To już sylwestrowa tradycja, której pozostaję wierny od trzech lat.
Ostatniego dnia każdego roku publikuję wpis będący podsumowaniem minionych
dwunastu miesięcy. Jaki był 2015? Niezwykły, naprawdę. Zarówno jeśli chodzi o
rynek książek sportowych, jak i moją zawodową karierę. Choć w zasadzie słowo „kariera”
śmiało mógłbym zastąpić innym: „hobby”.
Tak się pięknie złożyło, że dziś
z dumą mogę przyznać: robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą! Coś, co
dwanaście miesięcy temu wydawało się jedynie piękną wizją, teraz jest już
rzeczywistością. Nie wiem, ilu z Was wykonuje ulubiony zawód lub działa w
branży, w której praca była Waszym marzeniem, ale jeśli znajdą się takie osoby,
to z pewnością będą wiedziały, o co mi chodzi. Nie ma nic lepszego niż
wstawanie każdego dnia z ekscytującą myślą, że przed Tobą nowe wyzwanie. Nie
obowiązek, nie zadanie, ale właśnie wyzwanie, doświadczenie, którego pragniesz.
Nawet kiedy pojawia się długa lista rzeczy do zrobienia i w pewnym momencie
masz wszystkiego dosyć, na końcu zawsze pojawia się najważniejsze:
satysfakcja. To właśnie ona sprawia, że wiesz, iż jesteś odpowiednim
człowiekiem na odpowiednim miejscu.
Jak zapewne wiecie, na początku
roku rozpocząłem współpracę z Wydawnictwem Sine Qua Non z Krakowa. Pisałem o
tym szerzej w tym wpisie i muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak
pozytywnych reakcji czytelników. Było mnóstwo gratulacji, co może tylko
cieszyć. I mobilizować do ciężkiej pracy nie tylko mnie, ale też wszystkich,
którzy chcą spełniać swoje marzenia. Jak widać – można, trzeba tylko chcieć i
próbować. Mogę tylko podziękować chłopakom z SQN za ogromne zaufanie, którym od
początku mnie obdarzyli. Początkowo byłem przerażony, ale kiedy dziś patrzę na
te dwanaście miesięcy, czuję dumę. Wiem, że przeszedłem długą drogę i wiele się
nauczyłem. Przeżyłem też mnóstwo wspaniałych przygód. Jakich? Pozwólcie, że
wymienię: