sobota, 11 marca 2017

Po drugiej stronie lustra. Historia Adama Bieleckiego

Większość Polaków poznała jego nazwisko w 2013 roku, kiedy podczas zejścia z Broad Peak zginęło dwóch jego towarzyszy: Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. To właśnie Adam Bielecki był przez wielu oskarżany o przyczynienie się do ich śmierci. Ale nie tylko o tych dramatycznych wydarzeniach himalaista opowiada w autobiografii „Spod zamarzniętych powiek”. To przede wszystkim pasjonująca opowieść o wielkiej miłości do gór, największych osiągnięciach i trudnych wyborach, przed którymi staje każdy, kto próbuje zdobywać ośmiotysięczniki.

Ogromną pokusą było postawienie na sensacyjność i rozpoczęcie tej historii od opowieści o ataku na Broad Peak. To najbardziej dramatyczne, najbardziej medialne i wywołujące najwięcej kontrowersji wydarzenie w karierze Adama Bieleckiego. Sportowiec wraz z Dominikiem Szczepańskim, współautorem książki, postanowili jednak inaczej. „Spod zamarzniętych powiek” rozpoczyna się od rozdziału poświęconego próbie zdobycia Gaszerbrum I. To z kolei największy dotychczasowy sukces himalaisty z Tychów – w 2012 roku wraz z Januszem Gołąbem dokonał pierwszego zimowego wejścia na ten szczyt w dziejach himalaizmu. Motyw tej wyprawy przewija się przez całą książkę i przeplatany jest wspomnieniami z dzieciństwa, lat młodości, pierwszych górskich wypraw, a później największych osiągnięć. Dzięki temu poznajemy całościową historię życia tyskiego wspinacza – od książki „Niepotrzebne zwycięstwa” Lionela Terraya, po której przeczytaniu postanowił, że zostanie alpinistą, po nieudany zimowy atak na Nanga Parbat z ubiegłego roku, czyli ostatnią wielką wyprawę Bieleckiego.

Minimum życia prywatnego
Tym, co wyróżnia opowieść himalaisty, jest z pewnością fakt, że niewiele zdradza on ze swojego życia prywatnego, przynajmniej tego obecnego. Na pierwszych kartkach książki jest wprawdzie sporo o dzieciństwie i rodzicach, którzy mimo strachu mocno wspierali go w realizacji pasji, ale wszystko to związane jest w mniejszym lub większym stopniu z karierą Bieleckiego. Opowiada on o tym, jak rozpoczęło się jego zainteresowanie górami i wspinaczką (co warte podkreślenia – dzięki książkom podróżniczym, które podsuwał mu mocno zainteresowany geografią i przyrodą dziadek!) i jakie przeszkody napotkał, kiedy w młodym wieku próbował rozpocząć przygodę z górami. Mimo że miał zaledwie 13 lat, chciał rozpocząć kurs skałkowy. Niestety, jak poinformowano go w Klubie Wysokogórskim w Katowicach, mógł to zrobić dopiero, gdy skończy 15 lat. Kiedy nastąpił ten moment, ponownie wybrał numer klubu, ale chciał już iść w góry – w międzyczasie sam dzięki pomocy nauczycielki nauczył się bowiem wspinać na skałkach. Po raz kolejny spotkało go rozczarowanie – kurs taternicki można było rozpocząć w wieku 16 lat. Mimo tych przeszkód, chłopak nie poddał się, co pokazuje, jak wiele miał w sobie samozaparcia. Nie mogło być zresztą inaczej, bo młody Bielecki nie widział dla siebie innej przyszłości – nie interesowała go szkoła, a na studiach nie myślał o egzaminach i zaliczeniach, tylko marzył o kolejnych szczytach.

wtorek, 7 marca 2017

Marcowe premiery (cz. 1)

Ten rok rozpoczął się dosyć spokojnie. Styczeń i luty nie zasypały czytelników sportowymi nowościami, ale wraz z poprawą pogody widać wyraźne ożywienie na rynku wydawniczym. Marzec będzie już obfitował w wiele mocnych uderzeń i w kontekście zbliżających się premier to określenie należy potraktować jak najbardziej dosłownie. W pierwszej części miesiąca królować będą bowiem sporty walki.

Polscy czytelnicy nie byli dotychczas rozpieszczani przez wydawnictwa, jeśli chodzi o publikacje poświęcone MMA. Bez wątpienia wpływ miał na to fakt, że ta dyscyplina dopiero w ostatnich latach zyskała sporą popularność. Widać to wyraźnie po marcowych nowościach, bo w pierwszej połowie miesiąca fani sportów walki będą mieli aż dwa powody, by wybrać się do księgarni. 15 marca oficjalną premierę będzie miała książka Mameda Khalidova. Jak łatwo się domyślić, największa gwiazdor w historii polskiego MMA nie napisał wspomnień sam. Mamedowi pomagał jednak nie byle kto – współautorem pozycji zatytułowanej „Lepiej, byś tam umarł” jest Szczepan Twardoch, jeden z najlepszych i najpopularniejszych pisarzy ostatnich lat. Już samo to połączenie sprawia, że wspólne dzieło obu panów zapowiada się niezwykle intrygująco. „Z rozmów z pisarzem Szczepanem Twardochem, zafascynowanym światem sportów męskich, wyłania się człowiek o niesamowitej biografii i charakterze: czeczeński wojownik świadomy swojej historii i dziedzictwa, pobożny muzułmanin, który wierzy, że islam jest jego życiową drogą oraz Polak z wyboru, który pokochał całym sercem swoją nową ojczyznę, lecz czuje się przez nią zdradzony”, przeczytać można w zapowiedzi publikacji. Muszę przyznać, że choć nigdy nie byłem fanem książek pisanych w formie wywiadu-rzeki, w tym wypadku jestem niezwykle ciekawy efektu końcowego. Z jednej strony mamy bowiem znakomitego pisarza, który gwarantuje wysoki poziom literacki, a z drugiej fascynującą życiową historię jednego z najlepszych zawodników MMA. To połączenie może się okazać strzałem w dziesiątkę, choć kibice muszą mieć na uwadze, że zdecydowanie nie będzie to pozycja wyłącznie o sporcie. „To opowieść o poczuciu tożsamości i walce o lepszą przyszłość, która toczy się nie tylko w błysku fleszy, ale i w codziennym życiu”, zapewniają w opisie książki wydawcy, czyli Wydawnictwo W.A.B. Licząca 320 stron publikacja ma na okładce wypisaną cenę 44,99 zł. Już teraz można ją jednak zamówić na Empik.com z 10% rabatem.

poniedziałek, 6 marca 2017

Wydało się: Jerzy Zmarzlik „Bij mistrza!” (1992)

Książki pisane przez wybitnych znawców tematyki zawsze czyta się świetnie. Zwłaszcza, jeśli taki autor opisuje wydarzenia, których był naocznym świadkiem, a które miały miejsce w czasach przed erą Internetu czy nawet telewizji. Tak właśnie jest w przypadku Jerzego Zmarzlika i życiorysów wybitnych polskich bokserów, których opisuje w książce „Bij mistrza!".

Pozycja wydana w 1992 przez Polską Oficynę Wydawniczą „BGW" przedstawia historię polskiego boksu i jego najwybitniejsze postaci od okresu jeszcze przedwojennego do lat 90. Jerzy Zmarzlik – dziennikarz „Sportu", a potem przez wiele lat znawca pięściarstwa piszący na łamach „Przeglądu Sportowego" – prezentuje sylwetki takich bokserów jak Antoni Kolczyński, Kazimierz Paździor, Jerzy Kulej czy Tadeusz Walasek. Każdy z nich opisany jest szczegółowo, każdemu autor poświęca jeden rozdział. Na kilkunastu zazwyczaj stronach pisze o początkach kariery, największych osiągnięciach oraz upadkach, wspomina także o tym, co ze sportowcem działo się po zakończeniu czynnej kariery.

Niewątpliwą zaletą wydawnictwa jest doskonała znajomość tematu. Zmarzlik był naocznym świadkiem większości opisywanych turniejów mistrzowskich czy olimpijskich, więc przedstawiana przez niego informacje są wiarygodne i dogłębne. Obok przebiegu kolejnych pojedynków pisze o zakulisowych zdarzeniach, emocjach, własnych odczuciach. Relacje z walk są niezwykle żywe i dynamiczne. Zmarzlik przedstawia je w taki sposób, że można poczuć, jakby było się w bokserskiej hali, w której swój pojedynek toczy właśnie Marian Kasprzyk, Leszek Drogosz lub Jan Szczepański. Atutem autora książki „Bij mistrza!" jest też osobista znajomość z większością bokserów, co pozwala mu kreślić ich rysy psychologiczne. Zmarzlik wiedział, jakimi ludźmi byli, co nierzadko miało ogromny wpływ na ich sportową postawę. Dziennikarz nie ucieka też od opisywania prywatnego życia kolejnych pięściarzy, co czyni jego opowieści jeszcze ciekawszymi.

piątek, 17 lutego 2017

Sportowa Książka Roku 2016 – kontrowersyjne rozstrzygnięcie?

Niemałe emocje wzbudziło ogłoszenie wyników plebiscytu na Sportową Książkę Roku 2016. Kilku dziennikarzy na Twitterze nie mogło się nadziwić, że w głosowaniu czytelników zwyciężyła autobiografia Thomasa Morgensterna. Paradoksalnie te protesty powinny schlebiać organizatorom – w końcu dużo gorsza od kontrowersji byłaby zupełna obojętność.

Jeśli plebiscyt wywołuje dyskusje, to wbrew pozorom bardzo dobrze – znaczy to, że wybory traktowane są poważnie. Coroczne głosowanie na zawodnika, który ma zgarnąć Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza minionych dwunastu miesięcy, są od wielu lat przedmiotem sporów, kpin i żywej wymiany argumentów. Nikt nie kwestionuje jednak, że to najbardziej prestiżowa nagroda, jaką może otrzymać kopacz. Dlatego też organizatorzy nie powinni się przejmować krytyką. Jak to się mówi w sportowym żargonie: wynik idzie w świat. Może podawanie rezultatów w wątpliwość nie jest powodem do dumy, ale z rekordowej liczby głosów należy się już jak najbardziej cieszyć. Znaczy to, że wydarzenie się rozwija i ma szansę stać się w przyszłości renomowanym konkursem, traktowanym przez wszystkich równie poważnie.

Żeby jednak wyjaśnić zdziwienie różnych osób, warto przybliżyć, jak doszło do zwycięstwa książki „Moja walka o każdy metr”. Wchodząc na stronę plebiscytu, można dowiedzieć się między innymi, w którym dniu oddano najwięcej głosów. Stało się tak 19 stycznia, kiedy to czytelnicy zagłosowali aż 2381 razy. Przy łącznej liczbie 13 060 głosów daje to wynik na poziomie ponad 18% - niemal co piąty uczestnik plebiscytu zagłosował właśnie wtedy. Skąd ten nagły skok? Żeby to zrozumieć, wystarczy odwiedzić facebookowy profil Thomasa Morgensterna. Właśnie 19 stycznia umieścił on wpis zachęcający do głosowania na jego autobiografię.

Ponad 3800 „lajków”, kilkadziesiąt komentarzy i udostępnień – taki był efekt publikacji. Nic dziwnego, że to właśnie siła fanów Morgiego zadecydowała o jego końcowym triumfie. Wynik 2729 głosów jest naprawdę imponujący. Szczególnie, gdy przyjrzeć się, ile osób przyczyniało się do zwycięstw innych tytułów w poprzednich edycjach:

środa, 15 lutego 2017

Lutowe premiery (cz. 2)

Druga część tego miesiąca przyniesie kolejne ciekawe premiery. Będzie – tradycyjnie – coś dla fanów piłki nożnej, narciarstwa w ekstremalnym wydaniu oraz himalaizmu. Na brak nowości nie będą więc mogły narzekać zwłaszcza osoby zainteresowane sportami zimowymi. Co dokładnie przygotowały wydawnictwa na nadchodzącą połowę lutego?

Zaczynamy od lektury, która swoją premierę ma właśnie dziś, 15 lutego. „Futbonomia” to książka, która powinna trafić na nasz rynek dużo wcześniej – wszak pod tytułem „Soccernomics” furorę na świecie robiła już od dobrych kilku lat! Autorzy, Simon Kuper i Stefan Szymański, „spoglądając na piłkę z perspektyw, o których wcześniej nikt nawet nie pomyślał, dochodzą do rewolucyjnych wniosków”, jak przeczytać można w opisie publikacji, która do księgarni trafi nakładem Wydawnictwa SQN. „Dlaczego skauci najczęściej wybierają blondynów? Co sprawiło, że Olympique Lyon przestał wygrywać? Dlaczego wkrótce drużyny z Londynu, Moskwy i Paryża zaczną dominować w Lidze Mistrzów?” – między innymi na te pytania ma dać odpowiedź licząca 512 stron książka. Ale nie tylko. Jak twierdzą wydawcy, gdyby Nicolas Anelka przeczytał tę pozycję, to Chelsea, a nie Manchester United, wygrałaby w 2008 roku Ligę Mistrzów. Całkiem to ciekawe, a świetne zagraniczne recenzje oraz fakt, ze publikacja została przetłumaczona na ponad 20 języków, działa wyłącznie na jej korzyść. O tym, jak prezentuje się całość, można się przekonać, wydając 39,90 zł. Przynajmniej taka kwota widnieje na okładce „Futbonomii”, bo w księgarni LaBotiga.pl jest ona do kupienia już za 29,93 zł. Tłumaczeniem książki zajął się Jakub Małecki, a wydawcy na zakończenie jej zapowiedzi piszą krótko: „Dzięki niej spojrzysz na futbol z zupełnie nowej strony”. Kto chce się przekonać, czy to prawda – do księgarni marsz! Mieszkańcy Warszawy książkę mogą nabyć nawet bezpośrednio od autorów i to już lada moment. 22 lutego Kuper z Szymańskim spotkają się z czytelnikami w stolicy. Więcej o wydarzeniu pod tym linkiem.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Wydało się: Andrzej Stanowski, Halina Zdebska „Małysz: Bogu dziękuję” (2001)

W Polsce wydano dotychczas trzy książki o Adamie Małyszu. Pierwszą pozycją poświęconą naszemu mistrzowi był album Andrzeja Stanowskiego i Haliny Zdebskiej „Małysz: Bogu dziękuję", który ukazał się w 2001 roku nakładem Wydawnictwa Biały Kruk. Co ciekawe, to jedyna publikacja, która uzyskała aprobatę „Orła z Wisły".

Trzy książki o sportowcu, którego nazwisko znało swego czasu każde dziecko, to niewiele. Pamiętać trzeba jednak, że okres „małyszomanii" przypadał na lata 2000-2003, a wtedy rynek literatury sportowej w naszym kraju nie był tak bardzo rozwinięty jak dziś. Bez wątpienia wpływ na stosunkowo niewielką liczbę publikacji poświęconych Małyszowi miał także fakt, że wydanie książki o tym sportowcu wiązało się ze sporym ryzykiem. Skoczek z Wisły pozwał do sądu Wydawnictwo Iskry, które w 2002 roku wypuściło na rynek pozycję „Adam Małysz. Batman z Wisły". Zdaniem skoczka i osób dbających o jego wizerunek, naruszono w publikacji jego dobra osobiste, zamieszczając zdjęcia z życia prywatnego Małysza bez jego zgody, a także próbując wykorzystać popularność sportowca w celach komercyjnych. Żądano od wydawców 50 tys. złotych na cel społeczny, a także przeprosin, o czym powołując się na Polską Agencję Prasową informował portal skokinarciarskie.pl. Ostatecznie skończyło się na pięciu tysiącach złotych zadośćuczynienia i nakazie umieszczenia przeprosin w „Gazecie Wyborczej", jak przeczytać można na portalu Wirtualna Polska.

Pod górkę miało też Wydawnictwo M, które na książkę o Małyszu zdecydowało się w 2004 roku. Pozycja „Adam Małysz. Moje życie" była w zasadzie wywiadem-rzeką z polskim skoczkiem narciarskim, rozmową, którą przeprowadzili dziennikarze TVP: Maciej Kurzajewski i Sebastian Szczęsny. Wydawca wydrukował 60 tys. egzemplarzy tej pozycji, ale sprzedał zaledwie kilkanaście tysięcy. Jak można przeczytać w tekście na stronie sport.pl, promocję publikacji miał zablokować agent Małysza, Edi Federer. Jak twierdzi przedstawiciel wydawnictwa, okazać miało się także, że fani niekoniecznie chcą czytać o polskim mistrzu, więc książka była wielką klapą i przez długi czas wyprzedawana była za grosze. Po latach, przed igrzyskami w Vancouver, jej bohater skarżył się, że został oszukany i rozważał nawet wniesienie pozwu do sądu. Skoczek z Wisły zapowiedział także, że kiedyś napisze swoją autobiografię, ale do dnia dzisiejszego nie doczekaliśmy się wspomnień naszego orła.

niedziela, 12 lutego 2017

Legia mistrzów

Drużyna Legii Warszawa, która w 1995 roku wywalczyła awans do Ligi Mistrzów, była nietuzinkowa. W ówczesnym składzie „Wojskowych” nie brakowało ciekawych osobowości, trudnych charakterów i piłkarzy z niebanalnym życiorysem. Sukces tamtej drużyny, a za taki należy uznać występ w ćwierćfinale elitarnych europejskich rozgrywek, wydawał się więc idealnym tematem na książkę. Dobrze, że po latach taka powstała. Szkoda tylko, że „Legia mistrzów” nie do końca spełnia oczekiwania.

Kiedy usłyszałem o książce „Legia mistrzów”, spodziewałem się lektury na miarę „Wielkiego Widzewa” Marka Wawrzynowskiego czy pozycji "Wisła Kraków. Sen o potędze" Mateusza Migi – świetnych pod względem reporterskim, dogłębnych, odkrywczych. Liczyłem na to tym bardziej, że autor publikacji o stołecznym zespole – Piotr Jagielski – jest synem znanego i cenionego reportażysty, Wojciecha Jagielskiego. Niestety, dzieło 31-letniego autora mocno mnie rozczarowało. Nie jest zbyt obszerne (liczy 270 stron), a pomysł na książkę ze względu na swoją niejednoznaczność mocno rzutuje na jej odbiór. Jagielski postanowił bowiem nie tylko ustami piłkarzy, który grali w Lidze Mistrzów, opisać zespół Legii z połowy lat 90., ale zdecydował się także na dodanie do tej opowieści tła w postaci przemian w polskim futbolu po transformacji ustrojowej, całość ozdabiając wątkami autobiograficznymi, mającymi ukazać jego osobiste odczucia jako młodego kibica. Moim zdaniem to połączenie nie sprawdziło się zbyt dobrze, gdyż rozmyło główny temat książki – historię drużyny, która w 1995 roku wywalczyła awans do Champions League.

O wszystkim i o niczym
Do „Legii mistrzów” idealnie pasuje znane powiedzenie, że jak coś jest o wszystkim, to traktuje tak naprawdę o niczym. Piotr Jagielski spróbował połączyć w książce trzy zupełnie różne tematy, co lekturze zdecydowanie nie wyszło na dobre. Wątków autobiograficznych jest w tej opowieści tak niewiele, że stanowią one absolutnie zbędne fragmenty – nie poznajmy autora na tyle dobrze, by móc się z nim utożsamić, bliżej związać, co stawia pod znakiem zapytania wtrącanie tego typu dygresji (np. o tym, że jako kibic urodzony w 1986 roku miał dosyć życia piłkarską przeszłością i oczekiwał z utęsknieniem na sukces, jakim okazał się awans Legii do Ligi Mistrzów). Gdyby publikacja była pamiętnikiem kibica, który z własnej perspektywy opisuje miłość do klubu z Warszawy i prezentuje sukces Legii ze swojego punktu widzenia, mogłoby to być całkiem ciekawe. Rzeczywistość lat 90., opisy Warszawy, wprowadzenie do książki kilku bohaterów w postaci członków rodziny, kolegów – to mogło się udać. Powstałaby w ten sposób ciekawa powieść w stylu „Futbolu i całej reszty” Przemysława Rudzkiego, mająca sentymentalny wymiar dla czytelników w wieku 30, 40 lat. Nie wiem natomiast, co autor zamierzał osiągnąć, tylko w kilku miejscach prezentując swoją osobistą kibicowską historię – moim zdaniem bez tego książka nie straciłaby na wartości.

wtorek, 7 lutego 2017

Lutowe premiery (cz. 1)

Coś dla kibiców piłkarskich, fanów szczypiorniaka i boksu. Tak w skrócie prezentuje się oferta wydawnictw na pierwszą część lutego. Na początku tego miesiąca do księgarni w całej Polsce trafiły trzy nowości, o których warto wspomnieć. Każda z nich kierowana jest bowiem do innego odbiorcy, każda zapowiada się ciekawie i każdej należy poświęcić kilka słów. Po jakie lutowe premiery można już teraz wybrać się do sklepu?

Zaczynamy od nowej książki Ronalda Renga. Tego niemieckiego dziennikarza czytelnicy mogą kojarzyć z pozycji „Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk”, która na polskim rynku ukazała się niemal dokładnie dwa lata temu. Biografia bramkarza reprezentacji Niemiec, który cierpiał na depresję i popełnił samobójstwo, odbiła się szerokim echem nie tylko w ojczyźnie piłkarza, ale na całym świecie. W Polsce pozycja wydana nakładem Wydawnictwa SQN została uznana przez jury Sportową Książką Roku 2015. Całkiem słusznie, bowiem jest to absolutnie świetna lektura, o czym przekonywałem w tej recenzji. Wielka w tym zasługa autora, który wykazał się ogromnym talentem, wyczuciem i finezją. Nic dziwnego, że wydawca tej publikacji zdecydował się wypuścić na rynek kolejne dzieło Renga. „Bundesliga. Niezwykła opowieść o niemieckim futbolu” to ponownie ciekawa ludzka historia. Autor, opisując życie Heinza Hoehera, piłkarza i trenera związanego z Bundesligą od początku jej założenia, tworzy opowieść o rozwoju niemieckich rozgrywek piłkarskich. „To nie naszpikowana datami, nazwiskami i pustymi liczbami historia niemieckich rozgrywek piłkarskich. Ta opowieść sięga znacznie głębiej – do samego wnętrza ligi. I pokazuje ją oczami człowieka związanego z nią od momentu jej założenia”, czytamy w opisie liczącej 416 stron publikacji. Zapowiedź sugeruje, że to nie tylko idealna propozycja dla fanów piłki nożnej zza naszej zachodniej granicy, ale też uniwersalna opowieść o futbolu w Niemczech. Okładkowa cena książki to 39,90 zł, natomiast w księgarni LaBotiga.pl można ją nabyć ze sporą zniżką, oszczędzając prawie 14 zł. Tłumaczeniem pozycji, która na naszym rynku ukazała się 1 lutego, zajęli się Michał Jeziorny oraz Tomasz Urban.

sobota, 21 stycznia 2017

Wojna o prawdę? Owsiański kontra Gowarzewski

Rzadko się zdarza, żeby powodem wydania książki była… premiera innej publikacji! Tak jednak stało się pod koniec ubiegłego roku, kiedy niespełna miesiąc po ukazaniu się na rynku pozycji Andrzeja Gowarzewskiego „Mistrzostwa Polski. Ludzie. 1918-1939”, światło dzienne ujrzało dzieło Jarosława Owsiańskiego „Prawdziwe i nieprawdziwe historie piłkarzy Warty Poznań w mistrzostwach Polski 1921-1939”. Ciekawe? Interesująco robi się dopiero, gdy zajrzy się do środka drugiej z książek…

Żeby nakreślić tło sytuacji, na wstępie kilka słów o obu autorach. Andrzeja Gowarzewskiego nikomu przedstawiać nie trzeba. To najbardziej znany w Polsce dokumentalista futbolowych dziejów, twórca Encyklopedii Piłkarskiej Fuji, autor prawie 100 książek i człowiek, który niemal całe życie poświęcił tworzeniu wyjątkowego archiwum. Pochodzący z Poznania Jarosław Owsiański nie jest aż tak znany, ale fani historii futbolu z pewnością co najmniej kojarzą jego dzieła. Ten twórca także ma się czym pochwalić – dotychczas jako współautor wydał trzy książki („Piłkarską lokomotywę” w 1987 roku o dziejach Lecha Poznań, pokaźną „Historię futbolu wielkopolskiego” w 2013 roku i „Encyklopedię ekstraklasy” dwa lata później), a w ubiegłym roku pozycją „Rozgrywki piłkarskie w Wielkopolsce do roku 1919” zadebiutował jako solista.

Jak łatwo zauważyć, Owsiański jako poznaniak interesuje się i bada od lat historię piłki nożnej w Wielkopolsce. Nic więc dziwnego, że po ukazaniu się najnowszego dzieła Gowarzewskiego postanowił prześledzić zawarte tam informacje dotyczące zawodników Warty Poznań. Sprawdzenie danych oraz wyrażenie swoich wątpliwości poszło mu niezwykle szybko. Niemal dokładnie cztery tygodnie po ukazaniu się książki Wydawnictwa GiA, czytelnicy mogli zamówić już jego odpowiedź na tę pozycję. Publikacja „Prawdziwe i nieprawdziwe historie piłkarzy Warty Poznań” nie jest zbyt obszerna (liczy 112 stron), ale pokrótce traktuje o każdym z sezonów 1921-1939, podczas których Warta Poznań walczyła o tytuł mistrza Polski. Przede wszystkim jednak książka wskazuje na nieścisłości oraz błędy Gowarzewskiego, które ten, zdaniem autora, popełnił w najnowszym opracowaniu.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Wydało się: Stanisław Marusarz „Na skoczniach Polski i świata” (1955)

Wydawanie wspomnień sportowców ma w Polsce długą tradycję. Prekursorem był Janusz Kusociński, który swoją biografię napisał i udostępnił do sprzedaży jeszcze w okresie międzywojennym, w 1933 roku. Na kolejne tego typu książki kibice musieli poczekać do lat 50., kiedy to na rynku pojawiły się m.in. wspomnienia Stanisława Marusarza „Na skoczniach Polski i świata".

Pozycja napisana przez legendę polskiego narciarstwa miała kilka wydań. W 1955 roku ukazała się premierowo nakładem Wydawnictwa Literackiego z Krakowa, natomiast dwa lata później wydało ją Wydawnictwo Sport i Turystyka z Warszawy. Ta sama firma w 1974 roku zdecydowała się kolejny raz wypuścić na rynek książkę „Na skoczniach Polski i świata", tym razem w zmienionej okładce i nowym formacie. Dwa pierwsze wydania wspomnień skoczka narciarskiego zwanego „Dziadkiem" musiały cieszyć się dużą popularnością, skoro zdecydowano się wydać je po raz trzeci. Nakład obu książek z lat 50. wynosił łącznie ok 20 tysięcy egzemplarzy. Dziś na takie wyniki sprzedażowe może liczyć w Polsce niewielu autorów.

Stanisław Marusarz swoich wspomnień nie napisał sam. Pomagał mu w tym Zbigniew K. Rogowski – dziennikarz „Expressu Wieczornego" i „Stolicy", korespondent „Przekroju" w Hollywood, a także autor kilkunastu publikacji książkowych. Jedną z jego pierwszych książek były właśnie wydane pierwotnie w 1955 roku wspomnienia skoczka z Zakopanego. Rogowski zajął się ich opracowaniem i tak powstała licząca sześć rozdziałów pozycja. Marusarz opowiada w niej o swoich przeżyciach nie tylko związanych ze sportem, ale także życiem osobistym i trudnym okresem II wojny światowej. Książkę czyta się bardzo dobrze, a wpływ ma na to bez wątpienia nietuzinkowa historia zakopiańskiego skoczka.