poniedziałek, 30 czerwca 2014

„Canarinhos” według Dariusza Wołowskiego

Czy Polak może pisać o brazylijskim futbolu z fantazją i brawurą charakterystyczną dla mieszkańców Kraju Kawy? Okazuje się, że tak, a dowodem na to książka Dariusza Wołowskiego „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu”. Dzieło tego dziennikarza sportowego to idealna lektura na mundialowe dni.

Rozpoczynając czytanie książki zastanawiałem się, czy publikacja Wołowskiego będzie kolejną lekturą pisaną „z fotela”. Na odległość też można stworzyć interesującą lekturę, ale jest to zadanie niezwykle trudne i nie każdy jest w stanie mu podołać. Okazało się jednak, że moje obawy były nieuzasadnione, bowiem autor pozycji „Canarinhos” wybrał się z dwutygodniową wizytą do Brazylii i zawarł w swoim dziele wiele obserwacji poczynionych podczas tamtej wycieczki. To zdecydowanie zwiększyło wartość książki i sprawiło, że w pewnym sensie można ją traktować jako publikację reporterską. Oczywiście nie w całości, gdyż w jej opracowywaniu pomogły Wołowskiemu liczne źródła (m.in. „Futebol” Aleksa Bellosa), ale przygody autora, które przeżył w Kraju Kawy, a następnie postanowił opisać, uatrakcyjniają treść i uprzyjemniają czytanie.

Od Friedenreicha do Neymara
Tytuł książki sugeruje, że zostały w niej przedstawione różne oblicza brazylijskiego futbolu. Rzeczywiście tak jest. Autor podzielił swoje dzieło na 11 rozdziałów, z których każdy ma swój temat przewodni. Jest o czarnoskórym Arthurze Friedenreichu, który zdobył pierwszą, historyczną bramkę dla reprezentacji Brazylii, a także był jednym z zawodników udowadniających, że w przypadku umiejętności piłkarskich rasa nie ma żadnego znaczenia; jest o tych, których nie sposób pominąć, pisząc o „Canarinhos” – Pele, Garrinchy, Romario czy Ronaldo; jest wreszcie u wydarzeniach takich jak przemaglowane ostatnio na wszystkie sposoby „Maracanaco”, a dzieło wieńczą rozdziały poświęcone Neymarowi i królom Copacabany, czyli tym, którzy grają w piłkę na piasku. W książce nie zabrakło więc żadnego z ważnych tematów, a każdy przedstawiony został z pomysłem – jest trochę historii, ale też sporo ciekawostek czy odautorskich anegdot.

Właśnie to zróżnicowanie i niebanalna narracja sprawiły, że pozycja „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu”, choć obszerna, jawi się jako przyjemna lektura. Autor odpowiednio wyważył proporcje, dzięki czemu jego książka nie zamęcza nadmiarem dat, faktów i nazwisk, a jednocześnie zawiera esencję najważniejszych informacji o brazylijskiej piłce. Nie brakuje tematów trudnych, takich jak rasizm czy polityczne przemiany w Kraju Kawy, jest też kilka lżejszych wątków. Autor kreśli nie tylko portrety kolejnych znakomitych piłkarzy, ale dosyć szeroko przedstawia także tło sportowych wydarzeń – próby wykorzystania futbolu i największej gwiazdy - Pelego przez wojskową juntę czy trudną sytuację ekonomiczną i nadużycia organizatorów, które doprowadziły do licznych protestów przeciwko tegorocznemu mundialowi. Dzięki książce Dariusza Wołowskiego kibic ma okazję nie tylko dobrze poznać historię najpopularniejszej dyscypliny sportu w Brazylii, ale także zaznajomić się z odczuciami, przemyśleniami i stylem życia mieszkańców tego kraju.

W dygresji siła
Mimo że autor w książce trzyma się chronologii, nie utkwił na szczęście w sztywnych czasowych ramach. Kolejne sylwetki piłkarzy i wydarzenia przedstawia wprawdzie z zachowaniem kolejności, ale pozwala sobie na liczne dygresje, nie kierując się w ich przytaczaniu kryterium czasu. I tak w rozdziale o Romario sporo miejsca poświęca magii w piłce nożnej, nie tylko brazylijskiej. Część zawodników, trenerów i kibiców mocno wierzy w przesądy, co często rodzi zabawne sytuacje. Wołowski zdecydował się opisać kilkanaście takich przypadków i trzeba przyznać, że wyszło mu to świetnie. Można się nieźle uśmiać, czytając o zakopanych w polu karnym żabach czy główce czosnku umieszczonej pod murawą stadionu Realu Madryt, która miała przynosić szczęście "Królewskim".

Dużym plusem książki jest fakt, że autor zdecydował się przedstawić w niej podobne wątki, choć pozornie nie mają wiele wspólnego z konkretnym rozdziałem. Zwiększyło to wprawdzie objętość dzieła, ale też sprawiło, że stało się ono zwyczajnie ciekawsze dla czytelnika. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że niektóre z tych degresji były bardziej interesujące od tematów, o których napisano już bardzo dużo, jeśli nie wszystko (patrz: Maracanaco, Pele czy Garrincha). Oczywiście trudno winić w tym przypadku autora, gdyż pominięcie tych wątków w jakiejkolwiek książce o brazylijskiej piłce byłoby sporym błędem. Patrząc jednak z perspektywy nieco obeznanego w tematyce czytelnika, jego uwagę przyciągnie raczej to, o czym nie miał okazji przeczytać już sto razy. Przykładem może być reportaż sprzed lat o „brazylijskim śnie” Antoniego Ptaka, który postanowił zbudować w Polsce klub składający się wyłącznie z brazylijskich graczy.

Skoro już mowa o polskich wątkach, warto podkreślić, że choć książka poświęcona została „Canarinhos”, nie brakuje w niej także wypowiedzi naszych piłkarzy. Niewielu było wprawdzie zawodników, którzy mieli okazję mierzyć się z brazylijskimi graczami, ale kilku się znalazło i do nich postanowił dotrzeć autor. W publikacji są więc słowa Włodzimierza Lubańskiego, Michała Żewłakowa czy Jana Tomaszewskiego, którzy mieli okazję mierzyć się z „Canarinhos” i przybliżają okoliczności tych potyczek. Duże brawa dla Wołowskiego za ukazanie tego nieco innego punktu spojrzenia na brazylijską piłkę, który z pewnością zainteresuje rodzimych kibiców. Choć o naszym futbolu często mamy jak najgorsze zdanie, miło było poczytać o młodym Żewłakowie mierzącym się z Rivaldo i Ronaldo czy Zygmuncie Anczoku, który zatrzymał samego Garrinchę.

Przygody w rytmie samby
Na początku tekstu wspomniałem, że jedną z głównych zalet książki jest fakt, iż autor wybrał się do Brazylii i poczynione podczas tej wizyty obserwacje zawarł w swoim dziele. Z jednej strony sprawia to, że Dariusz Wołowski w oczach czytelnika staje się osobą dużo bardziej wiarygodną – nie jest „ekspertem”, który stara się przekazywać swoje mądrości, nie mając realnego kontaktu z brazylijską piłką. Autor może powiedzieć: „veni, vidi… scripsi”, czyli „byłem, zobaczyłem, napisałem”. Dzięki opisowi swoich przygód wprowadza do książki elementy dzieła podróżniczego, co uatrakcyjnia narrację. Pisze na przykład o wizycie w klubowych muzeach czy na meczach brazylijskich drużyn, przybliżając, co zobaczył w tych miejscach, a także jaką zastał tam atmosferę. Do tego dodaje także okoliczności spotkań z ciekawymi ludźmi, jak chociażby Pawłem Gunią, skautem Anderlechtu Bruksela na Amerykę Południową czy z przewodnikiem Arkiem, z którym wybiera się na Copacabanę.

To wszystko sprawia, że pozycja „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” staje się wartościową i interesującą lekturą, która powinna zainteresować każdego piłkarskiego kibica. Kto chciałby poznać historię brazylijskiego futbolu z wieloma polskimi wątkami, powinien sięgnąć po książkę Dariusza Wołowskiego. To dobra propozycja na trwające właśnie mistrzostwa świata, gdyż czytelnik znajdzie w niej sporo tematów odnoszących się nie tylko do historii, ale także trwającego właśnie mundialu i jego okoliczności. Nie miałem jeszcze wprawdzie sposobności zapoznania się z inną publikacją o tej tematyce, która ukazała się w Polsce przed mistrzostwami, czyli „Futebolem” Aleksa Bellosa, ale z chęcią porównam wkrótce obie pozycje. Z tego co słyszałem, dzieło Brytyjczyka to piłkarski klasyk, więc polskiemu autorowi trudno będzie przebić to, czego dokonał jego kolega po fachu, ale Dariusz Wołowski na pewno nie ma się czego wstydzić. Napisał bardzo dobrą książkę, która, przyznam szczerze, przerosła moje oczekiwania. Życzyłbym sobie, żeby każdy polski autor piszący o futbolu potrafił tak zaciekawić czytelnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz