Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sine qua non. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sine qua non. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 5 września 2016

Wrześniowe premiery

Szału ni ma. Tak w skrócie można skomentować pierwszą część września. Wydawnictwa przyzwyczaiły nas w ostatnich latach do przynajmniej kilku premier w ciągu dwóch tygodni, a tymczasem na początku tego miesiąca totalna posucha… Dość powiedzieć, że gdyby nie niezawodne jak zawsze Wydawnictwo SQN, nie mielibyśmy praktycznie żadnej sportowej nowości w zbliżającym się okresie! Na szczęście tak się nie stanie, a powodów do narzekania nie mogą mieć zwłaszcza fani Arsenalu, bo akurat oni będą mieli co czytać!

Obie sportowe premiery pierwszej części tego miesiąca będą bowiem poświęcone Kanonierom. Zacznijmy od Tony’ego Adamsa, bo na tę książkę wydawcy kazali nam czekać blisko… 20 lat! Biografia ta w Wielkiej Brytanii ukazała się już w 1998 roku, więc na jej tłumaczenie trochę sobie poczekaliśmy. W międzyczasie było mnóstwo innych „alkobiografii”, ale o wspomnieniach kapitana Arsenalu i reprezentacji Anglii nie było w Polsce ani widu, ani słychu… To wszystko zmieni się 14 września, kiedy do księgarni w całym kraju trafi wreszcie pozycja zatytułowana „Tony Adams. Uzależniony”. Jak łatwo się domyślić, nie jest to biografia grzecznego chłopca, bo też angielski obrońca nigdy do nich nie należał. Jako jeden z niewielu zawodników potrafił jednak otwarcie przyznać się do alkoholizmu i być może właśnie ten fakt sprawił, że nie skończył jak inni piłkarze: Igor Sypniewski, Andrzej Iwan czy Paul Merson. Tego ostatniego wymieniam w tym gronie nieprzypadkowo, gdyż to kolega z szatni Adamsa, który mniej więcej wtedy, kiedy Tony przyznawał przed całą drużyną, że jest chory, wracał do zespołu po odwyku. Jak widać ekipa w tamtym czasie była na Highbury mocno imprezowa…

Potwierdza to opis książki Wydawnictwa SQN, w którym czytamy o wszystkich wyskokach Adamsa: „Nie opamiętał się, gdy za jazdę po pijaku został skazany na dziewięć miesięcy więzienia. Nie powstrzymało go wydanie podczas jednego wieczoru w nocnym klubie prawie sześciu tysięcy funtów ani wypadek, po którym na głowę założono mu 29 szwów. Dopiero gdy po Euro 1996 wpadł w trwający siedem tygodni ciąg, zrozumiał, że musi zmienić swoje życie i poddać się terapii”. Brzmi niewiarygodnie? A jednak! Wydaje się, że było to zaledwie wczoraj, ale dziś podobny styl życia, który wtedy prowadził Tony Adams, byłby dla profesjonalnego sportowca nie do pomyślenia! Anglik potrafił jednak połączyć „12 lat picia z zawodową karierą piłkarza”, co wydaje się wyczynem godnym… opisania. Z takiego założenia wyszedł chyba Ian Ridley, dziennikarz i współautor książki, który przekonał zawodnika do spisania swoich wspomnień, będących dla niego swoistą terapią oraz przestrogą dla innych. Adams swoje życie pełne wzlotów i upadków opisuje na 328 stronach, za co wydawcy życzą sobie okładkowe 34,90 zł. Co ciekawe, książka została wydana w koedycji z Wydawnictwem Duch Sportu, które zadebiutowało autobiografią Stefana Effenberga, po czym… słuch właściwie o nim zaginął. Teraz firma przypomina się kolejną pozycją, choć głównym wydawcą jest tutaj SQN. Czy było to ostatnie tchnienie Ducha Sportu? Przekonamy się już niedługo. Na razie możemy być wdzięczni za książkę, na która czekaliśmy 18 lat. Tłumaczeniem pozycji zatytułowanej w oryginale „Addicted” zajęła się Anna Wajs-Magierska (wcześniej przekładała m.in. autobiografię Roya Keane’a).

czwartek, 26 listopada 2015

George Best. Po prostu „Najlepszy”

Spodziewałem się zabawnej autobiografii pełnej blichtru, prześmiesznych anegdot i dobrego humoru. Książka George’a Besta „Najlepszy” taka nie jest. To poważne świadectwo faceta, który zdaje sobie sprawę, że powoli żegna się z tym światem. I na trzy lata przed śmiercią w niezwykle szczery sposób opowiada, jak to jest być Królem Życia, który stoczył się na samo dno.

Ta książka was zaskoczy. Jeśli czytaliście „Strzał w przerwie”, wydany w Polsce w 2007 roku, i po „Najlepszym” spodziewacie się tego samego, jesteście w błędzie. Książka wydana osiem lat temu przez Zysk i S-ka nie była typową biografią. To raczej zbiór anegdot opowiadanych przez George’a Besta. Zabawnych historii, które złożyły się na jego legendę. I nie mam tutaj na myśli wyłącznie tych dotyczących wydarzeń boiskowych. Bo też kariera piłkarska stała się tylko pretekstem do wyniesienia Irlandczyka z Północy na ołtarze popkultury. Bez całej tej otoczki – słynnych powiedzeń, zamiłowania do pięknych kobiet, szybkich samochodów i dobrej zabawy – byłby tylko jednym z wielu utalentowanych piłkarzy. To sposób bycia poza boiskiem zbudował go jako postać przez duże "P". Ta zabawowa wersja Besta, którą poznajemy dzięki pozycji „Strzał w przerwie”, nie jest jednak prawdziwa. Udowadnia to jego druga książka, „Najlepszy” (w oryginale zatytułowana „Blessed”), w której autor całkowicie odkrywa się przed czytelnikiem. Dzięki napisanej trzy lata przed śmiercią, a dopiero teraz wydanej w Polsce autobiografii, poznajemy rzeczywistą historię Króla Życia, z wszystkimi jej blaskami i cieniami.

Zgubna sława
Nie ukrywam, że część osób będzie tą biografią zawiedziona. Dlaczego? Bo nie umacnia ona pożądanego przez nas wizerunku George’a Besta. Chcielibyśmy wierzyć, że był Panem Świata. Że robił te wszystkie szalone rzeczy, jak sypianie z tabunami kobiet czy picie na umór i nie przeszkadzało mu to we wspaniałej karierze piłkarskiej, ani nie miało wpływu na jego zdrowie. Chcielibyśmy zapamiętać uśmiechniętego Besta, który sypie anegdotami jak z rękawa, zawsze jest uśmiechnięty i nawet na łożu śmierci mówi: „Ból jest chwilowy, chwała trwa wiecznie!”. Ale to wszystko ułuda, bo życie nie jest bajeczką rodem z Hollywood. I choć w „Najlepszym” są momenty zabawne, a piłkarz stara się zachować pogodę ducha, nie sposób nie wyczuć między wersami, że są rzeczy, których żałuje. Że gdyby mógł cofnąć czas, w wielu sytuacjach zachowałby się inaczej.

niedziela, 15 listopada 2015

Listopadowe premiery (cz. 2)

To będzie zdecydowanie najbardziej owocne poł miesiąca w tym roku! 15 dni i dziewięć premier, z których każda zapowiada się niezwykle interesująco. Na przedświąteczny okres wydawnictwa jak zawsze przygotowały coś ekstra. Będzie w czym wybierać!

Na początek mam dla was dwie informacje: dobrą i złą. Którą chcecie usłyszeć najpierw? Zacznę od dobrej, bo w zasadzie bez niej nie sposób zdradzić drugiej, tej gorszej. No więc w połowie listopada do sprzedaży trafi „Rocznik 2015-2016”, czyli najnowszy tom Encyklopedii Piłkarskiej Fuji Andrzeja Gowarzewskiego. Nowa publikacja Wydawnictwa GiA to zawsze świetna wiadomość dla wszystkich fanów serii. W tym roku ta zapowiedź ma jednak słodko-gorzki smak. Autor zapowiedział bowiem, że najnowszy, jubileuszowy (25.) rocznik, będzie niestety ostatnim… Powody takiej decyzji tłumaczy przede wszystkim brakiem wsparcia lub jakiegokolwiek zainteresowania ze strony PZPN. A że Gowarzewskiemu odechciało się już wydawać kolejne roczniki jedynie w imię idei, być może wkrótce ta najdłuższa seria w historii polskiej literatury piłkarskiej zostanie przerwana. Ogromna szkoda, bo rocznik był wyjątkowy nie tylko w skali kraju, ale i Europy.

Taka decyzja twórcy Encyklopedii Piłkarskiej Fuji nie powinna być zaskoczeniem. Już w czerwcu w wywiadzie dla bloga Gowarzewski zapowiadał, że najprawdopodobniej tak się stanie. Teraz potwierdził to we wstępie najnowszej książki, który przytoczony został na portalu sport.tvp.pl. Tym bardziej trzeba wyczekiwać 25. rocznika, który będzie już 49. tomem istniejącej od 1991 roku serii. Wybór piłkarza na okładkę publikacji był w tym roku banalnie prosty – to jest czas Roberta Lewandowskiego i właśnie jego zdjęcie w barwach reprezentacji Polski znajdziemy na froncie. W środku natomiast na czytelników czeka „perfekcyjna dokumentacja wszystkich naszych reprezentacji, najlepsze, unikalne w świecie opracowanie rozgrywek polskiej ekstraklasy i wszystkich pucharów, ale też jedyna – w epoce Internetu! – kompletna i fachowa prezentacja zmagań wszystkich polskich lig i klas, jakiej nie ma żadne inne źródło!”. Cena liczącej 368 stron książki w księgarniach internetowych waha się na razie w granicach 44,90-51,80 zł. Zamawiając ją w wydawnictwie, za pośrednictwem maila wydawnictwo@gia.pl, zapłacimy 49 zł razem z kosztami wysyłki.

sobota, 7 listopada 2015

„Życiowy tie-break” Andrzeja Niemczyka

„Co w głowie, to na języku”, lubi o sobie mówić Andrzej Niemczyk. Swoją autobiografią napisaną z Markiem Bobakowskim trener „Złotek” udowadnia, że jeśli chodzi o barwność, w środowisku siatkarskim może się z nim równać niewielu. Szczerość połączona z arcyciekawą życiową historią okazały się receptą na sukces, składając się na jedną z najlepszych sportowych biografii, jakie kiedykolwiek się u nas ukazały.

Pamiętam jak dziś, kiedy dobre kilka miesięcy temu, jeszcze w wersji prosto od autorów, zacząłem czytać wspomnienia Andrzeja Niemczyka. Włączyłem czytnik tuż po tym, jak pociąg opuścił dworzec w Krakowie, zanurzyłem się w lekturze i… dwuipółgodzinna podróż do Warszawy minęła w błyskawicznym tempie. Trenera kojarzyłem przede wszystkim z sukcesów siatkarskich osiągniętych z reprezentacją Polski oraz oczywiście z wygranej walki z nowotworem. Po pierwszych rozdziałach jego autobiografii przekonałem się, że historia Niemczyka jest o wiele bogatsza i na książkę nadaje się idealnie. Bardzo dobrze więc się stało, że 71-letni szkoleniowiec w końcu postanowił podzielić się z wszystkimi tym, co przeżył. W czasach, w których wszyscy piszą biografie, „Życiowy tie-break” to pełnokrwista lektura, w której nie brakuje niczego: smutku, radości, śmiechu, pieprzu, skandali, nostalgii i zwyczajnej prozy życia. Dzięki połączeniu tych składników otrzymujemy książkę, przez którą brnie się z przyjemnością.

Dziecko wojny
Zaczyna się nostalgicznie, gdyż w pierwszy fragmentach autobiografii Andrzej Niemczyk zdradza, że był dzieckiem wojny – urodził się w samym środku wojennej zawieruchy. Jego losy, podobnie jak historie wielu innych Polaków, wiążą się z II wojną światową. Tylko ogromnej determinacji matki przyszły szkoleniowiec zawdzięcza to, że przyszedł na świat w Polsce, a nie stał się chłopcem wychowanym na przykładnego obywatela Trzeciej Rzeszy. W tej historii jest zresztą coś symbolicznego, bo przecież pierwsze sukcesy Niemczyk odnosił później właśnie w Niemczech, a pobyt w tym kraju okazał się kluczowy dla jego dalszych losów. Wracając jednak do początkowych lat życia głównego bohatera – w książce zostały one przedstawione dosyć krótko. Trener szybko przechodzi do dzieciństwa, które upłynęło mu pod znakiem sportu („Dzisiaj psycholodzy na bank zdiagnozowaliby u mnie ADHD”), a później pisze o swojej siatkarskiej karierze.

wtorek, 3 listopada 2015

Listopadowe premiery (cz. 1)

No i nastał ten piękny dla wszystkich czytelników okres – koniec roku. To jak zwykle obfitujący w wiele nowości czas, ale uczcicie trzeba przyznać, że przed rokiem sportowych premier było zdecydowanie więcej. Liczy się jednak jakość, nie ilość, a pod tym względem listopad będzie wręcz hitowy. Każda z książek, które trafią do sprzedaży w najbliższych dniach, zapowiada się bowiem znakomicie, a szczególne powodu do radości mogą mieć zwłaszcza fani FC Barcelony.

Jeśli ktoś planuje w zbliżającym się tygodniu wizytę w księgarni, powinien wybrać się do niej 4 listopada. Właśnie wtedy oficjalną premierę będą miały aż trzy nowości, wszystkie spod szyldu Wydawnictwa Sine Qua Non. Na początek o książce, o której już jest głośno. Ale czy mogło być inaczej, skoro jej autorem jest Andrzej Niemczyk? Trener „Złotek” do pokornych nigdy nie należał – zawsze mówił to, co myśli, nie bał się krytyki, ostrych ocen i szczerości. Ale też mógł sobie na to pozwolić, bo przemawiają za nim liczne sukcesy – nie tylko podwójne złoto mistrzostw Europy, ale też zwycięstwa z drużynami z Niemiec i Turcji. Do dziś jest jednym z niewielu polskich szkoleniowców, którzy wygrywali nie tylko w ojczyźnie, ale i za granicą. Dokładając do tego burzliwą życiową historię – walkę z nowotworem, zamiłowanie do kobiet, hazardu i whisky, jednego można być pewnym: nie ma prawa być nudno!

Mogę to potwierdzić  w stu procentach, bo lekturę wspomnień zatytułowanych „Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break” mam już za sobą. Autobiografię czyta się jednym tchem, w czym duża zasługa współautora, Marka Bobakowskiego. Dziennikarz Wirtualnej Polski niedawno napisał biografię Grzegorza Laty, ale z książki napisanej wspólnie z Niemczykiem jest na pewno dużo bardziej zadowolony. W liczącej 344 strony pozycji nie brakuje bowiem niczego, o czym przekonamy się, zagłębiając się w opis: „Nowotwór pokonany za pomocą litrów whisky i setek wizyt w kasynach. Burzliwe relacje z kobietami. Milion dolarów stracony w kilka sekund. Kulisy pracy z reprezentacją Polski, metody, dzięki którym doprowadził »Złotka« do podwójnego mistrzostwa Europy, oraz cała prawda o PZPS”. Kamil Drąg z „Przeglądu Sportowego” napisał o biografii krótko: „W tej książce Andrzej Niemczyk – jak wielokrotnie w swoim życiu – pojechał po bandzie”. Jak mocno, przekonać będzie się można, wydając 39,90 zł, gdyż taka właśnie cena widnieje na okładce wspomnień.

środa, 26 sierpnia 2015

Obalając mity krążące wokół El Clásico

To nie jest książka, która byłaby powieleniem tego, co doskonale znane. Jeśli komuś wydawało się, że historia rywalizacji FC Barcelony z Realem Madryt nie skrywa przed nim żadnych tajemnic, po lekturze tej publikacji będzie musiał zrewidować niektóre osądy. W „Barça vs. Real” Alfredo Relaño rozprawia się bowiem z mitami od lat krążącymi wokół El Clásico, udowadniając, że wbrew pozorom oba kluby są do siebie bardzo podobne.

Dotychczas ukazały się w Polsce dwie książki poświęcone jednej z najstarszych na świecie piłkarskich rywalizacji. W 2012 r. Bukowy Las wydał książkę Richarda Fitzpatricka „El Clásico. FC Barcelona kontra Real Madryt”, a dwa lata później nakładem Wydawnictwa Amber ukazała się u nas pozycja „FC Barcelona - Real Madryt. Wojna światów”. Czytałem drugą z tych książek i wystawiłem jej pozytywną ocenę w tej recenzji. Była bardzo ciekawie napisana i muszę przyznać, że do kolejnej pozycji na ten sam temat podchodziłem z lekką rezerwą. Spodziewałem się, że w książce Relaño przeczytam dokładnie to samo, co opisał wcześniej Thibaud Leplat, ale na szczęście było zupełnie inaczej. Fakt, wiele rzeczy w obu pozycjach się powtarza, ale autor nowszej książki niektóre wydarzenia interpretuje i przedstawia inaczej, porusza też wątki, które nie zostały zawarte w „Wojnie światów”. To sprawia, że obie pozycje wcale się nie wykluczają. Wręcz przeciwnie – stanowią dobre uzupełnienie i prezentują różne punkty patrzenia na rywalizację Blaugrany z Królewskimi.

Madridista z barcelońskimi korzeniami
Na wstępie warto przybliżyć sylwetkę autora, gdyż odgrywa ona niebagatelną rolę w odbiorze książki. Alfredo Relaño to redaktor naczelny dziennika sportowego „As”, a także komentator stacji radiowej Cadena SER. Bardziej zorientowani w realiach hiszpańskiej piłki kibice z pewnością wiedzą, że oba media są promadryckie. Zresztą sam autor we wprowadzeniu lojalnie informuje: „Powiedzmy sobie uczciwie: urodziłem się w kołysce madridistów. Mój ojciec był socio Realu przed wojną, mój starszy brat jest socio Realu od ponad 50 lat, ja sam zostałem zarejestrowany jako socio na sezon 1962/63”. Czytelnik już na dzień dobry informowany jest więc o klubowych sympatiach autora, który jednocześnie zaznacza, że ma barcelońskie korzenie – jego matka wychowała się w Barcelonie, podobnie jak jego dwie ciotki. Relaño pochodzi więc z mieszanej rodziny, z domu, w którym z szacunkiem odnosiło się zarówno do Madrytu, jak i do Katalonii. To sprawia, że wydaje się być idealnym kandydatem do napisania wyważonej książki o rywalizacji między Barçą i Realem.

środa, 24 czerwca 2015

Wyjątkowa historia Lopepe

Są takie książki sportowe, które swoją tematyką daleko wybiegają poza sport. Jedną z nich jest bez wątpienia „Bieg po życie” Lopeza Lomonga. Choć nazwisko tego sportowca niewiele mówi przeciętnemu kibicowi, warto poznać historię biegacza z Sudanu Południowego, bo to gotowy scenariusz na hitowy film. Co najważniejsze – film z happy endem.

Kim jest Lopez Lomong i dlaczego jego wspomnienia ukazują się w Polsce? To z pewnością pytanie, które zadawał sobie każdy, kto po raz pierwszy usłyszał o książce „Bieg po życie”. Ja też początkowo nie miałem pojęcia, kim jest czarnoskóry biegacz. Nawet Wikipedia nie okazała się szczególnie pomocna. Lomong nigdy nie zdobył medalu mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, nie zrobił właściwie nic, żeby zapisać się w świadomości kibiców. Kiedy jednak poznajemy jego historię, którą opowiada na kartach autobiografii, uświadamiamy sobie, że już sam fakt, iż wystartował w imprezach takiej rangi, jest ogromnym sukcesem. Ba, nawet nie sukcesem, a cudem, bowiem to, co wcześniej spotkało go w życiu, jest czymś znanym nam tylko z telewizyjnego ekranu. Lopepe, czyli Szybki, bo taki właśnie pseudonim od zawsze nosił bohater i autor książki, nie tylko przeżył piekło, ale też wygrał z wszystkimi przeciwnościami losu. Dzięki wierze, uporowi i wytrwałości, których pozazdrościć może mu każdy z nas.

Piekło Sudanu
„Zabrany!”. Taki tytuł nosi pierwszy rozdział książki i trzeba przyznać, że lektura od początku szokuje. Lomong opisuje w niej wydarzenia pewnej niedzieli, która zapowiadała się jak kolejny zwykły dzień. Miał sześć lat i jak co dzień wybrał się z rodziną do kościoła. Był zbyt młody, by rozumieć, że w jego kraju trwa wojna domowa. Wiedział o jakimś zagrożeniu, ale nie spodziewał się, że dopadnie go ono akurat tutaj – w świątyni. Podczas mszy do kościoła wtargnęli rebelianci i zaczęli wyrywać wszystkich chłopców z rąk zrozpaczonych rodziców. Przerażonemu Lopepe, podobnie jak jego kolegom, zawiązano oczy i kazano iść w rzędzie do ciężarówki. Następnie wywieziono ich w nieznane, a kiedy zdjęto im z oczu opaski, zobaczyli nową rzeczywistość – ciasną chatę bez okien, która od teraz miała stać się ich nowym domem.

poniedziałek, 4 maja 2015

Majowe premiery (cz. 1)

Brak wielkich imprez sportowych w 2015 roku ma wyraźne przełożenie na liczbę publikacji o sporcie, które ukazują się na rynku. Pierwsze miesiące tego roku były bardzo spokojne, ale już w kwietniu zaobserwować można było lekką wydawniczą ofensywę. Będzie ona kontynuowana w pierwszych dniach tego miesiąca, kiedy to ukażą się cztery głośne tytuły, na które czekało wielu fanów piłki nożnej.

Wszystkie pozycje, które zapowiedziane zostaną w tym tekście, oficjalną premierę zaplanowaną mają na ten sam dzień – środę 6 maja. Pierwsza z książek, która w tym dniu powinna trafić do księgarni w całej Polsce, to autobiografia Carlo Ancelottiego „Nienasycony zwycięzca”, za której przekład i wydanie zabrało się krakowskie Wydawnictwo Sine Qua Non. Kto czytał i zachwycał się wspomnieniami Andrei Pirlo zatytułowanymi „Myślę, więc gram”, nie powinien dwa razy zastanawiać się nad tym, czy warto sięgnąć po pozycję aktualnego szkoleniowca Realu Madryt. Dlaczego? Włoskiemu trenerowi biografię pomagał pisać ten sam „ghostwriter”, włoski dziennikarz Alessandro Alciato. Efekt końcowy jest więc bardzo podobny, a książka oryginalna, napisana z pomysłem i przezabawna. Potwierdza to opis nowszej publikacji, w którym czytamy, że „Nienasycony zwycięzca” to „wyśmienite dzieło z soczystymi anegdotami, przyprawione nutą autoironii i garścią dobrego włoskiego humoru”.

Nie bez znaczenia są także inne słowa: „Prawdziwa uczta dla każdego kibica”. Autobiografia Ancelottiego to bowiem nie tylko opowieść o futbolu i klubach, w których Włoch grał (Roma, Milan) lub które prowadził (Parma, Juventus, Milan, Chelsea), ale jest to także książka z wieloma wątkami… kulinarnymi! Dość powiedzieć, że rozpoczyna ją sceną, w której autor patrzy na Jurija Żyrkowa, ale w piłkarzu dostrzega smakowity… stek wołowy. To po prostu trzeba przeczytać, bo spośród trenerskich biografii wspomnienia Ancelottiego na pewno wypadają najbardziej oryginalnie. Okładkowa cena liczącej 248 stron książki to 39,90 zł, ale z kodem KSANCELOTTI na www.labotiga.pl/carlo-ancelotti możecie zamówić tę pozycję z 25% rabatem. Tłumaczeniem publikacji zajął się Bartosz Sałbut. Z racji tego, że oryginalne wydanie ukazało się we Włoszech i Wielkiej Brytanii w 2010 roku, do polskiej wersji dołączana jest 32-stronicowa książeczka „Uniesiona brew Ancelottiego. W drodze po La Decimę”, w której Michał Okoński uzupełnia biografię, starając się wyjaśnić fenomen włoskiego szkoleniowca.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Kwietniowe premiery (cz. 2)

W pierwszej połowie kwietnia do księgarni trafiły trzy książki sportowe. Trochę więc się działo, ale wydaje się, że była to zaledwie rozgrzewka przed mocnym uderzeniem. To nastąpi w drugiej części miesiąca, kiedy premierę będą miały naprawdę głośne tytuły. Każdy z nich zapowiada się niezwykle ciekawie.

Zaczynamy od jedynej w tym gronie książki niepiłkarskiej. 22 kwietnia nakładem Wydawnictwa Sine Qua Non ukaże się „Running. Autobiografia mistrza snookera” Ronniego O’Sullivana. Fanom snookera książki przedstawiać nie trzeba – to kultowa pozycja, na którą czekał chyba każdy z nich. W Wielkiej Brytanii publikacja miała swoją premierę w 2013 roku, tuż po zdobyciu przez O’Sullivana piątego tytułu mistrza świata. Do Polski trafi w idealnym momencie, gdyż w Sheffield właśnie rozpoczął się turniej, w którym autor wspomnień walczyć będzie o szósty czempionat. Wszyscy ci, którzy śledzą rozgrywki, mogą więc umilić sobie oglądanie transmisji lekturą książki. Jako że jej autor to chyba najbardziej utalentowany, a na pewno najbardziej charyzmatyczny snookerzysta w historii, nie może być nudno. I faktycznie nie jest, o czym przekonuje już sam opis autobiografii: „Uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Ojciec skazany za zabójstwo. Bolesne rozstanie z kobietą życia poznaną na spotkaniu anonimowych narkomanów… Bieganie, które okazało się ucieczką i szansą na lepsze jutro”. To wszystko, w połączeniu z kulisami sportowych sukcesów i porażek, składa się na książkę będącą „szczerą spowiedzią legendy snookera”.

O’Sullivan postanowił na bezkompromisowość i przede wszystkim to decyduje o sukcesie jego biografii. Nie unika trudnych tematów, przez co jego wspomnienia czyta się świetnie. Zresztą książki tak wyrazistych postaci zawsze wypadają znakomicie, a Ronnie jest tego najlepszym potwierdzeniem. W pisaniu autobiografii pomagał mu wprawdzie Simon Halttenstone, dziennikarz „The Guardian”, ale wydaje się, że i bez jego pomocy pozycja „Running” byłaby równie dobra. To po prostu intrygująca życiowa historia, która do gustu może przypaść praktycznie każdemu. Na szerszą recenzję przyjdzie jednak jeszcze czas. Na razie kilka podstawowych informacji o biografii: liczy 288 stron, a jej tłumaczeniem zajęli się Konrad Mazur i Bartosz Sałbut. Okładkowa cena książki to 39,90 zł, ale składając zamówienie na www.labotiga.pl/ronnie z kodem KSRONNIE możecie liczyć na tradycyjny już rabat -25%.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Kwietniowe premiery (cz. 1)

Po dosyć spokojnym początku roku można zaobserwować wyraźne ożywienie na rynku książek sportowych. Wydawnictwa zapowiadają coraz więcej nowości i już kwiecień pod względem premier wypadnie niezwykle interesująco. Dziś o trzech pozycjach, które trafią do sprzedaży w pierwszej połowie tego miesiąca.

Rozpocznie się 8 kwietnia, kiedy to ukażą się aż dwie publikacje o tematyce sportowej. Pierwsza z nich to książka „Agent. Naga prawda o kulisach futbolu”, która w polskich księgarniach pojawi się dzięki Wydawnictwu SQN. „Brutalna prawda o regułach rządzących futbolowym biznesem” – tak zdecydowałem się zapowiedzieć tę pozycję, gdyż odkrywa ona przed czytelnikiem to, jak naprawdę wyglądają kulisy współczesnej piłki nożnej. Anonimowy agent, który przez lata działał w Premier League, postanowił w końcu zdradzić, jak wygląda jego praca. A ta, jak łatwo się domyślić, nie jest ani lekka, ani przyjemna. Na pewno jest jednak dochodowa i to właśnie niepohamowana chęć zysku staje się najczęściej przyczyną, dla której agenci decydują się nagiąć przepisy lub po prostu je złamać. „Korumpowanie trenerów i prezesów klubów. Manipulowanie mediami. Podchody pod nastoletnich piłkarzy, przekupywanie ich rodziców i wykradanie klientów konkurencji” – to tylko niektóre z metod działania opisane w książce.

Na szerszą recenzję tej pozycji przyjdzie jeszcze czas, ale mogą zapewnić, że „Agenta” czyta się bardzo sprawnie. Książka napisana jest prostym językiem, z humorem i prezentuje ciekawy punkt spojrzenia na futbol. Dotychczas nie było w Polsce publikacji traktującej o pracy agentów piłkarskich, a chyba nikt inny nie wie o zakulisowych gierkach tyle, co oni. Aby dowiedzieć się, jak wypadło to „połączenie »Futbolu obnażonego« z »Wilkiem z Wall Street«”, trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 34,90 zł, gdyż właśnie taka cena widnieje na okładce liczącej 272 strony pozycji. Dla wszystkich chętnych mam jednak kod promocyjny KSAGENT do wykorzystania na www.labotiga.pl/agent, dzięki któremu można nabyć książkę z 25% rabatem. Warto rozważyć sięgnięcie po tę lekturę zwłaszcza teraz, kiedy FIFA zniosła licencje agentów piłkarskich, uwalniając zawód i wszystkich go wykonujących przemianowała na „pośredników”. Każdy z nas może teraz uczestniczyć w transferach zawodników i zgarniać milionowe prowizje. „Agent” dobrze pokazuje, na co trzeba być przygotowanym, decydując się na taki krok. Wstęp do polskiego wydania książki przygotował Cezary Kucharski, menedżer Roberta Lewandowskiego.

sobota, 4 kwietnia 2015

Życie wypuszczone z rąk

Jest co najmniej kilka powodów, by sięgnąć po tę książkę. Tragiczna śmierć głównego bohatera nie jest wcale najważniejszym z nich. „Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk” to biografia niesamowita pod każdym względem, która dla każdego kibica powinna być lekturą obowiązkową. Przekona się o tym każdy, kto po nią sięgnie.

Na wstępie krótkie przypomnienie: 10 listopada 2009 roku Robert Enke rzucił się pod koła pędzącego pociągu, odbierając sobie życie. Miał 32 lata, za sobą całkiem niezłą piłkarską karierę, z epizodem w samej FC Barcelonie, a przed nim pojawiła się właśnie szansa na zajęcia stałego miejsca między słupkami reprezentacji Niemiec. W jego życiu prywatnym wszystko też wydawało się układać jak najlepiej – od tragicznej śmierci córeczki Lary minęły trzy lata, więc czas zdążył zagoić ranę po jej stracie. Wraz z żoną Teresą adoptowali właśnie kilkumiesięczną Leilę, z którą mieli spędzić teraz długie i szczęśliwe życie. Mieli. Drugi atak depresji w życiu Roberta okazał się zbyt silny. Bramkarz nie potrafił poradzić sobie z chorobą i po raz kolejny pomyślał o samobójstwie. Niestety tym razem nie cofnął się w ostatniej chwili… Jego śmierć wstrząsnęła całym piłkarskim światem. Dwa lata później do księgarni w Niemczech trafiła biografia piłkarza pisana przez jego przyjaciela, która niespełna trzy miesiące temu w końcu doczekała się polskiego wydania.

Piękny hołd
Piszę „w końcu”, bo pozycja zatytułowana „Życie wypuszczone z rąk” to absolutny piłkarski „must read”. Tytuł William Hill Sports Book of The Year, przyznany jej autorowi, Ronaldowi Rengowi, w 2011 roku, był wystarczającą rekomendacją, by sięgnąć po tę książkę. Spodziewał się świetnej lektury i taką właśnie się okazała. Nie, nie jest to próba żerowania na ludzkiej tragedii. Ta biografia zaczęła powstawać jeszcze za życia Roberta Enke, który zadecydował, że w końcu wyzna w niej całą prawdę o swojej walce z depresją. Choroba go uprzedziła, ale dzieło dokończył Reng, niemiecki dziennikarz i przyjaciel rodziny, który do momentu samobójstwa piłkarza nie miał pojęcia o tym, z czym ten się zmagał. Dopiero gdy dotarła do niego tragiczna informacja, uświadomił sobie, co znaczyły niektóre ze słów jego kolegi. Decyzję o dokończeniu książki podjął dopiero wtedy, gdy poprosiła go o to Teresa, żona Roberta. Podporządkował całe swoje życie tej biografii, dzięki czemu powstała wyjątkowa książka, będąca pięknym hołdem oddanym wspaniałemu człowiekowi.

środa, 4 marca 2015

Marcowe premiery

Wolno rozkręca się ten rok, jeśli chodzi o nowe książki sportowe. Dwanaście miesięcy temu mogliśmy liczyć na kilkanaście marcowych premier, teraz można je policzyć na palcach jednej ręki. Plus jest taki, że wśród publikacji, które wejdą do sprzedaży w ciągu najbliższych dni, znajdą się różnorodne tytuły. Będzie coś dla fanów koszykówki, tragicznych biografii, a nawet… kryminałów osadzonych w świecie sportu.

Na początek o książce, którą miałem już okazję przeczytać i którą przygotowywałem do wydania. „Los Angeles Lakers. Złota historia NBA”, czyli druga publikacja Marcina Harasimowicza, trafi do sprzedaży 18 marca nakładem Wydawnictwa SQN. Pierwsza pozycja napisana przez tego autora – biografia „LeBron James. Król jest tylko jeden?” – w koszykarskim środowisku przyjęta została raczej chłodno. Przyznam szczerze, że sam, recenzując tę książkę w maju ubiegłego roku, nie wystawiłem jej najwyższej oceny. Miałem więc trochę obaw, kiedy brałem się za kolejną publikację Harasimowicza, ale wątpliwości zniknęły już po przeczytaniu kilkunastu stron. Nie wiem, czy wynikało to z tego, że jeśli chodzi o historię koszykówki, jestem kompletnym laikiem, ale książka zwyczajnie mnie wciągnęła. Zwłaszcza opis pierwszych lat funkcjonowania NBA dostarcza wielu anegdot, co znacząco wpływa na pozytywny odbiór pozycji o Jeziorowcach.

Kilka anegdot postanowiłem uwzględnić w opisie: „Dlaczego do George’a Mikana strzelano podczas meczu? Jak to możliwe, że jeden z zawodników Boston Celtics brał narkotyki, nawet siedząc na ławce rezerwowych? Który z Jeziorowców dorabiał, pracując w kancelarii prawniczej, a który miał stanąć do walki w ringu z samym Muhammadem Alim?”. To tylko namiastka tego, co znajduje się w liczącej 336 stron książce. Nie brakuje w niej zresztą także polskich wątków, łączących powstanie Lakers z biznesmenem urodzonym w Ostrowcu Świętokrzyskim. Warto podkreślić, że autor nie skupia się w publikacji wyłącznie na zespole mającym siedzibę w Los Angeles, ale kreśli również szerszy obraz dziejów NBA, jej największych drużyn oraz gwiazd. Tyle na ten moment, bo na dłuższy tekst na temat tej pozycji przyjdzie jeszcze czas. Jak tym razem wypadł efekt prac Marcina Harasimowicza, będziecie mogli przekonać się już za dwa tygodnie. Okładkowa cena książki to 39,90 zł, ale ze specjalnym kodem dla czytelników bloga -  KSLAKERS - możecie ją nabyć w przedsprzedaży na www.labotiga.pl/lakers z 25% zniżką, czyli za 29,93 zł.

sobota, 28 lutego 2015

Coś się kończy, coś się zaczyna

Niedawno rozpocząłem w swoim życiu nowy rozdział. Rozdział zatytułowany: „Praca”. Nie wiem, ilu ludzi może powiedzieć o sobie, że na co dzień robi to, co kocha, ale cieszę się, że znalazłem się w tym gronie. Czas na nowe wyzwanie – książkami sportowymi zaczynam zajmować się zawodowo! I to nie byle gdzie, ale w firmie specjalizującej się w publikacjach o sporcie – wydawnictwie SQN.

Mam nadzieję, że ten wpis dla wielu osób okaże się dobrą motywacją do rozwijania zainteresowań i realizacji własnej pasji. To właśnie ona zaprowadziła mnie bowiem do miejsca, w którym aktualnie się znajduję. Gdybym w wieku jedenastu lat nie zaczął interesować się książkami sportowymi, a dziesięć lat później nie założył tego bloga, dziś nie pracowałbym w wydawnictwie. Początkowo nie sądziłem, że z pozoru tak prozaiczna rzecz, jak prowadzenie bloga, może mieć wpływ na moją przyszłość. Dziś wiem, że to dobra droga do tego, aby stać się rozpoznawalnym, wyspecjalizować się w jakiejś dziedzinie i zdobyć doświadczenie, które może okazać się kartą przetargową w rozmowie z przyszłym pracodawcą.

Kiedy jakieś półtora roku temu swoje hobby postanowiłem potraktować bardzo poważnie, regularnie zamieszczając wpisy na blogu i nawiązując współpracę recenzencką z wydawnictwami, zauważyłem pierwsze efekty moich starań. Strona stawała się coraz bardziej popularna, a oprócz fanów literatury sportowej, odwiedzali ją dziennikarze piszący o sporcie oraz wydawcy. Powoli zaczęło do mnie docierać, że blog może stać się czymś więcej niż tylko wyrazem mojej pasji. Nigdy nie traktowałem go jednak jako potencjalnego źródła dochodu, a raczej jako środek prowadzący do celu, którym było zapewnienie sobie w przyszłości pracy zbieżnej z moimi zainteresowaniami. Marzenie, początkowo tak odległe, z każdym dniem stawało się coraz bardziej realne, aż w końcu doczekało się spełnienia.

wtorek, 10 lutego 2015

Lutowe premiery

Trzy piłkarskie biografie. Tak w dużym skrócie prezentował się będzie ten miesiąc pod względem nowych pozycji sportowych. Kibice będą mogli zapoznać się z życiorysem czołowego trenera, zawodnika u schyłku kariery, a także piłkarza, którego tragiczna historia wstrząsnęła futbolowym światem.

Zacznie się, a właściwie zaczęło się, 10 lutego. Dziś oficjalną premierę miała bowiem biografia obecnego menadżera Manchesteru United – Louisa Van Gaala. „Liczy się zespół” to tytuł publikacji napisanej przez Maartena Meijera. Jak łatwo się domyślić, autor, podobnie jak główny bohater książki, jest Holendrem, ale jego życiorysu nie sposób streścić w kilku zdaniach. Wystarczy powiedzieć, że urodził się w holenderskim Zeist, po ukończeniu szkoły podróżował po całej Europie, później jachtem przez Ocean Atlantycki popłynął do Stanów Zjednoczonych, gdzie w Nowym Jorku poznał przyszłą żonę. Tego jednak było mu mało, gdyż wkrótce z rodziną przeniósł się do Rosji i na moskiewskim uniwersytecie studiował filozofię. Dziś biegle włada językiem angielskim, niemieckim, rosyjskim i holenderskim, a potrafi także dogadać się po francusku i koreańsku, bowiem kilkanaście lat spędził… w Korei Południowej, do której przeprowadził się w 2000 roku. To właśnie tam mieszka do dziś, gdzie kontynuuje karierę autora, komentatora piłkarskiego i krytyka społecznego.

Aż dziw bierze, że ten prawdziwy obieżyświat jest autorem książki o Van Gaalu, ale należy dodać, że były trener m.in. Ajaksu Amsterdam i FC Barcelony jest trzecim holenderskim szkoleniowcem, którego Meijer postanowił „wziąć na warsztat”. Wcześniej opisał życiorysy Dicka Advocaat i Guusa Hiddinka, o tym drugim wydając nawet dwie biografie. Co ciekawe, pierwsza nie ukazała się wcale w Holandii, a w… Australii. Wiązało się to oczywiście z faktem, że w 2006 roku, kiedy książka trafiła na tamtejszy rynek, selekcjonerem "Socceroos" był właśnie Hiddink. Rodacy Holendra doczekali się pozycji na jego temat dopiero cztery lata później. Wystarczy jednak informacji na temat autora, pora przejść do sedna, czyli publikacji zatytułowanej „Liczy się każda sekunda”. Na polskie wydanie tej książki zdecydowało się Wydawnictwo Galaktyka, dotychczas kojarzone raczej z pozycjami dotyczącymi biegania. Firma z Łodzi zapowiada swoją najnowszą sportową premierę jako „wnikliwe studium psychologiczne Louisa Van Gaala”. W notce zawarta została także informacja mówiąca, że „na kartach książki poznajemy różne oblicza szkoleniowca, towarzysząc mu od najmłodszych lat aż po czasy największych triumfów sportowych”.

piątek, 9 stycznia 2015

Życie Michaela Jordana

Amerykanie mają to do siebie, że jak coś robią, to z rozmachem. Swoich bohaterów, także sportowych, otaczają szczególną czcią, tworząc z ich biografii prawdziwe encyklopedie. Do tego gatunku zalicza się pozycja „Michael Jordan. Życie” napisana przez Rolanda Lazenby’ego. Książka stanowi kompleksową próbę ujęcia fenomenu, jakim jest niewątpliwie człowiek noszący dumny tytuł króla koszykówki.

Najnowsza z biografii Michaela Jordana to książka długo wyczekiwana przez wszystkich kibiców basketu. Wprawdzie dotychczas ukazały się w Polsce aż cztery publikacje poświęcone Jego Powietrzności (więcej o nich w tym artykule), ale ostatnia z nich do sprzedaży trafiła ponad 13 lat temu. Wszystkie cztery pozycje stały się w ostatnim czasie białymi krukami, za które na aukcjach internetowych żądano kwot sięgających nawet do 200 złotych. Fanów MJ-a musiała więc ucieszyć informacja, że 24 listopada do sprzedaży trafiła pozycja „Michael Jordan. Życie”. Radość musiała być tym większa, że książka, za której polskie wydanie zabrało się Wydawnictwo Sine Qua Non, uznawana jest powszechnie za najlepszą biografię tego wyjątkowego koszykarza, jaka kiedykolwiek powstała. Przed sięgnięciem po nią spotykałem się właściwie z samymi pozytywnymi recenzjami, ale muszę przyznać, że pochlebne opinie są jak najbardziej uzasadnione. Publikacja Rolanda Lazenby’ego to kapitalna opowieść, którą mimo ogromnej objętości czyta się z zapartym tchem.

Muhammad Ali wymięka
Pierwszą rzeczą, która w przypadku tej biografii rzuca się w oczy, jest jej objętość. Pozycja „Michael Jordan. Życie” liczy ponad 670 stron, a prawie każda z nich jest gęsto zapisana drobnym drukiem. Kiedy przed rokiem czytałem ponad 600-stronicową książkę Thomasa Hausera „Muhammad Ali. Moje życie, moja walka”, myślałem, że nie da się napisać obszerniejszej biografii. Lazenby udowodnił, że wręcz przeciwnie i nie ma przypadku w tym, że publikację o jednej z najwybitniejszych postaci w historii sportu przebiła… pozycja o innej sportowej gwieździe, co nie bez znaczenia – również pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych. Jordan był i jest człowiekiem tak fascynującym, że na temat jego życia udało się stworzyć niezwykle obszerną książkę, którą w żadnym momencie nie wydaje się nudna. Biografia MJ-a powinna wyznaczać standardy pisania o sportowcach, gdyż stanowi dzieło ujmujące główną postać w sposób kompleksowy i szczegółowy, a zarazem niezwykle obiektywny.

wtorek, 16 grudnia 2014

Pożyteczni idioci kontra biznesmen(i)

Ależ wojna, ale się dzieje! Za sprawą dwóch poniedziałkowych „tweetów” Krzysztofa Stanowskiego rozgorzała dyskusja na temat promocji publikacji sportowych. Dziennikarz nazwał pożytecznymi idiotami tych kolegów po fachu, którzy za darmo umieszczają na swoich profilach na Twitterze zdjęcia otrzymanych z wydawnictw książek. Dziś, wyrażoną w poniedziałkowy wieczór myśl, rozszerzył w cotygodniowym felietonie na portalu Weszło, co oczywiście spotkało się z kolejną falą komentarzy i jeszcze bardziej podsyciło dyskusję.

Warto przybliżyć, o co dokładnie w całej sprawie chodzi. Mimo że Stanowski nie pisze tego wprost, pisząc o „wydawnictwie X”, ma na myśli Wydawnictwo Sine Qua Non z Krakowa. Skąd ta pewność? Ano stąd, że kilkanaście dni temu zorganizowało ono akcję (o ile te działania można nazwać akcją, bo przecież SQN nie wysyła książek dziennikarzom od wczoraj), którą autor bloga Praca w sporcie nazwał następująco: „#darylosu”. Gdybyście chcieli przeczytać, jak przebiegała, wpis na ten temat znajdziecie tutaj. W dużym skrócie chodziło o przesłanie najpopularniejszym dziennikarzom sportowym paczki z najnowszymi premierami firmy z nadzieją, że ci w podzięce umieszczą zdjęcie książek na Twitterze.

Jak słusznie zauważa autor wymienionego wyżej bloga, „dzięki prostemu i ekonomicznemu (barter) rozwiązaniu – udało im się wypromować najnowsze książki sportowe, wykorzystując autorytet popularnych dziennikarzy i influencerów”. Fotografie umieścili m.in. mogący pochwalić się dużą liczbą „followersów” Paweł Wilkowicz (26,3 tys. obserwujących) oraz Żelisław Żyżyński (18,5 tys. obserwujących), a o otrzymanych książkach poinformował także Mateusz Borek (135 tys. obserwujących). No i tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy. Zdaniem Stanowskiego dziennikarze nie powinni tego robić, gdyż takim działaniem „psują rynek”.

Wyraz swojemu niezadowoleniu założyciel portalu Weszło dał w poniedziałkowy wieczór, pisząc na Twitterze: „Nie mogę pojąć że dziennikarze w zamian za darmową książkę robią jej reklamę, wrzucają fotki, ekscytują się. Tak to kasy nigdy nie zarobicie. Generalnie to psucie rynku. Wydawnictwa za reklamę powinny płacić. Mają na to budżet. Ale nigdy nie będą, jeśli wystarczy dać egzemplarz”. Dalej działo się oczywiście jeszcze ciekawiej. Pojawiły się kolejne komentarze i wywiązała się gorąca dyskusja, w której udział wzięli także dziennikarze, do których swoje słowa adresował Stanowski. Warto jednak zaznaczyć, że nie atakował on Sine Qua Non, doceniając świetny ruch marketingowy wydawnictwa, a krytykował kolegów po fachu.

piątek, 5 grudnia 2014

Mike Tyson i „Jego prawda”

To najmocniejsza autobiografia sportowca, jaką kiedykolwiek czytałem. Wulgarna, ostra, fragmentami wręcz naturalistyczna, ale od pierwszej do ostatniej strony brutalnie szczera. Mike Tyson w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Moja prawda” postanowił rozliczyć się z dotychczasowym życiem oraz przybliżyć czytelnikom swoją fascynującą i przerażającą zarazem historię. "Najbardziej męska autobiografia w historii sportu"? Zdecydowanie tak.

Już pierwszy rzut oka na tę biografię pozwala stwierdzić, że będzie to wyjątkowa opowieść. Blisko 600 zapisanych drobnym maczkiem stron – dotychczas żaden sportowiec nie zdecydował się opowiedzieć o swoim życiu tak obszernie. Były wprawdzie pokaźne publikacje o Muhammadzie Alim czy Henryku Reymanie, ale to inni zdecydowali się napisać o nich. Żaden piłkarz, biegacz czy pięściarz nie przedstawił jeszcze swojej historii w taki sposób, ale też niewiele jest w świecie sportu postaci, które przeżyłyby tyle, co Mike Tyson. Zapewne każdy słyszał o tym pięściarzu, a wielu osobom wydaje się, że dobrze znają jego życie: tytuł najmłodszego mistrza świata wagi ciężkiej w historii, odsiadka w więzieniu za gwałt, powrót na ring, odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi, zwycięstwo z Andrzejem Gołotą. Ja też przed sięgnięciem po wspomnienia „Żelaznego Mike’a” byłem przekonany, że dosyć dobrze znam okoliczności tych wszystkich wydarzeń, tym bardziej, że czytałem kiedyś książkę Przemysława Słowińskiego „Bestia. Historia Mike’a Tysona”. Po lekturze „Mojej prawdy” przekonałem się jednak, jak niewiele wiedziałem dotychczas o życiu „ostatniego prawdziwego króla boksu”.

Młodociany przestępca
Książkę, co jest już standardem w przypadku biografii, rozpoczyna prolog. Mike Tyson opisuje okoliczności procesu i rozprawy końcowej z 1992 roku, kiedy to został przez sąd skazany na sześć lat więzienia za rzekomy gwałt na 18-letniej Desiree Washington. Już ten początkowy fragment bardzo dobrze charakteryzuje „Moją prawdę”. Tragedia łączy się tutaj z komedią, a bolesnemu doświadczeniu, jakim musiało być z pewnością przypomnienie sobie tamtych chwil, towarzyszy dystans i humor opowiadającego. Tyson przekazuje złość, którą czuł w momencie odczytywania wyroku (w myślach o sędzinie: „jebana dziwka”), ale jednocześnie potrafi żartobliwie komentować tę historię po latach („najdłuższa mineta, jaką kiedykolwiek zrobiono podczas gwałtu”). Tak, tak, właśnie takie wyrażenia znaleźć można w książce i trzeba się do tego przyzwyczaić, gdyż na kolejnych stronach nie brakuje nawet jeszcze mocniejszych tekstów. Autobiografia „Bestii” nie jest lekturą dla wrażliwych osób, a od dzieci należałoby ją trzymać z daleka. Tyson nie przemilcza absolutnie żadnej kwestii, nie ma dla niego tematów tabu, co czyni z jego książki niezwykle mocne i brutalnie szczere wspomnienia.

niedziela, 30 listopada 2014

CR7. Piłkarska maszyna

To nie jest kolejna zwykła biografia. To chyba jej największy atut, gdyż następna książka opisująca krok po kroku karierę Cristiano Ronaldo byłaby po prostu nudna. W publikacji „CR7. Maszyna” autorzy nie starali się na szczęście odtworzyć przebiegu życia głównego bohatera, a wyjaśnić jego piłkarski fenomen. Wyszła z tego całkiem niezła pozycja, z której można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy.

„CR7. Maszyna” to trzecia książka o portugalskim piłkarzu, która ukazała się w Polsce. Wcześniej, w 2012 roku, czytelnicy mogli zapoznać się z dwiema biografiami tego zawodnika: „Ronaldo. Obsesja doskonałości” Luci Caioliego wydaną przez SQN oraz niespełna 100-stronicową książeczką autorstwa Barbary Bardadyn, która ukazała się w serii „Przeglądu Sportowego” zatytułowanej „11 wspaniałych”. Przyznam szczerze – nie czytałem tych publikacji. Sądząc jednak po docierających do mnie sygnałach, nie było to dzieła wybitne, a raczej pozycje cieszące się popularnością ze względu na nazwisko głównego bohatera. Właściciele wydawnictwa SQN przyznali zresztą w wywiadzie dla bloga, że biografia Cristiano Ronaldo była jednym z ich „koni pociągowych” i rozeszła się w bardzo dużym nakładzie. Nie bez przyczyny firma z Krakowa zdecydowała się pod koniec ubiegłego roku na drugie, uzupełnione wydanie tej pozycji, a niemal dokładnie dwanaście miesięcy później wypuściła na rynek nową książkę o CR7. Wizerunek Portugalczyka na okładce bez wątpienia wpływa na zainteresowanie publikacjami na jego temat, ale na szczęście „CR7. Maszyna” ma do zaoferowania coś więcej.

Tajemnica sukcesu CR7
Tym, co wyróżnia tę książkę na tle poprzednich, jest z pewnością oryginalna koncepcja. Autorzy – Luis Miguel Pereira i Juan Ignacio Gallardo – nie poszli na łatwiznę i nie postanowili przedstawić wyłącznie kolejnych etapów życia Portugalczyka. „Cristiano Ronaldo urodził się na Maderze, w wieku 12 lat trafił do szkółki piłkarskiej Sportingu Lizbona i tak rozpoczęła się jego poważna kariera” – takich zdań na szczęście nie znajdziemy w książce. Owszem, są tam informacje dotyczące przebiegu kariery CR7, ale nie są one podane chronologicznie, a raczej przywoływane jako przykłady pasujące do opisywanych zachowań piłkarza. W najnowszej książce autorzy rozkładają bowiem postać Cristiano Ronaldo na czynniki pierwsze, tłumacząc jego fenomen i wyjaśniając przyczyny nieprawdopodobnych wręcz zdolności i umiejętności.

niedziela, 23 listopada 2014

Janusz Wójcik: „Moja książka to dopiero przygotowanie terenu do bombardowania” [Wywiad]

19 listopada, w dniu premiery swojej autobiografii „Wójt. Jedziemy z frajerami!”, Janusz Wójcik pojawił się w krakowskim Empiku na spotkaniu autorskim. W charakterystyczny dla siebie sposób opowiadał o książce, swoim życiu, korupcyjnych zarzutach oraz środowisku piłkarskim. Po spotkaniu udało mi się porozmawiać z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski i zdać kilka pytań. Efektem tego wywiad, w którym szkoleniowiec zdradza kulisy pracy nad autobiografią oraz zapowiada… kolejną!


- Do księgarni w całej Polsce trafia właśnie pańska autobiografia. Jest Pan zadowolony z efektu końcowego?

Nieważne, czy ja jestem zadowolony, ważne, żeby zadowoleni byli czytelnicy. Gorąco zachęcam do przeczytania książki, ale nie dlatego, żeby nabijać statystki. Objętościowo pozycja nie jest zbyt szeroka, ale jest za to, mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, bogata w wiele informacji, o których kibice nie mieli do tej pory pojęcia. W książce zdradzam, co działo się za kulisami naszego futbolu: i klubowego, i reprezentacyjnego.

- Jaki był główny cel napisania tej książki? Chciał się Pan przypomnieć kibicom? Wyprostować kilka spraw, o których mówiło się w mediach?

Nikomu nie musiałem się przypominać. W tych klubach, w których pracowałem, zarówno w Polsce, jak i za granicą, jestem rozpoznawalny, więc na brak popularności nie narzekam. Z mediami zawsze miałem do czynienia, jeśli dziennikarze nie byli nachalni, nigdy ich nie unikałem. W związku z tym nie musiałem się wcale przypominać. Chciałem po prostu w książce ujawnić wiele spraw, które do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Nie mówię tu tylko o sprawach związanych ze sportem, ale również z polityką.

- Ta książka zapowiadana była przez Pana już od dłuższego czasu, właściwie od kilku lat. Dlaczego tak dużo czasu upłynęło do momentu jej wydania?

Szukałem wydawcy. Oprócz krakowskiego, które ostatecznie wydało książkę (SQN – przyp. red.), miałem też w zanadrzu jeszcze jedno wydawnictwo, z którym byłem po pewnej rozmowie. Wydawnictwo z Krakowa okazało się jednak być, tak jak w sporcie, najskuteczniejsze.

- Były wydawnictwa, które odmówiły współpracy, obawiając się na przykład procesu sądowego wytoczonego przez osoby opisane w książce?

Ja nie miałem takiej sytuacji. Jacek Kmiecik czy inni dziennikarze, z którymi współpracowałem, też nie. Wydawnictwa, z którymi rozmawialiśmy, wiedziały, że jeśli będę chciał ujawnić niektóre fakty, to dla pewnych osób będą bardzo nieprzyjemne, a ludziom otworzą oczy.

środa, 19 listopada 2014

Świat według „Wójta”

No i nareszcie jest. Po długich i szumnych zapowiedziach, w momencie, w którym piszę te słowa, do księgarni w całym kraju trafia właśnie autobiografia Janusza Wójcika. Spodziewałem się książki barwnej, bezpośredniej oraz zabawnej i muszę przyznać, że lektura „Wójt. Jedziemy z frajerami!” spełniła moje oczekiwania. Najlepszym jej podsumowaniem jest chyba stwierdzenie, że jest dokładnie taka, jak jej autor.

Janusz Wójcik nie jest osobą, wobec której można pozostać obojętnym. Były selekcjoner reprezentacji Polski budzi skrajnie różne odczucia. Dla części kibiców pozostaje świetnym motywatorem i ojcem ostatniego wielkiego sukcesu polskiej piłki, przez innych traktowany jest jako bajkopisarz i uosobienie korupcji w rodzimym futbolu. Jego książka w znacznym stopniu mogła zmienić sposób, w jaki jest obecnie postrzegany. Gdyby przyznał się do postawionych mu zarzutów, uderzył się w pierś i wyraził skruchę, przy okazji ujawniając kulisy korupcyjnego procederu i podając kilka nazwisk umoczonych osób, mógłby liczyć na chociaż częściową rehabilitację środowiska. Powiedzmy sobie jednak szczerze – czy ktokolwiek spodziewał się, że tak się stanie? To nie byłoby w stylu Janusza Wójcika. „Wujo” jest jaki jest i zapewne już nigdy się nie zmieni – zawsze pozostanie pewnym siebie, znającym się na wszystkim najlepiej człowiekiem, żyjącym w swoim „wujowym” świecie. Książka pisana wspólnie z Przemysławem Ofiarą jest tego najlepszym potwierdzeniem, ale jeśli czyta się ją z odpowiednim dystansem, okazuje się świetną lekturą.

Jazda z frajerami od pierwszych stron
Już pierwsze fragmenty bardzo dobrze charakteryzują pozycję „Wójt. Jedziemy z frajerami!”. Zaczyna się oczywiście od największego sukcesu w trenerskiej karierze Janusza Wójcika i wydarzenia, które zbudowało jego legendę – olimpijskiego finału igrzysk w Barcelonie. Dokładnie chodzi tu o przerwę miedzy pierwszą a drugą połową decydującego o złocie spotkania. Autorzy przenoszą czytelnika do szatni reprezentacji Polski, gdzie trwa właśnie odprawa. Polacy prowadzą 1:0, a „Wójt” jest w swoim żywiole: „Panowie, kiełbachy do góry, rąbiemy ich w kakao! Siekać frajerów, do piachu z nimi! Wślizg, wślizg, wślizg!” – tak zaczynają się wspomnienia byłego szkoleniowca. Mówiąc krótko: klasyczny Wójcik i jego słynne metody motywacyjne. To z pewnością coś, na co czeka większość czytelników, którzy sięgną po książkę, więc uspokajam – mięsistych przemów „Wuja” na kolejnych stronach nie brakuje.