Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mój mistrz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mój mistrz. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 października 2014

Mistrz Jerzy Kulej

Kiedy pojawiła się informacja, że Marcin Najman pisze książkę, od razu uaktywnili się ludzie, którzy wyśmiali ten pomysł. Autor nic jednak sobie nie robił z prześmiewczych komentarzy, napisał, co chciał napisać i publikację wydał. Trzeba przyznać, że wszyła mu całkiem niezła opowieść o wieloletniej przyjaźni z Jerzym Kulejem, dzięki której czytelnicy otrzymują szansę lepszego poznania dwukrotnego mistrza olimpijskiego.

Na wstępie warto zaznaczyć, że pozycja „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, nie jest typową biografią. To opowieść o ośmiu ostatnich latach życia wybitnego pięściarza, który, właściwie nie wiedzieć czemu, postanowił pomóc Marcinowi Najmanowi w jego bokserskiej karierze. Jak przyznaje autor książki, najprawdopodobniej wpływ na decyzję mistrza miał fakt, że obaj pochodzili z tego samego miasta – Częstochowy. Nie bez znaczenia była także otwartość Kuleja i jego życzliwość wobec ludzi. Najman otrzymał numer legendy polskiego boksu od znajomego w momencie, kiedy przygotowywał się do walki z Tomaszem Górskim w 2004 roku. Do momentu spotkania z byłym sportowcem w zawodowym boksie zwyczajnie mu nie szło – przegrał pierwsze trzy pojedynki, mimo że wcześniej odnosił sukcesy w kick-boxingu. „El Testosteron” wiedział jednak, że to boks jest tą dyscypliną, którą chciałby uprawiać, więc zwrócił się o pomoc do dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Ten bez wahania postanowił podzielić się swoją wiedzą, co pozytywnie wpłynęło na ringową postawę Najmana i pozwoliło mu bliżej poznać Jerzego Kuleja, a wkrótce zostać nawet jego przyjacielem.

Autobiograficzne wątki: fascynacja Gołotą, relacje z Saletą
Zanim jednak Marcin Najman przechodzi do wątku przyjaźni ze swoim „Mistrzem”, opowiada o fascynacji sportami walki. Przenosi czytelnika do początku lat 90., kiedy dzięki filmom z Bruce’em Lee i innymi gwiazdami kina, zapisał się na karate. Później chciał zacząć trenować boks, ale powiedziano mu, że jest już na to za późno, więc poświęcił się kick-boxingowi. Fascynacja Andrzejem Gołotą doprowadziła jednak do tego, że mimo tytułów w tej dyscyplinie (dwukrotnie był wicemistrzem Polski juniorów), postanowił spróbować sił w boksie. Temu zagadnieniu Najman poświęca pierwszy rozdział, później przechodząc już do okoliczności poznania Jerzego Kuleja. Mimo że książka w większości dotyczy dwukrotnego mistrza olimpijskiego, czytelnik znajdzie w niej sporo wątków z życia autora. Oprócz młodzieńczej fascynacji sportami walki, w publikacji szeroko przedstawione zostały chociażby relacje Najmana z Przemysławem Saletą – od sparingpartnetów i przyjaciół, po pięściarzy, którzy stoczyli ze sobą dwa pełne podtekstów pojedynki.

wtorek, 20 maja 2014

Marcin Najman: „Jeżeli ktoś chce ocenić moją książkę, musi ją najpierw przeczytać” [Wywiad]

Marcin Najman pisze książkę o Jerzym Kuleju. Ta informacja, która jakiś czas temu pojawiła się w mediach, musiała zaskoczyć wielu kibiców. Mało kto wiedział bowiem, że byłego pięściarza, uczestnika programu Big Brother, a także człowieka, który walczył w MMA z Mariuszem Pudzianowskim, Przemysławem Saletą i Robertem Burneiką, łączyła głęboka i wieloletnia przyjaźń z legendą polskiego boksu. To właśnie ona stała się przyczynkiem do powstania wspomnień zatytułowanych „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, które światło dzienne ujrzą 18 czerwca.

- Jak długo trwała Pana znajomość z Jerzym Kulejem?

Znaliśmy się prawie dziesięć lat i mogę powiedzieć, że była to naprawdę bardzo zażyła znajomość. Jestem wielkim szczęściarzem, że miałem okazję poznać tak wybitnego i wspaniałego człowieka, jakim był Jerzy Kulej. To niesamowite, jak bardzo się polubiliśmy i pasowaliśmy do siebie jako przyjaciele.

- W jakich okolicznościach się poznaliście?

To było już po tym, jak przeszedłem na zawodowstwo. Wcześniej walczyłem w kick-boxingu i amatorskim boksie, regularnie tam wygrywając, ale zawodowe pięściarstwo jest czymś zupełnie innym. To jak przejście z gimnazjum na studia wyższe. Podczas pierwszych trzech pojedynków byłem jak dziecko we mgle, więc nic dziwnego, że je przegrałem. Podjąłem jednak decyzję, że wracam na ring po raz czwarty spróbować swoich sił i właśnie wtedy poznałem Jerzego Kuleja. Mimo że odbyliśmy razem zaledwie kilka treningów, jego rady okazały się na tyle cenne, że wygrałem swój pierwszy pojedynek w zawodowym boksie. Przez pięć kolejnych lat zwyciężałem we wszystkich walkach, co oczywiście było efektem wydatnej pomocy Jurka.

- Wspólne treningi to jedno, ale nie zawsze trener i zawodnik muszą zostać przyjaciółmi. Co zadecydowało o tym, że między Wami wytworzyła się specjalna więź?

Nie ma co ukrywać, że główną przyczyną był fakt, iż obaj pochodzimy z Częstochowy. To było punktem wyjścia do naszej przyjaźni. Później, kiedy przebywaliśmy ze sobą częściej, okazało się, że jesteśmy tak naprawdę takimi samymi ludźmi. Choć dzieliło nas trochę lat, nigdy mentalnie nie odczuwałem różnicy wieku między nami – śmialiśmy się z tych samych żartów, fascynowały nas te same rzeczy, podobnie odbieraliśmy świat, tak samo mocno kochaliśmy życie… Byliśmy po prostu bardzo podobni charakterologicznie i to zadecydowało o tym, że tak się polubiliśmy.