Od Chochołowa do Zhangjiakou
Akcja „powieści” jest umiejscowiona w różnych częściach świata. Rozpoczyna się w Polsce, a konkretnie w Chochołowie, by następnie przenieść się do Pekinu, Monachium, Planicy, kilku miast austriackich i na koniec do Zhangjiakou. Głównymi bohaterami są: polski skoczek narciarski o imieniu Michał oraz niewidoma chińska studentka pochodząca z Zhangjiakou. Ich relacja dość szybko przemienia się w płomienny romans i oprócz tego niewiele się tam dzieje. To właściwie cała fabuła. Bywa nudno lub nudniej. Mimo że dzieło Hofera liczy zaledwie 150 stron pisanych całkiem sporym fontem, to bardzo ciężko przeczytać książkę za jednym zamachem. Trzeba robić przerwy na kawę, jakiś trucht, samopoliczkowanie i tym podobne zabiegi, aby nie zasnąć.
Niewidoma przygląda się, czyli grafomania i nuda
Zetknąłem się z bardzo topornym
językiem. Nie jestem pewien, czy
jest to wina samego Waltera Hofera, czy tłumaczki, pani Małgorzaty
Skrzydłowskej. Myślę, ze obydwoje mają trochę za uszami. Spotykamy tutaj takie
stwierdzenie, jak np. „niewidoma przygląda się”, co samo w sobie jest dość
osobliwe. Turniej Czterech Skoczni nazywany jest mistrzostwami, co chyba trzeba
zrzucić już na konto tłumacza. Myślę, że gdyby Walter Hofer napisał książkę, w
której opisałby swoje przygody, jakie przeżył przez wiele lat pełnienia funkcji
dyrektora Pucharu Świata, to w odróżnieniu od „An-Tin-Ji” miałby nam dużo
więcej do przekazania.
Czy Walter Hofer jest geniuszem?
Czy w Tatrach nie ma jezior?
Przez lata miłośnicy skoków narciarskich obserwowali, jak podczas zawodów Hofer stoi z krótkofalówką przy uchu i w opasce na głowie. Często był obiektem krytyki, a kibice rzadko chwalili jego decyzje, ale był nieodłączną częścią serialu pt. „Puchar Świata w skokach narciarskich”. Są jednak czasem takie książki, o których
ciężko jest cokolwiek napisać i ta niestety do nich należy. W mojej opinii jest to strata pieniędzy, a
przede wszystkim czasu. Opowieść miałka, przewidywalna, nudna i momentami mocno
grafomańska. Nie oznacza to, że gdy Walter Hofer napisze autobiografię, to po
nią nie sięgnę. To, że jest fatalnym powieściopisarzem, nie musi oznaczać, że
nie ma w rękawie ciekawych opowieści, które spodobałyby się wielu miłośnikom
skoków narciarskich. O „An-Tin-Ji” zapominam i biorę do ręki kolejną książkę
sportową.
CZYTAJ TAKŻE:
- Co siedzi w głowie skoczka narciarskiego? "Moja walka o każdy metr" Thomasa Morgensterna [Recenzja]
- Wspomnienia Hannawalda [Recenzja książki "Sven Hannawald. Triumf. Upadek. Powrót do życia"]
- Wojciecha Fortuny „Skok do piekła” [Recenzja autobiografii]
- Życie z pasją Włodzimierza Szaranowicza [Recenzja książki "Włodzimierz Szaranowicz. Życie z pasją"]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz