Mistrzostwa świata spowodowały, że na rynku literatury sportowej
jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywanego w Brazylii turnieju pojawiło się
mnóstwo książek o piłce nożnej. Jednym z takich wydawnictw był album „Historia
mundialu”, który do sprzedaży trafił pod koniec maja. Niestety publikacja
wydana przez Grupę Wydawniczą Foksal mocno rozczarowuje.
Miłe złego początki
Z zewnątrz wszystko wygląda
pięknie – gąbkowa okładka, kredowy papier, ciekawa szata graficzna, wiele
zdjęć, a nawet plansza, na której można zapisywać wyniki mundialu. Przeglądając
album, można potakiwać z uznaniem głową, zwłaszcza, że okładkowa cena
publikacji – 39,90 zł – jak na jakość wydania nie jest zbyt wygórowana.
„Idealne wydawnictwo na mistrzostwa świata!” – można pomyśleć i wielu pewnie
tak właśnie oceniło książkę, biorąc ją do ręki w księgarni. Cały czar pryska
jednak w momencie, gdy zacznie się czytać, co też dla kibiców przygotowali
autorzy. Z każdą kolejną stroną brwi wędrują coraz wyżej i wprost nie sposób
ukryć pojawiającego się na twarzy zdumienia, gdy natrafia się na kolejne
„kwiatki”. A tych – czasem śmiesznych, czasem przerażających – jest niestety
cała masa.
Jestem wyrozumiałym czytelnikiem
i mogę przymknąć oko na wiele rzeczy. Można polemizować, czy powtarzane w
książce z uporem maniaka stwierdzenie „Puchar Świata” jest najbardziej trafne w
odniesieniu do turnieju, który w polskiej nomenklaturze sportowej od lat zwykło
się określać raczej jako mistrzostwa świata lub mundial. Można wybaczyć
literówki, które z Alessandra del Piero czynią Alessandra del Pietro lub które
sprawiają, że w metryczce Thierry’ego Henry’ego w rubryce „liczba bramek w
reprezentacji” widnieje cyfra „4”. Takie pomyłki zdarzają się przecież w prawie
każdej publikacji i często nie sposób ich uniknąć. Można nawet przejść do
porządku dziennego obok stwierdzeń, które w odniesieniu do futbolu słyszy się w
rodzimym języku po raz pierwszy: „specjalista od martwych piłek” (to o
Cristiano Ronaldo), „przejąć puchar” (w sensie zdobyć) czy „zagrać w finałach
Ligi Mistrzów” (zamiast: „w finale”, gdyż rozgrywane jest przecież tylko jedno
spotkanie).