Już za chwilę, już za moment, dokładnie 9 sierpnia w Lublinie wystartują kolarze w 78. wyścigu Tour de
Pologne. Z tej okazji proponuję wszystkim fanom kolarstwa kolejną lekturę. Tym
razem na tapecie nowość na polskim rynku wydawniczym: „Anonimowy kolarz. Prawdziwe życie w zawodowym peletonie”. Opis na tylnej okładce sugeruje mocną
rzecz. Miało być prawdziwie, szczerze i przede wszystkim bezkompromisowo. Czy
faktycznie taka jest ta książka?
Kim jest anonimowy kolarz?
Na samym początku pragnę
zaznaczyć, że pomimo, iż książka krąży po świecie już od 2019 roku, nadal
nie znamy nazwiska zawodnika, który postanowił przedstawić kibicom swoją
opowieść, ani nawet dziennikarza, który prawdopodobnie pomógł mu ją napisać.
Nie wiemy, czy pochodzą oni z Holandii, Francji, Włoch, Niemiec, Wielkiej
Brytanii czy może z jeszcze innego kraju. Ta aura tajemnicy towarzyszy nam od
samego początku aż do końca. Czytamy o kimś, kogo nie możemy przypisać do
żadnej znanej nam postaci. Niby poznajemy życiorys, czytamy wypowiedzi żony,
dowiadujemy się trochę o jego dzieciach, ale zawodnik ten pozostaje całkowicie
anonimowy. Aż dziwne, że przez dwa lata czytelnikom nie udało się dociec, kto
stoi za pomysłem obnażenia kolarstwa z niemal wszystkich jego tajemnic. Od startu
do mety jesteśmy bombardowani szczegółowymi informacjami płynącymi prosto z
peletonu. Żeby czytać tę książkę z przyjemnością, trzeba jednak dobrze czuć
kolarstwo. W przeciwnym wypadku może wiać nudą.
Czy kolarze są źle traktowani przez swoich szefów?
Podczas oddawania się lekturze
naszła mnie taka myśl, że być może każdy z nas mógłby napisać coś podobnego,
oczywiście większość z pomocą ludzi, którzy potrafiliby te nasze wypociny ubrać
w słowa. Każdy, kto pracuje w jakimkolwiek zakładzie pracy, mógłby usiąść przed komputerem
i zacząć spisywać wszystko to, co dzieje się w firmie. Nadać tytuł „Anonimowy
górnik” albo „Przygody nieznanego taksówkarza”, następnie odpowiednio wszystko
podkoloryzować, dodać coś ekstra i mamy hit! Im gorzej o firmie będziemy pisać,
tym lepiej. Tylko na ile będzie to prawdziwe? Czy jesteśmy w stanie sprawdzić,
że to, co zostało zapisane na kartach książki, jest zgodne z prawdą? Trudno
będzie czytelnikowi to zweryfikować. Zastanawiam się, czy jak ten anonimowy kolarz
skończy już karierę, to kolejne wydania publikacji będą podpisane jego imiennie
i nazwiskiem? Mocno w to wątpię. Druga myśl, która pojawiła mi się w głowie, to
czy wszystko, co zostało spisane na kartach „Anonimowego kolarza”, jest aż
tak bardzo zaskakujące? Ja uważam, że nie. W żadnym zakładzie pracy nie toleruje
się publicznego krytykowania tego zakładu, notorycznego spóźniania się, niewykonywania
swoich obowiązków, częstego kłócenia się z własnym szefem, przychodzenia do
pracy pod wpływem alkoholu lub po zażyciu niedozwolonych pigułek (a nie, przepraszam…,
na to akurat szefostwo w kolarstwie daje zielone światło, co często wykazują
testy antydopingowe;). Już tak całkiem serio: pan kolarz anonim przedstawia to
jako coś niezwykłego, jako wielki rygor, któremu zawodnicy są poddawani i muszą
bardzo się pilnować, aby nie wylecieć z pracy. Tymczasem tak jest przecież
wszędzie. Każdy może stracić pracę po tego typu wykroczeniach, chyba że sam
jest swoim szefem. Z pewnością książka może się jednak spodobać, zwłaszcza
ludziom, którzy są maniakalnymi fanami zawodowego kolarstwa i im bardziej
szczegółowo o tym sporcie będzie napisane, tym dla nich lepiej.