niedziela, 19 grudnia 2021

Igrzyska lekkoatletów. Tom 7: Paryż 1924. Recenzja książki

Daniel Grinberg i Adam Parczewski nie zwalniają tempa. Na przełomie października i listopada na rynek trafił siódmy już tom znakomitej serii „Olimpijska historia lekkoatletyki”, czyli „Igrzyska lekkoatletów. Tom 7. Paryż 1924”. Ósme igrzyska olimpijskie były pierwszymi, na których wystąpiła reprezentacja Polski, i między innymi z tego powodu liczyłem na bardzo ciekawą lekturę. Nie zawiodłem się. Jest to zdecydowanie najlepsza część cyklu, a warto podkreślić, że poprzednie tomy stały na bardzo wysokim poziomie.

Książe Lubomirski to dwie osoby

Autorzy tradycyjnie rozpoczęli od kapsuły czasu, czyli przedstawienia najważniejszych wydarzeń historycznych w Polsce i na świecie, które miały miejsce pomiędzy igrzyskami olimpijskimi w Antwerpii a igrzyskami w Paryżu. Następnie przedstawiono członków Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, którzy dołączyli do tego zacnego grona w czasie siódmej olimpiady, czyli w latach 1920-1924. Tym razem ten rozdział jest bardziej rozbudowany niż w poprzednich tomach, gdyż po pierwsze nowych członków było więcej niż zwykle, a po drugie mieliśmy wreszcie w tym gronie swoich przedstawicieli. Byli nimi Stefan Lubomirski oraz Kazimierz Lubomirski. Duet Grinberg & Parczewski znowu odkrywa prawdę i ujawnia nieznane fakty. Tym razem autorzy wreszcie wyjaśniają, że książę Lubomirski, który tak często jako ta sama osoba pojawia się w tekstach pisanych przez współczesnych historyków sportu, to tak naprawdę dwie różne persony! Wiele książek o historii igrzysk, które mam na półkach, właśnie straciło swoją wiarygodność.

Sławni dopiero po wielu latach

Bardzo spodobało mi się to, że autorzy odkurzyli dla fanów lekkoatletyki historię Pierwszego Międzynarodowego Mityngu Edukacyjnego Kobiet w Sportach Atletycznych, a przybliżenie sylwetki Alice Millat to niezwykle ważny i potrzebny ruch, bo o tej kobiecie każdy szanujący się fan królowej sportu powinien wiedzieć. Była niezwykle ważną postacią, jeśli chodzi o walkę kobiet w sprawie ich udziału w igrzyskach olimpijskich. Autorzy wyciągnęli też z głębokich szuflad nazwiska naszych sportowców, które nie funkcjonują w powszechnym obiegu, nawet wśród zagorzałych kibiców lekkiej, bo czy ktoś słyszał o takich postaciach polskiej lekkoatletyki jak Bronisława Szmendziuk, Helena Woynarowska czy Stefan Adamczak? Jeśli nie, to jest to kolejny powód, dla którego warto sięgnąć po tę książkę. Ja z wieloma nazwiskami czołowych polskich zawodniczek i zawodników spotkałem się po raz pierwszy w życiu i muszę przyznać, że z każdym kolejnym tomem jestem pod coraz większym wrażeniem pracy, jaką wykonują panowie Daniel i Adam. Wreszcie ktoś te nazwiska wyciągnął na światło dzienne i sprawił, że usłyszeliśmy o tych sportowcach.

Prawdziwa wioska olimpijska

Całkiem sporo miejsca autorzy poświęcili przygotowaniom do paryskich igrzysk. Dzięki temu czytelnik może dowiedzieć się, z jakimi problemami mierzyły się w tamtych czasach kraje organizujące największą sportową imprezę świata. Bardzo ciekawym zabiegiem było zamieszczenie zdjęć paryskiej wioski olimpijskiej. To była wioska w pełnym tego słowa znaczeniu. Rzędy prostych baraków, przed wejściem błoto, w środku cztery ściany i prycza. Gdyby obecni olimpijczycy mieli do dyspozycji takie warunki, prawdopodobnie wszyscy zamieszkaliby na własny koszt w hotelach lub zbojkotowaliby te wspaniałe zawody. Kiedyś olimpijczycy byli znacznie mniej kapryśni.

Prasa kontra radio

W dalszej części książki pogromcy sportowych mitów postanowili opisać przygotowania sportowców do najważniejszych zawodów sezonu. Tym razem opisani zostali również reprezentanci naszego kraju. Rozdział ten w mojej opinii jest jednym z najciekawszych w całej książce. Mamy tutaj całe mnóstwo ciekawostek, a uważny czytelnik może dowiedzieć się między innymi o tym, że w ekipie kolarzy USA był niejaki Ignatius Gronkowski: Mazur z pochodzenia i pradziadek fenomenalnego futbolisty amerykańskiego Roba Gronkowskiego. Dowiadujemy się także, że nasz kraj reprezentowało siedemnastu dziennikarzy z czterech miast: Krakowa, Warszawy, Lwowa i Katowic. W tamtych czasach radio mocno już konkurowało z prasą i w wielu krajach był zakaz przeprowadzania relacji radiowych, aby dziennikarze prasowi nie stracili pracy. Zainteresowanie paryskimi igrzyskami było ogromne. Media na co dzień nie zajmujące się sportem nagle chciały o nim pisać. Nasz trzyletni „Przegląd Sportowy” po raz pierwszy zmierzył się z aż tak wielką imprezą. Sport zaczął trafiać do mas. Dziennikarze pisali artykuły, fotografowie robili zdjęcia, a operatorzy kamer kręcili filmy z Paryża. Daniel Grinberg i Adam Parczewski w siódmym tomie zamieścili mało dziś znane tytuły filmów dokumentujących wydarzenia z Paryża, co może czytelnikowi znacznie umilić czytanie książki. Ja często lubię sobie włączyć rywalizację sportowców, o której czytam.

„Rydwany ognia” a fakty

Główna część książki to blisko trzystustronicowy opis wszystkich konkurencji lekkoatletycznych. Autorzy jak zwykle bardzo skrupulatnie opisali całą rywalizację odbywającą się na stadionie Colombes, począwszy od eliminacji, aż po finały. Panowie odtworzyli przebieg poszczególnych konkurencji nie tylko na podstawie starych artykułów prasowych, ale również przeglądając archiwalne materiały filmowe. Oczywiście nie będę tego wszystkiego streszczał, gdyż zabiłoby to radość z czytania, ale muszę głośno bić obu autorom brawa za to, jak znakomitą pracę wykonali. Bardzo fajnie została opisana rywalizacja w sprintach i mam nadzieję, że Grinberg i Parczewski raz na zawsze rozprawili się z mitami powstałymi na podstawie filmu „Rydwany ognia”. Autorzy pieczołowicie i z dużą cierpliwością wymieniali, co w filmie jest faktem, a co wymysłem scenarzysty i reżysera. Dla osoby pasjonującej się historią sportu ta książka to prawdziwy skarb.

Polacy na stadionie lekkoatletycznym

Wielkie brawa należą się też autorom również za opisanie startu Polaków. Wreszcie ktoś zamieścił to wszystko w jednej książce i nie musimy już grzebać po różnych stronach internetowych, aby sprawdzić, jak nasi lekkoatleci spisali się w Paryżu. Oczywiście dostajemy również króciutkie biografie każdego z naszych reprezentantów. Wielką zaletą książek genialnego duetu jest to, że dowiadujemy się o życiu zawodników nie tylko w chwili ich startu na igrzyskach, ale także wiemy, jak potoczyły się ich dalsze losy. Dotyczy to nie tylko naszych zawodników, ale zdecydowanej większości uczestników paryskich zawodów lekkoatletycznych.

Promocja do poprawy

W mojej ocenie to zdecydowanie najlepsza książka z cyklu „Olimpijska historia lekkoatletyki”. Każdy kibic tej dyscypliny sportu powinien po nią sięgnąć. Mnie osobiście bardzo brakuje promocji zakrojonej na większą skalę, bo tak dobra literatura powinna być znacznie lepiej reklamowana. Powinniśmy móc kupić tę książkę w większości księgarń. W tej recenzji niemal w każdym akapicie zachwycam się tą publikacją, ale w sprawach promocji jest jeszcze dużo do zrobienia. Proponuję autorom, aby nie szczędzili środków na marketing, bo szkoda, aby tak wielka praca poszła na marne. We wstępie sędziwi już autorzy napisali, że mniej więcej w 2034 roku powinni dogonić lata współczesne i o kolejnych igrzyskach olimpijskich z roku 2036 pisać na bieżąco. Tego obu panom życzę i mam wielką nadzieję, że następna książka będzie stała na tak samo wysokim poziomie, mimo że poprzeczka została zawieszona niemal na wysokości rekordu świata. POLECAM!

CZYTAJ TAKŻE:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz