Nie lubię być oszukiwany. Jeśli
kupuję w sklepie słoik, na którym jest przyklejona etykieta z napisem majonez, to
oczekuję, że będzie w nim majonez, a nie musztarda czy chrzan. Jeśli sięgam po
sól, to nie obawiam się, że zakupiłem kilogram cukru, tylko zakładam, że to sól.
Niestety, raz na jakiś czas od tej reguły występują wyjątki. Czytając pozycję „Cena naszych marzeń”, wypuszczoną na rynek przez Społeczny Instytut Wydawniczy
Znak, miałem wrażenie, że to, co napisano na okładce, ma się nijak do tego, co
znajduje się w książce. Szkoda, bo sama lektura okazała się znakomita.
To nie są sportowe biografie!
Zacznę ostro, bo bardzo nie lubię, gdy nabija się mnie w butelkę. Publikacja była zapowiadana jako zbiór biografii
największych sportowców świata. Tytuł oryginału: „The Cost of These Dreams: Sports Stories and Other Serious Business”
idealnie oddaje to, co czytelnik znajdzie na kartach publikacji. Polski
podtytuł „Sportowe biografie bez cenzury” mocno przekłamuje rzeczywistość. Na tylnej
stronie okładki znajduje się informacja, że to szczery do bólu reportaż. Ani to
bez cenzury, ani szczere do bólu… Są to mocne hasła reklamowe, a to, że książka
jest napisana przyjaznym językiem, bez żadnych przekleństw i przekraczania
granic, nie przeszkadza żeby napisać „bez cenzury”. Muhammad Ali na okładce też
ma pewnie zmylić czytelników i sprawić, aby miłośnicy tego pięściarza
sięgnęli do portfeli i wysupłali z nich 54.99 zł z nadzieją, że dowiedzą się
czegoś nowego o swoim idolu. Śmiem wątpić, że ktoś w wydawnictwie
przejmuje się tym, czy opis na okładce jest zgodny z rzeczywistością. Jordan, Ali, Messi to chwytliwe nazwiska i
ludzie chcą o ich życiu czytać, a życiorysy tak sławnych postaci w jednym
miejscu mogą niejednego czytelnika skusić. W książce nie ma jednak biografii
żadnego z wymienionych sportowców. To zbiór czternastu znakomitych reportaży, niekoniecznie
sportowych, aczkolwiek sport jest co najmniej tłem w każdym z nich.
Książka jest tak dobra, że wcale nie trzeba bajerować czytelników, aby ją
kupili, bo to, co dobre, i tak się sprzeda. A ja niestety czuję się wykiwany.
Żeby być jednak uczciwym, musze zaznaczyć, że na okładce anglojęzycznego wydania
znalazł
się Yelberton Abraham
Tittle, o którym w książce też nie przeczytamy. Jest oczywiście opcja, że wydanie
amerykańskie różni się zawartością od naszego. Można spotkać się też z alternatywną
okładką, na której znajduje się Ali wraz z leżącym na ringu Clevelandem
Williamsem. Niestety nie wiem, czy jest to okładka zaprojektowana na rynek
amerykański, czy brytyjski. Wygląda więc na to, że zmylanie czytelnika to
normalna praktyka wydawnicza nie tylko u nas…
Czy ludzie w Polsce chcą czytać o golfie, baseballu i futbolu
amerykańskim?