyta się lekko i niezwykle szybko.

środa, 30 grudnia 2020

TOP10: Najbardziej wyczekiwane książki sportowe 2021 roku [Ranking]

Nietypowy pod wieloma względami rok 2020 powoli dobiega końca. Z racji pandemii w minionych 12 miesiącach nie ukazało się wiele sportowych tytułów, których premiery były planowane na okres mistrzostw Europy w piłce nożnej czy igrzysk olimpijskich. Zbliżający się rok 2021 może być więc niezwykle interesujący pod kątem nowych tytułów, co zwiastują oficjalne zapowiedzi wydawców. Poczytajcie o najciekawszych z nich!*

*Ranking ma charakter absolutnie subiektywny i jest stworzony wyłącznie na podstawie odczuć oraz zainteresowań autora niniejszego bloga

poniedziałek, 2 listopada 2020

Tomasz Hajto i jego „Ostatnie rozdanie”. Recenzja przedpremierowa

Jeszcze do niedawna znaczna część kibiców zachwycała się jego eksperckimi komentarzami, a lapsusami takimi jak „truskawka na torcie” tylko zyskiwał na popularności. Do dziś gdzie się nie pojawia, tam budzi emocje. Nic dziwnego, że autobiografia Tomasza Hajty to jedna z najbardziej wyczekiwanych piłkarskich książek. „Ostatnie rozdanie” nie rozczarowuje pod względem tematyki – piłkarz odniósł się we wspomnieniach do wszystkich głośnych spraw ze swojego życia i jak zwykle nie gryzie się w język w ocenie środowiska. Czytelnikowi pozostaje ocena, na ile uwierzy autorowi.

Wielu zastanawiało się, na ile szczere będą wspomnienia Tomasza Hajty. Poruszenie historii, o których piłkarz pewnie wolałby zapomnieć, nie mogło być zadaniem łatwym. W „Ostatni rozdaniu” jest jednak wszystko, co chcieliby wiedzieć kibice: hazardowy nałóg, afera z fajkami czy wypadek, który stał się głównym orężem w ręku krytyków pod każdą informacją na temat „Gianniego”. Hajto mierzy się z tym wszystkim w książce, ale wcale nie kończy na najgłośniejszych sprawach. Opowiada też o mniej pamiętanej już aferze z podatkiem kościelnym, jako jeden z niewielu reprezentantów Polski mówi wprost o korupcji w naszej piłce za czasów swojej gry w Hutniku Kraków i Górniku Zabrze czy wyjaśnia kulisy konfliktu na linii piłkarze-dziennikarze w czasie mundialu w Korei i Japonii. Tym jednak, co we wspomnieniach Hajty najbardziej szokuje, jest opis mechanizmu uzależnienia od hazardu. Nie było dotychczas w Polsce piłkarskiej biografii, w której ten wątek byłby tak rozległy. O swoim hazardowym nałogu opowiadał w „Spalonym” Andrzej Iwan, co doskonale przelał na papier Krzysztof Stanowski, ale to w „Ostatnim rozdaniu” poznajemy krok po kroku, jak to bagno potrafi wciągnąć i zrujnować życie. Dla mnie to zdecydowanie najmocniejsze fragmenty, które przypominają trochę lekturę „Mojej spowiedzi” Dawida Janczyka. Tam był chowany przed rodziną po kątach alkohol, tutaj jest połączenie alkoholu z zamiłowaniem do kasyna. Połączenie, które niesie za sobą przerażające konsekwencje.

350 tysięcy złotych przegrane w jedną noc

Kilka miesięcy temu media rozpisywały się o pieniądzach pożyczonych Tomaszowi Hajcie przez niepełnosprawnego sportowca, który nie doczekał się ich zwrotu (to, swoją drogą, jedyny głośny wątek z życiorysu piłkarza, do którego ten bezpośrednio nie odnosi się we wspomnieniach). Lektura „Ostatniego rozdania” przynosi odpowiedź na pytanie, dlaczego do tego doszło. „Gianni” przyznaje, że był uzależniony od hazardu i przegrywał naprawdę duże kwoty. Już mocny prolog książki wprowadza nas w atmosferę kasyna i pokazuje człowieka, dla którego stało się ono źródłem wszelkich nieszczęść („Wydawało mi się, że wszystko, co robiłem, obracało się w zgliszcza. Ciągle zadawałem sobie pytanie: Ja pierdolę, jak mam dać sobie z tym wszystkim radę?”). Na kolejnych stronach lektury ten wątek przewija się jeszcze kilkukrotnie, poświęcony został mu osobny rozdział, dzięki czemu czytelnik może przeczytać o pierwszej wizycie Hajty w kasynie jeszcze przed wyjazdem z Polski, nasileniu się nałogu podczas gry w Niemczech, gdy zarabiał duże pieniądze („Były takie sytuacje, że jak przyjeżdżałem z Niemiec do Polski na mecze reprezentacji, to ludzie z kasyna odbierali mnie już na lotnisku”) czy wreszcie o konkretnych kwotach, jakie piłkarz przegrywał („Uświadomiłem sobie, ile przepuściłem pieniędzy. To była jedna z moich większych przegranych – puściłem wtedy 350 tysięcy złotych”). Kolejne przegrane to kolejne lichwiarskie pożyczki, które wplątywały piłkarza w spiralę długów. Dopóki Hajto dobrze zarabiał, długi udawało się spłacać. Po zakończeniu kariery nałóg pozostał, a możliwości zarobkowe mocno się skurczyły, stąd nawarstwianie się kolejnych problemów.

niedziela, 2 lutego 2020

Lutowe premiery

Idzie luty, podkuj buty! Potem załóż je na nogi i marsz do księgarni – ale nie za szybko, bo jeśli chcesz zaopatrzyć się we wszystkie sportowe premiery tego miesiąca, musisz poczekać do jego ostatnich dni. Zachęcam do poczytania, jakie nowości trafią na regały w lutym.

Jerzy Porębski, Wojciech Fusek „Lekarze w górach. Bohaterowie drugiego planu” (Wydawnictwo Agora)

Zaczynamy od pozycji, która ukaże się pod patronatem niniejszego bloga. Nie da się ukryć, że w ostatnich miesiącach jesteśmy świadkami prawdziwego wysypu pozycji poświęconych himalaizmowi. Większość z nich to biografie lub wspomnienia z wypraw, do tej pory bardzo brakowało natomiast książek tematycznych. Zauważono to chyba w Wydawnictwie Agora, bo na 26 lutego zaplanowano premierę publikacji „Lekarze w górach. Bohaterowie drugiego planu” Jerzego Porębskiego i Wojciecha Fuska. Wreszcie coś świeżego! Jak łatwo się domyślić, w środku znajdą się opowieści o tym, czym podczas wypraw zajmują się lekarze, a autorzy przypomną również najbardziej dramatyczne wypadki w górach. W książce nie zabraknie wypowiedzi lekarzy oraz wspinaczy, a także historii prosto bazy, pokazujących jej codzienne życie. Całość liczy 340 stron, a okładkowa cena lektury to 39,99 zł. Autorzy nie są nowicjuszami w tej tematyce, bowiem dwa lata temu ukazało się nowe wydanie ich dzieła pisanego z Januszem Kurczabem „Polskie Himalaje”. Teraz przyszedł czas na kolejną pozycję, którą w przedsprzedaży można znaleźć już za niecałe 34 zł. Premiera 26 lutego.

Tyson Fury „Tyson Fury. Bez maski. Autobiografia” (Wydawnictwo Sine Qua Non)

Kolejna z lutowych premier to coś dla fanów boksu. Już 22 lutego do ringu ponownie wyjdą Tyson Fury oraz Deontay Wilder, by powalczyć o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. W ich pierwszym pojedynku padł remis i między innymi o kulisach tamtej walki opowiada brytyjski bokser w swojej autobiografii „Bez maski”. Książka ukazała się na Wyspach pod koniec ubiegłego roku, z miejsca stając się bestsellerem. Nic dziwnego – Fury to niezwykle barwna postać, a w książce szczerze opowiedział o całym swoim życiu: walce z depresją, próbie samobójczej, problemach z alkoholem i narkotykami. Nie zabrakło anegdot na temat najsłynniejszych pięściarzy, m.in. Władimira Kliczki oraz kulis kolejnych zawodowych walk, ale dla kibiców zdecydowanie najciekawsze będą wątki z życia prywatnego Tysona. Tak uważam, ponieważ jestem już po lekturze biografii, a swoimi przemyśleniami podzieliłem się w tym wpisie. Odsyłam do niego wszystkich niezdecydowanych, ale mogę napisać jedno – pozycja, która ukaże się nakładem Wydawnictwa SQN, to jedna z najlepszych sportowych biografii ostatnich lat! Książka liczy 328 stron, a jej okładkowa cena to 39,99 zł. W przedsprzedaży na LaBotiga.pl można ją nabyć już za niespełna 30 zł. Tłumaczeniem wspomnień pięściarza zajął się Bartosz Sałbut. Premiera 12 lutego.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Otylia. Moja historia. Książka mistrzyni pływania już jesienią!

– Przez 35 lat swojego życia miałam fantastyczne wzloty, ale też trudne upadki. Autobiografia jest dla mnie zamknięciem pewnego etapu – tak decyzję o spisaniu wspomnień tłumaczy Otylia Jędrzejczak. Szczera książka mistrzyni olimpijskiej ukaże się 27 listopada nakładem Wydawnictwa SQN.  Znajdą się w niej niezwykle osobiste wątki dotyczące sportowej kariery, rodziny, relacji z mężczyznami czy tragicznej śmierci brata.
– O napisaniu książki myślałam ponad dziesięć lat, ale długo uciekałam od tego tematu, choć wiedziałam, że przyjdzie moment, gdy to się stanie. Sama bardzo wiele pisałam w trakcie mojego życia, przelewając na papier emocje, chwile szczęścia i łzy płynące mi z oczu – mówi Otylia. – Kiedyś powiedziałam, że napiszę ją, gdy będę w ciąży, ale nie określiłam, w której. To czas wyjątkowy, to rozpoczęcie nowego etapu w moim życiu, bo posiadanie własnej rodzinny dało mi poczucie bezpieczeństwa i jeszcze większą motywację do życia. To dlatego zdecydowałam się zamknąć te ponad 35 lat na kilkuset stronach. Moje życie to istny rollercoster, to ciężkie treningi i wyrzeczenia, by być najlepszą na świecie. Łzy szczęścia gdy wygrywałam, szukanie motywacji gdy byłam na szczycie, miłość kibiców i hejt, gdy spadałam w dół.  Ta książka to także powrót do ciężkich chwil, które jeszcze bardziej ukształtowały mój charakter – tłumaczy sportsmenka. Katorżnicze treningi, całkowite podporządkowanie się sportowemu reżimowi to tylko niektóre z cieni kariery Otylii, skryte głęboko za uśmiechem i łzami radości po kolejnych zwycięskich zawodach. Ale nie tylko o tym pisze sportsmenka w książce zatytułowanej „Otylia. Moja historia”.

piątek, 10 maja 2019

Miroslav Klose i jego historia. Ronald Reng napisał biografię urodzonego w Opolu piłkarza

To książka, która może odbić się szerokim echem zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Jeden z najlepszych niemieckich dziennikarzy piszących o sporcie – Ronald Reng – postanowił zabrać się za spisanie historii Miroslava Klose. Opowieść o urodzonym w Opolu piłkarzu, który jest najskuteczniejszym strzelcem w historii mundiali, ukaże się w kraju naszych zachodnich sąsiadów 2 września pod tytułem „Miro”.

W opisie książki niemieckiego wydawcy, czyli firmy Piper, czytamy: „Miroslav Klose był wyjątkowym snajperem i bezinteresownym graczem zespołowym. Jego historia jest niezwykła: w wieku 20 lat grał w lidze okręgowej, by chwilę później zostać mistrzem świata i najlepszym strzelcem w historii niemieckiej drużyny narodowej. Współpracując ściśle z Miroslavem Klose, Ronald Reng opisał historię człowieka, którego z pozoru wszyscy znali z telewizji, tak naprawdę niewiele o nim wiedząc (...) Czarująca i wzruszająca książka »Miro« przybliża nas do czasów, które dawno już minęły: czasów zawodników szlifujących swoje umiejętności na ulicy, podążających z podwórka na szczyty futbolowego świata”.

Zapowiada się fascynująca lektura obfitująca w wiele polskich wątków i pokazująca, dlaczego tak naprawdę Miro wybrał grę dla naszych zachodnich sąsiadów, a nie trykot z białym orłem na piersi. Znając styl i jakość poprzednich książek Ronalda Renga, można oczekiwać biografii stojącej na bardzo wysokim poziomie. Niemiec opisał dotąd wielokrotnie nagradzaną historię Roberta Enkego, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN pod tytułem „Życie wypuszczone z rąk”. Krakowski wydawca wypuścił na rynek również inne dzieło tego autora – pozycję „Bundesliga. Niezwykłe opowieść o niemieckim futbolu”, która opisuje rozwój niemieckiej ligi na przykładzie życiorysu Heinza Höhera.

środa, 8 sierpnia 2018

"Nanga Dream" Tomasza Mackiewicza

Zaledwie osiem miesięcy po tragedii, jaka rozegrała się na Nanga Parbat, do księgarni w całej Polsce trafi biografia Tomasza Mackiewicza. Książka o himalaiście, który zginął 30 stycznia tego roku, ukaże się 1 października nakładem Wydawnictwa Znak. Wydawcy zapewniają, że będzie to "Historia o realizacji pasji i wielkich marzeniach".

Sprawą ratowania Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza przez naszych himalaistów, którzy przygotowywali się do ataku na K2, żyła cała Polska. Nic dziwnego, że ledwie kilka miesięcy po tamtych dramatycznych wydarzeniach ukazuje się pierwsza książka na ten temat. Wydaje się, że na pewno nie będzie ostatnia. Publikacja przygotowana przez Znak liczy 300 stron, na których Mariusz Sepioło - reporter i autor bestsellera "Himalaistki" - próbuje przybliżyć sylwetkę wspinacza zwanego "Czapa", laureata Kolosa 2008.

Zapowiedź książki właśnie pojawiła się na stronie wydawcy, który o publikacji pisze następująco:
Miał swoje „fazy”: muzyka, używki, wreszcie góry. Jedna była najważniejsza, nazywa się Nanga Parbat. Chciał zdobyć ją zimą jako pierwszy. W 2017 zmierzyli się siódmy raz.
Mówili o nim: punk, hipis, outsider. Chodził własnymi ścieżkami. Na wsi, gdzie się wychowywał, nauczył się, czym jest wolność. Potem szukał jej w mieście między blokami, w grupie chłopaków w kapturach. Odnalazł ją w Indiach, potem w podróżach i adrenalinie. Dom miał tam, gdzie właśnie był: w Polsce, w Irlandii, w Pakistanie, w busie, w namiocie na stokach ośmiotysięcznika. W realizacji himalajskich celów nie wspierali go wielcy sponsorzy ani środowisko wysokogórskie. Mimo to walczył o swoje marzenia, a pomagała mu cała Polska.
Tomek Mackiewicz – Czapa, Czapkins, Wegeta – był człowiekiem wymykającym się schematom. Książka o nim to nie tylko relacja z podróży po miejscach, do których trafiał. To także zapis rozmów z tymi, którzy pojawiali się w jego życiu – na chwilę albo na dłużej, z rodziną i przyjaciółmi. Oni również, tak jak Tomek, są wyjątkowi. Jako pierwsi otrzymywali sygnały, że dzieje się z nim coś złego. Akcję ratunkową, w której brali udział wspinacze spod K2, śledziła cała Polska. Książka po raz pierwszy odsłania jej kulisy z perspektywy bliskich Mackiewiczowi osób.

piątek, 25 sierpnia 2017

„Jestem Isia”, czyli malowanie paznokci, farbowanie włosów, no i tenis

Znacie z pewnością to uczucie, gdy znajdujecie się w nowym towarzystwie. Porozmawialiście już z wszystkimi obecnymi osobami i z każdą kolejną chwilą w głowie kotłuje się tylko jedna myśl: „Co ja tu robię?”. Tak było trochę ze mną i książką „Jestem Isia”, czyli rozmową Artura Rolaka z najlepszą polską tenisistką Agnieszką Radwańską. Nie chodzi jednak o to, że autobiografia napisana w formie wywiadu-rzeki jest słaba. Powodem mojego rozczarowania był fakt, że nie do końca jest adresowana do kibiców.

Z zewnątrz książka prezentuje się bardzo ładnie – twarda oprawa, kredowy papier, bogata szata graficzna, mnóstwo efektownych, kolorowych zdjęć z dzieciństwa, kortu i życia prywatnego najlepszej polskiej tenisistki. Gdybym miał określić to wydanie jednym słowem, powiedziałbym „glamour”. Okazuje się jednak, że również jeśli chodzi o treść, wspomnienia Radwańskiej bardziej pasują do gatunku literatury kobiecej niż sportowej. „Jestem Isia” to w większym stopniu opowieść o gwieździe (użyłbym słowa „celebrytce”, ale autorka za nim nie przepada), niż o sportsmence. Z jednej strony nie można się temu specjalnie dziwić – za wypuszczenie tej pozycji na rynek odpowiada Burda Publishing, wydawca magazynów takich jak „Claudia”, „Gala” i „Glamour”. Jestem przekonany, że dla czytelniczek tych pism będzie to idealna lektura. Z drugiej strony mamy jednak autora, którym jest Artur Rolak – znawca i ekspert tenisa, który zna się na nim doskonale, ma ogromną wiedzę i doświadczenie. Wydawać by się mogło, że jeśli on prowadzi rozmowę z Radwańską, będzie ona dla kibica niezwykle ciekawa, bo skoncentrowana przede wszystkim na sporcie. Po części tak jest, ale odniosłem wrażenie, że autor został stłamszony przez koncepcję książki, która ma zainteresować również (a może przede wszystkim?) kompletnych laików. Zbyt duży nacisk położony został na przedstawienie „Isi” prywatnie, natomiast przybliżenie kulisów jej światowej kariery, najważniejszych meczów i wielkiego tenisa zostało nieco zmarginalizowane.

Sport na drugim planie
Uczucie niedosytu rośnie w czytelniku z każdym kolejnym rozdziałem. Zaczyna się obiecująco – od wstępu autorstwa Rolaka, który wyjaśnia, jak to się stało, że Radwańskie tenisa uczyły się w Gronau. Bardzo dobry reportersko fragment i można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby dalej narracja prowadzona była w tej samej formie, książka byłaby zdecydowanie ciekawsza dla kibica. Potem zaczyna się jednak właściwa część, czyli wywiad-rzeka. Już pierwsze pytanie przynosi jednak rozczarowanie: „Dlaczego «Isia»?”, pyta autor, a to trochę tak, jak gdyby rozmowę z muzykami rozpoczynał od pytania o pochodzenie nazwy zespołu – coś, czego nienawidzi każdy artysta. Nie są to niestety złe miłego początku, bo choć książkę czyta się bardzo sprawnie, autorom nie udało się w pełni osiągnąć efektu realnego dialogu między pytającym a odpowiadającą. Coś, co świetnie sprawdziło się w przypadku chociażby rozmowy Szczepana Twardocha z Mamedem Khalidovem (odsyłam do recenzji ich publikacji „Lepiej, byś tam umarł”), tutaj nie zdało egzaminu. Czytając niektóre pytania, miałem wrażenie, że autor ograniczony jest listą rzeczy, o które musi zapytać. Zdarzało się, że kolejne pytanie nie wynikało naturalnie z poprzedniego, wątki nie zawsze były sprawnie łączone, czego przykładem może być temat znaczka pocztowego z wizerunkiem Radwańskiej wypuszczonego w Gwinei Bissau. Autor pyta, czy „Isia” wiedziała o tym, że została tak uhonorowana, co bardzo mnie zaciekawiło. Tenisistka odpowiada krótko, że nie wiedziała i nie ma tego znaczka. Dziękuję, dobranoc, następne pytanie, które dotyczy już czegoś zupełnie innego. Oczywiście powiązanie wszystkich wątków i pytań przez ponad 200 stron nie jest łatwe, ale na tym właśnie polega sztuka dobrego wywiadu-rzeki. Tutaj zabrakło takiego dobrania tematów, by czytelnik odniósł wrażenie, że przysłuchuje się rozmowie dwóch osób, a nie jest świadkiem wypełniania przez główną bohaterkę kwestionariusza.

piątek, 9 grudnia 2016

Piątka na piątek: Alex Ferguson „Być liderem”

Stał się legendą Manchesteru United. Z sukcesami prowadził klub przez niemal 27 lat. Wraz z jego odejściem skończył się złoty okres Czerwonych Diabłów, podczas którego byli drużyną podziwianą przez kibiców na całym świecie. Sir Alex Ferguson to jeden z najsłynniejszych menadżerów w historii futbolu. Przeczytajcie, jakimi pięcioma spostrzeżeniami dzieli się w swojej nowej książce „Być liderem”.

1. „Z jakiegoś powodu Bóg dał nam parę oczu i parę uszu, a tylko jedną buzię. Stąd też powinniśmy dwa razy więcej obserwować i słuchać, niż mówić”.

Powyższe słowa mogą wydawać się oczywiste, ale przyznam szczerze, że nigdy w ten sposób nie postrzegałem pracy trenera. Ferguson w „Być liderem” w wielu miejscach udowadnia, że umiejętność dobrego obserwowania i słuchania może okazać się kluczowa w jego zawodzie. Jako przykłady podaje dwie sytuacje: transfer Cantony i grę w „dziada”.
W 1992 roku, po meczu Manchesteru United z Leeds, Ferguson podsłuchał rozmowę swoich zawodników pod prysznicem – ci gorączkowo dyskutowali na temat napastnika rywali, Erika Cantony. Chwalili zalety Francuza, co szkoleniowcowi wydało się dziwne, gdyż nigdy wcześniej piłkarz przeciwników nie wywoływał w szatni takich emocji. Ta rozmowa poskutkowała tym, że Sir Alex zaczął bacznie przyglądać się Cantonie i wkrótce ściągnął go na Old Trafford. Podsłuchana pod prysznicem rozmowa stała się zalążkiem sprowadzenia do United jednego z najlepszych napastników w historii klubu.
W innymi miejscu książki Ferguson zdradza, jak cenny był dla niego jeden trening reprezentacji RFN, zaobserwowany w Kilmarnock w 1969 roku. To podczas niego Szkot zobaczył, że w czasach, gdy przez trenerów cenione były długie treningowe biegi, niemiecka ekipa trenowała zupełnie inaczej – kładła nacisk na posiadanie piłki. Ta obserwacja zaowocowała wprowadzaniem przez Fergusona w kolejnych drużynach tzw. boxes, czyli popularnej gry w „dziadka”, dzięki której podopieczni Sir Alexa doskonalili swoje umiejętności. 90-minutowa obserwacja treningu stała się dla menadżera lekcją na całą późniejszą karierę.

2. „Sprawdzałem, który z rywali po raz pierwszy grał na Old Trafford. Zazwyczaj na nich wywieraliśmy największą presję”.

poniedziałek, 23 listopada 2015

"KS Gedania. Klub gdańskich Polaków". Premiera już w grudniu!

To książka, na którą kibice czekali od ponad roku. Janusz Trupinda, historyk i pracownik Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, publikację poświęconą Gedanii Gdańsk zapowiadał w wywiadzie dla bloga w sierpniu 2014 roku. Pozycja zatytułowana "KS Gedania. Klub gdańskich Polaków" do księgarni trafi ostatecznie 18 grudnia. Jednym z jej patronów medialnych został blog Książki Sportowe.

Z tej okazji już dziś krótka zapowiedź książki, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Oskar. Twórcy piszą o niej następująco:
Powstałe po I wojnie światowej Wolne Miasto Gdańsk było kompromisem, który nie zadowalał nikogo, a po 1933 roku coraz bardziej ulegało brunatnej dyktaturze. W tych okolicznościach funkcjonowała polska mniejszość, określana jako „polityczny problem” i wypychana na margines życia społecznego. Wyjściem stał się dla niej jednak sport, dzięki któremu mogła manifestować polskość i przywiązanie do biało-czerwonych barw. Tej idei pozostali wierni sportowcy Gedanii Gdańsk, która z jednosekcyjnego klubu przerodziła się w największy ośrodek sportowy nad Motławą. Niestety, los obszedł się z jej reprezentantami okrutnie - od narastających represji po dojściu do władzy nazistów, przez pobyty w obozach koncentracyjnych i przymusową pracę podczas II wojny światowej, po czasy powojenne. Ich historię postanowił przypomnieć pracownik Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, Janusz Trupinda, i w efekcie powstała książka "KS Gedania – klub gdańskich Polaków" (Wydawnictwo Oskar). To głos, jak mówi autor, „gdańskich Kolumbów” - ludzi prezentujących amatorski poziom sportowy, ale widzących w sporcie coś więcej niż aktywność fizyczną. Zrównywani przez komunistów z folksdojczami, zmuszeni do udowadniania patriotyzmu, musieli po 1945 roku opuścić swoją ojczyznę, do której przez dekady dążyli. Niestety, dla nich i przedwojennej Gedanii nie było dotychczas miejsca  w sportowych opracowaniach i zamiarem powyższej publikacji jest wypełnienie tej luki.

O autorze:
Janusz Trupinda – historyk - mediewista, menadżer kultury, pracownik Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Historią Gedanii Gdańsk zainteresował się dzięki wystawie „Citius-Altius-Fortius. Lokalny wymiar wielkiej idei sportu”, zorganizowanej w 2012 roku w Muzeum. Jak sam mówi, „Wyróżniało ich [gedanistów – przyp. red.] jedno: działali w bardzo trudnych warunkach, byli mniejszością i to sport właśnie pozwalał im zachować tożsamość narodową i wyrazić swoje aspiracje”. Przez 3 lata gromadził materiały związane z klubem: zdjęcia, dokumenty, wspomnienia rodzin członków Gedanii. Prowadzi również bloga Gedania. Zapiski na marginesie książki.

sobota, 17 maja 2014

„Fighter”. Autobiografia ekspresowa

3 maja na blogu Tomasza Adamka pojawiła się okładka jego autobiografii. Dzień później pięściarz poinformował, że zaprezentowana książka trafi do sprzedaży w ciągu najbliższych kilkunastu dni. Jak informuje kandydat Solidarnej Polski do Parlamentu Europejskiego, pozycja „Fighter” ma być odpowiedzią na pomówienia dotyczące jego osoby, które pojawiły się ostatnio w mediach.

„Postanowiłem jednak przyśpieszyć prace nad spisywaną od dawna autobiografią” – tak Adamek rozpoczyna informację o premierze książki we wpisie datowanym na 4 maja. „Pomyślałem, skoro są chętni do pisania mojej biografii według własnych, tabloidowych zasad, to dam im odpór i sam wydam książkę” – dodaje. Nieco dalej autor zdradza, co będzie można znaleźć w pozycji „Fighter”. „Będzie tam sporo ciekawostek z mojego życia prywatnego, rodzinnego oraz sportowego. Moja droga życiowa nie była wcale łatwa. Powinna dać wiele do myślenia szczególnie młodym ludziom, którzy chcą mnie naśladować”.

Zdążyć przed wyborami
Tomasz Adamek w cytowanym wpisie nie podał dokładnej daty premiery autobiografii. Zaznaczył jedynie, że ukaże się ona przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, czyli przed 25 maja. W kilku sklepach można już zamawiać książkę, a także znaleźć termin jej wydania, choć nie brak tutaj rozbieżności. Na empik.com, podobnie jak na inbook.pl, widnieje data 16 maja, na stronie weltbild.pl 19 maja, a na taniaksiazka.pl… brak dokładnego terminu premiery. Niestety nie sposób zweryfikować tych informacji na stronie Wydawnictwa Drzewo Babel, którego nakładem ukaże się książka, gdyż brak tam jakiejkolwiek wzmianki o premierze autobiografii Adamka.

sobota, 24 marca 2012

Pojedynek dziadków

Andrzej Gołota wraca na ring! Taką informację podał wczoraj "Przegląd Sportowy". Powołując się na źródła takie jak TOK.FM i serwis wroclaw.sport.pl, dziennik poiformował, że Gołota miałby zmierzyć się z... Riddickiem Bowe'em! Nie będzie to jednak walka bokserska, ale pojedynek wrestlingowy! Do walki miałoby dojść, jak zapowiada Michael Brill, wiceprezes SMG - spółki zarządzającej kilkudziesięcioma arenami sportowymi na świecie, we wrocławskiej Hali Stulecia. Smaczku pojedynkowi z pewnością dodaje historia bojów "Ostatniej Nadzei Białych" z Bowe'em. 

Dwie walki tych pięściarzy stoczone w 1996 roku kończyły się dyskwalifikacją Polaka po ciosach poniżej pasa. W obu Gołota prowadził w konfrontacji. Poniżej film prezentujący ostatnią rundę pierwszej walki, nieczyste zagrania Polaka i bójkę po pojedynku, w której mocno ucierpiał trener Gołoty - Lou Duva: