Lubię sportowych „bad boys”. Nie zawsze grają czysto, wiele można im zarzucić, ale jedno trzeba oddać – wokół nich zawsze dzieje się coś ciekawego. Zła sława bardzo często idzie w parze z mówieniem wprost tego, o czym inni boją się nawet szeptać. Kiedy więc prawdziwy „bad boy” decyduje się na wydanie autobiografii, nie pozostaje nic innego, jak tylko zacierać ręce.
Gdy usłyszałem, że swoje wspomnienia spisał Zlatan Ibrahimović i w dodatku ukazało się polskie wydanie jego książki, wiedziałem, że muszę ją mieć. Wydawnictwo Sine Qua Non zdecydowało się na wypuszczenie na rynek polskiego przekładu pozycji, tytułując ją po prostu „Ja, Ibra”. Warto dodać, że oryginalne dzieło powstało w 2011 roku, a już w roku następnym można było w naszym kraju zapoznać się z tym, co do powiedzenia na temat swojego dotychczasowego życia ma jedna z największych obecnie gwiazd piłkarskich.
Zlatana Ibrahimovicia kojarzy każdy znawca piłki nożnej. Syn Bośniaka i Chorwatki wychowywał się w Szwecji. To tam się urodził, to tam stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Jak to często w przypadku wielkich gwiazd futbolu bywa, nie miał jednak łatwego dzieciństwa. Wychowywał się w miasteczku Rosengard, początkowo mieszkając z matką, a następnie przenosząc się do ojca. Jego rodzice rozstali się, kiedy miał dwa lata. W domu Ibrahimovićów, zarówno u matki jak i u ojca, nie przelewało się. Mały Zlatan bardzo często chodził głodny, gdyż ojciec większość pieniędzy przeznaczał na alkohol. Pijackie awantury w jego mieszkaniu były na porządku dziennym. Przyszły reprezentant Szwecji odskocznię od trudnej sytuacji domowej znajdował na podwórku. Był nałogowym złodziejem rowerów, z racji swojego trudnego charakteru miał też problemy w szkole. Na jego usprawiedliwienie można jednak dodać, że był gorzej traktowany przez kolegów i koleżanki z racji swojego bałkańskiego pochodzenia. To, co niejednego doprowadziłoby do depresji, Ibrahimovicia napędzało do jeszcze większego wysiłku, który wykonywał, aby udowodnić wszystkim, na co go stać. Dzieciństwo i młodzieńcze lata miały wielki wpływ na Zlatana, jakiego znamy z piłkarskich boisk. Każdy jego ruch czy zachowanie znajduje źródło w wydarzeniach młodzieńczych lat, a zrozumienie jego postępowania w dorosłym życiu jest dużo łatwiejsze, kiedy pozna się jego historię.
Przed sięgnięciem po lekturę „Ja, Ibra” miałem Ibrahimovicia za zawodnika tyle dobrego, co zarozumiałego. Swoim zachowaniem na boisku udowadniał, że to on powinien być liderem każdej drużyny, a lekceważące zachowanie, które często okazywał rywalom, z pewnością nie przysporzyło mu wielu zwolenników. No, może z wyjątkiem kibiców drużyny, dla której w danym momencie grał. Zespoły zmieniał jednak bardzo często, nie kierując się w żadnym wypadku wzajemnymi antagonizmami. Grał w Interze Mediolan i w drużynie jego odwiecznego rywala – AC Milan, a wcześniej był jeszcze zawodnikiem Juventusu Turyn. Fani go uwielbiali, kochali jego sposób bycia. Kiedy jednak odchodził, bardzo często palił za sobą mosty, wpadając w konflikt z kibicami lub klubowymi działaczami. Wierność w przypadku Ibrahimovicia odnosi się tylko i wyłącznie do niego samego. Nie ukrywa w swojej autobiografii, że najważniejsze jest dla niego własne dobro. Podkreśla kilkakrotnie, że kariera piłkarza jest krótka i musi on wykorzystać swoje możliwości w stu procentach. Dzięki hołdowaniu tej zasadzie, Szwed stał się najdroższym piłkarzem świata, jeśli pod uwagę weźmie się sumę wszystkich kwot, za które zmieniał kluby. Łącznie kosztował niebagatelną kwotę 173,1 mln euro! Warto jednak było wydać takie pieniądze. Ibrahimović przez 8 sezonów z rzędu (począwszy od sezonu 2003/2004) zdobywał mistrzostwo kraju! Zaczęło się od triumfu w lidze holenderskiej z Ajaxem Amsterdam, potem przyszły dwa mistrzostwa Włoch z Juventusem (które ostatecznie zostały klubowi odebrane po aferze Calciopoli), trzy tytuły z Interem, mistrzostwo Hiszpanii z FC Barceloną i scudetto zdobyte z AC Milan w sezonie 2010/2011. Przez osiem lat „Ibra” był gwarantem sukcesu, a jego wyczyn przeszedł do historii piłki nożnej. Podobnie jak kilka jego bramek. To chyba jedyny piłkarz na świecie, który potrafił strzelić gola po przedryblowaniu kilku zawodników (gol w barwach Ajaxu - powyżej), po zagraniu piętą w ostatnich minutach ostatniego meczu sezonu (który to gol w dodatku dał mu koronę króla strzelców Serie A! - poniżej) i po nieprawdopodobnym uderzeniu nożycami z 20 metrów (video na samym dole). A to tylko niektóre z cudownych goli "Ibry"...
Ale nie tylko sportowa klasa i przypomnienie tej niezwykłej serii sprawiło, że zmieniłem nieco postrzeganie obecnego piłkarza Paris Saint-Germain. Dalej uważam go za nieco samolubnego i zarozumiałego, ale urzekła mnie przede wszystkim jego szczerość. Ibrahimović nie próbuje się wybielić, nie stara się ukrywać niewygodnych faktów, czy pomijać wydarzeń, które nie stawiają go w dobrym świetle. Uderza brutalną prawdą prosto w twarz czytelnika, nie szczędząc przy tym siebie. Nie ma problemu z tym, żeby nazwać swoje zachowanie głupim, a samego siebie określić idiotą. Zdaje sobie sprawę, że bardzo często jego postępowanie było niewłaściwe, ale jest też świadomy, że podyktowane było to w znacznej mierze sytuacją w dzieciństwie. Nie stara się jednak zgrywać ofiary. Nie podkreśla na każdym kroku, że musiał przejść dużo trudniejszą drogę, niż jego lepiej sytuowani koledzy. Tak, tłumaczy swoje zachowanie warunkami, w których dorastał, ale nie czyni tego nachalnie i nie próbuje wzbudzać w czytelniku współczucia. Od zawsze każdą krytykę obraca w siłę, która napędza go do działania. Jak sam wspomina, najlepiej prezentuje się właśnie wtedy, gdy jest spada na niego fala krytyki. Nie użala się nad sobą, tylko zaciska zęby. To cecha, którą zdecydowanie można u niego podziwiać.
Nic dziwnego, że „Ja, Ibra” to pozycja, którą czyta się jednym tchem. Prawda zawsze jest atutem autora wspomnień i znalazło to potwierdzenie u Ibrahimovicia. Nie pomija on trudnych tematów, pisze wprost o konflikcie z Pepem Guardiolą w FC Barcelonie, który ostatecznie doprowadził do jego odejścia. Przekazuje, co myśli o boiskowych rywalach, nie szczędząc cierpkich słów. Zlatana można lubić lub nienawidzić, ale na pewno nie można być wobec niego obojętnym. Ogromna wiara we własne możliwości i przekonanie o swojej wartości to atuty piłkarza, które przekłuł na dobrą lekturę. Wspomnienia, których wysłuchał szwedzki dziennikarz David Lagercrantz to jedna z lepszych pozycji ostatniego roku. Nie sposób przy niej się nudzić. Czytelnik ma okazję poznać nie tylko życie prywatne Ibrahimovicia czy przebieg jego kariery, ale chociażby zaznajomić się z nieznaną dotąd stroną transferowych negocjacji. Zazwyczaj piłkarze pomijają tę kwestię, a u bohatera książki „Ja, Ibra” jest ona szeroko opisywana przy okazji każdego kolejnego transferu piłkarza. Fakt, w większości przypadków Zlatan chwali się sprytem i przebiegłością, którą wykazuje się jego agent Mino, ale fragmenty dotyczące pertraktacji między klubami i zawodnikiem są bardzo interesujące. To jedna z licznych zalet autobiografii Ibrahimovica. Aby poznać pozostałe, zachęcam do sięgnięcia po lekturę. „Napisałem świetną biografię”. „Ibra” śmiało może tak twierdzić. W tym przypadku nie ma to nic wspólnego z zarozumialstwem. To święta prawda.
Jestem bardzo ciekawa tej książki. Niestety w żadnej z katowickich bibliotek nie mogę jej dostać..
OdpowiedzUsuńSama postać Ibry jest dla bardzo intrygująca, więc nie wątpię, że książkę czyta się jednym tchem ;)
Naprawdę, książka jest jedną z ciekawszych autobiografii, które ukazały się w ostatnim czasie. Nie ma jej jeszcze w bibliotekach pewnie z tego względu, że jest stosunkowo nowa, ale można ją nabyć na allegro w dobrej cenie. Ze swojej stroną mogę tę pozycję tylko polecić.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa w biedronce kupowałam za 24,99zł jakoś w tamtym roku.
OdpowiedzUsuńPopieram genialna.Ibra moje serce skradł jak miałam 15 lat[10 lat temu] i od tego czasu cały czas jest dla mnie najlepszym piłkarzem na świecie.
Ja też kupiłem w Biedronce, tyle, że nieco wcześniej. Jedna z najlepszych piłkarskich biografii.
UsuńFajnie,że są dostępne w takich sklepach przynajmniej każdy za taką kwotę sobie kupi ;)) Ojj tak,przynajmniej do teraz bo nie wiem czy Keane jej nie przebije...;)
OdpowiedzUsuń