czwartek, 26 kwietnia 2018

Zapiski górskiego skazańca. Książka Denisa Urubki

W ostatnich miesiącach było o nim bardzo głośno. Narodową wyprawą Polaków na K2 żył cały kraj, a Denis Urubko był jedną z jej głównych postaci. I choć medialny przekaz dotyczący tego himalaisty nie zawsze był pozytywny, Wydawnictwo Agora postanowiło wznowić jego wspomnienia z 2011 roku. „Skazany na góry” to kolejna pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcieliby się dowiedzieć, co pcha ludzi w niebezpieczeństwo czyhające na wysokości 8000 metrów.

Nie jest to klasyczna autobiografia. Denis Urubko nie opisuje w książce swojego dzieciństwa, nie charakteryzuje rodziców (choć kilkukrotnie wspomina o tym, czego nauczył go ojciec), ani nie prowadzi chronologicznej narracji od narodzin, poprzez wspinaczkowe początki, a na najważniejszych himalajskich wyprawach kończąc. „Skazany na góry” to w zasadzie urywki z przeszłości. Mówiąc ściślej – zapiski z różnych miejsc i najważniejszych wydarzeń, w których brał udział Rosjanin. Ramy czasowe jego opowieści również nie są zbyt szerokie. Najodleglejsze rozdziały poświęcone są temu, co w życiu głównego bohatera działo się w połowie lat 90. Najnowsze sięgają 2006 roku, więc w zasadzie książka opisuje kilkanaście lat. Co jednak istotne, to bardzo ważny, by nie powiedzieć, że kluczowy okres w karierze Urubki. W 1993 roku rozpoczęła się jego przygoda z alpinizmem, która rozwinęła się w błyskawicznym tempie – już siedem lat później zdobył swój pierwszy ośmiotysięcznik: Mont Everest. Nie o wszystkich wyprawach himalaista opowiada we wspomnieniach. Wybiera kilkanaście z nich (książka liczy 16 rozdziałów), ale oprócz prób zdobycia najwyższych gór, Urubko pisze również o biegach górskich czy wizycie na festiwalu wręczenia Złotych Czekanów.

Im dalej, tym ciekawiej
Właśnie w tej różnorodności tematów kryje się sekret tego, że „Skazany na góry” rozkręca się dosyć powoli. W pierwszych rozdziałach autor opisuje wspinaczkę na Szczyt Wolnej Korei, charakteryzuje kazachskie góry, opisuje zawody we wbieganiu na Chan Tengri czy wspomina treningi w kazachskim wojsku (Urubko był żołnierzem armii Kazachstanu). Zasadność tych fragmentów jest oczywista – autor chciał pokazać, jak wyglądała jego droga do największych sukcesów, ale jednak nie jest to tym, na co czekają czytelnicy. Dopiero gdy w siódmym rozdziale himalaista opisuje wyprawę na K2, zaczyna się robić bardzo ciekawie. Ten wysoki poziom utrzymuje się już na szczęście do ostatnich stron lektury, dzięki czemu przeciętne pierwsze wrażenie zostaje zatarte, a ogólne wrażenie po przeczytaniu książki jest w sumie niezwykle pozytywne. Po raz kolejny okazuje się, że wyprawy na ośmiotysięczniki, niezależnie od tego, przez kogo są opisywane, są zdecydowanie najciekawsze.

sobota, 21 kwietnia 2018

Futbolowa matematyka

Futbol totalny wyjaśniony za pomocą analizy zachowania mrówek. Gra FC Barcelony przyrównana do działania jednokomórkowych organizmów. Słynny gol Ibry przewrotką w meczu z Anglią rozłożony na czynniki pierwsze, wpływ wprowadzenia trzech punktów za zwycięstwo na taktykę drużyn i obalenie wielu teorii gry u bukmachera. Kiedy wydawało się, że piłki nożnej nie da się przeanalizować jeszcze dokładniej, David Sumpter ze swoją „Piłkomatyką” zaskoczył wieloma ciekawymi spostrzeżeniami zaserwowanymi w przystępnej dla każdego formie.

Początkowo byłem przerażony. Kiedy przekartkowałem książkę wydaną przez Copernicus Center Press, byłem przekonany, że bliżej jej będzie do publikacji naukowej. Sporo wykresów, wzorów, w tekście wiele liczb i specjalistycznych określeń. Na szczęście moja obawy były bezzasadne, bo „Piłkomatyka” okazała się bardzo przystępną lekturą. David Sumpter – profesor matematyki stosowanej – w atrakcyjnej formie opowiada o wielu futbolowych zjawiskach pod kątem matematycznym. W zasadzie jego publikację można streścić jako wytłumaczenie piłki nożnej za pomocą modeli matematycznych. Autor w trzech częściach („Na boisku”, „Na ławce” i „Na trybunach”) i 13 rozdziałach podaje różne przykłady znanych kibicom zjawisk, które przedstawia lub tłumaczy w matematyczny sposób. Na szczęście matematyk nie wyszedł z założenia, że czytelnicy dysponują jego poziomem wiedzy. Nawet jeśli używa specjalistycznych terminów i zwrotów, dokładnie je tłumaczy i podaje wiele przykładów, co ułatwia przyswojenie informacji. Dzięki temu „Piłkomatykę” z drobnymi wyjątkami czyta się bardzo sprawnie, a każda strona zaskakuje kolejną analizą, na którą wpaść mógł wyłącznie ktoś zafiksowany na punkcie futbolu i nauki.

Biologiczna piłka nożna i rachunek prawdopodobieństwa
Tym, co najbardziej zaskakuje w książce, jest to, jak wiele piłkarskich zjawisk można wytłumaczyć przy pomocy procesów występujących w naturze. W jednym z rozdziałów autor przedstawia ewolucję taktyki piłkarskiej, jednak nie skupia się na samym ustawieniu zawodników na boisku, ale połączeniach między nimi. Przedstawia modele gry reprezentacji Węgier z 1953 roku, Interu Mediolan z lat 70., Liverpoolu z lat 80. i FC Barcelony w sezonie 2010/2011 (drużyna Pepa w szczytowej formie). Sumpter tłumaczy, co pozwalało zwyciężać tym zespołom w danym okresie, porównując sieć trójkątów Blaugrany z siecią budowaną przez organizmy jednokomórkowe (śluzowce) szukające pożywienia. Biologiczne analogie znajdują odniesienie w wielu innych przypadkach. Intuicyjny wybór taktyki na mecz porównany został w publikacji do zachowania gołębi w ptaszarni. Futbol totalny zestawiony został z poruszaniem się mrówek i, o dziwo, znalazło się tutaj mnóstwo podobieństw.  Inne przykłady ze świata futbolu można wyjaśnić, analizując polujące lwy czy ławice ryb, co pozwala spojrzeć na, wydawałoby się, dobrze znaną nam grę w zupełnie nowy sposób. Wprawdzie trudno oczekiwać, żeby Guradiola nakazał swoim piłkarzom zachowywać się jak mrówki, a Mourinho uczył zespołu koordynacji działań godnej stada gołębi, ale dla kibica piłkarskiego to ciekawe i świeże spojrzenie na futbol. To właśnie coś, czego po takiej książce należało się spodziewać.

piątek, 20 kwietnia 2018

Piątka na piątek: John Cross „Arsène Wenger. Generał i jego Kanonierzy”

Po 22 latach pracy przy Highbury i Emirates Stadium, Arsène Wenger ogłosił zakończenie przygody z Arsenalem. Choć w ostatnich latach obecność Francuza w mediach częściej spowodowana była żartami i docinkami po porażkach jego drużyny, był on autorem prawdziwej rewolucji w londyńskim klubie. Dziś pięć ciekawostek z książki Johna Crossa  „Arsène Wenger. Generał i jego Kanonierzy”, które najlepiej obrazują, jakie zmiany zaprowadził w ekipie Kanonierów, mimo niełatwych początków.

1. „Arsène? Jaki Arsène?”

Początki Francuza w Londynie nie były wcale łatwe. Kiedy Wenger obejmował zespół Arsenalu, był praktycznie anonimowym człowiekiem dla fanów i mediów. Mimo sukcesów z drużyną Monaco (mistrzostwo Francji, Puchar Francji, finał Pucharu Zdobywców Pucharów), mało kto wierzył, że nowy szkoleniowiec okaże się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. John Cross tak opisuje to w swojej książce:

Dzisiaj w Londynie powszechnie opowiada się o tym, jak to na powitanie Francuza w „Evening Standard” ukazał się artykuł zatytułowany Arsène? Jaki Arsène? Dziennikarze, którzy do dziś pracują w redakcji tej gazety, twierdzą jednak, że winą za tę najlepiej zapamiętaną część historii zatrudnienia Wengera należy obarczyć uliczny billboard.
18 września 1996 roku w „Evening Standard” ukazał się zabawny artykuł, który traktował o tym, jak wielką niewiadomą był wówczas Wenger, a jednocześnie o tym, jak hermetyczna była ówczesna angielska piłka. Autorzy artykułu pytali: „Jak należy wymawiać jego imię i nazwisko? Francuz prawdopodobnie zwracałby się do niego per Ar-senn Wą-żer. Niemiec? Pewnie mówiłby Ar-sehn Wen-ger. Stały bywalec trybuny North Bank, tynkarz Trevor Hale, też sobie nie radził: »Ar-sejn Łon-ga, co nie?«”.

Już pierwszy sezon zwiastował jednak pozytywne zmiany. Arsenal zakończył go na trzecim miejscu, najwyższym w historii swoich startów w Premier League. To, co najlepsze, miało jednak dopiero nadejść.

2. „Co ten profesorek może wiedzieć o piłce?”. Pierwszy dzień w klubie

Pierwszy dzień w nowym klubie nie obył się dla Wengera bez wpadki. Trener zapomniał o… konferencji dla dziennikarzy i dopiero ponaglony przez PR-owców Arsenalu zjawił się na spotkaniu z mediami z dwugodzinnym opóźnieniem. John Cross, który był świadkiem tamtych wydarzeń, wspomina, jakie było jego pierwsze wrażenie:

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Kwietniowe premiery (cz. 2)

Piłkarskie mistrzostwa świata czuć coraz wyraźniej, gdyż na rynku zaobserwować można spore ożywienie. Jak się okazuje, nie tylko futbol będzie jednak rządził w drugiej części tego miesiąca – nowości doczekają się również fani motoryzacji, kickboxingu czy triathlonu. Przeczytajcie nieco więcej o tym, co czeka nas jeszcze w kwietniu.

Zaczynamy od pozycji obowiązkowej dla wszystkich fanów marki spod znaku wierzgającego rumaka. Dla kogoś, kto fascynuje się samochodami Ferrari, postać założyciela firmy musi być kultowa. Właśnie o niej opowiadać będzie książką „Enzo Ferrari. Wizjoner z Maranello”, która na księgarskie półki trafi 18 kwietnia nakładem Wydawnictwa SQN. Jak przeczytać można w zapowiedzi, nie będzie to typowa biografia napisana przez dziennikarza, ale opowieść syna Piero Ferrariego (wiceprezes firmy) o sławnym ojcu. Potomek założyciela firmy dzięki pomocy przepytującego go Leo Turriniego, ma zdradzić całą prawdę o człowieku, który wypromował jedną z najsłynniejszych marek w świecie motoryzacji. „Miał dwie wielkie miłości: piękne kobiety i szybkie samochody. Tajemnice miłosnych podbojów zabrał do grobu. Ale stworzona przez niego marka spod znaku wierzgającego rumaka zachwyciła cały świat, sprawiając, że jej mocy, szybkości i elegancji nie mógł się oprzeć nawet Jan Paweł II”, czytamy w opisie i możemy śmiało zakładać, że biografia nie będzie opisywać wyłącznie zawodowej części życiorysu tytułowego bohatera. Tym bardziej, że dalej w zapowiedzi pojawiają się takie słowa: „Poznaj niezwykły życiorys Enza Ferrariego, człowieka, który prowadził towarzyskie konwersacje z Benitem Mussolinim, ale uratował przed faszystami swojego żydowskiego przyjaciela. Geniusza, który odrzucił ofertę Henry’ego Forda, ale nie spodziewał się nagłego rozstania z Nikim Laudą”. Znajdzie się więc tutaj coś zarówno dla miłośników historii, jak i Formuły 1. Opowieści Piero Ferrariego zapełniły w polskim wydaniu 256 stron, a za możliwość zapoznania się z nimi wydawcy życzą sobie okładkowe 39,90 zł. W internetowej księgarni sportowej LaBotiga.pl biografię można jednak nabyć już za niecałe 26 zł, co daje ponad 35% rabatu. Na zakończenie warto dodać, że przekładem książki z języka włoskiego zajęła się Eliza Kasprzak-Kozikowska.

Kolejną z ciekawie zapowiadających się premier drugiej części kwietnia będzie pozycja Davida Sumptera „Piłkomatyka. Matematyczne piękno futbolu”. Już sam tytuł intryguje, bo połączenie piłki nożnej z królową nauk może dać niezwykle interesujący efekt. Tak jest w rzeczy samej, bo jestem już w trakcie lektury, o czym niedawno informowałem na fanpejdżu, więc mogę o publikacji napisać nieco więcej. To książka nieco podobna do „Futbonomii” Simona Kupera i Stefana Szymańskiego, ale jednak skupiająca się przede wszystkim na matematyce. Autor (badacz, a prywatnie zapalony kibic i trener), próbuje wyjaśnić futbol i zachodzące w nim zjawiska za pomocą modli matematycznych. Daje to naprawdę ciekawe przemyślenia, o czym informują także wydawcy – Copernicus Press Center – w zapowiedzi publikacji: „Jak geometria kształtuje linię pomocy FC Barcelony? Co łączy kolonię mrówek i holenderski futbol totalny? Na ile wynik meczu zależy od przypadku? Jak teoria prawdopodobieństwa może ci pomóc u bukmachera?”. Między innymi na te pytania odpowiada licząca 320 stron książka, która oficjalnie ujrzy światło dzienne 18 kwietnia. W opisie wyczytać można następujące zdania: „Współczesny futbol pełen jest liczb, wzorów i figur. Jak się w nich odnaleźć? Odpowiedź znajdziemy w modelach matematycznych używanych w biologii, fizyce i ekonomii, które David Sumpter błyskotliwie wyjaśnia na piłkarskich przykładach. Nieważne komu kibicujesz – lokalnej drużynie amatorów czy zawodowcom z Premiership, LaLiga lub Bundesligi – matematyka nauczy cię czegoś zupełnie nowego o ukochanym sporcie ludzkości”. Po przeczytaniu niemal połowy książki nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z tymi stwierdzeniami. Kto na własnej skórze chciałby się przekonać, ile wspólnego mają one z rzeczywistością, powinien liczyć się z wydatkiem rzędu 49,90 zł. Przynajmniej taka cena widnieje na okładce publikacji, której tłumaczeniem zajął się duet Bartłomiej KucharzykŁukasz Lamża. Jeśli już zdecydujecie się na zakup, polecam księgarnię LaBotiga.pl, gdzie „Piłkomatykę” znajdziecie w cenie dużo niższej niż okładkowa, oszczędzając blisko 15 zł.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Jak to było?

Książka „Jak to było naprawdę”, w której kilkunastu dziennikarzy opisuje niezwykłe sportowe opowieści, to debiut Wydawnictwa Arena. Całkiem udany pod względem jakości, jednak nieco na wyrost, jeśli rozpatrywać go pod względem zgodności treści z tytułem. Publikacja nie wnosi bowiem wiele nowego do wiedzy na temat skandali, zabawnych, głośnych i niesamowitych historii, które miały miejsce w dziejach polskiego sportu.

Autorami tekstów w książce są w znakomitej większości dziennikarze słynnego krakowskiego „Tempa” (z wyjątkiem Stefana Szczepłka, który swoim artykułem otwiera publikację, Janusza Kozła oraz Norberta Tkacza). Już to samo w sobie powinno być wystarczającą rekomendacją do sięgnięcia po lekturę i tak jest w rzeczy samej – pod względem jakości tekstów i ich rzetelności wszystko stoi na bardzo wysokim poziomie. Kolejne opowieści (jest ich łącznie 23) czyta się sprawnie, cieszy spora liczba źródeł, z których korzystają autorzy, a także sposób narracji – dla każdego rozdziału inny, w autorskim stylu, ale jednocześnie niemal zawsze interesujący, nie powodujący znużenia. Mnogość opisywanych tematów (kulisy wielkich imprez, przemyt, słynne mecze polskich drużyn, dieta, wątki polityczne, doping, oskarżenia o szpiegostwo, sympatie między sportowcami) oraz dyscyplin (m.in. piłka nożna, tenis, lekkoatletyka, boks, kolarstwo, skoki narciarskie, zapasy) sprawia, że książka ma niezwykle uniwersalny charakter. Widać, że autorzy nie kierowali się popularnością wydarzeń, które brali na warsztat, ale ich niezwykłym charakterem. Dzięki temu w książce można przeczytać nie tylko o wielokrotnie opisywanych głośnych sprawach, jak afera na Okęciu czy gest Kozakiewicza, ale też mało znanym „handelku” zapaśników czy przedwojennym piłkarzu Karolu Pazurku. Wszystko to sprawia, że czytelnicy otrzymują dobrze usystematyzowaną i ciekawie podaną porcję wiedzy o niezwykłych sportowych historiach.

Czy aby na pewno „naprawdę”?
Poważnym mankamentem – jak na książką zatytułowaną „Jak to było NAPRAWDĘ” (akcent na ostatni wyraz nieprzypadkowy) – jest jednak przewaga źródeł medialnych i literackich nad ekskluzywnymi wypowiedziami osób, które były świadkami danych wydarzeń. Gdy tylko ta tendencja zostaje odwrócona, jak w tekście Stefana Szczepłka, to nawet jeśli bohaterowie opowiadają o tym co przeżyli po raz kolejny, ma to większą wartość niż przytoczenie tych wypowiedzi z gazety lub innych opracowań. Wspomniany dziennikarz „Rzeczpospolitej” opisuje w swoim tekście polityczne tło udziału Polaków w mundialu w Hiszpanii w 1982 roku i choć temat ten był wielokrotnie poruszany przy innych okazjach (najczęściej w kontekście meczu z ZSRR i cenzury zastosowanej podczas transmisji), przedstawiony oczami Zbigniewa Bońka, Andrzeja Buncola, Józefa Młynarczyka i trenera Antoniego Piechniczka, odżywa na nowo. Zresztą wystarczającym potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że dla mnie najlepszym rozdziałem całej publikacji jest opowieść Piotra Płatka o tym, jak polscy zapaśnicy handlowali różnego rodzaju towarami podczas wyjazdów na zawody, co w czasach PRL-u stało się niemal tradycją sportowej braci. W tekście wypowiadają się gęsto sami zawodnicy, wspominając niezwykłe historie ze swoim udziałem, dzięki czemu czytelnik otrzymuje informacje z pierwszej ręki – w najlepszej z możliwych form.

środa, 4 kwietnia 2018

Kwietniowe premiery (cz. 1)

Obrodziło. Tak jednym słowem można podsumować sportowe zapowiedzi kwietnia. Już w pierwszej połowie tego miesiąca ukaże się siedem publikacji, w których będzie można przebierać jak w ulęgałkach: himalaizm, piłka nożna, kolarstwo, żużel, bieganie, boks, Formuła 1… Dla każdego coś miłego – zachęcam do szczegółowego zapoznania się z tym, co przygotowały wydawnictwa.

Zaczynamy od dwóch książek, które ukażą się na rynku pod patronatem niniejszego bloga. Pierwsza z nich to propozycja skrojona pod fanów himalaizmu, ale nie tylko – wszak w ostatnim czasie o tej dziedzinie wypowiadał się niemal każdy. Właśnie dziś – 4 kwietnia – jest doskonała okazja do pogłębienia swojej wiedzy na ten temat, gdyż do księgarni trafia książka Denisa Urubki „Skazany na góry”. Mówiąc ściślej, na półkach sklepowych będzie można znaleźć drugie wydanie wspomnień himalaisty, gdyż pierwsze ukazało się w 2011 roku nakładem małej firmy Mountain Quest. Za nowe wydanie wziął się zdecydowanie większy gracz – Wydawnictwo Agora (w kooperacji z poprzednim wydawcą), dzięki czemu książka w odświeżonej wersji (nowa okładka, poszerzona treść) ma szansę trafić do szerokiego grona czytelników. O tym, że tak się stanie, przekonują chociażby kontrowersje, jakie wzbudzał w ostatnich miesiącach autor (odłączenie się od narodowej wyprawy na K2, żądanie pieniędzy za udzielanie wywiadów). Sporo osób zapewne z ciekawości sięgnie po publikację, ale trzeba uczciwie przyznać, że dla fanów wspinaczki jest to pozycja wręcz obowiązkowa. Stosując odpowiednią analogię, to tak, jakby sam Leo Messi wydał teraz książkę, w której opowiada o kulisach swojej kariery. Żaden fan futbolu nie przeoczyłby tego tytułu, a o ogromnym potencjale Urubki świadczy fakt, że chęć udziału w spotkaniu autorskim z Rosjaninem wyraziło tak wielu chętnych, iż wydawca musiał wprowadzić zapisy na wydarzenie. Dziś sala na Czerskiej z pewnością pękała w szwach, ale pora wreszcie napisać nieco więcej o obiekcie pożądania wszystkich uczestników spotkania. Jak zapowiadają wydawcy, „Skazany na góry” będzie „doskonałą pozycją dla tych, którzy pragną dowiedzieć się, kim jest ten tajemniczy człowiek, którzy chcą bliżej poznać historię jego górskich dokonań oraz prywatne oblicze”. Na 320 stronach biografii Urubko „intryguje i przyciąga uwagę. Pełen sprzeczności i tajemnic, balansuje pomiędzy byciem bohaterem, a … czarnym charakterem polskiego himalaizmu”, czytamy w opisie. Za możliwość zapoznania się ze wspomnieniami tego wybitnego himalaisty zapłacić trzeba 39,90 zł, jednak w internetowej księgarni sportowej LaBotiga.pl książkę można znaleźć już za 28 zł.

niedziela, 11 marca 2018

Wyjątkowe dzieje polskiego sportu

W dobie hurtowo wydawanych książek sportowych „Historia sportu w Polsce” Krzysztofa Szujeckiego jest chlubnym wyjątkiem. Publikacja pozytywnie zaskakuje dbałością o każdy szczegół: rzetelna treść, piękne wydanie, ogromna liczba zdjęć. To idealna propozycja dla kibiców, którzy chcieliby z dumą postawić na swojej półce kompleksową pozycję traktującą o tym, jak rodził się i rozwijał sport w Polsce.

Wydana przed miesiącem książka „Historia sportu w Polsce” to zaledwie pierwszy z dwóch tomów zaplanowanych przez Wydawnictwo Biały Kruk z Krakowa. Firma, która wśród fanów sportu zasłynęła z wypuszczania na rynek imponujących albumów o sportowcach („Małysz: Bogu dziękuję” czy „Bieg życia Justyny’), tym razem postawiła na publikację stricte historyczną. Nie zmieniło się jedno – wysoki poziom estetyczny książki, bo najnowsze dzieło skierowane do kibiców ma również twardą oprawę, wysokiej jakości papier, a także solidny skład, dzięki czemu jawi się jako pozycja dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Nie mogło być zresztą inaczej, bo celem wydawców było stworzenie kompleksowego opracowania na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Kto widzi w wyborze tego jubileuszu tendencję mocno patriotyczną, nie myli się – z kartek książki aż bije duma z osiągnięć naszych sportowców, choć trzeba przyznać, że autor pozostaje na szczęście w swoich ocenach bezstronny. Krzysztof Szujecki raczej stara się pełnić rolę obiektywnego narratora niż publicysty, który analizuje przyczyny sukcesów i niepowodzeń biało-czerwonych. Dzięki temu najnowsze z jego dzieł (napisał do tej pory kilka książek, m.in. „Życie sportowe w II Rzeczpospolitej" i „Życie sportowe w PRL”) stanowi ciekawe podsumowanie ponad 180 lat sportu na ziemiach polskich.

O tym, co zapomniane
Pierwszy tom swoją treścią obejmuje lata 1805-1989. Z odgadnięciem znaczenia drugiej daty nikt nie będzie miał problemów – to rok przemiany ustrojowej w Polsce, oficjalnie uznawany za koniec komunizmu w naszym kraju. Skąd natomiast wzięła się pierwsza data i dlatego jest to właśnie 1805 rok? Autor, chcąc wyznaczyć ramy czasowe swojej opowieści, stanął przed trudnym zadaniem. Narodziny sportu w Polsce bardziej bowiem przypominały proces niż tylko punkt, który łatwo wskazać. Szujecki postanowił więc, że za początek swojej książki przyjmie rok 1805. Właśnie wtedy w Wilnie Jędrzej Śniadecki opublikował swoją pracę „O fizycznem wychowaniu dzieci”, która zdaniem autora „propagowała na naszym gruncie europejski dorobek w tej dziedzinie”. Swoją decyzję autor nieco szerzej uzasadnia w krótkim wstępie, a potem przechodzi już do meritum, czyli właściwej opowieści. Składają się na nią cztery części: „W latach narodowej niewoli”, „Okres międzywojenny”, „Losy polskiego sportu w latach II wojny światowej” oraz „Okres Polski Ludowej 1944-1989” (w pierwszym tomie zmieściły się dyscypliny zaczynające się na litery od A do Ł). Niewątpliwą zaletą książki Szujeckiego jest fakt, że większą część (ok. 240 stron) poświęcił on dwóm pierwszym częściom. O ile w naszej literaturze można znaleźć naprawdę wiele opracowań dotyczących sportu w PRL-u i w trakcie II wojny światowej, zdecydowanie mniej jest pozycji o okresie międzywojennym, a zwłaszcza latach pod zaborami, gdzie też przecież na ziemiach polskich kształtowały się sportowe struktury, a nasi sportowcy, mimo że startujący pod flagą innym państw, odnosili sukcesy.

niedziela, 4 marca 2018

Stan według Stana

Demaskatorska. To chyba najlepsze określenie „Stanu futbolu”, czyli czwartej już książki znanego dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego. Założyciel portalu Weszło w charakterystycznym dla siebie stylu pełnym ironii, anegdot i mocnych opinii obnaża polskie środowisko piłkarskie. Obraz większości zawodników, trenerów, prezesów czy dziennikarzy, jaki wyłania się z publikacji, nie jest zbyt kolorowy.

Nie mogło być inaczej, skoro autor sam przyznaje, że dawno zatracił młodzieńczą miłość do piłki nożnej. „Stan futbolu” jest niezwykle krytycznym, a miejscami nawet cynicznym spojrzeniem na piłkarską rzeczywistość w naszym kraju. Jak pisze Stanowski, wynika to przede wszystkim z tego, że za bardzo zbliżył się do środowiska, poznał dawnych idoli i przekonał się o ich słabościach. Blisko 20 lat pracy w roli dziennikarza sprawiło, że jego punkt widzenia zmienił się. Naiwne wyobrażenie o profesjonalizmie w podejściu do futbolu zostało zastąpione przykładami nieumiejętności, nieudolności lub zwyczajnie złych intencji, o których to autor wielokrotnie mógł przekonać się na własne oczy. Teoretycznie taką książkę mógł napisać każdy dziennikarz z podobnym doświadczeniem. Z kilku powodów dobrze się jednak stało, że zrobił to właśnie Stanowski. Po pierwsze nigdy nie był człowiekiem bojącym się mocnych opinii. Dzięki temu w „Stanie futbolu” czytelnik znajdzie wiele konkretnych przykładów piłkarzy, trenerów czy prezesów wymienionych z nazwiska, o których dowiedzieć się może dużo nowego. Po drugie założyciel portalu Weszło należy do najlepiej poinformowanych ludzi w środowisku, ma szerokie kontakty i zna kulisy większości piłkarskich afer, bo ze względu na charakter prowadzonego przez siebie medium, był przez informatorów powiadamiany w pierwszej kolejności. Po trzecie wreszcie, Stanowski to jeden z najlepszych w Polsce pismaków piszących o sporcie, ma dobre pióro i każdą z jego poprzednich książek czytało się bardzo dobrze. Nie inaczej jest z najnowszą, przez którą brnie się bardzo szybko i przyjemnie.

Kogo lubię, a kogo nie
Charakterystyka postaci opisanych w książce, a w zasadzie to, w jakim świetle zostały one przedstawione, nie będzie specjalnym zaskoczeniem dla nikogo, kto śledzi na bieżąco felietony i opinie dziennikarza na Twitterze. Gdyby posłużyć się terminologią kibicowską, do „zgód” należałoby zaliczyć: Zbigniewa Bońka (prezesi), Czesława Michniewicza (trenerzy), Jarosława Kołakowskiego i Mariusza Piekarskiego (agenci), Pawła Zarzecznego, Przemysława Rudzkiego (dziennikarze) oraz Grzegorza Szamotulskiego, Radosława Matusiaka i Andrzeja Niedzielana (piłkarze). Wszyscy oni są bohaterami książki, o wszystkich znalazły się w niej niemal same pozytywy. Już drugi rozdział jest niejako odpowiedzią na częste zarzuty w ostatnim czasie, jakoby Krzysztof Stanowski stał się jednym z największych orędowników aktualnego prezesa PZPN. W części zatytułowanej „Dlaczego zaimponował mi Zbigniew Boniek?” (książka składa się z osiemnastu rozdziałów, które zostały skonstruowane w ten sposób, że dają odpowiedź na inne pytanie zaczynające się od sformułowania „Dlaczego…?”), dziennikarz nie ukrywa, że jest zafascynowany tym człowiekiem. Uważa nawet, że jego prezesura to najlepsze, co mogło się trafić polskiemu futbolowi, popierając to rzeczową argumentacją. W kilku innych miejscach w książce Stanowski, świadomie lub nie, staje w obronie PZPN, pisząc chociażby o tym, że to nie do związku należy szkolenie młodzieży i bombardując tych, którzy winą za brak kolejnych pokoleń Lewandowskich, Błaszczykowskich i Piszczków obarczają PZPN. Jeśli więc ktoś liczył, że po lekturze tej publikacji zmieni swoje wyobrażenie na temat stosunków panujących między Stanowskim i Bońkiem, to będzie wręcz przeciwnie – tylko utwierdzi się w przekonaniu, że łączą ich serdeczne relacje, co wynika chociażby z licznie cytowanych anegdot na temat „Zibiego”, sugerujących ich częste spotkania.

czwartek, 1 marca 2018

Marcowe premiery

Na rynku wydawniczym powoli można poczuć atmosferę napięcia. Za kilka miesięcy startuje mundial, co nie pozostaje bez wpływu na przygotowywane przez wydawców premiery. Piłka nożna nie zdominuje jeszcze marca, ale najbliższy miesiąc zwiastuje ewidentnie, że im bliżej mistrzostw świata, tym więcej futbolowych pozycji otrzymają sportowi czytelnicy.

Zaczynamy jednak od koszykówki, a konkretnie kolejnej propozycji dla fanów NBA. 14 marca na półki w księgarniach trafi bowiem autobiografia żywej legendy tej ligi, a także wieloletniego lidera Utah Jazz i członka słynnego „Dream Teamu” z igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 r., Johna Stocktona. Książka zatytułowana po prostu „Autobiografia” wydana została w Stanach Zjednoczonych pod koniec 2014 roku, czyli trafi do nas po ponad trzech latach. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż autor zakończył karierę dużo wcześniej – w 2003 roku. O tym, że ma o czym opowiadać, świadczą jego osiągnięcia: 19 sezonów w NBA, dwa złota igrzysk olimpijskich, trzecie miejsce na liście zawodników z największą liczbą występów w lidze oraz największa liczba asyst i przechwytów w historii NBA. Wspomnienia Stocktona to propozycja dla tych, którzy z sentymentem wracają do NBA lat 90. i pamiętnych finałów Chicago Bulls-Utah Jazz transmitowanych w polskiej telewizji. Książka może być o tyle cenna dla fanów basketu, że jej autor zawsze należał do postaci skrytych, raczej stronił od mediów i na temat jego życia nie było wiadomo zbyt wiele. To ma zmienić się po lekturze tej biografii, bo jak zapewniają wydawcy „W tej książce [Stockton – przyp. red.] po raz pierwszy tak otwarcie opowiada o przywiązaniu do Utah Jazz, pamiętnych finałach z Chicago Bulls, swoim udziale w dwóch igrzyskach olimpijskich, życiu prywatnym, a także partnerach i rywalach z parkietu”. Za polski przekład tej pozycji odpowiada oczywiście Wydawnictwo SQN, które od lat serwuje smaczne kąski dla fanów koszykówki. Tym razem będzie to naprawdę pokaźny danie, gdyż książka liczy 432 strony. W zapowiedzi zamieszczono sporo smaczków, które tylko zaostrzają apetyt: „Pojedynki z Jordanem, Pippenem i «Magikiem» Johnsonem na treningach Dream Teamu. Gra u boku Ewinga, która była «czystą przyjemnością». Malone pomylony z bagażowym, ukrywany w tajemnicy telefon od Isiaha Thomasa i starcie z Barkleyem, które skończyło się urazem kręgosłupa”. Aby jednak móc delektować się smakiem autobiografii legendy Utah Jazz, trzeba wysupłać z portfela 39,90 zł. Taka przynajmniej kwota widnieje na okładce publikacji, bo w przedsprzedaży na LaBotiga.pl książkę można zamówić już za 29,93 zł. a dodając kolejne koszykarskie pozycje do koszyka można liczyć nawet na dodatkowy rabat. Na zakończenie warto dodać, że współautorem biografii jest Kerry L. Pickett – pierwszy koszykarski trener Stocktona. To tylko potwierdza, że John jest niezwykle przywiązanym do swoich korzeni człowiekiem. Tłumaczeniem jego wspomnień zajął się Michał Rutkowski.

czwartek, 22 lutego 2018

Tomasz Gawędzki: „Takiego doświadczenia, jakie ma nasz team autorski, nie ma nikt w Polsce”. [Wywiad z dyrektorem Wydawnictwa Arena]

Tomasz Gawędzki, dyrektor Wydawnictwa Arena
Kilkadziesiąt dni temu niemal znienacka pojawiło się Wydawnictwo Arena i od razu zapowiedziało mocne uderzenie – kilkanaście książek o tematyce sportowej w pierwszym roku działalności. O planach na przyszłość, idei przyświecającej twórcom i autorom, a także zbliżających się projektach w wywiadzie dla bloga szerzej opowiada Tomasz Gawędzki, dyrektor nowego gracza na rynku wydawniczym.

- 26 lutego ukaże się pierwsza książka Wydawnictwa Arena. Kto stoi za tym projektem?

Wydawnictwo Arena tworzą ludzie, którzy mają prawie 20-letnie doświadczenie na rynku wydawniczym. Jest to imprint Domu Wydawniczego Rafael, można rzec, że „urodził” się wskutek wielu rozmów na tematy sportowe i okołosportowe. Konkluzją jest fakt, że podmiot został powołany do życia, aby zaproponować czytelnikom nową, inną niż do tej pory formę książek sportowych.

- Na czym będzie polegać ta nowa forma pisania o sporcie?

W głównej mierze przyświeca nam idea przedstawienia czytelnikom niezwykłych opowieści sportowych opowiedzianych w taki sposób, by książka zostawiała po sobie jakiś ślad. Chcemy, by można było do niej wielokrotnie wracać, a nie po przeczytaniu odstawić na półkę, gdzie pokryje się kurzem. Nie skupiamy się na żadnej konkretnej dyscyplinie, na przykład na piłce nożnej, nasze tytuły będą różnorakie. W planach mamy również biografie ciekawych osobowości – zawodników, trenerów, klubów, ale przede wszystkim chodzi nam o pokazanie sportu z tej nie do końca oczywistej strony.

- Wasz debiut – książka „Jak to było naprawdę” – ukaże się właśnie pod szyldem serii "Niezwykłych opowieści sportowych". Będzie to wiodąca linia Areny?

To nie seria, tylko marka wspierająca naszą inicjatywę medialno-wydawniczą. Nasze publikacje będą sygnowane certyfikatem „Niezwykłych Opowieści Sportowych”. To marka, pod którą team autorski Areny będzie rozwijał działalność w mediach społecznościowych. Profil facebookowy, twitterowy, Instagram, kanał youtubowy oraz blog – temu wszystkiemu będzie przyświecał jeden cel: pisać i mówić o sporcie z pasją i ciekawie, stworzyć platformę do dialogu z odbiorcami, odkrywać niezwykłe historie właśnie, które pochłoną czytelników i widzów. Chcemy pokazywać piękno sportu i jego bohaterów. W skrócie – „Niezwykłe Opowieści Sportowe” mają wspierać projekty wydawnicze Areny.