czwartek, 29 lipca 2021

Jacek Kurowski "Medal będzie mój". Recenzja książki

„Medal będzie mój. Droga na szczyt polskich lekkoatletów”. Pod tym doniosłym tytułem kryje się zbiór sześciu (a właściwie to nawet dwunastu) rozmów przeprowadzonych z naszymi lekkoatletkami i lekkoatletami przez dziennikarza sportowego TVP, Jacka Kurowskiego. Pod kątem szans medalowych dobór sportowców wydaje się dość zaskakujący, ale jeśli weźmiemy pod uwagę ich charaktery i to, co mają do powiedzenia, okazuje się, że zestaw zawodników jest bardzo trafiony. Wspólną cechą wszystkich rozmówców jest szczerość. Dzięki niej książkę czyta się jednym tchem i mimo że liczne wywiady z tymi osobami możemy bez problemu znaleźć w mediach, nie bywają one tak autentyczne, jak te w książce Kurowskiego.

Bohaterami książki są: specjalistka od rzutu młotem, Joanną Fiodorow, sprinterki Anna Kiełbasińską (400 m) oraz Ewa Swoboda (100 m), kulomiot Michał Haratyk, a także tyczkarze: Paweł Wojciechowski i Piotr Lisek. Skoro sportowców w książce jest sześcioro, skąd wymienione na wstępie dwanaście rozmów? Każdy z sześciu rozdziałów został poświęcony jednemu z bohaterów książki i podzielony na wywiady sprzed pandemii, gdy sportowcy nie wiedzieli jeszcze o przełożeniu igrzysk, a także z początku tego roku, kiedy byli już na ostatniej prostej do Tokio 2020.

Pierwiastek szaleństwa

Na pierwszy ogień dostajemy do bólu szczerą wymianę słów z Joanną Fiodorow, która nie gryzła się w język i bez owijania w bawełnę porozmawiała z autorem. Czytając jej wypowiedzi, łatwo możemy sobie wyobrazić, że te słowa padają właśnie z ust Fiedzi. Zawsze naładowana energią, czasem pozytywną, czasem negatywną, ale zawsze nabuzowana i pozytywnie szalona. Po lekturze człowiek uświadamia sobie, że pomimo wielu lat oglądania sportowców na stadionie lub na ekranie telewizora tak naprawdę nic nie wie o tych ludziach. W rozmowie z Joanną najbardziej zainteresował mnie wątek jej relacji z byłym trenerem, Czesławem Cybulskim, a także z Pawłem Fajdkiem czy Malwiną Kopron. Ciekawa jest również opowieść o jej rodzicach. Wicemistrzyni świata z Doha opowiada z wielką dynamiką, którą znamy z relacji telewizyjnych, chociaż trzeba przyznać, że w tym rozdziale bywa też nostalgicznie i wzruszająco.

piątek, 16 lipca 2021

"Igrzyska lekkoatletów. Antwerpia 1920. Tom 6". Recenzja książki

Siódme Letnie Igrzyska Olimpijskie w Antwerpii odbyły się 101 lat temu. Miały one być pierwszą szansą na występ dla naszych olimpijczyków pod biało-czerwoną flagą, jednak z powodu wojny prowadzonej przez Polskę z Rosją Radziecką, Polski Komitet Igrzysk Olimpijskich podjął decyzję o wycofaniu naszych sportowców z rywalizacji. Europa po wojnie była biedna i raczej mało kto myślał o sporcie, ale na szczęście Belgii udało się zorganizować tę imprezę na całkiem wysokim poziomie.

Panowie Daniel Grinberg i Adam Parczewski nie pozwalają o sobie zapomnieć. Właśnie wypuścili na rynek szósty już tom olimpijskiej historii lekkoatletyki zatytułowany „Igrzyska lekkoatletów. Antwerpia 1920”. Po obszernym dziele, jakim był tom piąty opisujący igrzyska olimpijskie z roku 1912, które odbyły się w Sztokholmie, teraz autorom przyszło się zmierzyć z nieco trudniejszym zadaniem, bowiem nie wiedzieć czemu z belgijskich igrzysk zachowało się niewiele materiałów, nie tylko pisanych, ale również filmowych i dźwiękowych. Tym bardziej autorom należą się wielkie brawa, że podołali temu zadaniu i odtworzyli olimpijską rywalizację z dużą dokładnością, a efektem ich pracy jest kolejna bardzo udana książka. Mimo mniejszej niż zwykle dostępności materiałów źródłowych z samych igrzysk, autorzy wypuścili na rynek ponad czterystustronicową publikację.

Szerokie tło historyczno-polityczne

Czy warto nabyć tę książkę? Jeśli ktoś lubi literaturę historyczną, szuka faktów a nie mitów, a do tego jest fanem lekkoatletyki, to na to pytanie może odpowiedzieć tylko twierdząco. Tak jak w poprzednich tomach cyklu, „Antwerpia 1920” rozpoczyna się od rozdziału zatytułowanego „Kapsuła czasu”. Tym razem rozdział ten jest monstrualnych rozmiarów i liczy ponad 80 stron. Stało się tak, gdyż autorzy postanowili przybliżyć czytelnikowi wydarzenia historyczne z Polski i ze świata, jakie miały miejsce w latach 1912-1919, czyli między Sztokholmem a Antwerpią. Pozwala to czytelnikowi zorientować się, jak wyglądała sytuacja na świecie w tamtych czasach i w jakich okolicznościach politycznych odbywały się siódme igrzyska olimpijskie. Autorzy opisali w pigułce, a właściwie w wielkiej pigule, wydarzenia historyczne, te oczywiste, a także te nie do końca poprawne politycznie. Mam na myśli część poświęconą Polsce. Kilka faktów mocno mnie zaskoczyło i zapewniam, że o wielu wspomnianych tam wydarzeniach nie uczą się w szkołach. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do rozmiarów tego rozdziału. Będąc w połowie lektury, czytelnikowi daty i wydarzenia mieszają się jak warzywa w garnku z zupą i ciężko je zapamiętać. Gdyby było o połowę krócej, z całą pewnością byłoby ciekawiej, a tak trochę wieje nudą.

środa, 14 lipca 2021

Adam Ondra „Ciało i dusza wspinacza”. Recenzja książki

Jest czterokrotnym mistrzem świata w prowadzeniu i boulderingu, mistrzem Europy oraz kandydatem do medalu podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio. W książce „Ciało i dusza wspinacza” Adam Ondra przedstawia swoją drogę do pierwszych sukcesów, największe osiągnięcia oraz wyjaśnia laikom, na czym polega wspinaczka sportowa. Jego książka to pierwsze w Polsce kompendium wiedzy na temat dyscypliny, która szybko zdobywa popularność i w której biało-czerwoni odnoszą coraz większe sukcesy.

Kacper Tekeli w recenzji książki „Ciało i dusza wspinacza” zamieszczonej na jej okładce porównuje Adama Ondrę do Muhammada Alego, Diego Maradony czy Michaela Jordana. To zestawienie wcale nie jest na wyrost, bowiem Czecha cechuje dokładnie to samo, co tych wielkich mistrzów: nieustępliwość, pasja (a nawet miłość) do tego, co robią lub robili, oraz tysiące godzin spędzonych na treningu. Ondra zdradza, że wspinać zaczął się już w wieku trzech lat, choć jego matka wspomina, że już dużo wcześniej podjął pierwsze wspinaczkowe wyzwanie, wychodząc samodzielnie z dziecięcej kołyski. Odtąd noce spędzał już wyłącznie w łóżku rodziców, gdyż ci obawiali się kolejnych śmiałych prób malca. Ojciec z matką odegrali w życiu i karierze Adama niezwykle ważną rolę, wspierając syna w jego dążeniach do bycia coraz lepszym. Zabierali go na weekendowe wypady m.in. do Chorwacji, skąd wracali niedzielną nocą. Jak pisze główny bohater, jego ojciec czasem nawet nie kładł się spać, idąc do pracy tuż po przyjeździe do domu. Sam również trenował wspinaczkę i już później wraz z synem wspiął się na „The Nose” w dolinie Yosemite, co było pierwszym znaczącym osiągnięciem nastolatka.

Rodzice wspierali go od początku

Ondra, jak wszyscy późniejsi wielcy mistrzowie, trenował swoje umiejętności praktycznie zawsze i wszędzie. Rodzie postawili w jego pokoju ściankę wspinaczkową. Początkowo niewielką, którą z wiekiem rozbudowali nie tylko na ściany, ale także sufit, dzięki czemu Adam mógł poruszać się po mieszkaniu wyłącznie po ścianach i suficie, szlifując swoje zdolności. Matka nie pozwalała mu zakładać butów, by nie pobrudzić powierzchni, czym również przysłużyła się synowi. Ondra wyjaśnia, że dzięki temu wyćwiczył doskonale mięśnie i ścięgna w stopach, co ułatwiło mu rywalizację z najlepszymi. Opis pierwszych lat życia wspinacza i tego, w jaki sposób wspierali go rodzice, to pierwsze ciekawe fragmenty książki. Czech jest potwierdzeniem zawartej w „Kopalniach talentów” Rasmusa Ankersena tezy, że aby być w czymś dobrym, trzeba trenować co najmniej 10 000 godzin. Im wcześniej osiągnie się ten pułap, tym większa szansa na późniejszy sukces. Ondra zrealizował też dobrze znany z innych biografii model kariery, w której ogromne znaczenie miał ktoś, kogo spotkał na swojej życiowej drodze. Takimi motywatorami bywają pierwsi trenerzy, dziadkowie, ale też rodzice, którzy zawsze byli wyrozumiali dla ryzykownej pasji swojego syna i wspierali go w tym, co robi. Początkowe fragmenty książki to świetny podręcznik dla wszystkich rodziców, którzy chcieliby wspierać swoje dziecko w dążeniu do realizacji marzeń.

wtorek, 6 lipca 2021

Lipcowe premiery

Wakacje to piękny czas, również dla czytelników książek sportowych. Wydawnictwa zazwyczaj wykazują się mniejszą aktywnością, więc jest szansa na nadrobienie czytelniczych zaległości. W tym miesiącu nie zabraknie jednak kilku gorących nowości, z których każda zapowiada się naprawdę zacnie!

Na początek o nowym numerze magazynu „Kopalnia. Sztuka futbolu”. Dokładnie 5 lipca miała miejsce premiera szóstej już części wydawnictwa tworzonego przez Piotra Żelaznego. Nowy numer to druga publikacja z serii SQN Originals wydana we współpracy z Wydawnictwem SQN. Widać już pierwsze pozytywne aspekty tej współpracy – po długim czasie oczekiwania na „piątkę” (ponad trzy i pół roku), „szóstka” trafia w nasze ręce ledwie dziewięć miesięcy później. Nowy numer poświęcony został latom 90., co przejawia się już na okładce – ta zaprojektowana została w stylu Telegazety. Oznacza to również odejście od dotychczasowych białych okładek, co pewnie nie spodoba się kolekcjonerom, ale widocznie spójność tematyczna numeru miała tym razem wyższy priorytet. Kto tym razem znalazł się w gronie znamienitych autorów? Oprócz Żelaznego są to: Rafał Stec, Leszek Jarosz, Tomasz Łapiński, Wojciech Jagielski, Stefan Szczepłek, Michał Okoński, Paweł Czado, Iza Koprowiak, Tomasz Lipiński, Adam Drygalski, Leszek Milewski, Joanna Wiśniowska, Piotr Wesołowicz, Zbigniew Mucha, Olgierd Kwiatkowski, Michał Zachodny, Piotr Jagielski i Michał Trela, a także reprezentacja zagraniczna: Sas Ibrulj, Emanuel Rosu i Manuel Veth. Zespół autorski na papierze wygląda naprawdę zacnie, a spektrum tematów, które postanowili poruszyć dziennikarze (i nie tylko, bo jest tutaj chociażby piłkarz Tomasz Łapiński), jest niezwykle szerokie: od "citkomanii", przez aferę korupcyjną nad Sekwaną, a na dopingowej wpadce Diego Maradony skończywszy. Jak więc widać, autorzy nie ograniczają się wyłącznie do polskich tematów, będzie naprawdę światowo! Całość magazynu liczy 304 strony i kosztuje 55 zł w internetowej księgarni sportowej LaBotiga.pl. Tam w cenie 250 zł można również znaleźć pakiet wszystkich sześciu tomów. Dla tych, którzy jeszcze nie mają żadnego numeru, to idealna okazja do nadrobienia zaległości!

Kolejna z lipcowych premier to coś dla fanów kolarstwa. 14 lipca nakładem Wydawnictwa SQN ukaże się książką anonimowego kolarza „Anonimowy kolarz. Prawdziwe życie w zawodowym peletonie”. Ci, którzy czytali „Futbol obnażony” doskonale znają ten patent – anonimowy sportowiec zdradza w swojej książce kulisy swojej profesji. Może napisać naprawdę dużo, bo dzięki swojej anonimowości nie spotkają go przykre konsekwencje. Tak było w przypadku publikacji anonimowego piłkarza, jak będzie z kolarskim odpowiednikiem? Przekonamy się już niedługo. Choć „Futbol obnażony” wydał mi się trochę zbyt mocno „pompowany” w stosunku do tego, co ostatecznie znalazło się w książce, spotkał się z całkiem ciepłym przyjęciem czytelników. Ba, wyszła nawet druga część, „Futbol (jeszcze bardziej) obnażony”, choć jak to zwykle w przypadku sequeli bywa, nie powtórzył sukcesu pierwowzoru. Fani kolarstwa z pewnością będą mieli niezłą frajdę podczas z czytania z zachodzenia w głowę, kto mógł napisać tę pozycję. Oczywiście nie można wykluczyć, że zrobił to jakiś wprawny dziennikarz znający środowisko od podszewki, ale po co psuć wszystkim dobrą zabawę? Z opisu „Anonimowego kolarza” wynika, że z publikacji dowiemy się kilku interesujących rzeczy o zarobkach kolarzy czy problemie dopingu. Mamy też mieć okazję przekonać się, co zawodnicy myślą o Team Sky/Ineos i dlaczego nie należy wierzyć zawodowcowi, który poleca jakiś sprzęt? Całość liczy 304 strony, a jej przekładem zajął się Bartosz Sałbut. Okładkowa cena książki to 42,99 zł, ale w przedsprzedaży na LaBotiga.pl znajdziecie ją już za niecałe 30 zł.