Jest co najmniej kilka powodów, by sięgnąć po tę książkę. Tragiczna
śmierć głównego bohatera nie jest wcale najważniejszym z nich. „Robert Enke.
Życie wypuszczone z rąk” to biografia niesamowita pod każdym względem, która
dla każdego kibica powinna być lekturą obowiązkową. Przekona się o tym każdy,
kto po nią sięgnie.
Na wstępie krótkie przypomnienie:
10 listopada 2009 roku Robert Enke rzucił się pod koła pędzącego pociągu,
odbierając sobie życie. Miał 32 lata, za sobą całkiem niezłą piłkarską karierę,
z epizodem w samej FC Barcelonie, a przed nim pojawiła się właśnie szansa na
zajęcia stałego miejsca między słupkami reprezentacji Niemiec. W jego życiu
prywatnym wszystko też wydawało się układać jak najlepiej – od tragicznej
śmierci córeczki Lary minęły trzy lata, więc czas zdążył zagoić ranę po jej
stracie. Wraz z żoną Teresą adoptowali właśnie kilkumiesięczną Leilę, z którą
mieli spędzić teraz długie i szczęśliwe życie. Mieli. Drugi atak depresji w
życiu Roberta okazał się zbyt silny. Bramkarz nie potrafił poradzić sobie z chorobą
i po raz kolejny pomyślał o samobójstwie. Niestety tym razem nie cofnął się w
ostatniej chwili… Jego śmierć wstrząsnęła całym piłkarskim światem. Dwa lata później
do księgarni w Niemczech trafiła biografia piłkarza pisana przez jego
przyjaciela, która niespełna trzy miesiące temu w końcu doczekała się polskiego
wydania.
Piękny hołd
Piszę „w końcu”, bo pozycja
zatytułowana „Życie wypuszczone z rąk” to absolutny piłkarski „must read”.
Tytuł William Hill Sports Book of The Year, przyznany jej autorowi, Ronaldowi
Rengowi, w 2011 roku, był wystarczającą rekomendacją, by sięgnąć po tę książkę.
Spodziewał się świetnej lektury i taką właśnie się okazała. Nie, nie jest to
próba żerowania na ludzkiej tragedii. Ta biografia zaczęła powstawać jeszcze za
życia Roberta Enke, który zadecydował, że w końcu wyzna w niej całą prawdę o
swojej walce z depresją. Choroba go uprzedziła, ale dzieło dokończył Reng,
niemiecki dziennikarz i przyjaciel rodziny, który do momentu samobójstwa
piłkarza nie miał pojęcia o tym, z czym ten się zmagał. Dopiero gdy dotarła do
niego tragiczna informacja, uświadomił sobie, co znaczyły niektóre ze słów jego
kolegi. Decyzję o dokończeniu książki podjął dopiero wtedy, gdy poprosiła go o
to Teresa, żona Roberta. Podporządkował całe swoje życie tej biografii, dzięki
czemu powstała wyjątkowa książka, będąca pięknym hołdem oddanym wspaniałemu
człowiekowi.
Wszystko to brzmi dosyć
górnolotnie i może sprawiać wrażenie, że „Życie wypuszczone z rąk” jest laurką
pełną pięknych słów i pustych frazesów, ale tak nie jest. To pierwsza z
licznych zalet książki. Biografia jest bardzo rzetelna, choć uciekanie od
osobistych ocen nie było dla autora łatwe. Mimo tego Reng zachowuje
obiektywizm. Stara się przede wszystkim pokazać, jak wyglądało życie Roberta
Enkego, pozostawiając czytelnikowi jego ocenę. Jeśli wyraża już jakąś opinię,
przeważnie czyni to ustami osób, które przepytał na potrzeby książki. Nawet
wtedy, gdy opisuje zachowanie Franka de Boera po meczu FC Barcelony z Noveldą,
kiedy to holenderski obrońca publicznie skrytykował Enkego za jego błędy, choć
sam nie pozostawał bez winy za stracone gole, wstrzymuje się od ocen. To duży
plus, gdyż czytając biografię, nie mamy wrażenia, że książka jest tendencyjna. Reng
tłumaczy, jaki wpływ miały niektóre wydarzenia na życie niemieckiego piłkarza,
ale sam nie zajmuje stanowiska. Pełni raczej rolę bezstronnego narratora, który
przeprowadza nas przez kolejne szczeble kariery Enkego.
„Zamień się ze mną głowami”
Co jeszcze sprawia, że „Życie
wypuszczone z rąk” jest książką wyjątkową? Mimo że jest to biografia, na każdej
stronie czuć „ducha” Roberta Enke. Autor pisze w taki sposób, że czytelnik
odnosi wrażenie, iż poznaje życie piłkarza niemal jego oczami. Bez wątpienia
wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, że sam bramkarz jeszcze przed śmiercią
zaczął spisywać wspomnienia. Reng wzbogacił je o zapiski z jego pamiętnika, a
całość uzupełnił wypowiedziami osób, które spotkały na swojej drodze Enkego. To
sprawia, że książka niezwykle dokładnie opisuje najważniejsze wydarzenia z
życia piłkarza i pozwala poczuć się ich obserwatorem. Dzięki słowom żony Teresy
poznajmy historię ich związku i to, jak radzili sobie wspólnie z depresją Roberta czy
utratą córeczki. Victor Valdes opowiada o tym, jak wyglądała rywalizacja między
bramkarzami w FC Barcelonie, Rene Adler mówi, że Enke był dla niego wzorem,
agent Jorg Neblung wspomina z kolei okoliczności transferów – do Benfiki, kiedy
Enke po podpisaniu kontraktu chciał jak najszybciej uciekać z Portugalii, czy
do Fenerbahce, gdzie niemiecki golkiper czuł się fatalnie.
Książka pozwala więc poznać życie
Roberta Enke z dwóch stron – z jego perspektywy i z punktu widzenia innych
osób. To niezwykle ważne, gdyż unaocznia, że nie tak łatwo rozpoznać, iż ktoś
cierpi na depresję. Dla wielu kolegów niemiecki bramkarz był kimś, kto wiedzie
szczęśliwe życie. Pewnym golkiperem, kimś, na kim warto się wzorować. Jasne,
czasem wydawał się zamknięty w sobie, ale niewielu tak naprawdę zdawało sobie
sprawę, co przeżywa. „Gdybyś choć raz na pół godziny, zamieniła się ze mną
głowami, wiedziałabyś, jak się czuję” – autor w pewnym momencie cytuje słowa
Roberta, które ten wypowiedział do swojej żony. Dzięki temu, że Reng korzysta z
pamiętnika przyjaciela, mamy okazję wniknąć w umysł Roberta. To niezwykle cenne
doświadczenie, bo pokazuje, co przeżywa osoba zmagająca się z depresją. Ciągły
lęk przed najprostszymi czynnościami, jak wstanie z łóżka, wyjście z domu,
czarna dziura… W pewnym momencie, gdy na przykład czytamy, jak Luis Van Gaal z Fransem
Hoekiem odnoszą się do Enkego, aż chce się krzyknąć: „Spójrzcie, ten człowiek
cierpi, pogarszacie jego stan!”. Wiemy jednak, że to nie przyniesie efektu. Na
tym właśnie polegał dramat niemieckiego piłkarza – o jego chorobie wiedzieli
tylko najbliżsi, a on sam nie chciał wyznać przed wszystkimi prawdy.
Depresja i futbol
„Życie wypuszczone z rąk” jest
więc niezwykle cennym świadectwem osoby, która walczyła z depresją. Książka
wiele mówi o tej chorobie i pokazuje, że jest ona swoistym paradoksem. Wbrew
temu, co powszechnie się sądzi, Enke na depresję cierpiał tylko dwa razy – po
nieudanym epizodzie w Barcelonie i w 2009 roku. Za drugim razem to nie
negatywne wydarzenia wpłynęły jednak na jego zachowanie, ale szansa, jaka się
przed nim otworzyła, czyli perspektywa gry na mundialu w RPA w niemieckiej
bramce. Paradoksalnie trzy lata wcześniej, kiedy chorowała jego córeczka, stan
psychiczny Enkego był stabilny – nie myślał o chorobie, bo musiał opiekować się
Larą. Nawet po jej śmierci nie załamał się tak bardzo, jak można by sądzić.
Depresja zaatakowała w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy w jego życiu wszystko
pozornie zaczęło się układać. To właśnie pokazuje, jak niezwykle skomplikowana
jest ta choroba.
Poruszony w książce temat
depresji to jedno, ale „Życie wypuszczone z rąk” to również świetna piłkarska
biografia. Abstrahując od tragicznego finału historii, należy docenić kunszt
Renga w pisaniu o futbolu. Nie jest bowiem tak, że książka traktuje wyłącznie o
prywatnej sferze życia niemieckiego bramkarza. Wręcz przeciwnie. Piłka nożna
jest w niej obecna bardzo mocno. Autor, oprócz opisywania kolejnych szczebli
kariery Enkego, skupia się także w większym stopniu na kilku ciekawych z
kibicowskiego punktu widzenia historiach. Jest chociażby o rywalizacji o
miejsce w niemieckiej bramce po zakończeniu reprezentacyjnej kariery przez
Jensa Lehmanna, jest sporo o Bundeslidze, kolejnych meczach Roberta w barwach Borussii
Moenchengladbach czy Hannoveru 96, ale też o występach w klubach zagranicznych –
Benfice Lizbona, Fenerbahce i FC Barcelonie. Jest wreszcie absolutnie genialny
rozdział poświęcony meczowi Noveldy z Blaugraną w Pucharze Króla, który śmiało
mógłby stanowić osobny reportaż. Reng opisuje to spotkanie z perspektywy dwóch
bohaterów – Toniego Madrigala, który zdobył trzy gole, które przesądziły o
sensacyjnym zwycięstwie trzecioligowca 3:2, i z punktu widzenia Enkego, uznanego
głównym winowajcą porażki. Świetny rozdział, który potwierdza dziennikarski
kunszt autora.
Piekło, które rozegrało się w raju
Mógłbym długo jeszcze wymieniać
zalety książki „Życie wypuszczone z rąk”, ale już wystarczy. Mam nadzieję, że
zachęciłem Was na tyle, by sięgnąć po tę pozycję. Mogę zagwarantować, że nie
będziecie nią rozczarowani. Myślę, że idealnie scharakteryzował ją Michał Trela
z „Przeglądu Sportowego”, pisząc: „Mocna historia o piekle, które rozegrało się
w raju. Bo przecież tak sobie wyobrażamy życie profesjonalnych piłkarzy”. Nic
dodać, nic ująć. W książce Ronalda Renga futbol przeplata się z tragiczną
życiową historią, a całość, mimo smutnego finału, czyta się świetnie. Są
momenty, kiedy ciarki przechodzą po plecach, jak wtedy, gdy czytamy wiersze
Roberta, które ten recytuje swojej żonie, są rzeczy, które są ciekawe z kibicowskiego
punktu widzenia, jest wreszcie coś, co pozwala stwierdzić, że biografia jest
czymś więcej niż tylko kolejną książką sportową. To sposób, w jaki została
napisana. Właśnie on nadaje „Życiu wypuszczonemu z rąk” wyjątkowego charakteru.
CZYTAJ TAKŻE:
Czasami, kiedy człowiek bierze książkę do ręki, przygląda się je uważnie - po chwili ma pewność, że to jest coś, czego nie spotyka się codziennie. I w moim przypadku było to 'Życie wypuszczone z rąk'.
OdpowiedzUsuńSkończyłam ją czytać... jakieś dwa tygodnie temu? Dopiero dzisiaj jestem w stanie stwierdzić, że po niej ochłonęłam. Końcówkę czytałam z szklistymi oczami, targana wewnętrzną bezradnością. Miałam ochotę cisnąć nią o ścianę, zdeptać, wyrzucić, spalić... żeby tylko ta historia skończyła się inaczej. Jednak tego, co się stało, niestety zmienić nie mogę. Brak mi słów, żeby do końca wyrazić to, co czułam po przeczytaniu całej książki.
Zgodzę się z Tobą. Są tam takie fragmenty, że kiedy je czytam, przechodzą mnie ciarki. To za każdym razem mnie szokuje, choć czytałem ten dialog kilkanaście razy:
Usuń"Po spotkaniu z Valentinem Markserem pojechał w ciemną noc. Teresa wielokrotnie i daremnie próbowała się do niego dodzwonić. O północy w końcu odebrał słuchawkę.
– Właśnie wjeżdżam do garażu hotelowego.
– Aha, to fajnie. Rozmowa z Valentinem trwała tak długo?
– Nie, wcale nie trwała długo.
– To gdzie byłeś przez ten czas?
– Jeździłem po mieście.
– Robbi, czemu to zrobiłeś?
– Tak po prostu.
– Powiedz mi: czemu jeździłeś po mieście!?
– Szukałem miejsca, w którym mógłbym się zabić.
– Oszalałeś!"
Ten dialog jako jeden z wielu utkwił mi szczególnie w pamięci. Co dziwne, z jednej strony chciałabym ją przeczytać jeszcze raz, lecz po chwili przypominam sobie, ile wewnętrznie przez nią wycierpiałam i odchodzę od tego pomysłu. Nawet dzisiejszego dnia spędziłam przed swoją półką najmniej pół godziny, a ten proceder opisany powyżej powtarzał się co pięć minut. Wątpię, żebym w przyszłości napotkała książkę, która poziomem będzie zbliżone do tej. Chociaż z niecierpliwością wyczekuję maja, kiedy to ma się ukazać autobiografia Kuby Błaszczykowskiego. Ale wróćmy do tematu. Dokładnie pamiętam wieczór, kiedy skończyłam ją czytać. Siedziałam bodajże jakąś godzinę z otwartymi ustami, a łzy ciurkiem spływały po moich policzkach. Wiem, że to zabrzmiało naprawdę głupio, ale naprawdę tak było.
UsuńNie dziwię się, to naprawdę poruszająca lektura... Miałem okazję poznać historię Roberta Enkego dosyć dokładnie - nie tylko czytając książkę, ale też słuchając wszystkich wywiadów, których autor udzielił podczas wizyty w Polsce. Kiedy oglądam film z pogrzebu na stadionie Hannoveru, też ciężko powstrzymać łzy...
UsuńW świątecznym wydaniu "Przeglądu Sportowego " jest reportaż własnie o tej książce a dokładniej o wspomnianym przez Pana meczu Barcy z Noveldą. Autorzy tego reportażu piszą , że główną przyczyną depresji Roberta Enke był własnie ten mecz i te 3 puszczone bramki za które był bardzo krytykowany. Czy po przeczytaniu tej książki też Pan tak myśli ?
OdpowiedzUsuńTak, pierwszy atak depresji zdecydowanie był następstwem nieudanego epizodu w FC Barcelonie. Mecz z Noveldą był dla Enkego przykrym doświadczeniem i miał wpływ na to, że choroba go zaatakowała.
Usuńświetna książka! Nie tylko dla kibiców:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nie tylko dla kibiców, choć jeśli ktoś nie interesuje się piłką, niektóre fragmenty może omijać. Dla mojej mamy trochę za dużo opisów meczów, bo historia jak najbardziej ją zaintrygowała.
UsuńPanie Piotrze, co z wywiadem z Panem red. Andrzejem Gowarzewskim ? Czy będzie w nim coś o nowych książkach GiA ?
OdpowiedzUsuńTak, coś na pewno będzie. Wywiad dopiero będę przeprowadzał w najbliższych tygodniach, więc to pewnie kwestia ok. miesiąca.
UsuńJest to jedna z tych książek, którą czyta się ze ściśniętym gardłem, a potem brakuje Ci słów, aby napisać o niej kilka zdań. Tak, to prawdziwe arcydzieło.
OdpowiedzUsuńLepiej bym jej nie podsumował...
UsuńNiedawno kupiłem tę książkę. Czytając Wasze komentarze, widzę, że dobrze zrobiłem. Już nie mogę się doczekać, jak zacznę ją czytać. Wcześniej jednak muszę skończyć inne książki, które zacząłem. Nie mniej zapowiada się bardzo dobra lektura.
OdpowiedzUsuńGrzegorz
Bardzo dobry zakup i, jak widać, nie tylko ja o tym przekonuję. Myślę, że nikt, kto sięgnie po tę książkę, nie będzie żałował.
UsuńWarto pochylić się nad tą książkę, gdyż obejmuje ona aspekt nie tylko piłkarski, lecz walkę z chorobą, która może dotknąć każdego z nas. Co prawda w księgarniach wydatek "40 zeta", ale moim zdaniem warto dać. Pozdrawiam, M.B
OdpowiedzUsuńWarto, zdecydowanie warto. Jedna z najlepszych książek sportowych ever.
UsuńRobert swoją drogą, ale Teresa jest dla mnie wielką bohaterką po tej lekturze. Niesamowita siła.
OdpowiedzUsuńZgodzę się, cierpiała pewnie tak samo jak jej mąż...
UsuńŚwietnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń