Pokazywanie postów oznaczonych etykietą boks. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą boks. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 sierpnia 2022

Cena naszych marzeń. Recenzja książki

Nie lubię być oszukiwany. Jeśli kupuję w sklepie słoik, na którym jest przyklejona etykieta z napisem majonez, to oczekuję, że będzie w nim majonez, a nie musztarda czy chrzan. Jeśli sięgam po sól, to nie obawiam się, że zakupiłem kilogram cukru, tylko zakładam, że to sól. Niestety, raz na jakiś czas od tej reguły występują wyjątki. Czytając pozycję „Cena naszych marzeń”, wypuszczoną na rynek przez Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, miałem wrażenie, że to, co napisano na okładce, ma się nijak do tego, co znajduje się w książce. Szkoda, bo sama lektura okazała się znakomita.

To nie są sportowe biografie!

Zacznę ostro, bo bardzo nie lubię, gdy nabija się mnie w butelkę. Publikacja była zapowiadana jako zbiór biografii największych sportowców świata. Tytuł oryginału: „The Cost of These Dreams: Sports Stories and Other Serious Business” idealnie oddaje to, co czytelnik znajdzie na kartach publikacji. Polski podtytuł „Sportowe biografie bez cenzury” mocno przekłamuje rzeczywistość. Na tylnej stronie okładki znajduje się informacja, że to szczery do bólu reportaż. Ani to bez cenzury, ani szczere do bólu… Są to mocne hasła reklamowe, a to, że książka jest napisana przyjaznym językiem, bez żadnych przekleństw i przekraczania granic, nie przeszkadza żeby napisać „bez cenzury”. Muhammad Ali na okładce też ma pewnie zmylić czytelników i sprawić, aby miłośnicy tego pięściarza sięgnęli do portfeli i wysupłali z nich 54.99 zł z nadzieją, że dowiedzą się czegoś nowego o swoim idolu. Śmiem wątpić, że ktoś w wydawnictwie przejmuje się tym, czy opis na okładce jest zgodny z rzeczywistością. Jordan, Ali, Messi to chwytliwe nazwiska i ludzie chcą o ich życiu czytać, a życiorysy tak sławnych postaci w jednym miejscu mogą niejednego czytelnika skusić. W książce nie ma jednak biografii żadnego z wymienionych sportowców. To zbiór czternastu znakomitych reportaży, niekoniecznie sportowych, aczkolwiek sport jest co najmniej tłem w każdym z nich. Książka jest tak dobra, że wcale nie trzeba bajerować czytelników, aby ją kupili, bo to, co dobre, i tak się sprzeda. A ja niestety czuję się wykiwany. Żeby być jednak uczciwym, musze zaznaczyć, że na okładce anglojęzycznego wydania znalazł się Yelberton Abraham Tittle, o którym w książce też nie przeczytamy. Jest oczywiście opcja, że wydanie amerykańskie różni się zawartością od naszego. Można spotkać się też z alternatywną okładką, na której znajduje się Ali wraz z leżącym na ringu Clevelandem Williamsem. Niestety nie wiem, czy jest to okładka zaprojektowana na rynek amerykański, czy brytyjski. Wygląda więc na to, że zmylanie czytelnika to normalna praktyka wydawnicza nie tylko u nas…

Czy ludzie w Polsce chcą czytać o golfie, baseballu i futbolu amerykańskim?

czwartek, 30 września 2021

„Lucjan Trela. Pancernik kieszonkowy ze Stalowej Woli”. Recenzja książki

Lucjan Trela to były pięściarz wagi ciężkiej, którego do dziś pamięta się głównie z dość niskiego wzrostu, niezwykłej zawziętości i ogromnego sprytu. Do historii przeszła jego walka z George’em Foremanem, która miała miejsce podczas igrzysk olimpijskich w Meksyku w 1968 roku. Do dziś temu pojedynkowi towarzyszy wiele legend, a ponad pół wieku od tamtego wydarzenia Janusz Stabno podjął się próby przybliżenia kibicom sylwetki Pancernika kieszonkowego.

Janusz Stabno to były pięściarz, a obecnie bokserski sędzia międzynarodowy, który w wolnych chwilach zajmuje się pisaniem książek o tej dyscyplinie sportu. Po biografiach Mariana Kasprzyka i Tadeusza Grzelaka oraz po dwutomowej książce o kaliskim boksie przyszedł czas na postać Lucjana Treli, jednego z najbardziej znanych polskich zawodników wagi ciężkiej w boksie olimpijskim. 

Opis walk zamiast prawdziwej biografii

Tytuł i okładka publikacji mogą sugerować, że jest to biografia tego znakomitego zawodnika, a ponieważ statystyczny współczesny kibic niewiele wie o życiu pana Lucjana, nastawiałem się na bardzo ciekawą lekturę i zacierałem ręce z radości, że dowiem się wielu nowych informacji. Niestety niczego o prywatnym życiu pana Lucjana się nie dowiedziałem. Gdyby tytuł brzmiał: „Pozbawiony emocji spis wszystkich walk Lucjana Treli”, to nie miałbym zbyt wielu krytycznych uwag, ale spodziewałem się, że poczytam trochę o pięciokrotnym mistrzu Polski, a nie tylko o jego walkach. Żeby jeszcze opis tych pojedynków był ciekawy, gdyby były one sportretowane z dużo większą precyzją, można by to przełknąć, ale niestety czytelnik otrzymuje coś w stylu fragmentów: „w tej walce Lucjan Trela przegrał, a w tamtej wygrał, a w następnej znowu wygrał, mimo że w pierwszej rundzie był liczony”. I tak, niestety, cały czas. Miałem wrażenie, że autor przeglądał starą prasę i przepisywał z niej wyniki poszczególnych zawodów. Nie tego oczekiwałem po tej książce, ale może po prostu mam za duże wymagania.

czwartek, 30 stycznia 2020

Tyson Fury bez maski. Autobiografia boksera, która daje do myślenia

To zdecydowanie jedna z najciekawszych sportowych biografii, jakie ukazały się w ostatnich latach. Tyson Fury jest postacią niezwykle barwną, ale w książce pokazuje nam się „Bez maski”. Zdradza swoje prawdziwe oblicze, na którym odcisnęły się życiowe zakręty: depresja, problemy z alkoholem i narkotykami, śmierć dzieci i próba samobójcza.

Na wspomnienia takich sportowców zawsze czeka się z niecierpliwością. Tyson Fury, samozwańczy „Król Cyganów”, wprowadził do świata boksu luz, dystans i poczucie humoru. A to pojawi się na konferencji w stroju Batmana, a to rzuci coś o masturbacji jako formie przygotowań do walki, a to znowu wyjdzie do ringu ubrany niczym Wuj Sam. Znając wybryki Brytyjczyka, po jego autobiografii można było się spodziewać dużej dawki humoru. „Bez maski” nie jest jednak lekturą zabawną, wręcz przeciwnie. Fury ujawnia, że jego zachowanie było tylko pozą, przykrywką. Prawda o jego życiu jest zgoła inna – już od początku było ono naznaczone kłopotami, których kumulacja nastąpiła wtedy, gdy znalazł się na szczycie, zdobywając wymarzony tytuł mistrza świata po pokonaniu Władimira Kliczki. To właśnie wtedy był bliski skończenia ze sobą, a jego rodzina przeżywała dramat, kiedy pił, ćpał i przytył do 180 kilogramów.

Niczym biografia Roberta Enke
Dotychczas w literaturze sportowej spotkaliśmy się z jedną wybitną książką poświęconą problemowi depresji. Była to oczywiście znakomita biografia autorstwa Ronalda Renga „Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk”. Porównanie wspomnień Fury’ego do tamtej lektury wcale nie jest na wyrost – obie pokazują prawdziwe oblicze depresji. Wbrew powszechnym przekonaniom choroba ta wcale nie musi się nasilać w trudnych momentach. Tak jak dla Roberta Enke punktem zapalnym nie była wcale śmierć córeczki, tak w przypadku Tysona atak nastąpił, gdy spełnił swoje marzenie o tytule zawodowego mistrza świata wagi ciężkiej. Właśnie wtedy zrealizował swój cel i poczuł ogromną pustkę, co wpędziło go w problemy, które o mały włos nie doprowadziły go do śmierci. „Baz maski” rozpoczyna się właśnie od prologu, w którym pięściarz pisze o próbie samobójczej. Jadąc swoim ferrari, chciał się rozbić, ale w ostatniej chwili uratowała go myśl o dzieciach. To niezwykle mocne wprowadzenie do lektury, która z każdą kolejną stroną staje jeszcze bardziej szczera, pokazując, przez co musiał przejść Fury.

czwartek, 10 października 2019

Harry Haft. Niesamowita historia boksera z Bełchatowa

To jedna z najmocniejszych biografii, jakie czytałem w ostatnim czasie. Historia Harry’ego Hafta – żydowskiego pięściarza, który urodził się w Bełchatowie w 1925 roku i poznał wszelkie okrucieństwa II wojny światowej – przeraża i szokuje, ale też wciąga i daje do myślenia. To gorzka, ale jednocześnie piękna opowieść o nienawiści, miłości, okrucieństwie i człowieczeństwie, w której autor, będący synem głównego bohatera, nie stara się wybielić swojego ojca, lecz go zrozumieć.

Mimo że główne wydarzenia w książce odnoszą się do lat 30., 40. i 50. XX wieku, ta historia została spisana dopiero w 2003 roku. To wtedy blisko 80-letni Harry Haft (Harry to imię, które główny bohater przyjął po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych, wcześniej nazywał się Hercka) zdecydował się opowiedzieć najstarszemu synowi o tym, co przeżył. Jego losy były znane członkom rodziny, ale dopiero wtedy poznali wszystkie szczegóły. Senior przez dwa dni dokładnie opowiadał o swoim dzieciństwie spędzonym w Polsce, pierwszej prawdziwej miłości, a potem nadejściu wojny, która najpierw niespodziewania odmieniła los rodziny Haftów (zaczęli parać się wielce intratnym przemytem i poprawił się ich status), ale później sprowadziła na nią śmierć, ból i cierpienie. Na początku wojny Hercka trafił bowiem do obozu koncentracyjnego w Poznaniu i tak zaczęła się jego kilkuletnia gehenna. Później było Auschwitz, Jaworzno, obóz Gross-Rosen i marsz śmierci. Przyszły zawodowy pięściarz wszystko to przetrwał, również dzięki umiejętnościom bokserskim, a następnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczął zawodową karierę sportową. Ta doprowadziła go do walki z Rockym Marciano, które to wydarzenie jest w zasadzie punktem końcowym tej niesamowitej historii. To właśnie o tym, jak nastolatkowi udało się przetrwać piekło wojny, a następnie zrobić niezłą bokserską karierę na obcej ziemi, opowiada książka.

Kierując się instynktem przetrwania
Tym, co wyróżnia tę opowieść od wielu historii ofiar Holokaustu, które uszły z życiem, jest z pewnością fakt, że autor nie kreuje głównej postaci na nieskazitelnego bohatera. Nie czyni tego, bo w swoich opowieściach nie robił tego sam ojciec. Ta książka nie buduje mitu wspaniałego człowieka, który mimo wszechobecnej śmierci, okrucieństwa i otaczającego go zła, zachował w sobie człowieczeństwo i wykazywał się wielką odwagą. Być może właśnie dlatego mamy okazję w ogóle poznać losy Hafta – jest on przykładem na to, że aby przetrwać te straszne czasy, trzeba było zaadoptować się do panującej sytuacji. Młody Hercka potrafił czynić to doskonale. W obozie w Poznaniu wszedł w układ z pilnującym jego grupę Niemcem, dla którego kradł papierosy i inne towary, dzięki czemu mógł liczyć na specjalne względy. W obozie Auschwitz-Birkenau zyskał przychylność wysokiej rangi oficera SS, bo potrafił dochować tajemnicy, dzięki czemu uratował nie tylko siebie, ale też brata. Wkrótce został przeniesiony do kopalni w Jaworznie, gdzie wprawdzie na początku ciężko pracował, ale ciągle dostawał specjalne racje żywnościowe, przez co na tle wychudzonych więźniów wyróżniał się znacznie posturą. Gdy oficer zwietrzył szansę na wykorzystanie Hafta do dostarczania rozrywki niemieckim żołnierzom, zrobił z niego „Żydowską bestię” – pięściarza bijącego się z innymi więźniami w ringu przy aplauzie nazistowskich oprawców.

sobota, 28 października 2017

„Najważniejsza decyzja”. Motywująca historia Iwony Guzowskiej

Przez dotychczasowe życie przeszła na własnych zasadach i tak właśnie napisała tę książkę. Zajęło jej to prawie trzy lata, ale efekt końcowy na pewno nie jest banalny. „Najważniejsza decyzja” Iwony Guzowskiej to pozycja wielowątkowa. Niezwykle mocna, jeśli chodzi o wątki autobiograficzne, fragmentami drażniąca, ale przede wszystkim motywująca, co da się odczuć na każdej niemal stronie.

Odrzucona przez biologicznych rodziców już na starcie nie miała lekko. Świadomość Iwony Guzowskiej jeszcze nie zdążyła się dobrze ukształtować, a już musiała być gotowa na przyswojenie pierwszego trudnego terminu: samotność. Zanim trafiła do rodziny zastępczej, przez cztery miesiące przebywała w domu dziecka. Adopcja nie oznaczała jednak końca kłopotów – przybrany ojciec miał poważne problemy z alkoholem, co kończyło się późnymi powrotami do domu w tragicznym stanie i awanturami. Mało brakowało, by finał był jeszcze bardziej dramatyczny i na oczach nastoletniej Iwony ojciec udusił matkę... Uciekała od tego w świat książek, malarstwa i muzyki, ale nie uchroniło jej to od błędów młodości. Niechciana ciąża nie była tym, o czym marzy siedemnastolatka, ale na szczęście w porę przyszło opamiętanie, które sprawiło, że tytuł jej książki nie brzmi dziś „Najtragiczniejsza decyzja”. Wyszła z tego wszystkiego obronną ręką, ale trauma z dzieciństwa pozostała. Na tyle duża, że Iwona Guzowska o swojej przeszłości opowiedziała w trzeciej osobie. Być może w ten sposób choć trochę zdystansowała się od tego, co było złe, być może po prostu dlatego, że, jak sama twierdzi, „żyjąc przeszłością, nie żyje się naprawdę”. Potrzeba było dużej odwagi, by opowiedzieć o tym, co jej się przytrafiło. Przyszła mistrzyni świata w kick-boxingu i boksie zmierzyła się ze swoimi demonami w wydanych właśnie wspomnieniach, od pierwszych stron wbijając w fotel czytelnika. Ta historia działa dużo bardziej motywująco niż milion haseł i komend wydawanych przez trenerów mentalnych.

„Gdy świat leżał u moich stóp, byłam najbardziej samotną istotą na świecie”
Życie nie rozpieszczało Iwony Guzowskiej także wtedy, gdy weszła w dorosłość. „Najważniejsza decyzja” jest jednak kolejnym potwierdzeniem tego, że ludzie, którzy w młodości doznali wielu krzywd, mają największą motywację do tego, by osiągnąć coś w życiu. Zdobycie czarnego pasa w taekwondo zaledwie miesiąc po porodzie? Proszę bardzo. Wywalczenie mistrzostwa Polski w kick-boxingu dwa tygodnie później? Da się zrobić. Start w mistrzostwach świata z jedną sprawną nogą i sięgnięcie po złoty medal? Pestka. Wszystko to Guzowska osiągnęła dzięki swojej niezłomności i ogromnej wierze we własne możliwości. A przecież działo się to jeszcze zanim podpisała pierwszy kontrakt w zawodowym boksie, czyli przed „złotym okresem”, z którego dziś jest najbardziej znana. Pod tym względem książka polskiej fighterki jest absolutnie wyjątkowa – rzadko się zdarza, żeby droga na szczyt głównego bohatera była tak kręta i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Ale właśnie biografie takie jak wspomnienia Mike’a Tysona czy Rafała Jackiewicza czyta się najlepiej i „Najważniejsza decyzja” wpisuje się w nurt książek do bólu prawdziwych. Przynajmniej jeśli chodzi o kilkanaście pierwszych rozdziałów, dobrze podsumowanych słowami: „Gdy świat leżał u moich stóp, byłam najbardziej samotną istotą na świecie”.

poniedziałek, 6 marca 2017

Wydało się: Jerzy Zmarzlik „Bij mistrza!” (1992)

Książki pisane przez wybitnych znawców tematyki zawsze czyta się świetnie. Zwłaszcza, jeśli taki autor opisuje wydarzenia, których był naocznym świadkiem, a które miały miejsce w czasach przed erą Internetu czy nawet telewizji. Tak właśnie jest w przypadku Jerzego Zmarzlika i życiorysów wybitnych polskich bokserów, których opisuje w książce „Bij mistrza!".

Pozycja wydana w 1992 przez Polską Oficynę Wydawniczą „BGW" przedstawia historię polskiego boksu i jego najwybitniejsze postaci od okresu jeszcze przedwojennego do lat 90. Jerzy Zmarzlik – dziennikarz „Sportu", a potem przez wiele lat znawca pięściarstwa piszący na łamach „Przeglądu Sportowego" – prezentuje sylwetki takich bokserów jak Antoni Kolczyński, Kazimierz Paździor, Jerzy Kulej czy Tadeusz Walasek. Każdy z nich opisany jest szczegółowo, każdemu autor poświęca jeden rozdział. Na kilkunastu zazwyczaj stronach pisze o początkach kariery, największych osiągnięciach oraz upadkach, wspomina także o tym, co ze sportowcem działo się po zakończeniu czynnej kariery.

Niewątpliwą zaletą wydawnictwa jest doskonała znajomość tematu. Zmarzlik był naocznym świadkiem większości opisywanych turniejów mistrzowskich czy olimpijskich, więc przedstawiana przez niego informacje są wiarygodne i dogłębne. Obok przebiegu kolejnych pojedynków pisze o zakulisowych zdarzeniach, emocjach, własnych odczuciach. Relacje z walk są niezwykle żywe i dynamiczne. Zmarzlik przedstawia je w taki sposób, że można poczuć, jakby było się w bokserskiej hali, w której swój pojedynek toczy właśnie Marian Kasprzyk, Leszek Drogosz lub Jan Szczepański. Atutem autora książki „Bij mistrza!" jest też osobista znajomość z większością bokserów, co pozwala mu kreślić ich rysy psychologiczne. Zmarzlik wiedział, jakimi ludźmi byli, co nierzadko miało ogromny wpływ na ich sportową postawę. Dziennikarz nie ucieka też od opisywania prywatnego życia kolejnych pięściarzy, co czyni jego opowieści jeszcze ciekawszymi.

wtorek, 7 lutego 2017

Lutowe premiery (cz. 1)

Coś dla kibiców piłkarskich, fanów szczypiorniaka i boksu. Tak w skrócie prezentuje się oferta wydawnictw na pierwszą część lutego. Na początku tego miesiąca do księgarni w całej Polsce trafiły trzy nowości, o których warto wspomnieć. Każda z nich kierowana jest bowiem do innego odbiorcy, każda zapowiada się ciekawie i każdej należy poświęcić kilka słów. Po jakie lutowe premiery można już teraz wybrać się do sklepu?

Zaczynamy od nowej książki Ronalda Renga. Tego niemieckiego dziennikarza czytelnicy mogą kojarzyć z pozycji „Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk”, która na polskim rynku ukazała się niemal dokładnie dwa lata temu. Biografia bramkarza reprezentacji Niemiec, który cierpiał na depresję i popełnił samobójstwo, odbiła się szerokim echem nie tylko w ojczyźnie piłkarza, ale na całym świecie. W Polsce pozycja wydana nakładem Wydawnictwa SQN została uznana przez jury Sportową Książką Roku 2015. Całkiem słusznie, bowiem jest to absolutnie świetna lektura, o czym przekonywałem w tej recenzji. Wielka w tym zasługa autora, który wykazał się ogromnym talentem, wyczuciem i finezją. Nic dziwnego, że wydawca tej publikacji zdecydował się wypuścić na rynek kolejne dzieło Renga. „Bundesliga. Niezwykła opowieść o niemieckim futbolu” to ponownie ciekawa ludzka historia. Autor, opisując życie Heinza Hoehera, piłkarza i trenera związanego z Bundesligą od początku jej założenia, tworzy opowieść o rozwoju niemieckich rozgrywek piłkarskich. „To nie naszpikowana datami, nazwiskami i pustymi liczbami historia niemieckich rozgrywek piłkarskich. Ta opowieść sięga znacznie głębiej – do samego wnętrza ligi. I pokazuje ją oczami człowieka związanego z nią od momentu jej założenia”, czytamy w opisie liczącej 416 stron publikacji. Zapowiedź sugeruje, że to nie tylko idealna propozycja dla fanów piłki nożnej zza naszej zachodniej granicy, ale też uniwersalna opowieść o futbolu w Niemczech. Okładkowa cena książki to 39,90 zł, natomiast w księgarni LaBotiga.pl można ją nabyć ze sporą zniżką, oszczędzając prawie 14 zł. Tłumaczeniem pozycji, która na naszym rynku ukazała się 1 lutego, zajęli się Michał Jeziorny oraz Tomasz Urban.

czwartek, 29 stycznia 2015

Maciej Maj: „Szkoda, że czasem szczytne ideały przegrywają z prozą życia i rachunkiem ekonomicznym” [Wywiad]

Jest autorem czterech książek o postaciach związanych z lubelskim sportem. Najnowsza z nich, mimo że gotowa do druku, nieprędko pojawi się jednak na rynku. Na wydanie publikacji o żużlowcu Hansie Nielsenie jej twórca potrzebuje bowiem znacznej kwoty, którą mogą zapewnić wyłącznie sponsorzy i zwykli kibice. Między innymi o tym, że zgromadzenie pieniędzy na ten cel nie jest prostą sprawą, Maciej Maj (na zdjęciu) opowiada w wywiadzie dla bloga.

- "Pierwszy zawodnik zagraniczny ze światowej czołówki, który podpisał kontrakt w lidze polskiej" - taką informację na temat Hansa Nielsena można znaleźć w Wikipedii. To właśnie dlatego zdecydował się Pan napisać o tym żużlowcu?

Pomysł na książkę-album „Profesor w Lublinie” powstał w związku z tegorocznym jubileuszem 25-lecia pierwszego występu Hansa Nielsena w barwach Motoru Lublin. To było wówczas ogromne wydarzenie o skali ogólnopolskiej, chwila, której nigdy nie zapomnę. Wydarzenie to otwierało nowy rozdział w historii czarnego sportu, a „Profesor” stał się symbolem zmian w polskim speedwayu. Dobrze by było, aby tak wybitny zawodnik, który w lubelskim i światowym sporcie zapisał tak piękną kartę, był odpowiednio uhonorowany. Temu między innymi ma służyć ta książka. Oczywiście, Hans Nielsen był też jednym z moich sportowych idoli, a idola nie tworzą tylko wyniki na torze, ale również postawa poza nim. Ugruntowało mnie to w przekonaniu, że winniśmy pielęgnować jego pamięć i utrwalać ślady jego działalności. Powiem nieskromnie, że takiego wydawnictwa jeszcze w sporcie żużlowym nie było.

- Jak formę ma pozycja „Profesor w Lublinie"? Jest to pełna biografia Duńczyka czy traktuje wyłącznie o okresie jego występów w barwach Motoru Lublin? Można ją w ogóle nazwać biografią?

Historia jest pamięcią. A pamięć daje nam wiedzę, kto kim był i po co jesteśmy.  Absolutnie nie jest to biografia Hansa. To jest kronika obrazująca wszystkie kontakty duńskiego mistrza z Lublinem w latach 1990-2013 – zarówno sportowe, jak i towarzyskie. Jako ciekawostkę zdradzę, że album rozpoczyna się w 1986 roku w Chorzowie, kiedy „Profesor” zdobył swój pierwszy tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Potem szczegółowo przedstawiam wszystkie 33 mecze Hansa w barwach lubelskiej drużyny. Ponadto w książce zawarłem dwa wątki związane z okresem pilskim oraz z odznaczeniem Nielsena przez Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Warszawie. Ta książka to piękna pamiątka i szacunek oddany wielkiemu sportowcowi.

piątek, 5 grudnia 2014

Mike Tyson i „Jego prawda”

To najmocniejsza autobiografia sportowca, jaką kiedykolwiek czytałem. Wulgarna, ostra, fragmentami wręcz naturalistyczna, ale od pierwszej do ostatniej strony brutalnie szczera. Mike Tyson w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Moja prawda” postanowił rozliczyć się z dotychczasowym życiem oraz przybliżyć czytelnikom swoją fascynującą i przerażającą zarazem historię. "Najbardziej męska autobiografia w historii sportu"? Zdecydowanie tak.

Już pierwszy rzut oka na tę biografię pozwala stwierdzić, że będzie to wyjątkowa opowieść. Blisko 600 zapisanych drobnym maczkiem stron – dotychczas żaden sportowiec nie zdecydował się opowiedzieć o swoim życiu tak obszernie. Były wprawdzie pokaźne publikacje o Muhammadzie Alim czy Henryku Reymanie, ale to inni zdecydowali się napisać o nich. Żaden piłkarz, biegacz czy pięściarz nie przedstawił jeszcze swojej historii w taki sposób, ale też niewiele jest w świecie sportu postaci, które przeżyłyby tyle, co Mike Tyson. Zapewne każdy słyszał o tym pięściarzu, a wielu osobom wydaje się, że dobrze znają jego życie: tytuł najmłodszego mistrza świata wagi ciężkiej w historii, odsiadka w więzieniu za gwałt, powrót na ring, odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi, zwycięstwo z Andrzejem Gołotą. Ja też przed sięgnięciem po wspomnienia „Żelaznego Mike’a” byłem przekonany, że dosyć dobrze znam okoliczności tych wszystkich wydarzeń, tym bardziej, że czytałem kiedyś książkę Przemysława Słowińskiego „Bestia. Historia Mike’a Tysona”. Po lekturze „Mojej prawdy” przekonałem się jednak, jak niewiele wiedziałem dotychczas o życiu „ostatniego prawdziwego króla boksu”.

Młodociany przestępca
Książkę, co jest już standardem w przypadku biografii, rozpoczyna prolog. Mike Tyson opisuje okoliczności procesu i rozprawy końcowej z 1992 roku, kiedy to został przez sąd skazany na sześć lat więzienia za rzekomy gwałt na 18-letniej Desiree Washington. Już ten początkowy fragment bardzo dobrze charakteryzuje „Moją prawdę”. Tragedia łączy się tutaj z komedią, a bolesnemu doświadczeniu, jakim musiało być z pewnością przypomnienie sobie tamtych chwil, towarzyszy dystans i humor opowiadającego. Tyson przekazuje złość, którą czuł w momencie odczytywania wyroku (w myślach o sędzinie: „jebana dziwka”), ale jednocześnie potrafi żartobliwie komentować tę historię po latach („najdłuższa mineta, jaką kiedykolwiek zrobiono podczas gwałtu”). Tak, tak, właśnie takie wyrażenia znaleźć można w książce i trzeba się do tego przyzwyczaić, gdyż na kolejnych stronach nie brakuje nawet jeszcze mocniejszych tekstów. Autobiografia „Bestii” nie jest lekturą dla wrażliwych osób, a od dzieci należałoby ją trzymać z daleka. Tyson nie przemilcza absolutnie żadnej kwestii, nie ma dla niego tematów tabu, co czyni z jego książki niezwykle mocne i brutalnie szczere wspomnienia.

środa, 8 października 2014

Mistrz Jerzy Kulej

Kiedy pojawiła się informacja, że Marcin Najman pisze książkę, od razu uaktywnili się ludzie, którzy wyśmiali ten pomysł. Autor nic jednak sobie nie robił z prześmiewczych komentarzy, napisał, co chciał napisać i publikację wydał. Trzeba przyznać, że wszyła mu całkiem niezła opowieść o wieloletniej przyjaźni z Jerzym Kulejem, dzięki której czytelnicy otrzymują szansę lepszego poznania dwukrotnego mistrza olimpijskiego.

Na wstępie warto zaznaczyć, że pozycja „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, nie jest typową biografią. To opowieść o ośmiu ostatnich latach życia wybitnego pięściarza, który, właściwie nie wiedzieć czemu, postanowił pomóc Marcinowi Najmanowi w jego bokserskiej karierze. Jak przyznaje autor książki, najprawdopodobniej wpływ na decyzję mistrza miał fakt, że obaj pochodzili z tego samego miasta – Częstochowy. Nie bez znaczenia była także otwartość Kuleja i jego życzliwość wobec ludzi. Najman otrzymał numer legendy polskiego boksu od znajomego w momencie, kiedy przygotowywał się do walki z Tomaszem Górskim w 2004 roku. Do momentu spotkania z byłym sportowcem w zawodowym boksie zwyczajnie mu nie szło – przegrał pierwsze trzy pojedynki, mimo że wcześniej odnosił sukcesy w kick-boxingu. „El Testosteron” wiedział jednak, że to boks jest tą dyscypliną, którą chciałby uprawiać, więc zwrócił się o pomoc do dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Ten bez wahania postanowił podzielić się swoją wiedzą, co pozytywnie wpłynęło na ringową postawę Najmana i pozwoliło mu bliżej poznać Jerzego Kuleja, a wkrótce zostać nawet jego przyjacielem.

Autobiograficzne wątki: fascynacja Gołotą, relacje z Saletą
Zanim jednak Marcin Najman przechodzi do wątku przyjaźni ze swoim „Mistrzem”, opowiada o fascynacji sportami walki. Przenosi czytelnika do początku lat 90., kiedy dzięki filmom z Bruce’em Lee i innymi gwiazdami kina, zapisał się na karate. Później chciał zacząć trenować boks, ale powiedziano mu, że jest już na to za późno, więc poświęcił się kick-boxingowi. Fascynacja Andrzejem Gołotą doprowadziła jednak do tego, że mimo tytułów w tej dyscyplinie (dwukrotnie był wicemistrzem Polski juniorów), postanowił spróbować sił w boksie. Temu zagadnieniu Najman poświęca pierwszy rozdział, później przechodząc już do okoliczności poznania Jerzego Kuleja. Mimo że książka w większości dotyczy dwukrotnego mistrza olimpijskiego, czytelnik znajdzie w niej sporo wątków z życia autora. Oprócz młodzieńczej fascynacji sportami walki, w publikacji szeroko przedstawione zostały chociażby relacje Najmana z Przemysławem Saletą – od sparingpartnetów i przyjaciół, po pięściarzy, którzy stoczyli ze sobą dwa pełne podtekstów pojedynki.

piątek, 22 sierpnia 2014

Pięćdziesiąt twarzy Witalija

„Wódz. Witalij Kliczko” to druga książka o ukraińskim pięściarzu, którą przeczytałem w ostatnim czasie. Przyznam szczerze, że po lekturze biografii „Bracia Kliczko” napisanej przez Leo G. Lindera myślałem, że o życiu Witalija wiem już właściwie wszystko. Jacek Adamczyk podszedł jednak do tematu w zupełnie inny sposób, dzięki czemu z jego książki dowiedziałem się wielu nowych rzeczy na temat byłego boksera zajmującego się obecnie polityką.

Na wstępie warto przybliżyć krótko sylwetkę autora, gdyż ma to niebagatelny wpływ na jakość książki. Jacek Adamczyk, który zresztą niedawno udzielał wywiadu dla bloga, to dziennikarz mogący pochwalić się ponad dwudziestopięcioletnim stażem w branży. Swego czasu był nawet redaktorem naczelnym „Przeglądu Sportowego”, obecnie współpracuje z telewizjami Orange Sport i FightBox, a także prowadzi Agencję Pressing zajmującą się doradztwem medialnym dla sportowców. Mówiąc krótko – facet potrafi pisać i zna się na rzeczy, co po pierwszych stronach wychwyci każdy czytelnik. Bardzo dobrze, że wydawnictwo Kurhaus Publishing zleciło napisanie książki o Witaliju Kliczce właśnie Adamczykowi, gdyż zapewnił on nie tylko rzetelne podejście do tematu, ale wykorzystał także swoje doświadczenia i kontakty, co dodatkowo zwiększyło wartość pisanej przez niego biografii.

Polska perspektywa
„Wódz. Witalij Kliczko” nie jest książką poświęconą wyłącznie Kliczce-sportowcowi. Nie jest to też publikacja skupiająca się w całości na politycznej karierze Ukraińca. Najtrafniejszym określeniem będzie chyba stwierdzenie, że to po prostu książka o ciekawym człowieku, jego przeszłości i drodze do sławy. Drodze, która często wiodła także przez Polskę, ale o tym za chwilę. Nie jest to wprawdzie biografia szczególnie obszerna, ale to akurat uznać można za atut. Czytelnik, który dogłębnie chciałby poznać historię nie tylko Witalija, ale także jego brata, może sięgnąć po wspomnianą już książkę Lindera. Tam życie rodzeństwa zostało przedstawione bardzo szczegółowo, wszystko jest uporządkowane i ma swoją kolejność. Adamczyk podszedł do przedstawienia biografii Kliczki nieco inaczej – nie trzyma się sztywno chronologii, przeplata informacje na temat prywatnego życia starszego z braci z tymi dotyczącymi jego kariery sportowej czy politycznej. Wyszło to naprawdę nieźle, bo książkę czyta się sprawnie, ale jednocześnie z dużym zainteresowaniem.

środa, 18 czerwca 2014

Jacek Adamczyk: „Adamek porwał się z motyką na słońce. Nie porównujmy go do Witalija Kliczki” [Wywiad]

Na początku czerwca na rynku pojawiła się pozycja „Wódz. Witalij Kliczko. Ciosy i uniki boksera i polityka". Za spisanie historii ukraińskiego pięściarza wziął się Jacek Adamczyk, dziennikarz związany z Orange Sport i FightBox, właściciel portalu MMAnia.pl oraz Agencji Pressing. W wywiadzie dla bloga autor książki opowiada o pracach nad biografią, ocenia szanse Kliczki na wielką polityczną karierę, a także próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego start polskich sportowców w wyborach do europarlamentu zakończył się totalnym fiaskiem.

- "Wódz. Witalij Kliczko. Ciosy i uniki boksera i polityka" to bardziej książka o sportowcu czy polityku?

To książka o bardzo ambitnym sportowcu, który w pewnym momencie postanowił zająć się wielką polityką. Nawet jeśli Witalij zostanie prezydentem Ukrainy, a wiele wskazuje na to, że w przyszłości może mu się to udać, to i tak będzie rządził krajem jako były pięściarz, zawodowy mistrz świata wagi ciężkiej. Tak właśnie starałem się go przedstawić – jako kogoś, kto po raz pierwszy na świecie, po zrobieniu imponującej sportowej kariery, ma szansę zasiąść za sterami swojej ojczyzny. Aktorów-prezydentów już w historii mieliśmy, boksera-prezydenta nigdy.

- Co skłoniło Pana do tego, aby przedstawić sylwetkę tego człowieka? Mówiąc wprost - jak doszło od powstania książki?

Trochę przez przypadek. Nigdy nie myślałem o napisaniu jego biografii. Raz popełniłem tekst do nieistniejącego już magazynu „Science Fiction” i na tym moje „literackie” próby się skończyły. Aż do momentu, gdy skontaktowała się ze mną Katarzyna Kozłowska, współwłaścicielka wydawnictwa Kurhaus. Znaliśmy się wcześniej, współpracowaliśmy w zupełnie innych okolicznościach, przy okazji podejmowania dziennikarskich wyzwań. Katarzyna uznała, że biografia starszego z braci, gdy zbliżają się prezydenckie wybory na Ukrainie, może być strzałem w dziesiątkę. I tak wykluł się „Wódz”.

wtorek, 20 maja 2014

Marcin Najman: „Jeżeli ktoś chce ocenić moją książkę, musi ją najpierw przeczytać” [Wywiad]

Marcin Najman pisze książkę o Jerzym Kuleju. Ta informacja, która jakiś czas temu pojawiła się w mediach, musiała zaskoczyć wielu kibiców. Mało kto wiedział bowiem, że byłego pięściarza, uczestnika programu Big Brother, a także człowieka, który walczył w MMA z Mariuszem Pudzianowskim, Przemysławem Saletą i Robertem Burneiką, łączyła głęboka i wieloletnia przyjaźń z legendą polskiego boksu. To właśnie ona stała się przyczynkiem do powstania wspomnień zatytułowanych „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, które światło dzienne ujrzą 18 czerwca.

- Jak długo trwała Pana znajomość z Jerzym Kulejem?

Znaliśmy się prawie dziesięć lat i mogę powiedzieć, że była to naprawdę bardzo zażyła znajomość. Jestem wielkim szczęściarzem, że miałem okazję poznać tak wybitnego i wspaniałego człowieka, jakim był Jerzy Kulej. To niesamowite, jak bardzo się polubiliśmy i pasowaliśmy do siebie jako przyjaciele.

- W jakich okolicznościach się poznaliście?

To było już po tym, jak przeszedłem na zawodowstwo. Wcześniej walczyłem w kick-boxingu i amatorskim boksie, regularnie tam wygrywając, ale zawodowe pięściarstwo jest czymś zupełnie innym. To jak przejście z gimnazjum na studia wyższe. Podczas pierwszych trzech pojedynków byłem jak dziecko we mgle, więc nic dziwnego, że je przegrałem. Podjąłem jednak decyzję, że wracam na ring po raz czwarty spróbować swoich sił i właśnie wtedy poznałem Jerzego Kuleja. Mimo że odbyliśmy razem zaledwie kilka treningów, jego rady okazały się na tyle cenne, że wygrałem swój pierwszy pojedynek w zawodowym boksie. Przez pięć kolejnych lat zwyciężałem we wszystkich walkach, co oczywiście było efektem wydatnej pomocy Jurka.

- Wspólne treningi to jedno, ale nie zawsze trener i zawodnik muszą zostać przyjaciółmi. Co zadecydowało o tym, że między Wami wytworzyła się specjalna więź?

Nie ma co ukrywać, że główną przyczyną był fakt, iż obaj pochodzimy z Częstochowy. To było punktem wyjścia do naszej przyjaźni. Później, kiedy przebywaliśmy ze sobą częściej, okazało się, że jesteśmy tak naprawdę takimi samymi ludźmi. Choć dzieliło nas trochę lat, nigdy mentalnie nie odczuwałem różnicy wieku między nami – śmialiśmy się z tych samych żartów, fascynowały nas te same rzeczy, podobnie odbieraliśmy świat, tak samo mocno kochaliśmy życie… Byliśmy po prostu bardzo podobni charakterologicznie i to zadecydowało o tym, że tak się polubiliśmy.

poniedziałek, 5 maja 2014

Biografia braci Kliczków

Współczesny sport nie zna wielu takich przypadków. Dwaj bracia – synowie oficera radzieckiej armii wychowujący się w szarym ZSRR – zaczynają uprawiać boks, by następnie zdominować tę dyscyplinę na wiele lat. Historia braci Kliczków, ich pięściarskich triumfów, a także pozaringowej działalności, jest doprawdy niezwykła i wręcz prosiła się, aby opisać ją w książce.

Pytanie, czy ktoś zdecyduje się w końcu przybliżyć kibicom jakże intrygujące postaci braci Kliczków, od pewnego momentu pozostawało jedynie kwestią czasu. Na taki krok zdecydował się w grudniu ubiegłego roku Leo G. Linder, niemiecki pisarz, reżyser i producent, wydając biografię rodzeństwa w swojej ojczyźnie. Ten autor może pochwalić się kilkunastoma publikacjami, ale pozycja „Bracia Kliczko. Biografia” była jego pierwszą książką o sportowcach. Dosyć szybko, bo po upływie niespełna sześciu miesięcy jego dzieło za sprawą Wydawnictwa Feeria zostało przetłumaczone i wydane w Polsce. Kibice w naszym kraju mają więc od niedawna możliwość głębszego zapoznania się z historią najsłynniejszego pięściarskiego rodzeństwa, która, trzeba przyznać, przedstawiona została w interesujący sposób.

niedziela, 12 stycznia 2014

Wielka biografia wielkiego mistrza

Biografia Muhammada Alego jest rekordowa nie tylko pod względem objętości, ale także liczby osób, które się w niej wypowiadają. Thomas Hauser postanowił oddać głos ludziom i ten zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę. Autor dotarł chyba do każdej osoby, która była związana z amerykańskim pięściarzem, dzięki czemu jego książka to barwna, wielowątkowa i fascynująca opowieść o niezwykłym sportowcu i wyjątkowym człowieku.

Za lekturę pozycję „Muhammad Ali. Moje życie, moja walka” zabrać się nie było łatwo. Gruba księga, licząca ponad 600 zapisanych drobnym maczkiem stron. Biorąc pod uwagę poziom czytelnictwa w Polsce, zapewne większość osób, które wzięły tę biografię do ręki, na wstępie zrezygnowały z jej czytania. To jednak duży błąd. Książka Thomasa Hausera jest jedną z lepszych biografii sportowych, które kiedykolwiek ukazały się na rynku. Zresztą gdyby porównać ją z innymi tego typu publikacjami, niekoniecznie dotyczącymi sportowców, dzieło amerykańskiego pisarza z pewnością wyróżniałoby się wysokim poziomem. Nic dziwnego, że pozycja o Alim w 1991 roku zwyciężyła w plebiscycie William Hill Sports Book of the Year. Dobrze, że w końcu dzięki Wydawnictwu Veni Vidi Vici ukazała się w polskiej wersji językowej.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

„Śpiewający Ptaszek” vs. „Bestia”

W meczach Brazylii, w których grał
Garrincha, "Canarinhos" przegrali tylko raz.
Źródło: www.wikipedia.pl
Garrincha i Mike Tyson to sportowcy wyjątkowi. Mimo iż żyli w różnych latach, uprawiali inne dyscypliny sportu i urodzili się na różnych kontynentach, w ich życiorysach można doszukać się wielu podobieństw. Obaj wychowali się w biedzie, a sport stał się dla nich szansą na lepsze życie. Obaj z tej szansy nie do końca skorzystali.

Przedstawienie pełnej historii życia Garrinchy i Tysona zajęłoby sporo miejsca. W przypadku obu sportowców mamy bowiem do czynienia z wieloma ciekawymi, choć nierzadko tragicznymi wydarzeniami, które zbudowały ich legendę. Tyson pisze swoją historię w dalszym ciągu, skupiając się jednak obecnie na odcinaniu kuponów od sławy. Funkcjonuje jako gwiazda show-biznesu. Garrincha do swojej legendy nic dodać już niestety nie może, gdyż odszedł z tego świata przed blisko trzydziestoma laty. Żeby udowodnić, że życie brazylijskiego piłkarza i amerykańskiego boksera było pełne wzlotów i upadków, zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu opisującego ich życiorysy, który stworzyłem na podstawie materiałów filmowych i zdjęć pochodzących z YouTube i innych serwisów:

sobota, 24 marca 2012

Pojedynek dziadków

Andrzej Gołota wraca na ring! Taką informację podał wczoraj "Przegląd Sportowy". Powołując się na źródła takie jak TOK.FM i serwis wroclaw.sport.pl, dziennik poiformował, że Gołota miałby zmierzyć się z... Riddickiem Bowe'em! Nie będzie to jednak walka bokserska, ale pojedynek wrestlingowy! Do walki miałoby dojść, jak zapowiada Michael Brill, wiceprezes SMG - spółki zarządzającej kilkudziesięcioma arenami sportowymi na świecie, we wrocławskiej Hali Stulecia. Smaczku pojedynkowi z pewnością dodaje historia bojów "Ostatniej Nadzei Białych" z Bowe'em. 

Dwie walki tych pięściarzy stoczone w 1996 roku kończyły się dyskwalifikacją Polaka po ciosach poniżej pasa. W obu Gołota prowadził w konfrontacji. Poniżej film prezentujący ostatnią rundę pierwszej walki, nieczyste zagrania Polaka i bójkę po pojedynku, w której mocno ucierpiał trener Gołoty - Lou Duva: