W ostatnim czasie obrodziło
piłkarskimi wspomnieniami. Zbigniew Boniek, Tomasz Hajto, Roman Kosecki i on –
Tomasz Frankowski. Były reprezentant Polski i napastnik znany z występów w
Wiśle Kraków oraz Jagielloni Białystok postanowił podzielić się swoją historią
z czytelnikami w książce pisanej wspólnie z przyjacielem i dziennikarzem „Przeglądu
Sportowego”, Piotrem Wołosikiem. „Franek. Prawdziwa historia Łowcy Bramek” to
niezła autobiografia, która czyta się szybko i sprawnie.
Pisanie książek z zaufanymi osobami
– w tym przypadku przyjacielem, z którym wychowywało się na jednym osiedlu – ma
zalety i wady. Do pierwszych z pewnością można zaliczyć łatwość „otwarcia” się
głównego bohatera i szczerość we wspomnieniach (kto chciałby okłamywać przyjaciela,
który często zna nas lepiej niż my sami?). Minusem jest z pewnością trudność w
poruszaniu drażliwych kwestii, o które łatwiej zapytać dziennikarzowi nie
będącemu w zażyłych stosunkach z rozmówcą. Biografia Tomasza Frankowskiego
zdaje się potwierdzać tę tezę – brnie się przez nią bardzo przyjemnie i szybko,
w czym wielka zasługa tego, że współautorzy doskonale się znają. Piotr Wołosik
wyciąga co ciekawsze historie i zachęca „Franka” do wspomnień, komentowania.
Brak jednak w książce stanięcia na kontrze do tego, co mówi główny bohater,
przedstawienia racji adwersarzy rozmówcy. Tak jest chociażby przy opisie
kariery Frankowskiego jako parlamentarzysty. Drażliwa z pewnością kwestia
podejścia kibiców do startu w wyborach z list Platformy Obywatelskiej nie jest
przedmiotem dyskusji w książce, a trenerskie sympatie i antypatie piłkarza są
raczej tylko wzmacniane przez pytającego (źli: Paweł Janas i Michał Probierz,
dobry: Franciszek Smuda). Byłoby to jak najbardziej zasadne w przypadku klasycznej
biografii, w której dziennikarz pełni rolę ghostwritera i jego głównym zadaniem
jest ułożenie w zgrabną narrację wspomnień głównego bohatera. W przypadku
pozycji „Franek. Prawdziwa historia Łowcy Bramek” mamy do czynienia z
wywiadem-rzeką, a w przypadku tej formy oczekiwałbym od dziennikarza jednak
bycia istotną częścią tej opowieści. Nie oznacza to, że Wołosik spisał się
słabo – bardzo sprawnie prowadzi narrację, podrzuca kolejne wątki do rozmowy,
sam nakreśla tło wydarzeń, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jego zażyłość z
Frankowskim nie pozwala mu podejść do tematu bardziej krytycznie. Mamy więc nie
wielospojrzeniową biografię, a raczej typową autobiografię, gdzie odbiór głównego
bohatera wpływa na odbiór całej książki. Warto o tym pamiętać, zasiadając do lektury.
Janas, Smuda i Probierz
ciekawsi niż Wenger
Zaczyna się od mocnego uderzenia,
bo od braku powołania dla Tomasza Frankowskiego od Pawła Janasa do kadry na
mundial w 2006 roku. Franek opowiada, co czuł, gdy dotarła do niego wiadomość,
której absolutnie się nie spodziewał – że mistrzostwa w Niemczech zobaczymy
tylko w telewizji. Wspomnienia bohatera eliminacji do turnieju uzupełnione są
przypuszczeniami, że wpływ na powołania Janasa mogli mieć agenci. Później
autorzy cofają się do początków przygody z piłką „Franka” i opisują jego grę w juniorach
Jagiellonii Białystok. Robią to bardzo szczegółowo, co powinno zainteresować
kibiców Jagi, ale nie tylko. W końcu Frankowski grał w zespole, w którym występowali
jeszcze m.in. Marek Citko, Mariusz Piekarski czy Daniel Bogusz. Każdy z nich
zrobił później mniejszą lub większą karierę, ocierając się o reprezentację Polski
lub będąc jej znaczącym zawodnikiem. Następnie jest o wyjeździe głównego
bohatera do Francji (ciekawa historia, bo wyjazdy polskich piłkarzy do
zagranicznych klubów w latach 90. zawsze były interesujące – różnica poziomów
gry, inna jakość życia), wypożyczeniu do Japonii. W przypadku tej ostatniej
kwestii dużym rozczarowaniem było dla mnie zamknięcie wątku współpracy z Arsenem
Wengerem w dwóch pytaniach. Nie wiem, czy Frankowski nie miał zbyt wiele do czynienia
z francuskim szkoleniowcem, ale fakt, iż trenował pod okiem tego menadżera był
zawsze dla mnie fajną ciekawostką. Liczyłem na jej rozwinięcia w książce,
myślałem, ze dowiem się jakichś szczegółów warsztatu Francuza, a temat w zasadzie
został jedynie liźnięty. Trochę szkoda, choć być może polski napastnik grał po
prostu pod wodzą przyszłego coacha Arsenalu zbyt krótko, by móc coś więcej
powiedzieć na temat tej współpracy.