niedziela, 6 lutego 2022

Lutowe premiery (cz. 1)

Po dość niemrawym styczniu w końcu na rynku książek sportowych zaczyna się coś dziać. Na ten miesiąc wydawnictwa przygotowały tyle ciekawych premier, że z powodzeniem można podzielić je na dwa wpisy. Dziś pierwszy z nich, który w szczególności zainteresuje fanów futbolu i historii sportu.

Zaczynamy od książki niedoszłego selekcjonera reprezentacji Polski. Nie, nie chodzi o Adama Nawałkę, ale innego kandydata, który – zdaniem dziennikarzy – do końca pozostawał w grze o najważniejsze trenerskie stanowisko w polskim futbolu. 9 lutego światło dzienne ujrzy w naszym kraju autobiografia Andrija Szewczenki „Moje życie, moja piłka”, którą legendarny zawodnik AC Milan i reprezentacji Ukrainy napisał z Alessandro Alciato. Mówi wam coś to nazwisko? Słusznie! Współautor ma na swoim koncie dwie inne pozycje, które ukazały się w naszym kraju. Mowa o wspomnieniach Andrei Pirlo („Myślę, więc gram”) i Carlo Ancelottiego („Nienasycony zwycięzca”). Obie książki były znakomite, obie ukazały się nakładem Wydawnictwa SQN i tak będzie również z biografią ukraińskiego piłkarza, a obecnie trenera. Osoba Alciato gwarantuje odpowiednio wysoki poziom, ale nie ulega wątpliwości, że po książkę ustawią się w kolejce przede wszystkim fani rossonerich. Nie byli oni dotychczas szczególnie rozpieszczani przez polskich wydawców, ale teraz raczej nie będą wstrzymywać się z zakupem. Oczywiście jeśli tylko wybaczyli już „Szewie” jego odejście do Chelsea, ale wydaje się, że bilans pozytywnych wspomnień zdecydowanie powinien zadziałać na korzyść zawodnika (biorąc pod uwagę chociażby zwycięstwo w Lidze Mistrzów w 2003 roku po pokonaniu w rzutach karnych Juventusu). W środku znajdziemy opowieść nie tylko o futbolu, ale też „o dorastaniu w środowisku przesiąkniętym alkoholem i narkotykami, o rodzinie, która wskazała mu właściwą drogę, i o determinacji w drodze na szczyt”, jak przeczytać można w opisie. Okładkowa cena publikacji to 44,99 zł, ale w przedsprzedaży na LaBotiga.pl można ją znaleźć już za niecałe 32 zł. W zamian otrzymamy liczące 376 stron wspomnienia, które Dominik Guziak z Eleven Sports określił historią, przy której „nie da się nudzić”. Tłumaczeniem książki zajęła się Barbara Bardadyn.

Tego samego 9 lutego nakładem Wydawnictwa Agora do sprzedaży trafi też coś dla fanów historii sportu. Mowa o książce Daniela Lisa „Stulecie przeszkód. Polacy na igrzyskach”, w której autor przedstawia losy naszych olimpijczyków. Choć temat ten był wielokrotnie poruszany w licznych publikacjach, wydawcy zapowiadają, że ta pozycja jest wyjątkowa. Lis ma zaprezentować „niespotykanie szeroki i świeży” wgląd w historie naszych sportowców, po raz pierwszy opisując chociażby polski wątek dotyczący jednego z najkrwawszych wydarzeń w historii igrzysk, czyli zamachu w Monachium z 1972 roku. Oprócz tego autor ma tropić wojenne losy mistrza boksu oraz z udziałem czy to narciarek, czy sztangisty Ryszarda Tomaszewskiego, opowiedzieć ich olimpijskie historie. Warto dodać, że Lis nie skupił się wyłącznie na dobrze znanych tematach, ale zajął się również historiami paraolimpijczyków. To duży plus, który może wyjść książce na dobre. Czy tak będzie, przekonamy się już niedługo. Całość jest dosyć obszerna, bo liczy 520 stron, a okładkowa cena publikacji to 54,99 zł. Książkę polecają Małgorzata Szejnert i Magdalena Grzebałkowska, czyli ma ona szansę trafić nie tylko do kibiców. Jeśli chodzi o dorobek Daniela Lista, to za rekomendację powinien wystarczyć fakt, że od 2010 roku jest redaktorem Wydawnictwa Znak, był finalistą 10. edycji Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej za najlepszy wywiad prasowy, a od sześciu lat prowadzi zajęcia o redagowaniu książek reporterskich i polskim rynku wydawniczym w ramach Polskiej Szkoły Reportażu.

środa, 26 stycznia 2022

Oddychaj. Życie w stanie flow. Recenzja książki

Biografia jednego z największych wojowników współczesnych czasów - Ricksona Gracie - pojawiła się na naszym rynku trochę niespodziewanie, ale z całą pewnością fakt ten ucieszył wielu kibiców sportów walki, a zwłaszcza tych, którzy pamiętają początki federacji UFC oraz Pride. Pokolenie dzisiejszych 40-latków, którzy w latach 90. interesowali się sportem, doskonale kojarzy to nazwisko, które zresztą do dziś można spotkać u zawodników walczących w dyscyplinach związanych ze sztukami walki. Książka może nie jest wybitna i raczej nie będzie to pozycja obowiązkowa dla współczesnych kibiców MMA, ale z całą pewnością sięgnięcie po nią nie będzie czasem straconym. Jest średnio, ale za to oryginalnie.

Dzieje rodu Gracie

Większość biografii rozpoczyna się od wspomnień z czasów młodości, a nawet z lat dziecięcych. Czasami wspomina się o rodzicach, a nawet dziadkach. Rickson Gracie wraz ze współautorem książki Peterem Maguir’em postanowili pójść kilka kroków dalej i przedstawili dzieje rodu od czasów... starożytnej Szkocji! Autorzy brną przez wieki, opowiadając czytelnikowi zawiłe rodzinne losy i przechodząc przez kolejne pokolenia. Nie jest trudno w tym wszystkim się pogubić. Koligacje rodzinne z każdą kolejną stroną stają się coraz bardziej zawiłe. Apogeum następuje w momencie, gdy dowiadujemy się, że ojciec Ricksona (Helio), wraz ze swoim bratem Carlosem spłodzili w sumie trzydzieścioro dzieci, w tym aż dwudziestu jeden synów z ośmioma kobietami! Od tego momentu sztuką jest się połapać, kto jest czyim bratem, a kto kuzynem.

Ile znaczyła kobieta w rodzinie Gracie?

Patrząc na rodzinę Gracie z naszej polskiej perspektywy, można dojść do wniosku że była to rodzina mocno patologiczna. Kobieta kompletnie nic nie znaczyła dla ojca Ricksona. Jej rolą było tylko siedzenie w domu i rodzenie dzieci, a że niestety matka Ricksona tych dzieci z powodów biologicznych mieć nie mogła, to była tylko kurą domową. Pani Gracie musiała znosić to, że jej mąż płodzi dzieci z innymi kobietami, by mieć jak najwięcej synów, po to by zrobić z nich prawdziwych wojowników. Narodziny każdej z córek były dla ojca porażką i karą od losu. To całe przedszkole dzieci wychowywała oczywiście żona Helio i robiła to bez mrugnięcia okiem. Na wszystko się zgadzała, bo nie miała nic do gadania. Wszyscy chłopcy mieli obowiązek szkolić się w sztukach walki w akademii Carlosa i Helio. Z naszego punktu widzenia brzmi to dość dziwacznie, ale dla dzieci wywodzących się z rodu Gracie było to całkowicie normalne.

środa, 5 stycznia 2022

Solo. Moje samotne wspinaczki. Krzysztof Wielicki i jego najnowsza książka

Ta książka jest jak wejście Krzysztofa Wielickiego na Broad Peak w 1984 roku: błyskawiczna i konkretna. „Solo. Moje samotne wspinaczki” czyta się dobrze, choć wytrawni znawcy tematu, którzy dokładnie śledzili karierę polskiego himalaisty, raczej nie dowiedzą się wielu nowych rzeczy. To raczej lektura uzupełniająca do biografii „Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało” i wywiadu-rzeki „Mój wybór” przeprowadzonego przez Piotra Drożdża.

Książka wymykająca się wszelkim ramom

Trudno jednoznacznie skategoryzować tę książkę. Nie jest to zdecydowanie trzymająca w napięciu lektura, w której dominują emocje i ludzkie dramaty. Widać, że Krzysztof Wielicki nabrał już dużego dystansu do swoich wypraw i nawet o sytuacjach skrajnie ekstremalnych, takich jak noc w szczelinie na dużej wysokości czy śmierć partnera, pisze, nomen omen, na chłodno („Ci, którzy odeszli, też zapewne dalej by się wspinali, gdybym to ja nie wrócił z wyprawy”). Owszem, czytamy o odmrożeniach, nocnych omamach, bólu pleców czy ekstremalnie niskiej temperaturze, ale autor traktuje je jak coś normalnego, co jest wpisane w jego zawód. Nie jest to też lektura filozoficzna i pełna przemyśleń jak książka Reinholda Messnera „O życiu” czy publikacje Rafała Froni „Anatomia góry” i „Rozmowa z górą”. Poznajemy wprawdzie kilka ciekawych przemyśleń Wielickiego (mój ulubiony cytat: „wszystkim samotnikom najtrudniej decydować, gdy nie są sami. Wszyscy obok to magnesy zakłócające przestrzeń. Trzeba przywdziać grubą skórę, by odeprzeć siłę przyciągania”), ale nie są one dominujące, raczej stanowią dodatek. Czym jest więc „Solo. Moje samotne wspinaczki”? To, jak sam tytuł wskazuje, wspomnienie siedmiu solowych prób zdobycia szczytów: Broad Peak, Lhotse, Dhaulagiri, Makalu, Annapurna, Sziszapangma i Nanga Parbat. Ale nie tylko. Znalazło się tutaj miejsce na wspomnienie akcji ratunkowej, gdy ekipa spod K2 wyruszyła na pomoc Elisabeth Revol i Tomkowi Mackiewiczowi czy egzekucji w Dolinie Diamir, kiedy terroryści zamordowali jedenastu członków wyprawy na Nanga Parbat.

O(d)puszczone szczyty

wtorek, 4 stycznia 2022

Życie z pasją Włodzimierza Szaranowicza

Włodzimierz Szaranowicz – żywa legenda polskiego dziennikarstwa. Jego głos znają zarówno starsi, jak i młodsi kibice, gdyż przez lata docierał do polskich domów, relacjonując wydarzenia z największych imprez sportowych. Teraz pan Włodzimierz postanowił otworzyć się przed kibicami, wypuszczając na rynek swoją autobiografię zrealizowaną w formie rozmowy z córką Martą. Często się zdarza, że książki napisane w formie wywiadu-rzeki nie są zbyt interesujące. Bardzo dużo zależy od osoby przeprowadzającej rozmowę. „Życie z pasją” jest jednak ciekawe, a momentami wręcz fascynujące.

Chronologicznie i ciekawie

Książka rozpoczyna się od wspomnień tego znakomitego sprawozdawcy dotyczących jego lat dziecięcych i okresu wczesnej młodości. Bardzo rzetelnie i szczegółowo zostało omówione czarnogórskie pochodzenie autora, gdyż zarówno jego mama jak i ojciec byli Jugosłowianami. Mocną stroną publikacji jest zachowanie chronologii. Wszystkie fakty są podane w sposób przystępny i uporządkowany. Narracja jest prowadzona wręcz genialnie. Sprawia to, że książkę czyta się szybko, lekko i przyjemnie, a czytając, słyszymy głos Włodzimierza Szaranowicza. Plastyczność jego wypowiedzi jest tak duża, że bardzo łatwo wyobrazić sobie wydarzenia i sytuacje opisywane w  książce. Pod tym względem „Życie z pasją” stoi na najwyższym poziomie.

Włodzimierz Szaranowicz – komentator boksu

Nie ukrywam, że spodziewałem się głównie opisywania losów autora pod kątem zawodowym. Obawiałem się, że oprócz anegdot związanych z radiowymi lub telewizyjnymi relacjami nie dowiem się wiele więcej o życiu pana Szaranowicza. Na szczęście bardzo się pomyliłem. Marta Szaranowicz-Kusz zadbała o to, aby udowodnić czytelnikom, że nie tylko pracą żyje człowiek. Komentator szczegółowo przedstawił swoje zawodowe początki, umiejętnie przeplatając je ze swoim życiem prywatnym. Niezwykle ciekawy jest rozdział o czasach pracy w Polskim Radiu, które Włodzimierz Szaranowicz wspomina z ogromnym sentymentem. Chwali swoich kolegów, z którymi przyszło mu wtedy współpracować, pisze o mentorach, którymi byli Bohdan Tomaszewski i Bogdan Tuszyński. Zajmował się tam głównie boksem i wielu ludzi ze starszego pokolenia pamięta pana Szaranowicza właśnie z tej dyscypliny sportu. Mój tata zapewnia, że jeśli chodzi o komentarz do tej dyscypliny sportu, w tamtych czasach Włodzimierz Szaranowicz nie miał sobie równych.

niedziela, 2 stycznia 2022

Styczniowe premiery

Początek roku zwykle nie obfituje w wiele książkowych nowości i nie inaczej będzie w styczniu 2022. W tym miesiącu do sprzedaży trafią ledwie trzy pozycje, ale za to każda zapowiada się ciekawie. Pora napisać o nich coś więcej.                                                                       
Zaczynamy od kolejnej górskiej nowości od Wydawnictwa Agora. 12 stycznia ukaże się nowa książka Krzysztofa Wielickiego „Solo. Moje samotne wspinaczki”. Jak wskazuje tytuł publikacji, będzie to opowieść słynnego polskiego himalaisty o jego samotnym zdobywaniu szczytów. Konkretnie chodzi o siedem szczytów: Broad Peak, Lhotse, Dhaulagiri, Makalu, Annapurna, Sziszapangma, Nanga Parbat. Autor wraca do swoich osiągnięć, by opowiedzieć o nich po raz kolejny, ale tym razem okrasza całość refleksjami na temat kondycji człowieka, gór, partnerstwa, samotności. „Czy samotność w górach jest głębsza, pełniejsza, bardziej dojmująca? Pomaga czy przeszkadza? Paraliżuje, czy da się ją oswoić? Czegoś uczy, a może dodaje jedynie strach do ciszy i pustki?” – zgodnie z opisem na te pytania odpowiedź powinniśmy poznać w książce. Nie będzie ona bardzo obszerna – liczy 240 stron, a jej okładkowa cena to 44,99 zł. Jestem bardzo ciekaw, czy poza przemyśleniami Wielickiego, znajdzie się w niej coś więcej niż to, co poznaliśmy w wydanej w 2019 roku biografii „Wielicki. Piekło mnie nie chciało”. Wkrótce na blogu recenzja pierwszej tegorocznej publikacji, więc czytelnicy bloga dowiedzą się, czy jest na co czekać.

Kolejna z premier tego miesiąca to coś dla fanów historii futbolu, w szczególności z Małopolski i Krakowa. 12 stycznia rozpocznie się wysyłka zakupionych w przedsprzedaży pozycji „Trzeci Mistrz z Krakowa – 100 lat RKS Garbarnia Kraków”. Tę datę należy przyjąć zatem za termin premiery. Autorem publikacji o piłkarskim mistrzu Polski z 1931 roku jest Norbert Tkacz, który ma na swoim koncie współtworzenie takich pozycji jak „Mistrzowie bez tytułu. Legenda Złotej Jedenastki” (z Danielem Karasiem), „Jak to było naprawdę. Niezwykłe opowieści sportowe” (z całą plejadą autorów-dziennikarzy sportowych) oraz „Euro 1960-2020. Historia piłkarskich mistrzostw Europy” (z Tomaszem Gawędzkim). W pisaniu o sporcie Tkacz nie jest więc nowicjuszem, co pozwala liczyć na niezłą lekturę. Na 200 stronach „w ujęciu ogólnym” przedstawiona została historia klubu, który w minionym roku świętował 100-lecie. Książka zawiera dużą liczbę ilustracji, a podzielona została na dziewięć rozdziałów poświęconych poszczególnym latom funkcjonowania klubu. Okładkowa cena publikacji nie jest najniższa – to 149 zł, ale jeśli ktoś do końca 2021 roku zamówił tę pozycję w przedsprzedaży, mógł liczyć na 14 zł zniżki. Teraz obowiązuje już cena regularna, a książkę można zamawiać pod tym linkiem. Za wypuszczenie na rynek tej pozycji odpowiada Dom Wydawniczy Rafael.

czwartek, 30 grudnia 2021

Listek. Michał Listkiewicz i jego autobiografia

W większości komentarzy dotyczących wspomnień Michała Listkiewicza przewijało się jedno pytanie: czy były prezes PZPN ujawni nieznane dotąd fakty na temat afery korupcyjnej w polskiej piłce? Po lekturze biografii napisanej z Piotrem Wołosikiem i Łukaszem Olkowiczem muszę przyznać, że kibice liczący wyłącznie na ten wątek, będą rozczarowani. Nie znaczy to jednak, że pozycja „Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku” jest książką złą samą w sobie – czyta się ją lekko i szybko, zawiera mnóstwo anegdot, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że autorom trochę zabrakło konsekwencji w wyborze formy.

Pierwszą rzeczą, którą warto podkreślić w przypadku wspomnień Michała Listkiewicza, jest forma książki. Historia byłego prezesa PZPN została spisana w postaci krótkich anegdot, co sprawia, że raczej trudno nazwać ją pełnoprawną autobiografią. Narracja jest prowadzona wprawdzie w pierwszej osobie, ale nie została zachowana chronologia. Książka podzielona została tematycznie: zaczyna się rozdziałem poświęconym Kazimierzowi Górskiemu (Listkiewicz był sekretarzem ds. międzynarodowych PZPN w czasach prezesury legendy polskiej piłki), potem jest o finale mistrzostw świata z 1990 roku, czyli największym sędziowskim osiągnięciu głównego bohatera, potem o kulisach pracy w FIFA, itd. Ma to swoje zalety – poznajemy spójne tematycznie obszary życia i kariery Listkiewicza, ale w kilku miejscach czytelnik może czuć się zagubiony. Zdarza się, że historie opisywane po sobie dotyczą zupełnie różnych etapów życia głównego bohatera, bywa też, że trudno znaleźć związek między kolejnymi anegdotami. Jest na przykład rozdział „Panie Michale, to ja, Roman”, w którym mamy historię z meczu z początku lat 90. (Niemcy – ZSRR), następnie dwie anegdotki z meczów sędziowanych drużynom Romana Koseckiego i Jana Furtoka, a potem nagle opowieść o Malinowskim z Polonii Warszawa (bez związku z sędziowaniem), przygotowaniach polskich klubów w latach 90. i Władysławie Żmudzie z czasów, gdy był asystentem Pawła Janasa w reprezentacji Polski.

Niczym Grzegorz Szamotulski i Janusz Wójcik

Pod tym względem miejscami zabrakło mi trochę większej selekcji anegdot, która pozwoliłaby utrzymać narrację w ryzach. Tym bardziej, że czytając niektóre z historii, byłem lekko zażenowany. Uważam, że w przypadku blisko 70-letniego mężczyzny, który przez długi czas zajmował najbardziej prominentne stanowisko w polskim futbolu, pisanie o przyrodzeniu kolegi sędziego i serwowanie opowieści prosto ze stadionowej toalety można było sobie darować. Michał Listkiewicz trochę zbliżył się przez to stylem do wspomnień Grzegorza Szamotulskiego „Szamo” czy Janusza Wójcika „Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie” i choć nie jest to najgorsza rekomendacja (w końcu obie książki sprzedały się znakomicie), to jednak po byłym prezesie PZPN spodziewałem się większego taktu. Obie te pozycje przywołałem nieprzypadkowo – dla tych, którym podobały się owe książki, „Listek” będzie z pewnością trafioną lekturą. Są tutaj smaczki, są kulisy, są anegdotki, jest cała prawda o polskim futbolu ostatnich 30-40 lat. Na szczęście budzące niesmak opowieści to zdecydowana mniejszość i można uznać je za niedopatrzenie. Z lektury dowiadujemy się wielu ciekawych i istotnych informacji na tematy rzadko poruszane w książkach sportowych: funkcjonowanie PZPN, FIFA i UEFA, kariera sędziowska czy przyznanie Polsce i Ukrainie organizacji mistrzostw Europy. Wszystko to okraszone zostało interesującą historią rodzinną, co sprawiało, że wspomnienia „Listka” czyta się lekko i niezwykle szybko.

niedziela, 19 grudnia 2021

Igrzyska lekkoatletów. Tom 7: Paryż 1924. Recenzja książki

Daniel Grinberg i Adam Parczewski nie zwalniają tempa. Na przełomie października i listopada na rynek trafił siódmy już tom znakomitej serii „Olimpijska historia lekkoatletyki”, czyli „Igrzyska lekkoatletów. Tom 7. Paryż 1924”. Ósme igrzyska olimpijskie były pierwszymi, na których wystąpiła reprezentacja Polski, i między innymi z tego powodu liczyłem na bardzo ciekawą lekturę. Nie zawiodłem się. Jest to zdecydowanie najlepsza część cyklu, a warto podkreślić, że poprzednie tomy stały na bardzo wysokim poziomie.

Książe Lubomirski to dwie osoby

Autorzy tradycyjnie rozpoczęli od kapsuły czasu, czyli przedstawienia najważniejszych wydarzeń historycznych w Polsce i na świecie, które miały miejsce pomiędzy igrzyskami olimpijskimi w Antwerpii a igrzyskami w Paryżu. Następnie przedstawiono członków Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, którzy dołączyli do tego zacnego grona w czasie siódmej olimpiady, czyli w latach 1920-1924. Tym razem ten rozdział jest bardziej rozbudowany niż w poprzednich tomach, gdyż po pierwsze nowych członków było więcej niż zwykle, a po drugie mieliśmy wreszcie w tym gronie swoich przedstawicieli. Byli nimi Stefan Lubomirski oraz Kazimierz Lubomirski. Duet Grinberg & Parczewski znowu odkrywa prawdę i ujawnia nieznane fakty. Tym razem autorzy wreszcie wyjaśniają, że książę Lubomirski, który tak często jako ta sama osoba pojawia się w tekstach pisanych przez współczesnych historyków sportu, to tak naprawdę dwie różne persony! Wiele książek o historii igrzysk, które mam na półkach, właśnie straciło swoją wiarygodność.

Sławni dopiero po wielu latach

Bardzo spodobało mi się to, że autorzy odkurzyli dla fanów lekkoatletyki historię Pierwszego Międzynarodowego Mityngu Edukacyjnego Kobiet w Sportach Atletycznych, a przybliżenie sylwetki Alice Millat to niezwykle ważny i potrzebny ruch, bo o tej kobiecie każdy szanujący się fan królowej sportu powinien wiedzieć. Była niezwykle ważną postacią, jeśli chodzi o walkę kobiet w sprawie ich udziału w igrzyskach olimpijskich. Autorzy wyciągnęli też z głębokich szuflad nazwiska naszych sportowców, które nie funkcjonują w powszechnym obiegu, nawet wśród zagorzałych kibiców lekkiej, bo czy ktoś słyszał o takich postaciach polskiej lekkoatletyki jak Bronisława Szmendziuk, Helena Woynarowska czy Stefan Adamczak? Jeśli nie, to jest to kolejny powód, dla którego warto sięgnąć po tę książkę. Ja z wieloma nazwiskami czołowych polskich zawodniczek i zawodników spotkałem się po raz pierwszy w życiu i muszę przyznać, że z każdym kolejnym tomem jestem pod coraz większym wrażeniem pracy, jaką wykonują panowie Daniel i Adam. Wreszcie ktoś te nazwiska wyciągnął na światło dzienne i sprawił, że usłyszeliśmy o tych sportowcach.

środa, 8 grudnia 2021

Grudniowe premiery

To, co najważniejsze, na rynku książek sportowych wydarzyło się już w listopadzie. W grudniu premier będzie niewiele, ale mimo wszystko kibice nie pozostaną z niczym. Będzie coś dla fanów skoków narciarskich, Lecha Poznań i futbolu.

Zaczynamy od propozycji dla miłośników Kamila Stocha i spółki. 15 grudnia nakładem Wydawnictwa SQN ukaże się biografia „Matti Nykänen. Życie to bal” napisana przez duet Jussi Niemi & Marko Lempinen. Książka opowiada historię jednego z najsłynniejszych skoczków narciarskich w historii, który cztery razy sięgnął po olimpijskie złoto, pięć razy zostawał mistrzem świata i cztery razy zdobywał Puchar Świata. Wszystkie te sukcesy Fin osiągał w latach 80., a więc jeszcze przed małyszomanią i ogromną popularnością skoków w naszym kraju. Bardzo ciekawe, jak zostanie u nas przyjęta książka sportowca, którego sukcesy przypadły na erę przed boomem na skoki narciarskie. Biografia fińskiego zawodnika nie będzie bynajmniej opowiadać o paśmie sukcesów. Nykänen poza skocznią miał słabość do alkoholu, co ostatecznie go zgubiło i doprowadziło do przedwczesnej śmierci w 2019 roku. O tym też będzie książka, którą napisali dwaj znajomi głównego bohatera. Pierwszy z nich to dziennikarz, który poznał Mattiego w 2010 roku, drugi – gitarzysta i lider zespołu muzycznego Nykänena, który napisał dla niego wszystkie piosenki. Trzeba przyznać, że to dość osobliwy duet, ale jednocześnie możemy dzięki temu liczyć na całkiem sporo zakulisowych informacji. Czy tak będzie, przekonamy się już niedługo. Licząca 424 strony książka dostępna jest w przedsprzedaży na LaBotiga.pl za 35,99 zł. Okładkowa cena biografii to 44,99 zł. Tłumaczeniem tej pozycji zajęła się Marta Laskowska.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Żużlowe rozmowy po bandzie. Recenzja książki

Znani dziennikarze sportu żużlowego - Łukasz Malaka oraz Przemysław Sierakowski - postanowili wypełnić lukę w książkach żużlowych, które są dostępne w szerokiej dystrybucji. Panowie wpadli na pomysł napisania książki zawierającej rozmowy z aż 67 osobami mniej lub bardziej związanymi ze speedwayem. To karkołomne zadanie wypadło całkiem przyzwoicie.

Może niewielu miłośników książek sportowych zdaje sobie z tego sprawę, ale na naszym rynku wydawniczym publikacje na temat żużla pojawiają się regularnie i jest ich bardzo dużo. Prym w tej dziedzinie wiedzie Wydawnictwo Danuta seryjnie wydające książki autorstwa Wiesława Dobruszka. Niestety są one skierowane do bardzo wąskiego grona miłośników żużlowych, którzy znają ten sport od podszewki, a nie do niedzielnych kibiców tej dyscypliny sportu. Bardzo ciężko znaleźć je w księgarniach, poza miastami, w których istnieje klub żużlowy. Jeśli chodzi o publikacje znacznie bardziej przystępne dla przeciętnego kibica, to nie mieliśmy ich do tej pory zbyt wielu. Pamiętamy biografię Tomasza Golloba, czyli „Testament diabła” (Ringier Axel Springer Polska) oraz „Pół wieku na czarno” Marka Cieślaka (Wydawnictwo SQN), ale to wszystko. Łukasz Malaka oraz Przemysław Sierakowski postanowili wypełnić tę lukę.

Więcej nie zawsze znaczy lepiej

Na wstępie muszę zaznaczyć, że z całą pewnością nie jest łatwo napisać dobrą książkę składającą się z wywiadów przeprowadzonych z tak dużą liczbą osób. Jedyną publikacją napisaną w tej konwencji, która mi się spodobała, jest książka Huberta Kęski „Zrozumieć boks” z 2019 roku. Wywiadów było mniej, ale każdy z nich był przygotowany pod konkretnego rozmówcę i zdecydowana większość z nich na swój sposób zaciekawiała czytelnika. Tutaj jest trochę inaczej. Liczba rozmów przytłacza, pytania się powtarzają, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że często powtarzają się również odpowiedzi. Prowadzi to do tego, że po dobrnięciu do końca książki, zapominamy co kto powiedział. Brakuje mi również określenia przynajmniej orientacyjnego czasu, kiedy dana rozmowa się odbyła. Bywa, że redaktorzy pytają o sytuację w tabeli Ekstraligi lub szanse na mistrzostwo świata Bartosza Zmarzlika. Jeden z rozmówców mówi wręcz, że po Tomaszu Gollobie przez wiele wiele lat żaden Polak nie będzie mistrzem świata. To trochę zaburza czasoprzestrzeń, zwłaszcza że wywiady są posegregowane alfabetycznie, a nie chronologicznie. Można się pogubić, w którym momencie zostały przeprowadzone poszczególne rozmowy.

Różnorodność dodała kolorytu

niedziela, 21 listopada 2021

Lekko o atletyce, czyli historie o polskich sportowcach. Recenzja książki Tomasza Sowy

W ostatnim czasie na rynku wydawniczym liczba publikacji dotyczących lekkoatletyki wzrasta. Oznacza to, że jest na tę tematykę zapotrzebowanie i ludzie chętnie sięgają po literaturę tego typu. Tomasz Sowa wpasował się w ten trend i napisał książkę lekką i przyjemną, która może zainteresować osoby rozpoczynające przygodę z historią polskiej lekkoatletyki, ale nie tylko.

Porządek i chronologia

Autor przybliżył czytelnikom historię królowej sportu na ziemiach polskich od XIX wieku aż po dziś. Skupił się przede wszystkim na sukcesach naszych reprezentantów z dwudziestego stulecia, opisując wydarzenia w najbardziej znanych wersjach. Nie oszukujmy się, ile publikacji, tyle wariantów wydarzeń. Pisząc to, mam na myśli historie typu: „Janusz Sidło podczas konkursu rzutu oszczepem na IO w Melbourne, oddał swój oszczep Egilowi Danielsenowi”. Wiemy doskonale, że wielu historyków sportu podważa tę wersję wydarzeń. Takich przypadków jest w książce dużo. Krótko mówiąc, Tomasz Sowa nie bawi się w obalanie mitów, tylko snuje lekkoatletyczne opowieści, zachowując przy tym chronologiczną kolejność wydarzeń, co bardzo ułatwia czytanie książki. Panuje porządek, bo jest ona napisana prostym, bardzo przystępnym językiem, co sprawia, że spokojnie może po nią sięgnąć nie tylko kibic sportu, ale także osoba na co dzień sportem się nie interesująca, lubiąca poczytać o ciekawych ludzkich historiach. Zaznaczam, że dla kibica lekkoatletyki, który śledzi na ekranie telewizora najważniejsze sportowe imprezy i słucha uważnie komentatorów, którzy bardzo często przywołują sukcesy z minionej epoki, większość faktów będzie znana, ale z całą pewnością natkną się też na takie historie, które nie są zbyt popularne w przestrzeni publicznej.

Antoni Cejzik i Witold Gerutto