Marcin Najman pisze książkę o Jerzym Kuleju. Ta informacja, która jakiś
czas temu pojawiła się w mediach, musiała zaskoczyć wielu kibiców. Mało kto
wiedział bowiem, że byłego pięściarza, uczestnika programu Big Brother, a także
człowieka, który walczył w MMA z Mariuszem Pudzianowskim, Przemysławem Saletą i
Robertem Burneiką, łączyła głęboka i wieloletnia przyjaźń z legendą polskiego
boksu. To właśnie ona stała się przyczynkiem do powstania wspomnień zatytułowanych
„Jerzy Kulej. Mój mistrz”, które światło dzienne ujrzą 18 czerwca.
- Jak długo trwała Pana znajomość z Jerzym Kulejem?
Znaliśmy się prawie dziesięć lat
i mogę powiedzieć, że była to naprawdę bardzo zażyła znajomość. Jestem wielkim
szczęściarzem, że miałem okazję poznać tak wybitnego i wspaniałego człowieka,
jakim był Jerzy Kulej. To niesamowite, jak bardzo się polubiliśmy i pasowaliśmy
do siebie jako przyjaciele.
- W jakich okolicznościach się poznaliście?
To było już po tym, jak
przeszedłem na zawodowstwo. Wcześniej walczyłem w kick-boxingu i amatorskim
boksie, regularnie tam wygrywając, ale zawodowe pięściarstwo jest czymś zupełnie
innym. To jak przejście z gimnazjum na studia wyższe. Podczas pierwszych trzech
pojedynków byłem jak dziecko we mgle, więc nic dziwnego, że je przegrałem.
Podjąłem jednak decyzję, że wracam na ring po raz czwarty spróbować swoich sił
i właśnie wtedy poznałem Jerzego Kuleja. Mimo że odbyliśmy razem zaledwie kilka
treningów, jego rady okazały się na tyle cenne, że wygrałem swój pierwszy
pojedynek w zawodowym boksie. Przez pięć kolejnych lat zwyciężałem we
wszystkich walkach, co oczywiście było efektem wydatnej pomocy Jurka.
- Wspólne treningi to jedno, ale nie zawsze trener i zawodnik muszą
zostać przyjaciółmi. Co zadecydowało o tym, że między Wami wytworzyła się specjalna
więź?
Nie ma co ukrywać, że główną
przyczyną był fakt, iż obaj pochodzimy z Częstochowy. To było punktem wyjścia
do naszej przyjaźni. Później, kiedy przebywaliśmy ze sobą częściej, okazało
się, że jesteśmy tak naprawdę takimi samymi ludźmi. Choć dzieliło nas trochę
lat, nigdy mentalnie nie odczuwałem różnicy wieku między nami – śmialiśmy się z
tych samych żartów, fascynowały nas te same rzeczy, podobnie odbieraliśmy
świat, tak samo mocno kochaliśmy życie… Byliśmy po prostu bardzo podobni
charakterologicznie i to zadecydowało o tym, że tak się polubiliśmy.