Zaczynamy od książki, która dziś, 28 października, ma swoją premierę. „Mecze mojego życia” to oficjalna publikacja prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka, którą napisał z Januszem Basałajem, szefem departamentu mediów piłkarskiego związku. Mimo tego, że autorami są dwie najważniejsze postaci futbolowej centrali, ich książka nie dotyczy wcale zarządzania. „Mecze mojego życia” to wspomnienia Bońka dotyczące najważniejszych, przełomowych czy najsłynniejszych spotkań w jego karierze (oraz po jej zakończeniu, bo w książce został opisany chociażby mecz Polska – Niemcy z 2014 roku). Nie zabraknie więc tutaj opowieści o początkach w Bydgoszczy, przenosinach do Widzewa, pamiętnym meczu na Heysel w finale Pucharu Europy czy spotkaniach reprezentacji. Zibi wspomina nie tylko boiskowe wydarzenia, ale też opowiada, co działo się w szatni, jaki nastrój panował przed i po meczu, a to wszystko okrasza własnymi ocenami najważniejszych piłkarzy, którzy byli aktorami tego widowiska. Całość liczy 320 stron i choć rządy Zbigniewa Bońka w roli prezesa PZPN są oceniane przez kibiców bardzo różnie, nie da się zanegować, że Zibi w ścisłej czołówce najlepszych polskich piłkarzy w historii. Jego książka dotycząca futbolowej kariery powinna być więc pozycją obowiązkową każdego kibica. Ciekawe, czy zyska równie kultowy status co wydane wiele lat temu „Prosto z Juventusu”? Okładkowa cena nowej publikacji to 44,99 zł, ale na LaBotiga.pl można ją znaleźć już za 31,49 zł i z zakładką gratis (tylko dlaczego znalazł się na niej Frank Rijkaard? 😉). Za wydanie książki odpowiada Wydawnictwo SQN.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zbigniew boniek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zbigniew boniek. Pokaż wszystkie posty
środa, 28 października 2020
Październikowe premiery (cz. 2)
Nieco później niż zwykle, ale
drugiej części październikowych premier zabraknąć nie może! Nie jest to najbardziej gorący okres w ostatnich latach, ale dzieje się dużo ciekawego,
zwłaszcza dla fanów piłki nożnej. Nie zabraknie też czegoś dla osób lubiących czytać o himalaizmie.
Krakowska firma, świętująca w tym
roku dziesięciolecie, 19 października wydała również inny piłkarski tytuł.
Chodzi tutaj o nową książkę Leszka Orłowskiego „Sevilla FC. Dzieci Monchiego.
Opowieść o dwudziestu finałach: 2006–2020”. To już czwarta książka dziennikarza
CANAL+Sport i „Piłki Nożnej”, po publikacjach na temat FC Barcelony, Realu Madryt
i Atletico Madryt. Teraz przyszedł czas na opisanie drużyny, która szczególnie
upodobała sobie seryjne wygrywanie w Lidze Europy, a wcześniej w Pucharze UEFA,
w ciągu 15 lat wygrywając te rozgrywki aż sześciokrotnie. O tym, jak powstała,
rozwijała się i zmieniała drużyna z Andaluzji, pisze w swojej książce Orłowski,
jak zwykle serwując dogłębną analizę przyczyn zwycięstw i porażek, zdradzając
kulisy transferów i opisując sezony pod wodzą kolejnych szkoleniowców. Całość
liczy aż 448 stron i wydana została przez Wydawnictwo SQN w serii SQN
Originals, co oznacza, że książkę można znaleźć wyłącznie w księgarni LaBotiga.pl. Cena publikacji
z zakładką to 39,99 zł, ale dla tych, którzy nie czytali wcześniejszych dzieł
Orłowskiego, LaBotiga.pl przygotowała atrakcyjną ofertę. Wszystkie cztery
książki największego znawcy hiszpańskiego futbolu w Polsce można kupić już za 112
zł, co jest ceną nader atrakcyjną. W planach jest już kolejna publikacja pana
Leszka, ale na razie wiadomo tylko tyle, że będzie dotyczyć już nie jednej, ale
kilku hiszpańskich drużyn. Szczegóły wydawnictwo poda zapewne niedługo!
czwartek, 14 listopada 2019
Listopadowe premiery (cz. 2)
Wydawniczej ofensywy ciąg
dalszy. Najgorętszy okres w roku także w 2019 zaowocuje wieloma ciekawymi
propozycjami, przede wszystkim dla fanów futbolu. Będzie jednak też coś dla
osób zainteresowanych himalaizmem i pływaniem. Zapraszam po więcej informacji!
Zaczynamy od książki, która ukaże
się pod patronatem niniejszego bloga. 27 listopada nakładem Wydawnictwa Agora
na półki w księgarniach trafi autobiografia Krzysztofa Wielickiego „Piekło mnie
nie chciało”. O ile w ostatnim czasie na rynku ukazywało się wiele górskich
publikacji, ta zapowiada się szczególnie ciekawie. W końcu główny bohater to
postać wręcz ikoniczna, a jego zasługi dla polskiego wspinania są ogromne.
Przypomnijmy: piąty człowiek na świecie, który zdobył Koronę Himalajów i
Karakorum, himalaista, który wytyczył nowe drogi na Dhaulagiri i Sziszapangmę
oraz jako pierwszy zdobył Mount Everest, Kanczendzongę oraz Mount Everest zimą.
Wielicki to bez wątpienia żywa legenda polskiego himalaizmu, kierownik wielu
wypraw, chociażby ostatniej próby zimowego zdobycia K2 przez Polaków.
Wspomnienia tego człowieka muszą być ciekawe, a potwierdza to zapowiedź
publikacji, w której czytamy, że ma mieć formę reporterską. Zadbają o to
dziennikarze katowickiej „Gazety Wyborczej”: Dariusz Kortko i Marcin
Pietraszewski, będący współautorami biografii. To właśnie oni napisali
znakomitą książkę o Jerzym Kukuczce, którą recenzowałem tutaj. Są również
twórcami biografii Mirosława Hermaszewskiego „Cena nieważkości. Kulisy lotu Polaka
w kosmos”. Ich dotychczasowe dzieła były znakomite, więc tym bardziej ostrzę
sobie zęby na liczące 360 stron najnowsze „dziecko” tego duetu. Książka ma
okładkową cenę 44,99 zł, ale w przedsprzedaży można ją znaleźć już za niespełna
30 zł. Na zakończenie warto dodać, że nie jest to jedyna wydana w ostatnich
latach książka Wielickiego. W 2014 roku nakładem Góry Books ukazał się
wywiad-rzeka „Mój wybór”, a dwa lata później drugi tom tej opowieści. Teraz
przyszedł czas na nową publikację, która z pewnością będzie nie mniej
interesująca!
Tak samo ciekawie zapowiada się
nowa książka Zlatana Ibrahimovicia „Ja, Futbol”, która na półkach wyląduje 27
listopada. Fani futbolu doskonale pamiętają kultową biografię „Ja, Ibra”, która
stała się światowym bestsellerem dzięki szczerości i bezkompromisowości autora.
Książka oparta na głośnym konflikcie Szweda z Pepem Guardiolą odbiła się
szerokim echem w piłkarskim świecie – w końcu rzadko czynni zawodnicy decydują
się na tak mocne wyznania w trakcie kariery. Najnowsza pozycja, którą ponownie
na rynek wypuści Wydawnictwo SQN, jest drugą oficjalną, ale zupełnie inną
publikacją. To nie typowe wspomnienia, a bardziej album o życiu i karierze
Zlatana. Książka w swojej formie bardzo przypomina wydaną przed kilku laty
pozycję o Davidzie Beckhamie. Tam też był duży format, twarda oprawa, piękne
zdjęcia i wiele ciekawostek z czasów, gdy Anglik czarował swoimi celnymi
podaniami i precyzyjnymi uderzeniami z rzutów wolnych. Tamtą książkę
recenzowałem na blogu, podkreślając, że jest znakomitym prezentem dla
wszystkich fanów Becksa. Nie inaczej jest z książką Ibry – ona też idealnie
sprawdzi się jako świąteczny podarunek dla fana futbolu. Liczy 384 strony, ma
bardzo duży format (195 x 275 mm), co ma swoje odzwierciedlenie w cenie: 99,99
zł. W przedsprzedaży na LaBotiga.pl książkę można jednak znaleźć już za niecałe 74 zł lub w pakiecie z gadżetami: kubkiem, smyczą, opaską i dodatkowo
niespodzianką za 109 zł. Dla fanów Szweda – pozycja absolutnie obowiązkowa!
Obok głównego bohatera wypowiadają się w niej znane postaci ze świata futbolu:
agent Mino Raiola, Jose Mourinho, Paul Pogba, Andrea Pirlo czy Thierry Henry. Opowiadają oni o poszczególnych
etapach kariery Ibry, przedstawiając swoją ocenę tego piłkarza i człowieka, a
także wspominając zabawne momenty. Całość uzupełniają infografiki prezentujące
osiągnięcia i bramki strzelone przez Zlatana w kolejnych klubach: Malmo,
Ajaxie, Juventusie, Interze, FC Barcelonie, Milanie, PSG, Manchesterze United i
Los Angeles Galaxy oraz w reprezentacji Szwecji. Uf, trochę się tego nazbierało, co?
niedziela, 4 marca 2018
Stan według Stana
Demaskatorska. To chyba najlepsze określenie „Stanu futbolu”, czyli
czwartej już książki znanego dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego.
Założyciel portalu Weszło w charakterystycznym dla siebie stylu pełnym ironii,
anegdot i mocnych opinii obnaża polskie środowisko piłkarskie. Obraz większości
zawodników, trenerów, prezesów czy dziennikarzy, jaki wyłania się z publikacji,
nie jest zbyt kolorowy.
Nie mogło być inaczej, skoro
autor sam przyznaje, że dawno zatracił młodzieńczą miłość do piłki nożnej.
„Stan futbolu” jest niezwykle krytycznym, a miejscami nawet cynicznym
spojrzeniem na piłkarską rzeczywistość w naszym kraju. Jak pisze Stanowski,
wynika to przede wszystkim z tego, że za bardzo zbliżył się do środowiska,
poznał dawnych idoli i przekonał się o ich słabościach. Blisko 20 lat pracy w
roli dziennikarza sprawiło, że jego punkt widzenia zmienił się. Naiwne
wyobrażenie o profesjonalizmie w podejściu do futbolu zostało zastąpione
przykładami nieumiejętności, nieudolności lub zwyczajnie złych intencji, o
których to autor wielokrotnie mógł przekonać się na własne oczy. Teoretycznie
taką książkę mógł napisać każdy dziennikarz z podobnym doświadczeniem. Z kilku
powodów dobrze się jednak stało, że zrobił to właśnie Stanowski. Po pierwsze
nigdy nie był człowiekiem bojącym się mocnych opinii. Dzięki temu w „Stanie
futbolu” czytelnik znajdzie wiele konkretnych przykładów piłkarzy, trenerów czy
prezesów wymienionych z nazwiska, o których dowiedzieć się może dużo nowego. Po
drugie założyciel portalu Weszło należy do najlepiej poinformowanych ludzi w
środowisku, ma szerokie kontakty i zna kulisy większości piłkarskich afer, bo
ze względu na charakter prowadzonego przez siebie medium, był przez
informatorów powiadamiany w pierwszej kolejności. Po trzecie wreszcie,
Stanowski to jeden z najlepszych w Polsce pismaków piszących o sporcie, ma
dobre pióro i każdą z jego poprzednich książek czytało się bardzo dobrze. Nie
inaczej jest z najnowszą, przez którą brnie się bardzo szybko i przyjemnie.
Kogo lubię, a kogo nie
Charakterystyka postaci opisanych
w książce, a w zasadzie to, w jakim świetle zostały one przedstawione, nie
będzie specjalnym zaskoczeniem dla nikogo, kto śledzi na bieżąco felietony i
opinie dziennikarza na Twitterze. Gdyby posłużyć się terminologią kibicowską,
do „zgód” należałoby zaliczyć: Zbigniewa Bońka (prezesi), Czesława Michniewicza
(trenerzy), Jarosława Kołakowskiego i Mariusza Piekarskiego (agenci), Pawła
Zarzecznego, Przemysława Rudzkiego (dziennikarze) oraz Grzegorza Szamotulskiego,
Radosława Matusiaka i Andrzeja Niedzielana (piłkarze). Wszyscy oni są
bohaterami książki, o wszystkich znalazły się w niej niemal same pozytywy. Już
drugi rozdział jest niejako odpowiedzią na częste zarzuty w ostatnim czasie,
jakoby Krzysztof Stanowski stał się jednym z największych orędowników
aktualnego prezesa PZPN. W części zatytułowanej „Dlaczego zaimponował mi
Zbigniew Boniek?” (książka składa się z osiemnastu rozdziałów, które zostały
skonstruowane w ten sposób, że dają odpowiedź na inne pytanie zaczynające się
od sformułowania „Dlaczego…?”), dziennikarz nie ukrywa, że jest zafascynowany
tym człowiekiem. Uważa nawet, że jego prezesura to najlepsze, co mogło się trafić polskiemu
futbolowi, popierając to rzeczową argumentacją. W kilku innych miejscach w książce
Stanowski, świadomie lub nie, staje w obronie PZPN, pisząc chociażby o tym, że
to nie do związku należy szkolenie młodzieży i bombardując tych, którzy winą za
brak kolejnych pokoleń Lewandowskich, Błaszczykowskich i Piszczków obarczają
PZPN. Jeśli więc ktoś liczył, że po lekturze tej publikacji zmieni swoje
wyobrażenie na temat stosunków panujących między Stanowskim i Bońkiem, to
będzie wręcz przeciwnie – tylko utwierdzi się w przekonaniu, że łączą ich
serdeczne relacje, co wynika chociażby z licznie cytowanych anegdot na temat
„Zibiego”, sugerujących ich częste spotkania.
poniedziałek, 22 stycznia 2018
Wydało się: Rafał Paśniewski „Drużyna marzeń” (2011)
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, kto był najlepszym piłkarzem w
historii polskiego futbolu. Dla jednych będzie to Ernest Wilimowski, dla innych
Gerard Cieślik, a dla jeszcze innej grupy kibiców – Kazimierz Deyna. Stworzenie
zespołu składającego się z obiektywnie najlepszych graczy w dziejach rodzimej
piłki też nie było zadaniem łatwym, ale autorowi książki „Drużyna marzeń” z
2011 roku wyszło to całkiem nieźle.
Pozycja, która ukazała się
nakładem Wydawnictwa Baobab, to klasyczny album. Twarda oprawa, kredowy papier,
duża liczba zdjęć, niezbyt obszerne teksty. „Drużyna marzeń” to przede
wszystkim coś dla oka – ładnie wydana publikacja zawierająca opowieści o 26
piłkarzach i jednym trenerze. Jej autor, Rafał Paśniewski, w krótkim wstępie do
książki pisze: „Oto szeroka kadra Polski wszech czasów, drużyna marzeń. Wybór
poparty osiągnięciami tych największych, ale wciąż subiektywny. Ilu bowiem
trenerów, znawców czy fanów tej wspaniałej dyscypliny sportu, jaką jest piłka
nożna, tyle możliwych konfiguracji reprezentacji Polski”. Trudno nie zgodzić
się z autorem, ale też nie sposób zaprzeczyć, że osoby, które wybrał, po prostu
musiały znaleźć się na podobnej pozycji.
Czyje sylwetki znajdzie w niej
kibic, który zdecyduje się po nią sięgnąć? Na ławce trenerskiej nie ma
zaskoczenia – Kazimierz Górski to trener dla Polaków legendarny, więc każdy
inny wybór w przypadku funkcji szkoleniowca byłby niezrozumiały. Dalej też nie
ma większego zaskoczenia. W książce znajdują się sylwetki wszystkich postaci,
które w powszechnej opinii uważane są za najlepszych polskich piłkarzy w
historii. Dominują przede wszystkim „Orły Górskiego”, ale nic dziwnego – złoty
i srebrny medal olimpijski, a także trzecie miejsce na mistrzostwach świata w
RFN to do dziś największe osiągnięcia w dziejach rodzimej piłki kopanej. W
albumie znalazło się jednak miejsce dla piłkarzy z innych okresów – jest Ernest
Wilimowski, Gerard Cieślik, Stanisław Oślizło, Zbigniew Boniek czy Jerzy Dudek.
Nie brakuje więc idoli wielu pokoleń.
środa, 1 listopada 2017
Listopadowe premiery (cz. 1)
Dla każdego czytelnika listopad to czas największych plonów. Zbliżające
się Święta sprawiają, że wydawnictwa wytaczają najcięższe działa, oferując
hitowe tytuły. Nie inaczej jest z ciekawymi sportowymi nowościami, których w
pierwszej połowie tego miesiąca nie zabraknie. Będzie co czytać, będzie w czym
wybierać!
Zaczynamy od książki, która zapowiada
się chyba najciekawiej z wszystkich listopadowych premier. Chodzi o głośną
pozycję o kulisach wielkiego futbolu, która w Polsce ukaże się pod tytułem „Brudna
piłka. Z archiwum Football Leaks”. Publikacja napisana przez dwóch niemieckich
dziennikarzy „Der Spiegel”, Michaela Wulzingera i Rafaela Buschmanna (którzy opierają
się na materiałach ujawnianych przez grupę młodych ludzi określających się
mianem „Football Leaks”), od kilku miesięcy wzbudza na świecie sporą sensację.
Chyba wszystkie polskie media zdołały już podać przynajmniej jedną szokującą
wiadomość pochodzącą z tej pozycji. TVN informował o dziwnych zapisach w
kontraktach Balotellego z Liverpoolem i Schweinsteigera z Manchesterem United
czy rekordowej gaży wynoszącej 41 mln funtów dla Mino Raioli przy transferze
Pogby na Old Trafford. Portal polsatsport.pl zdradzał, powołując się na książkę,
ile wynosiła faktyczna kwota transferu Garetha Bale’a do Realu Madryt i ile
trzeba zapłacić za pół dnia zdjęć do reklamy z udziałem Cristiano Ronaldo.
Okazało się, że w publikacji znalazł się nawet polski wątek dotyczący Lechii
Gdańsk, o czym pisał „Przegląd Sportowy”. Nic dziwnego, że „Brudna piłka”
jeszcze przed premierą wzbudza tak wielkie emocje – demaskuje ona sposób działania
piłkarzy, agentów, prezesów, trenerów i działaczy z absolutnego futbolowego
szczytu. Podkreśla to również polski wydawca publikacji, czyli Wydawnictwo Agora,
pisząc w zapowiedzi książki: „Dzięki autorom zaglądamy za kulisy wielkiego
piłkarskiego biznesu. Czytamy o wielkich gwiazdach, które oszukują na
podatkach, mimo że pieniędzmi mogłyby palić w piecu; o piłkarskich kontraktach,
w których wszystko jest wycenione: nie tylko bramki i wygrane mecze, ale też
dobre i złe zachowania poza boiskiem. Poznajemy świat w którym właściwie każda
kwota jest sprawą umowną: cena piłkarza, wysokość jego pensji, wysokość
menedżerskiej prowizji. I niemal wszystko da się obejść jakąś tajną klauzulą”.
Jeśli to niewystarczająca zachęta do zakupu tej pozycji, być może przekona was
do tego patronat niniejszego bloga, który postanowiłem udzielić „Brudnej piłce”.
Jeśli i to będzie zbyt mało, możecie zdać się na rekomendację Mateusza
Święcickiego, który umieścił tę pozycję na pierwszym miejscu subiektywnej listy najlepszych książek sportowych. Licząca 320 stron pozycja na półki w
księgarniach trafi 15 listopada, a jej okładkowa cena wyniesie 39,99 zł. Przedsprzedaż
trwa na empik.com, gdzie można nabyć publikację dokładnie 10 zł taniej.
środa, 23 sierpnia 2017
„Ach, co to był za turniej!”, czyli Roman Kołtoń o reprezentacji Polski, Euro 2016 i nie tylko
Są dziennikarze, którzy z biegiem lat zatracają radość z obserwowania i
opisywania świata futbolu. Nic już ich nie zachwyca, a w ich tekstach można
wyczuć zgorzknienie biorące się z przekonania, że tą piękną grą już dawno
zawładnęli cynicy, dla których liczy się tylko pieniądz. Roman Kołtoń nie
należy do tej grupy. Jego piłka nożna niezmiennie fascynuje. Wyrazem tego
uczucia jest niezła książka „Od Euro do mundialu”, w której opisuje
reprezentację Polski na Euro 2016 i w eliminacjach do mistrzostw świata w Rosji.
Podtytuł najnowszej publikacji
dziennikarza Polsatu Sport – „Prawda o reprezentacji” – jest doskonale znany
czytelnikom. W 2002 roku, po nieudanym dla Polaków mundialu w Korei Południowej
i Japonii, Kołtoń zdecydował się podsumować selekcjonerską kadencję Jerzego
Engela. Tak powstała pozycja „Korea i nie tylko…”, w której autor szukał
przyczyn azjatyckiej klęski. Pięć lat później światło dzienne ujrzała książką
będąca kontynuacją cyklu: „Janas i Beenhakker”. Tym razem dziennikarz opisywał,
jak biało-czerwoni spisywali się pod wodzą kolejnych selekcjonerów. Długich
dziesięć lat musieli czekać czytelnicy na trzecią część opowieści. „Od Euro do
mundialu” nie zaczyna się jednak tam, gdzie zakończyła się akcja poprzedniej z
książek – w trakcie kadencji selekcjonera z Holandii. Tym razem Kołtoń opisuje najważniejszy
okres z Adamem Nawałką u sterów, turniej finałowy Euro 2016, a także pierwsze
mecze eliminacji do mundialu w Rosji. Autor po raz kolejny stanął przed dużym
wyzwaniem – w grudniu ubiegłego roku Marcin Feddek, który miał znacznie lepszy
dostęp do kadry i przede wszystkim samego selekcjonera – napisał książkę
„Dekalog Nawałki”. Podobnie jednak jak w przypadku Kazimierza Deyny, którego
życie Kołtoń opisywał jako trzeci (patrz: „Deyna, czyli obcy”), dziennikarz
zrobił to na swój sposób, dzięki czemu zaserwował czytelnikom zupełnie inną, a
przez to ciekawą lekturę.
Fascynująca, ale nie ekskluzywna
Tytuł tej recenzji oraz jej wstęp
nie są przypadkowe. Zachwyt to dobre określenie emocji autora zawartych w
książce. Zresztą, czy może być inaczej, jeśli publikacja rozpoczyna się
stwierdzeniem: „Futbol nie przestaje fascynować…”? Roman Kołtoń jest piłkarskim
pasjonatem i to czuć na każdej stronie „Od Euro do mundialu”. Dziennikarz
zachwyca się atmosferą na Stade de France w trakcie meczu Polska-Niemcy, jest
oczarowany postawą Islandczyków, a gdy opisuje półfinał Francja-Niemcy, czuć
ogromny ładunek emocjonalny. Tak jest niemal w każdym z rozdziałów, które są
opisem turnieju finałowego mistrzostw Europy. Ma to swoje plusy i minusy.
Niewątpliwą zaletą jest fakt, że nadaje to książce sportowego charakteru –
czuć, iż jest to pozycja od kibica dla kibiców. Z drugiej jednak strony autor
nadużywa wykrzykników (często znajdują się one w dwóch czy nawet trzech następujących
po sobie zdaniach), przez co tracą one na wyrazistości, a czytelnik odnosi
wrażenie, że Kołtonia fascynują nawet najdrobniejsze rzeczy – na przykład fakt,
że „wielu kibiców na całym świecie mocno trzymało kciuki również za Walię!”.
poniedziałek, 12 września 2016
Powrót Taty. Mocna biografia Radosława Kałużnego
Czekałem na tę książkę. Po pierwsze dlatego, że Radosława Kałużnego
trudno uznać za postać nijaką – to facet, który ma coś do powiedzenia. Po
drugie wyczekiwałem jego biografii z powodów sentymentalnych. Jako 10-letni
chłopiec emocjonowałem się meczami kadry Jerzego Engela i do dziś pamiętam trzy
bramki wbite przez „Tatę” Białorusi oraz inne trafienia, które przyczyniły się
do awansu na mundial w Korei. Moje oczekiwania były duże, ale muszę przyznać,
że zostały spełnione. „Powrót Taty” jest biografią momentami brutalnie szczerą,
ale dzięki temu czyta się ją jednym tchem.
Niech najlepszą rekomendacją
będzie fakt, że książkę napisaną przez Radosława Kałużnego wspólnie z Mateuszem Karoniem pochłonąłem w niemal
jeden wieczór. Lubię wspomnienia rodzimych piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy w
swoim życiu nie zawsze podejmowali właściwe decyzje. Jest coś fascynującego w
śledzeniu ich losów. W ostatnich latach przykładów mieliśmy aż nadto: Andrzej
Iwan, Wojciech Kowalczyk, Igor Sypniewski, Grzegorz Król, Arkadiusz Onyszko…
Biografia Radosława Kałużnego najbardziej podoba jest chyba właśnie do „Fucking
Polaka” – czytając ją, łapiemy się za głowę i zastanawiamy, jak piłkarz mógł to
wszystko tak sp… aprać. W przypadku „Taty” to wrażenie życiowej porażki
potęguje świadomość tego, jak dziś wygląda życie autora książki: ciężka praca
na budowie, walka o każdy grosz, niepewne jutro. A przecież jeszcze niedawno
reprezentował Polskę, jechał na mistrzostwa świata, a później grał w jednej
drużynie z piłkarzami, który te mistrzostwa wygrali. Kiedy to wszystko poszło
nie tak? Właśnie na to pytanie odpowiada „Powrót Taty”.
Kształtowanie charakteru
Książka rozpoczyna się do opisu
wydarzeń, przez które zapewne w ogóle ta biografia powstała. Trzy lata temu
portal Weszło informował o tym, że Radosław Kałużny pracuje w firmie DHL w
Wielkiej Brytanii. Artykuł opatrzony był zdjęciem piłkarza w roboczym ubraniu i
wywołał w polskim środowisku spore poruszenie. Ja, podobnie jak zapewne wielu
innych kibiców, dopiero wtedy dowiedziałem się, że losy „Taty” po zawieszeniu piłkarskich
butów na kołku potoczyły się aż tak źle. Na pierwszych stronach wspomnień były
reprezentant Polski wraca do tamtej sytuacji, zdradzając jej okoliczności:
jeden ze współpracowników z naszego kraju zrobił mu ukradkiem zdjęcie, które
następnie wysłał do portalu. Myślicie, że Kałużny był za to wdzięczny? Wręcz
przeciwnie – strasznie się wkurzył i próbował znaleźć winnego, a potem dosyć
jasno dać mu do zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu. Już pierwsze strony
objawiają nam charakter autora – nie jest to facet, który daje sobie w kaszę
dmuchać lub skarży się na swój los. To twardziel, który często odrzuca wszelką
pomoc. Ale czy ktoś, kto wychowywał się pod silną ręką byłego boksera, mógłby
mieć inny charakter?
Etykiety:
fucking polak,
jerzy engel,
mateusz karoń,
piłka nożna,
powrót taty,
radosław kałużny,
wisła kraków,
wydawnictwo kopalnia,
zaspany,
zbigniew boniek
sobota, 30 kwietnia 2016
Śladem Adama Nawałki
Można mówić, że jako trener tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnął.
Można narzekać, że w tym momencie wydawanie jego biografii mija się z celem.
Ale jeśli za przedstawienie historii obecnego trenera polskiej kadry bierze się
tak utalentowany dziennikarz jak Łukasz Olkowicz, można być pewnym, że będzie
ciekawie. „Nawałka. Droga do perfekcji”, wbrew głosom malkontentów, zalicza się
do wąskiego grona reporterskich lektur o sporcie, które trzeba przeczytać.
Krzeszowice. Niewielka miejscowość
w Małopolsce, która liczy 10 tys. mieszkańców. Co łączy ją z postacią Adama
Nawałki? Tamtejszy klub piłkarski Świt, w którym trenerską karierę rozpoczynał aktualny
selekcjoner reprezentacji Polski. Prowadził trzecioligową drużynę zaledwie dwa
sezony. Bez sukcesów, bo nie udało mu się uchronić jej przed spadkiem, a
później wywalczyć awansu. Dlaczego rozpoczynam recenzję właśnie od opisu tego
epizodu w życiu Nawałki? Bo jest on wyznacznikiem jakości książki Łukasza
Olkowicza. Gdyby za tę biografię wziął się inny autor, jestem przekonany, że
prowadzenie Świtu Krzeszowice skwitowałby co najwyżej jednym rozdzialikiem. Nie
ma tam przecież wielkich nazwisk, pozornie nie ma niczego, co mogłoby
zainteresować czytelnika. Ale pominięcie tego epizodu nie byłoby w stylu
Olkowicza. On pojechał do tych Krzeszowic, porozmawiał z piłkarzami i
kierownikiem drużyny, poczuł klimat tego miejsca i stworzył, w moim
przekonaniu, najlepsze 30 stron tej książki. Nie czytało mi się tak dobrze o
grze w kadrze u boku Zbigniewa Bońka, o relacjach z Robertem Lewandowskim czy
stosunkach z Bogusławem Cupiałem, jak o Jerzym Ciężkim, Piotrze Chlipale czy
Januszu Pudełko. Ciężko o lepszą rekomendację dla książki „Nawałka. Droga do
perfekcji”.
Perfekcjonista w każdym calu
Trzy rozdziały poświęcone
Krzeszowicom są niezwykle istotne z jeszcze jednego powodu: to właśnie dzięki nim
autorowi udało się przybliżyć etos pracy selekcjonera. Mimo że był to ledwie
trzecioligowy klub, Nawałka postanowił wprowadzić tam w pełni profesjonalne
reguły. Zawodnicy, przyzwyczajeni do dosyć luźnego podejścia do swoich
obowiązku, nie potrafili się przystosować do nowych zasad. Zakaz picia alkoholu
podczas powrotów z meczów wyjazdowych, koniec z imprezami, wysokie kary
finansowe, przewyższające czasem stypendia i zarobki graczy, ale też nowe
stroje, sponsorzy, których ściągał sam szkoleniowiec czy profesjonalny plan
treningowy. To wszystko sprawiło, że w klubie zaczął panować porządek, a
piłkarze do dziś wspominają byłego trenera wyłącznie pozytywnie. Autor,
docierając do ludzi, którzy pracowali wtedy z Nawałką, poprzez ich opowieści
świetnie przybliża metody pracy aktualnego selekcjonera. Paradoksalnie to nie
opis pracy z kadrą pozwala dobrze zrozumieć, kim jest Nawałka i jak pracuje. Co
zaskakujące, fragmenty o reprezentacji stanowią niewielką część książki. To
właśnie dzięki 30 stronom o prowadzeniu Świtu Krzeszowice poznajemy, jak od
wewnątrz wygląda zespół pod wodzą szkoleniowca z Rudawy. I przekonujemy się,
skąd ta tytułowa perfekcja: kiedy jest już pewne, że zespół nie awansuje z
powrotem do trzeciej ligi, co było celem Nawałki, trener nie pojawia się na
ostatnim meczu. Tłumaczy się wypadkiem zdrowotnym, ale wszyscy wiedzą, że nie
może przełknąć goryczy porażki…
wtorek, 2 lutego 2016
Żywot Antoniego Poczciwego
To nie jest skandalizująca autobiografia, w której główny bohater pali
mosty i rozlicza się z przeszłością. To bardzo dobra reportersko opowieść nie
tylko o Antonim Piechniczku, ale też Śląsku, śląskiej piłce, reprezentacji
Polski i mundialu w Hiszpanii. Paweł Czado i Beata Żurek wykonali kawał dobrej
roboty, dlatego ich książkę – „Piechniczek. Tego nie wie nikt” – można polecić każdemu kibicowi piłkarskiemu.
Jakoś tak się porobiło, że w
ostatnim czasie najgłośniej jest o książkach skandalizujących. Jeśli ktoś,
mówiąc kolokwialnie, „dowali” paru osobom, niemal obnaży się przed
czytelnikiem, zdradzając we wspomnieniach intymne szczegóły ze swojego życia
prywatnego, ludzie chętniej po taką pozycję sięgną. Wiadomo, sensacja dobrze
się sprzedaje, ale jeśli liczycie, że biografia Antoniego Piechniczka taka
będzie, grubo się mylicie. To w żadnym wypadku nie jest publikacja nastawiona
na tanią sensację. Najlepszym przykładem jest opis meczu z ZSRR w eliminacjach
mistrzostw Europy 1984, a w zasadzie tego, co działo się po spotkaniu.
Selekcjoner polskiej kadry wspomina, że po ostatnim gwizdku popijał koniaczek z Henrykiem Celakiem i Dariuszem Szpakowskim, ale po północy
zdecydował się zrobić obchód po pokojach piłkarzy. W jednym z łóżek zastał
reprezentanta zabawiającego się z blondynką, która wcześniej kręciła się wokół
drużyny. I tutaj ciekawostka – trener nie zdradza nazwiska delikwenta,
informuje tylko, że kazał damie się ubrać i opuścić hotel. Tyle.
Już widzę te nagłówki gazet i
główne strony portali, gdyby Piechniczek podał nazwisko „bohatera” tamtego
wieczoru, a okazał by się nim któryś ze znanych piłkarzy (a przecież
niewykluczone, że tak właśnie było). Z pewnością przysłużyłoby się to promocji
książki, ale nie byłoby w stylu szkoleniowca. Ta sytuacja chyba najlepiej
określa charakter biografii. To przede wszystkim opowieść o futbolu, dopiero
później o prywatnej stronie życia byłego selekcjonera. Najlepiej świadczy o tym
fakt, że książkę rozpoczyna rozdział poświęcony mundialowi w Hiszpanii. Wiadomo,
to największy sukces w trenerskiej karierze Pana Antoniego, więc wydaje się to
całkiem zrozumiałe. Gdybyśmy jednak nie znali tytułu i zaczęli lekturę,
moglibyśmy pomyśleć, że to wcale nie jest biografia Piechniczka. Bo też długimi
fragmentami „Piechniczek. Tego nie wie nikt” jest po prostu książką piłkarską,
w której wiodącą rolę odgrywa jeden z najwybitniejszych trenerów w historii.
Autorzy nie skupiają się wyłącznie na głównym bohaterze, dzięki czemu ich
dzieło aspiruje do miana czegoś więcej niż tylko prostej biografii jednej
postaci.
środa, 29 lipca 2015
Pofilozofujmy o futbolu
Są takie książki, przez które brnie się z przyjemnością, są też takie, których
czytanie chce się jak najszybciej zakończyć. Ku własnemu zdziwieniu
„Porozmawiajmy o futbolu”, czyli wywiad-rzekę z Michelem Platinim, muszę
niestety zaliczyć do tej drugiej kategorii. Mimo kilku ciekawych fragmentów,
publikacja nie rzuciła mnie na kolana. Nie jest to zdecydowanie lektura, która
każdemu kibicowi przypadnie do gustu.
Nie do końca potrafię znaleźć
odpowiedź na pytanie, z czego to wynikało, ale już dawno nie było książki, przy
której tak się męczyłem. Mówiąc szczerze, kilkukrotnie nosiłem się z zamiarem
odłożenia jej na bok. Jedynie chęć napisania rzetelnej recenzji zmusiła mnie do
tego, żebym dobrnął do ostatniej kartki liczącego 296 stron dzieła. Lekturę
zaczynałem z dużymi nadziejami, bo też książka zapowiadała się niezwykle
interesująco. Oto Gerard Ernault, dziennikarz związany z tak szanowanymi
tytułami jak „L’Equipe” i „France Football”, a także wieloletni przewodniczący
międzynarodowego jury Złotej Piłki FIFA, prowadzi rozmowę z prezydentem UEFA,
Michelem Platinim. Pomyślałem, że może wyjść z tego całkiem interesujący
wywiad, po części poświęcony karierze francuskiego piłkarza, a po części jego
spojrzeniu na futbol. Okazało się jednak, że książka w całości dotyczy
piłkarskiej wizji Platiniego, co niestety, przynajmniej w mojej ocenie, ją
zabiło. Zabrakło równowagi, zróżnicowania, było natomiast bardzo monotonnie, co
na dłuższą metę stało trudne do przełknięcia.
Miłe złego początki
Zaczyna się całkiem obiecująco.
Najpierw Ernault we wstępie wyjaśnia motywy stworzenia książki (która
początkowo książką być nie miała), okrasza to kilkoma wątkami
autobiograficznymi i wyjaśnia, jak doszło do jego pierwszego spotkania z
Platinim. Po kilkunastu stronach rozpoczyna się wywiad (wiele mówiącym tytułem
pierwszej części: „Witajcie w Platinilandzie”) i na kolejnych stronach, już do
ostatnich kartek, prezydent UEFA przedstawia swój ogląd piłkarskiej
rzeczywistości. W zasadzie nie czyni tego tylko on, bo też, co jest
charakterystyczną cechą wywiadów-rzek, sporo dodaje od siebie rozmawiający
dziennikarz. On także przedstawia swój punkt widzenia na tematy rozmów, często
prowokuje pytaniami Platiniego czy umyślnie się z nim sprzecza, aby ten musiał
dobrze uargumentować swoje stanowisko. Sposób rozmowy jest bez zarzutu, jednak
treść sprawia, że z każdą kolejną stroną można odnieść wrażenie, że to nie
wymiana zdań dwóch panów mających dużą futbolową wiedzę i doświadczenie, a
zwykłe piłkarskie filozofowanie.
poniedziałek, 29 grudnia 2014
Roman Kołtoń: „Boniek to postać, która mnie fascynuje. Napiszę kiedyś jego biografię” [Wywiad]
Roman Kołtoń to typ człowieka, który z książkami jest za pan brat. Zbiera
je od dziecka, w swoim autorskim dorobku ma kilka pozycji dotyczących futbolu,
ale lubi także spędzić wieczór z dobrą lekturą, niekoniecznie sportową, w ręku.
Dość powiedzieć, że jego domowa kolekcja liczy obecnie kilkaset piłkarskich
publikacji, wśród których znaleźć można prawdziwe perełki. W wywiadzie dla
bloga dziennikarz stacji Polsat Sport opowiada o napisanych przez siebie
książkach, zdradza swoje literackie plany i marzenia, a także poleca wartościowe
pozycje.
- Pod koniec czerwca do księgarni trafiła najnowsza z pańskich książek
– biografia „Deyna, czyli obcy”. Nie ukrywa Pan, że powstała ona nieco
przypadkowo. Jak to dokładnie wyglądało?
Często zastanawia mnie, jak
ludzie radzą sobie ze swoim życiem. Wpadłem więc na pomysł stworzenia książki
zatytułowanej „Mundial życia”, w której chciałem połączyć cztery postaci:
Ernesta Wilimowskiego, Kazimierza Deynę, Zbigniewa Bońka i Roberta
Lewandowskiego. Szalony pomysł? Może. Natomiast wydaje mi się, że pewne rzeczy
– ludzkie wybory, emocje, dramaty, kulisy karier – w przypadku tych piłkarzy
się powtarzają. Na przykład takie finanse – były za Wilimowskiego, są za
Lewandowskiego. Skala tych pieniędzy się zmieniła, ale one były i są obecne.
Kolejny element – walka o przywództwo czy pozycję w drużynie. Wilimowski
przeżywał to w Ruchu Hajduki Wielkie i w reprezentacji, doświadczał tego i
Deyna, i Boniek, i doświadcza tego teraz Lewandowski. Dzisiaj już wiemy, że
będzie kapitanem drużyny narodowej, ale jeszcze niedawno wszyscy debatowali,
kto powinien nim zostać. Ktoś powie, że dyskusja jest zamknięta. Ok, jest
zamknięta, ale była częścią publicznej wręcz debaty. Ile rzeczy można by
napisać na ten temat!
- Zaczął więc Pan pisać, ale nagle okazało się, że życie Deyny godne
jest osobnej publikacji.
Zacząłem prace nad Wilimowskim i
gromadziłem materiały do Bońka, ale kiedy wszedłem w materię Deyny, zdałem
sobie sprawę, że można z tego stworzyć coś więcej niż tylko część książki.
Miałem napisanych 200 tysięcy znaków o Wilimowskim, a kiedy po krótkim czasie
tyle samo udało mi się napisać o Deynie, miałem otwartych tyle wymiarów, że
zadzwoniłem do mojego redaktora Janka Grzegorczyka i przedstawiłem mu ten
pomysł. Był bardzo sceptyczny. Powiedział: „Sam Deyna? To już było, ktoś już o
nim pisał”. Odparłem: „Ale ja mam inny materiał. Dokopałem się do tego!”. Kazał
mi zadzwonić do Tadzia (Tadeusz Zysk, właściciel wydawnictwa Zysk i S-ka –
przyp. red.). Zapytałem go więc: „Tadziu, a sam Deyna?”. Odpowiedział krótko:
„Biorę”. No i zrobiliśmy to. To była ciężka praca, ale muszę przyznać, że
bardzo ciekawa.
środa, 19 listopada 2014
Świat według „Wójta”
No i nareszcie jest. Po długich i szumnych zapowiedziach, w momencie, w
którym piszę te słowa, do księgarni w całym kraju trafia właśnie autobiografia
Janusza Wójcika. Spodziewałem się książki barwnej, bezpośredniej oraz zabawnej
i muszę przyznać, że lektura „Wójt. Jedziemy z frajerami!” spełniła moje
oczekiwania. Najlepszym jej podsumowaniem jest chyba stwierdzenie, że jest
dokładnie taka, jak jej autor.
Janusz Wójcik nie jest osobą,
wobec której można pozostać obojętnym. Były selekcjoner reprezentacji Polski
budzi skrajnie różne odczucia. Dla części kibiców pozostaje świetnym
motywatorem i ojcem ostatniego wielkiego sukcesu polskiej piłki, przez innych
traktowany jest jako bajkopisarz i uosobienie korupcji w rodzimym futbolu. Jego
książka w znacznym stopniu mogła zmienić sposób, w jaki jest obecnie
postrzegany. Gdyby przyznał się do postawionych mu zarzutów, uderzył się w
pierś i wyraził skruchę, przy okazji ujawniając kulisy korupcyjnego procederu i
podając kilka nazwisk umoczonych osób, mógłby liczyć na chociaż częściową
rehabilitację środowiska. Powiedzmy sobie jednak szczerze – czy ktokolwiek
spodziewał się, że tak się stanie? To nie byłoby w stylu Janusza Wójcika. „Wujo”
jest jaki jest i zapewne już nigdy się nie zmieni – zawsze pozostanie pewnym
siebie, znającym się na wszystkim najlepiej człowiekiem, żyjącym w swoim
„wujowym” świecie. Książka pisana wspólnie z Przemysławem Ofiarą jest tego
najlepszym potwierdzeniem, ale jeśli czyta się ją z odpowiednim dystansem,
okazuje się świetną lekturą.
Jazda z frajerami od pierwszych stron
Już pierwsze fragmenty bardzo
dobrze charakteryzują pozycję „Wójt. Jedziemy z frajerami!”. Zaczyna się
oczywiście od największego sukcesu w trenerskiej karierze Janusza Wójcika i
wydarzenia, które zbudowało jego legendę – olimpijskiego finału igrzysk w
Barcelonie. Dokładnie chodzi tu o przerwę miedzy pierwszą a drugą połową
decydującego o złocie spotkania. Autorzy przenoszą czytelnika do szatni
reprezentacji Polski, gdzie trwa właśnie odprawa. Polacy prowadzą 1:0, a „Wójt”
jest w swoim żywiole: „Panowie, kiełbachy do góry, rąbiemy ich w kakao! Siekać
frajerów, do piachu z nimi! Wślizg, wślizg, wślizg!” – tak zaczynają się
wspomnienia byłego szkoleniowca. Mówiąc krótko: klasyczny Wójcik i jego słynne
metody motywacyjne. To z pewnością coś, na co czeka większość czytelników, którzy
sięgną po książkę, więc uspokajam – mięsistych przemów „Wuja” na kolejnych
stronach nie brakuje.
środa, 27 sierpnia 2014
Deyna. Ten obcy
Przed sięgnięciem po pozycję „Deyna, czyli obcy”, zastanawiałem się,
czy czwarta biografia tego samego piłkarza, który w dodatku odszedł dwadzieścia
pięć lat temu, może wnieść coś nowego. Okazało się, że tak, gdyż Roman Kołtoń
podszedł do tematu zupełnie inaczej niż poprzednicy. Napisana przez niego
książka ukazuje postać Kazimierza Deyny na tle epoki, a autor prezentuje
własne, świeże spojrzenie na życie i karierę legendy warszawskiej Legii.
Podążając własną ścieżką
Biografie Deyny pisali najpierw
Stefan Szczepłek i Wiesław Wika, a niedawno zrobił to także Wiktor Bołba,
kustosz muzeum Legii. Jego książkę zatytułowaną „Deyna. Geniusz
futbolu, książe nocy” recenzowałem niedawno na blogu. Podkreślałem przede
wszystkim fakt, że autorowi udało się przedstawić, jakim człowiekiem był
„Kaka”, gdy po meczu lub treningu wracał do domu albo ruszał w miasto. To była
niewątpliwie największa zaleta pozycji wydanej przez Wydawnictwo The Facto, podobnie
jak skrupulatne, uporządkowane i bardzo dokładne przedstawienie kolejnych etapów
życia warszawskiej legendy. Oczywiście z racji tego, że książka Bołby do
sprzedaży trafiła wcześniej niż „Deyna, czyli obcy”, Kołtoń nie mógł podążyć tą
samą drogą i na szczęście tego nie zrobił. Zamiast kolejnej biografii będącej
opisem najważniejszych wydarzeń w życiorysie zawodnika Legii, mamy więc
publikację, która owszem, sporo mówi o Deynie, ale ukazuje jego karierę na
szerszym tle futbolu i rzeczywistości lat 70. i 80.
Momentami można nawet odnieść
wrażenie, że „Deyna, czyli obcy” to… nie biografia tytułowego bohatera, a
książka o „Orłach Górskiego”, mundialu w Niemczech z 1974 roku czy Zbigniewie
Bońku. Kołtoń, w przeciwieństwie do poprzednich autorów piszących o Deynie, nie
stawia piłkarza w centrum zainteresowania. Wątek kariery zawodnika Legii
przewija się wprawdzie przez całą książkę, ale dziennikarz Polsatu Sport nie
ogranicza się wyłącznie do niego. Kiedy na przykład wspomina występy „Kaki” na
mistrzostwach świata, szeroko opisuje mecze Polaków, szuka przyczyn zwycięstw
lub porażek, analizuje decyzje Kazimierza Górskiego oraz Jacka Gmocha, ale
także przybliża sylwetki Johana Cruijffa i Franza Beckenbauera lub opisuje
przebieg finałowych starć z 1974 i 1978 roku. Wszystko, co pojawiało się w
książkach Bołby czy Szczepłka, miało związek z osobą Deyny. U Kołtonia jest
nieco inaczej, gdyż postanowił on nakreślić szerszy obraz futbolu przede
wszystkim lat 70. i na jego tle przedstawić czytelnikowi legendę rodzimej
piłki.
piątek, 22 listopada 2013
Autobiografia Antonio Conte
„Testa, cuore e gambe”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „Głowa, serce i
nogi”. Taki tytuł nosi autobiografia Antonio Conte – wieloletniego piłkarza
Juventusu Turyn, a dziś trenera tego zespołu. Książka, która swoją polską
premierę miała 26 października, odkrywa przed czytelnikiem nie tylko charakter
jej autora, ale także wiele mówi o tym, jak trudna bywa praca szkoleniowca.
Wspomnienia byłego zawodnika Juve
można podzielić na dwie części. W pierwszej z nich Conte opowiada o swojej
czynnej karierze piłkarskiej, drugą poświęca na opis pracy szkoleniowej. Gdyby
wybierać spośród tych dwóch partii ciekawszą, zdecydowanie należałoby wskazać
na drugą. O ile opowieść o latach spędzonych na murawie nie wyróżnia się niczym
szczególnym na tle tego, co znaleźć można w innych biografiach, o tyle
fragmenty dotyczące trenerskiej przygody autora są dużo bardziej interesujące.
Przede wszystkim wiąże się to z tym, że stosunkowo niewielu szkoleniowców
decyduje się sięgnąć po pióro, a jeśli już to czynią, nie zawsze chcą pisać
wprost o kulisach swojej pracy. Antonio Conte nie boi się jednak zdradzić szczegółów
dotyczących negocjacji z zarządami czy relacji z prezesami zespołów, w których
był zatrudniany. Dzięki temu drugą część książki „Głowa, serce i nogi” czyta
się dużo bardziej przyjemnie. Można z niej dowiedzieć się wiele na temat tego,
jak „od kuchni” wygląda praca trenera.
Etykiety:
ac siena,
antonio conte,
as bari,
autobiografia,
głowa serce i nogi,
juventus turyn,
piłka nożna,
serie A,
sine qua non,
zbigniew boniek
środa, 17 lipca 2013
"Wielki Widzew"
„Najlepsza futbolowa książka reporterska wszech czasów w Polsce”, „najlepsza
pozycja piłkarska tego roku”, „kawał historii polskiej piłki w jej najlepszym
wydaniu”. Muszę przyznać, że po takich opiniach recenzentów, moje oczekiwania
względem publikacji „Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego były naprawdę duże.
Po lekturze książki muszę stwierdzić, że autorowi udało się stworzyć ciekawe
dzieło, które w większości spełniło moje oczekiwania.
Można toczyć spory, czy Widzew
Łódź w latach 1969-1987 był najlepszą drużyną w historii polskiej piłki. Część
kibiców, wbrew temu, co umieścił w podtytule autor książki, jako zespoły wszech
czasów wskaże Ruch Chorzów czy Górnika Zabrze, jeszcze inni wybiorą warszawską Legię.
Abstrahując jednak od dociekań, który z klubów odznaczał się swego czasu
największą klasą sportową, można jednoznacznie stwierdzić, że Wielki Widzew był
drużyną złożoną z najciekawszych graczy. Historia piłkarzy niechcianych w
innych klubach, którzy odznaczali się niesamowitą wolą walki i determinacją,
ludzi, którzy nie należeli raczej do grzecznych chłopców, idealnie nadawała się
na książkę. Aż dziw, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł wydania podobnej
publikacji. Bardzo dobrze, że zajął się tym dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)