Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spalony. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spalony. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 marca 2018

Stan według Stana

Demaskatorska. To chyba najlepsze określenie „Stanu futbolu”, czyli czwartej już książki znanego dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego. Założyciel portalu Weszło w charakterystycznym dla siebie stylu pełnym ironii, anegdot i mocnych opinii obnaża polskie środowisko piłkarskie. Obraz większości zawodników, trenerów, prezesów czy dziennikarzy, jaki wyłania się z publikacji, nie jest zbyt kolorowy.

Nie mogło być inaczej, skoro autor sam przyznaje, że dawno zatracił młodzieńczą miłość do piłki nożnej. „Stan futbolu” jest niezwykle krytycznym, a miejscami nawet cynicznym spojrzeniem na piłkarską rzeczywistość w naszym kraju. Jak pisze Stanowski, wynika to przede wszystkim z tego, że za bardzo zbliżył się do środowiska, poznał dawnych idoli i przekonał się o ich słabościach. Blisko 20 lat pracy w roli dziennikarza sprawiło, że jego punkt widzenia zmienił się. Naiwne wyobrażenie o profesjonalizmie w podejściu do futbolu zostało zastąpione przykładami nieumiejętności, nieudolności lub zwyczajnie złych intencji, o których to autor wielokrotnie mógł przekonać się na własne oczy. Teoretycznie taką książkę mógł napisać każdy dziennikarz z podobnym doświadczeniem. Z kilku powodów dobrze się jednak stało, że zrobił to właśnie Stanowski. Po pierwsze nigdy nie był człowiekiem bojącym się mocnych opinii. Dzięki temu w „Stanie futbolu” czytelnik znajdzie wiele konkretnych przykładów piłkarzy, trenerów czy prezesów wymienionych z nazwiska, o których dowiedzieć się może dużo nowego. Po drugie założyciel portalu Weszło należy do najlepiej poinformowanych ludzi w środowisku, ma szerokie kontakty i zna kulisy większości piłkarskich afer, bo ze względu na charakter prowadzonego przez siebie medium, był przez informatorów powiadamiany w pierwszej kolejności. Po trzecie wreszcie, Stanowski to jeden z najlepszych w Polsce pismaków piszących o sporcie, ma dobre pióro i każdą z jego poprzednich książek czytało się bardzo dobrze. Nie inaczej jest z najnowszą, przez którą brnie się bardzo szybko i przyjemnie.

Kogo lubię, a kogo nie
Charakterystyka postaci opisanych w książce, a w zasadzie to, w jakim świetle zostały one przedstawione, nie będzie specjalnym zaskoczeniem dla nikogo, kto śledzi na bieżąco felietony i opinie dziennikarza na Twitterze. Gdyby posłużyć się terminologią kibicowską, do „zgód” należałoby zaliczyć: Zbigniewa Bońka (prezesi), Czesława Michniewicza (trenerzy), Jarosława Kołakowskiego i Mariusza Piekarskiego (agenci), Pawła Zarzecznego, Przemysława Rudzkiego (dziennikarze) oraz Grzegorza Szamotulskiego, Radosława Matusiaka i Andrzeja Niedzielana (piłkarze). Wszyscy oni są bohaterami książki, o wszystkich znalazły się w niej niemal same pozytywy. Już drugi rozdział jest niejako odpowiedzią na częste zarzuty w ostatnim czasie, jakoby Krzysztof Stanowski stał się jednym z największych orędowników aktualnego prezesa PZPN. W części zatytułowanej „Dlaczego zaimponował mi Zbigniew Boniek?” (książka składa się z osiemnastu rozdziałów, które zostały skonstruowane w ten sposób, że dają odpowiedź na inne pytanie zaczynające się od sformułowania „Dlaczego…?”), dziennikarz nie ukrywa, że jest zafascynowany tym człowiekiem. Uważa nawet, że jego prezesura to najlepsze, co mogło się trafić polskiemu futbolowi, popierając to rzeczową argumentacją. W kilku innych miejscach w książce Stanowski, świadomie lub nie, staje w obronie PZPN, pisząc chociażby o tym, że to nie do związku należy szkolenie młodzieży i bombardując tych, którzy winą za brak kolejnych pokoleń Lewandowskich, Błaszczykowskich i Piszczków obarczają PZPN. Jeśli więc ktoś liczył, że po lekturze tej publikacji zmieni swoje wyobrażenie na temat stosunków panujących między Stanowskim i Bońkiem, to będzie wręcz przeciwnie – tylko utwierdzi się w przekonaniu, że łączą ich serdeczne relacje, co wynika chociażby z licznie cytowanych anegdot na temat „Zibiego”, sugerujących ich częste spotkania.

sobota, 7 listopada 2015

„Życiowy tie-break” Andrzeja Niemczyka

„Co w głowie, to na języku”, lubi o sobie mówić Andrzej Niemczyk. Swoją autobiografią napisaną z Markiem Bobakowskim trener „Złotek” udowadnia, że jeśli chodzi o barwność, w środowisku siatkarskim może się z nim równać niewielu. Szczerość połączona z arcyciekawą życiową historią okazały się receptą na sukces, składając się na jedną z najlepszych sportowych biografii, jakie kiedykolwiek się u nas ukazały.

Pamiętam jak dziś, kiedy dobre kilka miesięcy temu, jeszcze w wersji prosto od autorów, zacząłem czytać wspomnienia Andrzeja Niemczyka. Włączyłem czytnik tuż po tym, jak pociąg opuścił dworzec w Krakowie, zanurzyłem się w lekturze i… dwuipółgodzinna podróż do Warszawy minęła w błyskawicznym tempie. Trenera kojarzyłem przede wszystkim z sukcesów siatkarskich osiągniętych z reprezentacją Polski oraz oczywiście z wygranej walki z nowotworem. Po pierwszych rozdziałach jego autobiografii przekonałem się, że historia Niemczyka jest o wiele bogatsza i na książkę nadaje się idealnie. Bardzo dobrze więc się stało, że 71-letni szkoleniowiec w końcu postanowił podzielić się z wszystkimi tym, co przeżył. W czasach, w których wszyscy piszą biografie, „Życiowy tie-break” to pełnokrwista lektura, w której nie brakuje niczego: smutku, radości, śmiechu, pieprzu, skandali, nostalgii i zwyczajnej prozy życia. Dzięki połączeniu tych składników otrzymujemy książkę, przez którą brnie się z przyjemnością.

Dziecko wojny
Zaczyna się nostalgicznie, gdyż w pierwszy fragmentach autobiografii Andrzej Niemczyk zdradza, że był dzieckiem wojny – urodził się w samym środku wojennej zawieruchy. Jego losy, podobnie jak historie wielu innych Polaków, wiążą się z II wojną światową. Tylko ogromnej determinacji matki przyszły szkoleniowiec zawdzięcza to, że przyszedł na świat w Polsce, a nie stał się chłopcem wychowanym na przykładnego obywatela Trzeciej Rzeszy. W tej historii jest zresztą coś symbolicznego, bo przecież pierwsze sukcesy Niemczyk odnosił później właśnie w Niemczech, a pobyt w tym kraju okazał się kluczowy dla jego dalszych losów. Wracając jednak do początkowych lat życia głównego bohatera – w książce zostały one przedstawione dosyć krótko. Trener szybko przechodzi do dzieciństwa, które upłynęło mu pod znakiem sportu („Dzisiaj psycholodzy na bank zdiagnozowaliby u mnie ADHD”), a później pisze o swojej siatkarskiej karierze.

niedziela, 19 października 2014

ZaSYPAny

Podobnie jak wielu kibiców z niecierpliwością czekałem na premierę autobiografii Igora Sypniewskiego. Książka, w której piłkarz miał opowiedzieć o swoim życiu naznaczonym zmaganiem się z chorobą alkoholową i depresją, zapowiadała się niezwykle intrygująco. „ZaSYPAny” okazał się lekturą szczerą i mocną, choć muszę przyznać, że klasyce gatunku, czyli „Spalonemu” Andrzeja Iwana, nie dorównał.

Kiedy usłyszałem o tym, że na rynku ukażą się wspomnienia Igora Sypniewskiego, od razu na myśl przyszła mi autobiografia Andrzeja Iwana. W historii życia obu piłkarzy, mimo że są zawodnikami z dwóch różnych pokoleń, można znaleźć wiele punktów wspólnych. Obaj byli wielkimi talentami i już w młodym wieku przejawiali niemałe zdolności do gry w piłkę, obaj przez alkohol nie zrobili takich karier, jakie im wróżono, obaj wreszcie, po zawieszeniu butów na kołku, znaleźli się na samym dnie, próbując odebrać sobie życie. Wyczekując premiery książki Sypniewskiego, zastanawiałem się, czy „ZaSYPAny” dorówna wspomnieniom Iwana, które okazały się wielkim wydawniczym sukcesem i doczekały się prawie samych pozytywnych recenzji. Po zapoznaniu się z najnowszą propozycją Wydawnictwa Buchmann muszę przyznać, że autorom nie udało się przebić „Spalonego”, ale to nie oznacza oczywiście, że książka jest słaba. Wręcz przeciwnie – jest dobra, nawet bardzo, ale do miana znakomitej jednak trochę zabrakło.

Najpierw powoli…
Moja ocena „ZaSYPAnego” byłaby zresztą nieco bardziej krytyczna, gdyby nie świetna druga część książki. Zagłębiając się w pierwsze kilkadziesiąt stron, myślałem sobie: „Spodziewałem się czegoś znacznie lepszego”. Wspomnienia Igora Sypniewskiego rozkręcają się bowiem bardzo powoli. Właściwie dopiero od ósmego rozdziału, który poświęcony jest przenosinom „Sypka” do Wisły Kraków, książka nabiera tempa i zaczyna czytać się ją świetnie. Nie wiem, być może to wyłącznie moje odczucie, ale dzieciństwo Sypniewskiego na łódzkich Bałutach – pobicia, kradzieże, rozboje – pierwszy alkohol i początki futbolowej przygody, jakoś nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. W początkowych fragmentach jest jednak kilka ciekawych wątków, takich jak chociażby występ na Old Trafford (oczywiście na kacu), przepuszczanie wszystkich zarobionych pieniędzy w kasynach i barach czy przygoda z greckimi klubami – Panathinaikosem Ateny i Kavalą. Początkowo jest więc dobrze, ale wrażenie psuje trochę dziwna interpunkcja (przecinki po pytajnikach) oraz teksty, które miały być chyba żartobliwe (np. fragment z psem Grzegorza Laty), a wypadły, przynajmniej w mojej ocenie, mało śmiesznie.

sobota, 8 marca 2014

Wojciecha Fortuny „Skok do piekła”

Przez ponad 30 lat był jedynym Polakiem, któremu udało się wywalczyć złoto na zimowych igrzyskach olimpijskich. Zwycięstwo w Sapporo okazało się jednak dla Wojciecha Fortuny nie furtką do wielkiej kariery, a początkiem końca. O drodze przez prawdziwe piekło polski skoczek szczerze opowiada w biografii napisanej przez Leszka Błażyńskiego.

W 2008 roku nakładem Wydawnictwa FALL ukazały się wspomnienia Wojciecha Fortuny. W książce „Szczęście w powietrzu” mistrz olimpijski z 1972 roku nie był jednak z czytelnikami do końca szczery. Pominął wiele faktów ze swojego życia, które stawiałyby go w niezbyt dobrym świetle. – Wydaje mi się, że Fortuna wtedy nie był jeszcze gotowy na to, by opisywać swoje więzienne przeżycia i inne przykre sprawy – mówił w wywiadzie dla bloga autor nowej książki o skoczku z Zakopanego, Leszek Błażyński. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” zna się z opisywanym bohaterem od kilku lat, co jest niezwykle istotne w kontekście biografii. Trudno byłoby bowiem liczyć na to, że Wojciech Fortuna otworzy się przed kimś, do kogo nie ma zaufania. Błażyński nakłonił byłego skoczka do podzielenia się historiami, które wcześniej nie zostały nigdzie indziej opublikowane i tak właśnie powstała szczera, a zarazem wciągająca lektura.

piątek, 29 listopada 2013

"Szamo"

„Wszystko, co wiedziałbyś o piłce nożnej, gdyby cię nie oszukiwano”. Taki podtytuł nosi książka Grzegorza Szamotulskiego, którą były bramkarz napisał z pomocą Krzysztofa Stanowskiego. Trzeba przyznać, że powyższe zdanie idealnie oddaje charakter tego dzieła. „Szamo” to publikacja zdecydowanie wyróżniająca się na tle pozostałych pozycji sportowych – nie tylko swoją formą, ale przede wszystkim barwnością.

Kto czytał dwie poprzednie książki, w pisaniu których pomagał piłkarzom Stanowski, wie mniej więcej, czego może się spodziewać po najnowszej propozycji Wydawnictwa Buchmann. „Szamo” to, podobnie jak „Kowal. Prawdziwa historia” Wojciecha Kowalczyka i „Spalony” Andrzeja Iwana, pozycja bezkompromisowa i pełna anegdot. Porównując ją jednak do dwóch poprzedniczek, można zauważyć istotną zmianę – dzieło Szamotulskiego nie jest autobiografią. Autor nie starał się chronologicznie przedstawiać wydarzeń ze swojego życia i jedynie od czasu do czasu wtrącić w narrację jakąś zabawną historię. Ma to swoje uzasadnienie. Spośród grona tych trzech sportowców, Szamotulski był zawodnikiem, który osiągnął znacznie mniej niż Kowalczyk czy Iwan, dlatego też szczegółowy opis jego przygody z piłką nie byłby zapewne dla czytelników aż tak interesujący. W przypadku pozycji „Szamo” świetnym posunięciem było więc zebranie i przedstawienie odbiorcom właściwie samych anegdot dotyczących piłkarskiej kariery Szamotulskiego.

piątek, 11 maja 2012

Ale to już było…

Stary "Okoń" Ryszarda Chomicza...
Pisałem ostatnio o nowościach wydawniczych, które pojawiły się na rynku książek sportowych. Do EURO coraz bliżej, stąd też tempo wydawania pozycji o piłce nożnej nie maleje. Najciekawiej zapowiadają się biografie polskich piłkarzy – Kazimierza Deyny, Andrzeja Iwana i Mirosława Okońskiego. Co ciekawe, wydawcy w kilku przypadkach postanowili postawić na sprawdzone i trafne pomysły.

... i nowa książka Radosława Nawrota.
Tak jest w trzech przypadkach. Biografia Mirosława Okońskiego – piłkarza m.in. Lecha Poznań i HSV Hamburg, pojawiła się w Polsce już dawno. W 1995 roku nakładem Polskiego Domu Wydawniczego „Ławica” ukazał się „Okoń”, czyli książka opisująca barwne życie i sportową karierę jednego z najlepszych futbolistów powojennej Polski. Jej autorem jest Ryszard Chomicz – nieżyjący już dziennikarz sportowy, swego czasu redaktor naczelny „Gazety Poznańskiej”. Do bieżącego roku wspomnienia Okońskiego były białym krukiem na aukcjach internetowych. Od czasu do czasu pojawiał się egzemplarz, którego zakup był jednak trudny ze względu na dużą liczbę chętnych. Ceny nie były może wywindowane – można było trafić na książkę za niecałe 30 zł, ale na aukcjach wystawiana była rzadko, więc trzeba było na bieżąco sprawdzać dział z książkami o sporcie. Pozycja była szczególnie atrakcyjna ze względu na charakter piłkarza, który nie należał do świętoszków, potrafił się bawić, co opisał w swoim dziele Chomicz. Że po taką książkę chętnie sięgną kibice, szczególnie przed EURO, wiedzieli też w Wydawnictwie Red Box, które 3 lutego 2012 roku wypuściło na rynek drugą biografię Mirosława Okońskiego. Tym razem wspomnienia spisał Radosław Nawrot z „Gazety Wyborczej”, który uzupełnił historię Okonia o dodatkowe historie i wydarzenia ostatnich lat. Wyszło z tego blisko 500 stron! Poniżej możecie zobaczyć, jak swoją lewą nogą zawinąć potrafił bohater książki: