wtorek, 5 lipca 2022

Zbigniew Bródka. Najszybszy strażak świata. Recenzja książki

Zbigniewa Bródki nie trzeba przedstawiać współczesnym entuzjastom sportu. Zdobyty przez niego złoty medal olimpijski z 2014 roku nadal jest dość świeżą sprawą i wielu kibiców doskonale kojarzy rywalizację w łyżwiarstwie szybkim w Soczi i emocjonalny komentarz Piotra Dębowskiego. Biografia Zbigniewa Bródki nie jest moim zdaniem książką, która ma dużą wartość merytoryczną i wątpię, aby kiedykolwiek była traktowana jako kopalnia wiedzy na temat jednego z najlepszych polskich łyżwiarzy w historii. Jest nudno, powtarzalnie i nijako.

Mistrz olimpijski

Najnowsze działo Dariusza Tuzimka pojawiło się dość niespodziewanie w sprzedaży i nie zostało poprzedzone większą promocją. Nie oczekiwałem fajerwerków, ale też spodziewałem się, że autor zgłębi temat i przedstawi nam znacznie szerszy obraz kariery sportowej jedynego polskiego mistrza olimpijskiego w łyżwiarstwie szybkim. Publikacja rozpoczyna się od przybliżenia czytelnikowi najważniejszego sportowego osiągnięcia w karierze Zbigniewa Bródki, czyli złota z Soczi. Dariusz Tuzimek opowiada o wydarzeniach z tego dnia, streszczając transmisję telewizyjną komentowaną przez Piotra Dębowskiego. Jest to dość rzadko spotykany sposób opisywania wydarzeń sportowych, bo nieczęsto się zdarza, że ktoś opisuje komentarz komentatora. Myślę, że ten zabieg się udał, a Pan Tuzimek dość dobrze oddał emocje z tamtych dni.

Zbigniew Bródka – człowiek bez wad?

Niestety tego typu pozytywów nie ma zbyt wiele. W książce jest bardzo mało wypowiedzi autorstwa Zbigniewa Bródki, a te, które są, pochodzą w większości z wcześniejszych lat. Mam wątpliwości, czy autor rozmawiał z mistrzem olimpijskim podczas pisania jego biografii. Bardzo nie lubię książek, które są peanem pochwalnym na cześć opisywanego bohatera oraz jego całego otoczenia, w tym przepadku trenerów oraz kolegów z lodowej tafli. Tutaj niestety tak jest: żadnych wad, same zalety. Można odnieść wrażenie, że to książka z cyklu „Żywoty świętych”, a nie biografia sportowca. Autor skupia się niemal wyłącznie na pozytywach, patrząc na życie przez różowe okulary. Zdaję sobie sprawę, że Dariusz Tuzimek nie chciał wywlekać prywatnych brudów i szkalować postaci mistrza olimpijskiego, ale każdy popełnia w życiu mnóstwo błędów rzutujących na jego losy prywatne i zawodowe. Szkoda, że autor przedstawił tylko wzloty, a pominął upadki, bo otrzymaliśmy mało wiarygodny obraz najszybszego strażaka świata.

Do kogo adresowana jest ta książka?

Autor napisał książkę bardzo prostym i przystępnym językiem. Można zaryzykować stwierdzenie, że biografia łyżwiarza ma znacznie większe szanse na powodzenie wśród młodzieży niż wśród osób dorosłych. Nie ma w niej górnolotnych zwrotów, ani trudnych słów. Myślę, ze byłaby to idealna nagroda w międzyszkolnych zawodach czy innych imprezach sportowych dla dzieci i młodzieży. Styl pisania Dariusza Tuzimka jest bardzo przystępny dla młodego człowieka. W publikacji nie ma żadnych negatywnych przekazów. Wszystko jest pozytywne i motywujące młodego człowieka do treningów wbrew przeciwnościom losu. Niestety, dorosły kibic, a w szczególności kibic łyżwiarstwa szybkiego, nie dowie się z książki za wiele. Gdyby na okładce znajdowała się informacja sugerująca, że biografia jest skierowana głównie do młodego czytelnika, uważam, że paradoksalnie lepiej by się sprzedała.

Gdy podczas czytania zorientowałem się już, z jakim typem biografii mam do czynienia, zacząłem skupiać się na wynajdowaniu informacji mało znanych. Nie było ich wiele, ale jedną z takich perełek jest rozdział poświęcony w dużej części Mieczysławowi Szymajdzie, pierwszemu trenerowi Zbigniewa Bródki. Został on w książce przedstawiony jako wspaniały człowiek i genialny wuefista, który od wielu lat organizuje w Domaniewicach sportowe życie dla dzieciaków. Rozdział o tym człowieku to wielka zaleta książki Tuzimka. Myślę, ze o takich ludziach trzeba mówić, bo niestety tak zaangażowanych ludzi w sport młodzieżowy z roku na rok jest w Polsce coraz mniej. Bardzo dobrze, że Dariusz Tuzimek skupił się na postaci trenera i można tylko żałować, że inni autorzy często umniejszają rolę, jaką pełnił pierwszy szkoleniowiec w życiu danego sportowca.

Mało opisów rywalizacji

W książce wiele faktów jest powielanych, a o niektórych z nich czytamy kilkukrotnie w różnych rozdziałach. Przecież Zbigniew Bródka miał bardzo bogatą karierę. Starował na przestrzeni lat na całym świecie. Najpierw w short-tracku, a później w łyżwiarstwie szybkim. W książce o rywalizacji w poszczególnych dużych zawodach sportowych jest niewiele. Autor zmarginalizował karierę Bródki do startów olimpijskich oraz łączenia jego pracy z zawodem strażaka. A gdzie opis startów w mistrzostwach Polski czy Pucharze Świata? Gdzie opisy mistrzostw Europy czy mistrzostw świata z udziałem Zbigniewa? Tego w książce nie znajdziemy. Nie widzimy rozwoju jego kariery, pokonywania kolejnych szczebli w drabinie prowadzącej na sam szczyt. To duży minus tej biografii.

Zdjęcia – mocna strona biografii

Żeby jednak nie było tak krytycznie, muszę pochwalić autora za zamieszczenie wielu ciekawych zdjęć. Mało jest książek, w których wydawnictwo aż tak mocno stawia na stronę wizualną. Chyba tylko Wojciech Maroszek miał w swojej książce więcej zdjęć, ale należy zaznaczyć, że były one dostępne tylko po sczytaniu kodu QR. Mnogość fotografii bardzo uatrakcyjnia dość ubogą treść i urozmaica opowieść o najszybszym strażaku świata. Wiele zdjęć jest unikalnych i raczej ciężko na nie trafić w Internecie. To zdecydowanie zwiększa wartość publikacji.

Biografię Zbigniewa Bródki raczej trudno wychwalać i polecać innym, ale biorąc pod uwagę niewielką na polskim rynku liczbę książek o dyscyplinach zimowych, można zaryzykować, wprowadzając w życie znane przysłowie: „z braku laku i kit dobry”. Dla 12- i 13-latka uprawiającego sport może być to całkiem dobry pomysł na prezent. Dla reszty to lektura na zasadzie: przeczytać i zapomnieć. Może jeszcze kiedyś doczekamy się pełnowartościowej biografii pierwszego polskiego mistrza olimpijskiego w łyżwiarstwie szybkim?

CZYTAJ TAKŻE:

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście, zmarnowany potencjał na fajną książkę. Można było ją bardziej rozwinąć w kontekście przybliżenia tej dyscypliny czytelnikom.

    OdpowiedzUsuń