Ekstraklasa jaka jest, każdy widzi. Mimo że większość kibiców narzeka na jej poziom, amatorów polskich rozgrywek piłkarskich nie brakuje. Właśnie dla nich stworzona została książka "Gwiazdy ligi polskiej", której autorami są Przemysław Bator i Jakub Radomski. Jako że blog Książki Sportowe objął nad pozycją Wydawnictwa RM patronat medialny, jej cztery egzemplarze możecie teraz wygrać w konkursie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piłka nożna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piłka nożna. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 7 grudnia 2014
niedziela, 30 listopada 2014
CR7. Piłkarska maszyna
To nie jest kolejna zwykła biografia. To chyba jej największy atut,
gdyż następna książka opisująca krok po kroku karierę Cristiano Ronaldo byłaby
po prostu nudna. W publikacji „CR7. Maszyna” autorzy nie starali się na
szczęście odtworzyć przebiegu życia głównego bohatera, a wyjaśnić jego
piłkarski fenomen. Wyszła z tego całkiem niezła pozycja, z której można
dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy.
„CR7. Maszyna” to trzecia książka
o portugalskim piłkarzu, która ukazała się w Polsce. Wcześniej, w 2012 roku,
czytelnicy mogli zapoznać się z dwiema biografiami tego zawodnika: „Ronaldo.
Obsesja doskonałości” Luci Caioliego wydaną przez SQN oraz niespełna 100-stronicową
książeczką autorstwa Barbary Bardadyn, która ukazała się w serii „Przeglądu
Sportowego” zatytułowanej „11 wspaniałych”. Przyznam szczerze – nie czytałem
tych publikacji. Sądząc jednak po docierających do mnie sygnałach, nie było to
dzieła wybitne, a raczej pozycje cieszące się popularnością ze względu na
nazwisko głównego bohatera. Właściciele wydawnictwa SQN przyznali zresztą w wywiadzie dla bloga, że biografia Cristiano Ronaldo była jednym z ich „koni
pociągowych” i rozeszła się w bardzo dużym nakładzie. Nie bez przyczyny firma z
Krakowa zdecydowała się pod koniec ubiegłego roku na drugie, uzupełnione
wydanie tej pozycji, a niemal dokładnie dwanaście miesięcy później wypuściła na
rynek nową książkę o CR7. Wizerunek Portugalczyka na okładce bez wątpienia
wpływa na zainteresowanie publikacjami na jego temat, ale na szczęście „CR7.
Maszyna” ma do zaoferowania coś więcej.
Tajemnica sukcesu CR7
Tym, co wyróżnia tę książkę na
tle poprzednich, jest z pewnością oryginalna koncepcja. Autorzy – Luis Miguel
Pereira i Juan Ignacio Gallardo – nie poszli na łatwiznę i nie postanowili
przedstawić wyłącznie kolejnych etapów życia Portugalczyka. „Cristiano Ronaldo
urodził się na Maderze, w wieku 12 lat trafił do szkółki piłkarskiej Sportingu
Lizbona i tak rozpoczęła się jego poważna kariera” – takich zdań na szczęście
nie znajdziemy w książce. Owszem, są tam informacje dotyczące przebiegu kariery
CR7, ale nie są one podane chronologicznie, a raczej przywoływane jako
przykłady pasujące do opisywanych zachowań piłkarza. W najnowszej książce
autorzy rozkładają bowiem postać Cristiano Ronaldo na czynniki pierwsze,
tłumacząc jego fenomen i wyjaśniając przyczyny nieprawdopodobnych wręcz
zdolności i umiejętności.
czwartek, 27 listopada 2014
Premiera książki "Rozgrywki piłkarskie w Łodzi 1910-1919"
Już w tę sobotę, 29 listopada w godzinach 14-18, odbędzie się promocja książki "Rozgrywki piłkarskie w Łodzi 1910-1919". Wydawcy będą promować i sprzedawać książkę na stoisku Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego podczas IV Salonu Ciekawej Książki we wnętrzach Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.
Miejsce promocji: budynek "Białej Fabryki" przy ul. Piotrkowskiej 282
Więcej szczegółów dotyczących publikacji Leszka Śledziony i Piotra Chomickiego można znaleźć na fanpage'u pod adresem:
Krótki opis publikacji:
W 122 stronicowej publikacji opisano początki piłki nożnej na terenie miasta Łodzi. Przedstawiono najstarszą piłkarską rywalizację, w ramach rozgrywek o mistrzostwo miasta, na terenach późniejszej II Rzeczpospolitej. Odbywały się one w ramach rozgrywek organizowanych przez: Lodzer Fussball Verband, zwanych "Pucharem Smitha i Gilchrista" (lata 1910-14); Mistrzostw Łodzi i okolicy (1916-17) oraz pod egidą Łódzkiej Ligi Futbolowej (1918-19).
piątek, 14 listopada 2014
Futbol w okupowanej Warszawie
Mimo że podczas niemieckiej okupacji uprawianie sportu, a więc także
granie w piłkę nożną, było zabronione, Polacy nie chcieli zaakceptować tego
zakazu. W wielu miastach rozgrywano nie tylko spotkania towarzyskie, ale
tworzono cały system rozgrywek, dający mieszkańcom okupowanych terenów Polski przynajmniej
chwilowe poczucie normalności. Właśnie o piłkarskich meczach organizowanych w
latach 1939-1944 w Warszawie pisze w książce „Zakazane gole” Juliusz Kulesza.
Pozycja napisana przez 86-letniego
autora, powstańca warszawskiego, a także kronikarza dziejów stolicy, trafiła do
księgarni na początku września. Nie jest to jednak pierwsza książka w całości traktująca
o tej tematyce. Już w 1982 roku publikację zatytułowaną „Piłka nożna w
okupowanym Krakowie” wydał Stanisław Chemicz. Pozycja ta doczekała się drugiego
wydania w 2000 roku, ale na kolejną, tym razem poświęconą futbolowi w okupowanej
Warszawie, przyszło nam poczekać dwanaście lat.
W 2012 roku ukazała się bowiem książka „Podziemny futbol 1939-1944”,
której autorem był Juliusz Kulesza. Jego dzieło recenzowałem swego czasu na portalu SportowaHistoria.PL. W tamtej publikacji nacisk położony został na
dzieje Polonii Warszawa, dlatego nowsza pozycja Kuleszy jawi się jako książka,
przynajmniej w początkowych fragmentach, bardziej kompleksowa.
Z pamiętnika żoliborzanki
Nie jest tak jednak do końca,
gdyż po raz kolejny autor postanowił bliżej przyjrzeć się jakiemuś konkretnemu
wycinkowi rzeczywistości. W „Zakazanych golach” jest to futbol na Żoliborzu,
czyli dzielnicy, w której do lutego 1943 roku mieszkał Kulesza. Jak łatwo się
domyślić, autor książki był jedną z tych osób, która, narażając życie, śledziła
zmagania piłkarzy. Ba, Juliusz Kulesza nie tylko obserwował mecze, ale też sam
w piłkę grywał. Z racji swojego młodego wówczas wieku (urodził się w 1922
roku), występował w juniorskiej drużynie AKS. Pochylenie się nad kwestią
żoliborskiego futbolu wydaje jest więc całkiem zrozumiałe. Jest jednak jeszcze
jeden powód, dla którego autor postanowił poświęcić temu tematowi niemal dokładnie
poł książki. W 2010 roku do jego rąk trafił pamiętnik młodej, prawdopodobnie 16-18
letniej żoliborzanki, szczegółowo wspominającej mecze, których była świadkiem. Właśnie
to źródło stało się „kręgosłupem” książki, jak określa to autor.
czwartek, 23 października 2014
Barça = pasja
Na wstępie zaznaczę – nie jestem
fanem FC Barcelony. Po książkę Burnsa sięgnąłem bardziej z „zawodowego” („hobbystycznego”?)
obowiązku, ale także dlatego, że znałem wcześniej twórczość brytyjskiego
autora. Kilka lat temu czytałem bowiem napisaną przez niego biografię Diego
Maradony „Ręka boga”, która w Polsce ukazała się w 2004 roku. Pamiętam, że książka
bardzo mi się podobała, dlatego wiele obiecywałem sobie po pozycji „Barça.
Życie, pasja, ludzie”. Tym bardziej, że jej recenzje były bardzo pozytywne, co
tylko zaostrzyło mój apetyt. Po skończeniu niezwykle obszernego dzieła
stworzonego przez urodzonego w Madrycie, ale będącego kibicem Blaugrany Burnsa,
muszę przyznać, że książka absolutnie spełniła moje oczekiwania. O ile w
przypadku recenzowania biografii Carlesa Puyola oraz Gerarda Pique zaznaczałem,
że są to pozycje skierowane przede wszystkich do osób sympatyzujących z
Barceloną, z publikacją „Barca. Życie, pasja, ludzie” jest zgoła inaczej. Książka
powinna przypaść do gustu każdemu kibicowi, gdyż to po prostu świetnie napisana
lektura.
Ludzie
Co jest największą z jej zalet? Z
całą pewnością fakt, że nie jest to jedynie kronika kolejnych wydarzeń
składających się na dzieje klubu. Ambicje Jimmy’ego Burnsa sięgają znacznie
wyżej, co udowodnił tą książką. Tym, co przewija się przez kolejne strony jego
dzieła, są ludzie. Nie same nazwiska, ale przede wszystkim historie osób
tworzących kataloński klub, które często możemy poznać z pierwszej ręki. Autor
oddaje głos wielu bohaterom książki, dzięki czemu czytelnik ma możliwość
wysłuchania słów piłkarskiego agenta Josepa-Marii Minguelli, który opowiada o
sprowadzeniu do Barcelony Diego Maradony, może przeczytać, co o relacjach z
prezydentem Josepem Lluisem Núñezem sądzą byli trenerzy – Johan Cruyff czy
Bobby Robson, a także otrzymuje szansę zapoznania się z historią legendarnego
Josepa Samitiera, o którym opowiada jego żona Tina.
niedziela, 19 października 2014
ZaSYPAny
Podobnie jak wielu kibiców z niecierpliwością czekałem na premierę autobiografii
Igora Sypniewskiego. Książka, w której piłkarz miał opowiedzieć o swoim życiu
naznaczonym zmaganiem się z chorobą alkoholową i depresją, zapowiadała się
niezwykle intrygująco. „ZaSYPAny” okazał się lekturą szczerą i mocną, choć
muszę przyznać, że klasyce gatunku, czyli „Spalonemu” Andrzeja Iwana, nie
dorównał.
Kiedy usłyszałem o tym, że na
rynku ukażą się wspomnienia Igora Sypniewskiego, od razu na myśl przyszła mi
autobiografia Andrzeja Iwana. W historii życia obu piłkarzy, mimo że są
zawodnikami z dwóch różnych pokoleń, można znaleźć wiele punktów wspólnych.
Obaj byli wielkimi talentami i już w młodym wieku przejawiali niemałe zdolności
do gry w piłkę, obaj przez alkohol nie zrobili takich karier, jakie im wróżono,
obaj wreszcie, po zawieszeniu butów na kołku, znaleźli się na samym dnie,
próbując odebrać sobie życie. Wyczekując premiery książki Sypniewskiego,
zastanawiałem się, czy „ZaSYPAny” dorówna wspomnieniom Iwana, które okazały się
wielkim wydawniczym sukcesem i doczekały się prawie samych pozytywnych
recenzji. Po zapoznaniu się z najnowszą propozycją Wydawnictwa Buchmann muszę przyznać,
że autorom nie udało się przebić „Spalonego”, ale to nie oznacza oczywiście, że
książka jest słaba. Wręcz przeciwnie – jest dobra, nawet bardzo, ale do miana
znakomitej jednak trochę zabrakło.
Najpierw powoli…
Moja ocena „ZaSYPAnego” byłaby
zresztą nieco bardziej krytyczna, gdyby nie świetna druga część książki. Zagłębiając
się w pierwsze kilkadziesiąt stron, myślałem sobie: „Spodziewałem się czegoś
znacznie lepszego”. Wspomnienia Igora Sypniewskiego rozkręcają się bowiem bardzo
powoli. Właściwie dopiero od ósmego rozdziału, który poświęcony jest
przenosinom „Sypka” do Wisły Kraków, książka nabiera tempa i zaczyna czytać się
ją świetnie. Nie wiem, być może to wyłącznie moje odczucie, ale dzieciństwo Sypniewskiego
na łódzkich Bałutach – pobicia, kradzieże, rozboje – pierwszy alkohol i
początki futbolowej przygody, jakoś nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. W
początkowych fragmentach jest jednak kilka ciekawych wątków, takich jak
chociażby występ na Old Trafford (oczywiście na kacu), przepuszczanie wszystkich
zarobionych pieniędzy w kasynach i barach czy przygoda z greckimi klubami –
Panathinaikosem Ateny i Kavalą. Początkowo jest więc dobrze, ale wrażenie psuje
trochę dziwna interpunkcja (przecinki po pytajnikach) oraz teksty, które miały
być chyba żartobliwe (np. fragment z psem Grzegorza Laty), a wypadły,
przynajmniej w mojej ocenie, mało śmiesznie.
poniedziałek, 13 października 2014
Herr Pep
Bardzo szybko, bo miesiąc po premierze w Hiszpanii, do polskich
księgarni trafiła książka „Herr Guardiola”. Publikacja napisana przez
katalońskiego dziennikarza Martiego Perarnau to niezwykle drobiazgowa kronika
pracy Pepa Guardioli podczas pierwszego sezonu spędzonego na ławce Bayernu
Monachium. Dla tych, którzy lubią czytać o kulisach wielkiego futbolu, a
ponadto interesują się piłkarską taktyką, to zdecydowanie pozycja obowiązkowa.
To nie jest lektura do
przeczytania w jeden wieczór. Myślę, że nawet dwa wieczory to za mało, żeby zapoznać
się dokładnie z całą pozycją „Herr Guardiola”. Marti Perarnau towarzyszył trenerowi
Bayernu niemal codziennie przez pierwszy rok jego pracy w Niemczech, czego
efektem jest obszerne, bo liczące aż 480 stron dzieło. Autor swoją opowieść
rozpoczyna 24 czerwca 2013 roku, kiedy Guardiola trafił do klubu z Bawarii, a kończy
20 maja następnego roku, kiedy szkoleniowiec dokonuje podsumowania minionego
sezonu. Pozornie może się wydawać, że 11 miesięcy to okres zbyt krótki, by mógł
stać się przedmiotem porządnego opracowania. Okazuje się jednak, że forma,
którą przyjął Perarnau, sprawdza się. Autor bardzo skrupulatnie, z kronikarską
dokładnością opisuje kolejne mecze Bayernu pod wodzą Pepa, często oddając głos
głównemu bohaterowi książki, a także jego piłkarzom i współpracownikom. Dzięki
temu „Herr Guardiola” staje się niezwykle interesującą pozycją dla każdego
kibica zakręconego na punkcie futbolu.
Perfekcjonista
Dzieje się tak głównie dlatego,
że z książki można dowiedzieć się wielu nowych (nawet dla futbolowego fanatyka)
rzeczy. Czytelnik znajdzie w niej mnóstwo intrygujących informacji na temat
Pepa Guardioli. Nie czytałem wprawdzie jego biografii, które dotychczas ukazały
się w Polsce, wiec nie wiem, jak tam to wyglądało, ale dzięki książce Perarnau dostajemy
kompletny obraz hiszpańskiego szkoleniowca, ze wszystkimi wadami i zaletami. Dowiadujemy
się na przykład, że jest perfekcjonistą, dba o każdy szczegół, a o futbolu
myśli 24 godziny na dobę. Celnie określa to jeden z członków jego sztabu – Manel
Estiarte, który stwierdza, że bez myślenia o ostatnim lub najbliższym meczu
Guardiola potrafi wytrzymać maksymalnie pół godziny. Można go oderwać od
codziennych czynności i wybrać się z nim na przykład do restauracji, ale po
upływie tego czasu nagle patrzy gdzieś w dal i milknie, co oznacza, że wraca
myślami do futbolu.
niedziela, 5 października 2014
Stefan I Niepokorny
Po 11 latach od premiery w Niemczech, dzięki nowemu Wydawnictwu Duch
Sportu, do polskich księgarni trafiła wreszcie autobiografia Stefana
Effenberga. Wiele obiecywałem sobie po tej lekturze, bo też były piłkarz
Bayernu Monachium zawsze należał do zawodników, którzy mówią to, co myślą. Po
raz kolejny okazało się, że szczerość to całkiem niezły przepis na dobrą
książkę, gdyż „Niepokorny” zdecydowanie spełnił moje oczekiwania.
Effenberg „mówi jak było”
Nie jest to wprawdzie regułą, ale
najczęściej wspomnienia piłkarskich „bad boys” czyta się dużo lepiej niż
biografie ułożonych zawodników. Powód jest prozaiczny – tacy piłkarze mają
więcej ciekawego do powiedzenia i zazwyczaj nie obawiają się konsekwencji tego,
co napiszą. Można być pewnym, że sięgając po książkę takiego jegomościa, nie
będziemy ze znużeniem przerzucać kolejnych kartek z myślą, żeby jak najszybciej
mieć to już za sobą. Szczerość to podstawa sukcesu tego typu pozycji, co
sprawdziło się chociażby w przypadku świetnej autobiografii Zlatana Ibrahimovicia czy wspomnień Wojciecha Kowalczyka. Oczywiście zdarza się,
że zawodnicy, którzy nigdy nie wywołali większego skandalu, też napiszą świetną
książkę. Udowodnił to ostatnio Andrea Pirlo, tworząc kapitalne dzieło
zatytułowane „Myślę, więc gram”. Wspomnienia Stefana Effenberga raczej trudno
porównać do biografii Włocha, bo to książka o zupełnie innym charakterze, ale obie
czytało mi się równie dobrze, co dla „Niepokornego” jest świetną rekomendacją.
O ile w przypadku „Myślę, więc
gram” można było zachwycać się językiem, ironią i samą formą narracji, z
autobiografią „Effego” jest nieco inaczej. Jeśli chodzi o sposób przedstawienia
swojego życia, niemiecki piłkarz nie zdecydował się na żadną rewolucję – po
prostu opowiada o kolejnych etapach kariery i tym, co jej towarzyszyło. Nie
pomija jednak trudnych tematów, nie boi się jasno wyrazić swojego zdania czy
skrytykować wielu osób. „Niepokorny” to tytuł idealny do wspomnień Effenberga,
bo odzwierciedla zarówno charakter autora, jak i samą formę książki. Jeśli ktoś
podpadł Niemcowi, może być pewny, że we wspomnieniach niemieckiego zawodnika
znajdzie kilka gorzkich słów na swój temat. Parafrazując słynne powiedzenie Mariusza Maksa Kolonki, Effenberg „mówi jak było” i to chyba największa
wartość jego wspomnień.
czwartek, 25 września 2014
Zanim powstała liga
Niełatwo, pisząc o historii sportu, stworzyć coś absolutnie oryginalnego,
świeżego i wyjątkowego. Okazuje się jednak, że jeśli się chce, nie jest to
rzeczą niemożliwą. Udowodnił to Paweł Gaszyński, tworząc cykl książek pod
tytułem „Zanim powstała liga. Almanach rozgrywek piłkarskich w Polsce w latach
1919-1926”. 3 czerwca na rynku ukazał się drugi tom serii, poświęcony sezonowi
1920.
Autor cyklu wpadł na genialny w
swojej prostocie, ale zarazem wymagający ogromnych nakładów pracy pomysł.
Postanowił zebrać i opisać wszystkie możliwe mecze piłkarskie, które w latach
1919-1926 rozegrano w Polsce. Nie chciał się skupiać wyłącznie na spotkaniach
najważniejszych, o których informacje można znaleźć w innych opracowaniach.
Zdecydował się opisać każdą potyczkę, nawet tę o mistrzostwo klasy B. Jakby
tego było mało, nie poszedł wcale na skróty. Mógł oczywiście oprzeć się wyłącznie
na publikacjach innych autorów, regionalnych monografiach czy różnych
rocznikach, ale chciał sam zrobić wszystko od początku. Przeprowadził więc
ogromną kwerendę wszystkich możliwych gazet, które pisały o rozgrywkach
piłkarski w wybranym okresie. Dzięki temu każdy mecz, o którym pisze w swoich
książkach, każdy wynik i każda informacja poparte są źródłem. Nic nie jest
bezmyślnie przepisane z wcześniej wydanych opracowań, więc serię „Zanim
powstała liga” pod względem rzetelności uznać trzeba za absolutne arcydzieło.
Nie tylko z tego powodu cały cykl, jak i drugi jego tom, ocenić należy bardzo
wysoko.
Tytaniczna praca
W najnowszej książce serii
opisanych zostało 487 meczów, które zostały rozegrane w 1920 roku. To znaczna
różnica w porównaniu z rokiem wcześniejszym, gdyż wtedy spotkań było ledwie
184. Z każdym kolejnym tomem meczów będzie więcej i aż strach pomyśleć, jak
obszerna może być następna publikacja, nie mówiąc już o tej, która dotyczyć
będzie roku 1926. Już drugi tom stwarza wrażenie grubego tomicha, gdyż liczy blisko
450 stron, co przy 160 stronach premierowego opracowania wygląda imponująco. Przeglądając
książkę, można się tylko domyślać, jak ogromną pracę wykonał Paweł Gaszyński.
Dość powiedzieć, że sama bibliografia liczy dobrych kilkaset (sic!) pozycji i
zajmuje dokładnie 20 (sic!) stron. Ktoś ma jeszcze wątpliwości, co do
rzetelności tej książki? Jeśli tak, to dodam tylko, że przypisów jest dokładnie
742. Uff…
poniedziałek, 22 września 2014
Piłkarski mistrz pióra
Błyskotliwa, wciągająca, ironiczna, genialna. To tylko niektóre z
określeń, których można użyć, opisując autobiografię Andrei Pirlo. Niezależnie
od tego, czy kiedykolwiek byliście fanami tego zawodnika, po jego książkę po
prostu musicie sięgnąć. „Myślę, więc gram” to dzieło, które pod każdym względem
zdecydowanie wyróżniają się na tle większości wspomnień piłkarzy.
Długo czekałem na dzień, w którym
będę mógł ogłosić, że właśnie przeczytałem piłkarską biografię, która była
lepsza niż „Ja, Ibra”. Po skończeniu książki Pirlo mógłbym powiedzieć, że stało
się to właśnie teraz, ale… coś nie pozwala mi tego zrobić. Obie autobiografie,
podobnie jak ich autorzy, są zupełnie inne, dlatego zestawianie ich ze sobą nie
ma według mnie większego sensu. Chyba bardziej fair będzie postawienie ich na
równi oraz stwierdzenie, że obie są świetne i warte przeczytania. Nie
spodziewałem się zresztą, że włoski piłkarz będzie w jakikolwiek sposób
konkurował z tym, co napisał o swoim życiu Zlatan Ibrahimović. Charaktery obu
zawodników są różne, więc ich wspomnienia nie mogły przybrać podobnej formy.
Największą zaletą książki Szweda była szczerość i bezpośredniość, u Pirlo obie
te cechy też stanowią atut, jednak o sukcesie pozycji „Myślę, więc gram”
decyduje przede wszystkim błyskotliwość i inteligencja autora.
Jaki na boisku, taki w książce
Autobiografia włoskiego
rozgrywającego dopracowana została w najdrobniejszych szczegółach. Nic nie jest
w niej pozostawione przypadkowi. Znaczenie ma nawet liczba rozdziałów, a
historia pewnego pióra pięknie spina klamrą całą opowieść piłkarza Juventusu
Turyn. Opowieść, która opowieścią tak naprawdę nie jest, bowiem „Myślę, więc
gram” nie należy do typowych biografii. Pirlo nie opisuje po kolei
następujących po sobie etapów swojego życia, jego książka jest raczej zbiorem
przemyśleń na różne tematy. Gdybym miał ją porównać do innych wspomnień
piłkarza, postawiłbym zdecydowanie na „Gramy dalej” Alessandro del Piero. Oczywiście
taka forma nie ma szans sprawdzić się w przypadku każdego zawodnika, gdyż żeby
napisać podobne dzieło, trzeba nie tylko dobrze grać w piłkę, ale także mieć coś ciekawego do przekazania. Były reprezentant Włoch zdecydowanie ma to
coś, co przyciąga uwagę i sprawia, że chce się go słuchać.
Etykiety:
ac milan,
alessandro alciato,
andrea pirlo,
autobiografia,
biografia,
futbol,
ja ibra,
juventus turyn,
myślę więc gram,
piłka nożna,
sine qua non,
zlatan ibrahimović
środa, 10 września 2014
Biografia prosto z serca Camp Nou
Sięgając po biografię Gerarda Pique zastanawiałem się, czy będzie to
książka skierowana przede wszystkim do fanów FC Barcelony, czy też publikacja
mogąca trafić do szerszego grona czytelników. Po skończeniu dzieła Mateusza Bystrzyckiego nie mam wątpliwości, że „Urodzony na Camp Nou” to coś od
miłośnika Blaugrany dla innych fanów katalońskiego klubu. Motto „Mes que un
club” przyświeca każdej stronie, czyniąc z książki wydawnictwo dosyć ekskluzywne.
Recenzując pod koniec ubiegłego
roku biografię Carlesa Puyola, którą napisał Ziemowit Ochapski, użyłem słów: „pozycja
skierowana przede wszystkim do fanów katalońskiej drużyny”. Po lekturze książki
napisanej przez innego młodego dziennikarza i kibica FC Barcelony z Polski,
użyć można tego samego sformułowania. Być może Mateusz Bystrzycki podszedł do
opisywanej postaci nieco bardziej krytycznie i nie starał się podkreślić na każdym
kroku, że Pique to najlepszy obrońca świata, ale miłość do klubu zawęziła nieco
jego pole widzenia. Praktycznie wszystko, co pojawia się w napisanej przez
niego biografii, ma związek z Blaugraną lub rozpatrywane jest w kontekście
katalońskiego zespołu. Ma to oczywiście swoje wady i zalety. Pozytywny aspekt
jest taki, że pozycja „Gerard Pique. Urodzony na Camp Nou” przypadnie do gustu
każdemu „cule”. Gorzej będzie natomiast z fanami innych drużyn, którzy na
dłuższą metę mogą poczuć się nieco znużeni wielokrotnie podkreślanym
przywiązaniem stopera Barcy do ukochanego klubu czy wykładaną w wielu miejscach
romantyczną filozofią tego zespołu.
Dojrzały styl autora
Na wstępie muszę zaznaczyć, że,
co zapewne łatwo wywnioskować z powyższego akapitu, nie jestem kibicem
Barcelony. Pewnie gdybym nim był, recenzja biografii Pique byłaby dużo bardziej
entuzjastyczna. To nie oznacza oczywiście, że dzieło Bystrzyckiego jest słabe.
Wręcz przeciwnie – biorąc pod uwagę stosunkowo młody wiek autora, można być
pełnym podziwu dla jego umiejętności pisarskich. Książka wydana przez Sine Qua Non
pod względem językowym jest bowiem bardzo dojrzała i bogata. Zdarzają się
wprawdzie w kilku miejscach niezbyt trafne moim zdaniem określenia „kampania” w
odniesieniu do piłkarskiego sezonu, ale rozumiem, że ich użycie wynikało z
chęci uniknięcia powtórzeń. Poza tymi wyjątkami trudno się jednak do czegoś
przyczepić, gdyż biografia napisana jest dobrze i czyta się ją sprawnie, mimo
że autor używa rozbudowanych zdań.
Etykiety:
barca,
blaugrana,
carles puyol,
fc barcelona,
fcb,
gerard pique,
mateusz bystrzycki,
piłka nożna,
shakira,
sine qua non,
tomasz lasota,
urodzony na camp nou,
ziemowit ochapski
niedziela, 7 września 2014
"Ja, kibic"
Znacie ten stan, kiedy kończąc książkę czujecie ogromny żal, że nie
będziecie mieli już okazji poznać kolejnych przygód głównego bohatera? Tak
właśnie było w moim przypadku po przeczytaniu pozycji „Ja, kibic”. Publikacja
Jamesa Bannona to kapitalna opowieść o byciu tajnym policjantem, a zarazem kibicem-chuliganem,
która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.
O ile ostatnie książki sportowe
Grupy Wydawniczej Foksal, które czytałem, nie były rewelacyjne („Carlos Tevez. Droga ze slumsów na piłkarski szczyt” czy zwłaszcza „Historia mundialu”), „Ja,
kibic” to pozycja z zupełnie innej bajki. Trafiony wybór przekładu i bardzo
dobre tłumaczenie sprawiają, że trudno odłożyć na bok opowieść Jamesa Bannona.
Kiedy już zacznie się jego książkę, nie chce się przerywać czytania. Przy
okazji recenzowania drugiej części wspomnień Wayne’a Rooneya pisałem, że
lektura mnie wciągnęła. Rzeczywiście tak było, ale porównując tamtą biografię z
pozycją napisaną przez brytyjskiego tajniaka, w przypadku tej drugiej musiałbym
użyć mocniejszego określenia. Bez przesady mogę stwierdzić, że „Ja, kibic” po
prostu mnie pochłonął i już dawno nie czytałem książki w takim napięciu, z
ogromną chęcią dowiedzenia się, co będzie dalej.
Tajniak w szeregach najgroźniejszych chuliganów
Kiedy po raz pierwszy
dowiedziałem się o tej premierze, wiedziałem, że może to być strzał w
dziesiątkę. Wprawdzie dotychczas ukazało się u nas kilka książek o brytyjskich
chuliganach, ale wszystkie one opowiadały o tym zjawisko z punktu widzenia jego
aktywnych uczestników. Ich treść, a także sposób postrzegania rzeczywistości
przez autorów-kibiców był więc podobny. W przypadku „Ja, kibic” jest inaczej,
gdyż głównym wątkiem nie są chuligańskie wybryki, wyjazdy do miast w całej
Anglii, zasadzki i bijatyki z fanami innych zespołów, ale tajne policyjne
śledztwo. Co ważniejsze, prowadzone jest ono w samym sercu brytyjskiej
chuliganki lat 80. – w grupie chuliganów cieszących się najgorszą sławą. Kto
przeczytał choć jedną z książek o podobnej tematyce, jak na przykład
„Hoolifan”, „Guvnors” czy „Congratulations. You have just met the I.C.F”, wie,
że kibice Millwall FC byli tymi, których zawsze obawiano się najbardziej.
piątek, 5 września 2014
Artur eR: „Kto jest z góry źle nastawiony do ruchu kibicowskiego, nigdy nie zmieni swego nastawienia” [Wywiad]
Kibice ŁKS-u na słynnej Galerze w 1994 roku. Gdzieś w tłumie Artur eR, autor książki Fot. prywatne archiwum Artura eR |
Na początku sierpnia do sprzedaży trafiła książka „Z pamiętnika
Galernika” opowiadająca o kibicowskiej rzeczywistości lat 90. Jej autorem jest
Artur eR, który od ćwierć wieku jako wiernym fan ŁKS-u jeździ za ukochaną
drużyną po całej Polsce. O początkach kibicowskiej przygody, wydanej właśnie
publikacji, a także postrzeganiu piłkarskich fanatyków opowiada w wywiadzie dla
bloga.
- Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że powstaje książka "Z
pamiętnika Galernika", która ma mówić o kibicach ŁKS-u, od razu do głowy
przyszło mi nazwisko Jana Galernickiego. Pod takim pseudonimem pewien autor w
2006 roku wydał pozycję zatytułowaną "Nasza historia staje się legendą",
która traktowała właśnie o ruchu kibicowskim łódzkiej drużyny. Okazuje się
jednak, że chodzi tu o dwóch różnych autorów.
Przede wszystkim chciałbym
przywitać wszystkich czytelników. Tak, autorzy książek wydanych w 2006 i 2014
roku są inni. Zbieżność „pseudonimów artystycznych” ma związek z trybuną, która
jest bijącym sercem stadionu i od połowy lat 70. nazywana jest „Galerą”.
- Nie masz zbyt dobrego zdania o książce wydanej przed ośmioma laty.
Dlaczego?
Bo została zrobiona zbytnio na
siłę. Przed jej wydaniem dałem autorowi kilka propozycji, żeby wszystko było
jak należy. Miałem do tego prawo, gdyż nieświadomie sam zrobiłem mu sporą
robotę do tej książki. Nie skorzystał z pomocy. Poza tym dużo osób od nas
czytających tę książkę stwierdziło, że jest zbyt propagandowa: myślenie pewnymi
schematami, żeby nawet porażkę zamienić w sukces, a w życiu nie zawsze przecież
bywa z górki. Kiedy po słynnej awanturze w Chorzowie mieliśmy sporo
wewnętrznych problemów, autor trochę jeszcze pochodził na mecze, bo przecież
trzeba było ukończyć książkę i sam zakończył swoją karierę kibicowską. Trąci mi
to hipokryzją.
- Jan Galernicki nigdy nie należał więc do grona najwierniejszych
kibiców ŁKS-u, którzy jeździli z drużyną na wszystkie wyjazdy?
Dokładnie. Znałem go dobrze,
podkreślam – znałem, bo był i go nie ma, wcześniej miałem o nim dobre zdanie i
uważałem go za dobrego kumpla. Miał z 3-4 sezony, kiedy w miarę regularnie
jeździł na wyjazdy, ale zmieńmy temat. Nie mówmy o osobach nieobecnych.
niedziela, 31 sierpnia 2014
Janusz Trupinda: „Dla Gedanii nie było miejsca w powojennej rzeczywistości” [Wywiad]
Fot. zbiory prywatne Janusza Trupindy |
Jakiś czas temu natrafiłem na blog
„Gedania. Zapiski na marginesie książki”. Okazało się, że stronę prowadzi
Janusz Trupinda (na zdjęciu), pracownik Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, który pracuje
właśnie nad publikacją poświęconą Gedanii – gdańskiemu klubowi sportowemu z
bogatą, lecz jednocześnie tragiczną przeszłością sięgającą okresu
międzywojennego. Zainteresowany tematyką, postanowiłem zadać autorowi
kilkanaście pytań. Efektem tego poniższa rozmowa.
-
Jak idą prace nad
książką?
Cały
czas systematycznie „do przodu”. Ze względu na inne obowiązki i zobowiązania
nie mogę niestety poświęcić na jej przygotowywanie tyle czasu, ile bym chciał,
ale jestem zadowolony z postępów.
- Ma Pan wyznaczony jakiś graniczny
termin ukończenia publikacji?
Termin
ukończenia publikacji określiłem sobie słowem „jesień”. Chciałbym zakończyć
pisanie do końca października, gdyż później przyjdzie jeszcze czas na recenzję,
redakcję i skład. Realnym terminem wydania jest więc wiosna przyszłego roku.
Muszę jeszcze znaleźć odpowiednie wydawnictwo. Pierwsze rozmowy już się toczą,
ale do finalizacji jeszcze daleko.
- W czerwcu założył Pan blog
"Gedania. Zapiski na marginesie książki". Powstał on przede wszystkim
z myślą o tym, żeby opublikować na nim to, co nie zmieści się w książce?
Wszelakich
wątków związanych z działalnością Gedanii jest tyle, że na pewno nie da rady
zmieścić tego w książce. Są kwestie wątpliwe, zagadki, których nie jestem w
stanie rozwikłać. Może ktoś pomoże? Przede wszystkim chciałbym jednak dotrzeć
do ludzi. Mimo, że posiadam adresy rodzin dawnych Gedanistów i mógłbym rozesłać
oficjalne pisma z logo Muzeum Historycznego z prośbą o pomoc w pisaniu książki,
to nie chcę tego robić. Nie chcę wchodzić ludziom „z butami” do domu, narzucać
się. Wyszedłem z założenia, że jeżeli ktoś interesuje się historią klubu, czy
choćby bada dzieje swoich przodków lub rodziny, to na pewno będzie przeszukiwał
internet i w ten sposób się na mnie natknie. Wolałbym, żeby odbyło się to
raczej w ten sposób, niż poprzez moją inicjatywę i nagabywanie.
piątek, 29 sierpnia 2014
Wayne w wielkim świecie Premier League
Druga część wspomnień Wayne’a Ronneya właśnie trafiła do polskich
księgarni. „Moja dekada w Premier League” to opowieść o jednej z najlepszych
piłkarskich liga snuta przez piłkarza, który przez ostatnie dziesięć lat co
tydzień miał okazję rywalizować z zespołami i zawodnikami najwyższej światowej
klasy. W ogólnej ocenie publikacja wydana przez Sine Qua Non wypada nadspodziewanie dobrze.
Muszę przyznać, że zabierając się
za lekturę książki angielskiego napastnika nie spodziewałem się rewelacji. W
ojczyźnie zawodnika druga część jego wspomnień sprzedała się tak sobie, więc
sądziłem, że nie znajdę w niej zbyt wielu interesujących wątków. Zacząłem
jednak czytać i pozycję „Moja dekada w Premier League” skończyłem w dwa
wieczory. Może nie jest to najlepsza książka sportowa, z jaką miałem okazję się
zapoznać, ale wciąga. A to już dużo. Przyjemnie przebywało się z Rooneyem w
szatni United, słuchało przedmeczowych odpraw sir Aleksa Fergusona czy
wychodziło razem z „Czerwonymi Diabłami” na Old Trafford. Przede wszystkim
dlatego, że napastnik reprezentacji Anglii przez całą lekturę sprawia wrażenie
małego chłopca zafascynowanego tym wszystkim, co wokół niego się dzieje i ten
stan udziela się czytelnikowi. Przypominają się czasy, kiedy godzinami ganiało
się za piłką na boisku i marzyło o karierze, która stała się udziałem „Wazzy”…
O wyższości Premier League nad Ligą
Mistrzów
Lektura książki Rooneya pozwala
przenieść się w świat wielkiej piłki i, co dla wszystkich kibiców bez wątpienia
najważniejsze, zajrzeć za jej kulisy. Czytelnik otrzymuje możliwość śledzenia
oczami piłkarza tego wszystkiego, co on sam przeżył. To chyba największy atut
pozycji „Moja dekada w Premier League”, ponieważ nie jest ona typową biografią.
Wszystko to, co dotyczyły dzieciństwa i młodości Wayne’a, zawarte zostało w
pierwszej części wspomnień. W drugiej można więc zapoznać się wyłącznie z tym,
co dotyczy rozgrywek Premier League i Ligi Mistrzów (nieprzypadkowo w tej
kolejności, gdyż ligę Rooney uważa za najważniejszą), gdyż o nich najczęściej
pisze zawodnik. Jest jeszcze kilka opisów okoliczności najważniejszych spotkań
w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi Angielskiej, ale nie ma praktycznie niczego o
reprezentacji. Podejrzewam, że ten temat zostanie przedstawiony w osobnej książce.
środa, 27 sierpnia 2014
Deyna. Ten obcy
Przed sięgnięciem po pozycję „Deyna, czyli obcy”, zastanawiałem się,
czy czwarta biografia tego samego piłkarza, który w dodatku odszedł dwadzieścia
pięć lat temu, może wnieść coś nowego. Okazało się, że tak, gdyż Roman Kołtoń
podszedł do tematu zupełnie inaczej niż poprzednicy. Napisana przez niego
książka ukazuje postać Kazimierza Deyny na tle epoki, a autor prezentuje
własne, świeże spojrzenie na życie i karierę legendy warszawskiej Legii.
Podążając własną ścieżką
Biografie Deyny pisali najpierw
Stefan Szczepłek i Wiesław Wika, a niedawno zrobił to także Wiktor Bołba,
kustosz muzeum Legii. Jego książkę zatytułowaną „Deyna. Geniusz
futbolu, książe nocy” recenzowałem niedawno na blogu. Podkreślałem przede
wszystkim fakt, że autorowi udało się przedstawić, jakim człowiekiem był
„Kaka”, gdy po meczu lub treningu wracał do domu albo ruszał w miasto. To była
niewątpliwie największa zaleta pozycji wydanej przez Wydawnictwo The Facto, podobnie
jak skrupulatne, uporządkowane i bardzo dokładne przedstawienie kolejnych etapów
życia warszawskiej legendy. Oczywiście z racji tego, że książka Bołby do
sprzedaży trafiła wcześniej niż „Deyna, czyli obcy”, Kołtoń nie mógł podążyć tą
samą drogą i na szczęście tego nie zrobił. Zamiast kolejnej biografii będącej
opisem najważniejszych wydarzeń w życiorysie zawodnika Legii, mamy więc
publikację, która owszem, sporo mówi o Deynie, ale ukazuje jego karierę na
szerszym tle futbolu i rzeczywistości lat 70. i 80.
Momentami można nawet odnieść
wrażenie, że „Deyna, czyli obcy” to… nie biografia tytułowego bohatera, a
książka o „Orłach Górskiego”, mundialu w Niemczech z 1974 roku czy Zbigniewie
Bońku. Kołtoń, w przeciwieństwie do poprzednich autorów piszących o Deynie, nie
stawia piłkarza w centrum zainteresowania. Wątek kariery zawodnika Legii
przewija się wprawdzie przez całą książkę, ale dziennikarz Polsatu Sport nie
ogranicza się wyłącznie do niego. Kiedy na przykład wspomina występy „Kaki” na
mistrzostwach świata, szeroko opisuje mecze Polaków, szuka przyczyn zwycięstw
lub porażek, analizuje decyzje Kazimierza Górskiego oraz Jacka Gmocha, ale
także przybliża sylwetki Johana Cruijffa i Franza Beckenbauera lub opisuje
przebieg finałowych starć z 1974 i 1978 roku. Wszystko, co pojawiało się w
książkach Bołby czy Szczepłka, miało związek z osobą Deyny. U Kołtonia jest
nieco inaczej, gdyż postanowił on nakreślić szerszy obraz futbolu przede
wszystkim lat 70. i na jego tle przedstawić czytelnikowi legendę rodzimej
piłki.
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
KONKURS: Wygraj pakiet książek serii "Zanim powstała liga"!
Jakiś czas temu Paweł Gaszyński postanowił "udokumentować każde kopnięcie piłki na ziemiach polskich w latach 1919-1926". Efektem tego seria "Zanim powstała liga", która do tej pory doczekała się dwóch pierwszych części. Teraz oba tomy z dedykacją autora możecie wygrać w konkursie na blogu.
O wyjątkowej serii Paweł Gaszyński w listopadzie ubiegłego roku opowiadał w wywiadzie dla bloga. Od dłuższego czasu przymierzam się do zrecenzowania drugiego tomu, który został poświęcony sezonowi 1920, ale zadanie nie jest łatwe. Książka liczy bowiem ponad 440 stron, więc jej przeczytanie wymaga poświęcenia sporej liczby godzin. Nie mam jednak wątpliwości, że warto to zrobić. Skąd ta pewność? Po lekturze premierowej publikacji, która spotkała się z ciepłym przyjęciem środowiska historyków piłkarskich i, zdaniem niektórych, zasłużyła nawet na miano najlepszej sportowej książki ubiegłego roku.
sobota, 16 sierpnia 2014
KONKURS: Wygraj biografię Gerarda Piqué!
24 sierpnia FC Barcelona meczem z Elche zainauguruje sezon 2014/2015. Dla Gerarda Piqué będzie to już siódmy rok spędzony w pierwszym zespole Blaugrany. Czy obrońca po raz kolejny przyczyni się do wywalczenia mistrzostwa Hiszpanii lub zwycięstwa w Lidze Mistrzów i do listy swoich sukcesów dopisze koleje osiągnięcia?
Trudno prorokować, ale nawet gdyby kataloński klub zakończył sezon bez żadnych trofeów, zasługi Piqué dla Barcelony i tak będą nieocenione. Piłkarz wywalczył dotychczas z tą drużyną cztery mistrzowskie tytuły, tyle samo razy triumfował w Superpucharze Hiszpanii, dwukrotnie sięgał po Puchar Króla, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwo Świata oraz Puchar Mistrzów. Niewielu jest piłkarzy, nie licząc oczywiście jego kolegów z Blaugrany, którzy mogą pochwalić się podobnymi osiągnięciami, a przecież pierwsze triumfy Piqué święcił jeszcze jako piłkarz Manchesteru United. Pod wodzą sir Aleksa Fergusona wygrywał Ligę Mistrzów, triumfował w Carling Cup oraz zdobył Tarczę Wspólnoty.
Etykiety:
biografia,
camp nou,
fc barcelona,
futbol,
gerard pique,
konkurs,
mateusz bystrzycki,
piłka nożna,
primera division,
sportklub,
urodzony na camp nou
środa, 13 sierpnia 2014
Królewska historia
Jak w jednej książce zmieścić historię piłkarskiego klubu, w dodatku
tak utytułowanego jak Real Madryt i sprawić jednocześnie, by była to ciekawa
opowieść? Z pozoru wydaje się to bardzo trudne, jednak Phil Ball udowadnia, że
można. Jego publikacja „Real Madryt. Królewska historia najbardziej
utytułowanego klubu świata” to świetna lektura, niekoniecznie skierowana
wyłącznie do fanów Królewskich.
Polskie wydanie książki
zatytułowanej w oryginale „White Storm. The Story of Real Madrid” ukazało się
21 maja, trzy dni przed finałem Ligi Mistrzów. Moment na tę pozycję był więc
idealny, zwłaszcza, że Real – nie bez odrobiny szczęścia – zwyciężył
ostatecznie w meczu finałowym, zdobywając upragnioną decimę – dziesiąty Puchar
Europy i dopisując kolejny rozdział do swojej bogatej historii. Czytelnik,
który sięgnie po dzieło Balla, nie znajdzie w nim informacji o niedawnym
triumfie Królewskich, ale za to będzie miał okazję przeczytać o dziejach klubu
aż do ostatecznego rozstrzygnięcia sezonu 2013/2014. Autor uzupełnił bowiem
polskie wydanie książki o rozdział poświęcony erze Mourinho i pierwszemu
sezonowi pod wodzą Carlo Ancelottiego. Dzieło Brytyjczyka zostało więc
uaktualnione tak jak tylko było to możliwe, ale to zaledwie jedna z jego wielu
zalet.
Ważne, jak się zaczyna
Phil Ball już od pierwszych stron
zaciekawia odbiorcę. Nie zaczyna banalnym zdaniem „Klub z Madrytu powstał 6
marca 1902 roku”, ale serwuje czytelnikowi interesujący prolog oraz jeszcze
lepszy rozdział pierwszy. W prologu pisze o dwóch meczach Ligi Mistrzów, które
z różnych względów okazały się znaczące w historii Królewskich – starciu z
Manchesterem United na Old Trafford w sezonie 2012/2013 (pamiętna czerwona
kartka Naniego, która odwróciła losy rywalizacji) oraz meczu z Arsenalem
rozgrywanym siedem lat wcześniej (dwumecz wygrany przez klub z Londynu po
kapitalnym rajdzie i golu Henry’ego). Pierwsze spotkanie było ucieleśnieniem
marzeń o decimie, które prysły ostatecznie w półfinale, drugie zwiastowało
definitywny koniec ery „Galacticos” i odejście Florentino Pereza. Dwa niezwykle
istotne momenty w historii Królewskich, oba świetnie opisane przez autora i
dobrze wprowadzające do tematyki.
wtorek, 5 sierpnia 2014
„FIFA Mafia”
Thomas Kistner, tytułując swoją książkę „FIFA Mafia”, użył mocnych
słów. Porównanie światowej federacji piłkarskiej do zorganizowanej organizacji
przestępczej nie jest jednak wybiegiem marketingowym mającym na celu
zwiększenie zainteresowania publikacją. O tym, że autor w żadnym wypadku nie
przesadził, przekona się każdy, kto sięgnie po najnowszą propozycję Wydawnictwa
Sine Qua Non.
Posada idealna
Wyobraźcie sobie, że stoicie na
czele jednego z największych światowych stowarzyszeń. Obracacie milionami
dolarów, ale nie musicie martwić się o to, czy podejmowane przez was decyzje
przyniosą organizacji maksymalne zyski. Z pieniędzmi możecie robić co chcecie,
gdyż co cztery lata otrzymujecie kilkumiliardowy przypływ gotówki. Wydanie kilku,
kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu milionów nie stanowi dla was większego
problemu, nie mówiąc już o jakichś drobnych dziesiątkach czy setkach tysięcy
dolarów. Wasza działalność jest w zasadzie poza wszelką kontrolą. W
stowarzyszeniu istnieją wprawdzie różne komisje i komitety, ale mają one postać
marionetkową – wszelkie decyzje możecie podejmować sami, nie musząc tłumaczyć
się przed nikim ze swoich motywów. Kłaniają wam się w pas i witają z otwartymi
ramionami wszyscy możni tego świata, z przywódcami największych potęg
gospodarczych, obrzydliwie bogatymi biznesmenami i prezesami globalnych
koncernów na czele.
Wszyscy zabiegają o wasze względy
i w zasadzie nikt nie zamierza sprawdzać, czy to, co robicie, jest zgodne z
prawem czy tym bardziej jakąś śmieszną etyką. Nie ma miejsca na takie rzeczy, kiedy
na horyzoncie pojawia się możliwość ubicia niezłego interesu. A interes ma do
was każdy – politycy, działacze, przedsiębiorcy… Każdy z ogromną chęcią nawiąże
z wami współpracę, gdyż przyniesie mu ona spore korzyści. Po co więc ktoś miałby was atakować, skoro możecie przyczynić się do polepszenia jego sytuacji? Może
mogą wam zaszkodzić media? Nie bardzo, gdyż nawet jeśli wśród tej bandy
usłużnych reporterów znajdzie się ktoś, kto ośmieli się zadać niewygodne
pytanie, wystarczy zbyć go milczeniem lub odpowiedzią, która nic nie wyjaśnia.
I tyle. Nie musicie dbać o dobrą prasę, bo gdy tylko przychodzi czas na
organizowany przez was turniej, wszyscy zapominają o podejrzeniach, oskarżeniach
i niejasnościach, bez pamięci emocjonując się tym, co dla nich
przygotowaliście.
Subskrybuj:
Posty (Atom)