Najnowsza książka duetu Wojciech
Fusek i Jerzy Porębski „GOPR. Na każde wezwanie” to hołd oddany Górskiemu Ochotniczemu
Pogotowiu Ratunkowemu w 70. rocznicę powstania tej organizacji. Publikacja jest
opowieścią o przełomowych momentach w jej historii, ojcach-założycielach i
najważniejszych postaciach w dziejach. Całość dopełniają opisy siedmiu grup
regionalnych GOPR, a także kronika wypadków w górach oraz – w ich następstwie –
akcji ratowniczych przeprowadzonych przez bohaterów książki.
Alfred Hitchcock twierdził, że
dobry film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a później napięcie ma
nieprzerwanie rosnąć. Autorzy książki „GOPR. Na każde wezwanie” hołdują raczej
odwrotnej zasadzie, bo swoją opowieść zaczynają snuć dość zachowawczo, przez co
pierwsze strony mogą wydawać się nieco nużące. Po przedmowie autorstwa Pawła
Koniecznego, obecnego Prezesa Zarządu Głównego GOPR, autorzy przybliżają
sylwetkę Mieczysława Karłowicza – kompozytora i dyrygenta, a także jednego z
pionierów taternictwa – który zginął w umiłowanych przez siebie górach w lutym 1909
roku. Następnie Fusek z Porębskim kreślą szerszy rys historyczny dotyczący gór
jako takich, cofając się w swoich opowieściach nawet do epoki neolitu. Okoliczności
śmierci Karłowicza nie pojawią się tutaj oczywiście przypadkowo – to zdarzenie
przyczyniło się do dyskusji nad koniecznością wypracowania rozwiązań w zakresie
ratownictwa w górach i odegrało ważną rolę w historii TOPR.
Symptomy utrzymujące uwagę
Zdaję sobie sprawę, że te mocno
historyczne fragmenty zwyczajnie musiały zostać umieszczone w takiej książce,
ale nie zmienia to faktu, że próg wejścia w lekturę – przynajmniej dla osoby
średnio zorientowanej w górskiej tematyce – jest dość wysoki. Zwłaszcza, że ów „rys
historyczny”, a więc pierwsza część, zajmuje mniej więcej 1/3 treści. Już na pierwszych
kilkudziesięciu stronach pojawiają się jednak symptomy tego, że dalej może być
ciekawie. Trzymająca w napięciu historia ratowania przez Edka Hudziaka dwójki nastolatków,
którzy utknęli na Babiej Górze (ratownik sam transportował nieprzytomną dwójkę
w dół, w dodatku co chwilę prowadząc resuscytację, pod koniec czyniąc to z
uszkodzonym kolanem) zwiastuje, że książka nie będzie tylko rysem historycznym,
ale znajdą się w niej również opowieści o zdolnych do poświęceń górskich
herosach. Im dalej w las, tym więcej wciągających historii i ciekawych anegdot,
a z każdą kolejną stroną publikacja zyskuje w oczach osób szukających w podobnych
lekturach prawdziwych emocji.
Najciekawsze dokładnie w
środku
W mojej ocenie zdecydowanie najlepszą
częścią pozycji „GOPR. Na każde wezwanie” jest część druga zatytułowana „Siedem
plemion błękitnego krzyża”. Po kolei zostały tutaj opisane wszystkie grupy
wchodzące w skład GOPR, każda według podobnego schematu. Autorzy przedstawiają w
tym miejscu, jaka była historia ich powstania, z jakimi zmianami musieli się
mierzyć goprowcy w poszczególnych regionach, ale przedstawiają też
charakterystykę danej grupy (np. najmłodsza Grupa Jurajska ma najwięcej pracy
od maja do października, kiedy trwa sezon wspinaczkowy), co pokazuje, że praca ratowników,
mimo że opiera się na tym samym, może mieć nieco inny charakter w zależności od
terenu, na którym prowadzi się działania. Zdecydowanie najciekawsze są jednak
opisy najsłynniejszych akcji ratowniczych poszczególnych grup, o których bardzo
często opowiadają sami główni bohaterowie. Jak przeczytać można w posłowiu „Od
autorów”, skłonienie ratowników do zwierzeń nie zawsze było łatwe, bo jest to
grupa dość hermetyczna i nie wszyscy wylewnie dzielą się wspomnieniami. Autorom
udało się jednak ciekawie opowiedzieć chociażby o lawinie w Białym Jarze i
nakazie SB, by koniecznie szukać ofiar mimo kolejnego zagrożenia lawinowego (poszkodowani
w dużej części byli obywatelami ZSRR i NRD), tragedii na Pilsku z 1980 roku
(śmierć trójki młodych sportowców ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Kaliszu)
czy katastrofie samolotu, który rozbił się o Policę pod Zawoją z 1969 roku (53
ofiary). Oprócz tych głośnych wypadków, w książce całkiem sporo jest również
mniej popularnych zdarzeń, co momentami przypominało lekturę pozycji
„Niech to szlak”. Zaryzykuję stwierdzenie, że ta kronika wypadków wypada nawet lepiej niż
w przypadku dzieła Bartłomieja Kurasia, a na pewno dostarcza cennych wskazówek,
czego nie robić, wybierając się w góry.
Ciekawostek nie brakuje
„GOPR. Na każde wezwanie” to jednak
nie tylko zarys dziejów organizacji i kronika wypadków. Autorzy w książce
poruszyli też wiele innych wątków. Relacje na linii TOPR-GOPR na przestrzeni
lat (historii TOPR – rzecz jasna – nie mogło tutaj zabraknąć), krótki poradnik,
jak szkoli się przyszłych goprowców, opowieści o zaangażowaniu ratowników w
inne kryzysowe sytuacje (powódź z 1997 roku, zawalenie się hali podczas wystawy
gołębi czy trzęsienie ziemi w Armenii). Sporo ciekawostek przynosi również
część trzecia, w której autorzy poruszają w osobnych rozdziałach temat psów
służących w GOPR (ciekawostka: jeden pies ma skuteczność sześciu ratowników
podczas szukania osób przysypanych lawiną i aż 12 podczas poszukiwań w lesie),
wykorzystania śmigłowców w akcjach ratowniczych czy ratowników-himalaistów,
którzy z powodzeniem zdobywali najwyższe i najtrudniejsze góry świata.
Ciekawostek nie brakuje też na wcześniejszych stronach, a mnie w pamięć
szczególnie zapadł wosk pszczeli, który stał się kluczowym składnikiem
gwarantującym sukces radiotelefonom Klimek wykorzystywanym
w akcjach ratowniczych (jeden z nich odnaleziono w górach po 29 latach i okazało się, że po podłączeniu… wciąż działał!) czy śmierć pewnego turysty, który przysiadł na słupku
granicznym i odszedł na tamten świat, mając głowę w jednym kraju, a tułów w
drugim (Niemcom i Czechom trudno było dojść do porozumienia, jak zakwalifikować
tę śmierć).
Kompromis między hołdem a lekturą
przystępną dla czytelników
Fusek z Porębskim wykonali więc
kawał pracy, który sprawił, że „GOPR. Na każde wezwanie” z lektury skierowanej
do dość wąskiego grona goprowców i osób interesujących się ratownictwem
medycznym, stał się pozycją, po którą mogą sięgnąć również czytelnicy
literatury górskiej. Oczywiście z łatwością można wskazać publikacje, które wciągają
bardziej (wszystkie dobre biografie himalaistów, jak ta
Jerzego Kukuczki czy
Adama Bieleckiego), ale patrząc na wyjściową tematykę, trzeba stwierdzić, że
autorom udało się znaleźć kompromis między oddaniem hołdu twórcom GOPR, a
stworzeniem książki interesującej dla czytelników literatury górskiej. Powtórzenie
sukcesu Beaty Sabały-Zielińskiej będzie raczej niewykonalne (mam tu na myśli
zwłaszcza jej pierwszą książkę o TOPR: „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć”), ale spragnieni
górskiej tematyki z pewnością docenią, że Wydawnictwo Agora zaserwowało im
kolejną lekturę do kolekcji. Na zakończenie jeszcze smutna konstatacja na temat
wszechobecnej inflacji, która dotknęła również górską serię Agory – książka o
GOPR wydana została wyłącznie w miękkiej oprawie, a nie – wzorem poprzednich tytułów
w serii – w twardej. Półkowi puryści nie będą z pewnością zadowoleni, ale
rosnące ceny papieru niestety robią swoje.
CZYTAJ TAKŻE:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz