piątek, 16 lipca 2021

"Igrzyska lekkoatletów. Antwerpia 1920. Tom 6". Recenzja książki

Siódme Letnie Igrzyska Olimpijskie w Antwerpii odbyły się 101 lat temu. Miały one być pierwszą szansą na występ dla naszych olimpijczyków pod biało-czerwoną flagą, jednak z powodu wojny prowadzonej przez Polskę z Rosją Radziecką, Polski Komitet Igrzysk Olimpijskich podjął decyzję o wycofaniu naszych sportowców z rywalizacji. Europa po wojnie była biedna i raczej mało kto myślał o sporcie, ale na szczęście Belgii udało się zorganizować tę imprezę na całkiem wysokim poziomie.

Panowie Daniel Grinberg i Adam Parczewski nie pozwalają o sobie zapomnieć. Właśnie wypuścili na rynek szósty już tom olimpijskiej historii lekkoatletyki zatytułowany „Igrzyska lekkoatletów. Antwerpia 1920”. Po obszernym dziele, jakim był tom piąty opisujący igrzyska olimpijskie z roku 1912, które odbyły się w Sztokholmie, teraz autorom przyszło się zmierzyć z nieco trudniejszym zadaniem, bowiem nie wiedzieć czemu z belgijskich igrzysk zachowało się niewiele materiałów, nie tylko pisanych, ale również filmowych i dźwiękowych. Tym bardziej autorom należą się wielkie brawa, że podołali temu zadaniu i odtworzyli olimpijską rywalizację z dużą dokładnością, a efektem ich pracy jest kolejna bardzo udana książka. Mimo mniejszej niż zwykle dostępności materiałów źródłowych z samych igrzysk, autorzy wypuścili na rynek ponad czterystustronicową publikację.

Szerokie tło historyczno-polityczne

Czy warto nabyć tę książkę? Jeśli ktoś lubi literaturę historyczną, szuka faktów a nie mitów, a do tego jest fanem lekkoatletyki, to na to pytanie może odpowiedzieć tylko twierdząco. Tak jak w poprzednich tomach cyklu, „Antwerpia 1920” rozpoczyna się od rozdziału zatytułowanego „Kapsuła czasu”. Tym razem rozdział ten jest monstrualnych rozmiarów i liczy ponad 80 stron. Stało się tak, gdyż autorzy postanowili przybliżyć czytelnikowi wydarzenia historyczne z Polski i ze świata, jakie miały miejsce w latach 1912-1919, czyli między Sztokholmem a Antwerpią. Pozwala to czytelnikowi zorientować się, jak wyglądała sytuacja na świecie w tamtych czasach i w jakich okolicznościach politycznych odbywały się siódme igrzyska olimpijskie. Autorzy opisali w pigułce, a właściwie w wielkiej pigule, wydarzenia historyczne, te oczywiste, a także te nie do końca poprawne politycznie. Mam na myśli część poświęconą Polsce. Kilka faktów mocno mnie zaskoczyło i zapewniam, że o wielu wspomnianych tam wydarzeniach nie uczą się w szkołach. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do rozmiarów tego rozdziału. Będąc w połowie lektury, czytelnikowi daty i wydarzenia mieszają się jak warzywa w garnku z zupą i ciężko je zapamiętać. Gdyby było o połowę krócej, z całą pewnością byłoby ciekawiej, a tak trochę wieje nudą.

Pionierzy, którzy opisali przygotowania do igrzysk szóstej olimpiady

Drugi rozdział poświęcony jest członkom MKOL, którzy dołączyli do komitetu w latach 1912-1919, oraz szeregowi decyzji, jakie komitet podjął w tamtym czasie. Następnie autorzy zrobili coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałem w żadnej publikacji dotyczącej historii igrzysk olimpijskich: opisali przygotowania do igrzysk szóstej olimpiady oraz omówili lekkoatletyczne sezony szóstej i siódmej olimpiady! W publikacjach innych autorów, w momencie, gdy omówione zostały igrzyska w Sztokholmie, mamy zwykle płynne przejście z piątych do siódmych igrzysk. Tutaj jest inaczej i za to uwielbiamy ten cykl. To jest coś, czego mnie jako kibicowi zawsze brakowało. Mieliśmy bowiem dotychczas ośmioletnią dziurę pomiędzy Sztokholmem a Antwerpią, tak jakby żaden sportowiec w tamtym czasie nie startował. Autorzy cyklu znakomicie wypełnili tę lukę! Po szczegółowym i bardzo ciekawym opisie przygotowań do igrzysk w Antwerpii, Grinberg i Parczewski przechodzą do tego, na co czeka każdy kibic, czyli szczegółowego opisu wszystkich konkurencji lekkoatletycznych, jakie odbyły się na stadionie olimpijskim. Mimo skąpych materiałów źródłowych, autorom udało się to doskonale i były momenty, gdy można było poczuć się tak, jakby samemu siedziało się na stadionie podczas rywalizacji decydującej o medalach.

Bez mitów powielanych przez lata

Co wyróżnia ten tom od poprzednich? To, że wreszcie autorzy wyeliminowali zdecydowaną większość czeskich błędów, drobnych potknięć językowych oraz nieprawdziwych dat urodzin lub śmierci sportowców. Dzięki temu pozycję „Antwerpia 1920” czyta się znakomicie. Zdjęcia ze stadionu olimpijskiego, mimo że już nie tak liczne jak z poprzednich igrzysk, mocno wzbogacają przekaz i znakomicie komponują się z tekstem. Uważam, że nie tylko zapalony kibic lekkoatletyczny, ale i każdy redaktor sportowy zajmujący się lekkoatletyką, powinien sięgnąć po tę pozycję, bo można się z niej bardzo wiele dowiedzieć. Po lekturze znowu uzmysławiamy sobie, że o igrzyskach w Antwerpii nie wiedzieliśmy praktycznie nic. We wstępie autorzy poinformowali, że kończy się powoli nakład poprzednich tomów więc trzeba się spieszyć jeśli chce się być na bieżąco z serią. Nie wiem, czy będą one wznawiane. Mam nadzieję, że tak, bo liczę, iż pojawią się kolejne wydania poprzednich tomów z poprawionymi błędami. Ja książkę bardzo polecam, ale zastrzegam, że jeśli ktoś lubi słuchać legend olimpijskich, ciekawych, ale nie mających wiele wspólnego z prawdą, które przez lata były powtarzane przez wielu dziennikarzy sportowych, to w publikacji panów Daniela i Adama tego nie dostanie. Tutaj są tylko fakty, a nie mity. I właśnie dlatego warto po tę książkę sięgnąć.

CZYTAJ TAKŻE:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz