piątek, 13 stycznia 2017

Piątka na piątek: Dialogi z książki Andrzeja Szarmacha i Jacka Kurowskiego „Diabeł nie anioł”

Ta książka pojawiła się na rynku dosyć niespodziewanie. Andrzej Szarmach przez dłuższy czas stronił od mediów, ale kiedy w końcu postanowił wspólnie z dziennikarzem Jackiem Kurowskim opowiedzieć historię swojego życia, wyszła mu do bólu szczera i pełna anegdot autobiografia. Poznajcie pięć dialogów z książki legendy polskiego futbolu!

1. Piechniczek do Szarmacha: „Przyjechałeś tu na mistrzostwa za zasługi dla polskiej piłki. Ale u mnie grać już nie będziesz”.

Takie słowa od selekcjonera miał usłyszeć Andrzej Szarmach tuż po przylocie reprezentacji Polski na mundial do Hiszpanii w 1982 roku. Jak pisze w książce piłkarz, Piechniczek odwiedził go w hotelowym pokoju w momencie, gdy dopiero rozpakowywał walizki. Trener nie odpowiedział już na pytanie „Diabła” o to, dlaczego w takim razie zabierał go na turniej? Selekcjoner miał obrócić się na pięcie i wyjść z pokoju. Ta relacja Szarmacha wydaje się znajdować potwierdzenie w rzeczywistości – w końcu napastnik od początku mistrzostw grzał ławę, nawet w półfinałowym starciu z Włochami, w którym z powodu nadmiaru kartek nie mógł zagrać Zbigniew Boniek. „Diabeł” wystąpił dopiero w meczu o trzecie miejsce z Francją i zdobył bramkę, przyczyniając się do zwycięstwa Polski 3:2. Było to jednocześnie jego ostatnie spotkanie w reprezentacji. „To był największy koszmar w mojej karierze” – tak Szarmach wspomina po latach hiszpański mundial.

2. Deyna do Gmocha: „Jacek, nie lubię, jak węże pierdzą”.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Wydało się: Jadwiga Jędrzejowska, Kazimierz Gryżewski „Urodziłam się na korcie” (1955)

Jest jedną z pierwszych polskich sportsmenek, które zdecydowały się na wydanie wspomnień. Nic dziwnego, gdyż zwyczajnie miała o czym pisać i co wspominać. Do niedawna była jedną Polką, którą dotarła do finału Wimbledonu. Jej wyczyn powtórzyła Agnieszka Radwańska, ale to Jadwiga Jędrzejowska jeszcze przed wojną przecierała szlaki na największych tenisowych turniejach świata.

W 1955 roku nakładem warszawskiego wydawnictwa Iskry ukazała się autobiografia polskiej tenisistki zatytułowana „Urodziłam się na korcie”. W pierwszych słowach wspomnień autorka tłumaczy, ze tytuł wcale nie jest nadużyciem, gdyż późniejsza finalistka Wimbledonu przyszła na świat w domku, który znajdował się tuż obok kortów Akademickiego Związku Sportowego. Krakowianka najmłodsze lata swojego życia spędziła właśnie na nich, najpierw podając piłkę starszym i ukradkiem w przerwach między meczami próbując ją odbijać czyimiś rakietami, co skrzętnie odnotowuje w swojej książce. Pochodziła z ubogiej rodziny, więc nie stać jej było na kupno własnego sprzętu. Przełom nastąpił w momencie, kiedy jej ojciec wystrugał jej własną rakietę z drewna. „Nie rozstaję się odtąd ani na chwilę z rakietką; idąc spać, wkładam ją pod poduszkę, tak jak inne dziewczynki ukochaną lalkę” – wspomina tamte chwile w swojej autobiografii.

Na dalszych stronach książki Jędrzejowska pisze o początkach kariery – kiedy w wieku 10 lat wraz z kolegami z podwórka założyła własny klub i rozgrywała pierwsze mecze starą, zniszczoną już piłką, kiedy rok później otrzymała pierwszą profesjonalną rakietę, a także kiedy wkrótce grała już z dorosłymi i otrzymywała za to wynagrodzenie. Pieniądze oddawała matce, z dumą podkreślając, że to ona je zarobiła. Jak zaznacza w swoich wspomnieniach przyszła mistrzyni Polski, jej dobrze rozwijające się kariera stanęła pod znakiem zapytania, kiedy matka zachorowała i trafiła do szpitala. Po dwóch miesiącach z niego wyszła, ale to na Jadwigę spadł obowiązek opiekowania się domem, gdyż „poczciwe matczysko”, jak określa rodzicielkę w swojej książce Jędrzejowska, nie mogło już wszystkim się zajmować. Na szczęście ostatecznie okazało się, że ta sytuacja nie zahamowała sportowego rozwoju tenisistki.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Wydało się: Bogadan Tuszyński "Tytani mikrofonu" (1992)

Wojciech Trojanowski, Bohdan Tomaszewski, Jan Ciszewski oraz Tomasz Hopfer, czyli legendy polskiego dziennikarstwa sportowego, mają szczęście. Mają szczęście, że pojawił się ktoś taki jak Bogdan Tuszyński, który postanowił pochylić się nad ich życiorysami i uwiecznić je w książce „Tytani mikrofonu”. Czy wkrótce ktoś stworzy dzieło poświęcone pamięci samego autora, który odszedł od nas wczoraj rano? Oby znalazł się godny następca...

Publikacja Tuszyńskiego "Tytani mikrofonu", notabene autorstwa dziennikarza sportowego, ukazała się w 1992 roku nakładem Polskiej Oficyny Wydawniczej „BGW”. „Był Mikołajem Rejem radiowego reportażu sportowego! Pamięci Wojciecha Trojanowskiego książkę tę poświęcam” - na pierwszej stronie można znaleźć taką adnotację autora. Właśnie od przedstawienia sylwetki Trojanowskiego swoje dzieło rozpoczyna Tuszyński, na kolejnych stronach przybliżając czytelnikowi życiorysy innych żurnalistów: oprócz wymienionych we wstępie także Witolda Dobrowolskiego i Jacka Żemantowskiego.

Ale nie tylko o redaktorach, których nazwiska znalazły się w tytułach rozdziałów, traktują „Tytani mikrofonu”. Przy okazji opisu poszczególnych osób Tuszyński wspomina również o innych dziennikarzach pracujących w redakcjach Polskiego Radia czy Telewizji. Są chociażby fragmenty o Konradzie Grudzie, Tadeuszu Pyszkowskim czy Stefanie Rzeszocie. Wspominają ich nawet sami bohaterowie, gdyż książka z 1992 roku nie składa się wyłącznie z narracji Tuszyńskiego. Często i gęsto wypowiadają się w niej dziennikarze, którym publikacja jest poświęcona, a autor z dużą częstotliwością cytuje także opinie ich kolegów z branży (m.in. Daniela Passenta, Marka Ołdakowskiego czy Jerzego Cierpiatki). Po części publikacja reportera Polskiego Radia jest więc zbiorem wspomnień Tomaszewskiego, Trojanowskiego czy Hopfera oraz ludzi, z którymi pracowali.

sobota, 31 grudnia 2016

Słodko-gorzki rok 2016

Jedno z ostatnich zdjęć Andrzeja Niemczyka
zrobione podczas Warszawskich Targów Książki
To było udane dwanaście miesięcy. Zarówno dla polskiego sportu, jak i dla rynku książek sportowych. Dla mnie osobiście mijający rok przyniósł mnóstwo kolejnych zawodowych wyzwań, ale dał też wiele satysfakcji. Szkoda tylko, że nie wszyscy doczekali jego końca – odejście Andrzeja Niemczyka pozostaje wydarzeniem, które położyło się cieniem na 2016 roku…

To była jedna z najwybitniejszych postaci w historii siatkówki. Charyzmatyczny szkoleniowiec, silna osobowość, człowiek z ogromnym doświadczeniem – trenerskim, ale i życiowym. Andrzej Niemczyk odszedł 2 czerwca, przegrywając kolejną batalię z nowotworem. Dla środowiska sportowego w Polsce to był ogromny cios. Dla mnie szczególny, bo w ostatnich miesiącach jego życia miałem z trenerem dosyć częsty kontakt. Przykro było patrzeć, jak po powrocie do świetnej formy i wydaniu autobiografii znów dopadł go rak… Szerzej o moich relacjach z Andrzejem Niemczykiem pisałem już w osobistym wpisie opublikowanym tuż po jego śmierci. Odsyłam do tekstu i mogę zapewnić, że pamięć o tej wielkiej postaci nigdy w wydawnictwie nie zaginie. To był zaszczyt, móc z trenerem współpracować! Właśnie dlatego jego odejście sprawia, że rok 2016 trudno uznać za w pełni udany. Mijające dwanaście miesięcy już na zawsze pozostawi po sobie gorzki smak…

Jeśli chodzi o moją pracę w Wydawnictwie SQN, był to udany okres. Od początku intensywny i pełen wyzwań, ale też niezwykle satysfakcjonujący. Były podczas tego roku dwa momenty, kiedy poczułem, że zrobiliśmy coś wielkiego. Pierwszy z nich miał miejsce podczas wizyty Thomasa Morgensterna w Polsce. O tym, jak przebiegały jego odwiedziny, pisałem tutaj. Dwa miasta, napięty grafik, przylot śmigłowcem, wypożyczony samochód – pod względem logistycznym nie było to łatwe przedsięwzięcie, ale prawie wszystko przebiegło tak jak to zaplanowaliśmy. Wypadło na tyle dobrze, że Thomas chętnie odwiedzi Polskę kolejny raz – być może już niedługo! Wracając jednak do tegorocznej wizyty – do końca życia zapamiętam, jak stanął na scenie pod Wielką Krokwią, a ponad 23 tysiące kibiców razem z Morgim zatańczyło do piosenki „So ein schöner Tag”, którą całe Zakopane śpiewało po jego fatalnym upadku w 2014 roku. Wspaniała chwila, w której dotarło do mnie: „To my sprawiliśmy, że znalazł się na tej scenie i zatańczył wraz ze stolicą polskich Tatr!”. Coś niesamowitego, zobaczcie zresztą sami, jak to wyglądało:

piątek, 30 grudnia 2016

Piątka na piątek: Anegdoty z książki „Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić”

Swego czasu Kent McDill miał najlepszą posadę na świecie – przez 11 lat był dziennikarzem akredytowanym przy Chicago Bulls. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że trafił na okres największych sukcesów klubu, podczas którego Byki zdobyły sześć mistrzowskich tytułów w NBA i przeszły do legendy koszykówki. O tym, jak naprawdę wyglądała drużyna z Michaelem Jordanem, Scottiem Pippenem i Dennisem Rodmanem na czele, dziennikarz opowiedział po latach w książce. Poznajcie pięć anegdot z pozycji „Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić”.

1. Telefon od Jordana.
Wyobraźcie sobie, że na tyle dobrze znacie Michaela Jordana, że gdy nie możecie się do niego dodzwonić, on oddzwania do was, kiedy w końcu może rozmawiać. Nie robi tego jednak w zbyt odpowiednim momencie, a na przykład o 7.00 rano w sobotę. Telefon odbiera zaspana żona i wtedy ma miejsce następujący dialog, który w swojej książce przytacza w całości Kent McDill:

Telefon znajdował się po jej stronie łóżka, więc to Janice odebrała.
„Halo” – powiedziała zaspanym głosem, w którym chyba można było wyczuć lekkie poirytowanie.
„Czy mógłbym rozmawiać z Kentem?” – zapytał głos po drugiej stronie.
„A mogłabym wiedzieć, kto dzwoni?” – odpowiedziała pytaniem Janice.
„Michael Jordan” – usłyszała w odpowiedzi.
Janice przekazała mi słuchawkę ze słowami: „Twierdzi, że jest Michaelem Jordanem”. Była przekonana, że to jakiś kumpel mnie wkręca.
Wziąłem telefon i usłyszałem, jak Jordan głośno się śmieje.
„Przepraszam” – powiedziałem.
„No co ty, bez przerwy mi się to zdarza” – odparł.

Komentarz jest tutaj absolutnie zbędny.

2. Pudełko z butami jak mała lodówka.
Czy zabranie na pokład samolotu pudełka z butami do gry w koszykówkę może stać się wydarzeniem, które wprawi w rozbawienie wszystkich pasażerów? Tak, jeśli buty te należą do mierzącego 216 cm koszykarza i na pudełko mają napisane: „Rozmiar 55”.
W czasach gdy Kent McDill towarzyszył Bullsom, zaprzyjaźnił się z zawodnikami na tyle, że ci zwracali się do niego z przeróżnymi prośbami. Gdy Will Perude, środowy Byków, zapomniał kiedyś butów na wyjazdowe spotkanie, poprosił dziennikarza, by ten zabrał je ze sobą do samolotu (McDill odlatywał na mecz następnego dnia). Posłuchajcie tej opowieści:

środa, 28 grudnia 2016

Klasyczna dziesiątka: Najlepsze powieści sportowe (Ranking)

Nie jest to najpopularniejsza forma pisania o sporcie. Przez lata nazbierało się jednak na tyle dużo sportowych powieści lub powieści ze sportem w tle, że w zupełności wystarczy ich do stworzenia rankingu. Sprawdźcie, które z nich są moim zdaniem najciekawsze!

10. Przemysław Rudzki "Gracz" (Wydawnictwo Buchmann, 2013)

Zestawienie otwiera Przemysław Rudzki z pierwszą ze swoich powieści. „Gracz” to książka, której akcja dzieje się we współczesnym piłkarskim świecie. Kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie reprezentant Polski, Michał Tkaczyk, rozpoczyna się śledztwo i dochodzenie do prawdy. Pomysł na powieść jest jak najbardziej klasyczny i charakterystyczny dla kryminałów, ale trzeba przyznać, że Przemysław Rudzki z zadaniem poradził sobie bardzo dobre. Na ponad 350 stronach redaktor „Przeglądu Sportowego” wprowadza czytelnika w brudny świat futbolu, ale nie tylko – sprawnie opisuje również chociażby środowisko dziennikarskie, swoje dzieło wieńcząc świetnymi opisami Warszawy. Całość prezentuje się niezwykle intrygująco i nie ma co się dziwić, że swego czasu powieść cieszyła się wśród kibiców ogromnym zainteresowaniem. Chociaż ja w swojej recenzji nie byłem aż tak entuzjastyczny jak większość odbiorców, książkę oceniłem pozytywnie. Miejsce w tym rankingu jak najbardziej zasłużone!

9. Maurycy Nowakowski „Okrągły przekręt” (Wydawnictwo Anakonda, 2013)

To pozycja, która ukazała się nieco ponad pół roku wcześniej od „Gracza”, ale nie odbiła się tak szerokim echem wśród czytelników. Z pewnością wpływ miała na to popularność autora – niezbyt dobrze znanego kibicom. „Okrągły przekręt” to jednak równie ciekawa powieść sensacyjna, która swoją treścią nawiązuje do afery korupcyjnej w polskiej piłce. Mamy tutaj szefa piłkarskiej mafii, Zdzisława „Cyrulika” Jakubika, młodego sędziego Macieja Bojarskiego i dziennikarza Marcina Farona. Wszyscy oni odgrywają swoją rolę w nowej piłkarskiej rzeczywistości, pozornie pozbawionej korupcji. Tam, gdzie jednak kończy się jedno bagno, zaczyna się kolejne… Warto sięgnąć także po dzieło Maurycego Nowakowskiego, gdyż to sprawnie napisana powieść, która jest inna niż „Gracz”. Każdy, kto choć trochę interesował się wydarzeniami ostatnich lat, bez problemu znajdzie w niej nawiązania do afery korupcyjnej w naszym futbolu…

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Wydało się: Jarosław Tomczyk „Wisła w europejskich pucharach” (2000)

Jarosław Tomczyk, wydając w 2000 r. książkę o Wiśle Kraków w europejskich pucharach, nie mógł raczej przeczuwać, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat piłkarze „Białej Gwiazdy" regularnie występować będą w międzynarodowych rozgrywkach. Początek XXI w. obfitował w sukcesy klubu z Małopolski i dziś do pozycji „Wisła w europejskich pucharach" dołożyć można kolejne obszerne rozdziały.

W 1998 r. udziałowcem Wisły stał się Bogusław Cupiał. To właśnie pieniądze tego człowieka sprawiły, że „Biała Gwiazda" na długie lata stała się najsilniejszą drużyną klubową w Polsce. Pierwszy mistrzowski tytuł „złotej ery Cupiała" zawodnicy z Krakowa wywalczyli w 1999 r. Dokładnie rok później na rynku pojawiła się książka napisana przez Jarosława Tomczyka. Autor nie mógł jednak dodać do niej rozdziału poświęconego walce Wisły o Ligę Mistrzów, gdyż zespół był zawieszony w europejskich rozgrywkach. Wszystko przez kibica krakowskiego zespołu, który podczas meczu 1/16 finału Pucharu UEFA w sezonie 1998/1999 rzucił z trybun nóż, godząc nim w głowę Dino Baggio. W książce „Wisła w europejskich pucharach" znalazło się więc sześć rozdziałów, w których opisana została taka sama liczba występów „Białej Gwiazdy" w edycjach Pucharu Europejskich Zdobywców Pucharów, Pucharu Europy Mistrzów Klubowych i Pucharu UEFA.

środa, 14 grudnia 2016

Klasyczna dziesiątka: Najlepsi sportowi biografowie spoza Polski (Ranking)

Napisanie dobrej biografii nie jest sprawą łatwą. Nie wystarczy oprzeć się na materiałach prasowych, artykułach w Internecie i wyłącznie odtworzyć przebieg kariery danego sportowca. Tak stworzona książka nigdy nie porwie kibiców i nie stanie się lekturą, którą będą sobie polecać. Do stworzenia znakomitego portretu potrzeba pomysłu, ogromnej reporterskiej pracy i rzetelności. Tym wykazali się autorzy, którzy tworzą poniższe zestawienie dziesięciu moim zdaniem najlepszych sportowych biografów spoza Polski.

Źródło: www.facebook.com/Kent-Babb-143312189045196
10. Kent Babb za „Allen Iverson. Życie to nie gra” (Wydawnictwo SQN, 2016)

Zestawienie otwiera amerykański dziennikarz sportowy piszący dla „Washington Post”. Babb w trakcie swojej reporterskiej kariery aż osiem razy był nagradzany za swoje teksty przez Associated Press Sports Editors. Nic dziwnego, że napisana przez niego biografia „złotego dziecka koszykówki” – Allena Iversona – jest świetną książką. Być może nie robi wrażenia liczba osób, które wypowiadają się w publikacji, ale styl pisania Babba stoi na najwyższym poziomie. Autor niezwykle sprawnie „przemieszcza się” po życiu AI, tworząc liczne retrospekcje i mieszając wydarzenia dawne z tymi aktualnymi. Dzięki temu czytelnik ma okazję poznać, jak wyglądał upadek jednego z najbardziej utalentowanych zawodników w historii koszykówki. Dziennikarz nie trzyma się sztywno chronologicznych ram, dzięki czemu jego dzieło ma niezwykle plastyczny charakter, staje się niemal filmowym dokumentem, w którym sceny z dzieciństwa „The Answer” mieszają się z jego dorosłością. Za tę niezwykle sugestywną książkę Babb otrzymuje dziesiąte miejsce w rankingu najlepszych sportowych biografów. Z chęcią przeczytałbym kolejne dzieło upadłego gwiazdora NBA jego autorstwa!

9. Mark Hodgkinson za „Andy Murray. Niezwykła historia” (Wydawnictwo Bukowy Las, 2013)

Nie jestem wielkim fanem tenisa, ale tę książkę przeczytałem z przyjemnością. Mark Hodgkinson jest ekspertem w opisywanej dziedzinie (to założyciel i redaktor naczelny serwisu thetennisspace.com, a także były korespondent „Daily Telegraph” oraz autor scenariusza filmu o Wimbledonie), ale paradoksalnie nie to miało wpływ na wysoką ocenę biografii Andy’ego Murraya. Autor opisał bowiem historię Szkota w niezwykle zabawny i pełny anegdot sposób. „Niezwykła historia” to coś więcej niż tylko biografia skupiająca się wyłącznie na głównym bohaterze. To opowieść o innych matkach tenisistów i ich relacjach z synami, o trenerach, tenisowych legendach, a nawet społeczeństwie Wielkiej Brytanii. Całość spaja towarzysząca nam od początku do końca historia najważniejszego meczu w karierze Murraya – piątego finału Wielkiego Szlema, którego po czterech porażkach po prostu nie mógł przegrać. Świetnie zbudowana, bardzo dobrze przetłumaczona – to atuty, które zaprowadziły Hodgkinsona i Bukowy Las na dziewiąte miejsce tego zestawienia.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Wydało się: Jan Tomaszewski „Kulisy reprezentacyjnej piłki” (1991)

W ostatnich latach ukazało się sporo autobiografii, w których piłkarze szczerze pisali o wszystkim, o czym dotychczas nie wiedzieli kibice. Jednym z pierwszych zawodników, który bez ogródek napisał o kulisach swojej kariery, był „Człowiek, który zatrzymał Anglię" – Jan Tomaszewski. Swoje wspomnienia zatytułowane „Kulisy reprezentacyjnej piłki” wydał już w 1991 roku.

Choć jeszcze w czasach PRL-u ukazało się kilka książkowych wspomnień piłkarzy czy trenerów (Boniek, Górski, Gmoch), żadna z tych pozycji nie ujawniała całej prawdy o polskim futbolu. Biorąc pod uwagę panujący wtedy ustrój, jest to całkowicie zrozumiałe. Nikt nie chciał narażać się nie tylko wszechmocnym działaczom, ale też krajowym władzom, gdyż groziło to poważnymi konsekwencjami. Dopiero po zmianie ustroju sportowcy stali się bardziej szczerzy, ujawniając całą prawdę o tym, jak tak naprawdę wyglądał sport na najwyższym poziomie. W 1991 roku na wydanie autobiografii zdecydował się Jan Tomaszewski. W książce „Kulisy reprezentacyjnej piłki" stawia wiele zarzutów pod adresem piłkarskich działaczy, a także przedstawia w nie najlepszym świetle kilka postaci związanych z reprezentacją Polski. Nikogo specjalnie nie powinno to dziwić, gdyż były bramkarz należał do grona zawodników, którzy zawsze mieli dużo do powiedzenia. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że dziś ten „Orzeł Górskiego" kojarzony jest przede wszystkim jako nadworny krytyk polskiej rzeczywistości piłkarskiej.

Jak sugeruje tytuł, autor książki skupia się w niej przede wszystkim na swojej przygodzie z kadra narodową. Po krótkim wstępie, w którym Tomaszewski dokonuje podsumowania swojej kariery i zaznacza: „Podaję tu tylko zaistniałe fakty. Wyciąganie wniosków pozostawiam Czytelnikom", były bramkarz przechodzi do rozdziału pod tytułem „Jak to w klubach bywało...". Na kilku stronach porównuje organizację klubów w Polsce do tego, co spotkał za granicą. Tomaszewski jest uprawniony do tworzenia takich analiz, gdyż występował w kilku polskich zespołach (Legia Warszawa, ŁKS, Śląsk Wrocław, Gwardia Warszawa), a także, pod koniec swojej kariery, w zagranicznych drużynach – belgijskim Beerschot i hiszpańskim Hércules Alicante. Jak można się domyślać, porównanie nie wypadło zbyt korzystnie dla Polski. W pierwszym rozdziale „Człowiek, który zatrzymał Anglię" wspomina o wielkiej roli, jaką w podnoszeniu poziomu sportowego polskiej piłki odegrał Kazimierz Górski, a także pisze o kilku niespełnionych talentach, takich jak Dariusz Marciniak z Widzewa Łódź czy Mirosław Pękala z Lechii Gdańsk. Wszystko to jest krytyczną analizą przyczyn kiepskiego stanu rodzimego futbolu, co potwierdza, że już przed ponad 20 laty Jan Tomaszewski miał skłonności do ostrego oceniania piłkarskiej rzeczywistości.

piątek, 9 grudnia 2016

Piątka na piątek: Alex Ferguson „Być liderem”

Stał się legendą Manchesteru United. Z sukcesami prowadził klub przez niemal 27 lat. Wraz z jego odejściem skończył się złoty okres Czerwonych Diabłów, podczas którego byli drużyną podziwianą przez kibiców na całym świecie. Sir Alex Ferguson to jeden z najsłynniejszych menadżerów w historii futbolu. Przeczytajcie, jakimi pięcioma spostrzeżeniami dzieli się w swojej nowej książce „Być liderem”.

1. „Z jakiegoś powodu Bóg dał nam parę oczu i parę uszu, a tylko jedną buzię. Stąd też powinniśmy dwa razy więcej obserwować i słuchać, niż mówić”.

Powyższe słowa mogą wydawać się oczywiste, ale przyznam szczerze, że nigdy w ten sposób nie postrzegałem pracy trenera. Ferguson w „Być liderem” w wielu miejscach udowadnia, że umiejętność dobrego obserwowania i słuchania może okazać się kluczowa w jego zawodzie. Jako przykłady podaje dwie sytuacje: transfer Cantony i grę w „dziada”.
W 1992 roku, po meczu Manchesteru United z Leeds, Ferguson podsłuchał rozmowę swoich zawodników pod prysznicem – ci gorączkowo dyskutowali na temat napastnika rywali, Erika Cantony. Chwalili zalety Francuza, co szkoleniowcowi wydało się dziwne, gdyż nigdy wcześniej piłkarz przeciwników nie wywoływał w szatni takich emocji. Ta rozmowa poskutkowała tym, że Sir Alex zaczął bacznie przyglądać się Cantonie i wkrótce ściągnął go na Old Trafford. Podsłuchana pod prysznicem rozmowa stała się zalążkiem sprowadzenia do United jednego z najlepszych napastników w historii klubu.
W innymi miejscu książki Ferguson zdradza, jak cenny był dla niego jeden trening reprezentacji RFN, zaobserwowany w Kilmarnock w 1969 roku. To podczas niego Szkot zobaczył, że w czasach, gdy przez trenerów cenione były długie treningowe biegi, niemiecka ekipa trenowała zupełnie inaczej – kładła nacisk na posiadanie piłki. Ta obserwacja zaowocowała wprowadzaniem przez Fergusona w kolejnych drużynach tzw. boxes, czyli popularnej gry w „dziadka”, dzięki której podopieczni Sir Alexa doskonalili swoje umiejętności. 90-minutowa obserwacja treningu stała się dla menadżera lekcją na całą późniejszą karierę.

2. „Sprawdzałem, który z rywali po raz pierwszy grał na Old Trafford. Zazwyczaj na nich wywieraliśmy największą presję”.