Po 11 latach od premiery w Niemczech, dzięki nowemu Wydawnictwu Duch
Sportu, do polskich księgarni trafiła wreszcie autobiografia Stefana
Effenberga. Wiele obiecywałem sobie po tej lekturze, bo też były piłkarz
Bayernu Monachium zawsze należał do zawodników, którzy mówią to, co myślą. Po
raz kolejny okazało się, że szczerość to całkiem niezły przepis na dobrą
książkę, gdyż „Niepokorny” zdecydowanie spełnił moje oczekiwania.
Effenberg „mówi jak było”
Nie jest to wprawdzie regułą, ale
najczęściej wspomnienia piłkarskich „bad boys” czyta się dużo lepiej niż
biografie ułożonych zawodników. Powód jest prozaiczny – tacy piłkarze mają
więcej ciekawego do powiedzenia i zazwyczaj nie obawiają się konsekwencji tego,
co napiszą. Można być pewnym, że sięgając po książkę takiego jegomościa, nie
będziemy ze znużeniem przerzucać kolejnych kartek z myślą, żeby jak najszybciej
mieć to już za sobą. Szczerość to podstawa sukcesu tego typu pozycji, co
sprawdziło się chociażby w przypadku świetnej autobiografii Zlatana Ibrahimovicia czy wspomnień Wojciecha Kowalczyka. Oczywiście zdarza się,
że zawodnicy, którzy nigdy nie wywołali większego skandalu, też napiszą świetną
książkę. Udowodnił to ostatnio Andrea Pirlo, tworząc kapitalne dzieło
zatytułowane „Myślę, więc gram”. Wspomnienia Stefana Effenberga raczej trudno
porównać do biografii Włocha, bo to książka o zupełnie innym charakterze, ale obie
czytało mi się równie dobrze, co dla „Niepokornego” jest świetną rekomendacją.
O ile w przypadku „Myślę, więc
gram” można było zachwycać się językiem, ironią i samą formą narracji, z
autobiografią „Effego” jest nieco inaczej. Jeśli chodzi o sposób przedstawienia
swojego życia, niemiecki piłkarz nie zdecydował się na żadną rewolucję – po
prostu opowiada o kolejnych etapach kariery i tym, co jej towarzyszyło. Nie
pomija jednak trudnych tematów, nie boi się jasno wyrazić swojego zdania czy
skrytykować wielu osób. „Niepokorny” to tytuł idealny do wspomnień Effenberga,
bo odzwierciedla zarówno charakter autora, jak i samą formę książki. Jeśli ktoś
podpadł Niemcowi, może być pewny, że we wspomnieniach niemieckiego zawodnika
znajdzie kilka gorzkich słów na swój temat. Parafrazując słynne powiedzenie Mariusza Maksa Kolonki, Effenberg „mówi jak było” i to chyba największa
wartość jego wspomnień.