Niemałe emocje wzbudziło ogłoszenie wyników plebiscytu na Sportową
Książkę Roku 2016. Kilku dziennikarzy na Twitterze nie mogło się nadziwić, że w
głosowaniu czytelników zwyciężyła autobiografia Thomasa Morgensterna.
Paradoksalnie te protesty powinny schlebiać organizatorom – w końcu dużo gorsza
od kontrowersji byłaby zupełna obojętność.
Jeśli plebiscyt wywołuje dyskusje,
to wbrew pozorom bardzo dobrze – znaczy to, że wybory traktowane są poważnie.
Coroczne głosowanie na zawodnika, który ma zgarnąć Złotą Piłkę dla najlepszego
piłkarza minionych dwunastu miesięcy, są od wielu lat przedmiotem sporów, kpin
i żywej wymiany argumentów. Nikt nie kwestionuje jednak, że to najbardziej
prestiżowa nagroda, jaką może otrzymać kopacz. Dlatego też organizatorzy nie
powinni się przejmować krytyką. Jak to się mówi w sportowym żargonie: wynik idzie
w świat. Może podawanie rezultatów w wątpliwość nie jest powodem do dumy, ale z
rekordowej liczby głosów należy się już jak najbardziej cieszyć. Znaczy to, że
wydarzenie się rozwija i ma szansę stać się w przyszłości renomowanym
konkursem, traktowanym przez wszystkich równie poważnie.
Żeby jednak wyjaśnić zdziwienie
różnych osób, warto przybliżyć, jak doszło do zwycięstwa książki „Moja walka o
każdy metr”. Wchodząc na stronę plebiscytu, można dowiedzieć się między innymi,
w którym dniu oddano najwięcej głosów. Stało się tak 19 stycznia, kiedy to czytelnicy
zagłosowali aż 2381 razy. Przy łącznej liczbie 13 060 głosów daje to wynik
na poziomie ponad 18% - niemal co piąty uczestnik plebiscytu zagłosował właśnie
wtedy. Skąd ten nagły skok? Żeby to zrozumieć, wystarczy odwiedzić facebookowy
profil Thomasa Morgensterna. Właśnie 19 stycznia umieścił on wpis zachęcający
do głosowania na jego autobiografię.
Ponad 3800 „lajków”,
kilkadziesiąt komentarzy i udostępnień – taki był efekt publikacji. Nic
dziwnego, że to właśnie siła fanów Morgiego zadecydowała o jego końcowym triumfie.
Wynik 2729 głosów jest naprawdę imponujący. Szczególnie, gdy przyjrzeć się, ile
osób przyczyniało się do zwycięstw innych tytułów w poprzednich edycjach:
2013 – 2437 głosów [82,61%] („Wielki
Widzew” M. Wawrzynowskiego)
2014 – 1093 głosy [17,82%] („Szamo”
G. Szamotulskiego i K. Stanowskiego)
2015 – 1610 głosów [24,82%] („Michael
Jordan. Życie” R. Lazenby’ego)
2016 – 2729 głosów [20,90%] („Moja walka o
każdy metr” T, Morgensterna)
W oczy rzuca się zwłaszcza
świetny wynik książki o Widzewie Łódź, ale trzeba nadmienić, że w pierwszej
edycji obowiązywały trochę inne zasady – w finale czytelnicy głosowali tylko na
jedną spośród czterech pozycji, które wcześniej zwyciężyły w swoich kategoriach
(biografie, piłka nożna, motoryzacja, pozostałe). Dużo łatwiej było więc
uzyskać dobry wynik, zwłaszcza że Marek Wawrzynowski za rywali miał tylko Marcina
Prusa, Sebstiena Loeba i Sir Alexa Fergusona (a raczej autorów, którzy napisali
jego biografię). W kolejnych dwóch latach zwycięzcy rywalizowali z 14 tytułami,
a w tym roku do końcowego głosowania zostało ich nominowanych łącznie aż 20. Głosy rozkładały się
bardziej niż we wcześniejszych edycjach.
Jak dużą zmianę przyniosła obecna
edycja, obrazuje przede wszystkim liczba wszystkich oddanych głosów. Tak to wyglądało:
2013 – 2950 głosów (runda finałowa)
2014 – 6134 głosy
2015 – 6486 głosów
2016 – 13 060 głosów
Ta ponad dwukrotna poprawa w
stosunku do roku ubiegłego jest naprawdę imponująca! Wynik, jaki uzyskał
czwarty w tym roku Krzysztof Stanowski ze swoją książką „Stan futbolu”, dałby
mu dwa lata wcześniej spokojne zwycięstwo, a przed rokiem trzecie miejsce z
niewielką stratą do czołówki. Teraz redaktor naczelny portalu Weszło uzbierał
ponad dwa razy mniej głosów niż Morgenstern. Przegrał także z Markiem Cieślakiem
i Wojciechem Koerberem, którzy zmobilizowali środowisko żużlowe (informacje o
głosowaniu pojawiły się m.in. na profilach żużlowców: Macieja Janowskiego czy
braci Pawlickich). Także trzeci Mark Webber zadbał o wsparcie, umieszczając informację o głosowaniu na swoim liczącym ponad 670 tys. fanów profilu
facebookowym. Aż dziw bierze, że to nie kierowca Formuły 1 triumfował w
plebiscycie – być może jego fani nie są aż tak zaangażowani jak sympatycy
skoków narciarskich i speedwaya.
Do czego zmierzam, prezentując te
wyniki? Ano do tego, że na starcie głosowania każdy ma równe szanse i wyłącznie
od zaangażowania zależy miejsce w plebiscycie. Decyduje lud, vox populi – kto
zrobi więcej szumu, kto bardziej będzie zachęcał do oddawania głosów, zwiększa
swoje szanse na zwycięstwo. Razi przedostatnie (sic!) miejsce magazynu Kopalnia
z zatrważającą liczbą 113 głosów. To truizm, że „dobra literatura obroni się
sama”. Gdyby tak było, plebiscyt w cuglach wygrałby „Kukuczka”, a na podium
spokojnie uplasowałaby się „Kopalnia”. Ale żeby tak się stało, trzeba sobie
trochę pomóc. Przecież gdyby każdy z ponad 20 autorów wspomnianego magazynu
zachęcił dwa razy do głosowania poprzez swój profil na Twitterze, dałoby to na
pewno kilkaset głosów. Gdyby Krzysztof Stanowski zmobilizował fanów (co czynił
niejednokrotnie), wygrałby w cuglach, zostawiając w tyle i Morgensterna, i
Webbera. Nie mówię już o biografii Roberta Lewandowskiego, oficjalnej przecież
(jedna wrzutka w social mediach Lewego rozniosłaby serwery w pył!) i wydanej
przez wielki koncern Agora, dysponujący ogromną siłą medialną.
Być może więc tym, którzy zajęli
dalsze miejsca, wcale nie zależało na zwycięstwie i nie ma co rozdzierać szat?
Dobrze, że jest chociaż głosowanie ekspertów, bo do wyborów jury nie można się
specjalnie przyczepić. Brak chociażby wyróżnienia dla niektórych pozycji jest
jednak dużym minusem. Zgodnie z tym, co pisze na Twitterze Marek Wawrzynowski,
na uznanie za 2016 rok zasłużył na pewno Łukasz Olkowicz, autor dwóch świetnych
reporterskich książek. Andrzej Gowarzewski też powinien być w jakiś sposób
doceniony, podobnie jak twórcy „Kopalni”. Niezbyt dobre będzie wyglądało, gdy
po latach wróci się do plebiscytu, w którym wymienieni twórcy praktycznie
przepadli, jakby nic wielkiego nie napisali. A to przecież oczywista nieprawda.
Nie to jest jednak moim
największy zarzutem pod adresem organizatorów – w końcu nigdy nie uda się
nagrodzić wszystkich, którzy na to zasługują. Od początku plebiscytu jestem
zdania, że powinny w nim startować WYŁĄCZNIE polskie tytuły. To nasz plebiscyt,
więc nagradzani powinni być rodzimi autorzy. Jak by to wyglądało, gdyby w 2013
roku triumfowała książka Thomasa Hausera „Muhammed Ali. Moje życie, moja
walka”, która wydana została w USA… w 1991 roku? Tak ładnie się składało, że
dwie pierwsze edycje wygrali Polacy. Potem triumfowali już jednak stranieri: Roland
Lazenby i teraz Thomas Morgenstern. Moim zdaniem dla zagranicznych publikacji
powinna być stworzona osobna kategoria i tam triumfować może jeden autor - twórca najlepszej książki zagranicznej wydanej w Polsce w danym roku. Ale główna nagroda
powinna być przyznawana polskiemu autorowi. Powiedzmy sobie szczerze – Marek
Cieślak z Wojciechem Koerberem zasłużyli na nią bardziej niż sympatyczny
skoczek z Austrii.
Mam tylko nadzieję, że plebiscyt
dalej będzie ewoluował i z każdym kolejnym rokiem stawał się coraz bardziej
przemyślany i, przede wszystkim, wymierny. Niech wzbudza kontrowersje, wywołuje
dyskusje – to jedna z podstawowych funkcji, jakie powinien spełniać. Ale niech
jego formuła będzie dopracowana, by uniknąć chociażby pominięcia jakiejś
świetnej pozycji przy nominacji do czołowej dwudziestki. Nie ma co narzekać, bo
dobrze, że taka idea w ogóle się narodziła i nieprzerwanie od czterech lat jest
kontynuowana. Jak widać po frekwencji, z roku na rok jest coraz lepiej i nie ma
zagrożenia, że projekt nagle przestanie funkcjonować, jak bywało wcześniej z
wieloma ciekawymi pomysłami. Warto więc zadbać o jego promocję, bo choć to
tylko zabawa, to taka, która może przynieść wymierne korzyści w postaci
polepszenia czytelnictwa w naszym kraju. A to już coś. To już cel, do którego
trzeba dążyć. Właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
CZYTAJ TAKŻE:
- "Kto nie ryzykuje, nie pije szampana" [Wywiad z Krzysztofem Baranowskim, organizatorem plebiscytu]
- Co siedzi w głowie skoczka narciarskiego? [Recenzja książki Thomasa Morgensterna "Moja walka o każdy metr" - Sportowej Książki Roku 2016]
- Życie Michaela Jordana [Recenzja książki Rolanda Lazenby'ego "Michael Jordan. Życie" - Sportowej Książki Roku 2015]
- "Szamo" [Recenzja książki "Szamo" Grzegorza Szamotulskiego i Krzysztofa Stanowskiego - Sportowej Książki Roku 2014]
- "Wielki Widzew" [Recenzja książki Marka Wawrzynowskiego "Wielki Widzew" - Sportowej Książki Roku 2013]
Uważam,że żadnych kontrowersi przy głosowaniu nie było. Głosowanie było uczciwe i każdy mógł oddać głos. Wygrała nsjlepsza książka - to widać po ilości oddanych głosów i zainteresowaniu czytelników dlatego zwycięzcy należą się gratulacje i uznanie, a nie jakieś wyimaginowane spekulacje autora artykułu, który moim zdaniem nie ma prawa pisać komu się bardziej ten tytuł należał. To ludzie decydują ! I właśnie dokonali wyboru. A przewaga zwycięzcy mówi sama za siebie.
OdpowiedzUsuńProszę wskazać zdanie, w którym piszę, że głosowanie było kontrowersyjne. Specjalnie, nieco prowokacyjnie, dałem w tytule tego tekstu znak zapytania, a w sformułowaniu "kontrowersyjne rozstrzygnięcie" odniosłem się do głosów niektórych dziennikarzy na Twitterze dotyczących zwycięskiej książki. Właśnie dlatego powstał ten tekst - bo niektórzy twierdzili, że to co najmniej zastanawiające, że zwyciężyła autobiografia Morgensterna. Pokazałem, jak do tego doszło (dobra promocja i zachęcanie do głosowania) i zaznaczyłem tylko, że gdyby inni równie dobrze zadbali o promocję plebiscytu, walka byłaby z pewnością dużo bardziej zacięta.
UsuńOczywiście że mam prawo pisać, która książka moim zdaniem zasłużyła bardziej na zwycięstwo, bo tak się składa, że przeczytałem zarówno tę, która zajęła pierwsze miejsce, jak i większość z pozostałych. Mam więc wyobrażenie na temat tego, która jest lepsza. To tylko moje zdanie, ale wydawało mi się, że jak ktoś wchodzi na bloga (który jest formą subiektywną), zdaje sobie sprawę, że wyrażane tutaj opinie są wyłącznie moim punktem widzenia.
Zaproponowane zmiany - osobne głosowanie dla polskich i zagranicznych książek - nie jest w żadnym wypadku przytykiem w kierunku Thomasa Morgensterna. Gdyby był taki podział, Morgi zwyciężyłby w kategorii książek zagranicznych (zasłużenie), a tytuł otrzymałaby również autobiografia Marka Cieślaka (również zasłużenie). Jestem po prostu zdania, że w polskim plebiscycie powinniśmy nagradzać polskich autorów, co nie przeszkadza zorganizowaniu osobnego głosowania na tłumaczenia (które najczęściej ukazały się za granicą co najmniej rok wcześniej).
Nie zgodzę się natomiast, że "wygrała najlepsza książka", bo zdobyła najwięcej głosów. Nie da się tego jednoznacznie określić, bo:
a) malutki procent głosujących przeczytał wszystkie 20 nominowanych pozycji (jeśli znalazł się ktoś taki, to gratulacje, ale nawet ja nie przeczytałem wszystkich) - a jeśli ktoś nie przeczytał chociaż jednej, to stwierdzenie, że jakaś książka w tym gronie była najlepsza, jest nieuzasadnione z logicznego punktu widzenia
b) dla każdego najlepszą książką będzie inny tytuł - nie ma obiektywnych mierników, które pozwalałyby ocenić wszystkie książki w ten sam sposób, przyznając im jakieś punkty
Dlatego też nie określałby Sportowej Książki Roku "najlepszą", a raczej "najpopularniejszą" - jedno z drugim nie musi (choć może) mieć wiele wspólnego.
Świetne podsumowanie Piotrze. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że pewne rzeczy można zrobić lepiej, nad czym cały czas pracujemy. Mogę zapewnić, że za rok spotkamy się znów, miejmy nadzieję, iż z równie dobrym - albo i lepszym - skutkiem dla nas i polskiej literatury sportowej.
OdpowiedzUsuńKontrowersji się nie boimy, jeszcze się nie zdarzyło, aby nasze wybory (czyli zwłaszcza wybory czytelników) spodobały się każdemu.
Mam wrażenie, że wśród polskich autorów pokutuje jeszcze myślenie, że nie wypada się chwalić, zachęcać do głosowania, bo trzeba być skromnym. Tak, to szlachetna cecha, ale, jak zaznaczałem w tekście, dobra literatura wcale nie obroni się sama. Trzeba zrobić trochę szumu, zachęcić, pokazać, jak głosować, przypominać - wtedy to ma sens. Jedna informacja w dzisiejszych czasach nie załatwi sprawy.
UsuńFajnie, że plebiscyt się rozwija - celem teraz znalezienie sponsora, który zapewni jakąś gratyfikację finansową za zwycięstwo lub pierwsze trzy miejsca (wzorem William Hill Sports Book Award w Wielkiej Brytanii).
Zobaczymy, może w przyszłym roku organizatorzy na to się zdecydują.
UsuńA wiadomo ile było zagranicznych głosów?
OdpowiedzUsuńKsiążka wg mnie dość przeciętna i ginie wśród wielu znakomitości 2016 roku. Pomijam fakt że za granicą miała premierę nieco wcześniej niż w 2016 roku...
Akurat do głosów zagranicznych bym się nie przyczepiał - nie da się też sprawdzić, czy osoby z Polski, które oddały głos, przeczytały daną książkę. Skoro to plebiscyt, to wygrywa po prostu najpopularniejsza pozycja i tak należałoby to przedstawić. ;)
UsuńReklama dźwignią handlu, a druga sprawa, że szczęściu trzeba czasem trochę dopomóc ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że sporo ludzi nie wiedziało o plebiscycie, gdyż utonęli oni w ilości serwowanych im bzdur we wszelkiego rodzaju serwisach społecznościowych... od takie mamy czasy. Ci, którzy skrupulatnie wybierają to, co lubią, potrafili ostatecznie dotrzeć do konkursu, a wszystko to za sprawą profili społecznościowych autorów czy też bohaterów książek.
Czy widzę w tym wszystkim jakieś kontrowersje? Piłka nożna to w naszym kraju sport narodowy. Należy jednak wziąć poprawkę, że nie wszyscy kibice piłkarscy lubią czytać książki. Druga sprawa to fakt, że pozycji futbolowych w plebiscycie było kilka, dlatego siła głosujących rozłożyła się na kilka pozycji...
Gratulacje dla zwycięzców!
Tez myślę, że fakt, iż w plebiscycie startowało aż 12 książek o piłce nożnej, miał wpływ na rozłożenie się głosów. Razem na tytuły o futbolu oddano 5780 głosów, czyli w przypadku startu 3-4 tytułów mogły one zdominować głosowanie.
UsuńWydźwięk tekstu miał być taki, że warto nagłaśniać plebiscyt i powinni to czynić wszyscy startujący. Być może wtedy uda się w nim pozyskać sponsora, więc będzie to z korzyścią dla autorów, czytelników, wydawców - słowem: wszystkich. Tutaj wszyscy powinni grać do jednej bramki.
A ja się przyczepię, bo statystyczny Austriak, który przeczytał wpis na fb Morgiego nie maił szans przeczytać książek w języku polskim. Nie były tłumaczone na inne języki więc taki plebiscyt przy tego typu glosowaniu wg mnie nie ma po prostu sensu.
OdpowiedzUsuńAle - skoro jest fanem Morgensterna - pewnie przeczytał w języku niemieckim i zapewne mu się spodobała. Więc czemu jego głos ma być mniej ważny niż kogoś z Polski, kto w ogóle nie przeczytał książki, na którą głosuję?
UsuńPodział na kategorie: "Polska" i "Reszta świata" jest jeszcze bardziej zasadny - unikniemy wtedy takich dylematów, bo będą głosować tylko polscy czytelnicy (przynajmniej w większości, bo gdyby do głosowania zachęcił Lewandowski, oddadzą głos na niego kibice z całego świata).
Przy takim systemie głosowanie może wygrać nawet rolka papieru toaletowego z autografem jakiegoś wielkiego sportowca...
OdpowiedzUsuńDla mnie nie ma to sensu.
Co Pan proponuje w zamian?
UsuńPrzede wszystkim, to kryteria doboru są dziwne. Dla czego nie ma książek GiA, nawet gdy ukazywała się encyklopedia mundialowa, nie było jej wśród nominowanych ? Dlatego cały ten konkurs jest po prostu śmieszny, i naprawdę nie przekonują mnie te same od lat tłumaczenia, bo je znam. Ale nimi tylko się ośmieszacie. Albo wrzuca się wszystkie książki sportowe, które w danym roku ukazały się w Polsce, albo... zaczynam podejrzewać autorów plebiscytu o kumoterstwo.
Usuń*dlaczego
UsuńMy? Czemu my się ośmieszamy? ;) Ja od dwóch edycji nie mam już z plebiscytem nic wspólnego (odkąd zacząłem pracę w SQN).
UsuńCiężko tutaj znaleźć idealne rozwiązanie. To co jest teraz mogłoby być wystarczające jeżeli chodzi o zgłaszanie książek. Wtedy każda publikacja, która otrzymałaby chociaż jeden głos brałaby udział w pierwszym etapie z którego należałoby wyłonić powiedzmy 20 najlepszych pozycji. Podobna zabawa ma miejsce na Forum Miłośników Pana Samochodzika (swoją drogą tam też jest mały kącik poświęcony literaturze o tematyce sportowej: http://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=1641&postdays=0&postorder=asc&start=0 )
OdpowiedzUsuńForum co roku prowadzi wybór najlepszej polskiej siążki przygodowej dla młodzieży, a wyróżniona pozycja zostaje nagrodzona. Wybru dokonuje wyselekcjonowana wcześniej komisja, która czyta WSZYSTKIE zgłoszone propozycje, opisuje je i ocenia w odpowiedniej skali punktowej. Po takiej selekcji następuje wybór pięciu najwyżej ocenionych książek i dopiero wtedy dochodzi do decydującego głosowania. Tam ono jest tajne, ale wg mnie przy takiej małej ilości książek mogłoby się odbyć publicznie. Moim zdaniem, aby taki plebiscyt miał jakikolwiek sens, to musiałyby być książki, które miały premierę wyłącznie w tym samym roku i najlepiej aby były autorstwa tylko polskich autorów.
Zagraniczne można wybierać osobno tą samą metodą.
Czyli w jakimś tam stopniu zgadzamy się co do zasadniczych kwestii. Na pewno na plus, że teraz w plebiscycie startują już wyłącznie książki z tego samego roku. Zobaczymy, co przyniosą kolejne edycja. Obawiam się tylko, że nie starczy ludzi do oceniania książek w ten sposób, jak zostało to zaprezentowane.
UsuńNa forum PS to się sprawdza. Całe głosowanie trwa ponad pół roku, bo trzeba czasu żeby każda z dziesięciu osób przeczytała tyle książek. W komisji są osoby, które czytają na bieżąco takie pozycje bo to uwielbiają, więc po zakończeniu zgłaszania książek powiedzmy 50 % każdy ma już przeczytane. Sam jestem w tej komisji i spokojnie dajemy radę, chociaż przyznaję że książek przygodowych dla młodzieży jest trochę mniej niż sportowych, ale i tak wychodzi kilkadziesiąt pozycji na osobę.
UsuńCiekawa sprawa. Pytanie, ile osób wolontaryjnie zaangażowałoby się w taką akcję przy książkach sportowych?
UsuńZ doświadczenia wiem że zgłosiłoby się dużo. Nawet kilkadziesiąt osób jest prawdopodobne, ale w trakcie zabawy nie każdy daje radę wszystko przeczytać z przeróżnych powodów (o dziwo wynika to najczęściej z niechęci do danego autora lub umiejscowieniem akcji, a dopiero później wchodzi brak czasu). W sumie to jest taka żelazna dziesiątka, która czyta wszystko, a co roku dopisują się do komisji nowe osoby. Jeśli ogarniają to zostają, a jak nie to za rok zastępują ich nowi:)
OdpowiedzUsuńTo wszystko udaje się rokrocznie tylko dlatego, że w komisji są osoby które to kochają i czytają niemal wszystko co wychodzi w tej tematyce. Jak ktoś się bierze za coś takiego z powodu ogromnej pasji, to nie ma innej opcji:) To się musi udać:)
Dzięki za poradę, akurat poszukiwałam tego typu książki. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie czytałam książek sportowych, może czas spróbować :)
OdpowiedzUsuń