Demaskatorska. To chyba najlepsze określenie „Stanu futbolu”, czyli
czwartej już książki znanego dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego.
Założyciel portalu Weszło w charakterystycznym dla siebie stylu pełnym ironii,
anegdot i mocnych opinii obnaża polskie środowisko piłkarskie. Obraz większości
zawodników, trenerów, prezesów czy dziennikarzy, jaki wyłania się z publikacji,
nie jest zbyt kolorowy.
Nie mogło być inaczej, skoro
autor sam przyznaje, że dawno zatracił młodzieńczą miłość do piłki nożnej.
„Stan futbolu” jest niezwykle krytycznym, a miejscami nawet cynicznym
spojrzeniem na piłkarską rzeczywistość w naszym kraju. Jak pisze Stanowski,
wynika to przede wszystkim z tego, że za bardzo zbliżył się do środowiska,
poznał dawnych idoli i przekonał się o ich słabościach. Blisko 20 lat pracy w
roli dziennikarza sprawiło, że jego punkt widzenia zmienił się. Naiwne
wyobrażenie o profesjonalizmie w podejściu do futbolu zostało zastąpione
przykładami nieumiejętności, nieudolności lub zwyczajnie złych intencji, o
których to autor wielokrotnie mógł przekonać się na własne oczy. Teoretycznie
taką książkę mógł napisać każdy dziennikarz z podobnym doświadczeniem. Z kilku
powodów dobrze się jednak stało, że zrobił to właśnie Stanowski. Po pierwsze
nigdy nie był człowiekiem bojącym się mocnych opinii. Dzięki temu w „Stanie
futbolu” czytelnik znajdzie wiele konkretnych przykładów piłkarzy, trenerów czy
prezesów wymienionych z nazwiska, o których dowiedzieć się może dużo nowego. Po
drugie założyciel portalu Weszło należy do najlepiej poinformowanych ludzi w
środowisku, ma szerokie kontakty i zna kulisy większości piłkarskich afer, bo
ze względu na charakter prowadzonego przez siebie medium, był przez
informatorów powiadamiany w pierwszej kolejności. Po trzecie wreszcie,
Stanowski to jeden z najlepszych w Polsce pismaków piszących o sporcie, ma
dobre pióro i każdą z jego poprzednich książek czytało się bardzo dobrze. Nie
inaczej jest z najnowszą, przez którą brnie się bardzo szybko i przyjemnie.
Kogo lubię, a kogo nie
Charakterystyka postaci opisanych
w książce, a w zasadzie to, w jakim świetle zostały one przedstawione, nie
będzie specjalnym zaskoczeniem dla nikogo, kto śledzi na bieżąco felietony i
opinie dziennikarza na Twitterze. Gdyby posłużyć się terminologią kibicowską,
do „zgód” należałoby zaliczyć: Zbigniewa Bońka (prezesi), Czesława Michniewicza
(trenerzy), Jarosława Kołakowskiego i Mariusza Piekarskiego (agenci), Pawła
Zarzecznego, Przemysława Rudzkiego (dziennikarze) oraz Grzegorza Szamotulskiego,
Radosława Matusiaka i Andrzeja Niedzielana (piłkarze). Wszyscy oni są
bohaterami książki, o wszystkich znalazły się w niej niemal same pozytywy. Już
drugi rozdział jest niejako odpowiedzią na częste zarzuty w ostatnim czasie,
jakoby Krzysztof Stanowski stał się jednym z największych orędowników
aktualnego prezesa PZPN. W części zatytułowanej „Dlaczego zaimponował mi
Zbigniew Boniek?” (książka składa się z osiemnastu rozdziałów, które zostały
skonstruowane w ten sposób, że dają odpowiedź na inne pytanie zaczynające się
od sformułowania „Dlaczego…?”), dziennikarz nie ukrywa, że jest zafascynowany
tym człowiekiem. Uważa nawet, że jego prezesura to najlepsze, co mogło się trafić polskiemu
futbolowi, popierając to rzeczową argumentacją. W kilku innych miejscach w książce
Stanowski, świadomie lub nie, staje w obronie PZPN, pisząc chociażby o tym, że
to nie do związku należy szkolenie młodzieży i bombardując tych, którzy winą za
brak kolejnych pokoleń Lewandowskich, Błaszczykowskich i Piszczków obarczają
PZPN. Jeśli więc ktoś liczył, że po lekturze tej publikacji zmieni swoje
wyobrażenie na temat stosunków panujących między Stanowskim i Bońkiem, to
będzie wręcz przeciwnie – tylko utwierdzi się w przekonaniu, że łączą ich
serdeczne relacje, co wynika chociażby z licznie cytowanych anegdot na temat
„Zibiego”, sugerujących ich częste spotkania.