wtorek, 16 grudnia 2014

Pożyteczni idioci kontra biznesmen(i)

Ależ wojna, ale się dzieje! Za sprawą dwóch poniedziałkowych „tweetów” Krzysztofa Stanowskiego rozgorzała dyskusja na temat promocji publikacji sportowych. Dziennikarz nazwał pożytecznymi idiotami tych kolegów po fachu, którzy za darmo umieszczają na swoich profilach na Twitterze zdjęcia otrzymanych z wydawnictw książek. Dziś, wyrażoną w poniedziałkowy wieczór myśl, rozszerzył w cotygodniowym felietonie na portalu Weszło, co oczywiście spotkało się z kolejną falą komentarzy i jeszcze bardziej podsyciło dyskusję.

Warto przybliżyć, o co dokładnie w całej sprawie chodzi. Mimo że Stanowski nie pisze tego wprost, pisząc o „wydawnictwie X”, ma na myśli Wydawnictwo Sine Qua Non z Krakowa. Skąd ta pewność? Ano stąd, że kilkanaście dni temu zorganizowało ono akcję (o ile te działania można nazwać akcją, bo przecież SQN nie wysyła książek dziennikarzom od wczoraj), którą autor bloga Praca w sporcie nazwał następująco: „#darylosu”. Gdybyście chcieli przeczytać, jak przebiegała, wpis na ten temat znajdziecie tutaj. W dużym skrócie chodziło o przesłanie najpopularniejszym dziennikarzom sportowym paczki z najnowszymi premierami firmy z nadzieją, że ci w podzięce umieszczą zdjęcie książek na Twitterze.

Jak słusznie zauważa autor wymienionego wyżej bloga, „dzięki prostemu i ekonomicznemu (barter) rozwiązaniu – udało im się wypromować najnowsze książki sportowe, wykorzystując autorytet popularnych dziennikarzy i influencerów”. Fotografie umieścili m.in. mogący pochwalić się dużą liczbą „followersów” Paweł Wilkowicz (26,3 tys. obserwujących) oraz Żelisław Żyżyński (18,5 tys. obserwujących), a o otrzymanych książkach poinformował także Mateusz Borek (135 tys. obserwujących). No i tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy. Zdaniem Stanowskiego dziennikarze nie powinni tego robić, gdyż takim działaniem „psują rynek”.

Wyraz swojemu niezadowoleniu założyciel portalu Weszło dał w poniedziałkowy wieczór, pisząc na Twitterze: „Nie mogę pojąć że dziennikarze w zamian za darmową książkę robią jej reklamę, wrzucają fotki, ekscytują się. Tak to kasy nigdy nie zarobicie. Generalnie to psucie rynku. Wydawnictwa za reklamę powinny płacić. Mają na to budżet. Ale nigdy nie będą, jeśli wystarczy dać egzemplarz”. Dalej działo się oczywiście jeszcze ciekawiej. Pojawiły się kolejne komentarze i wywiązała się gorąca dyskusja, w której udział wzięli także dziennikarze, do których swoje słowa adresował Stanowski. Warto jednak zaznaczyć, że nie atakował on Sine Qua Non, doceniając świetny ruch marketingowy wydawnictwa, a krytykował kolegów po fachu.

Ja też zresztą włączyłem się do dyskusji, gdyż zaskoczył mnie jeden z wpisów dziennikarza Weszło. Wywiązała się krótka wymiana zdań, po której byłem jednak jeszcze bardziej zdziwiony:


Nie potrafiłem i nadal nie potrafię pojąć, jak dziennikarz może wziąć pieniądze za umieszczenie na swoim profilu „tweeta” o książce, reklamując ją w dodatku nie jawnie, a przedstawiając odbiorcom jako własną, prywatną opinię. Do tej pory Twitter był w miarę wolny od reklam, a tymczasem okazuje się, że niektórzy już wcześniej raczyli swoich obserwujących przekazem reklamowym, w dodatku ukrytym. Jak bowiem napisał Krzysztof Stanowski: „Za wszystkie książki, które polecałem, brałem pieniądze”. Owszem, dziennikarz zaznacza, że poleca wyłącznie te publikacje, który mu się podobają, ale trudno zrównać to ze spontaniczną rekomendacją książki, którą się akurat czyta. To coś w stylu: „Polecam Wam tę książkę. Otrzymałem za to 1500 zł”. Nie brzmi zbyt dobrze, nieprawdaż?

Takie działanie uderza w wiarygodność dziennikarza, przynajmniej ja tak to odbieram. Skoro bowiem ktoś może wziąć powiedzmy 1500 zł za polecenie książki, która mu się podoba, jaką mogę mieć pewność, że za 5000 zł nie zarekomenduje czegoś, do czego nie ma przekonania? Nie mam tutaj na myśli pozycji w sposób oczywisty słabych, ale z drugiej strony, ocena książki jest przecież względna. Jakże różne głosy pojawiały się na temat powieści „Gracz” Przemysława Rudzkiego, która była mocno rekomendowana (również twarzą i wypowiedzią na okładce) przez Stanowskiego? Jeśli liczy się tylko kasa, wszystko inne pozostaje kwestią ceny… (czy to też nie zdanie podobne do wydźwięku jednego z ostatnich felietonów autora całego zamieszania?)

Oczywiście Stanowski słusznie zauważa w najnowszym tekście: „Dziennikarz, który za kasę będzie polecał niestrawne lektury, szybko sam wypadnie z karuzeli. Ludzie przestaną mu ufać, a on sam przestanie dostawać tego rodzaju zlecenia”. Coś w tym na pewno jest, bo czytelnicy nie są przecież głupi i zauważą, że ktoś próbuje ich oszukać. Być może byłbym nawet w stanie uwierzyć w to, że Krzysztof Stanowski poleca za kasę wyłącznie dobre książki i mógłbym uznać, że jest w tym w stu procentach wiarygodny i szczery, gdyby nie pewien ciekawy fakt. W trakcie całej tej poniedziałkowej dyskusji przypomniałem sobie, że autor zamieszania też polecał na Twitterze kilka książek. Nie tylko wspomniane w felietonie pozycje „Straszliwie sam” Raymonda Domenecha i „Herr Guardiola”, ale także, jako kibic FC Barcelona, książkę „Barca. Życie, pasja, ludzie”, którą wydało… Sine Qua Non!

Wujek google okazał się pomocny i po kilku sekundach natrafiłem na wpis, którego szukałem. Możecie go znaleźć pod tym linkiem:

Ups, coś nie tak? Czyżby ktoś bawił się tutaj w kotka i myszkę i usunął swój „tweet” sprzed kilku miesięcy, który jeszcze wczoraj można było znaleźć na jego profilu?! Zaraz, zaraz, jak to tak? Opłacony przez wydawnictwo wpis (przypominam: „Za wszystkie książki, które polecałem, brałem pieniądze”) nagle znika z konta Stanowskiego po tym, jak ten wywołał burzę, że dziennikarze za darmo wrzucają zdjęcia publikacji, które otrzymują z wydawnictw, psując tym samym rynek? A może po prostu fotografia przesyłki od SQN pojawiła się na profilu dziennikarza nie dlatego, że wydawnictwo za nią zapłaciło? Tę kwestię pozostawiam do rozstrzygnięcia czytelnikom. Na szczęście wujek google ma też bardzo przydatną funkcję zapisywania kopii wszystkich stron, więc łatwo odnaleźć coś, co niby nigdy nie istniało…

14 komentarzy:

  1. Polecam Panie Piotrze:
    http://youtu.be/TT33AWhwuq8?t=38m16s

    OdpowiedzUsuń
  2. Marketing szeptany zawsze był wszechobecny w telewizji, prasie czy internecie, a szczególnie w portalach społecznościowych. Jedni szeptacze po prostu cenią się mniej(wystarczy im książka w prezencie), a inni bardziej(życzą sobie troche więcej).
    Naiwne jest myślenie, że TT był kiedykolwiek wolny od reklam albo inaczej, brawa dla agencji, firm i szeptaczy, że wciąż ludzie myślą że TT był kiedykolwiek wolny od reklam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, zdaję sobie sprawę, że marketing szeptany jest obecny w mediach społecznościowych. Miałem jednak nadzieję, że jeśli dziennikarz sportowy poleca jakąś książkę, robi to dlatego, że ją przeczytał i mu się spodobała, a nie dlatego, że dodatkowo otrzymał za to wynagrodzenie. Traktuję Twittera jako możliwość poznania opinii osób, które obserwuję. Zresztą nawet Prawo prasowe mówi, że: "Dziennikarzowi nie wolno prowadzić ukrytej działalności reklamowej wiążącej się z uzyskaniem korzyści majątkowej bądź osobistej od osoby lub jednostki organizacyjnej zainteresowanej reklamą".

      Usuń
  3. Uderz w stół a nożyce... Co tak Pan z tym SQN, czyżby miał Pan coś na sumieniu ?:) To żart oczywiście choć tak prawdę mówiąc Pan też w jedne książki się nadzwyczaj angażuje (książka Janusza Wójcika) a inne praktycznie pomija (GiA). Czyli nie recenzuje Pan naprawdę wartościowych wydawnictw kosztem... Sam Pan sobie dopowie. Oczywiście - Pana prawo robić co się chce na swym blogu. Niesmak jednak pozostaje, szczególnie w kontekście dyskusji wokół Stano (Pan zdaje się kiedyś pisał o fakcie otrzymywania książek z SQN ?).
    Pozdrwiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, otrzymuję książki z SQN, podobnie jak z większości wydawnictw, które wydają coś o sporcie. W tym kontekście jestem więc największym frajerem ze wszystkich, bo piszę o książkach sportowych za darmo, poświęcając na to sporą część swojego wolnego czasu. Od momentu założenia bloga nie zarobiłem na nim ani złotówki, choć fakt, otrzymałem sporo darmowych egzemplarzy, pewnie kilkadziesiąt. Patrząc jednak realnie, jest to dla wydawnictw niewielki koszt, a mogą liczyć na porządną recenzję. Ale takie mam po prostu hobby. Nie założyłem tego bloga, żeby na nim zarabiać czy żeby promować książki. Po prostu zbieram je od 11 roku życia i chciałem się tą pasją podzielić z innymi. Fakt, w ostatnim czasie blog przybrał mocno recenzyjny charakter, ale jest tyle ciekawych książek, o których warto napisać, że wygląda to niemal jak praca. W przeciwieństwie do niektórych nie mam problemu z tym, żeby napisać źle o książce, jeśli jest źle wydana. Robiłem to wielokrotnie i, co ciekawe, żadne wydawnictwo się nie obraziło. Wręcz przeciwni, byli wdzięczni za uwagi. To cieszy. A co do SQN, nie ukrywam, że jest to wydawnictwo, z którym dobrze się współpracuje, bo nie trzeba za każdym razem dopraszać się (co niestety w przypadku pozostałych jest zazwyczaj regułą) o zapowiedzi, daty premiery czy same książki. To oczywiście nie ma wpływu na oceny książek, bo to odrębna kwestia. Nigdy bym nie pozwolił sobie na pisanie dobrze o słabej publikacji, a jakakolwiek próba wpływania na moją opinię zakończyłaby się najpewniej przerwaniem współpracy. Bo mogę, bo nic na tym nie tracę, bo mam mnóstwo innych książek, o których warto napisać. A co do GiA, to tłumaczyłem to już kilka razy. Doceniam ich prace i mam wszystkie tomy EPF, ale skoro mam cały stos książek czekających w kolejce i zobowiązałem się je zrecenzować, to nie będę na siłę uszczęśliwiał kogoś, kto nie raczy nawet odpisać na moje maile z pytaniem o datę premiery któregoś z tomów (które przecież zawsze zapowiadam w teksach z premierami).

      Usuń
  4. Przepraszam, ale pisze Pan dużo i przeważnie bez sensu. Wystarczy że przypomnę jak niedawno robił Pan z książki Wójcika nie wiadomo jaki bestseller, wywiad, recenzja, zapowiedź. Na Pana miejscu zapadłbym się pod ziemię ze wstydu... Co do kasy za recenzje, to Stano te kwestie się trochę porypały, fakt. Co do GiA: nie wiem czy Pan wie, ale wydawanie książek oryginalnych a nie tłumaczonych wydań tych wszystkich sto pięćdziesiątych piątych biografii Beckhama czy Ronaldo, to zdecydowanie bardziej skomplikowany proces. Wystarczy że wypadnie jedna cegiełka i data wydania się przesuwa... Fakt, że Pan nie recenzuje encyklopedii dlatego że wydawca nie odpisuje na Pana maile pokazuje, ż e jest Pan może nie mściwy ale na pewno pamiętliwy i czuły na swoim punkcie. Oczywiście nikt tego Panu nie może zabronić. Wypadałoby jednak - jak się już pisze - być w zgodzie z prawdą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapowiadam wszystkie książki, o których wiem, że mają się ukazać, wywiady z autorami robię, jak jest do tego okazja (a Wójcik akurat był w Krakowie, więc poszedłem na spotkanie autorskie), recenzuję też wszystko, co przeczytam. Nie robiłem wcale z książki Wójcika dzieła wybitnego, napisałem wyraźnie, że jak ktoś go nie lubi, to trudno spodziewać się, żeby książka mu się spodobała. Do pośmiania się jest dobra, jeśli podejść do niej z odpowiednim dystansem. Druga sprawa: gdybym, jak Pan pisze, był czuły na swoim punkcie lub tym bardziej mściwy, ignorowałbym zupełnie publikacje GiA. A informuję o nich za każdym razem na blogu i FB. A że nie recenzuję? Nie zrecenzowałem ponad 60 książek o sporcie, które ukazały się w tym roku. Czy, żeby być w zgodzie z prawdą, muszę zrecenzować każdą publikację o tematyce sportowej, która się u nas ukazuje? Chętnie bym to zrobił, ale to jest fizycznie niemożliwe... Ale wie Pan co? Zrecenzuję jedną z mundialowych książek GiA. I tak miałem to zrobić, żeby móc potem w zgodzie z sumieniem wybrać najlepsze książki sportowe tego roku. Proszę tylko wskazać, która z nich jest najlepsza. Ja skłaniałbym się ku sięgnięciu po "Mundiale z akredytacją", bo słyszałem, że są bardzo ciekawe. ;)

      Usuń
    2. Czyli zarobiłes na blogu! Tylko, ze w barterze i tyle. to też jest jakiś zarobek. A co do Stanowskiego to sledze was obu na TT i poruszyłeś te kwestię, która w ostatnim akapicie zaznaczyłeś? Zapytaleś go czy dostal hajs za reklame ksiązki o Barcy?

      Usuń
    3. Czy ja wiem, czy to zarobek? Jeśli normalnie brzmi zdanie: "Zarobiłem kilkadziesiąt książek", to ok, jest to zarobek. ;) A co do Krzysztofa Stanowskiego: tak, wyjaśnił na TT i FB, że usunął zdjęcie, żeby nie musieć się tłumaczyć (choć tak musiał tłumaczyć się dwa razy - z zamieszczenia fotografii i jej usunięcia). Podobno miał pisać wstęp do książki za kasę, dlatego zamieścił zdjęcie. Potem wydawnictwo się wycofało i już o książce nie wspominał, ale tweet zostawił i usunął dopiero po wywołaniu całej książkowej afery.

      Usuń
  5. No cóż, widać każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu. Co do złych książek myślę podobnie jak Paweł Czado - nie pisać nic, bądź jeśli już krytycznie. Wie Pan, nasza telewizja przez całe lata pokazywała zadymy na stadionach "promując" bandytyzm. Ci zwyrodnialcy a przynajmniej ich część robiła to, by usłyszeć labo zobaczyć się w TV. Nie muszę Panu mówić jak to wpływało na frekwencję. To działa niestety do dziś. Zachodnie telewizje tego nie pokazują, popatrzy Pan czy na meczach LM, ME, MS realizator pokazuje np delikwenta wbiegającego na murawę ? To samo jest ze złymi książkami - trzeba przemilczeć albo recenzować negatywnie a robienie wywiadu z JW jest mimo wszystko promocją tej książki a w nagrodę za swe czyny spisane w całość ten człowiek jeszcze zarobi...

    Co do serii mundialowe epf:
    Ja skłaniałbym się do opisania wszystkich części w jednym. Książki te stanowią według mnie jedną, integralną całość. Jest to w końcu jedna księga w czterech a zapewne niebawem w pięciu częściach (ponad 1600 stron) :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że akurat w przypadku książek nie działa to w ten sposób. Jeśli ktoś negatywnie zrecenzuje jakąś książkę, to raczej ostrzeże innych przed sięgnięciem po nią, a nie zachęci do jej kupna.

      A co do EPF, to obawiam się, że nie starczy mi czasu na wszystkie cztery tomy... Wybiorę więc chyba "Mundiale z akredytacją", bo, z tego co pamiętam, mają najbardziej opisowy charakter. Chciałbym, żeby TOP10 pojawił się najpóźniej na początku stycznia, a jeszcze kilka głośnych tytułów zostało mi do przeczytania: Bergkamp, "Bramkarz, czyli outsider", Halsey, "Michael Jordan. Życie" czy "11 pierścieni" Phila Jacksona. Ostatnio umieściłem wpis z najlepszymi książkami w grudniu, a później przeczytałem kilka, które bez wątpienia zasługiwały na miejsce w pierwszej dziesiątce ("Dream Team", "Muhammad Ali. Moje życie, moja walka" czy "Wrocław, sport, PRL"). Teraz chciałbym uniknąć takiej sytuacji. ;)

      Usuń
    2. Wszystkie są znakomite. Czy tom 45 jest najbardziej opisowy ? Chyba tak samo jak 44.
      A może jednak Piłkarska America ? Nie no, Mundiale z Akredytacją chyba z racji objętości materiału oraz ilości stron. Przebić ma ten tom Księga Rekordów (376 stron)

      Usuń
  6. Witam,

    Na początku chciałbym pogratulować autorowi bloga (obserwuję go...w zasadzie od początku) pomysłu oraz konsekwencji (wiem jak dużo czas nie raz trzeba poświęcić).
    Co do mojej wypowiedzi chciałbym nawiązać o dyskusji z użytkownikiem powyżej.

    Zgadzam się ze stwierdzeniem, że zbyt dużo miejsca ostatnio poświęciłeś czasu na blogu/fanpageu pseudo książkom sportowym (ja nie mogę już patrzeć na książki wydawnictwa Sine Qua Non- połowa z nich nic nowego nie wnosi do tematu). Wygląda to troszkę przepraszam jak byś był ich oknem wystawowym, rozumiem że dostajesz od nich książki, ale niektórych na prawdę nie warto czytać.

    Mi jak użytkownikowi wyżej aż tak bardzo nie brakuje opisu książek GiA (nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie, ale pisze on jak osoba związana z wydawnictwem GiA a wręcz...)

    Właśnie, właśnie encyklopedia Fuji oczywiście że jest najlepsza, najwspanialsza (tu można wybrać kolejne określenia: adekwatny, arcymistrzowski, bardzo dobry, bez zarzutu, bezbłędny, bezkonkurencyjny, byczy, celny, celujący, cudowny, czołowy, doborowy, dobry, doskonały, ekskluzywny, elitarny, fajny, fantastyczny, fest, główny, godny podziwu, godny pozazdroszczenia, idealny, jak ulał, jakiego świat nie widział, jedyny, jedyny w swoim rodzaju, klawy, kwalifikowany, luksusowy, maksymalny, mistrzowski, modelowy, morowy, na sto dwa, naczelny, nadzwyczajny, najbardziej sprzyjający, najdoskonalszy, najkorzystniejszy, najodpowiedniejszy, najstosowniejszy, najważniejszy, najwłaściwszy, najwybitniejszy, najwyższej jakości, najwyższej próby, najzdolniejszy, najznaczniejszy, najznakomitszy, niedościgły, niedościgniony, niemający równych, niemający sobie równego, nienaganny, nienaganny odpowiedni, nieporównany, nieposzlakowany, nieprzeciętny, nieprześcigniony, nieskazitelny, niespotykany, niezastąpiony, niezrównany, niezwykły, odpowiedni, optymalny, pasujący, perfekcyjny, pierwszej klasy, pierwszej wody, pierwszorzędny, pierwszy, poczesny, pokazowy, ponadprzeciętny, poprawny, prawidłowy, prominentny, przedni, prześwietny, przewyborny, przodowniczy, przodujący, przodujący w czymś, przykładny, przykładowy, rekordowy, reprezentacyjny, rewelacyjny, równy, sztandarowy, świetny, unikalny, unikatowy, w dechę, w najlepszym gatunku, wirtuozerski, wirtuozowski, właściwy, wspaniały, wybijający się, wybitny, wyborny, wyborowy, wybrany, wyjątkowy, wymarzony, wyróżniający się, wyselekcjonowany, wysokiej klasy, wyśmienity, wzorowy, zawołany, zawrotny, znakomity, znamienity, zwycięski) ale Panu Gowarzewskiemu przydało by się troszkę pokory. Ciągle narzekający, złośliwy i zarozumiały, a przecież również on zarabia na czytelnikach bo nie robi przecież tego charytatywnie.

    Na blogu brakuje mi dobrych starszych klasyków piłkarskich którzy trzymają poziom: Mielech, Wacek, Grabowski, Chemicz itd. mam nadzieję, że kiedyś się ich doczekam.

    Sorry za przytyk,
    Pozdrowienia,
    Solider

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że ktoś zdaje sobie sprawę, że prowadzenie bloga w takiej formie wiąże się z ogromnym nakładem czasowym. ;)

      Co do Andrzeja Gowarzewskiego - wszyscy wiedzą, jaki jest. Ma święte prawo narzekać i być zarozumiałym, bo tworzy coś wyjątkowego, a jego praca nie zawsze jest doceniana. Faktycznie, czasem to przeszkadza, bo wtrąca w swoją narracją uszczypliwości pod adresem różnych ludzi, ale tak było, jest i pewnie będzie. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Choć rzeczywiście czasem myślę, że gdyby miał bardziej przyjazne nastawienia do świata i ludzi wokół, mógłby dotrzeć do zdecydowanie większej liczby czytelników. Nie sądzę jednak, żeby to on albo osoba pracująca w GiA pisała powyższe komentarze, raczej jakiś fan EPF.

      Co do poświęcania uwagi "pseudo książkom sportowym" - odbieram to zupełnie inaczej. Po prostu starałem się w tym roku być na bieżąco z większością premier, dlatego tak wyszło. Wydawnictwa na tym na pewno skorzystały, bo dosyć szybko po ukazaniu się książki pojawiała się recenzja, ale przypominam, że one nie zawsze były pozytywne. Chciałem, żeby ktoś, kto wchodzi na bloga, mógł znaleźć wskazówki, co warto przeczytać, a co niekoniecznie. Nie zgodzę się natomiast, że książki wydawnictwa SQN "nie wnoszą nic do tematu". Nigdy nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że nie warto czegoś czytać, nawet nie zaglądając do książki. Żeby coś ocenić, trzeba to poznać. Wielu np. po okładce pozycji "CR7. Maszyna" wiedziało, że to będzie słaba publikacja, a okazało się, że zawiera wiele ciekawostek i nowych informacji. Do mojej wiedzy o Cristiano Ronaldo wniosła sporo. To samo "Gwiazdy ligi polskiej" - okładka wygląda tak sobie i można się przyczepić do opracowania graficznego, ale zawartość jest już znakomita i absolutnie godna polecenia. Nie warto więc wystawiać zbyt pochopnych ocen.

      Chciałbym też pisać o starszych książkach, bo mam ich sporo, ale zwyczajnie nie starcza na to czasu. Być może w przyszłym roku wyluzuję trochę z recenzjami nowości i będą się pojawiać spontanicznie jakieś teksty o starszych pozycjach, zobaczymy. ;)

      Pozdrawiam i dzięki za komentarz!

      Usuń